10 najgorszych rzeczy jakie obcy ludzie zrobili/powiedzieli moim dzieciom, na które absolutnie się nie zgadzam!

1. Dotykanie rączek niemowlaka
Leży sobie takie maleństwo okutane, słodkie do granic możliwości, a jedyne co mu wystaje w kierunku świata to te maleńkie rączki, często zaciśnięte w piąstkę. Tak kochane, że każdy uparcie za nie łapie. A powinien się zastanowić co jest na tej jego… łapie! Czego dotykał przed chwilą, kiedy mył ręce. Na Boga, dla takiego malucha dawka Waszych smarków czy bakterii z poręczy, dotkniętej monety, czy WC (wiele ludzi wciąż nie myje rąk), wcale nie jest potrzebna. Jeśli chcecie dotykać dziecka, myjcie ręce!
2. Całowanie w usta
Czy to w ogóle trzeba komentować. Wszystko co się dzieje w paszczy dorosłego – próchnica, bakterie, wirusy, papieros palony 5 minut temu … wszystko to leci to ust niemowlaka. Zabijcie mnie! :/
3. Mówienie starszakowi “teraz jesteś starszym bratem i MUSISZ…”
Otóż moi drodzy… starszak (szczególnie 3-letni) nic nie musi. Nie on decydował się na nową osobę w rodzinie, nie jego to broszka ani obowiązek. Może nadal śmiało być 3-latkiem, w pełnym znaczeniu tego słowa. Obarczanie dziecka takim obowiązkiem, w tym wieku jest śmieszne, żałosne, lub w przypadku dzieci starszych, wręcz traumatyczne.
4. Hasło – wytrych “ale jesteś niegrzeczny/niegrzeczna”
Zawsze mam ochotę odpowiedzieć “Czy ja oceniam na głos Twoje zachowanie czy kulturę osobistą? Więc skąd pomysł, że możesz mówić – prawie obcemu dziecku – jak w danej chwili wypadło jego zachowanie?” Tak nie mówię, bo jestem miła i kulturalna. Ale odpowiadam do swojego dziecka, omijając i hasła powyżej i osobę je wygłaszającą: “Wszystko jest ok Lenko, rozumiem Twoje emocje”.
5. Karmienie słodyczami
Tu Makowa wyjmuje lufę i strzela!
Pogląd na karmienie słodyczami obcych dzieci mam taki jak skandynawowie – słodycze jak religia – temat intymny, do pewnego wieku ogrywany tylko przez rodzica. Uważam to za wielki nietakt, żeby dawać dziecku słodycze, szczególnie (!!!!) szczególnie w szkole, na zajęciach dodatkowych czy innych miejscach edukacji. Już pomijam, że mogę sobie nie życzyć, żeby moje dzieci jadłu tanie, shitowe cukierki, ale co to za motywator? “Przyjdź na zajęcia, dostaniesz na koniec cukierki” Żenujące!
Babcie, dziadkowie? Wy macie trochę fory. Bo już z doświadczenia wiem, że żadna rozmowa, ani dobry boże nie pomoże. Szczególnie na mojego tatę i Wojtusia rodziców :D (oberwie mi się, oj oberwie! ;)). Dziadkowie mają zezwolenie na poczęstowanie jakimś słodyczem, ale wg. ustalonych ilości.
Warto tu dojść do porozumienia i jeśli w ogóle godzicie się, żeby dzieci jadły słodycze, to niech stanie się to właśnie u dziadków. A niech mają wspomnienia ;)
6. Ocenianie dziecka po 2 minutach i cały związany z tym wywód
Akcje z ludźmi obcymi np. w sklepie czy w parku. Jednorazowa scena czy burknięcie dziecka i … ciocia dobra rada opowiada jak to w 65-tym jej syn tak odpowiedział to prała go trzy dni i jeść nie dawała. Spoko, nie oceniam, ale szybko zacznie mi się śpieszyć do domu.
7. Ocenianie moich sposobów wychowawczych przy dziecku
“Oooo widzę, że mamusia to Was rozpieszcza, ja to bym..”. Serio? A co mnie to obchodzi ‘co ty byś’. Nie znamy się, nie jesteś dla mnie autorytetem w jakiejkolwiek dziedzinie, widzę Cię pierwszy raz na oczy… odejdź w pokoju.
I nawet jeśli jest to osoba, którą znamy, nigdy nie powinna wygłaszać swoich przemyśleń a temat postępowania rodzica przy dziecku! Jeśli już bardzo leży jej na sercu nasze dobro może odejść na bok i porozmawiać osobiście.. a my już z ta radą zrobimy to co uważamy za słuszne.
8. Używanie jakiejkolwiek przemocy wobec dziecka
Nikt nie odważył się tknąć moich dzieci. Dobrze, że wyglądam tak groźnie, lub otaczam się mądrymi ludźmi. Przemoc to także krzyk, szarpanie, manipulacja. Nie ważne czy robi to dorosły czy inne dziecko, kiedy się o tym dowiaduję, reaguję! Nie ma żadnego zezwolenia na zachowania przemocowe w stosunku do dzieci. Nigdy.
9. Rady od bezdzietnych LOL :D
Mamusie, nasz ulubiony LOL, nieprawdaż. Myślę, że powinien być jakiś odgórny zakaz dla bezdzietnych nt. wypowiadania się w kwestiach wychowania. Czasami podnoszą nam ciśnienie, kiedy indziej wywołują pusty śmiech. Tak czy siak… nie da się, to po prostu niewykonalne, mieć wiedzę na temat wychowania, nie będąc rodzicem. I to najlepiej więcej niż jednego dziecka. Bo jedno – jak moje pierworodne – może trafić się potulne i mądre i nigdy nie padające na ziemię, i przesypiajace noce. Ale drugi lub trzecie, doprowadzi Wasze wyobrażenia o macierzyństwie do porządku.
10 “Może warto o tym porozmawiać”
Ok. Zawsze kiedy – w temacie jakiegokolwiek problemu moich dzieci – słyszę hasło “warto o tym porozmawiać” zaczyna mieszać się we mnie zdziwienie, zażenowanie, złość i opad rąk. Serio udzielający rady… serio myślisz, że dałeś radę życia i teraz świat się zmieni? Serio mówisz rodzicowi 9-latka, żeby “porozmawiać z nim”. Dzięki! Serio, skorzystam. 9 lat do siebie milczeliśmy.
No błagam Was.. Jak nauczyciel czy ktoś z boku mówi ” może warto porozmawiać z dzieckiem, że nie wolno (na przykład powiedzmy) się bić” to serio serio uważasz, że przez 9 lat rodzic nie rozmawiał na taki temat z dzieckiem? I że nie robi tego często? I że w ogóle trzeba mu doradzać rozmowę z własną pociechą po sytuacji kryzysowej o której właśnie się dowiedział? No błagam Was…
Więc dla tych, którzy nie wiedzą. Rozmawiamy z naszymi dziećmi, miliardy razy do tej pory. Mimo wszystko jeszcze – również miliardy razy – zdarzy im się zrobić coś co będzie z boku wyglądało ‘źle’. Tak wygląda dorastanie, dojrzewanie. Tak tworzy się człowiek. I jeśli chcesz pomóc, pomyśl 10x czy na pewno masz coś mądrego do powiedzenia. I niechże ta pomoc będzie nieoceniająca. A jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, odejdź w pokoju. I sobie i matce oszczędzisz nerwów.
Ojoj….a ja mysle, że w 10pkt troche przesadzasz (wiem, nie znasz mnie, nie jestem dla Ciebie autorytetem w zadnej dziedzinie i powinnam odejsc w pokoju:p ). Mysle, ze w przypadku pedagoga/nauczyciela mowiacego “warto porozmawiac” nie ma absolutnie nic zdroznego. To jest dla mnie zdanie majace wydzwiek – hej, zwroc uwage na problem, nie bagatelizuj go. I naprawde nie kazdy rodzic rozmawia ze swoimi dziecmi o bledach, zlych zachowaniach itd. Jest niestety spore grono takich, ktorzy wzrusza ramionami zujac gume do zucia, a sasiadce rzuca “znow sie czepia Brajanka glupia jedza”:)
Domyślam się, że muszą to powiedzieć, ale wydźwięk wypowiedzi “warto o tym porozmawiać” to dla rodzica zagadka “czy on serio myśli, że o tym nie rozmawialiśmy?”
Przesadzasz Marlena. Jeżeli dziecko Złe się zachowuje np w szkole i nauczyciel/pedagog zwaca uwagę rodzicowi żeby porozmawiał z dzieckiem to jak powinien zareagować nauczyciel wg Ciebie ? Co powiedzieć ?
Myślę, że powinien powiedzieć o zdarzeniu i tak to zostawić, mając na uwadze, że rodzic chce dobra dziecka i na pewno zajmie się tematem.
Chyba, ze rodzic jest naprawdę pato i są podejrzenia, że w domu podsyca się zachowania przemocowe. Wtedy sugerowałabym nawet spotkanie z psychologiem.
Natomiast to co pisałam wnikało z moich doświadczeń z poprzedniej szkoły Maksa “Maks powiedział dupa.. Proszę porozmawiać z dzieckiem” albo “Maks zepchnął koledze piórnik z łąwki.. prosze porozmawiac z dzieckiem”. Imho jak rodzic dostaje info to najlepiej wie co z nią zrobić. I te ‘prosze porozmawiać’ nic nie wnosi.
Ale sprawa nie tyczy się tylko szkoły. Nikt nigdy Ci nie powiedziałw rozmowie o dziecku i zgłaszanym problemie “to może z nim porozmawiaj”. Zawsze mam ochotę wtedy parsknąć śmiechem ;) i powiedzieć “dzięki! nie wpadłam na to!” :D
W wyzej opisanych przypadkach “porozmawiac” znaczy nie tyle sama rozmowe, co raczej konkretne ukaranie dziecka za zle zachowanie. Nikt przeciez nie ma watpliwosci, ze w normalnym swiecie, tj. w normalnych rodzinach rodzice rozmawiaja z dziecmi. Tu chodzi wiec nie tyle o przerwanie milczenia, ile o wymierzenie kary – jakakolwiek by ona nie byla: oburzenie sie na zle zachowanie, zabronienie przyjemnosci, odmowa jakiejs spodziewanej nagrody. Zalezy wiec od rodzica, jak on to “porozmawianie” wprowadzi w czyn; moze zwyczajnie wytlumaczyc problem slownie, albo moze stluc dziecie na kwasne jablko. Pelen wachlarz reakcji, byle efektywnych.
tak, punkt 10 może być kontrowersyjny. Dla rodzica, który rozmawia i jest uważny, to jak płachta na byka. Ale sama, jako rodzic (3 i 7 lat), niestety widzę, że ludzie bagatelizują. Może się wydawać, że w sytuacji placu zabaw, czas na rozmowę znajdzie się później, ale z doświadczenia wiem, szczególnie przy małych dzieciach (9-latka można wykluczyć, bo już potrafi przypomnieć sobie, co robił 3 godziny temu na placu zabaw), że warto od razu rozmawiać, zwrócić zdecydowanie uwagę. Wielu ludzi tego nie robi “na gorąco”, a później się nie chce, zapomni się i wyrastają takie dzieci bez empatii, które nie potrafią przeprosić i zrozumieć błędu, bo nikt ich nie nauczył.
Ale zgadzam się, ze wszystkimi punktami. Szczególnie słodycze są dla mnie drażliwe.
Z drugiej strony pamiętam, że kiedyś dzieci same siedziały na podwórku – przedział wiekowy pełen. Było to możliwe tylko z dwóch powodów – dzieci pilnowały siebie wzajemnie i, co najważniejsze, funkcjonowała “straż sąsiedzka”. Wszyscy znali dzieci, byli upoważnieni do przerwania niebezpiecznej zabawy i zaopiekowania się dzieckiem. Takie było moje dzieciństwo. Teraz wiem, że nie puszcze mojej 7-latki samej na plac zabaw przed blokiem, który widzę przez okno kuchenne. Nikt jej nie pomoże w razie W.
Pozdrawiam
Popieram Cię bardzo w tym co napisałaś, otóż te zachowania również we mnie wywołują wielkie wkur***, ponieważ wiele aspektów z tego jest jakby podważanie autorytetu rodzica, a ja tego osobiście nienawidzę !
Mogłabym się rozpisać, ale cóż…. my rodzice wiemy jak to jest to wszystko przechodzić.
Pozdrawiam
Lubię, czytuję, ale moim zdaniem przesadzasz i jesteś przewrażliwiona, począwszy od punktu 1, pozdrawam
Mnie tam jakoś wisiały i powiewały punkty od 1 do 9. Mam taką zlewkę na ludzi, że kompletnie ignoruję uwagi, a dziecka dotknąć nie dałam. Ale na “porozmawianie” to alergię z wysypką mam. No tak mi potrafi podnieść ciśnienie jak mało co. Dla mnie to “porozmawiaj” brzmi mniej więcej jak: nie mam nic do powiedzenia to ci powiem “porozmawiaj z dzieckiem”.
Jak słyszę coś takiego w kontekście takim jak przykładowa “dupa” powiedziana przez Maksa, to samo już robienie halo z tego mnie drażni. Ktoś wyżej pisał, że to zwrot sugerujący ukarz dziecko, ha ha dobre. Jeszcze czego??
W sumie porozmawiałabym. Powiedziałabym nie mów dupa przy tych dewotach, bo im uszy zwiędną, świętoszki pewnie nie słyszały słowa dupa, ojoj.
Ludzie, czym innym jest zachowanie dziecka, które autentycznie jest nie wychowane i nie rozumie, że w procesie socjalizacji do pewnych granic trzeba się dostosować. Ale nie do normalnych dzieci, którym zdarzy się zrzucić koledze piórnik z ławki w ramach wygłupów czy powiedzieć “dupa”. Takie zachowania powinny być zignorowane, a nie podkreślane jak hańba i służyć zawstydzaniu dziecka, łamaniu charakteru i karaniu.
Przede wszystkim nauczyciele i pedagodzy mają kompletna nieumiejętność odróżniania zachowań wymagających korekcji od zachowań dla dziecka naturalnych. Chcieliby stworzyć grupę stających w rzędzie na jedno skinienie i nie oddychających bez pytania, posłusznych tworów. To nie Chiny.
Gdy moim dzieciom zdarzyła się jakaś wpadka, wynikająca z tego, że w domu im to wolno, a w szkole się to nie spodobało. Zupełnie niewinne, totalnie epizodyczne rzeczy, typu roześmianie się na głos podczas lekcji, rozbicie globusa niechcący podczas zabawy, notabene tak postawionego przez nauczyciela, że aż się prosił o skrócenie żywota, były tak przejęte aferą jaka się wokół zrobiła, że to z paniami musiałam sobie porozmawiać, a nie z dziećmi. Globus to tylko rzecz, płacę za niego i po sprawie, ale zrobienie z dziecka złoczyńcy niemal i przypięcie mu łatki na lata jest zwyczajnym pogwałceniem jego praw i wolności.
Szkoła to jest twór niereformowalny. Słyszałam tam już nawet zarzut, że moje dziecko kogoś nie lubi. Pytam się więc czy uderzyło, nie, czy może obraziło? Nie, więc o co chodzi? Rodzice się żalą, że dzieci się skarżą, że dla kogoś jest niemiły. Ale czym się to objawia pytam ponownie, bije?, Obraża, nie. Unika i ignoruje – pada odpowiedź…. Hmm. Tego też nie wolno? Całe życie unikam lub ignoruję ludzi, z którymi nie łączy mnie nic. Bez tego bym ześwirowała od tych wszystkich moralizujących, wszechwiedzących świętoszków.
No toś kobieto otworzyła puszkę Pandory z tym punktem 10:) zastanawia mnie jak wyglądała ta rozmowa, kiedy Maks zrzucił piórnik? zrobiliście analizę tego co się wydarzyło? dostał karę? a może przekonywałaś go 3 godziny żeby tego nie robił…..Jakże mnie nieziemsko wkurza tekst “proszę porozmawiać z dzieckiem”….bo on nic nie wnosi i nic nie zmienia. Jaki wpływ na zachowania dziecka ma rodzic, kiedy dziecko jest w szkole??czy jest w stanie zdalnie kontrolować wszystkie reakcje swojego dziecka i wpływać na nie? tam jest grupa, dzieci wchodzą między sobą w interakcje, mają emocje, reagują w różny sposób!!! Jakoś zdroworozsądkowo wydaje myślę, że osoba dorosła przebywająca z dzieckiem w danym momencie ma wpływ na to, co zrobi dziecko.Może odpowiednio zareagować, może się dowiedzieć co się stało, że dzieciak tak czy inaczej zareagował.Może pomóc mu rozwiązać problem, aby radziło sobie z takimi sytuacjami w przyszłości SAMO, a nie szukało u rodzica pomocy we wszystkim. Inna rzecz, że co niby ma zrobić rodzic z informacją “dziecko zrzuciło piórnik”??Dostało już karę w postaci uwagi(BTW jaki to ma sens skoro nic nie zmienia, sensowne byłoby podniesienie piórnika????), to teraz ma dostać kolejną? czy w wychowaniu nie chodzi o jasne zasady w domu, w szkole, o ramy w funkcjonowaniu, w obrębie których dziecko może się uczyć popełniać błędy naprawiać swoje zachowanie?? czy nie o to nam chodzi? o co do diabła chodzi z tymi karami??. Przepraszam was, ale prosić o rozmowę z dzieckiem to można jak się wydarza coś drastycznego, wtedy nawet to się rodziców wzywa i rozwiązuje sprawę WSPÓLNIE rodzic i nauczyciel(ewentualnie uruchamia się dalsze kroki jeśli jest problem we współpracy)Nauczyciel po 2, 3 rozmowach z rodzicem zorientuje się czy ta osoba ma w nosie swoje dziecko czy nie. Problem polega na tym, żeby potraktował tego rodzica na początku jak partnera do rozmowy, jak równego sobie człowieka, a nie pouczał i zakładał, że rodzic jest do bani. W przypadku codziennych zdarzeń pisanie uwagi “o niczym” mija się z celem. Dobra bo i tak wsadziłam kij w mrowisko. Żeby nie było jestem psychologiem i pracowałam w szkole. Pozdrawiam.
Ja bym dopisala jeszcze punkt porownawczy. W sensie niektorzy rodzice uwielbiaja wychwalać czyny i zasługi swoich dzieci (i to wg mnie jest fajne, bo doceniają), ale jak wchodzi tekst: bo mój krzyś umie to lepiej od twojego piotrusia albo mój franio w tym wieku to już czytał, pisał, liczył i co tam innego… no ręce opadaja. Nawet jeśli tak, to co to zmieni?? Moje się nie nauczy tej konkretnej czynności w 5sekund, a takie wygłaszane opinie przy małych świadkach demotywuja słuchającego… Co do pozostałych punktów myśle, że troche ostro z tą 10 podeszłaś do sprawy. Chyba mocno sie sparzylaś panią ze szkoły Maksa. Ja osobiście lubie podejście naszych pań z grupy, ktore poza zdaniem z pkt 10 twojej listy dodaja: “proszę zapytać, może wyczuć dlaczego córka/syn tak zrobiło. Wybadać co było przyczyną reakcji, a my ze swojej strony też postaramy się znaleźć przyczynę”. Poroszę porozmawiać nie zawsze musi mieć nagatywny wydźwięk.
.
Komentarze wraz z adresem IP odesłałam donprawnika. Stalking i obrażanie w sieci są karalne. Szkoda tylko dzieci kiedy mamusia będzie musiała placic odszkodowanie zamiar jechać z nimi na wakacje.
Hmmm. No właśnie. Każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie ale niektórzy zapominają ,że obowiązuję kultura osobista
Makowa Mamo normalnie 10 przykazań życia społecznego sformułowałaś to trzeba rozpowszechnić. Ze wszystkimi się zgadzam w 100% Ludzie zamiast czepiać się każdego słowa myśląc że to dyskusją się nazywa, zacznijcie się do tego stosować. Świat będzie piękniejszy.
A może porozmawiać oznacza proszę przeanalizować sytuację ? Dlaczego stało się tak i tak? Może dziecko nie wszystko powiedziało nauczycielce bo się wstydziło a rodzicom przedstawi to inaczej…..
Mam dwoje dzieci, syna 8 lat i core 5 lat. Jeszcze nie uslyszalam hasla “warto o tym porozmawiac” – syn chodzil 5 lat do przedszkola, cora chodzi 3. rok, wiec to nie kwestia braku placowek/rygoru, otoczenia czy tez powodow.
Co “gorsza”, jestem z nurtu bliskosciowego, NVC itd – czyli, w opinii wiekszosci sasiadow/rodziny/polowy znajomych wychowuje “bezstresowo” (serio???). I mimo to nie mialam pecha uslyszec “prosze o tym porozmawiac”. Az mnie to zastanawia… Wrecz przeciwnie, co opowiadam komus obcemu o dzieciach i o tym, co robimy i jak zyjemy, slysze komentarz: o rany, ale dojrzale podesjcie, ale super, slychac ze duzo ze soba rozmawiacie… :D hhhhh.
Ja reaguje alergicznie na podwazanie odczuc dziecka: “nie moglem zasnac, zle spalem” (moj syn). “Co ty opowiadasz (=klamiesz), przeciez spales jak zabity!” (tesciowa)… mam alergie na haslo “grzeczny” oraz “powiedz cos do dziadka/babci”. Przyznam, ze mam slyszac to ochote odpalic czyms niecenzuralnym…typu “dupadupa” albo i zabawniej :D :D
Haha też zauważyłam, że te komentarze ludzi są sprzeczne z moimi wartościami. Ludzie powinni uważać co mówią dzieciom
Nie mam dzieci, ale nienawidzę jak ktoś mniej lub bardziej obcy wtrąca się w moje życie i udziela dobrych rad. A ja mając już lat 30 usłyszałam od ciotki, że byłam rozpieszczana i w ogóle inaczej powinno się mnie wychowywać, tyle, że do mnie obecnej nic nie miała. Czasem słyszę , że ja i moje siostry byłyśmy rozpieszczane, chociaż te uwagi są bez żadnego związku z teraźniejszością. Ludzie po prostu uwielbiają się wymądrzać.
Zgadzam się – mówienie 3-latkowi, że musi zachowywać się odpowiedzialnie to po prostu jakieś nieporozumienie :) Fajny wpis, pozdrawiam!
Cześć! Wpadłam zupełnie przypadkiem, nawet nie wiem jak, z linka w link i oto jestem :) Nie zgodzę się z punktem o radach od bezdzietnych. Mam 27 lat, jestem po studiach pedagogicznych z wychowania przedszkolnego i szkolnego oraz z terapii pedagogicznej. Nie mam dzieci, ale od 8 lat wychowuje nie swoje dzieci – jestem nianią. I tak, moja praca jest wychowaniem dziecka. Jeśli spędzam z nim średnio 10h dziennie, 50h tygodniowo, ponad 200h w miesiącu w zależności od ilości dni miesiąca, to jest to wychowanie. Uczę dobrych manier, jak można się fajnie pobrudzić, jak się zachowywać w jakiś sytuacjach, jak się zdrowo odżywiać, czytanie, pisanie, rysowanie, liczenie, mówienie, ogólny rozwój dziecka i nauka zasad, kultury… Wszystko to, co dziecko powinno robić w pełnym zakresie z rodzicem, ale ja mu pomagam w tym, pomagam w wychowaniu jego dziecka. Czasami rady od bezdzietnych są trafne, bo są wypowiedziane z boku, nie będąc rodzicem, zatem kąt widzenia jest lepszy. Nie mówię, że zawsze. Ja też jako niania dostaje “cenne” rady w parku od starszych pań, że dziecko marznie bo jest tylko 28 stopni w cieniu a ono ma na sobie bluzkę na ramiączka, krótkie spodenki i sandałki. To jest taka rada, na którą machnie się ręką a nawet w człowieku ogień się pojawi.
Mam od roku bratanka. Dziecko zjada za dużo cukru, nie ma rozszerzanej diety, nadal jest na słoiczkach, musach sklepowych, soczkach najgorszej jakości gdzie jak wół jest napisane, że na 100 ml zawiera 3 łyżki cukru, chrupkach i bułkach. Czy trzeba mieć dzieci, żeby wyrazić opinie w kierunku matki, że przesadza, że za dużo cukru dziecko spożywa, że powinien spróbować normalnego obiadu bo ma już ząbki o które też trzeba dbać, szczególnie po takiej ilości cukru! Czy trzeba być rodzicem, żeby powiedzieć matce, że jak jest kupa to się zmienia od razu pampersa a nie “za jakiś czas, bo dopiero zmieniłam przesikanego”. Czy trzeba być rodzicem, żeby zwrócić uwagę matce, że jej dziecko nie powinno siadać na drzwiach zmywarki i skakać po niej? Albo żeby nie zostawało samo na łóżku podczas zabawy a mama idzie do łazienki… Albo żeby bramkę zamykać jeśli dziecko jest na piętrze a na dół jest droga około 20 wysokich schodów (w domu). A może trzeba być rodzicem, żeby powiedzieć matce, że jeśli dziecko ma 40 stopni gorączki to podajemy coś dla zbicia gorączki – nie czekając aż sama spadnie – a jeśli nie przejdzie to jedziemy do szpitala… Są matki, które nie powinny były nimi zostać zanim nie dojrzeją emocjonalnie, bo traktują dziecko jak zabawkę i pięknego człowieka, ale nie robią nic żeby wychować dobrego i zdrowego człowieka. I wtedy rady nawet od bezdzietnych wydają się być cenne. Oczywiście to tylko kilka przykładów. Jeśli ktoś sam mnie pyta o zdanie to odpowiadam, po czym słyszę “ja jestem matką, wiem lepiej co jest dla mojego dziecka dobre”. Nie wiedziałam, że od pojawienia się dziecka na świecie, na sali porodowej matka dostaje od lekarza zastrzyk pt. “jak wychować dziecko – kompendium wiedzy na całe życie” i nagle wszystko wie i robi najlepiej.
Proszę mi wierzyć, czasami mam wrażenie że ja, jako bezdzietna wiem więcej od mam…
#moni: “Zalezy wiec od rodzica, jak on to „porozmawianie” wprowadzi w czyn; moze zwyczajnie wytlumaczyc problem slownie, albo moze stluc dziecie na kwasne jablko. Pelen wachlarz reakcji, byle efektywnych.”
Seriooo?! Może nawet stłuc na kwaśne jabłko byle reakcja była efektywna???? Bo dziecko powiedziało dupa?? A zresztą cokolwiek by powiedziało… pominę fragment tłumaczący jaki wpływ na wychowanie ma przemoc. Kurde w ogóle jaki wpływ przemoc ma na człowieka! Bo dziecko to w końcu człowiek! I również ten rownający #moni z ziemią i raczej zakończę ze smutkiem, że przykro mi, że takie osoby jak #moni mają dzieci i zamiast wychowywać wyładowują na nich swoje frustracje i zamiast wychowywać w zrozumieniu, szacunku i poszanowaniu drugiej osoby chowają takich samych oprawców.