Dlaczego warto mądrze wybierać szkołę (plusy prywatnej placówki)

Część z Was w najbliższym czasie stanie przed wyborem szkoły dla swojego dziecka. Często będziecie to robić po raz pierwszy. Pamiętajcie, że ta decyzja może zaważyć na całym życiu Waszego dziecka! Jest niezwykle ważna. Jeśli tam zostanie podkopana pewność siebie dziecka lub jego umiejętności, będą tłamszone, a nie wspierane, będzie się to odbijało na całym jego życiu. Obecnie wg. nowej ustawy prowadzicie do placówki 7-latka, a odbieracie 15-latka. Upartego młodziana, który pewnie będzie twierdził, że jest dorosły i raczej nie będzie się z Wami przytulał po zajęciach ;).
Nie popełnij mojego błędu
Ja przy wyborze szkoły popełniłam błąd. Zaufałam podszeptom “jakoś to będzie”. Bo jakoś ja chodziłam do szkoły publicznej… i żyję. Jakoś dzieci znajomych chodzą… i jakoś nie umierają. Cóż za mylne i ignoranckie podejście. Puściłam Maksa do swojej starej szkoły. I było naprawdę źle i słabo. Szczególnie kiedy pierwsze lata spędził w ciepłym, wspaniałym prywatnym przedszkolu. W trakcie ostatniego roku pięciu zaprzyjaźnionych rodziców zmieniło szkołę swoim dzieciom. Czyli problem jest i warto o nim rozmawiać zanim będzie trzeba wykonać taki ruch.
Słowem wstępu. Nie uważam, że jedynie prywatne placówki mogą zapewnić właściwy poziom nauczania i wychowywania dziecka. Jestem pewna, że istnieją publiczne szkoły nastawione na ucznia i jego potrzeby. Po prostu ja takowych nie spotkałam.
Szkoła prywatna – plusy
1. Małe klasy
Inaczej uczy się 30-tkę dzieci, a inaczej 10-15. Pamiętam z czasów swojej szkoły, że 33-dzieci się po prostu nie uczyło. Nauczyciel wykładał co miał do powiedzenia i kończył. Jak załapałeś to super, a jak nie to korki. Ale to w późniejszym czasie. W klasach I-III głównym problemem jest zapanowanie nad – jeszcze minutę temu – przedszkolakami. Gdy kameralnych szkołach robi się to – w miarę możliwości rozmową z indywidualnym podejściem do dziecka. Przy 30 osobach po prostu nie ma na to czasu.
Dziecko – jakkolwiek wyróżniające się, nawet na plus! – rozbija lekcję i możliwość okiełznania pozostałych dzieci. I jest piętnowane. Nie ważne, czy jest super zdolne, ma aspargera czy adhd. Choć w sumie dzieciom z diagnozą jest trochę łatwiej. Dostają drugiego nauczyciela do pomocy, który może poświęcić takiemu dziecko więcej czasu. Gorzej jak diagnozy brak, wtedy zostaje przyklejona łatka ‘tego niegrzecznego’. A, że on ‘niegrzeczny’ bo już 3x zrobił materiał z całego dnia… kogo to!
2. Kto tu jest szefem?
Pamiętam z państwowej szkoły, że większość komunikatów- czy to o zbiórce klasowej, czy o wycieczce a także o zachowaniu dziecka była po prostu wygłaszana na zasadzie – Pan i giermek. Panem wygłaszającym był nauczyciel, a ty giermku “COŚ Z TYM ZRÓB”. W prywatnej szkole zasady są bardziej partnerskie – cokolwiek się ma wydarzyć lub się stało rozmawiamy o rozwiązaniu sytuacji. Nie czuję się obarczana problemami szkolnymi, z którymi mam radzić sobie w domu, mimo, że mają miejsce w szkole. Jeśli moje dziecko coś zbroi to oprócz rozmowy ze mną, sprawą zajmuje się pani nauczycielka oraz – jeśli trzeba – pani pedagog (najukochańszy człowiek na świecie). Mam poczucie, że innym, obcym ludziom realnie zależy na dobru mojego dziecka, co jest dla rodzica niezwykle budujące. Poczucie bezpieczeństwa i stabilności warte każdego grosza.
I tu chciałabym dodać tylko historię, która mogliście wyłapać już we wcześniejszych wpisach. Maks nie był dzieckiem standardowym – przeciętnie inteligentnym, cichym i spokojnym. Był raczej odwrotnością tych cech. I zakładam, że dzieciom ‘zwyczajnym’ (słowa używam w jak najlepszym znaczeniu) może być łatwiej w jakiejkolwiek szkole. Jeśli jesteś ‘pod linijkę’ to masz szansę się wpasować. Gorzej jak nie jesteś z jakiegokolwiek powodu. Państwowa szkoła zaproponowała mi przeniesienie Maksa do klasy dzieci wybitnych lub postawienie konkretnej JAKIEJŚ, JAKIEJKOLWIEK :D diagnozy, żeby dostał nauczyciela wspierającego. Zrobiliśmy długą diagnozę psycho – pedago, diagnozy brak. Dziecko wrażliwe, 3 lata do przodu intelektualnie. Na to nie dostaje się dodatkowego nauczyciela.
Prywatna szkoła, nauczyciel prowadzący, wsparcie pani pedagog, sprawili, że po roku był on zwyczajnym chłopcem. Wymagało to pracy i chęci dorosłych z placówki – nadrobienia zaległości społecznych i z czasem – wyrównanie umiejętności intelektualnych kolegów. W klasie III nikt by nie wpadł na pomysł stawiania Maksowi jakiejkolwiek diagnozy. Ma kolegów, szaleje i uwielbia dosłownie UWIELBIA, swoją szkołę. W czasie obecnej choroby płakał, że nie może doczekać się powrotu.
Pamiętam jak w państwowej szkole błagał mnie, żebym go nie odwoziła i wymiotował w aucie :(
3. Zawsze na 8
Ogromy plus szkoły prywatnej to zajęcia zawsze na 8. Stały rytm dobowy dnia dziecka i rodzica. Pamiętam, że to był koszmar szkoły państwowej – raz na 8, drugi raz na 13, porażka! Nie wiadomo jak w tych pierwszych latach rodzic ma pracować, żeby nie zostawiać dziecka w świetlicy. Bo tak.. Maks nienawidził świetlicy szkoły państwowej, a Panie nawet mnie doprowadzały do stanów lękowych. Pracowały tam stanowczo za karę i nie lubiły dzieci. Harry Potter leciał od świtu do nocy… takie atrakcje szkolne :/.
4. Zajęcia dodatkowe
Zamiast jeździć całymi wieczorami po zajęciach dodatkowych, większość ciekawych aktywności dzieciaki mają już zapewnione w ramach godzin szkolnych. Część zajęć jest bezpłatna, ale można też dokupić lekcje płatne. I tak oto moje dzieci chodzą w szkole na różne zajęcia sportowe (praktycznie codziennie coś mają) od tańców, zumby, taekwondo, przez basen, piłkę nożną, w-f i inne. Mają także angielki dodatkowy w budynku, zajęcia z rękodzieła, gry na wszelakich instrumentach, robotykę, zajęcia z programowania na ipadach, fotografię i masę innych których nawet nie znam. Dzieci same wybierają sobie zajęcia dodatkowe i mogą na nie chodzić lub bawić się w świetlicy, ponieważ zajęcia dodatkowe odbywają się po obowiązkowym programie nauczania. Generalnie sprowadza się to do tego, że mamy wolne wieczory, a w szkole kiedy przyjdę o 15 wita mnie płacz w duecie bo przyszłam za wcześnie (Lenka jest obecnie w tym samym budynku choć jeszcze w zerówce).
Zajęcia dodatkowe sprawiają, że koszy szkoły prywatnej to cena po odjęciu wszystkich zajęć dodatkowych na które chodziło dziecko. W Białymstoku szkoły prywatne nie są dramatycznie drogie, więc może to wyjść nawet sensownie ekonomicznie.
5. Brak tolerancji dla patologii
W prywatnej szkole jest naprawdę nikła szansa, żeby wyjść na pierwszego szluga z 13-letnim koleją, za szkołę. Nie ma szansy na używki, bicie, molestowanie i inne szkole atrakcje tak powszechne w państwowych szkołach. Nie ma szans, bo prywatne szkoły są często na tyle małe, że pierdnięcie powoduje trzęsienie ziemi. Wszyscy się znają, szkoły są monitorowane, a place szkolne niewystarczajaco wielkie, żeby się gdzieś ukryć. Dlatego ja akurat bardzo cieszyłam się z powrotu 8-klasowego układu szkolnictwa podstawowego. 8 lat spokoju w małej prywatnej szkole. W miejscu gdzie ktoś realnie interesuje się moim dzieckiem, a dramaty ograniczone są do minimum. Nie, nie jestem naiwna i wiem, że wszystko może się zdarzyć. Po prostu wątpliwe ‘atrakcje’ jeśli mogę to ograniczam do minimum.
Moje dzieci uczą się w państwowej szkole, ale szkoła sama w sobie to ewenement bo liczy tylko albo aż 27uczniow. Mój 9latek jest w 3 osobowej klasie, córka w 4 osobowej zerowce. Podejście do każdego ucznia indywidualnie, często bywa tak że jest jedno dziecko i jedna pani bo pozostali z klasy chorzy itp. Wogole szkoła to jak jedna wielka rodzina, każdy każdego zna starsi uczniowie pomagają maluchom w każdej sytuacji.
Marzenie. I jeszcze za free!
Ale to prawdopodobnie ostanie 1.5 roku tej szkoły i ja zamkną. Dzieci niestety nie przybywa a wręcz ubywa, bo wiadomo gdy oboje rodziców pracuje w mieście to i dziecko zapisza do szkoły w mieście. Tutaj minusem jest to że dzieci wcześnie wracają do domu tzn 13.20 najpóźniej, pracując gdyby nie pomoc babci nie było by komu z nimi być dopóki któreś z nas nie wróci z pracy.
To takie prywatne nauczanie za państwowe pieniądze…. My mieszkamy ciut ponad 40 km na poludnie od Warszawy… I w naszym 20 tys. miasteczku nie ma ani jednej prywatnej podstawówki…. Opcja jaką opisała Mariola jest, ale to już szkółki na okolicznych wioskach
Ja mieszkam w okolicach Hajnówki (Podlasie) i u nas też nie ma żadnej prywatnej podstawówki. A nasza to właśnie taka wiejska szkola
Jestem za argumentami przemawiajacymi za szkola prywatna! Zorganizowany czas popoludnia na spotkania z rowiesnikami lub ulubione aktywnosci i moj czas na prace. Plus brak ”atrakcji” szkoły panstwowej o czym mi tym artykułem uswiadomilas‼️
W okolicy mojego domu mam do wyboru trzy szkoły społeczne. Pierwsza uczy od pierwszej klasy rosyjskiego, angielskiego i chińskiego – po co? Druga jest bardzo demokratyczna, ma swoj autorski program, brak podziału na przedmioty i obecnie 20 dzieci w całej szkole. Trzecia ma ze dwa czy nawet trzy razy więcej godzin edukacji wczesnoszkolnej i 5 razy w tygodniu angielski. Wszystkie maja czesne (z obiadami) na poziomie 1100 – 1300. Ja się pytam co wybrać, bo nie mam ani czasu ani ochoty wozić córki do szkoły przez pół miasta, by w podobnej cenie, uczyła się w nieudziwnionej szkole prywatnej czy społecznej. Chyba jednak państwowa, chociaż z dusza na ramieniu. Pozdrawiam
Warto zapisać dziecko do mniejszej szkoły na wsi, czy dzielnicy, dzieci jest tam mniej i problemy są do opanowania. Bardzo dużo zależy ten od dyrekcji i niestety od rodziców. Uczniów można opanować i się dogadać, rodzice natomiast mają więcej problemów niż dzieci. Wiem, bo uczę w takiej szkole, kadra wspaniala, mnóstwo dodatkowych zajęć ( darmowych). Na świetlicy cały czas się coś dzieje (goście, konkursy, zajęcia w sali komputerowej). Niestety są rodzice, z którymi ciężko współpracować. Pozdrawiam.
Jak moja córeczka była jeszcze w pieluchach nie rozumiałam fenomenu opiekunek, prywatnych przedszkoli czy angielskiego dla czterolatków.
Przez przypadek zostałam zmuszona do wyboru prywatnego przedszkola. Jak już miałam płacić to wybrałam najlepsze.
Po przedszkolu zawożę dziecko na zajęcia tylko dlatego, że boryka się z problemem który wymaga wspólnej pracy całej rodziny.
Niedługo wybieramy szkołę.
I tez wybiorę prywatną. Mam bardzo inteligentne dziecko, które jest równocześnie bardzo wrażliwe. I nie wrzucę jej na głęboką wodę. Nie zostawię jej samej w placówce, w której moje zdanie nie będzie ważne a dziecko będzie zostawione same sobie.
A świetlica doprowadza mnie do białej gorączki, może raczej po prostu marnowanie tam czasu.
Jaki jest miesięczny koszt takiej szkoły?
Zależy od miasta
U mnie na poziomie 600-700 zł za miesiąc
Ale płaci się również za wakacje
I dochodzi koszt zielonej szkoły oraz wycieczek, które są bardziej wymyślne niż w państwowych szkołach
Roczny koszt szkoły to około 9-10 tysięcy
U nas koszt podobny jak u koleżanki wyżej. Z wyżewyeniem wg. diety trochę więcej. Basen i zajęcia muzyczne są dodatkowo płatne. Na drugie dziecko jest zniżka.
No właśnie. A w Warszawie 1500 + obiady. Liczebność klas podobna do państwowych, jedynie (a może az) idea i filozofia szkoły inna.
Pytanie z innej beczki – czy ten plecak MadMax nadal polecasz? Nie ma go gdzie obejrzeć na żywo, mój syn jest raczej drobniejszy. Jaka jest jego waga (tego pleacaka oczywiście) :)?
Polecam bardzo choć nie jest to typowy tornister. Najlepiej byłoby mieć dwa (drugi np. tornister i na kółkach)
W Toruniu mój syn chodził do szkoły państwowej i w klasach było kilkunastu uczniów (a w roczniku były po 2-3 klasy). Od razu dodam, że to była szkoła integracyjna.
W Warszawie w klasie jest ponad 20 uczniów, ale ogrom szkoły bywa przytłaczający… Np. klas trzecich jest aż kilkanaście…
Chyba mam szczęście życ w innym świecie. Mieszkamy 20 km od Łodzi, mamy trójkę dzieci 18, 13,7 lat; wszystkie uczęszczały do państwowej szkoły. Obecnie córka kończy jedną z najlepszych szkół średnich w Łodzi. Klasy są małe do 20 uczniów, nauczyciele wspaniali , zaangażowani, w kontakcie z rodzicami. Zajęc dodatkowych bez liku. Myślę że to tajemnica mieszkania za miastem, wszyscy się znają a gmina posiada fundusze finansowe.
Super, że udało się tak trafić. Myślę, że właśnie wielkość szkoły jest także mianownikiem. W molochach ciężko po prostu to wszystko ogarnąć.
Chodziłam do prywatnych jak i państwowych szkół. Całkiem lubiłam te większe klasy :) ogromna różnica jest w samym budynku szkoły – prywatna to często szafki “jak w Ameryce”, nowe, kolorowe wnętrza, nowe łazienki, elegancka sala gimnastyczna czy boisko. Jako wysoka osoba świetnie wspominam też ławki, które można było dopasować do wzrostu.
Państwowe placówki – wiadomo ;)
Ja też chodziłam i do prywatnej i do państwowej. Co ciekawe moi znajomi z prywatnej szkoły trafili na gorsze uczelnie niż ci z państwowej. Wielu z nich pochodzi z bogatych rodzin i gdyby nie to, pewnie nie osiągnęliby zbyt wiele (brak ambicji i wykształcenia). Wydaje mi, że jednak państwowa szkoła lepiej uczy radzenia sobie w dorosłym życiu. Na studiach i w pracy nikt nie dostosowuje się do nas, tylko my musimy się dostosować. Dzieci z prywatnych szkół często mają z tym potem problem i nadal oczekują indywidualnego podejścia/ traktowania. W przypadku wyboru państwowej uczelni jest to zderzenie ze ścianą i często późniejsza rezygnacja ze studiów.
Nie wiem jak jest w dzisiejszych czasach, ale kiedyś to w prywatnych szkołach częściej spotykało się narkotyki. Po prostu bogatych ludzi i ich dzieci było na nie stać, w publicznej tylko piło się alkohol.
Syn w trzeciej klasie podstawówka państwowa w Warszawie na osławionej Pradze;) Mała szkoła.
To nasza rejonowa szkoła.
W klasie 22 dzieci. (od pierwszej klasy)
Wychowawczyni świetna mądra pani -Prowadzi ciekawe lekcje, Montessori ma w małym palcu. Nie krzyczy -rozmawia.
W szkole świetlica super wyposażona, ciekawe zajęcia, jakieś turnieje, np; szachy warcaby.
Regularne czytanie książek.
Szkoła ma dużą hale sportową z której dzieci po lekcjach korzystają według ustalonego grafiku.
W pierwszej klasie mówiłam że do czwartej klasy przeniosę go do pobliskiej innej szkoły.
Syn nie chce, ja chyba też nie.
Także można chodzić do państwowej szkoły i być zadowolonym.
Rewelacja!
U nas szkola moloch,1300 uczniów,ale w klasie tylko 18 dzieciaków i nauczyciel wspomagający.jest średnio ,bo przy tej liczebności szkola ma niewiele do zaoferowania poza podstawa programowa
plusem molochów jest zawsze duże boisko i wielki plac zabaw. tego mi w małych szkołach brakuje.
U mojego syna w państwowej są klasy 20-osobowe. Wszystkie zajęcia na miejscu. Do szkoły nie trzeba dziecka wozić, jest 200 metrów od domu, nawet przez ulicę nie trzeba przechodzić. Patologii nie ma, bo okolica porządna. U bratanka w prywatnej szkole jest snobizm, 12-latki palą papierosy, każdy z laptopem za parę tysięcy, a wiedzy szkolnej zero (pomagałem mu niedawno z historii i geografii- żenada!). Tylko się przechwalają ile co kosztuje, gdzie kto na jakich wakacjach był egzotycznych (i nie chodzi tu o Egipt czy Turcję, “to dla biedaków”). Zepsuty, roszczeniowy gnojek, patrzący z góry na dorosłych. To jest efekt prywatnej szkoły w Warszawie gdzie płaci się 5000 miesięcznie.
Dzień dobry,
czy mogłabyś podać numer szkoły? Mieszkam w Warszawie na Pradze, a w przyszłym roku czeka mnie wybór szkoły podstawowej dla syna i każda informacja jest na wagę złota:-)
Justyna
Ja patrzę na szkołę nie tylko przez pryzmat nauki, bo uczyć się można wszędzie, potrzebne tylko chęci. Szkoła to raczej miejsce gdzie przenikają się różne światy. W prywatnych placówkach jest wyselekcjonowana grupa dzieci o podobnym statusie finansowym. Dzieci są jak w mydlanej bańce, mają wrażenie, że tak właśnie wygląda pozostała część świata. Biedę zobaczy co najwyżej w telewizji w edukacyjnym programie. Inaczej odbierasz biednego Murzynka, a inaczej koleżankę z klasy z którą widzisz się codziennie. Dzieci zauważą, że nie ma ona gadżeciarskich długopisów, “mlecznych kanapek” czy modnych bluzeczek z sieciówki. To skłania do przemyśleń i rozmowy bo to jest coś namacalnego. W klasie mojej córki 8l była sytuacja, że właśnie taka dziewczynka przywłaszczyła sobie jej zabawkę z kolekcji. Kiedy opowiadała mi o zajściu, od razu miała gotowe rozwiązanie. Powiedziała koleżance aby oddała jej to co wzięła “a jak mi odda mamo to ja jej to podaruj ę, bo ona nie ma ani jednego a ja mam dużo”. Bezcenna lekcja empatii.
“zkoła to raczej miejsce gdzie przenikają się różne światy. W prywatnych placówkach jest wyselekcjonowana grupa dzieci o podobnym statusie finansowym. ”
Najlepiej od razu do więzienia wysłać na ‘nauczyki’ 7-latka :D. Taka wiedza o ‘życiu’ o której pisałam w artykule nie jest dziecku w ogóle potrzebna.
Natomiast w szkołach prywatnych są mniej i bardziej zamożne dzieci. To dobudowywanie ideologii.
Mam wrażenie, że Cię zirytowałam nie rozumiem dlaczego. Przedstawiam Ci mój punkt widzenia, bez naskakiwania na Ciebie i bez krytyki. Oczywiście grubo przesadziłaś z tym więzieniem, bo nie propagowałam żadnych patologicznych zachowań i oczywiście nadal podtrzymuję swoje zdanie, że w szkołach prywatnych są dzieci o zbliżonym statusie życiowym i nie jest to żaden wyrzut. Po prostu nie wszyscy mają taką możliwość. Szkoda, że nie przeczytałaś mojego komentarza bez zbędnych emocji myślę, że wtedy można byłoby kulturalnie i rzeczowo porozmawiać i przedstawić swoje racje.
Marlenka, nie denerwuj sie tak od razu i nie bierz do siebie… Bardzo ciekawy post! Mam doswiadczenie tylko ze szkolami panstwowymi. Corka pierwsze dwie klasy zaliczyla w podstawowce- molochu w duzym miescie. Dziecko sie odnalazlo, nauczylo samodzielnosci ( mocno wycofane), ale nas rodzicow mocno strsowal fakt, ze poslalismy ją do “dzungli”. Obecnie mieszkamy w podmiejskiej miejscowosci, sp panstwowa kameralna, w klasie 17-tka uczniow, gmina bogata wiec basen i super swietlica z ciekawymi zajeciami za free. O dziwo mamy tez sp prywatna, ale mimo dobrych opinii maja slabe zaplecze w postaci budynkow, brak sali gimnastycznej, itp. Podsumowujac mysle, ze nie ma co demonizowac szkol panstwowych, bo jest duzo przykladow pozytywnych, ale tez miec na uwadze, ze szkoly prywatne to nie sam lukier. Pozdrawiam i wszystkim rodzicom zycze trafnych wyborow ?
Niestety rozczarowalam sie prywatna szkołą.. przede wszystkim uczniami. Z roku na rok ktos odchodził i przyszedl moment na moja corkę. Jest grupa dzieci ktora bardzo poniżała tego kto wolniej sie ubiera na w-fie, potem tego kto jest trochę gorzej ubrany, nie nosi markowych ciuchów… kto nie ma PS5. Przeraził mnie brak empatii w obecnych klasach 1-3. A nauczyciel ktory ma tylko 15 uczniow tego nie zauważył. Uczniowie bogatych rodzicow potrafia powiedziec nauczycielce.: “moj Tata pojdzie do Pani dyrektor i pani wyleci”. Szkoda mi tylko tych zajęc dodatkowych i języka obcego. Ale najważniejsza jest psychika mojego dziecka.
Monika ma rację. Oczywiście nie możemy generalizowac, ale sama chodziłam najpierw do szkoły publicznej, gdzie poznałam dzieciaki z różnych środowisk, a później do prywatnej. I tam większość stanowile dzieciaki, dla których niewyobrażalnie bylo, że kogoś może nie być na coś stać. Bo całe swoje życie miały styczność tylko z rówieśnikami, ktorych rodzice mieli pieniądze na prywatną szkołę i pewien dość wysoki standard życia. To nic złego, ale zdecydowanie taka bańka w szkołach prywatnych istnieje. Nie ma się co irytować i nazywać tego ideologią :)
Może ja po prostu nie rozumiem sytuacji, bo w klasach I-III rozmowy o posiadaniu w szkole prywatnej i państwowej byly takie same- dzieciaki chcą miec gry, telefony i ipady. W wszystcy teraz je mają. Częściej właśnie rodzice dzieci mniej zamożnych nabywają takie gadżety szybko… może żeby coś udowodnić/zrekompensować? Nie wiem… W każdym razie póki co różnicy nie widzę. Mooooże w podróżach… Ale to mój jedyny pomysł. W szkole chodzą w mundurkach, więc ubrania raczej nie są dylematem.
Marlena cały problem polega na tym, że nie, nie wszyscy mają ipady i telefony. Twoje przekonanie o tym wynika z obserwacji? Doświadczenia?
Znam całe mnóstwo 9 latków, którzy nie mają takich gadżetów – bo ich rodziców nie stać (mnie również). Moje dzieci nie mają ani telefonu ani tableta. Jeśli chcą pograć to biorą mój telefon.
Teza, że szkoły prywatne to skupisko dzieci z zamożnych rodzin jest bardzo trafna – bo wyjaśnij mi proszę jak rodzina, która ma dochód 800 zł na osobę miesięcznie (to jest już całkiem sporo) ma zapłacić za szkole? Do szkoły prywatnej, płatnej chodzą dzieci, których rodziców na to stać.
W szkole podstawowej dziecko powinno uczyć się empatii, współczucia, wartości na emocje innych. Dzieci uczą się poprzez obserwacje. Jeśli mają dookoła tylko dzieci z podobnymi kłopotami i statusem materialnym, nie wiedzą, że może być inaczej. A sama wiesz, że maluchy są bardzo spostrzeawcze i dużo same rozumieją. Nie wiedzą co to jest wartość pieniądza, ale umieją wskazać, że jedna koleżanka nie ma kanapek w modnym pojemniczku, tylko w papierze śniadaniowym.
Moja 9 latka ma koleżankę, która ma sagwaya – chyba tak to się nazywa. Wszystkie dzieci jej zazdrościły! Mądrzy rodzice dziewczynki zaprosili dzieciaki z klasy do nich pewnej soboty, żeby wszyscy mogli się zabawką pobawić. Moja 9 latka wróciła z tej imprezy bardzo zadowolona i stwierdziła, że rozumie, że nas na taką zabawkę nie stać bo dużo kosztuje, ale cieszy się, że Eliza ją ma i pozwala jej się pobawić. Myślę, że równie bezcenną lekcję miała Eliza, bo ma bardzo mądrych rodziców.
W naszej klasie są dzieci z problemami sensorycznymi i jedno dziecko pochodzenia Czeczeńskiego, więc jest ogromny przekrój! Dzięki temu jest różnorodnie – a świat jest właśnie bardzo różnorodny. Od małego trzeba się tego uczyć.
Niestety nie jest tak, że to pod nas pisane są wymagania, zasady i okoliczności. Dorosłość pokazuje, że nasze umiejętności społeczne są bezcenne jeśli chodzi o wypośrodkowanie czy warto się dostosować czy pozostać przy swoim. A tego właśnie uczy się od małego.
Pozdrawiam
Mama mądrej 9 latki :)
W miejscowości, w której mieszkam niestety nie ma prywatnych szkół, najbliższa jest oddalona o 60 km. Bardzo ubolewam z tego powodu, tym bardziej, że córka chodziła do prywatnego przedszkola i byłam bardzo zadowolona z takiego rozwiązania.
ja również miałam ogromne wątpliwości czy rzucać mojego wrazliwca na głęboką wodę czyli posłać do szkoły państwowej, był już nawet wstępnie zapisany do jednej z prywatnych. Długo rozważaliśmy wszystkie za i przeciw I wreszcie poslaliśmy go do szkoly publicznej. A przewazyla tak naprawdę opinia mojej mamy, która sama jest nauczycielką, a która po przejściu na emeryturę zajmuje się przygotowywaniem licealistow do matury. Mama twierdzi, ze od razu widzi różnicę między uczniem ze szkoły prywatnej a państwowej, na niekorzyść tych ze szkół prywatnych. To nie jest tak, że poziom nauczania w szkołach prywatnych jest wyższy, często jest wręcz odwrotnie, bo bywa tak, że szkoła robi po prostu to czego oczekuje rodzic, który płaci. A rodzic oczekuje dobrych stopni i zadowolenia swojego dziecka, często więc ewentualne problemy z opanowaniem przez dziecko materiału są zamiatane pod dywan, wszyscy się uśmiechają i są zadowoleni a potem nagle okazuje się, że uczeń ma spore braki. Również argument “mydlanej bańki” nie jest tak do końca jedynie “nadbudowywaniem ideologii” – mam przyjaciółkę, której dziecko uczęszcza do szkoły prywatnej i przynosi do domu “kwiatki” w stylu “Zara to obciach, bo to tania sieciowka”, lub “Mamo, czemu my jeszcze nie byliśmy na feriach w Tajlandii? Chlopaki mówią, że bez tego nie da się przeżyć zimy w tej Polsce.” Z drugiej strony patrząc, na pewno najgorszą opcją jest duży państwowy moloch. Wniosek mój więc był taki, że najlepiej poszukać małej publicznej szkoły i szczęśliwie do takiej syn trafił.
W szkole państwowej syna poziom był duuuużo niższy. Większość dzieci w I klasie nie składała nawet liter więc dłubali w tym cały rok. Nie wiem czy potem jest lepiej, ale wolę się nie dowiadywać.
Poziom języków także w państwówkach dramatycznie niższy.
BTW po prywatnym przedszkolu synka większość dzieci czytała samodzielnie i była doskonale przygotowana do szkoły, która w I klasie z programem leci szybko. Niestety dzieci z publicznych placówek nie znały w większości literek ani cyfr. Jak to w ogóle możliwe?!
Obecnie jestem lekarzem, nauczyłam sie czytac w pierwszej klasie, nie rozumiem całego zamieszania z ta presją czytania w przedszkolu!
:D wybacz Asiu, ale jako człowiek wykształcony powinnaś wiedzieć, że Twój przypadek o niczym nie mówi. Jest takie coś jak statystyka ;)
:))))Statystyka mowi mi tylko to, ze wiekszosc moich znajomych lekarzy nauczyla sie czytac w pierwszej klasie:) ale tak, tak masz racje, to skandal nie umiec czytac w przedszkolu:)Polecam ksiazke Wszystkie dzieci sa zdolne. Ps. Bardzo lubie Twoj blog, jednak w niewygodnych tematach jestes bardzo atakujaca!
Nie atakuje, jednak wskazuję na to, że jedna osoba nie jest grupą badawczą ;)
Sama nie czytałam płynnie w przedszkolu, nie lubiłam czytać w szkole (lektury zabijały miłość do czytelnictwa), a potem napisałam test na IQ i wyszedł szał i zaproszenia do Mensy. Co także o niczym nie swiadczy, bo oglądałąm kiedyś program o jednostkach wybitnych, że większosć wcale nie zostaje naukowcami, a już szybciej kierowcami tramwaju.. albo blogerami :D ;)
Moja córka jest w przedszkolu państwowym, obecnie kończy grupę pięciolatków, i co najlepsze, na 24 dzieci “tylko” ok. 5 nie czyta. Reszta grupy praktycznie bez większych trudności zna literki i zaczyna je składać w zdania. Także czy prywatna czy państwowa placówka, uważam że to kwestia podejścia Pań do dzieci i też grupa jako całokształt definiują z jakimi umiejętnościami dzieci idą do szkoły. Pomijając fakt, że w podstawie programowej dla pięciolatków nie ma czytania, tylko umiejętność rozpoznawania liter. Ale córkę też będę chciała wysłać do małej szkoły, jest jedna taka w mojej miejscowości. Państwowa, ale liczba miejsc mocno ograniczona, przez to też mocno oblegana. Uważam, że jeśli jest taka możliwość to przynajmniej tez pierwsze 3 lata, warto skorzystać, czy prywatnie czy publicznie.
Ja również jestem lekarzem i też nauczyłam się czytać w pierwszej klasie podstawówki, podobnie jak rozwiązywać działania matematyczne. Moja córka 5 lat czyta płynnie ale nie nauczyli ja tego przedszkole tylko ciekawość , dzieci w przedszkolu mają się bawić a nie uczyć
Moje dziecko chodziło do państwowego przedszkola, teraz poszła do państwowej szkoły. W klasie jest 21 uczniów, trafili na wspaniałą wychowawczynię, która nie tylko uczy, ale również wspiera. Dzieci czytają, liczą, sadzą rośliny itp. W świetlicy rozpisany jest program na cały tydzień, każdy dzień to inny temat. Córka jest zła, kiedy do świetlicy iść nie może. Cóż, wszystko zależy od nauczycieli i dyrekcji oraz od tego, jak do sprawy podchodzą rodzice. My jesteśmy bardzo zadowoleni i nie wyobrażam sobie zmienić tej szkoły na inną.
Witajcie, dodam coś od siebie. Moja córka, rocznik 2012, chodzi do prywatnego przedszkola w Warszawie. Tak, wiem, Warszawa to inny świat, ale chcę Wam też o tym napisać. Nie wybraliśmy szkoły prywatnej, tylko szkołę społeczną, prowadzoną przez fundację. Do szkoły (zerówka) egzaminy zaczęły się już w październiku, były 3 warsztaty adaptacyjne, potem kolejne to już warsztaty rekrutacyjne, w połowie lutego już wiedzieliśmy, czy córka się dostała czy nie. Czesne wynosi ok. 17 tys za rok + obiady, pewnie jakies 2 tys miesięcznie. Są też szkoły prywatne (nie społeczne), gdzie czesne za semestr to ok 20-40 tys. I myślę, ze takie szkoły to ewenement, nawet jak na Warszawę. Myślę, że społeczna szkoła z czesnym ok 2 tys miesięcznie to średnia warszawska.
Dla nas najważniejszy był wybór dobrej szkoły niepublicznej i nie-prywatnej, mamy „żydowskie” podejście do kształcenia, gdzie nauka jest najważniejsza i warta każdych pieniędzy. Świadomie wybrałam bardzo dobrą, jedną z najlepszych niepublicznych placówek w Warszawie. Nie było tutaj naboru na zasadzie: kto pierwszy ten lepszy, kto bogatszy ten lepszy. Jest rekrutacja, szkoła sprawdza dojrzałość dzieci pod wieloma kątami. W czesnym jest mnóstwo zajęć dodatkowych, klasy max 16 osób, szkoła prowadzi od 1 klasy naukę z wykorzystaniem tabletów, jest nowoczesna, otwarta na świat. Choć na pewno nie jest idealna i zdaję sobie sprawę, że pewnie będą nieraz sytuacje, że będę zirytowana . Niemniej, szkoły państwowej rejonowej w ogóle nie brałam pod uwagę, warszawski moloch z 3 zmianami. Myślę, że warto być po prostu przekonanym do swojego wyboru. I co najważniejsze, mieć ten wybór. Pozdrawiam wszystkich!
Chętnie bym się dowiedziała co to za szkoła społeczna w Warszawie???
Ja się odniosę do ciuchów z sieciówek i świetlicy.
1. CIUCHY: Mój ośmiolatek (z tych intelektualnie do przodu) chodzi do szkoły, gdzie rekrutacja kilkustopniowa zaczyna się w marcu. Szkoła jest katolicka, więc wymagana opinia proboszcza (no comment…). W każdym razie się dostał, szkoła wg rankingów najlepsza w małopolsce. Ubrania? koszulka granatowa, szara, biała lub błekitna z logo szkoły, spodnie granat/czarny (bez logo). Jestem zachwycona i mam X razy mniej prania :D, a dzieci nie afiszują się strojami. Tylko po spodniach albo kurtkach widać, że nie wszystkich stać na nowe ubrania. A komitet rodzicielski pomaga np. finansować wycieczki dla niektórych dzieci.
2. ŚWIETLICA – niestety w zwykłej sali lekcyjnej, mały metraż, mają najprostsze analogowe gry, klocki drewniane… no asortyment jakby nie powala ALE widok chłopców skaczących w gumy – bezcenny! I tych, co grają sobie w szachy :) Filmy w piątki, różne, ale nie Potter. Mój syn na świetlicy po prostu odrabia lekcje (jest do tego jeden cichy pokój) a w głośnej… czyta. Siedzi w tym hałasie i po prostu sobie czyta, dobijając do 200 stron w popołudnie. Hałas mu zupełnie nie przeszkadza.
Chodził do wspaniałego przedszkola katolickiego o bardzo wysokim poziomie nauczania – tylko dlatego, że go tam przyjęli jak miał 2,5 roku, bo państwowe nie chciało. W jego grupie 6-7 latków tylko kilka osób płynnie czytało przed szkołą. Każdy swoim tempem. Teraz w klasie ma 20 osób, płciami po 10szt. Poziom wiedzy i umiejetności bardzo rózny. Pani – CUDOWNA. Niemiecki wymiata (2godz tygodniowo), angielski nielubiany (3 godz, w przedszkolu 5 godz/tydz). Duży wybór zajęć dodatkowych, które kończą się najpóźniej o 15.
Smaczne zupy z kateringu, BRAK sklepiku (juhu!), jest tylko jeden automat z napojami/batonami, ale syn nie dostaje pieniędzy tylko 2. sniadanie i jest git :)
Aha, szkoła ma mini plac zabaw i dzieci świetlicowe tam brykają przy ładnej pogodzie.
PS. Nie wszystkie dzieci ze szkoły katolickiej są “święte”(->świętoszkowate), czasem włosy stają dęba od opowieści co potrafią w szkole – ergo, syn nie żyje w kloszu :)
Gratuluje Czytelniczkom dobrych szkół państwowych. Że mają i doceniają :) Ja swoją, PRLowską wspominam bardzo dobrze, mimo bardzo mieszanego środowiska (dzieci uniwersyteckie i ze slumsów w jednej klasie) i mojego własnego dużego niedosłuchu – nikt mnie nie szykanował, a nauczyciele pomagali jak umieli. Tylko jednego nauczyciela – byłego wojskowe źle wspominam – bywał nietrzeźwy. Krótko pracował :)
Pozostali to moi idole i wciąż ich pamiętam, po 30 latach… :)
TAKICH nuczycieli życzę mojemy synowi. Żeby ich ciepło wspominał po -dziestu latach!
My w naszym mieście mamy 2 szkoły prywatne niestety fatalne. Koleżanka córkę dała do prywatnej, po semestrze musiała ją zabrać niestety dziecko stałą się ofiarą w szkole, nie będę się rozpisywać na ten temat bo włos się jeży, że takie rzeczy w prywatnej placówce. Dlatego zachęcam do czujności i przede wszystkim do porozmawiania z rodzicami, którzy mają dzieci w szkole, do której chcemy posłać dziecko. I jak widzimy coś co nas niepokoi to warto przenieść dziecko. Dlatego oczywiście rozumiem waszą decyzję. My zdecydowaliśmy się na nie dużą państwową szkołę. Braliśmy pod uwagę kilka czynników. Jednozmianówka, świetna opieka świetlicy ( nie jak typowa w większości szkół przechowywalnia) Małe klasy i zaangażowana dyrekcja. Zajęcia dodatkowe. Taniec, który kocha córka, zajęcia chemiczno-fizyczne, kulinarny i sportowe. Plusem jest to, że szkoła jest mała, jest monitoring i ciężko o jakieś poważne problemy jak w dużych molochach. Minusem jest poziom angielskiego naprawdę kiepski. Dlatego jak patrzę na szkołę córki a inne widzę że kluczem jest zaangażowany dyrektor.
Proszę o pomoc. U nas w mieście są 2 szkoły. Duża (nasz obwód), mała (poza obwodowa). Oby dwie szkoły są dosyć blisko, ta mniejsza “rzut beretem”. Moja corka jest wrażliwym dzieckiem, trudno odnajdującym się w dużej społeczności. Zapisałam ją do małej szkoły ż uwagi na bliskość, kameralnosc szkoły i tym samym większe skupienie się na dziecku. Wydawało mi się że tak będzie dla niej lepiej. Ale parę osób/pedagogów zasegurowało mi czy aby na pewno dobrze robię skoro dzieci z naszego osiedla idą do dużej szkoły i czy nie okaże się że jak podrośnie to nie będzie miała znajomych wśród osiedlowych dzieci co spowoduje że będzie “odludkiem”. W małej szkole głównie uczą się dzieci z domów prywatnych. Co myślicie?????
Synek na podwórku bawi się z dziećmi z podwórka. A w szkole ze szkolnymi. Szkolne też przychodza do nas na play date.
Pod warunkiem, że córka ma w pobliżu koleżanki. Mój syn dokładnie tak jak Marlena pisze ma kolegów i koleżanki w przedszkolu dosyć daleko od miejsca zamieszkania, ale ma również towarzystwo na osiedlu, ale jest otwarty i kontaktowy. Zdarza się, że prosi o spotkanie z kolegą z przedszkola i wtedy zaczynają się schody trzeba go zawieźć i przywieźć. Trudny temat,powodzenia.
Chciałam się ustosunkować do stwierdzenia Marleny, ze po prywatnym przedszkolu wiekszosc znała litery a po publicznym nie. Moim zdaniem to nie zasługa przedszkola a dzieci i ich rodziców. Do prywatnych idą wyselekcjonowane dzieci z tzw dobrych domów wiec nie trudno o wysoki poziom nauczania. Uważasz ze twój syn chodząc do państwowej placówki poszedł by do szkoły nie znając liter? Myśle ze byłby przygotowany dokładnie tak samo. A po drugie: moje dzieci chodzą do państwowej szkoły i uczą się na jedna zmianę, w klasie jest 20 uczniów, chodzą w mundurkach i maja szafki na książki wiec nie jest to zaleta tylko prywatnych szkół. Miasto krakow.
W kwestii prywatnych przedszkoli a państwowych nie jest regułą, że dzieci w prywatnych umiały a w państwowych nie. Sama mam dowód jak koleżanka poszła pracować do prywatnego przedszkola to wydawało się, że tam dzieci więcej umieją itd. Potem była już w innych prywatnych placówkach i także w państwowych i nie raz w państwowych dzieci na serio więcej wiedziały i pisały, czytały. W dobie gdzie coraz więcej jest prywatnych placówek i niestety nie każda ma dobry poziom. Dlatego nie ma reguły. Zarówno w państwowych i prywatnych są dzieci mniej dokształcone.
U mnie dostanie się do prywatnej szkoły graniczy z cudem trzeba mieć znajomości bo więcej chętnych niż miejsc, ale mam nadzieje, że mój pierwszak (od września) będzie miał dobrze w szkole w której mamy rejon. Na dniach otwartych wspaniale przywitano pierwszaków,starsze dzieci piekły słodkości,były różne strefy zabaw można było popatrzeć przez mikroskop,malować,układać wszystkiego dotknąć,a na sali gimnastycznej tor przeszkód nagradzany dyplomem mój syn zachwycony nie może doczekać się szkoły więc jestem szczęśliwa,a czas pokaże czy to dobra decyzja.
Wspaniale, że Maks i Lenka lubią swoją szkołę nie ma nic przyjemniejszego niż dzień rozpoczęty od uśmiechu dzieci :)
Dzisiaj w przyszłej (mam nadzieję) szkole mojego dziecka odbywa się weryfikacja kandydatów. Trzymajcie kciuki! Decyzję próbowałam podjąć od roku. Pomogły mi teksty i maile Marleny :* jako wybitnie zdolna miałam straszne problemy w szkole! To była wręcz trauma. I przed tym chciałam uchronić moje dziecko. Później stwierdziłam, że Malutka aż tak wybitna nie jest, więc może sobie poradzi w państwowej szkole. A ostateczną decyzję o prywatnej szkole podjęłam dzięki nauczycielce z przedszkola. A mianowicie na zebraniu rodziców 5-latków wychwalała pod niebiosa czytające dzieci. Ponadto już po zebraniu dowiedziałam się, że “jak tak dalej pójdzie, to sobie nigdzie nie poradzi”. Jest zamyśloną indywidualistką. Zdarza jej się, że ociągać i kończyć różne aktywności najpóźniej ze wszystkich dzieci. Ale to nie powód, żeby spisywać dziecko na straty. A przy tym nauczycielka nie zauważyła jakoś, że moja 5-latka liczy do 100, dodaje i odejmuje do 20 i wie wszytko o dinozaurach. Staram się podążać za moim dzieckiem. Nie wykazała zainteresowania literkami, więc nie naciskałam. Ale po takiej przemowie na zebraniu postanowiłam spróbować, żeby nie czuła się gorsza. Na początku nie znała nawet wszystkich literek. Mam kilka aplikacji, gry. Pracuję, mamy zajęcia dodatkowe, 3 dni w tygodniu spędza u swojego ojca. A pomimo tego po 3 tygodniach zaczęła odczytywać wyrazy, potrafi je składać samodzielnie z sylab i umie przeczytać czytanki z książki do zerówki. To był przełom. Nie pozwolę wmówić mojemu dziecku, że jest gorsze tylko dlatego, że zachowuje się nieszablonowo
Prywatna placówka moim zdaniem zawsze będzie miała więcej plusów – chociażby ze względu na liczbę dzieci w klasach
Prywatne szkoły są bardzo dobre. Jedyny minus to fakt, że dobre szkoły tego typu trzymają dziecko w bezpiecznej “bańce”, która w penym momencie musi pęknąć i wówczas dziecko zmierzy się z nieprzystępną rzeczywistością. Chociaż nie zawsze to musi być dramatem. W odpowiednim wieku i po odpowiednim przygotowaniu to pęknięcie nie musi być traumą dla dziecka.
W pełni się zgadzam, dodatkowe zajęcia dla dzieci to podstawa :)
Świetny wpis i zgadzam się! Sama skończyłam administrację na WSGE w Józefowie i poziom wcale nie odbiegał od tego na UW czy SGHu, a to dlatego że wykładowcy byli Ci sami :) jeśli ktoś chce się uczyć to będzie to robił niezależnie od tego czy to prywatna czy publiczna uczelnia :)
Zabrałam dziecko z podobno bardzo dobrej prywatnej szkoły społecznej właśnie z powodu przemocy rówieśniczej. Pan dyrektor twierdził, żebym się uspokoiła a matka dręczyciela kupowała w ramach zadośćuczynienia gadżety do szkoły. Nigdy więcej żadnych szkół prywatnych społecznych itp. patologi. W publicznej moje dzieci też mają plastykę, szachy, tańce i ognisko muzyczne przy szkole i też odbieram dziecko po wszystkich zajęciach. W prywatnej nauczyciele są dobrzy i zaangażowani, ale niestety ten stosunek rodziców do wszystkiego mnie zniechęca do tej formy szkoły. Poza tym niestety ale własnie trafia tam dużo dzieci z różnymi zaburzeniami, bo rodzice myślą że mała szkoła to będzie lepiej. Z własnego doświadczenia wiem, że tak nie jest. Za bardzo się “głaszcze” te dzieci, żeby rodzic był zadowolony, bo płaci. Mało tego nauczyciele w takich szkołach nie mówią o wielu rzeczach i sytuacjach trudnych, bo nie chcą być posądzeni o to, że sobie nie radzą. Ogólnie temat rzeka…..
Jutro całą rodzinką wybieramy się na bezpłatne Targi Szkół Prywatnych, które odbędą się na Stadionie PGE Narodowym w Warszawie już 2 lutego 2020. Chcemy poznać oferty podstawówek z naszej okolicy, bo chcemy posłać nasze dzieci właśnie do prywatnej szkoły. :) Moja koleżanka tak zrobiła, płaci niewiele więcej za szkołę, niż płaciła za wszystkie zajęcia dodatkowe dzieciaków i świetlice. Jest bardzo zadowolona, więc może i my coś ciekawego znajdziemy.