Parenting

Dlaczego nie puściłam mojego dziecka rok wcześniej do szkoły, mimo, że jest nieprzeciętnie inteligentny

Teneryfa w grudniu, czy warto? 05

 

Pytanie tytułowe zadałyście mi setki razy, kiedy pisałam o niezadowoleniu ze szkoły i ponadprzeciętnych zdolnościach intelektualnych Maksymiliana. W sumie ma to niby sens – dziecko szybciej się rozwija, my wcześniej wysyłam go do szkoły, gdzie potencjalnie ma możliwości rozwinięcia swoich umiejętności. Potencjalnie. Jak to wygląda naprawdę?

Kiedy okazuje się, że Twoje dziecko jest inne

Dość szybko zrozumiałam, że Maks różni się od rówieśników. Kiedy w piaskownicy, w kuleczkach czy na spotkaniach ze znajomymi, większość 2-3-latków dłubała w nosie,  porozumiewała się w Suahili lub na migi, taczała się po ziemi i bawiła samochodzikami wydając miarowy dźwięk ‘bruuum’ z całą śliną kapiącą na ziemię, Maks wyglądał wybitnie inteligentnie. Mówił już płynnie z całym pakietem ‘sz’, ‘czy’ i francuskim ‘r’. Umiał przeprowadzić ładną rozmowę z obcymi, zachowywał się z większą ogładą i zawsze ‘niechcący’ prezentował swoje ponadprzeciętne umiejętności – to palnął zdanie po angielsku, to policzył do 30… po angielsku, lub powiedział 10-zwrotkowy wiersz. Mamy wpadały przy nas w kompleksy, nie rozumiejąc dlaczego ich urocze pociechy wyglądają przy Maksiuli … no cóż. Blado.

Byłam oczywiście najdumniejszą mamą w tej galaktyce. Moje dziecko odkąd nauczyło się mówić, było ze wszystkim intelektualnie do przodu. Do tego nie miewał buntów 2-3- latka, nie rzucał się po ziemi. Rozmawiał ze mną, analizował problem.

Zaczęłam się zastanawiać czy to na pewno normalne kiedy w wieku lat 2 zrobił pewną rzecz. Mieliśmy literkowe puzzle drewniane. Alfabet był ułożony w poziomych liniach, a litery składały się z sekwencji czterech kolorów. Mój tata wymyślił z Maksem taką zabawę, że Maks się odwracał, a mój tata zabierał jedną literkę. 25-miesięczny Maks umiał powiedzieć jaka to litera i … jaki miała kolor i to już od pierwszej zabawy alfabetem. Po prostu analizował sekwencje kolorów i zapamiętywał wzór. Później zrobiłam z nim kilka podobnych testów i … poznałam w synku siebie.

Praktycznie nikt o tym nie wie, ale sama od dziecka miałam takowe umiejętności. Zaczęłam dla zabawy budować mapę myśli (nazwę poznałam jako osoba dorosła) i wyznaczałam sobie cele nielogiczne do zapamiętania. Takie ćwiczenia wynikały głównie z nudów. Bo dla dzieci takich jak ja czy Maks, szkoła to niekończąca się nuda. Tyle, że za moich lat byłam po prostu dziwna, niegrzeczna, niewystarczająco skupiona.

W każdym razie w tamtym momencie przeszły mnie ciary. Bo jako osoba dorosła nie rozważałam od lat potencjału który posiadałam wiele lat temu. A oto przed oczyma miałam kogoś potencjalnie (przypominam, miał zaledwie 2 lata) podobnego do siebie. Wiedziałam, że łatwo nie będzie, jednak nastawiałam się optymistycznie. Przecież świat się zmienił i teraz wręcz czeka na takie dzieci, prawda? A przynajmniej ułatwia im życie.. Prawda? Prawda?

**** prawda

W przedszkolu było dobrze. Prywatne, kameralne z przeukochaną panią, która akceptowała Maksa takiego jakim był i umiała wydobyć z niego to co najlepsze. Z kolegami, którzy interesowali się kosmosem, zwierzętami i hodowlami ślimaków zamiast pykać w gierki i ganiać za piłką. Bardzo to przeżywam, bo pamiętam jak mu tam było dobrze. Sielanka skończyła się kiedy poszedł do szkoły.

To jest dobry moment, żeby odpowiedzieć Wam na pytanie tytułowe: Dlaczego nie puściłam mojego dziecka rok wcześniej do szkoły, mimo, że jest nieprzeciętnie inteligentny?

Z prostej przyczyny. Żadne dziecko, ani to super ani średnio inteligentne nie chce, czy to w wieku lat 6, ani 7, spędzać 2/3 dnia na… pisaniu literek. Żadne dziecko, a szczególnie te inteligentne, nie ma na to ochoty.

Inteligencja dzieci wybitnych polega na tym, że są dobre w pewnych dziedzinach i mają pasje i zafiksy. Te zainteresowania się non stop zmieniają i odkąd inteligentne dzieci umieją czytać i obsługiwać komputer szybko stają się ekspertami w danych dziedzinach. Nie ma to żadnego, ale absolutnie żadnego związku z chęcią siedzenia w ławce, pisania non stop infantylnych zdań i nudzenia się, bezdennego, przerażającego nudzenia się.
Czy to jako 6-cio czy 7-mio latek.

Wiecie jakie zainteresowania ma mój syn? Tak, żeby iść do szkoły w podskokach musiałby mieć na zajęciach głównie: chemię (kocha, uwielbia, nerkę by oddał za robienie eksperymentów chemicznych od świtu do nocy), robotykę (z elementami programowania), zajęcia przyrodnicze (najlepiej w oceanarium gdzie miałby zajęcia praktyczne z pielęgnowania krokodyli, bo wie o nich więcej niż niejeden biolog.. ale rekiny i inne zwierzęta też byłyby ok). Z normalniejszych to mógłby czytać lektury i wypełniać zadania matematyczne. Do tego z zajęć sportowych –  wspinaczka (może być ścianka, ale nie pogardziłby i wycieczkami w góry ;)) i wolne (podkreślam wolne, bo ma w szkole pływanie ale każą mu .. pływać w tę i z powrotem i tego nienawidzi) zajęcia na basenie z elementami nurkowania.

W tych rzeczach moje dziecko może być wybitne, bo to uwielbia. W innych dziedzinach inteligencja mu nie pomaga… na przykład w takiej kaligrafii (pisze chyba najgorzej w klasie ;)). A to właśnie ją katuje się przez 3 pierwsze lata.

Jak same widzicie jego skille nijak się mają do naszej tradycyjnej edukacji, nie ważne czy zaczniesz ją w wieku lat 6-ciu czy 8-miu. I tak zdechniesz z nudów! Lub ogarniesz sobie powyższe zagadnienia pozalekcyjnie (jak to czyniliśmy my).

W państwowej szkole Maks tak się nudził, że nie chciał wysiadać z auta pod szkołą. Wymiotował, płakał i błagał nas z całym bólem egzystencjalnym na ukochanej buźce, mówiąc, że on “nie da rady tak się nudzić cały dzień, NIE DA RADY!” I było widać, że nie kłamie ani w ułamku tego zdania.

W szkole pojawiły się szybko także dysproporcje Maksa w rozwoju społecznym w stosunku do intelektualnego. Ciężki i bolesny dla nas temat, który pomijam zw. na dobro synka. Jednak podkreślić należy, że dzieciom takim jak Maks, które nie wpasowują się w żadną nazwę, czy diagnozę (typu Asperger) jest bardzo ciężko, bo szybko otrzymują łatkę “niegrzecznych”.

Żyłam z takową większość swego życia szkolnego…

Nowa szkoła – jest lepiej!

Po fatalnym pierwszym roku w szkole publicznej, przenieśliśmy Maksa do szkoły prywatnej. Początki nie były łatwe, bo kiedy do rysopisu Maksa dodacie matkę, wychowującą w duchu Rodzicielstwa Bliskości, z całym tym np. “bez nagród i kar”, od razu wyglądacie na świrów i rodziców wychowujących bezstresowo. Jednak udało nam się tę bańkę przebić, głownie dzięki wielkiemu doświadczeniu pani pedagog – psycholog, która wzięła pod swoje skrzydła i Maksa i jego panią, która jak się domyślacie ma z Maksiulem wiecznie pod górkę. I wiecie, co.. jakoś poszło. Krok za krokiem, do przodu.

Czy Maks lubi obecnie chodzić do szkoły? Żartujecie sobie? ;) Wyliczył by Wam dokładnie które zajęcia są ok. Szczęśliwe ma tą swoją ukochaną robotykę i basen (choć w nieszczęsnej wersji). Chodzi także na inne kółka zainteresowań. Jego pani bardzo się stara, żeby ta relacja z młodym była miła i sympatyczna i żeby chciał współpracować, co bardzo cenię. Więc chodzi. Co rano mówi, że nie pójdzie, ale potem z uśmiechem nakłada mundurek, pakuje się i idzie. Po szkole jest zawsze zadowolony. Dość często ma pochwały, buźki, uśmieszki i szóstki. Po szkole sam pilnuje swojej pracy domowej, przygotowuje się do Kangurka i robi różne szkolne projekty (ostatnio wyklejał drzewo genealogiczne).

Nowa szkoła nas po prostu uratowała…

Nie wiem czy w tym wpisie widać moje emocje, ale ledwie oddycham jak to piszę. Przez półtora roku szkoły Maksa wypłakałam więcej łez niż przez ostatnie 10-lecie. Starając się chronić swoje dziecko z historią zaczynającą się tak podobnie do mojej… Pani psycho- pedago od razu wyłapała te powiązanie. Fakt, jestem, a może byłam, gotowa walczyć z całym światem i oczy wydrapać, tylko po to, żeby mój syn nie został przez szkolnictwo potraktowany tak jak ja. Żeby jego potencjał był jego mocną stroną, którą ktoś chce poprowadzić i wykorzystać, nie skupiając się wyłącznie na tym co działa słabiej.

>
>
>
>
>

 

Jeśli masz dziecko wybitne, dziecko z zespołem Aspergera lub z innymi zaburzeniami sprawiającymi, że – nie ważne w którą stronę – ale nie wpasowujecie się idealnie w system, wiesz o czym piszę. Masz też świadomość, że większość ludzi szufladkuje Twoje dziecko na dwie proste kategorie – wybitny albo ‘niegrzeczny’ (/niedostosowany/niepasujący). A do nas mam, należy uparte przedzieranie się w poszukiwaniu środka tych dwóch biegunów.

Więc kiedy los dał mi Lenkę, najzwyczajniejszą, wystarczająco inteligentną i rewelacyjnie nawiązującą kontakty rówieśnicze, wzięłam głęboki wdech. To była ta równowaga, której potrzebowałam. Siła, mówiąca mi, że Maksa mam rozpatrywać nie w kategoriach – co – zrobiłam – nie – tak- a jako niezwykły dar, który przypadł w udziale właśnie mi. I tak chcę go przedstawiać światu.