Lifestyle

Najważniejszy przedmiot w szkole

tafelenni

Każdy z nas miał swój ulubiony przedmiot w szkole. Natomiast czy był to przedmiot najważniejszy? Odpowiedź na to pytanie przyjdzie dopiero w dorosłości

tafelenni

Każdy z nas miał swój ulubiony przedmiot w szkole. Natomiast czy był to przedmiot najważniejszy? Odpowiedź na to pytanie przyjdzie dopiero w dorosłości

Każdy z nas miał swój ulubiony przedmiot w szkole. Natomiast czy był to przedmiot najważniejszy? Odpowiedź na to pytanie przyjdzie dopiero w dorosłości.

Od dziecka czułem, że coś jest nie tak. Jak większość dzieci nie lubiłem szkoły, ale nie jako instytucji tylko, jako systemu. Pamiętam, że w podstawówce przyszedłem raz na lekcje z przypinką “nie lubię szkoły”. Pan od fizyki (a był największym tyranem w szkole) dostrzegł ów znaczek i spokojnym głosem zapytał “a dlaczego nie lubisz szkoły?” Coś tam burknąłem w przerażeniu, po czym odpowiedziałem nieśmiało “bo jest wszystkiego za dużo! Nie nadążamy się uczuć, i szybko zapominamy tego czego się nauczyliśmy. To bez sensu!” Można to nazwać buntem 12- latka, ale z dzisiejszej perspektywy, jestem z siebie dumny.

Nie pamiętam większości wiedzy zdobytej na lekcjach w szkole podstawowej. Bo kto umie z pamięci omówić rozmnażanie dżdżownicy lub sosny. Lub wyliczyć rodzaje skał czy er. Może to wszystko gdzie tkwi w podświadomości. Większa jednak szansa, że zostało nadpisane przez inne terabajty bezsensownego wkuwania.

Jest jednak taki przedmiot, który w 100 % wykorzystujemy w dorosłości.
Jaki to przedmiot i  dlaczego matematyka?
Bo jako jedyna nie magazynowała danych w mózgu, natomiast go ćwiczyła! Nawet jeśli dziś nie całkuje, nie obliczam cotangensa ani pierwiastków to mój wyćwiczony mózg, procentuje. Jestem przekonany, że ten trening wykorzystujemy dzisiaj nieświadomie w wielu sytuacjach. Kiedy planujemy czas, kiedy szukamy rozwiązania problemu, kiedy musimy szybko podjąć jakąś decyzję.
Nie mówię, że biologia, historia czy geografia nie są ważne. Te przedmioty dostarczają wiedzy, którą zapamiętasz lub nie. Zazwyczaj jest to jakieś 30 %, to moja teoria poparta własnym przykładem.

Moją historię z matematyką można określić jednym słowem – tango.
W naszej klasie w sali matematycznej szkoły podstawowe wisiało hasło “Matematyka królową nauk”. Za groma tego nie rozumiałem. Codziennie irytowało mnie tym bardziej, i trudniej było rozwiązać jakieś zadanie. “W czym mi się przyda ta matma w życiu?!” powtarzałem w myślach. W moim przekonaniu utwierdzali mnie dorośli, którzy nie radzili sobie z pracami domowymi, ilekroć prosiłem o pomoc. Nie dostrzegałem też aby jakikolwiek dorosły w moim otoczeniu korzystał z tych wszystkich skomplikowanych wzorów i działań. To się nie trzymało kupy. Gdyby ktoś wtedy wytłumaczył mi w kilku prostych zdaniach, że nie uczymy się matematyki po to aby coś zapamiętać, tylko po to aby trenować mózg – być może moje nastawienie do tego przedmiotu byłoby inne już od młodych lat. Tak czy inaczej zawsze byłem dobry z matmy. Czasem 4 czasem 5. 3- prawie wcale. Mimo, że nie widziałem sensu w tej nauce, to napędzało mnie dążenie do osiągnięcia celu (rozwiązanie zadania). Czułem satysfakcję kiedy się udawało i dzięki temu polubiłem matematykę, aż do…

W liceum historia zatoczyła koło. Nowe dziedziny matematyczne skutecznie zamieszały w głowie i w szybkim czasie zniechęciły. Znowu nikt nie powiedział, że to nie chodzi o wkuwanie. Wytłumaczenie było takie proste, ale mimo to nie było go w programie nauczania. Przełom nastąpił gdzieś na półmetku szkoły średniej. Nie pamiętam dlaczego, ale doszedłem do wniosku, że problemem nie są same, coraz to bardziej skomplikowane zadania, tylko moje nastawienie. Więc je zmieniłem i tyle. Odwołałem się do kształtującej się w nastolatku ambicji. Zgłaszałem się do tablicy w pierwszej kolejności, nawet jeśli nie znałem rozwiązania. Nasza nauczycielka nie wymagała, że w mig się ze wszystkim uporam. Celem pisania na tablicy była nauka i Pani Joanna była tym bardzo skuteczna (pozdrawiam!). Zmiana nastawienia była przełomem, która wpłynęła na resztę mojego życia.

Wniosek jest taki, że warto uczyć dzieci liczenia już od najmłodszych lat, zanim jeszcze pójdą do szkoły. Tłumaczyć im dlaczego matematyka jest ważna jaki ma wpływ na naszą przyszłość. To mogą być proste zabawy, z zagadkami matematycznymi w roli głównej. Znajdziemy też mnóstwo książeczek z nauką wykonywania działań. Efekty będą bardzo szybkie. Maks już sprawnie porusza się w liczeniu do stu. Dodaje, odejmuje w pamięci, zaczyna mnożyć i dzielić. Rozwiązuje zadania matematyczne i widać, że daje to mu dużą satysfakcję. Chwalenie za drobne sukcesy oraz pomoc przy niepowodzeniach, sprawią, że ich mózg będzie chciał się rozwijać.

Każdego miesiąca dociera do nas tyle informacji, ile przez całe życie dla naszych dziadków (polecam artykuł TU). Nic nie wskazuje, że ta ilość będzie się zmniejszać. Nasze dzieci muszą nauczyć się szybkiego przetwarzania informacji oraz umiejętności wyłapywania tych najważniejszych. Ratunkiem w każdym aspekcie życia jest matematyka.

Moją tezę potwierdza dzisiejszy rynek pracy. Jakiś czas temu natknąłem się na artykuł w Forbsie (klik). Co prawda odnosi się do 2014 roku, ale w 2015 nic się nie zmieni. To trendy które postępują w tym samym kierunku. Co jest na pierwszym miejscu? Jak zobaczymy dalej, są to zawody z którymi matematyka jest ściśle związana. Programista, analityk, finansista, lekarz… one wszystkie bazują na naukach ścisłych. Na umyśle który potrafi szybko reagować, kojarzyć i rozwiązywać.

PT