Lifestyle

W końcu go pokochałam…

W końcu go pokochałam... 06

W końcu zaczęłam go lubić.. Można nawet powiedzieć, że zauroczyłam się. Czuję motyle w brzuchu myśląc o nim. Wstaję rano i chciałabym biec do niego. Wieczorami ciężko mi się żegnać, by noc spędzić… w innym.

Bo do niedawna kojarzył mi się ze złem  najgorszym. Z wielkim czarnym potworem, który zabiera mi wszystko po kolei. Czas, każdą minutę czy to realnie czy w myślach. Pieniądze, wakacje nad ciepłym morzem. Energię… W pędzie z pracy do pracy powoli traciłam wszystko. Ostatnia strata była zbyt ciężka. Zabrał zdrowie i tą moją beztroską radość życia, optymizm i energię. Chciał wziąć i to. Pod naporem spraw do zrobienia, obowiązków, projektów do upilnowania i wyrzeczeń, zatraciłam kontakt z sobą, swoim ciałem. I to było za wiele…

Zaczęłam mówić, że go nie chcę, nienawidzę. Głośno i dosadnie! Chcę odzyskać swoje życie… On nie daje nic w zamian, a wysysa z nas co najlepsze!

Spojrzałam na nas. Na dzieci, na męża. Wszyscy w jakimś biegu, gubiąc codzienność. Przyjemności stały się wydatkami. Chwile i momenty oddechu, niedorzecznym stresem, bo trzeba pewnie coś robić. Zarabiać więcej, pracować więcej! Szybciej! Nocami, dniami! Więcej!

STOP.

W życiu czasami się tak trafia, że ważne wydarzenia przychodzą przypadkowo. Często, kiedy wcale ich nie chcemy. Trafiłam na weekendowy ‘psychowarsztat’, w połowie poświęcony kontaktowi ze swoimi wewnętrznymi potrzebami. Z tym stłumionym, głęboko upchanym, ledwie tlącym się głosikiem.. ‘zwolnij’. Z kontaktem z ciałem, mającym także swoje potrzeby i prawa. Do odpoczynku. Do chwili słabości. Do bólu. A ja co? Zmęczona? Red bull. Boli? Ibuprom! Nie daję rady? To 5-ta kawa… A ty wewnętrzny głosie stul dziób. Czy nie widzisz ile jest do zrobienia?

Trzy głębokie wdechy.

Tak się nie da.

Nie dam rady dłużej.

Nie chcę.

Miałam ochotę rzucić to wszystko, spakować dzieci i pierwszym samolotem polecieć do Północnej Karoliny, oglądać dzikie konie i wieczorem łapać malutkie kraby na plaży. To wspomnienie sprzed 10 lat napawa mnie spokojem, radością i optymizmem. Pokażę to miejsce Makom.. kiedyś.

Jednak teraz muszę odnaleźć balans. Jestem na dobrej drodze. Zaczynam łączyć tą niedorzeczną ilość obowiązków z codziennym kontaktem z sobą, swoimi przemyśleniami, uczuciami. Z ciałem, które chce czasami poleżeć na hamaku i posłuchać śpiewu ptaków. Lub moknąć godzinę w wannie.

I choć obowiązków mi nie ubyło podchodzę do nich luźniej. Świat się nie zawali kiedy nie dodam postu na czas, lub elaborat nie będzie wystarczająco głęboki. Świat się nie zawali jeśli nie umyję dziecku włosów.. Nie zawali się jak zlew zamówię dzień później.

To wciąż będzie bardzo pracowite lato. Robię sporo fajnych kampanii. Będę prelegentem na Blog Conference Poznań i współorganizatorem Strefy Parentingu na See Bloggers. Wciąż trwa wykończeniówka w moim domu i lista drobnych (acz chyba najważniejszych) rzeczy do zrobienia ma z kilometr.

Kiedy pozwoliłam sobie na słabości, szczerość w smutku, złości, kontakt ze swoimi potrzebami, na odpoczynek… te obowiązki nagle odnalazły miejsce w mojej głowie. Miejsce okraszone dawką spokoju. Jeszcze nie w sposób idealny, ale  powoli, klocek po klocku zaczynają układać się w spójną całość.

Weszłam w weekend do mojego nowego domu. Bałagan był straszny, jako, że w przeddzień montowano kuchnię. Zabrałam się do pracy, sprzątania, ustawiania, szorowania… Rozłożyliśmy  trampolinę i stolik z ławeczką. Wieczorem zaprosiliśmy gości na grilla. Był gwar, pyszne jedzenie i mecz piłkarki (na mojej młodziutkiej, biednej trawce). Następnego dnia znowu sprzątanie, szorowanie ścian, pokrytych dziesiątkami czarnych łapek. Potem zrobiłam sobie kawę w nowym ekspresie i … polubiłam go. Za śpiew ptaków na łące. Za słońce wpadające przed okno w kuchni. Za wielki drewniany stół. Za ogród, w którym można pracować i odpoczywać. Za radość moich dzieci, kiedy po przedszkolu chcą jechać tylko tam, żeby całe wieczory spędzać na powietrzu. Za trud, który w niego włożyliśmy, pozostając wciąż razem… Silniejsi, mądrzejsi…

11374660_1413960975595280_2027917825_n

11282612_721467674649128_476913868_n 11282881_874040412667847_1243094476_n 11312390_404554213081048_1126514648_n 11327364_1432966893679640_1523405763_n