Cisza
Dziś o 4:20 kiedy to zawył alarm i PT musiał pędzić na budowę a ja zostałam w ciemnym pokoju, znowu musiałam zmierzyć się ze swoimi emocjami
Od kilku dni noszę w sobie jakiś żal i gorycz.
Dziś o 4:20 kiedy to zawył alarm i PT musiał pędzić na budowę a ja zostałam w ciemnym pokoju, znowu musiałam zmierzyć się ze swoimi emocjami. I choć nie chciałam tego pisać, bo moje poglądy mogą być niepopularne i znowu sprawią, że ktoś dziwnie na mnie spojrzy, to nie mogę się powstrzymać.
Od pięciu dni w pierwszych stron nie schodzi wiadomy temat. A ja już dłużej nie mogę tego oglądać. I nie rozumiem, nie pojmuję, JAK TAK MOŻNA? Jak można z czyjejś tragedii robić pożywkę dla mas. Jak moje koleżanki blogerki mogą, każda po kolei pisać jak to nagle przypomniały sobie o istnieniu śmierci i o idei bycia matką, a potem na wallach chwalić się rosnącymi stystykami. To obrzydliwe!
Dla tych piszących to było 5 minut, a niech i dzień, plus kilka łez. I tyle. Potem już tylko spijanie śmietanki, setki szerów i staty. Dwa dni później powrót do pierdół wszelakich.
A tam gdzieś jest rodzina która ma serce wyrwane z piersi. Codziennie po otwarciu oczu mają 3 sekundy normalnego życia, a potem atakują ich emocje i wspomnienia. Tam są przerażone dzieci, wyrwane z matczynych uczuć i co gorsza, obdarte z możliwości przeżycia tego czasu w spokoju. Przez Was! Przez nas!
Dlaczego nie zostawić pastwienia się nad rodziną, tym obrzydliwym tabloidom, które jeszcze tydzień wcześniej uganiały się nad zdjęciem ze szpitala. Tym lekarzom, którzy za $ sprzedadzą każdą historię. Czy serio uważacie że 1000 tekstów pt. “oooch dziecko straciło matkę, a to mogłam być ja” w czymkolwiek pomoże tej rodzinie?
Zamilczcie, błagam! Dajcie tym ludziom pobyć sam na sam ze swoim smutkiem.. z emocjami.
Często rozmyślałam, jak chciałabym uczcić odejście kogoś bliskiego. Moją wolą, choć to nie realne, byłoby spędzenie tego czasu w gronie najbliższych. Obcowanie ze swoimi uczuciami, bólem, w gronie osób, które choć trochę rozumieją co przeżywam. Nie przymusowe obściskiwanie się ze stadem ludzi którzy przyszli kurtuazyjnie lub na widowisko. Dlatego na pogrzebach nigdy nie składam kondolencji. Nie chcę łgać komuś w oczy jak to rozumiem co on przeżywa. Bo nie rozumiem. Raz tylko podeszłam do koleżanki której mama odeszła na tego samego raka na którego choruje moja. Powiedziałam jej, że choć w małym procencie ale, wiem co czuje. A ona spojrzała na mnie i powiedziała, że nie życzy mi nigdy przeżyć tej dalszej części. To były jedyne szczere słowa i uczucia.
Kłamstwo w tym momencie boli najmocniej.
Ja tam byłam jedną nogą. Moja przyjaciółka dwiema. I uwierzcie mi na słowo, ostatnie czego człowiek chce to setki ‘pięknych opowieści’ ludzi którzy gówno wiedzą. Bo osoba dotknięta tym problemem ma świadomość, że dla piszącego to jest chwila uniesienia, po której idzie siku, czy na spacer i zapomina. Dla tych którzy są w centrum zamieszania sam ten fakt jest dodatkowym cierpieniem. Bo świat uronił łzę i potoczył się dalej. A oni tam zostali.
Your comment*
Marlena!!!!
Ściskam i uważam, że komentarze są zbędne!
Pieknie napisane. A teraz cisza i wewnetrzna refleksja.
Niestety ale masz racje… ludzie gadaja jak to im zal jal to przezywaja ale to tylko dla nich jest 5 minut a rodzina musi zyc z tym dalej… a wiem co pisze bo 5 lat temu stracilam Tatusia … i dla mnie ten bol jest nadal a ludzie ktorzy skladali kondolencje pewnie juz dawno o Nim zapomnieli….
Nawet nie czytałam tych tekstów na tych blogach. Miałam wrażenie, że to zakrawa nawet o to samo, co przyświeca osobom, które zakładają fermy fanów. O korzyść kosztem ludzkiego cierpienia.
Pięknie to ujęłaś…i te kondolencje są naprawdę zbędne.
czekalam na ten moment, aż bloger o sporym zasięgu pociągnie ten temat. I niech zrobi to jedna osoba. I tak sie stało. Dobrze, ze to napisałaś, Marlena.
Ja tez zupełnie nie rozumiem dlaczego ludzie próbowali rozbierać ten temat na czynniki pierwsze w swoich postach bądź statusach, linkując do swoich nowych bądź starych tekstów.
I dobrze, że zrobiła to bez nazwisk.
A poza tym, mam wrażenie, że gdy kiedyś przypadkiem na taki matczyny wpis trafią mąż, dzieci, inni bliscy zmarłej, mimo wszystko mniej ich to uderzy niż inne teksty domorosłych blogerów, aspirujących do miana bycia blogerem nr 1. w Polsce, którzy szastają tą sprawą w taki sposób, że aż zupełnie obcym, nawet niespecjalnie roniącym łżę z tej okazji, robi się zwyczajnie żal, czytając, a co dopiero bliskim, gdyby tam trafili. Ale lajki, szery, komenty i statystyki lecą…
Piękne i mądre słowa, Makowa Mamo.
Miałam o tym pisać w tym samym kontekście, zresztą chyba znasz moje zdanie, ale nie mogłam się opanować i by poleciały niecenzuralne słowa. Dobrze, że tobie się udało :)
Cieszę się, że ktoś to wreszcie napisał. Dzięki M.
Jedni piszą na ten temat i podbijają statystyki a drudzy piszą jak im to bardzo nie pasuje, że inni na tym żerują i też podbijają statystyki.
Marlena uwielbiam czytać Twoje teksty, ale ten mi nie pasuje, bo od kilku dni na którymś blogu z kolei czytam coś podobnego jak u Ciebie, sorry, ale czy to też nie jest żerowanie na temacie czyjejś śmierci, mimo że nazwiska nie podałaś?
Ja myslę, że to nie jest żerowanie. Ktos mówi pociągnąć temat i zasugerować, że takie mielenie sytuacji nie jest akceptowane.
Sama chciałam skomentować sytuacje ale darowałam sobie, mój blog jest za mały, by zmienić coś w tym temacie. Czekałam na moment, w którym znajdzie się bloger, który przemówi do mas mając w sobie siłę swoich “statów”.
Mam podobne odczucia.
Mam na myśli komentarz Mama w domu rzecz jasna…
Wiesz co? Przeczytałam tekst Marleny i się wzruszyłam. Następnie poczytałam komentarze na FB, takie jak Twój i zrodził się we mnie dysonans… Ale zamiast rzucać oskarżenia o żerowanie, przeczytałam ten post raz jeszcze. I wiesz co? Polecam Ci zrobić to samo! Jeszcze raz i raz jeszcze. Może wtedy zrozumiesz… Że to nie jest post pisany na fali śmierci, tylko odpowiedź na tę falę. Do tego ma trochę głębszy przekaz. I myślę, że Marlena ma w dupie podbijanie statystyk. Ale każdy niech sobie myśli, co chce. Życzę więcej empatii, a nie doszukiwać się wszędzie marketingu. Pozdrawiam!
Choć rozumiem co chcesz przekazać to jednak nie robisz nic innego niż “koleżanki” . Również swoje przemyślenia mogłaś zachować dla siebie. Nie u każdego te przemyślenia były dla statystyk.
Ale przeciez w takiej chwili nikt z rodziny Ani nie czyta komentarzy pod zdjeciami i raczej czytac nie bedzie gdzies to maja.
Pod zdjeciami Ani zauwazylam komentarze ludzi, ktorzy sami stracili kogos przez raka i to jakas forma wyżalenia się zjednoczenia bo czuja nadal ten okrutny bol po stracie rodzica brata siostry. To nie prawda, ze czas goi rany.
Moj tata po prostu zasnal i sie nie obudzil. Mialam 16 lat i probowalam go reanimowac caly zycie mamy po prostu zrujnowane bo nic juz nie bedzie jak kiedys.Moja mama nadal sie z tym nie pogodzila nie potrafi sobie normalnie ulozyc zycia. Ja mam teraz swoja rodzine i trochę przy nich odżyłam. Wypełnili tą straszną pustkę. Boje sie o jutro. Boje sie tego jak każdy człowiek.
Dla dzieci Ani to jest niewyobrazalna strata to bedzie rozdarta rana na cale zycie.
Twoj tata czy mama widzieli twoj dzien slubu. Widzielu kiedy nardzodzily sie Twoje dzieci. Byli w tych ważnych chwilach dla Ciebie. Mam nadzieje ze dlugo beda sie cieszyc zdrowiem. Pozdrawiam,
Czyli przezylas to samo co ja w tym samym wieku:(
Tak i wiele bym oddala za wspolny spacer mojego taty ze swoimi wnukami <3.
Marlena duzo zrowia dla Taty.
Ja u siebie wspomniałam. Bo zabolało mnie to. Wiele moich znajomych bloggerek też. Nie pisałam elaboratu o tym, jak mój świat się zmienił, że nagle zaczynam doceniać życie. Wyłączyłam w tym poście możliwość komentowania, nie chciałam szeregu internetowych zniczy. Wielu ludzi dotknęła ta śmierć, nie sądzę by ktoś celowo pisał posta o tym, by nabić sobie statystyki – choć może jestem naiwna.
No niestety… Dobrze, że o tym w ten sposób napisałaś.
Mnie zasmuca i bulwersuje też zakładanie stron na fb poświęconych niby pamięci Ani, które potem, jak w przypadku Kasi Markiewicz, zostaną sprzedane… A ludzie lajkują nieświadomie.
Zastanawiałam się właśnie, czy ty też pójdziesz za tą masą głupich wpisów o tym jak własnie sobie zdali sprawę z ulotności zycia, czy nie
Nie zawiodłaś mnie Marlenko, bardzo mądry wpis, od kilku dni mam ochotę krzyczeć “Ciszej nad tą trumną”
Ściskam mocno!!!!
Jakkolwiek całym sercem absolutnie zgadzam się z tym, co napisałaś, to jednak nie mogę się pozbyć wrażenia, że właśnie znowu wałkujemy ten sam temat…
Jeśli ktoś to robi dla statystyk, bo śmierć się “klika”, to jest to rzeczywiście mocno słabe. Też mi się to nie spodobało. Wiele w tym jednak autentycznego uniesienia. Może to naiwne, ale tak mi się wydaje. Ludzie żyją dziś tak bezrefleksyjnie, że chyba dobrze, że czasem coś albo ktoś postawi ich do pionu. Chociaż taki plus, tego, że dzieją się na tym świecie straszne rzeczy :( Inna sprawa, że ludzie od wieków, zachowywali się jak hieny. Możemy się oburzać na paparuchów, a potem 2 miliony idą do kiosku i kupują gazetę ze zdjęciami robionymi z drzewa na pogrzebie :( Wchodzą na Pudla i oglądają cudze łzy. Czy Lis napisał w na temat pod publikę? Pod kliki? Nie jestem cyniczna, więc uważam, że nie. Czasem coś nas zbiorowo poruszy – taki świat, że to wychodzi na zewnątrz. Póki nie ma w tym nachalności i deptania butami bezpośredniej prywatności ludzi, którzy cierpią, nie rzucałabym kamieniem.
Zgodzę się co do mediów, tego lekarza itd. – rozumiem uczczenie pamięci, ale nie mielenie tematu non stop, wyciąganie spraw intymnych, kolejny raz, tę hipokryzję. Jednak co do nas-blogujących mam, mam jednak mieszane uczucia. Myślę, że to bardzo indywidualna kwestia. My nie piszemy do tej rodziny, nie zakłócamy ich spokoju, to nie jest przekaz, który do nich dociera, przekazujemy to sobie wzajemnie i sobie samym, jak inne refleksje. Przykre jest to, że muszą się zdarzać rzeczy ostateczne, żebyśmy te refleksje mieli, ale dobrze, że je mamy. Poza tym wiele z nas doświadczyło śmierci osób bliskich, często na raka właśnie, wiele z nas bierze udział w walce z tą chorobą, bo jest bardzo, bardzo blisko nas lub nawet w nas, i o tym nie piszemy, bo to są nasze sprawy intymne, a jednak siedzą nam w głowie, jak kolejny guz. Może za sprawą takich emocji publicznych po prostu łatwiej trochę ten kurek odkręcić i upuścić emocji. Nie wiem. Gdybam.
Czasami nie rozumiem blogosfery! To jest niesamowite (przykre) jak podczas ludzkiego nieszczęścia można napisać “chwytliwy” temat, po to, aby zwiększyć statystyki na blogu
:*:*. Przytulam mocno!
“Jak można z czyjejś tragedii robić pożywkę dla mas. Jak moje koleżanki blogerki mogą, każda po kolei pisać jak to nagle przypomniały sobie o istnieniu śmierci i o idei bycia matką, a potem na wallach chwalić się rosnącymi stystykami. To obrzydliwe!”
Każdy radzi sobie ze śmiercią na swój własny sposób, ale żerowanie na śmierci jest tak jak piszesz, obrzydliwe. Szczególnie jeśli robi się do tylko dla ilości odsłon. Ostatnio czytałem artykuł o hienach tabloidowych – chyba część z nich trafiła do blogosfery.
hm….zrozumie to wszystko cała sytuacje człowiek który stracił kogoś bliskiego…kogoś naprawde bliskiego.ktoś kto brał udział w spektaklu śmierci….w kruchości człowieka odchodzącego na tamtą strone….nie zrozumieją tego ludzie którzy gdzies tam otarli sie o śmierć ale ich bliscy jeszcze żyją..i oby mieli tak jak najdłużej….hm….czytam czytam co moge powiedzieć czy napisać….słowa też dużo znacza mi ich brakowało ..jestem zwykłym człowiekiem , a może i niezwykłym ,ale normalnym….straciłam dwie osoby najbliższe mojemu życiu i sercu…..dość niedawno, w krótkim czasie….i wtedy brakowało mi słów ….kogoś kto…przyjdzie i zrobi mi herbate poprostu i powie prześpij sie gdy oczy nie chciały sie zamknąć przez 3 doby ze strachu przed tym co mnie czeka we śnie…..a gdy sie już zamkneły,,,,,,
ale życie toczy sie dalej ….i wszystko nabiera nowego kształtu , a nasze serca grubieją ;) w takich sytuacjach i jak to nie zabrzmi…cieżko mnie już coś dziwi…choć płaczliwa jestem okrutnie…..od tamtych chwil…ale mniej czuła na otaczający nas bieg losu.
Oni dadzą sobie rade jak każda rodzina przegryzie to i przejdzie silną noga pod warunkiem ,że będa razem i znajda czas …ale dajmy odejść spokojnie tym którzy odeszli u nas i tam w świecie innych ludzi…..ktoś mi powiedział nie drąż nie zastanawiaj sie ( wtedy gdy dwa lata temu posypało sie moje życie) bo zwarjujesz…poprostu żyj……otwieraj oczy wychodź na słońce i to pomogło.a im daj odejść bo po co ich trzymać tu przy ziemi jak mogą spokojnie być tam, gdzie teraz ich miejsce……dzięki za przeczytanie ….pozdrawiam .
Super, że o tym napisałaś na blogu, chociaż to w sumie z jednak strony podobne zachowanie jak panie które o tym piszą.. ;) Ja napisałam co o tym myślę, na grupie blogerek.. Aby nie robić kolejnego zamieszania.. Tak czy siak to racje masz, bo myślę identycznie! :)
MM, byłabym zaskoczona gdybyś myślała inaczej. Też czuję podobnie.
Mnie najbardziej zbulwersował pewien blogowy wpis otagowany w ten sposób: #annaprzybylska #aniaprzybylska #przybylska #śmierć #nowotwór #rak #zdrowie
Uwierzysz? Tak słabe, że aż mdło. “Odlajkowałam” natychmiast, więcej nie mogę. Ech…
Zwracam uwagę, że głos w sprawie choroby i śmierci Anny Przybylskiej zabrał jeden lekarz. Nie lekarze.
O jej poważnej chorobie wiedziało całe grono lekarzy. Dotychczas nikt nie zabierał w tej sprawie głosu.
Nie generalizujmy proszę.
Tak jak nie wszystkie blogerki nie traktują tej sprawy jako nośnego tematu.
Tak samo nie wszyscy lekarze, którzy znają sprawę z bliska, nie sprzedają jej mediom.
Marleno, dlaczego mnie zbanowałaś na FB?
Czytam Cie od dawna, wypowiadam się w kulturalny sposób i raz tylko nie zgodziłam się z Twoim zdaniem, napisałam przeciwne – lecz w kulturalny sposób (podkreślam) i co?
Następnego dnia jestem out…
Ja rozumiem, że nikt nie lubi krytyki, ale chyba nie powino się komuś zamykać buzię za to, ze ma odmienne zdanie?
Marta Zet na FB
Marto, to był dla mnie głęboki i emocjonalny post i nie miałam nawet ochoty na polemikę. Oczywiście jeśli wciaż masz ochotę do nas zaglądać, to odblokuje Cię. Napisz proszę PW.
i wlasnie za to Cie cenie i szanuje… brawo MM
A co do kondolencji – ja zawsze mówię “przykro mi, trzymaj się”. Nigdy nie mówię: “Wiem co czujesz”, bo wiem, jak mnie to denerwowało po śmierci mojego taty…Nikt nie wie. Może się domyslac, porownywac do swojej sytuacji i odczuc, ale nie wie.
Najbardziej mnie “rozwaliła” kolezanka, ktora po śmierci mojego taty zadzwoniła, ja we łzach, a ona mi na to: “wiem jak to jest. Jak mój R. (partner) wyjezdza na kontrakt na dłużej czuję taką samą pustkę”. (!) Myślałam, że śnię…
No właśnie, do głowy nie przyszłoby mi “wiem, jak się czujesz”. A składanie kondolencji jest dla mnie bardzo dyskusyjne. Koleżanka powiedziała mi jednak, że gdy pochowała tatę, kondolencje były dla niej wielkim wsparciem- czuła, że nie stoi sama nad tym grobem.. Choć myślę, że to bardzo subiektywne odczucie.
My to jakis dziwny narod jestesmy. Zawsze wszystko trzeba skomentowac. Zyjemy w wiecznym pospiechu, nie mamy czesto czasu dla bliskich i taka tragedia zmusza nas do refleksji i rozumiem ludzi piszacych , ze wiadomosc o Ani nimi wstrzasnela. Mozemy na chwile przystanac i zastanowic sie nad soba i swoim zyciem. Ale nie zmieni to faktu, ze rano bedziemy musieli wstac, nakarmic dziecko, pojsc do pracy, wrocic do swoich codziennych obowiazkow. Zawsze sie znajdzie sie ktos, kto na tym bedzie chcial cos wyciagnac. Rak jest w okolo nas. Ja sie go panicznie boje. Bo to jak w loteri na kazdego moze dosiegnac. On nie wybiera. Czemu zawsze musimy sie czegos doszukiwac, albo komentowac innych??
No i trafiłaś w samo sedno. Kiedy czytam takie rozemocjonowane wpisy to nóż mi się w kieszeni otwiera dlatego, że wszyscy zaczynają zachowywać się jak tabloidy i zarabiają na ludzkim nieszczęściu.
Masz stu proventową rację. Dla nas to chwila,kilka dni smutku i niedowierzania. Dla nic ból na całe życie. My teraz piszemy,ze trzeba doceniać życie,a tak na prawde gówno o tym wiemy….za kilka dni emocje opadna i zapomnimy o calej sprawie…
Mysle,ze blogrkom nie chodzi o staty,tylko chyba nagle wszystkich ogarnal strach,
Mnie tez choc o tym nie pisalam na blogu.
Strach o nas samych, niestety…
Uściski dla Was i duzo sił!
Mnie również osaczyły wpisy rzeszy znajomych na fb. Do tego stopnia, że niemal nie zaglądałam na fejsa przez ostatnich parę dni. Dlaczego? Bo jak każdą z was i mnie ta śmierć uderzyła w bardzo czułe miejsce matczynego serca. Jedni, jak ja, starają się o tym przestać myśleć, odciąć się, uciec. Inni potrzebują wyrzucić to z siebie wpisem na fb czy blogu. Każdy z nas trochę inaczej przeżywa takie sytuacje. Nie czytałam blogowych wpisów, ale wierzę w to, że większość z nich to próba poradzenia sobie z tym ciężkim tematem. Śmierć młodej, pięknej kobiety, matki 3 dzieci wyzwala wiele emocji w nas samych. Trudnych refleksji, trzeba się z tym jakoś zmierzyć.
Chciałam jeszcze napisać kilka słów o kondolencjach. Choć oczywiście, dopóki sami nie doświadczymy podobnej straty, nie wiemy jak to jest, ale jako ludzie mamy mniej lub bardzej rozbudowaną empatię. Kondolencje to wyraz solidarności z daną osobą/rodziną. Podchodzenie do obcych to tylko kuruazyjna grzeczność, do bliskich to znak obecności, wsparcia i pamięci.
Masz rację, że kiedy runął ich świat, wszystkie te wpisy na fb, blogach, itp. są nic nie warte, ale za jakiś czas małą sekundę radości przyniesie im świadomość, że tysiące ludzi choć w taki sposób chciało pożegnać i uhonorować ich żonę/matkę.
Nasza rzeczywistość toczy się siłą rzeczy w świecie realnym i wirtualnym, bo stał się on nieodłącznym elementem codzienności. Nie karmy złych mediów, które żerują na cudzym nieszczęściu. Nie tagujmy wpisów, ale wyrażajmy się, bo stało się coś, co bardzo trudno zaakceptować, więc dobrze, że jako społeczeństwo nie przechodzimy obok tego obojętnie.
A myślałam, że jestem dziwna, skoro tak myślę. Dziękuję!
Nie napisałam tekstu na bloga,jednak informację o śmierci Ani wrzuciłam na fp. Ktoś, gdzieś, napisał mi, że nie powinnam tego robić. Być może…Jednak dla mnie ta śmierć była ważnym wydarzeniem, choć jej nie znałam. Przytoczę tu to samo, co gdzieś tam, komuś napisałam “O chorobie Ani Przybylskiej dowiedziałam się, gdy na raka trzustki zachorowała moja Mama. Ja wiem, że to wydawać się może irracjonalne, ale czuję, jakbym po raz drugi przeżywała tę samą śmierć. A przecież tylko choroba je łączyła… A przecież od śmierci Mamy minie niebawem rok. A przecież sytuacja zupełnie inna – tu trójka małych dzieci, u nas – cztery dorosłe córki… Nie wiem dlaczego, ale ta informacja spowodowała, że przepłakałam pół wieczoru. Może dlatego, że gdy umarła moja Mama, gdy zła byłam na cały świat, myślałam sobie, dlaczego Jej się udało? Może dlatego, że gdy gniew minął, było mi tak wstyd, że trzymałam kciuki mocno i wierzyłam, że będzie ok. A może dlatego, że gdy czytam, że w wypadku samochodowym zginęli rodzice, a dziecko zostało osierocone, to też zawsze płaczę…?”. I choć tak mną to wstrząsnęło, przywołało wspomnienia z przed roku, nie wyobrażam sobie pisać o tym. Marleno, mam nadzieję, że będzie dobrze Mocno trzymam kciuki i życzę dużo ZDROWIA.
Też mam bloga, nie należe do czołówki. Ba! mało kto wie o moim istnieniu :D Mogłam równiez popełnic ten błąd co inne blogerki , statystyki , by podskoczyły ;) Ale ja rozumiem co to jest śmierć najblizszej osoby, wiem, co to śmierć Matki. Znam te ból i cierpienie. Nie życzę nikomu. Żygam juz tymi poczytnymi blogami, sam chłam i żerowanie na innych. Przepraszam Marlena, ale co niekótre to Twoje “koleżanki”, dobrze, ze to napsiałaś , może się pindy obudzą . Pozdrawiam Ciebie i życzę zdrowia Twoim najblizszym, zdrowie najwazniejsze…
Mi się ciśnienie podniosło jak zobaczyłam, ze na 1 ce puścili film z nia wczoraj…. Zero litosci
A ja myślę że wiele z tych postów, które ukazały sie zaraz po tej strasznej wiadomości, nie było wyrazem wyrachowania, tylko chęcią połączenia się a narzędziem był blog. Wiele dziewczyn w tym czasie opisało historie równie smutne,wiele wykrzyczało swój bunt i strach. 3
Bardzo, ale to BARDZO dobrze i mądrze napisane. Myślę, że dalszego komentarza nie trzeba, bo to, co napisałaś, jest szczerą prawdą. To wystarczy.
prywatnyazyl.blogspot.com
Wiem co to ból i strata kogoś najbliższego, co to choroba. Podziwiam cie ze potrafisz tak dzielić sie swoją prywatnoscia pisząc o chorobie itp. Musisz sie liczyć zatem ze wyrazy współczucia tez beda od czytelników bloga Ja nawet ostatnio zrozumiałam ze zrobiłam duży błąd i wykasowalam większość zdjeć i postów z Facebooka. Przeciez to wszystko zostaje w sieci a chyba nie chce tak juz obnazac swojej prywatności ….. A tematu nie poruszę bo to prywatna tragedia i każdy powinien decydować czy chce wystawić swoje życie na forum publiczne
Myślę, że taki wpis jest jak puszka Pandory, otwiera wiele trudnych tematów – od zachowania się różnych ludzi w obliczu tragedii, po egzaltacje społeczną i tym jak ją napędzają media, przez motywację autorów blogów. To są oddzielne kwestie.
Sama należę do tej grupy, która powstrzymała się przed komentarzem na swoim blogu – bo musiałabym połączyć słowa o tym, że bardzo mi przykro, ale niestety taka tragedia jest codziennością i to, że dotknęła osoby publicznej i wielu się ZDAJE, że ją znali i coś ich poruszyło to farsa. Sama przeżyłam śmierć w najbliższej rodzie ale też w dalszej, w tym rodziców przyjaciół, dziadka męża itp. Nie da się porównać skali emocji przy śmierci rodziców/małżonka, nie wspominając o śmierci dziecka, z całą resztą. Prawdziwą żałobę ma tylko najbliższa rodzina. Może ich wspiera to, że ludzie [w tym na blogach] czują się poruszeni tą śmiercią, a może wkurza. Kiedy czytam, że komuś przykro to ok, jak ktoś ma ochotę się tym podzielić, może to taka forma kondolencji, niech będzie, łudzę się, ze tu nikt o statystykach nie myśli (choć jestem całkowicie nieobecna na blogerskich forach, więc środowiska nie znam), taki tekst jest mi obojętny, ale jak ktoś pisze, że poczuł się jakby to była jego tragedia, to myślę, że nie ma pojęcia o czym mówi i zgadzam się z tym co Ty napisałaś.
Kiedy zmarłą moja prababcia, byłam w kiepskim stanie. Każde wspomnienie o niej przez inne osoby było jak rozdrapywanie rany. Wtedy chciałam żeby zamilkli. Cisza dla Nich będzie najlepszym odzewem.
nie wiem, co sie dzieje w blogosferze, nie wiem o czym piszą matki-blogerki, alei tak jestem oburzona.
idę dziś z dzieckiem na plac zabaw, a tu nagle dziwnie dużo ludzi pyka sobie selfie z ulicznymi banerami. podnoszę głowę i co widzę? moje miasto obwiesiło główną ulicę banerami z tekstem w stylu “będziesz w naszych sercach”. do tego setki białych róż. setki. pięknych (i ludzie robiący sobie fotki w tych kwiatach…) i raczej nie tanich, pomyśleć, że rodzina prosiła o datek na hospicjum zamiast kwiatów. do tego tłum ludzi przed kościołem. a do uroczystości jeszcze 2h…. by łam oburzona.
na placu zabaw matki z wózkami umawiają się na wiadomo co.
2h później szpaler paparazzi z aparatami wielkimi jak armaty. i rzeka ludzi płynie w jednym kierunku. normalnie jak przed sylwestrem z polsatem. ciagnąc dwulatkę pod prąd, miałam ochotę stanąć i krzyknąć “po co tam idziecie?” łzy mi stawały w oczach na myśl, że większość tych ludzi szła pooglądać rodzinę i gości.
nie moge zrozumieć, jak można iść na pogrzeb dla widowiska. nie mogę zrozumieć, jak można mieć przyjemność w oglądaniu pogrążonej w bólu rodziny. no nie mogę. nie mieści mi się w głowie.
chciałam wylać swoje oburzenie na pudelku, ale tam ani wzmianki;)
Pogrzebom osób publicznych, zwłaszcza znanych i lubianych, zawsze towarzyszy tłum. Odeszła znana osoba, która zarabiała na życie dzięki swojej popularności i wizerunkowi, więc i jej śmierci towarzyszy szum, jednak myślę że pozytywny tj. wypełniony autentycznym bólem i refleksją. Problem się zacznie kiedy rodzina nie będzie mogła iść spokojnie na grób, bo zawsze będą tam ciekawscy, ktorzy chętnie cykną fotkę partnerowi czy dzieciom. Przyjadą też Ci, którzy zrobią sobie zdjęcie przy grobie. Pogrzeb zamknął pewien rozdział w życiu publicznym tej rodziny. Był ponoć wzruszający i piękny. Nie było na nim tysięcy osób z aparatami szukających sensacji tylko ludzie, którzy z potrzeby serca przyszli pożegnać tę piękną dziewczynę. To budujące, bo w całej gonitwie poświęcili czas na taką uroczystość.
Zobaczymy czy teraz sensacyjne gazety i pudelek będą umiały uszanować prywatność partnera i dzieci Ani Przybylskiej. Bardzo trudny okres przed nimi…
Zdecydowanie się zgadzam z tym co napisałaś. Dziękuję!
pozwolę się z Tobą nie zgodzić. Być może czegoś nie zauważyłam, ale w telewizji widziałam wczoraj tylko wspomnienia. Bardzo wzruszające i pełne szacunku. Specjalnie zajrzałam dziś do tabloidów – brak relacji z pogrzebu. Nie cenie ich za nic, ale ten fakt doceniam. Co do blogerek…według mnie są tematy, które zmuszaja do refleksji. Czytałam wczoraj wpis jednej z mam, która spostrzegła, że nie ma zdjęć z dziećmi, że za dużo pracuje itd…Czy to coś złego, że czyjeś nieszczęście zmusza nas do refleksji? Nie sądzę.
A widowisko na pogrzebie..? No nie wiem, moja siostra była na tej uroczystości z szacunku i poczucia, że tak trzeba, bo pani Ania udzielała się dla chorych, a moja siostra ma z tym coś wspólnego…Mówiła ,że na pogrzebie było mnóstwo wzruszonych i poruszonych mieszkańców Gdyni. Nikt nie robił zdjęc, nie było też kwiatów.Zgodznie więc z wolą rodziny.Nikt się nie pchał ,żeby zobaczyc dzieci czy partnera pani Ani.
Jedyne co mi się nie podoba to wypowiedź pana Zdrożnego i Anny Muchy,ale cóż, z klasą chyba trzeba się urodzić.
Nieszczęście zawsze porusza ludzi, zmusza do myslenia i refleksji. Jesli ktoś ma potrzebę podzielenia się tym, to niech to robi. Może jestem naiwna albo ślepa, ale nie zauważyłam u dziewczyn, których poruszyła smierć tak młodej osoby chęci lansu czy zaistnienia. To by było nudne i głupie. Z racji tego czym się zajmuję w życiu, jestem dość odporna na nieszczęście, nie muszę o tym krzyczeć. Wiem jednak, że są osoby (szczególnie te, których straszna tragedia nie spotkała), które bardzo osobiście przezywają takie wydarzenia, odnoszą do siebie itd.To zjawisko ma nawet nazwę w psychologii.Ktoś o tym mówił jako gość w tv. Przepraszam Was, ale postanowiłam się wypowiedzieć:) Oprócz tych dwóch w/w przypadków nic mnie negatywnie nie uderzyło. Przyznaję sie jednak, że namiętnie nie czytam wszystkich popularnych blogów, więc może coś mnie ominęło…
A ja myślę ,że za bardzo to wszystko uprościłaś…wrzuciłaś wszystkich do jednego wora…nie każda refleksja mamy blogerki to żerowanie na czyimś nieszczęściu…to chyba normalne ,że młode mamy najbardziej to przeżywają ,bo podobnie jak Przybylska mają małe dzieci i drżą na myśl co by było gdyby takie nieszczęście spotkało moją rodzinę…są oczywiście tacy którzy chcą się wypromować czy wzbogacić na tej tragedii…najprościej jest po prostu tego nie czytać i nie pomagać im w tym…
Kochana MM, od wczoraj się zastanawiam czy coś tu naskrobać… Jakiś czas temu zyskałaś mój ogromny szacunek wpisem “Nie oceniaj”. Ale ten wpis całkowicie tamtemu zaprzecza. Rozumiem, że masz swoje zdanie. Ale twoje koleżanki również mają swoje. Ty opisałaś to w taki a one w inny sposób. Być może znasz intencje co niektórych dziewczyn pisząc, że wykorzystały tą śmierć do swoich celów. Jednak nie znasz sytuacji życiowej i uczuciowej każdej swojej blogowej koleżanki a jednak tym wpisem wszystkie wrzuciłaś do jednego worka. Tym samym każda, która napisała o śmierci jest wyrachowana. A być może pomimo tego, że po napisaniu posta poszły siku lub na spacer, też kogoś straciły, a ty nie musisz o tym wiedzieć. Patrzysz na kogoś kto właśnie stracił kogoś bliskiego, chodzi do toalety, na spacer, do pracy, spotyka się ze znajomymi – bo próbuje dalej żyć na swój sposób, może tylko taki sposób zna i tylko taki uśmierza jego ból. Ale nikt nie ma prawa powiedzieć, że cierpi mniej od tego, który przez rok nie wychodzi z domu i ciągle płacze.
Co do kondolencji też nie mogę się zgodzić. Bo naprawdę nie wiemy co przeżywają i czują inni ludzie. Kilka lat temu dowiedziałam się o koleżance, która straciła dziecko. Zadzwoniłam do niej i usłyszałam, że nie wiem co ona czuje. Ale ja wiedziałam. Na prawdę :(
Rozpisałam się, więc podsumowując droga MM – nie oceniaj…
Pozdrawiam cię ciepło
Nie zrozumie ten kto nie przeżył, nie doświadczył, nie odczuł….nawet cisza może być boelsna w takich chwilach ” nie umarł ten, kto żyje w pamięci innych…”
tak przykre to … zero poszanowania dla rodziny , mimo, że prosili