Czy dziecko ma prawo pielęgnować swoje potrzeby i marzenia
Co masz chęć odpowiedzieć, kiedy Twoje dziecko (w wieku wczesnoszkolnym) mówi Ci o swoim (zapewne kolejnym) marzeniu, za które Ty musisz zapłacić? Czy opadają Ci ręce, a z ust wyrywa się “znowu? daj spokój”, czy staje się to fajnym tematem do rozmowy? Jak przygotować kraba ?
Dziecięce marzenia
Tak sobie myślę, że w naszej kulturze nie do końca jest przestrzeń na szacunek dla dziecięcych marzeń i celów. A już szczególnie tych połączonych z nakładem finansowym (nie lepiej sprawa wygląda w przypadku potrzeb emocjonalnych, ale to oddzielny temat). Dorosłym łatwo ocenić potrzebę/marzenie dziecka jako zachciankę na którą nie ma pieniędzy (co jest pojęciem względnym) lub po prostu dorosły nie uważa danej rzeczy za potrzebną lub niezbędną. Często dostajemy wręcz wsparcie od społeczeństwa, że nie trzeba wcale dziecięcych zachcianek spełniać i traktować poważnie, bo dziecko ‘zepsujemy’. I tak jak temat w przypadku dzieci 0-3/4 jest trudny, bo rzeczywiście może się zdarzyć, że chcą one wszystko, tu i teraz, tak mam wrażenie, że podejście do sprawy nie ewoluuje wraz z wiekiem dziecka. A powinno!
Samo zabarwienie finansowe dziecięcych marzeń, często traktowane jest jak gorsza kategoria potrzeb. Zwykło się mawiać, że najważniejsza jest miłość, czas poświęcony na zabawę i ciepła zupa na stole. Owszem to baza. Zastanówmy się jednak ile potrzeb emocjonalnych stoi za marzeniami sfery związanej z wydatkami finansowymi. Powiedzmy, że dziecko (6+) marzy o nowym samochodzie na baterię. Zwierza się mamie, że widział takie auto w katalogu i reklamie i on by chciał takie mieć. To jak zareaguje rodzic odbędzie się już na płaszczyźnie emocjonalnej. Żebyście mnie dobrze zrozumieli, nie zachęcam Was, żebyście biegły kupować każdą rzecz, jaką dziecko zapragnie w danej chwili.
Natomiast zamiast rzucić “nie ma pieniędzy”, “która to już rzecz z kolei, którą byś chciał?”, “nie można mieć wszystkiego co się zachce” lub najgorsza imho opcja “a to badziew i bubel. nie potrzebujesz tego!”, warto porozmawiać o potrzebie, emocjach związanych z posiadaniem danego auta, ale także o wydatkach na dane miesiące, oszczędzaniu czy zapisywaniu marzeń, ect.
Spełnione marzenia
Z doświadczenia zauważyłam, że u 7-latka, za każdym marzeniem i zafiksowaniem potrzeba samodzielnego podejmowania decyzji, bycia ważnym, relacji (na ile poważnie, mama traktuje moje potrzeby) + faza ekscytacji związana z odkrywaniem.
Za przykład wyżej, posłużyło mi autko, bo większość z Was myśląc o potrzebach finansowych swoich dzieci, postawiłoby na zabawki. A wcale nie musi być to prawdą. Któregoś razu, kiedy Lenka nie mogła zasnąć, zaczęłyśmy sobie rozmawiać o jej marzeniach. Powiedzmy o dziesięciu rzeczach, które chciałaby dostać. Oprócz tematów ‘zakazanych’ – słodyczy (była na diecie 3 x b) i bajek (są u nas limitowane), wymieniła: wyprawę na basen, wycieczkę na Majorkę, do Tatralandi, wycieczkę nad morze i w góry, wyprawę na lody i pizzę. Żadnej zabawki! Mimo, że przebąkiwała coś w tamtym czasie o Star Lily i Baby Alive.
Wciąż jednak te marzenia łączą się z nakładem finansowym. Na ile poważnie byście je potraktowali? Wydaje mi się, że już troszkę lepiej niż wyżej wymieniony samochód na baterię. A zaplecze tych potrzeb może być podobne.
Staram się poważnie traktować marzenia zakupowe moich dzieci. Rozmawiamy o nich, poszukujemy ich lub planujemy. Mimo tego jestem jednym z rodziców, którzy kupują najmniej zabawek swoim dzieciom. Może dlatego, że skupiam się na omawianiu tych ‘zafiksów’ a nie spełnianiu ich w trzy sekundy. Przyczyną może być też to, że kiedy marzyły o rzeczy (zabawce/grze), okazała się ona rozczarowująca i teraz stawiają na przeżycia (wycieczki) lub poznawanie nowości. Być może…
Jak przygotować kraba ?
Jednym z wielkich marzeń mojego syna było… spróbowanie kraba. Jeśli myślicie, że to proste, to wyprowadzę Was ze złudzenia. Od października poszukiwaliśmy skorupiaka we wszystkich restauracjach i sklepach. Bez efektu. Rozważałam wycieczkę do stolicy ale i tam nie mogłam znaleźć kraba podanego w całości (o takim marzył Maks). Cztery miesiące rozczarowań i nadziei, że może zapomni i mu się odmieni. W międzyczasie Maks obejrzał 1000 x filmik o tym jak ugotować kraba i przeczytał dziesiątki książek o skorupiakach.
I kiedy pewnego piątkowego popołudnia, z dziadkami natrafił na niego w sklepie… oni odmówili mu zakupu. Żebyście mieli pełny obraz należy dodać, że dziadkowie swoje wnuki uwielbiają i wspierają, jednak wtedy załączył im się jaki schemat ‘czy to potrzebne/konieczne/sensowne? pewnie nie!’.
Młody zadzwonił do mnie ledwie łapiąc oddech od płaczu i totalnego niezrozumienia dla sytuacji. W tle usłyszałam ‘rozsądne’ argumenty moich rodziców. ‘Ale pewnie i tak go nie zjesz’, ‘mątwy chciałeś i nie zjadłeś, pewnie z krabem będzie tak samo’, i tak dalej… Choć starałam się zachowywać spokój, prawie ich tam udusiłam przez telefon.
Oprócz szacunku dla mojego dziecka zadziałała projekcja przeszłości, kiedy to mimo, że byłam wychuchanym, wydmuchanym i wykochanym jedynakiem, posiadającym być może więcej niż inne dzieci, niewiele miałam rzeczy które ja, sama chciałam dostać. Wszystko było jedynym słusznym, mądrym i sensownym wyborem… moich rodziców. A przecież element popełniania błędów zakupowych, zetknięcia się z rozczarowaniem jest częścią rozwoju!
Krab gotowanie
Uprosiłam rodziców, żeby kraba kupili i obiecałam zwrot kosztów. Kiedy wczoraj widziałam mojego syna myjącego, gotującego i rozkładającego na części kraba, po raz kolejny przekonałam się, że poważne traktowanie dziecięcych marzeń ma sens. Synek w godzinę opowiedział mi o skorupiakach więcej niż nauczyłam się przez 12 lat w szkole. Znał każdy szczegół przygotowywania kraba do zjedzenia od mycia, przez gotowanie (trzeba włożyć oczami do dołu :D), po rozbijanie, elementy jadalne po kolor i smak mięsa. A potem się nim delektował…
Krab gotowany – przepis
Ugotować (ówcześnie gotowanego i mrożonego około 3 min., surowego z 10) we wrzącej wodzie i zjeść. Jadalne części znajdują się w szczypcach i tułowiu. Niejadalne to skrzela i okolice głowy. Przynajmniej tak to wytłumaczył mi Maks :) Już wiecie jak przygotować kraba.
U nas ostatnio nasza 10 latka bardzo chciała jeżdżące adidasy (taka moda u nas wszyscy je mają) wymarzyla je sobie i o niczym innym nie słyszeliśmy tylko o tym. Po rozmowie o powodach dla których chce je mieć i dogłębnym ich wysłuchaniu sama zaproponowała że wyda swoje kieszonkowe a my dołożymy resztę. Była tak szczęśliwa po zakupie butów że w pierwszą noc spaly razem z nią. Warto spełniać dziecięce marzenia.
sama bym chciała jeżdżące adidasy :)
Jesteście super rodzinka, a akcja z krabem ….chylę czoła dla Ciebie jako matki Marleno. Jestem pewna, że 90% mam na czele ze mną (niestety) uznałoby to za fanaberię i nie kupiło :/. Dałaś mi do myślenia…..
Przypomniało mi się, jak zazdrościłam dzieciom mojego wujka i cioci z Gdańska…oni byli rodziną (dla mnie wtedy zwariowaną i cudowną), która potrafiła odłożyć pieniądze i polecieć samolotem na obiad do Warszawy, bo takie było marzenie ich dzieci ;). Wspomnę tylko, że o tanich liniach lotniczych nikt wtedy w Polsce nie słyszał.
Dziś te ich dzieci są dorosłymi, którzy nie boją się marzyć i te marzenia realizować, mam wrażenie, że nic ich nie ogranicza, są odważni i kreatywni!
Takie też będą Twoje dzieci Marleno, gdy dorosną!
A Ty dałaś mi do myślenia tą opowieścią. Zazwyczaj skupiam się na obecnych wydarzeniach i nie wybiegam tak mocno w przyszłość (moich dzieci) więc ta opowieść sprawia, że widzę dodatkowe plusy mojego ‘szaleństwa’ :)
Z krabem mnie zszokowal.. ale doceniam marzenie..
U nas wygląda to różnie.. przez to , że Kubuś jest sam staramy spełniać jego marzenia.. nie ukrywam jednak, że ma swoje obowiązki..
Jesteś wspaniałą mamą :) Miałam łzy w oczach… Pozdrawiam
:*
Mądre słowa kochana. Co nie zmienia faktu, że pierwszy raz Twój wpis wywołał u mnie mdłości :P
Ps. jak on tego dotknął???? Gigant, nie dziecko!
Jak Ci powiem, że jego następnymi marzeniami kulinarnymi (w kolejności) są: homar, żaby i tarantula to będę Cię musiała cucić? :P
U nas było podobnie z prezentem urodzinowym(piąte urodziny)-syn chciał deskorolke i był pewien, że stanie na niej i pojedzie:). Mąż odradzal, ale po długiej rozmowie z synem stwierdziłam, że mu ja kupię. Oczywiście po pierwszym bolacym upadku na pupę nie chciał na niej jeździć, ale czegoś się jednak nauczył.
Lenka od kilku dni chce deskorolkę :P
Może w TV jakaś reklama leci?
Twoje dzieci są nie-sa-mo-wi-te.
Chyba mają to po mamie, co? ;)
No toć! :)
Ja mysle, ze cala sztuka polega na odroznieniu zachcianki od marzenia i jako rodzice powinnismy potrafic rozroznic i miec rozne sposoby na odroznienie.
Historyjka z krabem jest piekna i skad dziadkowie mogli wiedziec, ze to marzenie a nie zachcianka?
Kraby mrozone bywaja w sklepach azjatyckich. Jak mu smakowalo?
Dziadkowie byli z Maksem na 100 wyprawach ‘po kraba’. Pół grudnia spędzili na poszukiwaniach. W tym momencie zadziałał jakiś schemat. A sklepy azjatyckie z gigantycznymi akwariami w których było można kupić dowolne skorupiaki widziałam tylko w usa (miałam chłopaka azjatę to się bywało ;))
Marzenia są po to aby je realizować. My dorośli mamy tylko pomóc naszym dzieciom w realizowaniu tych marzeń. Wspomnienie gotowanego kraba pozostanie z nim na długo. Piękne zdjęcia.
Nie nazwałabym tego może spełnianiem marzeń, ale podążaniem za potrzebami dziecka. Chociaż pewnie to kwestia definicji;) Ale tak – myślę, że za potrzebami i zainteresowaniami dziecka warto podążać. Nie wiem czy znasz taki blog http://www.aneverydaystory.com/ Moim zdaniem to bardzo czysty przykład jak podążanie za dzieckiem może stać się piękną przygodą. zarówno dla dzieci jak i rodziców. Pozdrawiam :)
Nie znałam bloga. Chętnie sobie przejrzę.
Podążanie za dzieckiem jest także dla mnie bliższą definicją, jednak nie zawsze pasuje w kontekście zakupowym ;)
Podoba mi się Twoje podejście. Poza tym widać, że Mak przygotowywał się solidnie do tematu i zjedzenie kraba nie było jego zachcianką :)
Ciekawe…
Oczywiście idea realizowania marzeń dzieci jest ok-” nie ma marzeń zbyt wielkich.Nie ma marzycieli zbyt małych” (Turbo).
Ale coś niepokojącego jest w tych zdjęciach Maksa gotującego i potem ĆWIARTUJĄCEGO kraba. Brrr… Kojarzy mi się nie z masterchefem a z “Władcą much”.
Nie da się go inaczej zjeść. Nie ma tu niczego niepokojącego ;)
Jak smakował? Mały zadowolony? Czy raczej będzie dalej poszukiwał nowy smaków?
Bardzo mu smakowało, nie chciał się podzielić :( :P
Dający do myślenia wpis. Dałam mężowi do przeczytania (nasza córka jeszcze malutka, nie ma takich marzeń, ale warto wiedzieć na przyszłość) i wspominał, że jego rodzice gasili jego marzenia właśnie m.in. tekstami o bublach itp. Przypomniało mi to, jak na poprzednią gwiazdkę marzyła mi się kurtka do noszenia z dzieckiem w chuście, a oni co prawda się dołożyli, ale przedtem wielokrotnie pytali po co mi to i czy na pewno będę z tego korzystać, czy będzie leżeć w szafie. Poczułam się wtedy nienajlepiej, a jestem przed trzydziestką, więc wyobrażam sobie co może czuć dziecko, które z takim podejściem styka się na co dzień.
Ja odpowiedziałabym ‘ nie będę nosić ale chcę popatrzeć jak ładnie w szafie wisi’ ;)
Wiem, na język to ja nie choruję ;)
W sumie na tytułowe pytanie nie da się odpowiedzieć inaczej, niż “oczywiście, że tak”. Mój synek od dwóch lat marzy, aby być ‘koparkowym’. Architekt niestety odpada, developer też ;) Na razie ‘koparkowy’ i basta. Więc to pielęgnujemy już niemal połowę jego życia kupując mu wszystko, co tylko jest związanego z budową i pojazdami budowlanymi. A ile to mi rzeczy obiecał wybudować, jak już będzie tym ‘koparkowym’ ;)
Mam pytanie odnośnie talerza gdzie można takie dostać? Pozdrawiam Gosia :)
Rice, w sklepach typu ‘scandi’.
Myślę, że warto spełniać dziecięce marzenia. Marzenia, a nie chwilowe kaprysy ;)
Pamiętam, jak mój wtedy niespełna 6-latek zamarzył o samochodzie – takim większym, na akumulator, którym mógłby jeździć do przedszkola, na zakupy itd. (tak przynajmniej marzył, hehe). Miał na jego punkcie kompletnego świra. ;)
Do końca życia będę miała przed oczami jak wyglądał w chwili, gdy kurier przywiózł paczkę, jak ten samochód był potem składany itd. To była jedna wielka radość… Dziś, po prawie 1,5 roku nadal ma obsesję na punkcie tego samochodu. ;)
P.S. Trochę przerażające są te zdjęcia z obróbki kraba… ;))) Szacun dla Maksa – ja nie odważyłabym się zabrać do tego… ;)
Gratulacje dla Maksa! I zgadzam się, jak rozpoznamy, że to faktycznie coś, co chcą robić, a nie tylko zachcianka, dlaczego nie? Nasz młody uwielbia jeździć z nami na kajaki na Pilicę. To bezpieczna rzeka, więc jeździ i wszyscy świetnie się bawimy.
Zdjęcia faktycznie robią wrażenie, aczkolwiek ja się nie przeraziłam;) Bardziej niż krab mój wzrok przykuło przejęcie na twarzy Maksa. Moja córka jako dwulatka jeszcze nie do końca jest w stanie sprecyzować swoje marzenia, aczkolwiek jakiś czas temu na podstawie obserwacji mnie stwierdziła, że chce stanik. Tak jak Ty pomyślałam, że jej przejdzie, ale w momencie kiedy nie dawała za wygraną i (o zgrozo) biegała po domu w moim zrobiłyśmy wycieczkę do sklepu. Sama wybrała kolor z najmniejszego rozmiaru (dla siedmiolatek, model w stylu “luźny top”;) ), w domu skróciłam ramiączka, a córka z pełną powagą od czasu do czasu zakłada go na bluzkę i paraduje po domu. Ze stanikiem dałam radę, ale gdzie ja bym kupiła kraba?!
Zdradź proszę nazwę, producenta, cokolwiek co pomoże mi znaleźć takie płytki, jakie masz nad blatem. Przeszukalam lwia część netu, ze niby poradzę sobie sama, ale niestety. Bez Twojej pomocy się nie uda:) a maja takie piękne wzorki….
a to nie są kafle vives? sama teraz szukam i nie mogę znaleźć ;)
Niby opowieść o krabie, a tak naprawdę to o tym, co jest w życiu ważne. Bardzo mnie wzruszyłaś. To wspaniale wiedzieć, że gdzieś na świecie jest ktoś kto nie podcina skrzydeł swoim dzieciom. Oby takich rodziców było więcej!