Lifestyle

Syndrom własności łopatki

Spacer 2.0 09

Siedzą te małe sierotki, każda w swoim kącie i dłubią. Nie dość że samotne to jeszcze z wtłoczoną nauką – nie dzielić się, nie zachowywać społecznie, nie … bawić

To zabrnęło za daleko. I po części czuję się winna. Bo sama hołdowałam temu nurtowi. Że łopatka tylko mego dziecka i dotykać nie należy. Że pogłaskać po głowie nie można, bo sobie nie życzę. Poczęstować czymkolwiek, broń boże! Najlepiej nie patrzeć. Bo dziecko jest MOJE!

I siedzą potem takie matki/babcie koszmarki na placu zabaw. Zabawki dokładnie oznaczone. Nic, że po 2,90zł z Pepco ale jest czip i alarm i nie dotykaj. Inny maluch podchodzi? Rodzic mimo, że siedzi na drugim końcu placu TO WIDZI! I woła “nie dotykaj dziewczynko łopatki, to nie Twoja”. Więc siedzą te małe sierotki, każda w swoim kącie i dłubią. Nie dość że samotne to jeszcze z wtłoczoną nauką – nie dzielić się, nie zachowywać społecznie, nie … bawić.

Syndrom własności łopatki jest wisienką na torcie przerażających zjawisk które zaszły od czasu kiedy sama byłam dzieckiem. I nie mogę pojąć dlaczego tak uparcie uczymy dzieci zasad odmiennych niż te które wpajano nam. Bo niby tęsknimy za tym trzepakiem, za wieczorami spędzonymi na ławce pod blokiem lub kopiąc piłkę. Ale co wpajamy naszym dzieciom? Piłkę podpisz i oznacz. I nie daj Boże, żeby ktoś ją kopnął. Z obcymi nie rozmawiaj, także kolegami najlepiej. Żeby tylko nikt obcy Cię nie wychowywał i nie karmił i w ogóle.. zostań lepiej w domu. Śmieszne? Takie sygnały większość mam daje swoim maluchom.

Do dziecka podchodzi starsza osoba “jaki uroczy maluch.. ile ma?”. “Dwa latka”- odpowiadam. “No chodź tu maleńka.. (tu pani głaszcze moje dziecko po głowie). A czapeczki nie nosi? W ucho nawieje”. “Nie nosi. Jej mama wybrała hartowanie. Ale wie pani.. dzięki temu praktycznie w ogóle nie choruje!”- z szacunkiem wyjaśniam. “A wy młode to teraz nowoczesne.. ale dobrze.” Moje dziecko na koniec dostaje lizaka/cukierka i się rozchodzimy. W drodze tłumaczę maluchowi, że to starsza pani, miła i bardzo ją lubiła. Moja córka widzi w niej samo dobro. Starsza kobieta głaskała ją po głowie, uśmiechała się i dała słodycz (już pomijam moje nastawienie do lizaka za 10gr. ).
Ale jakże inaczej można by tą sytuację zinterpretować. Podchodzi babsztyl. Już widać, że namolny i czepialski. Spytał o czapkę dziecka. Kij jej w oko, niech się czepi swoich wnuków. I dotykała, DOTYKAŁA mojego dziecka. A ręce umyte miała..? I co to wo ogóle za maniery? Ja jej dotykam? Więc czemu ona dotyka mojego dziecka? I jeszcze jakieś gówno za 10gr. mu wcisnęła. Kazałam jej to zabrać i się odwalić.. bo jak nie to wezwę ochronę.
I wyszła taka matka ze sklepu. Cała dumna ze swej rycerskiej postawy. Tylko jaki sygnał dała swojemu dziecku? Pewnie, że zadziało się coś złego, silnie negatywnego. Że starsze panie to wiedźmy bo irytują mamę.

Sytuacja z wczoraj. Telefon.
– Mamo jak tam wam z Lenką mija dzionek?
– Super. Idziemy na plac zabaw. Tyle, że Lenka zapomniała łopatki z domu, ale może inne dzieci będą miały to pożyczą
– Yyy ok. [To się zdziwisz mami]

Po godzinie:
– Gdzie jesteście, jadę do Was..
– W sklepie. Kupujemy grabki i łopatkę.
– Nie było dzieci? – pytam podstępnie
– Były. I łopatki też miały.. swoje.

Dokładnie było to tak, że Lenka bawiła się z inną dziewczyną która miała wiadro zabawek. Ale za każdym razem kiedy nie daj Boże dotknęła czegokolwiek co było nie jej, opiekun wstawał i odbierał jej to z rąk mówiąc “to nie Twoje.. nie dotykamy”. To nie była pierwsza tego typu sytuacja babci ani moja. Z m-c temu w parku przyszliśmy do piasku jako jedyni z zabawkami. Dzieci patrzyły na nie łasym okiem. Makóweczki lekko przerażone atencją, olały zabawki i pobiegły się bawić na huśtawki. Zabawki leżały. A te dzieciaki patrzyły. I tak sobie myślałam. Co za popieprzony świat. Dzieci po tresurze bały się tknąć foremek moich maluchów. W końcu jedna dziewczynka się odważyła. Jej przerażona mama podeszła do mnie i z białoruskim akcentem spytała “może ona pobawić się łopatką?”, “jasne, że może!”. Mama zachęcona moja postawą podeszła bliżej i jakby wyszeptała “dziękuję. rzadko się zdarza, że ktoś pozwala, a my z Białorusi nie wieziemy nic. My tu po zakupy, ale park jest obok”
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

Co się w ogóle dzieje? Czy te łopatki są tak cenne? Teraz, kiedy można je kupić za grosze, lub dostać gratis? Czy babcie zaczęły być bardziej zrzędliwe? Czy obcy ludzie niemili?
A może matkom całkiem już pomieszało się w hormonami zniszczonych łbach? Się for internetowych naczytało jak to trzeba być asertywnym i obcemu dziecku wyrwać zabawkę z ręki. Nie wiem… Ale przeraża mnie to wszystko.

A obserwatorami tej szopki są dzieci. Spróbujmy czasem na nasze reakcje spojrzeć ich okiem. Możemy doznać szoku.

75898_490194304412457_1453610679_n