Parenting

Moje sposoby na odporność dzieci

Moje sposoby na odporność dzieci 02

Pytanie – bumerang. Powraca każdej jesieni, kiedy zastępy świeżej krwi ruszają w bramy przedszkola. I po 7 dniach wracają, aby zalegać w łóżkach z temperaturą i gilem po pas. A potem jak na huśtawce – 2 tygodnie w przedszkolu, tydzień w domu, lub odwrotnie. Antybiotyki, leki vs zapalenia płuc, uszu i gile po pas itp.
Ale wydaje się, że jest ok, bo ponoć wszyscy to przechodzą. Otóż nie… Mój syn nigdy w swym 7-letnim życiu, nie brał antybiotyku. Ani razu poważnie nie chorował (z córeczką już tak doskonale nie jest, ale wierzę, że to dlatego, że przestałam sama stosować się do własnych zaleceń. Mimo wszystko mała na niespełna 4 lata, poważniej chorowała 2x – zapalenie ucha) Jak to zrobiłam, spytacie? Kilka trików mam. Jednak należy pamiętać o dwóch ważnych kwestiach: 1- stosowałam je od dnia 1 życia dziecka, 2- nie są jakimś tajemniczym zaklęciem, które wypowiecie i od jutra już nigdy nie będziecie musiałby używać L4 na chorego malca.

Hartowanie i ‘zimny chów’

Od pierwszych dni wychodziłam z dziećmi na spacery. Obydwoje są jesienno – zimowi. Grudniową Lenkę, całą zimę prowadzałam na spacery po godzinę- dwie. Odmrażałam sobie kończyny, silnie wierząc, że świeże powietrze są bardzo ważne dla jej zdrowia i rozwoju. Więc -15, z płaczącą mamą w słuchawce (zimnego powietrza się nałyka! zapalenie płuc i śmierć!), codziennie odbierałam Maksa z przedszkola, przedzierając się przez śniegi. Z Maksem podobnie kursowałam dzień w dzień, do mojej mamy (opiekowaliśmy się nią w czasie chemioterapii), około godzinę drogi w jedną stronę, niezależnie od pogody.

Zawsze byłam (i jestem) tym ‘wyluzowanym rodzicem’, choć porównując moje zachowanie, do tego jak postępują rodzice w krajach zachodnich, jestem normą. Moje dzieci jedzą lody, zimą w rękawiczkach, piją napoje prosto z lodówki. Biegają boso po podwórku w 10C,  jeśli mają taką ochotę. Kąpią się latem jako pierwsze i jedyne w jeziorze w 18C. I również jako jedyne nie noszą czapki w 10C ;). Tą czapkę co sezon traktuję z przymrużeniem oka, bo ona jest tylko symbolem – tych budek naciągniętych w 30C, siedmiu sweterków, pod kombinezonem, że ciężko dziecku krok zrobić, czerwonym spoconym buziom i wiecznemu ‘nie wolno’ – bo za zimne!

Mam silną wiarę, że dzieci to nie samobójcy. Kiedy są chore i zmęczone – sygnalizują to. Póki biegają jak szalone, choćby z gilem po kolana czy na środkach przeciwgorączkowych, ufam im, że nie mają na celu zamęczenia się na śmierć.

Musimy mieć świadomość, że wiele rzeczy które robimy, lub których nie robimy, nie ma żadnego wpływu na zdrowie naszych dzieci (chyba, że in minus), a po prostu wnieśliśmy je z domu. Wymieńmy kilka:

  • jesteś chory, siedzisz w domu
  • w czasie choroby się nie kąpiemy, lub przynajmniej nie myjemy głowy
  • serek wyjęty z lodówki musi ‘odstać’, żeby nie być taki zimny i nie podrażnić gardła
  • nie pijemy żadnych napojów z lodówki, bo kończy się to zgonem włącznie ;)
  • nie wolno siedzieć za długo w jeziorze, bo zachorujesz
  • nie siadaj na zimnym betonie, bo dostaniesz ‘wilka’ ;)
  • zawsze noś czapeczkę, bo ‘nawieje ci w ucho’ (nigdy nie mówią czego.. może piachu)

Kiedyś jedna z koleżanek powiedziałam mi “eee, bo ty się nie boisz jak puszczać półnago, bo twoje nie chorują.” A może odwróćmy sytuację – moje dzieci mniej chorują bo od niemowlęctwa pozwalałam im zachowywać się jak dzieci w USA, czy UK. 90% z Was zna opowieści o gołych stópkach u niemowlaków w 0C czy uczniach w krótkich rękawkach zimą. A czy wnioski widać w naszym narodzie? Nie. Bo nasze dzieci ulepione są z innej gliny. Polskiej. W czapeczce.

Jesteś tym co jesz

Wiadomo,  że zdrowa zbilansowana dieta ma wpływ na zdrowie i odporność naszych pociech. Jedzenie może zdrowie budować lub rujnować. Dlatego tak zaciekle walczę o wykluczenie nadmiernych ilości cukru z diety moich pociech. Z resztą w tym roku pomaga mi w tym ministerstwo, ale o tym innym razem.

W tym temacie mam lekkie rozdwojenie jaźni jeśli chodzi o nasze doświadczenia.
Z jednej strony Maks od niemowlaka jadł źle – mleko, mąka, cukier (zastępowany przeze mnie ksylitolem lub miodem). Obiadowo – 90% – słoiczki (do 3 r.ż).  Z drugiej strony, mająt tę wiedzę, non stop “oszukiwałam” los, przemycając mu różne dobrodziejstwa. Np. przez ponad rok, czy dłużej, codziennie robiliśmy mu domowe soki – marchew + pomidor + ogórek + jabłka + inne owoce, które mieliśmy w domu.

Lenka zaś sama z siebie, dzięki BLW, jadła zdrowo. Pominęliśmy więc miksowane zupy warzywne i soki, które za jej życia pojawiają się od czasu do czasu bez spektakularnej regularności.

Jednak o zdrową dietę ciągle walczę. Zaczęłam od ‘zdrowych wakacji‘ a niedługo na blogu zaczniemy projekt ‘zdrowa jesień, zima’ i tak dalej…

Szczepienia

Bardzo ciężki dla mnie akapit jako, ze po części wierzę w ruch eko, bio naturals. Silnie jestem po stronie medycyny naturalnej, zaś w tym temacie moje wrażenia są… skrajne. Więc podzielę się tylko doświadczeniem, nie dorabiając ideologii, ok?

Maks – szczepiony na wszystko co dodatkowe (poza ospą) zgodnie z kalendarzem szczepień dodatkowych i obowiązkowych. Zdrów jak ryba!

Lenka – rodzona w czasach “stop nop”, i ruchach antyszczepionkowych. Po szczepionce na rota, mocno płakała. Dzięki wiedzy lub ‘wiedzy’ o krzyku mózgowym spanikowałam, poszłam do neurologa, rozdzieliłam jej szczepienia (wszystkie szczepionki miała robione pojedynczo w tym krztusiec acelularny, z dużym opóźnieniem). Łatwo poszło bo była wcześniakiem. Dodatkowe szczepienia zarzuciłam. Szczepiliśmy ją przez to praktycznie każdego m-ca, bo rozdzielnie było tego tak dużo. Lenka nienawidziła gabinetu lekarza. Pamiętacie wpis “Mów prawdę?” Teraz wiecie skąd panika Lenki i pytania “czy będzie zaścik?”
13 m-c życia i  zapalenie ucha, antybiotyk. Kiedy wydobrzała, olałam stopy nopy i poszłam doszczepić ją na pneumokoki. 2 lata po tej dawce, była ‘czyściutka’ i coś tam znowu przyplątało się jej w ubiegłym sezonie, ale z 3-latką poszło szybciutko i łatwo (choć z antybiotykiem).

Wnioski? Obiecałam, że nie będzie :)

Suplementy

Zacznę od informacji ważnej. Kiedy Maks miał miesiąc, moja mama zachorowała na raka. A jako, że medycyna konwencjonalna szybko ją nam oddała, nie oferując dalszego leczenia (po zatruciu chemią), zrobiłam dosłownie doktorat z naturalnych suplementów z całego świata. Faszerowałam nimi mamę i … po pewnym czasie, syna (i resztę rodziny).

[I być może dlatego, mój króciutko karmiony piersią syn, jedzący paskudztwa, szczepiony na co się da, ma tak niedorzecznie dobrą odporność. Lenka, urodziła się 3 lata później kiedy mama była już zdrowa i nie miałam  takiego parcia na suplementy i cóż… choruje znacznie więcej niż brat.

BYĆ MOŻE DLATEGO. Ale jest też opcja, że zadziałało coś innego. Lub skumulowało się wiele wątków. Więc zanim powiem Wam o swoich sprawdzonych suplementach, chcę odwołać się do Waszego zdrowego rozsądku. Żaden specyfik nie pomoże Waszym dzieciom w tydzień – dwa. Tu nie magiczna różdżka. Suplementy mogą, acz nie muszą, być dodatkiem do tego co opisałam powyżej.]

Naturalne suplementy, które stosowałam/stosuję na sobie i swoich dzieciach:

1. Transfer Factor (Classic lub jeśli mieszkasz w USA- Kids)
To jest suplement, który postawił na nogi moją mamę. Znam osobiście dwoje ludzi, którym nie dawano szans a żyją do dziś, po kuracji tym specyfikiem (w wersji Plus/ Tri Factor). Zawiera on naturalne cząsteczki Transfer Factor XF ekstrahowane z siary krów (colostrum).

Opis:

“Transfer Factor stosuje się przy:

  • częstym przeziębieniu, grypie, opryszczce,
  • stanach zapalnych uszu, zatok, dróg oddechowych,
  • wirusowyh i bakteryjnych stanach zapalnych układu moczowo-płciowego,
  • zakażeniach grzybicznych i pasożytniczych,
  • chorobach skóry, łuszczycy, róży, egzemach
  • schorzeniach alergicznych, np. egzema, astma,
  • wirusowym zapaleniu Wątroby typu B i C
  • chorobach autoimmunologicznych, toczniu, stwardnieniu rozsianym, reumatoidalnym zapaleniu stawów, cukrzycy typu I, toczeń
  • chorobach o podłożu neurologicznym, schizofrenii, chorobie Alzheimera
  • chorobach nowotworowych

    Polecany dzieciom wielokrotnie zapadającym na infekcje mimo leczenia antybiotykami, stosowany nawet u noworodków. Przynosi wzmocnienie układu immunologicznego u osób starszych, osłabionych chorobami przewlekłymi. Profilaktycznie może być stosowany w mniejszych dawkach w celu zapobiegania infekcjom nawrotom chorób, wzmocnieniu organizmu narażonego na długotrwały stres.” transferfactor.pl

“Cząsteczki Transfer Factor są absolutnie wyjątkowe. Zawierają one informacje, które mogą być przekazywane z jednego układu odpornościowego do drugiego. To oznacza, że organizm może skorzystać z edukacji na temat odporności, jaka jest mu niezbędna do rozpoznawania, reagowania i zapamiętywania niechcianych zagrożeń. 4Life Transferceutical™ to produkty, które prawdziwie i w nadzwyczajny sposób wspomagają układ odpornościowy.” 4lifepolska.pl

Kiedy chorowała moja mama w  PL dostępna była jeszcze wersja ‘Kids’ (cukierki do ssania), choć ogólnie suplementy były ciężko dostępne i sprowadzałam je z USA. Obecnie można je kupić w 1000 sklepów i na allegro. Wersji Kids już nie ma, więc dzieciom podaje się proszek z kapsułki Classic.
Po więcej info. skontaktujcie się z jakimś przedstawicielem firmy 4life.

A tu jeszcze info. po ang. — > Transfer Factor

To jest nasz absolutny nr. 1 w budowaniu odporności. Gdybym miała polecić Wam tylko jeden suplement, postawiłabym właśnie na ten. Swoją drogą od choroby mamy promowałam go tyle razy, że firma powinna wybudować mi pomnik, lub choć dożywotnio podsyłać mi swoje produkty ;).

2. Tran
Odkąd przeczytałam o ile lepiej wchłania się tran niż sztuczna wit. D, zamieniłam suplement już niemowlakom (jak to się robi na północy europy) na tran. Podaję go cały rok, za wyłączeniem 3 miesięcy letnich (choć i w tym czasie jak najbardziej można go podawać). Wierzę, że wpływa pozytywnie na budowanie odporności, jeśli jest przyjmowany długo i systematycznie.

3. Immulina (dla dzieci- syrop, dla dorosłych- kapsułki)
Nie daje tak spektakularnych efektów jak nr. 1 z listy, ale jest zielona i naturalna :). Na pewno nie szkodzi, a jest duża szansa, że stosowana regularnie, przyniesie pozytywne efekty.

“Immulina wzmacnia nasz układ odpornościowy 20 razy skuteczniej niż najsilniejszy ekstrakt z aloesu i 40 razy mocniej od wspomnianego już ekstraktu z jeżówki purpurowej (popularna Echinacea purpurea). Badania wykazały, że jest najsilniejszym ze znanych aktywatorów makrofagów, czyli komórek układu immunologicznego, które znajdują się na pierwszej linii obrony przed atakiem patogenów. Immulina w tkance limfatycznej przewodu pokarmowego aktywuje komórki należące do układu wrodzonej odporności. Łączy się ona z tymi samymi receptorami, które służą do wykrywania bakterii, grzybów i niektórych wirusów. Jej działanie nie polega jednak na ciągłym utrzymywaniu układu immunologicznego w stanie gotowości, co mogłoby być niekorzystne dla naszego organizmu. Immulina raczej przygotowuje układ odpornościowy na atak i w konsekwencji poprawia jego działanie. Immulina przyjmowana codziennie ćwiczy nasz układ odporności niczym wojsko na poligonie gotujące się do walki z atakiem nieprzyjacielskich wojsk, które nadejdą nie wiadomo, z której strony i nie wiadomo, w jakiej sile.

Immulina wzmacnia odporność, chroniąc przed infekcjami i zapobiegając pojawieniu się objawów opryszczki. Stosując Immulinę w zalecanej przez producenta dawce (czyli profilaktycznie jedną kapsułkę dziennie), można zapomnieć, że zwykle o tej porze roku poszukiwaliśmy w panice kolejnego skutecznego środka, który byłby w stanie chociaż przyspieszyć gojenie się swędzących strupków na wargach. Jeżeli choroba nas już dopadła, możemy tę dawkę zwiększyć do czterech kapsułek dziennie.”
(polki.pl)

Tu jeszcze fajne info —> znanymedyk.pl

4. Wszystko co naturalne i łatwe do przyrządzenia w domu.
Syrop z cebuli, bzu. Sok z kapusty i ogórków. Czosnek jedzony jak drażetki ;). Oczywiście na ile Wasze dzieci są wstanie to pić, czy jeść. Nic na siłę, pamiętajcie.
Mnie tata faszerował czosnkiem a po kilku latach okazało się, ze puchłam tak nie z płaczu, wymiotowania i wściekłości, ale dlatego, że miałam alergię. Także tego… ;)

Czy dziecko musi ‘się wychorować’?

Poruszyłam ten temat z kilkoma lekarzami i immunologami. Internet huczy, że ilość przebytych chorób sprawia, że ma się bycze zdrowie w przyszłości, a mój syn nie chorował na nic.. Więc z jednej strony cieszyłam się, że mam zdrowe dziecko zaś z drugiej zamartwiałam. Aż zdobyłam wiedzę od kilku doktorów. Otóż, (ta informacja była dla mnie szokiem) Maks chorował. Tyle, że mając byczą odporność jego ‘chorowanie’ mogło się odbyć za pomocą kichnięcia, lub jednego gila, czy nocnego wiercenia. Jego organizm ‘notował’ spotkanie z wirusem czy bakterią, tyle, że ubijał je w zarodku i nie pozwalał się im rozhulać.

Więc oficjalnie – Wasze dzieci nie muszą spędzić połowy życia przedszkolnego w łóżku, żeby być zdrowe w przyszłości. Mając świetną odporność poradzą sobie z choróbskami sprawniej niż koledzy.

Czy coś z powyższych pomoże Waszym dzieciom? Nie wiem… Zmiennych jest tyle,  że ciężko wyłapać ten jeden aspekt, który wpływa na zdrowie. Z drugiej strony warto dokonywać zmian i próbować z zaufaniem podchodzić do rozwoju naszych dzieci a także tego co oferuje natura. Zawsze będzie to lepsze niż tona aptecznej chemii.

 DSC06767-2 DSC06781-2 DSC06785-2 DSC06790-2
DSC06819-2 DSC06829-2 DSC06896-2

Maks:
Kurtka- Mouse in a house
Spodnie/bluza- Zara
Koszulka- Mango
Buty- Puma

Lenka:
Kurtka/sukienka/rajstopy- Gap
Czapka- H&M
Buty- Mrugała