Dom

Nigdy realnie nie marzyłem o domu. Nie chciałam. Nie potrzebowałam, aż do teraz
Moje życie jest wspaniałe.
Składa się na nie wiele elementów o których nie marzyłam. Niektóre są bardzo moje, wypracowane, takie z których jestem dumna. Inne tak doskonałe, że kiedyś nawet nie śmiałam o nich myśleć – cudowny mąż, idealne maluszki, sielanka rodzinna. Są i takie po których po prostu nie chciałam, nie potrzebowałam. Do tych ostatnich od zawsze zaliczał się.. dom.
Pan Tata często zagajał, że taka jest kolej rzeczy, że dom kiedyś być musi. Ale ja oponowałam. Bo nie należę do prawdziwych przedstawicieli polskiej nacji ‘zastaw się a postaw się’ – dom być musi. Choćbyś miał mieszkać w samym podziemiu i jeść tynk przez sto lat, to musi być. Nie. Uważam, że wyborów powinno się dokonywać na miarę możliwości, stanu posiadania, bez zarzynania siebie, pięciu etatów i wiecznego odmawiania przyjemności.
Więc dom odpadał w przedbiegach, w samej wizji.
A potem zaczęłam za dużo czasu spędzać z moją Agą. I słuchać o tych momentach z kawą na ganku, o podwórku dla dzieci, o wolności, przyrodzie, zwierzętach, własności i innych nieznanych przyjemnościach. Większości nie rozumiałam (i nie pojmuję nadal). Wychowana w bloku, kochająca miasto i jego wygody. Pizze na telefon, dobrą szkołę tuż obok, pięć minut do parku, galerii, kina. I rodziców ‘za płotem’. Nie.. tego bym nie zamieniła na najpiękniejszy widok. Ale Aga się nie poddawała w wizualizowaniu tych momentów sielanki okołodomowej. I tak jej słuchałam dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Potem ona kupiła swój bliźniak i temat ‘domowy’ stał się jeszcze bardziej realny, wręcz namacalny. I po prostu się zaraziłam.
Czym?
Nie prestiżem, nie metrażem, nie dobrze brzmiącym adresem. Nie stanem posiadania, modą czy dobrobytem. Zaraziłam się wizją moich dzieci biegających po podwórku, skaczących na trampolinie lub grzebiących w piasku. Zaraziłam się chwilami na tarasie z kubkiem kakao czy lampką wina, w objęciach PT. Leniwymi wieczorami i piskiem maluszków w piżamkach, biegających bosymi stopami po rosie. Czasem spędzonym razem, rodzinne na myciu auta, sadzeniu roślinek, czy układaniu drewna do kominka. Zaraziłam się całymi dniami spędzonymi przy domu, w basenie, lub na kocyku. Własnym bałwanem na posesji i drzewkiem wspólnie zasadzonym. Tym rodzinnym dopełnieniem.
Więc domek mój stoi w środku miasta. Jest niewiele większy od mojego mieszkania. Nie hiper nowoczesny, mało ‘inteligentny’. Nie lata, nie gada, nie ma wielkich ekranów ani panelów sterowania. Nie wygląda raczej ‘prestiżowo’, obecnie to w ogóle nie wygląda, bo składa się z cegieł. Mimo to kiedy moje dzieci przekraczają okalającą go siatkę wchodzą jakby do innego wymiaru. Takiego w którym każdy kamień jest największym skarbem. W którym piach jest złotym pyłem a bańki lecą dalej i wyglądają piękniej niż zazwyczaj.
Nam też udziela się ten klimat. Patrzymy na siebie z PT i wiemy, że nie potrzebne są nam złote klamki, komputery i sterownia. Że nie o to tu chodzi… Bo nasze maluchy już uważają ten dom za najpiękniejszy, a jego wartość mierzą chwilami a nie monetami.
Czytałam ten post i miałam wrażenie, że to pisałam ja, bo myślę dokładnie tak samo…
Niesamowicie optymistyczny, rodzinny post. uwielbiam Twoją wrażliwość, i twardy tyłek zarazem. Trzymam za Was kciuki!
Dzięki kochana :*
OJJJ dom to moje marzenie,ale za miastem…przy lesie,rzeczce :) nie jestem mieszczuchem,kocham wieś chociaz od zawsze w miescie mieszkam. Niesamowcie Wam zazdroszcze,pomimo,żę w srodku miasta to bedziecie mieli swoj kawalek trawy,swoje drzewko…swoj kawalek nieba na ziemii :)
Ja też kocham wieś.. tak na weekend ;)
P.S. Jakiego filtru uzylas do tych zdjęć? :)
Father z notki o Photoscape
Taaaak ! Sama sobie zazdroszczę , ze mam wielki ogrod . Od samego rana w ogrodzie . Pijesz kawkę na tarasie , a dziecko biega ,piszczy ,bawi sie i jest zachwycone :) naprawde cudowne chwile :)
Pisanie postów na werandzie <3 uhhh chcę już!
Piękny post! Taki, jaki czyta się jednym tchem.
Masz wspaniałe życie, ale nawet to pasmo sukcesów Cię nie zespuło! Fajnie :).
Dzięki. Miło mi, że tak uważasz :*
Po pierwsze zdjęcia mistrzostwo. pierwsze to jakby z bloga mammamija. nauka nie poszła w las. Cudnie!!!!
Po drugie wzruszenie odbiera mi mowę, serio. Dom to i moje marzenie, dzieciaki biegające sielsko po prdwórku, spijana nieśpiesznie kawka na ganku to widok o jakim marzę od kilku lat i też nie potrzebuję luksusów, chatka skletka zupełnie wystarczy, Niestety u mnie jeden podstwowy problem. Mąż. Nastawiony negatywnie do tego typu pomysłów, argumentuje, że bedzie musiał przy nim za dużo robić, tu cos odpadnie, tu się przesunie, poza tym praca w ogrodzie. Pracuję juz nad nim kilka lat, nie wiem może kiedyś. Buuu.
PS: jaki filtr na zdjęcia nałożyłaś?
Pierwsze zdjęcie z nauczek mammamijek, racja. Tzw. rama. Spytam ich jutro jak mi poszło ;)
Nt. domu- mój mąż pracował i mu się nie udawało, zaś Aga wyrzeźbiła dziurkę w głowie. Więc napuść jakiegoś ziomka, kumpla czy przyjaciela na niego ;)
Filtr- father (na photoscape)
Pierwsze zdjecie wielkie love <3
:*
Taki dom to także moje marzenie, taki z ogrodem i tarasem, gdzie rano można zjeść śniadanie a wieczorem poczytać książkę. Gdzie latem rozbijam dla dzieciaków namiot i spędzają w nim noc, a my z mężem stoimy na balkonie z sypialni i patrzymy czy wszystko jest ok ;). Pozdrawiam.
O to to to..
Uwielbiam te wpisy prosto z serduszka.
Trzymam kciuki by ten wasz świat był zawsze taki bajeczny ;)
:*
My od pol roku mieszkamy w swojej szeregoweczce na obrzezasz miasta, zaraz przy lesie ale jeszcze z komunikacja, z malym ogrodkiem. I uwielbiam to. Moglabym mieszkac na wsi. Uwielbiam jak moja krolewna niemowiaca przynosi mi swoje buciki bo chce na dwor, uwielbiam nasza piaskownice, uwielbiam jelonka ktory przychodzi na lake przed nasz dom. Uwielbiam ze moje dziecko ma sie gdzie na luzie wyszalec. Uwielbiam cisze wieczorem i spiew ptakow przez cala dobe :) Powodzenia z domem. Bedziesz zachwycona jak ja kiedy sie juz wprowadzicie :) Trzymam kciuki
U nas na podwórku (w środku miasta!) biegają bażanty!
Kocham wieś pod warunkiem, że znajduje się ona jednak w mieście :P
O mamo! przeczytałam to w chwili sprzątania wynajmowania kawalerki 30m2. I w takiej małej klitce jesteśmy szczęśliwa rodziną. Choć nie powiem, że nie marzy nam się domek z ogrodem, w którym jak sama napisałaś spędzanie czasu w patrzeniu się na szczęśliwe dzieci, to sama przyjemność. Wam się udało, mi pozostają jak na razie marzenia, w które wierzę i mam nadzieję , że kiedyś się spełnią :) No cóż, ja wracam do sprzątania, które się chyba nigdy nie skończy, ja sprzątam a łobuziak chodzi i roznosi zabawki :)
Pozdrawiamy
Alicja i Maja
Jest plus. Pomyśl ile sprząta się 30m2 a ile 160m2 ;)
Aby razem i w zgodzie. Metry się ‘doklei’ :*
Nie można myć samochodu koło domu prze Pani!
A cała resztę rozumiem doskonale i zazdroszczę bo choć ogród mam i dom też to jednak piętrowy (my mieszkamy na piętrze) i marzy mi się ten taras ta poranna kawa na nim , i to winko wieczorem…. może kiedyś. W końcu trzeba o czymś marzyć do czegoś dążyć.
Ej serio? Nie można myć auta? To jedno z moich marzeń! Nienawidzę myjni :/ Ehhh.. to się nie buduję. Kurde. Why?
ech TY już się wybudowałaś tera się tylko remontujesz i urządzasz ;D a no nie można bo detergenty spływają do gruntu a to jest hmmmm nie ekologiczne i unia się za to wzięła jak za krzywiznę ogórka i przypisanie ślimaka do ryb! No!
Mieszkalam przez wiekszosc zycia w bloku i never ever :) Slychac rozmowy sasiadow, pies nasra w windzie, wszedzie jest czlowiek ppd obstrzalem. Mieszkamy w domu w miescie przy glownej ulicy i niedlugo bedziemy szulac dzialki pod parkiem narodowym ok.20km od miasta.
A ciuchy z Auchan maja czasem naprawde dobry design. Mam te koszulki w 3 kolorach, jak sie zniszcza to nie zal wyrzucic ;)
My mieszkamy w cudownym bloku i chcemy jakoś wydumać tak, żeby tu przeprowadzili się moi rodzice. Zobaczymy czy się uda. Jednak z dzieciakami podwórko jest tym bodźcem przeważającym. Nie sąsiedzi, nie metraż a właśnie kawał własnej ziemi.
płakam…. bałwan, rosa, stópki, drzewko, winko, kominek, już na jesień!!!!!
dzięki Tobie! :*
Ahhhh wyobrażałam sobie wszystko czytając. Cudownie, że dzieci będą miały swoje miejsce :) my mieszkamy w bloku, liczę jednak na to, że kiedyś nasz dom nas znajdzie, marzę o tym zwłaszcza wiosną i latem, na razie pozostaje działkowanie.
Rozumiem Was doskonale jestesmy moze nie na tym samym etapie lecz mamy juz dzialke i lada cheila zacznie powstawac cos z niczego mamy malego lozuza 3.5roku a we wrzesniu będziemy miec ksiezniczke więc perspektywa ze w kolejne lato beda biegac po swoim jest nie do ogarniecia tez mamy maly projekt domku w miescie i ciesze sie niesamowicie z tego balkonu z tego podjazdu i z tych taczek przewiezionego piasku wiec zyczymy Wam powodzenia Makoweczki i pokazcie jakies efekty jak beda ;) pozdrawiaja Plisy
Efekty- nie szybko. Ale coś na pewno pokażę :)
Jak ja Cię rozumiem…
Marzyłam o czym innym. Nigdy nie przypuszczałam, że zapragnę tego kawałka ziemi. Swojej ziemi. Też wychowana w mieście, na wieś tylko w wakacje. Takie rodzinne życie było mi dalekie. Raczej wszystko szybko, w biegu, bez zbędnego przebywania w mieszkaniu. Dzisiaj mam dziecko, postaram się niebawem o kolejne i jednak ta własna przestrzeń to najlepsze z możliwych rozwiązań.
Nie mogę się doczekać tego Waszego domu. (Oczywiście tylko dlatego, by kserować Twoje rozwiązania architektoniczne hahaha! :P)
Ahaha szaleniec :*
A resztę wiesz, to co będę klawiaturę zużywać :P
:) Cudownie napisane… tyle emocji kryje się w tym wpisie…. ach.
tak..kocham dom. wychowana w malym miasteczku, w okolicy pół,jezior i łąk… codzienne śniadanko na tarasie. truskawki prosto z krzaczka… opalanko w trakcie koszenia trawy- 2w1 ;)
dziś chętnie wracam do rodzinnego domu… z zatłoczonej Wawy… mama wita mnie kawką na podwóreczku, pies biegnie wesoło, pranie wywieszam na linkach w ogrodzie i jestem najszcześliwsza na świecie.
i tak,wspolnie z partnerem chcemy domu. nie mieszkania w apartamentowcu a domku na wsi,pod miastem.wiadomo-z udogodnieniami komunikacyjnymi chociaz marzy mi się taki w środku niczego ;)
i pewnie zaraz rozpocznie się dyskusja,że dom to nie taka sielanka,ze duzo pracy…bla bla bla
uwierzcie,że kto raz pojdzie swoje warzywka wypielić,podlać trawę na wieczór,kto usiądzie z książką przy swiecach na wlasnym tarasie nigdy w zyciu na dom się nie będzie skarżył… Owszem,na starość troszkę mniej wesoło ale dziś… tyle możliwosci mądrego choćby ogrzewania.
Moi rodzice odnowili stary dom po babci.Metraż jest dość spory, ogrzewanie zostało zmienione na takie z podajnikiem itd,by nikt nie musial chodzic i podpatrywac,wszystko sterowane komputerem, jak nie ma ich w domku badz zestarzeja się troszke by bylo łatwiej.wszystko można jak się chce! a ja jako dziecko wychowane w domu… nigdy nie zapomnę zapachu grilla na niedzielny obiad… biegania boso po trawie czy pierwszej huśtawki w ogrodzie.Każdy lubi to co lubi,ale ja nie widzę minusów mieszkania w domku…czy to na wsi czy w środku miasta:)
Kocham dom i chcę spoglądać na moje dzieci bawiące się w swojej piaskownicy a nie na zatłoczonym placu zabaw.chcę po pracy siadać z mężem i winkiem i słuchać kumkania żab,patrzeć z okna sypialni na własny kawałek nieba
Pozdrawiam was serdecznie i spełniajcie się jako mamy budownicze ;)
nie będziecie żałować
PS. dziękuję mamo i tato za cudowne dzieciństwo we własnym ogrodzie ;)
A ja kocham Twój komentarz. Wyczerpujący i piękny.
Piękny wpis, ale ukuło mnie coś w oko ;) wyraz “kakao” jest nieodmienny proszę Pani Marlenki ;) http://pl.wiktionary.org/wiki/kakao
kakaŁo ;) :*
A mnie UKŁUŁO oryginalne użycie czasownika “ukuć” (znaczenia podstawowe: http://sjp.pwn.pl/slownik/2532477/uku%C4%87)
MMarlena czytasz w moich myslach…sprzed kilku lat. Chociaz czesto człowiek skupia się na szczegółach to przyświeca mu pewna odgorna wizja. Wizja dziecka które budzą promienie slonca i ktore może jeszcze w pizamie wyjsc do piaskownicy. Od trzech lat mieszkamy pod lasem. Do miasta mamy blisko bo z miastem się bardzo utozsamiamy, w mieście się wycvowalismy. Jednak nie ma nic przyjemniejszego niż powrót do domu, obchod ogrodu z sekatorem i podziwianie zachodu slonca za drzewami podczas gdy mlody ostatnie ziarnko piasku przerzuca na trawnik.
Zycze Wam powodzenia i zebys nigdy tego podejscia nie stracila bo jest pozytywnie nakrecajace.
Dzięki kochana. Dzięki Wam moje marzenia nabierają barw. Piszcie mi tak dalej…
I za to Cię kocham Kobieto normalnie… za to podejście, za ‘niekonieczność posiadania’. Już wiem, czemu mi tak blisko do Ciebie – bo nie ważne co masz, ale z kim możesz to dzielić. Ja dziś dzielę wynajmowane mieszkanie i radość z upolowania fajnego outfitu w lumpeksie, Ty zagraniczne wycieczki i dom,który budujecie…ale wiesz co? Ta różnica jest nieważna, a my obie jesteśmy wygrane. I nie tylko dlatego, że mamy z kim dzielić, ale dlatego, że dzięki takiemu podejściu , ja mogę poznawać takich ludzi jak Ty i czerpać z tego radość, bo nie mam kompleksu ‘nieposiadania’ a dobro innych nie kłuje mnie w oczy, a Ty, jeśli kiedyś ‘niedajBoże’ dane było by Ci mieć mniej, będziesz równie szczęśliwa, bo potrafisz to szczęście czerpać z tego, czego i tak za pieniądze kupić się nie da.
Piątka, mamy najważniejsze.
“Nieposiadanie”, tak jak “posiadanie” to stan przejściowy. Zaś to co jest w sercu i w głowie.. to ma wartość i trwałość.. A resztę wiesz :*
Budujecie bliźniaka?
Ja nadal dom mam w sferze marzeń. Raz, że mieszkam w Warszawie gdzie ceny działek są z kosmosu, nawet jeszcze 70 km za miastem. Dwa, jestem mieszczuchem. Trzy – za dobrze wiem z czym to się wiąże, ile obowiązków i kosztów przybywa we własnym domu. Na razie nie czuję się na siłach.
Kosiareczka z bańkami mydlanymi u nas umila wszystkie kocingi na trawingu :) Piękne zdjęcia, dzieciaki boskie. Etap tworzenia własnej przestrzeni, budowania domu i nadawania mu własnego charakteru jest cudowny. Wszystkiego najlepszego!
Nie, domek. Bliźniaka ma Aga :)
Kosiarka robiąca bańki, wypas, normalnie się zakochałam :)
Dzieciaki także kochają ją miłością szaleńczą ;)
Gdzie takie cudo mozna kupic?
Piekny post, inspiracje i zdjecia.
Tez marze o domku, ale moze za malo wizualizuje ;) tak jak Ty Marlenko sluchalas Agnieszki (z buuby) i wyobrazalas sobie dzieci biegajace po trawie z rana, ty i PT na ganku… mmmmm …. zaraz wysle Twój post mojemu mezowi, i od dzis zaczynam sobie wyobrazac domek, taki nasz… po prostu.
pozdrawiam cieplo i dziekuje za meeegggaa inspiracje :) <3
:* myśl nie za dużo.. wtedy się spełni ;)
Super post! My rowniez jestesmy na etapie budowy domu, nareszcie! :) cale zycie mieszkalam w domu, po slubie przeprowadzilismy sie do bloku i sie mecze juz 7lat! Nie lubie, nie umiem(?), wkurza mnie mieszaknie w bloku, bleee! dobrze ze sie zdecydowaliscie nie bedziecie zalowac! :) powodzenia! A kosiarke z bankami ma fisher price :)
Blok może być fajny. Ale domem nigdy nie będzie.
Są po prostu takie etapy w naszym życiu. Na początku zaprzeczenie, a potem rozważanie rzeczy, o których nie myśleliśmy. Ja pamiętam jak miałam 6 lat i swoją przeprowadzkę do prawdziwego, ogromnego domu. To wychodzenie do ogrodu i śniadanie przy stole wśród drzew,,,,bezcenne. Teraz niestety mieszkam wśród zgiełku miastowego hałasu i zaczynam tęsknić za domem, za ogrodem….
Oj mam to samo marzenia sie podobno spełniaja no ale…:(Poki co mam namiastke u siostry w ogrodzie Ale jak wracam mam doła :)bo chciala bym tak u siebie na codzien:)
Bedzie jakis post z Sopotu jakie triki podpowiadacze czy cuś?
Z Sopotu już więcej nic nie planuję. Triki i myki zaś u mammamijek. Planują część szkoleniową :)
Po raz kolejny MM weszłaś w moją głowę :) Dzięki!
Zazdroszczę, sama marzę o domku. Ale niestety nie sądzę, że będzie mi to kiedykolwiek dane. Marzyć będę zawsze bo przecież nikt mi nie zabroni. A Wam niech się tam cudownie mieszka. Bajecznie :)
Rozumiem tę nieprzekonaną wersję Ciebie. Na tym etapie właśnie jestem. Wychowałam się w domu, ale polubiłam mieszkania – jakoś mi w nich bezpieczniej, bo małe, bo łatwe w utrzymaniu, bo tańsze w aranżacji, bo łatwiej się pozbyć w razie potrzeby, bo ktoś inny martwi się o trawnik i dach, bo jestem na piętrze i nikt mi przez okno nie wejdzie (przynajmniej bez drabiny;)
Pewnie gdybym miała większą rodzinę…
Ja, człowiek wychowany na wsi, w domu, batem zmuszony do mieszkania w blogu. Ja, człowiek, który kocha domy i podwórka jak nikt inny mam teraz łzy w oczach. Dziękuję
Bardzo przepraszam ale buty Lenki to Primigi, nie Geox. Wiem, bo mamy takie same:)
chciałam poprawić i opis i tekst ale cały dzień u mnie blog nie działał :/
ja czekam aż takie moje marzenia się spełnią :D dziś kumulacja ha ha :)
Ja też z tych blokowych dzieci, które kochają miasto i wszystko blisko, ale “poszłam za mężem” i sobie w naszym malutkim domku mieszkam już z 10 lat. Różnie z tym bywa, bo każdy dom to wyzwanie i milion zadań, więc i na tę kawkę na tarasie nie zawsze jest czas. Ale jak jest, jak przychodzi ochota – to liczy się możliwość. I że ja sama mogę biegać boso po trawniku, choćby w deszczu i paradować w stroju kąpielowym, i pranie powiesić na wietrze, żeby pachniało niepowtarzalnie.
Niech i tobie się spełnia!
ooo taaak…słuszną podjęliście decyzję, czasami warto się posłuchać również Męża;)) Przed Wami cała masa “dosadnych dialogów” odnośnie wystroju i kolorów ścian;))) a pózniej to fakt….sielanka do kwadratu i radość podwórkowa nie do opisania;)
Mąż mnie nie przekonał tylko Aga ;)
Od zawsze mieszkam w domu i nie wyobrażam sobie życia w bloku :) Za blisko sąsiadów i wg :P Oli bawi się w ogrodzie, a ja mogę spokojnie usiąść na tarasie z kawką i laptopem, ehhh… bezcenne :D
No i takie posty uwielbiam -fajne,szczere,rozczulające. Bardzo szczerze, acz bez złości, zazdroszczę tych kilku cegieł! Nasz Maks też lata w tej koszulce z Auchan i bardzo sobie chwali ;)
Świetny post :) Widzę, że nie tylko ja marzę o lampce wina na tarasie albo o widoku dzieciaków biegających po ogródku. Zresztą sama chętnie z synkiem pobiegam :) Życzę powodzenia w budowie domku. My zaczynamy na wiosnę przyszłego roku, ale nie w środku miasta, tylko na obrzeżach Białegostoku. Na razie pozostaje ciężki etap ostatecznego wyboru projektu :)
Piękny i bardzo osobisty post.Ja nadal nie jestem wstanie przekonać się do wizji domu i tego niby sielskiego obrazka.Ja widzę tylko ciągłe sprzątanie robienie wokół domu czyli grabienie liści,koszenie trawy pamiętanie o śmieciach i wiele innych To nie dla mnie z prostej przyczyny mój PT często jest poza domem i wszystkie obowiązki spadły by na mnie :( Ale życzę Wam miłych chwil na tym wymarzonym tarasie
Marzenie …dom w mieście:) Nic tylko gratulować:))
Marleno życzę Ci żebyś zawsze była takim szczęśliwym człowiekiem.
Pozdrawiam
Piekne slowa :-)bardzo mi bliski temat ostatnio..Bedziecie teraz z Aga sasiadkami? :-)
Ja 22 lata mieszkałam w domu pod Warszawą, teraz od kilku mieszkam w mieście, w bloku. Wybraliśmy mieszkanie a nie dom, ze względów czasowych/ekonomicznych. Bo jak widzę moich rodziców, którzy aby usiąść w ogrodzie nie mają nigdy czasu bo a to trzeba kosić, a to przybić, zasadzić, pomalować, popielić, podlać, przykręcić… praca przy domu i ogrodzie nie ma końca! Tak więc jako ze jesteśmy ludźmi zapracowanymi, szkoda nam na to czasu i jak wracamy z pracy to chcemy zająć się sobą a nie obowiązkami. Wspomniałam o względach ekonomicznych, gdyż mieszkanie w domu brałabym pod uwagę tylko wtedy, gdybym zdecydowała się płacić ludziom za robienie tych wszystkich rzeczy, ale szkoda mi kasy na zatrudnienie kogoś do zajmowania się domem z ogrodem, wyszedłby pełen etat, żeby wszystko wyglądało jak powinno. Tak więc ja wybrałam najlepszą dla mnie opcję – mieszkanie, a jak mam ochotę popatrzeć na dzieci biegające “po rosie” to jadę na weekend do rodziców (15 min) :)
Rok temu byłam na podobnym etapie – od pół roku już mieszkamy:) Dla mnie najfajniejsze w mieszkaniu w domu jest to, że moje dzieci mogą spędzać dużo więcej czasu na powietrzu, bo wychodzą w zasadzie kiedy chcą i to bez tej całej organizacji typu pakowanie mokrych chustek, ubrań na zmianę, picia, jedzenia itp.
No i, jako z lekka wyrodną, baaardzo cieszy mnie to, że ja w tym czasie nie muszę wysiadywać w piaskownicy :D
Chociaż mieszkałam na wsi, to jednak nigdy swojego ogrodu nie miałam ( taki mini blok na wsi). Pózniej były mieszkania na studiach i przez pierwsze lata małżeństwa. Teraz, od styczna, mieszkam juz w swoim domu, z własnym ogrodem i jestem mega szczęśliwa. Jeszcze duzo mamy do zrobienia, ale i tak jest juz cudownie. Wiadomo, mieszanie w domu ma tez swoje minusy, ale nie wróciłbym sie teraz do bloku. Powodzenia w wykończeniówce :)
A ja jestem pierwszy raz…. zaczytana i rozkochana :)
Kiedy wczoraj zobaczyłam zajawkę nowego tekstu obiecałam sobie, że nie przeczytam, bo pęknę z zazdrości. Rano stwierdziłam, że pooglądam tylko zdjęcia. Przeczytałam wszystko i cholernie zazdroszczę. Może za jakiś czas nam też uda się mieć SWÓJ kawałek podłogi. Powodzenia w wykańczaniu i urządzaniu! Będę tu zaglądać i zazdrościć dalej:)
Pięknie wszystko napisane. I tak bardzo mi bliskie(znowu!). My na jesień też planujemy wprowadzić się do swojego domu i mimo,że kosztuje on nas dużo wyrzeczeń to każdy etap przybliżający nas do efektu końcowego szalenie cieszy :) także “do zobaczenia” u siebie ;)
Lampka wina na tarasie, biegające dzieciaki, wschody i zachody słońca. Dom coś najwspanialszego na świecie… bo gdy jest kochająca się rodzina to i obowiązki wykonywane przy tym domu są przyjemnością nie tylko koniecznością. Jestem od niedawna czytelniczką Twego bloga a już się uzależniłam codziennie tak jak dziś gdy położę synka na drzemkę zasiadam do komputera i patrzę czy jest coś do przeczytania. A wbiłam się idealnie w moment bo jestem na etapie aranżacji pokoiku dla synka i naszej sypialni i bierzemy się z mężem za mały plac zabaw przy domku… może też powstanie jakiś post w tym temacie?? ;) Cudowny blog… prawdziwy, niekomercyjny dziś się w tym utwierdziłam!! Pozdrawiam cieplutko i trzymam kciuki za wszystkich którzy mają marzenia i do nich dążą :)
MM nie pożałujesz never!Kiedy zaszlam w ciaze podjelismy decyzje o kredycie i kupnie domku z drugiej reki. Nie jest idealnie i czeka nas jeszcze wiele lat dopasowywania go pod nasze potrzeby ale najwazniejsze ze corcia od urodzenia miala tu swoj kawalek ziemi, taras piaskownice i bieganie na bosaka latem od 10 do 19 ze sniadankiem obiadkiem i grillem na kolacje:)Powodzenia bo warto@!!!
No Marlena,
za ten wpis i za kilka wcześniejszych (a czytam od dawna) lubię Cię znacznie bardziej.
Bo nie jesteś oderwana od rzeczywistości, nie masz zapędów na nos wysoko w górze, a to ostatnio jakaś straszna przypadłość ludzi nas otaczających.
Siebie za to lubię nieco mniej bo przyznam się szczerze, że trochę tego domu zazdroszczę, ale to zdrowa zazdrość która sprawia, że lubię do Ciebie zaglądać.
Zazdroszczę bo jeszcze kilka miesięcy temu był plan na dom – ba! nie domek, a duży dom. I ja napalona jak szczerbaty na suchary z wizją tego domu, dużego podjazdu przed i wszystkim innym w głowie usiadłam wieczorem z mężem moim i postanowiliśmy wszystko zainwestować w firmę. I rzuciliśmy się na głęboką wodę. A ja nabrałam pokory i dystansu, bo dom jak będzie, a będzie z pewnością ma być do mieszkania a nie pokazywania, tak jak samochód ma być do bezpiecznej jazdy, a nie do stanowienia o naszym statusie społecznym.
Pozdrawiam Was ciepło, stale czytając i ciesząc się ze wszystkich Waszych sukcesów ;) Tym bardziej, że mieszkacie niemal za płotem ;))
swietny taki cieplutki post, az milo poczytac :)
temat dom-mieszkanie przerabialam jakie czas temu az mieszkanie wygralo, z wielu wzgledow. I choc czasem sobie mysle, ze dom chcialabym miec, to jednak jestem zadowolona z mojego wyboru.
taki swój Zaczarowany Ogród ..pięknie
od kiedy w moim życiu jest Mikołaj pojawiło się marzenie domu. ale u nas to niemożliwe. totalnie nie do wykonania. ja bez pracy, M. z pracą, ale nie hiper zarobkową. a dom to duża inwestycja. więc albo pół życia w “cudzych” ścianach na wynajem albo bloki znów jak zawsze
smutne to, bo bardzo chcialabym dać Mikołajowi to, co daje własne podwórko.
Te pomalowane paznokcie średnio wyglądają…
Nam się podobają :) a to chyba najważniejsze..
No… u nas budowa trwa, na górze, ale dół jest już nasz i to jest wspaniałe. Zośka pierwsze kroki stawia na swojej krzywej trawce i radość tryska z kanapki z sałatą ze swojego ogródka. Nasz domek był alternatywą do mieszkania w Poznaniu. Wyszło podobnie kosztowo, ale ten kawałek nieba jest TYLKO NASZ!!!
Ogród przy własnym domku – dobra rzecz. Ktoś powie – dużo pracy w domu i ogrodzie. Ale optymistycznie patrząc – taka sytuacja daje więcej radochy niż ciężkich chwil. Uśmiech dzieci – bezcenny.
Piękny wpis. Sprawił, że zaczęłam się zastanawiać, czy ja kiedykolwiek do myśli o domu dojrzeję. Może, kto wie, jak powsinoga we mnie zechce się kiedyś bardziej ustatkować. Póki co – mój dom noszę ze sobą i w sobie…
wiatr we włosach :)