Lifestyle, Parenting, Podróże

Pozwól sobie na czas bez dzieci

ajlepsze do przedszkola, CitiBreak - czyli ekspresowe zwiedzanie w Wenecji z dziećm 34


To jak bardzo jestem matką, doskonale opisują moje erotyczne marzenia na temat wyjazdu do Nowego Jorku z mężem. Otóż najbardziej podnieca mnie… ośmiogodzinny lot samolotem… bez dzieci! W swojej wyobraźni nie mogę dobrnąć ani trochę dalej, ponieważ już tu dostaję mentalnego orgazmu.
Bo wiecie. Osiem godzin ciszy z drinkiem i książką, lub nawet laptopem, filmem, a niech będzie! i pracą, to dla matki dwójki, absolutny raj. I ten fakt, że w przestworzach nawet nie można się do mnie dodzwonić, że któreś tam dostało uwagę labo kataru… No odlot absolutny!

Myślę, że wiele z Was mi tego zazdrości. Nie, nie Nowego Jorku, a czasu dla siebie. Bo ile matek znam, tyle jest zagubionych pomiędzy pracą o tytuł Rodzicielki Roku, a wplataniem w wolne minuty tabliczek z napisem ‘Kobieta’, ‘Żona’, ‘Kochanka’.

Problem braku czasu dla siebie pojawia się bardzo szybko. Hormony, poród, połóg, laktacja… i pozamiatane. Po roku z dzieckiem matki nawet nie pamiętają jak to jest być kobietami sprzed ciąży. Kiedy ktoś się za nimi obejrzy jak w dym obstawiają, że znowu nałożyły koszulkę na którą dziecko zwymiotowało, albo ulało. Bo na Boga, matka nie jest obiektem seksualnym! Jest skałą, opoką, karmicielką i..i.. no mamą! To nie czas na skąpe spódniczki, doklejane rzęsy, czy pogaduszki z koleżanką przy kawie. No chyba że w domu i w dresie, zimną z rana. I tylko, tylko i wyłącznie z koleżanką która także ma dzieci. Bo o czym można gadać z bezdzietnymi?

Jako, że nie ma żadnego spisanego protokołu, kiedy ten czas macierzyńskiego braku czasu, poświęcenia i nieogarnięcia, powinien się skończyć, matki – często z miłości do własnych dzieci – przedłużają go w nieskończoność. Dzwonisz do koleżanki, której dziecko ma 5 lat i pytasz czy wyskoczycie na kawę a ona odpowiada “a może lepiej do klubiku malucha.. zabierzemy dzieciaczki”. Hmmm, czasami to ok. Czasami! Jednak kiedy ten okres zaczyna się przedłużać może w tym eksperymencie ucierpieć nie tylko przyjaciółka, mąż czy dziecko, ale sama szefowa zamieszania – matka.

Sama mam tendencje do ruszenia z dzieciakami na dwa tygodnie samotnych wakacji, 2 tysiace kilometrów w jedną stronę. Do zgłoszenia się jako jedyna chętna na szkolną wycieczkę, do pieczenia ciasteczek dla całej klasy, biegania na zajęcia dodatkowe z każdym dzieckiem i wieczornego, szalonego ogarniania obowiązków. Do zamartwiania się wszystkim tym czego nie zrobiłam, umawiania wszystkich lekarzy i wieczornego czytania… bo czytanie jest takie ważne, nawet jak zasypiam na piątym akapicie. Dla mnie także nie jest to łatwe proste i  naturalne, żeby odłożyć którąś z tych czynności i zająć się sobą. Ale wiem, że jest zdrowe dla całej rodziny. Dla szerszego kontekstu.

Dla tych wszystkich, które jeszcze tkwią w klimacie definiowania siebie poprzez słowo mama mówię głośne HELLO from the other side (klik)! ;) Outside jest naprawdę lepszy świat! Zrównoważony, mający czas dla wszystkich, na dbałość o potrzeby każdego na równi. Na dzień z książką, dłuższą kąpiel czy nowy płaszcz dla mamy, zamiast piątego dla dziecka. Świat w którym świadomość tego, że zniknę z przyjaciółką na 2 doby buduje wszystkich, ponieważ odprężona, będę lepszą matką i żoną. Taki w którym mąż zabiera mnie na randkę, a ja szykuję się na nią pół dnia, a nie związuję włosy w kucyk i zdrapuję serek z jeansów. Każdego dnia, po jednym małym kroczku w kierunku równowagi. Choć co ja tam gadam.. Lecę do Nowego Jorku na kilka dni! To wielki skok! :)

Będzie najlepiej!