Lifestyle

Prawo Murphy’ego na budowie

Prawo Murphy'ego na budowie 01

czyli, to co może się zepsuć, na pewno się zepsuje

 Ruined house after the disaster

Jedyne gorsze pytanie od “urodziłaś już?” to “kiedy się wprowadzacie?”. Słysze je około 200 razy dziennie. Więc może napiszę publicznie – NIE WIEM KIEDY SIĘ WPROWADZAMY!

Człowiek, który domu nie budował ma sielankową wizję jego powstawania zaczerpniętą z programów “Extreme makeover, home edition”. Przychodzi banda śmiałków w ogrodniczkach, pracujących dniami i nocami. Wszyscy są nadzwyczaj kompetentni, radośni, a po trzech dniach krzyczymy “move that buss”. Cóż… W prawdziwym życiu jest to ciut bardziej skomplikowane, z dużą szczyptą (jak nie worem) wszelkich praw Murphy’ego.

Co może pójść nie tak ?

Nie, nie będę narzekać, bo już nawet mnie to nudzi. Na chwilę obecną osiągnęłam nowy stan budowlany, “murphus pospolitus”. Ja JUŻ wychodzę z założenia, że pewnie coś się skomplikuje, przedłuży, zepsuje, zawali. I światełko w tunelu… to reflektory nadjeżdżającego pociągu. Bo nawet jeśli wydaje ci się, że jesteś na coś przygotowany, jeśli zbadałeś każdy fakt, to.. pojawi się pięć nowych, z którymi walczyć się nie da. Na przykład Urząd Miejski. Próbowaliście z nim walczyć? Ha ha ha. Zabawne… Może na przykład nie podłączyć ci gazu, albo wody.. bo Pani z urzędu przytyła kilogram i miała zły humor lub okres. Lub wykonawca pomyli się o (baga-kurde-tela) kilkadziesiąt tysięcy na elewacji. Takie tam, kieszonkowe. Każdy nosi przy sobie. I ogólnie ma. Ba!

A wykończeniówka… Tu brak słów na opis. Od projektu, który przyjmie wszystko, póki jest na komputerze, zaś gorzej kiedy trzeba go wykonać, przez złe podłączenia, za małą ilość płytek, brak kontaktów w odpowiednich miejscach, za blisko zamontowane kaloryfery, żeby zrobić deski, które się ma w projekcie po niedorzeczne terminy oczekiwania na wszystko. A i to powyżej wymienione to tylko kropelka w oceanie potencjalnych niepowodzeń budowlanych.

Do tego finanse… Ehhh. Jeśli ciocia brata stryjka mówi, że “one się pobudowali za 100 tysięcy, i po co to mieszania kupowali, jak za tyle to dom można postawić”, nie słuchaj! Zapamiętaj moje słowa. Ciocia szwagra pomyliła się o jedno zero. Ale w tym wyjątkowym wypadku zero, to nie jest nic! To jest Twoja krwawica i nieprzespane noce. Jeśli myślisz, że budowa domu kosztuje ‘ileśtam’ przemnóż to przez 10.. albo od razu 100. Naprawdę nie wiem po co ludzie sprzedają innym takie brednie, że dom to prawie jak za darmo, że za cenę mieszkanka, bo to jest bzdura! No chyba, że mówimy o szałasie 100 km. od najbliższego miasta. W każdym inny wypadku, przez jakiś czas będziesz jeść suchary. Albo tynk, o ile masz już położony.

Budowa domu – komentarze

Poprosiłam o komentarz kilka zaprzyjaźnionych mam które w ostatnim czasie budowały domy lub je remontowały. Bawcie się dobrze!:

Agnieszka “KOSZMAR MINIONEGO LATA! Ten tytuł idealnie wskazuje na to, co przeżyliśmy z moim mężem wykańczając dom i przy okazji też siebie. Ogólnie zacznę od tego, że chcieliśmy wszystko po znajomości, a przy okazji rozumie się też, że taniej. Podsumowując później koszty, wyszło tyle samo gdybyśmy wzięli profesjonalną ekipę do wykańczania wnętrz, a czasowo wyszło cztery razy dłużej. Dla porównania sąsiedzi kupując taki sam segment z ekipą, ukończyli dom w 2 miesiące, my się guzdraliśmy od marca do listopada! Pierwsze podejście i pierwsza porażka – szpachlowanie ścian. Wzięliśmy takiego wujka jednego. Obiecywał złote góry, że zrobi wszystko w miesiąc. Pracował od marca, aż do lipca.  A na koniec powiedział sumę większą niż była umówiona, bo cytuję ‘dwa samochody macie, a mi żałujecie…?’

Jeszcze jedną z większych porażek jaką mogę wymienić to łazienka. Nie cierpię płytek, gresu, jest u mnie tam gdzie ma być po prostu. Więc zachciało mi się cegiełki. Fachowiec przyjechał, zrobił, i zajechał do mieszkania po kasę. A ja głupia mu ją ot tak po prostu dałam. Gdy zajechaliśmy na budowę, to co zobaczyliśmy przechodziło ludzkie pojęcie. Cała cegiełka była zafugowana na prosto! Bez wgłębień! Ba! Fuga nawet nałaziła na cegiełkę i oblepiała ją dookoła odstając. My dobrzy ludzie, zamiast porozmawiać z owym panem, który się ulotnił, by naprawić szkodę, to co? Przez całe dwa miesiące ja i mąż, próbowaliśmy wszystkim. Dosłownie wszystkim. Od szpachelki po wiertarkę, kończąc na młocie pneumatycznym (!) pozbywaliśmy się tej fugi. Później sama ją zafugowałam, woreczkiem.

Napełniłam fugi do woreczka i delikatnie w szczeliny ją wciskałam. Układając cegiełkę w kuchni już zdaliśmy się sami na siebie. Podsumowując, najgorszym wrogom nie radzę robić nic ‘po znajomości i taniości’, oraz nigdy nie płacić bez zobaczenia skończonej pracy, nie ważne, czy to będzie znajomy, czy profesjonalista. Najlepiej zawczasu spisać umowę, a w niej wyjaśnić czego oczekujemy, co i jak ma być wykończone i w jakim terminie.”

Joanna Jaskółka matkatylkojedna.pl

“Jednym z takich naszych największych błędów remontowych było zabranie się za to bez wcześniej przygotowanego planu. Oczywiście, zawsze jest tak, że plany mogą się zmienić, ale my wparowaliśmy do tego starego domu taranem i zaczęliśmy zmieniać wszystko bez głębszego pomyślunku i przygotowania, sugerując się przy tym nadmiernie nadgorliwymi radami rodziny. To nie było mądre, bo teraz widzę, że wybrane rok temu kafelki w kuchni niekoniecznie będą pasowały do kuchennych mebli. Inną sprawą są moje marzenia – wymarzyłam sobie piękny podcień i trzymałam się tej wizji do końca. Nawet wtedy, gdy okazało się, że podcień może być jedynie od strony kuchni… W efekcie mam niemożliwie ciemną kuchnię, której okna znajdują się pod ciemnym podcieniem.

Marzenie tak bardzo urosło w mojej głowie, że nie umiałam z niego zrezygnować Pieniądze – choćbyście sobie wyliczyli z dokładnością do ostatniego grosza koszty remontu, zawsze wyjdzie drożej. Zawsze. Nie ważne, co mówi majster, nie ważne, ile dana rzecz kosztuje w sklepie – albo ceny wzrosną, albo majster się pomyli, a ostatecznie i tak wyjdzie po drodze masa szczegółów i niespodziewanych zdarzeń, które twój portfel będzie musiał udźwignąć. Warto mieć zapas. Spory zapas. Plus na koniec, jeśli chodzi o ceny – wszystko, wszystko trzeba dwadzieścia razy, jeśli nie więcej, sprawdzać.

Marzyłam o dużych oknach, ale sporo osób mi mówiło, że te są tak drogie, że nie będzie mnie na nie stać. Kupiłam więc mniejsze, ale potem, kiedy powstała potrzeba [wyszła nieoczekiwanie :P] remontu również strychu i dobudowę werandy, zaczęłam szukać i okazało się, że te większe okna wcale nie są dużo droższe od mniejszych. Słowem – szkoda, że nie sprawdziłam sobie cen sama wcześniej, a uległam pogłoskom. Sprawdzać też trzeba samych majstrów i pracowników. Na początku ufałam bezgranicznie, a potem załamywałam ręce, bo jeśli ja czegoś nie przypilnuję, nikt tego za mnie nie zrobi, a co więcej nie zwróci uwagi na wylaną farbą na niedawno położonych nowych kafelkach w łazience…”

Maria Górecka, mamygadżety.pl

“W projekcie naszej łazienki był prysznic, który nie ma drzwi ani brodzika, jest to po prostu natrysk, który od pozostałej części pomieszczenia oddzielony jest ścianą. Żeby taki prysznic działał, to wylewka pod nim musi mieć odpowiedni spadek oraz odpływ, dzięki czemu woda lejąca się z góry nie rozlewa się na łazienkę, tylko ładnie spływa we wskazane miejsce. Plan był dobry, ale wykonawca niestety nie do końca rozumiał po co nam w łazience krzywa podłoga i postanowił ją wyrównać. Używanie prysznica kończyło się oczywiście zalewaniem calutkiej łazienki. Na szczęście udało się to naprawić bez skuwania kafli i wylewki.”

Katarzyna Michalis, architekt (mój :))

 “Piętnaście lat temu dom budowali moi rodzice, w czym też brałam udział jako obserwator i doradca ;). Był to czas bardzo radosny (nowy dom), ale i bardzo intensywny, bo wprowadziliśmy się niecałe półtora roku po wykopaniu fundamentów do skończonego domu. Przez te półtora roku przez budowę przetoczyło się wiele budowlańców i panów od wykończenia, którzy na każdym kroku udowadniali jakimi są fachowcami w swoim zawodzie. Najlepsi okazali się hydraulicy. Woda z wanny po pierwszym użyciu ściekała całą noc, zapytani o to powiedzieli, że to problem małych spadków. Dopiero przyciśnięci naszymi naleganiami sprawdzili wszystko i okazało się, że zapomnieli wyjąć szmatki, którą zatykali otwór odpływu wody.

Krzywo ułożony klinkier na jednej ścianie zasłoniliśmy wysokim krzakiem. Stolarze, którzy robili schody, po ułożeniu stopnic rozłożyli tralki na każdym stopniu, żeby je zamontować jako balustradę. Niestety pan się potkną na samej górze schodów i potrącone przez niego tralki stoczyły się na sam dół kalecząc wszystkie drewniane stopnice- schody były praktycznie nie do poprawienia. Całą sytuację na szczęście widziała moja mama, która nie pozwoliła zrzucić tego na dzieci, co próbował zrobić stolarz. Gładzie na ścianach po pomalowaniu ścian i włączenie oświetlenia okazały się falować- mieliśmy perspektywę robienia wszystkiego od początku w skończonym wnętrzu. Na szczęście było też dużo dobrze zrobionych rzeczy, wymagało to jednak ciągłej obecności na budowie, mój tata prawie tam mieszkał, mimo to bez kilku wpadek się nie obyło .”

Jolanta W. malaszafa.pl

 “Robiliśmy dziurę w ścianie na całej wysokości (przejście między kuchnią a salonem) . Facet, który ją robił trafił na kable. Stwierdził, że je najzwyczajniej w świecie utnie. Rzucił gładź, wykończył i ok. Nic oczywiście nie wspomniał nam o kablach… Przyjeżdżam wieczorem wymierzyć kilka rzeczy w kuchni, chce zapalić światło a tam nic. Podłączam wiertarkę do kontaktu dalej nic. Nie ma prądu. Godzina 23. Wzywam zaprzyjaźnionego elektryka i się okazuje, że ten co robił dziurę poprzecinał kable doprowadzające prąd do kuchni i nie ma teraz w niej prądu! Robiliśmy to nocą z wiertarą i kłuciem pół ściany. Ku uciesze bloku… Na kolejny dzień przyjeżdżali na 7 z kuchnią z Warszawy i sprzętem… Facet od dziury w ścianie odebrał raz telefon mówiąc , że to ja zaznaczyłam gdzie ta dziura ma być więc tą dziurę tam zrobił…”