Co pójście do szkoły dziecka, zmieni w Twoim życiu matko?

Rozmawiam z koleżankami w realu. Piszę z Wami dziesiątki maili i wiadomości na różnych komunikatorach… na temat szkoły. I z tego co widzę, jesteście do niej mniej więcej tak samo przygotowane jak byłam ja – czyli nijak. I BŁĄD! Może się to skończyć dla Was, tak jak dla nas – wielkimi przenosinami. Zacznijmy więc od początku:
1. Ale jak to mam dowieźć dziecko na konkretną godzinę?
Szok numer jeden. Kiedy do przedszkola pociechę zawozi się jak się łaskawie wstanie i wiatr zawieje, lekcje zaczynają się o konkretnych godzinach. Czasami, punkt ósma. Nie ma, że korki, nie ma że światła, czy młodsze dziecie za pięć dwunasta zachciało dwójkę (a przecież tak jest zawsze). Jedyna pociecha jest taka, że większość rodziców nie umie w tę ósmą wycelować i nikt się nie obraża o 10 min. poślizgu… jak to było za naszych czasów ;)
2. Co dokładnie mam zrobić z dzieckiem kiedy jego lekcje zaczynają się w południe?
Ten punkt był naszą traumą z poprzedniej szkoły. Zajęcia trwały zazwyczaj 3-4 godziny, do południa lub od południa. Co zrobić z dzieckiem przez resztę dnia? Dla szkolnych mam logiczną odpowiedzią będzie – świetlica! Dlatego oglądając przyszłą szkołę i dowiadując się na jej temat zwróćcie baczną uwagę na ten zakątek. Można śmiało powiedzieć, że jeśli pracujecie w pełnym wymiarze godzin Wasze dziecko będzie tam spędzało więcej godzin niż na zajęciach. Świetlica w naszej ex- szkole była koszmarem. Przeładowana (poszedł rocznik 6 i 7-latków) do granic możliwości. Dzieci chodziło po sobie wierzchem. Panie były niemiłe… także do granic możliwości. Non stop się darły na dzieciaki, a uśmiechu nie widziałam u nich przez 10 m-cy. W sumie nie ma co się im trochę dziwić, ten przybytek wyglądał jak istne wariatkowo. Dzieci się biły, przepychały, zabierały sobie nieliczne zabawki. Więc żeby je ujarzmić, puszczano filmy. Na przykład takiego Harrego Pottera.. dla niespełna 6-latków (bo rocznikowo mogły nawet tej 6-tki nie mieć). Kiedy raz weszłam podczas takiego seansu do pokoju Maks i kilkoro innych dzieci siedziało z łapkami na twarzy, całe przerażone. Kill me. Młody wrócił także do domu kilkakrotnie z siniakami. Doszło do tego że płakał, błagał i obiecywał siedzieć cichutko w domu abym go tam tylko nie zawoziła. Jak się okazało większość dzieci tak prosiła rodziców i skarżyła się na panie, więc została z nimi przeprowadzona rozmowa. Nie pomogła, bo jak miała. Dzieci nadal było za dużo.
[Obecnie nasza świetlica jest rajem, rajem! Mała, kameralna z książkami, klockami, kanapami, stolikami, no ideał. Maks nigdy na nią nie narzekał. W sezonie wiosna-lato-jesień dzieci są całe dni po szkole na podwórku. Grają w piłkę, bawią się na placu zabaw, ganiają, grzebią w piasku. Nie jest to dozowane. Panie są tam choćby 5 godzin i więcej. No i są naprawdę przesympatyczne. Moja ukochana pani jest taka w wieku mojej mamy i jest złotą kobietą. Zawsze ma mądrą radę i pochwałę dla Maksa.]
Drugą opcją są dziadkowie lub inni opiekunowie. Gdybym zapisała Maksa do innej szkoły na naszym osiedlu, gdzie obok mieszkają dziadkowie, to oni mogliby częściej zajmować się młodym przed i po zajęciach. Wiem, że wiele z Was ma pomoc w nianiach, babciach i innych zaprzyjaźnionych osobach. To dobra opcja na te pierwsze lata, gdzie dziecko nie jest jeszcze w pełni samodzielne, żeby do szkoły chodzić i z niej wracać (Maks musiałby iść kilometr przez naszą wioskę, potem dojść do pętli autobusu i jechać 6 przystanków). Dziadkowe, jak wiaadmo ogarną też temat obiadu czy pracy domowej, a to dla rodziców kończących pracę późno i posiadających więcej niż jedno dziecko, sprawa priorytetowa.
3. Co robi rodzic ucznia wieczorem?
Kiedy ‘pożycie’ przedszkolne kończy się na buziaczkach z panią i ‘papa’ przez szybę oraz dojeździe do domu, szkoła wygląda zgoła inaczej. Jest takie przykre dla rodzica coś jak.. praca domowa dziecka. W pierwszym roku, mogę śmiało napisać, że 90 % dzieci nie kuma czego się od niego chce wieczorem, po tym jak już przeszedł mękę dnia szkolnego to ma niby zasiadać do.. kaligrafii! Pewnie są takie młodziaki, które pisać lubią. Jest taka szansa, że to będzie np. nasza Lenka, jednak z rozmów ze znajomymi wynika, że na początku swej drogi dzieci nie chcą pisać już w szkole, a co dopiero w domu. Więc zaczyna się miałczenie ‘bmójboszedlaczegoja’ lub ‘niebędęnibędęnibędę’. Czasami wieczory bywały naprawdę trudne.
Obecnie prace domowe idą nam naprawdę gładko, ale nie stało się to samo i poświęcę temu zagadnieniu oddzielny post.
4. A co on/ona ma jeść?
Kiedy do przedszkola, większość z nas notorycznie wozi dzieci bez śniadania nie analizując, czy młode nie skona z głodu, w szkole przestaje być to oczywistością. W państwowych szkołach często jedynym posiłkiem są obiady, więc jeśli pracujemy na pełen etat, a nasze dzieci mają spędzać w szkole do 9 godzin, trzeba przygotować się na nie mniej niż tonę jedzenia… i picia. Trzeba więc w przeddzień przygotować bułeczki, owoce, przekąski i wodę do bidonu. Brzmi najłatwiej na świecie, a w ciągu roku szkolnego zalicza się nie mniej niż kilka wpadek ;) – pęd do Biedry, drożdżówkę i wodę w butelce. Bywa. Dodam tylko, że to były ulubione dni Maksa i jedyne w których jadł drożdżówkę ;)
5. Wybór nauczyciela/ sposobu nauczania
Z tego co wiem w państwowej szkole można w podaniu zaznaczyć do jakiego nauczyciela chcemy, aby nasze dziecko trafiło. Prośba może być spełniona.. lub nie. Słaby nauczyciel może stać się koszmarem Waszym i dziecka. Nasza pani z poprzedniej szkoły była nauczycielem wychowania klas I-III po raz pierwszy. I choć bardzo się starała i była miła, to kompletnie nie miała pomysłu na ucznia zdolnego i pewnymi deficytami, jakim był Maks. Potrafiła np. codziennie stawiać mu uwagi o treści (trzymam je na pamiątkę ;)): “Maks ślini palec i dotyka kolegi”, “Maks mówi dupa“, “Maks wpadł na koleżankę i BOLEŚNIE ją popchnął” :D czyli.. po prostu był pierwszakiem na przerwie. Bo takie zachowania widuję non stop i w jednej i drugiej szkole od większości dzieci. Ale taki był jej pomysł na okiełznanie Maksa, który w klasie I prawie skonał z nudów ( lda tych którzy przegapili historię Maksa polecam wpis —> TEN), bo klasa I zaczyna się od.. poznawania liter! A te Maks znał w wieku lat 2 :/
Dobry nauczyciel prowadzący, ale także baza dydaktyczna, nauczyciele wspomagający, to serce szkoły. Bez tego padają najpiękniejsze mury. Nauczyciel ma wybór – albo chce mu się ciągnąć te dzieciaki ku wiedzy, nowoczesnym metodom pracy w grupie, ciekawym zajęciom, wspólnym wyjazdom.. albo nie, bo jest w pracy od 8 do 14 i ma wywalone. I nie ma tu pewniaków, jak kiedyś myślałam, że młodszy nauczyciel to większa energia, nie koniecznie. Pasja do nauczania i pomagania ludziom nie ma granic wiekowych. Warto zasięgnąć opinii od mam z klas III, które kończą naukę w szkole i prosić o przypisanie do poleconego nauczyciela. ALE.. słuchajcie ZA CO się go chwali. Jeśli za dyscyplinę a Wy, tak jak ja nie jesteście za musztrą, wybierzcie innego nauczyciela. Jeśli psor ma dobre opinie, ale także konika na punkcie kaligrafii a Wasze dziecko pisze jak po paraliżu, wybierzcie innego nauczyciela. Dopasowujcie do go dziecka a nie tylko opinii znajomych.
[ Jak wybrać plecak do szkoły? —-> TU , Jak zorganizować kącik ucznia? —> TU ]
A teraz Lena…
Lenka do szkoły, dzięki zmianom nowego rządu pójdzie dopiero za rok. Jestem jednak pewna, że jeśli nie zdarzy się coś naprawdę dziwnego, dołączy w szkole do brata. Rozważam nawet przeniesienie jej już w tym roku szkolnym, żeby zerówkę zaczęła już z grupą z którą pójdzie do szkoły. Znalezienie dobrej placówki to jak wygrana na loterii. Same wiecie ile to miejsce budzi emocji, wspomnień, także tych negatywnych. Dlatego nie bagatelizujcie tematu a dobrze się do tego dnia przygotujcie. Za pińcet lat wasze dzieci – może, może.. – Wam podziękują. Albo nie ;)
Jest jeszcze takie coś jak szkoła wiejska- dzieci kończą zajęcia o 11:50, świetlica do 12:50. I koniec. Nikogo nie interesuje czy o takiej dziwnej porze ktoś z przystanku dziecko odbierze. Po przedszkolu czynnym 7-16 to lekki szok.
Dokładnie!! Zonk.
Prywatne szkoły najczęściej są świetne, ale niestety na taką nie było mnie stać. Dlatego najlepszym rozwiązaniem wydała mi się zerówka przy szkole, do której mały pójdzie. To takie pół na pół :) i daje możliwość oswojenia się z nową rzeczywistością :)
Ja zaczęłam w końcu rozumieć amerykańskie pojęcie “pracuję więcej na szkołę dziecka”. To inwestycja dająca luksus spokojnego serca. Ale fakt.. nie każdego stać i trzeba wybierać opcję jak najlepszą, nieodpłatna.
U nas nawet nie ma prywatnych szkół.
Eh wybór szkoły… my właśnie zaczęliśmy się rozglądać. choć nie musimy. Młoda skończy w tym roku 6 lat więc właściwie do szkoły mogłaby iść za rok, ale…ona tak potwornie nudziła się w grupach przedszkolnych, że od dwóch lat chodzi już do zerówki. zerówka po raz trzeci… chyba już jednak nie wchodzi w grę, a może zerówka w szkole a nie w przedszkolu by coś zmienił;a hm… I teraz poszukiwania szkoły…prywatna – oferta u nas w mieście szału nie robi. poza tym wolałabym żeby dziecko poznało różne dzieci z różnych środowisk, i jeżeli nie będzie wykazywała takiej potrzeby to wolałabym publiczna placówkę, ale… w tych niestety mam wrażenie, że jesteśmy w XIX wieku. nadal dla nauczycieli ważniejsze jest realizowanie podstawy programowej a nie rozwijanie w dzieciach chęć do poznawania świata. ba mam wrażenie, że nauczyciele trochę wręcz blokują nasze dzieci w rozwoju.
i zadania domowe…to przeraża mnie najbardziej. nie te kreatywne bo te moja córka lubi. ale już teraz jak dostalismy…20 stron szlaczków (kiedy młoda od dwóch lat pisze litery) to był koszmar :p
“Eh wybór szkoły… my właśnie zaczęliśmy się rozglądać. choć nie musimy. ”
U nas do dobrych prywatnych szkół zapisuje się embrion ;) just sayin.
Jesteśmy w tej samej sytuacji. Córka albo pójdzie jako sześciolatek, albo 3 rok w zerówce. I choć chciałabym ja oddać w otchłań naszej kulejącej edukacji jak najpóźniej to boje się, że znienawidzi przedszkole i naukę już do końca, bo od dwóch lat słyszę, że się nudzi:(
Szkoła prywatna u nas jest jedna. Też nie doskonała, ale do publicznej placówki w naszym mieście dziecka na pewno nie pośle. Zastanawiałam się nawet nad znalezieniem pracy w miescie, w którym znajdę idealną szkołę. Obłęd:( Dzieciaki spędzaja tam większość czasu…
Nie wiem co zrobię i pewnie do końca będę struchlała…
” Roza notorycznie rysuje konie w zeszycie, poproszona o skupienie sie na lekcji odpowiada, ze ona juz to wszystko umie *od malego*. Prosze o rozmowe z corka” Kto przebije taka uwage?:D
haha:D brawo Róża:)
Ja mam inne zdanie, jesli decydujemy sie na to że dziecko chodzi to danej szkoły/klasy – to nie powinna w czasie lekcji ( jeśli nie jest to lekcja rysunku) rozpraszac się i robić inne rzeczy.
Być może to nie jest klasa/szkoła dla Róży ? Poza szkołą w I…. są w trochę dalszej lokalizacji lepsze szkoły, choć mam zdanie ze chodzi do dobrej.
Artystyczna dusza :-)
szkoła faktycznie dużooo zmienia… dziecku ciężko przystosować się do nowych obowiązków i odrabiania lekcji – bo przecież dotychczas cały czas był wolny. Nie demonizowałabym jednak porannego wstawania na 8.00. Przecież my wszyscy chodziliśmy tak do szkoły, nasi rodzice pracowali i nie był to problem. Rano mózg pracuje najbardziej efektywnie. Poza tym taki rytm i obowiązkowość to dobra lekcja dla dziecka. Nie wszystko jest tylko tak jak dziecko chce, są pewne zasady do których w społeczeństwie trzeba się dostosować. Punktualność jest zaletą nie wadą.
“Rano mózg pracuje najbardziej efektywnie.” Są całe badania na temat tego, że mózg dzieci budzi się w okolicach 9-10 jeśli dobrze pamiętam. Potwiedzam na swoim przykładzie.. nie tylko szkolnym ;)
Ale z tą ósmą chodziło mi o to, że rodzic w XXI wieku w mieście ma problem, żeby wycelować idealnie w godzinę (korki, światła, auta zamarznięte, dziecko nr. 2 stawiające opór, a które też trzeba zawieźć do p-kola). Ja tam szłam piechotą blok dalej, więc mogłam wyjść 7:55 ;)
Wiesz to nie jest kwestia tego ze nasi rodzice to mieli inaczej niż my. 20-30 lat temu było o wiele ciężej, nie każdy miał auto itp. Ja na przykład mieszkam 100 m od szkoły i 200 od przedszkola. To wszystko kwestia wyboru. Kupiliśmy dom tak blisko po to żeby nie miec problemu.
“Rano mózg pracuje najbardziej efektywnie” zgoda, ale zależy co kto rozumie pod pojęciem “rano”. Wszysyko zależy od chronotypu. Moi Chłopcy to skowronki, ok. 5 nad ramem budzą nas uśmiechnięci tupotem bosych stópek po panelach. Córcia natomiast to typowa sowa (po mamusi oczywiście;), której wieczorem nie są w stanie ululać żadne rytuały, a rano najchętniej spałaby do 11:00. Ale to właśnie ona ma dotrzeć do szkoły na 7:20, bo u nas system zmianowy i pierwszaki zaczynają lekcje punkt 7:30. Nie pytajcie, jak wygląda u nas poranne budzenie… I dziękujcie Bogu, że macie na 8:00 :)
Dla mnie (i mojej rodziny) to dotarcie w szkole na 8 (albo 7:30) to jednak był problem (ponad 20 lat temu). I w sumie nadal jest. Niestety mój mózg rano nie pracuje najefektywniej, zazwyczaj o 8 godzinie nie bardzo umiem się skupić jeszcze, nawet jak jestem wyspana i wstanę odpowiednio wcześniej. Patrząc na moją 3-letnią córkę – jej pora maksymalnego skupienia też nie zaczyna się o 8, tylko dużo później. O 8-9 to ona najchętniej zaczynałaby dopiero dzień, a jeszcze potrzebuje czasu na rozkręcenie. Jeszcze nie widziałam jej skupionej na czymś o 8, za to później – jak najbardziej.
Ja jestem mamą drugoklasistki i do wszystkich Was, mam, które mają dzieciaczki jeszcze w przedszkolu wołam “korzystajcie, póki możecie”. Zmiana nie tyle dotyczy dzieci, bo one wchodzą jak w gąbkę. Są oczywiście na początku, jakieś pierwsze zawirowania, ale to dzieci szybciej się z tą zmianą oswajają, niż dorośli. To, o czym pisze Marlena, na konkretną godzinę – pracujesz to świetlica, babcia czy niania? Obiady – większy czy mniejszy syf, ale nigdy jak w domu – to zapisać, czy dawać plecak żarcia z domu? Odrabianie lekcji…no to jest temat rzeka…my jesteśmy z tych, którzy uważają, że jest to zło konieczne i nie przykładamy do tego tak wielkiej wagi, jak chyba oczekuje od nas tego system. No to idziemy na ostro z panią…i tak dalej, i tak dalej. Przedszkole i żłobek to rozkosz. Idylla. Nieograniczone pole manewru dla rodziców. Po dwóch latach naszej Marty w szkole, poszła jako 6 latek, twierdzę, że nie tyle dzieci na to nie są gotowe, na start w wieku sześciu, ile system. Zmiana jest ogromna. I gdyby nie dużo mądrzejsi od nas rodzice, którzy zechcieli z nami podzielić się kilkoma ważnymi wskazówkami, dać kilka książek do przeczytania, to pewno poddalibyśmy się zupełnie. Powodzenia wszystkim!! :)
Poleć proszę te książki, chętnie się z nimi zapoznam. Dziękuję.
To Jesper Juul. Cała seria warta jest przeczytania w zależności oczywiście od wieku dziecka. Wklejam link http://bit.ly/2jVTFoQ . Zaczęłam od “Moje kompetentne dziecko”. Ale każda warta jest przeczytania. Pozdrawiam
Marlena zwraca uwagę na istotne sprawy. Kwestia świetlic jest ważna szczególnie teraz, podczas etapu przejściowego i po reformie. Będzie przez najbliższe lata panował skrajny chaos. Szkoły podstawowe będą posiadać odziały gimnazjalne- bo jeszcze będą dwa ostatnie roczniki gimnazjalistów.
Będzie też dużo trudniej zapisać dziecko do szkoły pozaobwodowej niż do tej pory. Niektóre z was mogą mieć w obwodzie szkołę podstawową utworzoną na bazie dotychczasowego gimnazjum. W takiej szkole od września 2017 będą tylko pierwsze klasy szkoły podstawowej oraz drugie i trzecie klasy gimnazjum. Po środku nic, pusto. Pod kątem świetlicy dla takich pierwszaków…bajka. Gimnazjaliści korzystają ze świetlicy tylko w wyjątkowych sytuacjach- czekając na koła zainteresowań i siedzą cicho grając w gry lub czytając książki. Maluchy będą miały w takiej szkole świetlicę dla siebie tylko.
Teraz w obliczu reformy trzeba szczególnie uważnie przyjrzeć się szkołom, wybierając podstawówkę dla malucha.
Pozdrawiam :)
A u nas tegoroczni szóstoklasiści idą do gimnazjów (tak właśnie będą przemieniać gimnazja w podstawówki), a maluchy do podstawówek, więc część klasy i tak będzie rozdzielona (szczególnie jak akurat trafi nam się gimnazjum o niezbyt pochlebnej opinii). Nieprzygotowana reforma jest do kitu, koniec i kropka ;).
Jak byłam w 1 klasie również się nudzilam bo umiałam płynnie czytać i liczyć. Ale 80 % dzieci wciąż mylilo litery i dukało “Ala ma kota”.z perspektywy nauczyciela sprawa też nie jest prosta i nie zależy od samych chęci ale też od możliwości i zaplecza. W 20 osobowej klasie znajduje się średnio 2 dzieci z dysleksją, jedno z dysgrafia, jedno z dyskalkulia, dwoje nadpobudliwych i nadruchliwych, dwoje zdolnych i znudzonych, jeden z aspergerem ale ten ma przynajmniej nauczyciela wspomagającego, do tego jeszcze dzieci ze środowisk nieudolnych wychowawczo, z którymi w domu nikt nie pracuje i nigdy nie mają przyborów szkolnych. Te wszystkie dzieci trzeba ogarnąć i zrealizować materiał, bo z tego jest nauczyciel rozliczany. Więc nauczycielom nie zazdroszczę, pretensji nie mam. A jak kogoś stać na inną szkołę i ma taką w zasięgu, to ma szczęście. Ps. Rozmawiałam kiedyś z wychowawcą swietlicowym i przebywalam na świetlicy 10 minut. Byłam wykończona panującym tam hałasem i nie wyobrażam sobie takiej pracy.
A czasem ten z zesp. Aspergera nie ma nauczyciela wspierającego, bo np. rodzice sobie teo nie życzą :(.
Dobre porady, naprawdę. Jednak jest coś, co należy pochwalić w państwowej edukacji – możliwość wyboru. Nie pasuje ta szkoła – zobaczę jak to wygląda w drugiej. My mieszkamy w Niemczech i choć moje dziecko dopiero zaczęło przedszkolną przygodę, to mogę już śmiało stwierdzić, że wiele rzeczy mi nie odpowiada. ALLLE tu jest rejonalizacja i chociaż bardzo bym chciała, tak nie mogę zmienić tego miejsca. Chyba, że napiszę tysiące odwołań, wskażę błędy wychowawców, zostanie powołana specjalna komisja weryfikująca te wady i ewentualnie wtedy, z odpowiednią notką o postępowaniu, moje dziecko może zostać przeniesione do innej placówki. Czyli nigdy. To samo dotyczy szkół. Tak więc. drogie Panie cieszcie się, że macie ten luksus i możecie wybierać i dopasowywać. Pozdrawiam Was serdecznie
Kiedyś wspominałaś, że Lenka już od dawna jest wpisana na listę do szkoły prywatnej, czy jest to ta sama szkoła, do której chodzi teraz Max? Pozdrawiam
Wybór szkoły niełatwy. Szkołę tworzą nauczyciele, w obrębie całej placówki są świetni specjaliści posiadający takt pedagogiczny _tak nazywam połączenie dwóch cech dla mnie bardzo istotnych (ciepła postawa wobec ucznia, jasne zasady i konsekwencja w przestrzeganiu ich- bez krzyku). U nas w Polsce niewielu jest nauczycieli z powołaniem (pedagogika najłatwiejszy kierunek studiów, stąd wielu z przypadku)
Sama jestem nauczycielem pracującym na świetlicy- swoją prace uwielbiam, chodzę do niej z przyjemnością. Chociaż w pierwszym miesiącu chciałam się zwolnić, myślałam że nie wytrzymam tego hałasu i haosu. Świetlica jest bardzo trudnym miejscem ze względu na przeładowanie. Kiedy nagle przebywa 3 klasy na niewielkiej powierzchni robi się wręcz niebezpiecznie. Ale znalazłam sposób na panowanie nad grupą i to nie krzykiem. Pracuje od 4 lat i ani razu nie włączyłam telewizora, z telefonów też nie korzystamy. Mam pewne sposoby zajęcie dużej grupy dzieci- czytam książki, gramy w kalambury z podziałem na 2 duże grupy, puszczam muzykę (dzieci określają jej nastrój i z czym się kojarzy), uczę piosenek, magiczne pudełko (podawanie pudełka z pytaniami)- różne aktywności, które można wykonywać na siedząco – bo jest taki duży tłok. A jak podzielimy się na 2 sale- prowadzę zajęcia taneczne, kółko teatralne, prace plastyczne w dużych ilościach, no i gram w gry – nie siedzę i obserwuję dzieci przy biurku.
Wszystko zależy czy nauczyciel się angażuje, czy traktuje swoją pracę jako zło konieczne.
W każdym dziecku zwłaszcza tym trudnym trzeba znaleźć mocne strony i na tym opierać współpracę z nim.
Nie zawsze dzieci chcą współpracować. W szkole córki po lekcjach kl 1 i 2 tylko marzy o tym aby dorwać zabawki. Zadne kalambury, malowanie, czytanie czy inne zorganizowane zajęcia. To dzieci 6 i 7 letnie. Po 5 lekcjach i siedzeniu w ławkach chcą się bawić i odpocząć.
Szkoła- zmienia wszystko! Mnie to już od września czeka.. do tego brzuszkowa Zuzia;) pojawi się- Armagedon!
Zgadzam się Wera, że dzieci po lekcjach chcą się bawić swobodnie, tylko świetlice w wielu szkołach nie są do tego przystosowane- jest w nich za mało miejsca( o pewnych porach, kiedy nagle schodzą 3- 4 klasy). Dlatego w sytuacji kiedy jest bardzo dużo dzieci przez pół do godziny trzeba je czymś zająć. Kto nie przebywał większej ilości czasu w takim miejscu nie ma pojęcia o co chodzi. Lepiej żeby dzieciom czytać, organizować zabawy w dużej grupie, czy włączać bajki, a może telefony pozwolić- wtedy cisza i spokój? Zabawa swobodna (w tym największym tłoku, grozi licznymi bójkami, kłótniami), bo dzieci nie mają miejsca, żeby się bawić. Ledwo mieszczą się, żeby usiąść na podłodze. Tak wygląda to u mnie. Ciężko rodzicom dogodzić- zajęcia zorganizowane nie, bo mają się bawić, bawią się- tez źle, bo haos i bójki…Na szczęście moi rodzice popierają moje rozwiązania i cieszą się, że proponuje dzieciom inne aktywności niż bajki
Napisze wam, dla porownania, jak jest w Norwegii:) 6 latki zaczynaja szkole 8.15, wiekszosc z nich idzie SAMA (z kolegami z ulicy) do szkoly, reszte dowoza rodzice w drodze do pracy. Swietlica jest otwarta od 7.30. Lekcje koncza sie 12.30-13.30 (im starsze dzieci, tym dluzej maja lekcje, ale max.14.30 w 7 klasie) i potem do 16.30 dalej jest swietlica. Swietlica polega na tym, ze w sali lekcyjnej, na korytarzu, w kilku mniejszych salkach jest mnostwo zabawek – lego, lalki, klocki konstrukcyjne, tory samochodowe, pilkarzyki, ogromna szafa z koralikami, ciastolina, wyklejankami itp;) Jest tez kilka komputerow. Na podworku jest plac zabaw, piaskownica, rowerki, hulajnogi itp. W zaleznosci od pogody dzieci spedzaja wiecej czasu w srodku, albo na zewnatrz (ale codziennie min. godzine na dworzu). W tym czasie jest mozliswosc skorzystania z pomocy przy lekcjach. Zadania domowe trwaja max.20 minut. I chociaz program nauczania jest inny niz w Polsce (moglabym powiedziec biedniejszy, ale jest po prostu inny), to dzieci ucza sie naprawde waznych rzeczy – jak pomagac mlodszym, jak zrobic sobie kanapke, dlaczego w nocy jest ciemno a w dzien jasno. Ksiazki sa za darmo, zreszta wszystkie przybory tez, nawet olowka do szkoly nie trzeba zabierac – tylko plecak i sniadanie. I ta szkola tez ma wady, jak kazda, ale mam porownanie 6 latka w polskiej szkole (kilka lat temu) i 6 latka w Norwegii i widze jak to powinno wygladac. Przeciez 6 latki to sa naprawde jeszcze male dzieci.
Jestem jak najbardziej ZA praktyczną wiedzą. Czytałam cały artykuł jak w krajach skandynawskich uczy się przydatnej wiedzy i umiejętności przez całą szkołę. Jak założyć firmę, jak pracować w teamie i robić projekty, ale też jak pisałaś, jak zrobić obiad :P albo wkręcić żarówkę. Jestem totalnie za! Maks dostał projekt (kartka z instrukcjami) do uszycia lalki dla biednych dzieci (nie pamiętam gdzie, ale chyba akcja Unicef), albo mam przedstawić projekt o krokodylach bo się nimi pasjonuje. Od 3 dni się przygotowuje, ma własną wizję referatu bo nikt mu nie powiedział jak to ma konkretnie wyglądać, więc chce zrobić referat, pokazać zdjęcia a na koniec ma byc quiz (wydrukowany dla wszystkich dzieci). Takie praktyczne umiejetnosci potrzebne potem w żuciu czy pracy.
To ja tez opowiem jak to wyglada w NL. Do szkoly zaczyna sie chodzic w wieku 4 lat. Dokladnie dzien po 4 urodzinach, zeby wszystkie dzieci nie zaczynaly w tym samym dniu i pani mogla poswiecic takiemu szkrabowi czas. Szkola codziennie od 8:30 (nawet wtedy jest panika! dokladnie tak jak Marlena opisuje). 3 dni w tyg. do 14:45 i 2 dni do 12:00. W 1 i 2 klasie (czyli 4 i 5 lat) – dzieci ucza sie pracowac samodzielnie i w parach, ucza sie rozkladac zadania w czasie i konczyc to co zaczely. Do 3 klasy ida dopiero dzieci ktore osiagaja pewna rownowage powiedzy rozwojem emocjonalnym, socjalnym, samodzielnoscia i podejsciem do pracy – serio -nie patrza czy dzieci umieja pisac, tylko czy emocjonalnie sa na to gotowe. Glownym celem tych pierwszych lat jest wyksztalcenie optymizmu we wlasne mozliwosci – “jeszcze nie umiem czegos zrobic, ale sie naucze jak pocwicze”. Ucza sie przegrywac. :-) (wyraznych sukcesow w tej materii jeszcze nie odnotowalam :-) ). Jesli Pani czuje, ze cos tam nie do konca sie zgralo, to moze zasugerowac dluzszy pobyt w 2 klasie. Dopiero w 3 klasie – 6 latki – zaczyna sie powazniejsza nauka. Zadania domowe dopiero dla 9/10 latkow. Panstwo bardzo dokladnie okresla tez ile dzieci moze byc w klasie i ile w swietlicy na 1 pania. W swietlicy 4 i 5 latki sa w osobnych grupach/pomieszczeczeniach. I potem starsze dzieci 6-8 i 8-12 w osobnych grupach. Moja corka jest dopiero w pierwszej klasie – 4 lata, wiec nie wiem jeszcze jak wyglada program w starszych klasach, ale wiem od znajomych ze nie ucza sie duzo, a na pewno mniej niz w polskich szkolach. Dodam tez, ze moje wrazenia sa bardzo skrzywione – udalo nam sie dostac do bardzo dobrej szkoly. To nie jest srednia krajowa. Szkoly borykaja sie z wieloma problemami, i nauczycielami oblozonymi administracja po uszy. I tak jak wszedzie – wszystko zalezy od tego na kogo sie trafi.
Nawet nie wiesz, jak zazdroszczę Ci tego, że te szkolne decyzje już podjęłaś. My jesteśmy w trakcie… W mieście w którym mieszkamy jest jedna szkoła prywatna, bardzo fajna, ale “przespaliśmy” moment i już wiemy, że nasze dziecko się tam nie dostanie… Najgorsze jest wrażenie, że spośród publicznych placówek wybieramy “mniejsze zło”, a nie “szkołę idealną”…
A ja opowiem jak jest we Francji. Moje dzieci zaczynały prywatne przedszkole o 8:45. Obok domu, spacerkiem. Córka jest od września w gimnazjum i zaczyna o 8-smej rano, szkoła prywatna, nie obok domu, dojazdy nie są więc fajną opcją. Dodam, że ma ona 11 lat…tutaj gimnazjum zaczyna się w piątej klasie, a szkoła podstawowa jest już dla sześciolatków i trwa 5 lat. I uwaga…wszystkie dzieci kończą o 16:30! Szkoła francuska jest pod francuskich rodziców i chyba nigdzie w Europie lekcje nie trwają tak długo ( z bardzo długą prawie 2-godzinną przerwą na obiad), świetlica jest opcjonalna i kończy się o 18-nastej. Maluchy mają wolne środy (!) lub kończą wyjątkowo o 12-stej. Gimnazjum ma pół dnia wolnego w środy. Program przeładowany i codziennie prace domowe…czyli od 17-nastej na nowo kierat w domu… Ponieważ francuskie dzieci padają szybko z przemęczenia, co 5-6 tygodni mają dwutygodniowe ferie…2 tygodnie na przełomie października i listopada, dwa w grudniu, dwa na przełomie lutego i marca i dwa na przełomie kwietnia i maja…Proszę sobie więc wyobrazić kwestię organizacyjną dla rodziców! Trzeba organizować świetlicę lub płatne zajęcia lub mieć pod ręką dziadków, nianię, ciocię itd. A najlepiej wyjeżdżać na wakacje bo to Francuzi kochają najbardziej! Jedzenie i wakacje…Ale nie wszystkich stać na wakacje 5 razy w roku ;-) Na ogół większość kobiet pracuje na pół lub na 3/4 etatu bo ktoś musi się tymi dziećmi zajmować! A te “wolne” środy są na ogół przeznaczone na zajęcia dodatkowe, więc biedne mamy kursują w środy w tą i z powrotem…z angielskiego na kucyki, z tańca na zajęcia plastyczne…
Pozdrawiam serdecznie wszystkie mamy i życzę wytrwałości :-)
Ja nic nie chcę mówić… Bo ciągle jeszcze dużo nie wiadomo, ale według nowej ‘wspaniałej’ ustawy wejdzie rejonizacja… Więc szkoły już się nie wybierze.. ;/
Tak wejdzie, zabiorą nam możliwość wyboru….ehh:(
Ahoj! Zastanawowiłabym się nad skorygowaniem tytułu. Trochę rażą błędy w tytule wpisu dot. szkoły i edukacji :). Może “Co zmieni w naszym życiu pójście dziecka do szkoły?”. Lubię tu wpadać, zdjęcia świetne! Pozdrawiam weekendowo.
No właśnie, w jakim to języku??
Myślę, że u większości rodzin wszystko dzieje się odruchowo i nikt nie ma większych problemów gdy dzieciom zaczyna sie szkoła ;)
Oj raczej mają gigantyczne jeśli po tym wpisie dostałam zaproszona do TV i 2 stacji radiowych oraz pisała o nas gazeta.pl i wp.pl