Czy naprawdę lubisz spędzać czas ze swoją rodziną?
Kiedyś marzyłam o tym, żeby mieć wszystko! Karierę, podróże dookoła świata, spełnienie i realizację zawodową. Chciałam ukończyć nie mniej niż 10 kierunków studiów i robić tylko i wyłącznie to co lubię. Chciałam usiąść w apartamencie na Manhattanie i napawać się moim sukcesem – tym co osiągnęłam własną ręką wspinając się po szczeblach, zarywając noce i kształcąc się ustawicznie. Ambicja ale także energia i pęd do działania były moją definicją. Zawsze chciałam więcej mocniej, szybciej. Wyrwać się z polskiego marazmu i pokazać, że można inaczej… z uśmiechem na twarzy i bez wiecznego taplania się w niedostatku. Chciałam pokazać światu, że z zapałem i radością można zawojować świat i osiągnąć to co się zamarzy.
W wieku lat 32 otwarcie przyznaję, że kompletnie wywróciły mi się priorytety. Niezbyt interesuje mnie pęd do sławy, popularności i kariera. Moim celem życiowym nie jest produkcja pieniędzy, choć będąc blogerem łatwo stać się maszynką produkującą niedorzeczne kwoty na koncie. Nie interesuje mnie zarywanie nocy, bo chcąc być zdrową, wiem, że muszę porządnie się wysypiać. Nic mnie nie goni, nigdy się nie śpieszę. Chłonę każdą chwilę czując głośne tykanie zegara z upływającym czasem.
Kiedy obserwując ‘moje’ rodziny w USA, obiecałam sobie, że nie będę jedną z nich. Pieniędzy mieli tyle, że gdyby przestali zarabiać w danej minucie to mogliby żyć luksusowo do końca swych dni. Wychodzili jednak do pracy o świcie i wracali wieczorem powłócząc nosem po ziemi. Zasypiali przed TV, a moje zadanie – jako niani – było aby w godzinach 17-21 zająć się maluchami (lat 4, 8, 9). Wiecie.. żeby nie przeszkadzały. Nie, nie tyle co Ci rodzice byli wyrodni. Akurat to kochane małżeństwo było. Jednak wpadli w kilka pułapek: a) późne macierzyństwo (mieli ok 50 lat), b) praca, c)własne firmy, kariera. Oni fizycznie nie dawali rady nadążać za swoimi dziećmi. Baaa, nie mieli nawet sił korzystać ze swoich zasobów materialnych. I tak oto ja, niania, służba, korzystałam z ich – siłowni w drugim domu, basenu, miałam do dyspozycji 2 auta – nowy Mini Cooper, ale odmówiłam jazdy Smartcarem :P i wielkiego Chevroleta, który stał się moim autem codziennym. To ja korzystałam z = pewnie 500-set czy więcej m2 domu, jako, że przez 90% dnia był pusty. Do mojej dyspozycji była pełna lodówka, oddzielna lodówka na lody (to akurat niekorzyystnie odpiło się na mojej figurze :P).
Gorzej! I tego nie zapomnę nigdy. To do mnie dzieciaki przychodziły z problemami. Mi zwierzały się z bullyingu w autobusie szkolnym czy faktu, że wszystkie koleżanki noszą już sportowe staniczki. Ja robiłam z nimi zakupy ubraniowe i to moje wyczucie gustu było dla nich święte (odmawiały chodzenia z własną matką). Ja jeździłam z nimi konno i podnosiłam kiedy z niego spadały. Pływałam, baa szalałam codziennie w basenie, chodziłam do restauracji na obiady i na gimnastykę. To mi przynosiły śniadania pod drzwi i marzyły żebym kiedyś nocowała w ich łóżkach (nocowałam jak się bałam pająków :P).
Dlatego zawsze chciałam być młodą, energiczną mamą, która nie straci tego zapału do bycia dzieckiem… razem z dziećmi. Do zabaw, skakania na trampolinie (nie wiem co moi sąsiedzi sobie myślą ;)), jedzenia pięciu gałek lodów i ścigania się na rolkach. I kurcze udało mi się! Good job Wróblewska! Moje dzieci są w wieku ‘moich’ amerykańskich dzieciaków i to ja spędzam z nimi najlepsze momenty ich życia. I co więcej! Wciąż to lubię. Pies lizał sukcesy i kariery. Gdybym mogła wybierać to chciałabym mieć dom za miastem, więcej ciszy i spokoju. Męża, który pracuje stacjonarnie (a zawsze mówiłam, że to zło największe!) i homeschoolowane dzieci. Ok, wiem, przesadzam. Chcę Wam tylko powiedzieć w którą stronę skłania się moje serce i jak wielka jest to odmiana nawet w ciągu 5 lat mojego blogowania, czyli okresu w którym część z Was mnie zna.
Ale tak jak jest także jest najlepiej! Wciąż uwielbiamy spędzać razem czas i po weekendzie takim jak ten w poniedziałek rano uśmiechamy się do siebie radośnie, bo choć każdy się szykuje do swoich zajęć… to najchętniej zostalibyśmy jeszcze trochę razem :)
Tak w nawiązaniu do tej Hameryki… na zdjęciach mamy na sobie ubrania, które przypomniały mi o jakości ciuchów jaką znam z USA właśnie. Marka nazywa się J&Joy i pochodzi ze sklepu jednej z moich czytelniczek – Maarc Outlet. Jak pewnie dostrzegliście ;) ubrania są dostępne w wersjach dla dorosłych i dla dzieci także można ubrać się – jak to orzekł Pan Tata – jak ‘Team Wróblewscy’.
Ciężko było przejść ulicą będąc niezauważonym.
W sklepie znajdziecie także ubrania innych marek, tych z jakościowo wyższej półki, takich jak np. COS, H&M Alexander Wang, czy ukochana marka Pana Taty- Massimo Dutti, w cenach DO -70%! Ja wybrałam sobie jeszcze kilka sukienek oraz biżuterię (możecie zobaczyć na ig –> TU)
!!!RABAT!!!
Zawsze staram się we współpracach ugrać coś dla Was, więc tylko dla czytelniczek Makóweczek, rabat -15% na hasło makoweczki (pod warunkiem, że zamawiając przez allegro ≥KLIK≤ wybierzecie wpłatę na konto, lub złożycie zamówienie poprzez Facebooka KLIK i w mailu wpiszecie hasło makoweczki).
Udanych zakupów!
Dokładnie do takie same mam przemyślenia :*
Pięknie wyglądacie <3
piękne słowa i piękne zdjęcia :)
Dziękuję :*
Jestem pod wrazeniem, jak Lenka radzi sobie na rolkach!!! Dlugo sie uczyla zanim zaczela łapać rownowage? Moja gwiazda dostala wrotki i kompletnie sobie nie radzi
Kochana. Przed tą sesją, zajechaliśmy do Decathlonu po roli. Więc na tych zdjęciach (i filmikach z ig) jeździ już od.. 10 min. :P
Wow!!!! To tym bardziej ogromne brawa dla Lenki
Bardzo dobry post. Z fajnym i mądrym przesłaniem :)
A Twoje wrotki, Marlena – cudowne!
Rewelacyjne bluzy i top:)
Zapraszamy na zakupy ????
Coraz bardziej jesteś mi bliska, a właściwie Twoja filozofia życiowa;)
Bądźcie zdrowi i szczęśliwi. Buźka
Skad wrotki MM?
czadowe kolorki bluzek i czadowe wrotki!
I ladnie ci w zielonym :)
Jak sie jezdzi na wrotkach? Ostatni raz jezdzilam w dziecinstwie i juz nic nie pamietam, pozniej tylko na rolkach. Ale ciekawa jestem porownania.
Na ostatnim zdjęciu jak Katarzyna Bonda ????
Moja przyjaciółka opowiadała, że kiedy była nianią w Ameryce, zabierała maluchy – oczywiście – do parku. Dla maluchów trawa to było odkrycie, bo wcześniej ich “naturalnym” środowiskiem były krzesełka do karmienia (oraz zabawy, oglądania TV itp)…
Świetnie razem wyglądacie, aż miło popatrzeć :)
PS. piękne zdjęcia!
Od razu cieplej się na sercu robi jak widzę wysportowaną rodzinkę. Sport to zdrowie ale jak się jeszcze ją łączy ze zdrowym odżywianiem to już wgl. jest idealna para :)