Spacer 2.0
Raz na dni wiele, wszystko układa się inaczej. Choć wcale tego nie planowałyśmy. Wychodzimy jak zwykle w opcji tragarza, przygotowane na wybuch nuklearny albo wojny światów. Ruszamy
Zdarza się raz na jakiś czas, mimo, że codziennie wędrujemy, przemierzając tysiące ścieżek. Ale normą nie jest.
Bo zazwyczaj w biegu, zajęci myślami i obowiązkami poruszamy się jak marionetki. Na podwórko wyjść trzeba, dziecko dotlenić. Wziąć łopatkę, grabki, rower. W torebce woda, chusteczki, ubranka na zmianę. Dom zamknięty? Chyba tak. ‘Maks nie biegnij, tak szybko. A Ty Lenko nie kładź się na chodniku. No chodźcie już. W prawo, nie w lewo! Hallo, tutaj, no gdzie biegniesz’.. Plac zabaw, park, las. Skatepark, boisko, łąka. ‘Co ja tam mam do zrobienia jeszcze dziś? Pranie.. Bo słońce ładnie świeci. Oczywiści miliard maili. I obiad na jutro przydałoby się zrobić.. MAKS!! Oddaj Lence łopatkę.’ Potem powrót. Jedno nie chce wracać, drugie głodne i z gilem. Ciągną się albo biegną za szybko. A mózg w trybie pracy najwyższej stara się to ogarnąć. Tak jest na co dzień.
Raz na dni wiele, wszystko układa się inaczej. Choć wcale tego nie planowałyśmy. Wychodzimy jak zwykle w opcji tragarza, przygotowane na wybuch nuklearny albo wojny światów. Ruszamy… Ale już od pierwszego kroku, wiemy, że coś nie gra. Jest cicho… za cicho. Słońce świeci w sam raz. Nie tak, że oczy wypala od pierwszego kroku, a pot leje się stróżką. Nie tak, że wiatr wieje i wichura szarpie włosem. Tak idealnie jak w filmowych opowieściach. Można by powiedzieć, że to bryza, choć to chyba nie ta szerokość geograficzna. Jest idealne. Nie dowierzając wyruszamy.. Dzieć nasz idzie. Tak po prostu bez tysiąca pomysłów na minutę czy licznych pretensji. Porusza się ruchem jednostajnie przyspieszonym, w miarę prostoliniowym.
Na łące latają motyle. Dosłownie jakby je ktoś tam podłożył, wyglądają bajeczne! Śpiewają ptaki. Stada ptaków w środku miasta. Maluch zatrzymuje się, i spogląda na nas z wielkim uśmiechem łapiąc się za ucho “csiii, ptasiek piewa”. My wciąż lekko oszołomione wsłuchujemy się w ciszę, nie – bryzę i śpiew. Patrzymy na pociechę i węszymy podstęp. Anioł.. anioł nie dziecko. Uśmiechnięte, zadowolone, czyste, najedzone, szczęśliwe. Rozmawia tylko tyle ile należy. Najmądrzej jak potrafi. Podbiega kroków kilka i wraca. Nie, że maraton i wyścig, nie. Za rączkę podziwiając każdy kamień. Oddychamy pełną piersią.
I to przeżycie dla większości mam jest niesamowite. Piękniejsze niż jakikolwiek zachód słońca, niż palma i morze. Taka filmowa scena która zdarza się raz na życie. Człowiek ma ochotę zrobić tysiąc zdjęć, nagrać film, reportaż na National Geographic lub CSI. I łzę uronić i w dłonie klaskać. Bo każdy rodzic wie, że następna taka chwila nie pojawi się prędko.
A ja doświadczyłam ich ostatnio aż dwie.
I pewnie dlatego tak bardzo doceniamy te chwile, ulotne, krótkotrwałe, ale jakże wyczekiwane na co dzień :)
Doskonale rozumiem te emocje :-)
Chwilo, trwaj wiecznie…
Wiesz a niedaleko mnie jest taki park w którym dziecko mi pokornieje… czasem jak już mam dość wsadzam ją do samochodu i jedziemy właśnie tam… gdzie cisza, spokój, ptaki śpiewają i żywego ducha tam nie ma…. ja siadam w słoneczku na ławeczce a Aniela zachwyca się mrówkami i innym robactwem… zbiera kamienie na kupkę i dłubie patykiem w ziemi…. magia ;D
Teraz tak pomyślałam, że może właśnie to działa odwrotnie, czyli tak jak piszesz.. że ta cisza i te ptaki kojąco wpływają na dziecia..? Bo to były weekendowe poranki kiedy jeszcze nikt nie wstał, tylko my :)
A u nas ostatnio ogromny bunt, na wszystko i dokładnie nawet nie wiadomo o co!!!! A jeszcze 2 tyg. temu chwaliłam się wszem i wobec, że u nas już z górki, że Zośka “wydoroślała”, stała się posłuszna, na wszystko mądrze odpowiadała, uśmiech nie znikła z buźki, non stop się przytulała, słodycz aż płynęła… ale dziś wiem, że to była cisza przed burzą. Dzisiaj krzyczy, awanturuje się, pręży…. I jestem bezradna nie mam pojęcia jak postępować… czekać, aż dziecię się uspokoi, a sąsiedzi w tym czasie zadzwonią po opiekę społeczną ;) Reagować? a wtedy bunt się nasila? Do niedawna, kiedy Zośka miała trudniejszą chwilę, wystarczyło odwrócić jej uwagę. Teraz, to nie działa? Oddajcie mi moją Zośkę!!!
Ja staram się “olewać w sposób kontrolowany”. I pocieszać się że ten okres zawsze mija. Bo mija.
“Aż dwie”. :-D Niejedna osoba powiedziałaby “tylko dwie”. Grunt to pozytywne podejście!
PS. Jak ja zazdroszczę tej huśtawki dla maluchów! U nas w okolicy same huśtawki dla starszaków, bez oparcia nawet, już nie mówiąc o zabezpieczeniu z przodu.
żeby tak człowiek codziennie nie musiał pędzić to i więcej było by takich chwil.
I jak się pracuje na A77 ?
Rozgryzam sprawę. Tu zapomniałam, żeby F nie ustawiać 1,4 a 2,5 żeby ‘widziało’ ostrość na twarzy.. Ale już następna sesja z nowym obiektywem poszła lepiej.
Ogólnie- lustro to jest jednak lustro :)
dokładnie sama posiadam dokładnie taki sam zestaw :))))) i jestem zadowolona :) czekam na dalsze efekty :)
O tak, cudne chwile ;) I bardzo dobry tekst! ;)
Chwilo trwaj chciałoby się rzec :) U nas od dłuższego czasu, bunty, choroby, nerwówka, czekam z utęsknieniem, aż wszystko się wyciszy :)
:) Fajnie to napisałaś :) Tak po prostu FAJNIE :) Fajnie się to czyta, ogląda… mała przerwa w “mailozie” poświątecznej … no dobra. Wracam z Makówkowa do siebie:) Ale z uśmiechem… takim FAJNYM ;)
Dzisiaj oddałabym wiele za taki właśnie spacer! Do niedawna były codziennością. Dzisiaj wracałam z Dzidzią w brzuszku, Dzidziulką na rękach i jej lalą z wózkiem, przepasana oczywiście aparatem, a pot stróżką ciekł po pu… znaczy się czole…. po prawie trzech godzinach ciągłego mówienia, idziemy tu, tam, a tam nie, a tego nie można, a tak nie wolno, a tu możemy… :)
Świetne zdjęcia i przepiękna chwila!!! Oby powtórzyła się jeszcze wielokrotnie:) A gdzie taki ładny plener można znaleźć?? Pojechaliście gdzieś daleko na wycieczkę???
Drogie Panie a powiedzcie co planujecie na majówkę?? Gdzie polecacie się wybrać z dzieckiem na kilka dni??? POMOCY!!!!
Pozdrawiam,
Agnieszka z “Anusiowo Mi” na FB
To Pałac Branickich oraz główny park naszego miasta :)
A na majówkę- zawsze Białowieża!
Gdyby. wszystkie chwile tak wygladaly, nie byłyby tak cenne. To co jest normą zostaje zapomniane.
Mamo Makowa, doskonale rozumiem Twoje przemyślenia. Uwielbiam takie dni, jak ten wyjątkowy, który opisałaś: oglądanie z córką kamyków, zbieranie stokrotek, szukanie patyków i mnóstwa innych znalezisk. To najwspanialsze chwile i mocno chowam je w pamięci by pozostały ze mną na zawsze…bym miała co wspominać, kiedy kamyki zamieni w kamień na zaręczynowym pierścionku, stokrotki na kwiaty we własnym ogrodzie, patyki będą służyły jedynie dla Jej psa a szukanie znalezisk pozostawi swoim dzieciom…
Magia chwili ale może też miejsca,które na zdjęciach oczarowuje :)
Chwila. Każda matka wyczuwa ja nawet przez lapek ;) <3
zdjecia nowym aparatem … piekne!
Kłaniam się, choć z tych zadowolona nie jestem.. Następne wyszły lepiej :)
Aż 2? To jawna dyskryminacja losu. Ja też bym tak chciała, oj jak bym chciała, choć raz.
Los był dla mnie zbyt łaskawy.. Czekam na zemstę :P
Świetnie napisane.
Chociaż mam dopiero jedno dziecko, to czasami mam wrażenie, jakbym prowadziła cały pułk wojska. Aby za chwilę rozpływać się nad jednym jego gestem, jednym nowym słowem.
Świetnie to ujęłaś!