Domniemanie niewinności
Kiedy bloger decyduje się pokazać kawałek swojego świata lub przedstawić punkt widzenia, rozumie, że robiąc to publicznie wystawia się na ocenę
“Zasada domniemania niewinności, reguła, w myśl której oskarżonego uważa się dopóty za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym orzeczeniem sądu. Zasada domniemania niewinności unormowana jest w Konstytucji RP oraz w kodeksie postępowania karnego, który uszczegóławia zasadę stwierdzeniem, że nie dających się usunąć wątpliwości nie wolno rozstrzygać na niekorzyść oskarżonego.”
Kiedy bloger decyduje się pokazać kawałek swojego świata lub przedstawić punkt widzenia, rozumie, że robiąc to publicznie wystawia się na ocenę, spekulacje i dogłębne analizowanie każdego słowa. Czasem go to boli, czasem przeraża.
Po pewnym czasie zaczyna podchodzić do pewnych spraw bez emocji.
Wiadomo, że czytelnik przychodzi do blogera ze swoją sytuacją danej chwili. Z tym co się dzieje w jego głowie, w jego życiu. Ze swoim bagażem doświadczeń. Więc doświadczony bloger wie, że często ocena jego słów, czy poglądów, nie jest mierzona jego zamiarami, czy faktami, zaś emocjami i przeżyciami czytelnika.
Jednak marzeniem blogera jest, aby jego czytelnik, ten prawdziwy, przychodzący regularnie, znający go w pewnej mierze, w chwilach kiedy ponoszą go emocje, zastosował zasadę domniemania niewinności.
Bo czy którekolwiek z nas chciałoby aby twórca w swym działaniu musiał analizować wszystkie potencjalne zdarzenia które mogą się zadziać w czyjejś głowie? Co zobaczy samotna matka, kobieta bita, czy wykorzystywana w obrazie namalowanym ostrą, silną czerwoną kreską. Co zobaczy samotnik na skraju samobójstwa w obrazie czarnego zachodu słońca… lub w wierszu o przemijaniu.
Znacie mnie od jakiegoś czasu. Zdaje się, lubicie mnie i po części szanujecie moje zdanie, jako, że wracacie po słowo, myśl czy kadr. Dlaczego więc tak często czuję, że potrzebujecie ocenić jakąś z sytuacji, silnie na moją niekorzyść. Że pewnie jestem kierowcą, nieostrożnym zabijaką, że daję cukier potajemnie, a na blogu piętnuje te zachowania, lub całkiem w głowie mi się poprzewracało, bo jak wiadomo, cukier krzepi. Że dzieci ciągam po zajęciach dodatkowych, więc pewnie jestem jedną z tych matek, neurotyczek, a dzieci to mają być dziećmi (co w XXI wieku oznacza chyba granie cały dzień na konsolach). Że po co na lód szłam jak wiedziałam, że obydwu nie ogarnę, a włosy to mam suche na własne życzenie. I zabezpieczenia w domu montuje, to pewnie z dziećmi nawet nie rozmawiam o zagrożeniach. Chodzimy tak milcząc po domu, a ja powoli zabijam okna deskami.
Ok, przejaskrawiam.
Jednak chciałabym, aby przy tym poście, każdy z nas poświęcił choć minute sobie. Przeanalizował, sięgnął w głąb swoich emocji, co w nas siedzi i co powoduje, że czuję się zobowiązany znaleźć cień w każdej, nawet najzwyklejszej historii. Dlaczego muszę wszystko dogłębnie analizować, i doszukiwać się drugiego, śmierdzącego dna. Po co chcę kogoś oceniać, angażując emocje. Po co napełniać się złą energią. Kiedy można zastosować… domniemanie niewinności.
Do dzisiejszej notki zainspirował mnie komentarz do wczorajszego wpisu:
“To może taxi? Jeżeli piszesz, że nie jesteś dobrym kierowcą, to naprawdę zastanów się czy Twoje dzieci powinny z Tobą jeździć :(”
I moja odpowiedź:
“Naprawdę gdzieś zauważyłaś tu takie słowa? Czy to urodziło się raczej w Twojej głowie? :)
Kierowcą jestem doskonałym. Takim ‚naturalsem’ co to mając lat 15 usiadł za kierownicą i pojechał.
Prawo jazdy mam od lat 13, cały czas aktywne. Jeździłam w kilku krajach i na kilku kontynentach. Często moja praca wiązała się z całodziennym podróżami (byłam przedstawicielem handlowym). Jeździłam samochodem w Las Vegas czy Nowym Yorku (także z głośnymi dziećmi).
Przez 13 lat nie miałam najmniejszej stłuczki. Nigdy nie dostałam mandatu. Nie mam nawet 1 pkt. (nigdy nie miałam)..
Więc proszę, powiedz mi skąd pomysł, że jestem słabym kierowcą?”
Szybki rzut oka i widzę, skąd ten komentarz się wziął :) Fragment wyrwany z kontekstu Twojej odpowiedzi na komentarz wyżej:)
“Iza, ja się z Tobą zgadzam. Bezpieczeństwo zawsze na pierwszym miejscu.
Ale ja, Marlena W., nie jestem dobrym kierowcą kiedy rozpraszają mnie krzyki z tyłu.
Zaburzona koncentracja jest w moim wypadku, gorsza niż podanie telefonu.
Także, każda mama musi sobie znaleźć sposób na okiełznanie sytuacji. Ale tak czy siak, łatwo nie jest ;)”
“JA, MARLENA W., NIE JESTEM DOBRYM KIEROWCĄ”
Nie wszyscy potrafią czytać całość tekstu ze zrozumieniem ;)
Matko, Asia.. jesteś Sherlockiem, albo psychologiem. Potknęłabym się o to zdanie i nie zakumała ;)
Dzięki!
Ty byś się potknęła, bo sama to napisałaś. Może zauważyłabyś za jakiś czas. Ja spojrzałam “świeżym okiem”, dlatego wystarczyło mi spojrzeć raz :) Oto cała tajemnica zmysłu detektywistycznego ;)
Jako tłumacz, nie cierpię ekspresów – tych do wykonania na dziś. Bo ja muszę sprawdzić sobie tekst na drugi dzień, najczęściej jest to tylko kwestia lepszych pomysłów, ale zdarzyło się też parę razy, że łapałam się za głowę widząc jakie ja wczoraj bzdury napisałam :)
Wiesz, że kiedyś pewien bloger na pewnym spotkaniu blogujących mam na drugim końcu Polski powiedział, na blogu i w komentarzach powinny być emocje szczególnie w komentarzach pod postami.
Może po prostu twoi czytelnicy chcą Ci przysporzyć reklamodawców ;)
A tak na serio, jako mały bloger (nazwany przez tego dużego wspomnianego wyżej blogera rodzinnym) nie wiem co o tym sądzić, bo trudno wzbudzać emocje pisząc o tym o czym ja piszę, czyli o Dolnym Śląsku dla dzieci, mimo to rozumiem Cię świetnie i w kwestii jeżdżenia z dziećmi samochodem i w kwestii komentarzy.
Poruszyłaś temat, który od dłuższego czasu mnie nurtuje. I od razu na wstępie zaznaczam, że to co napiszę, nie dotyczy Ciebie, ale ogólnie blogerek, szczególnie parentingowych, bo takie blogi najczęściej czytam.
Nie jestem zwolenniczką krytykowania wszystkiego i wszystkich tylko dlatego, żeby komuś zepsuć humor. Z drugiej strony nie lubię głupio przytakiwać, gdy się z kimś nie zgadzam. Nie pytam siebie komentując wpis czy mam być miła czy szczera. Piszę co myślę i czuję. Jednak niektóre blogerki traktują to jako atak na siebie, hejt i staję się wrogiem publicznym. Zaznaczam, że nie jestem niegrzeczna, niemiła, nie używam mocnych słów, zwyczajnie wyrażam swoje zdanie.
Gdzie jest więc granica? Czy istnieje złoty środek? Czy mamy blogujące są taż tak przewrażliwione na swoim punkcie czy ze mną jest coś nie tak i powinnam przestać czytać blogi, by nie wkurzać ludzi?
Też o tym myślałam i sprawa nie jest prosta. Po pierwsze u każdej osoby ta granica będzie gdzieś indziej. Ja mam twardszy tyłek i przepuszczam dużo “luźnych refleksji”, które wiem, że zraniłyby uczucia młodszego blogera.
Z drugiej strony widzę u siebie na blogu i u koleżanek tysiące komentarzy z argumentami za i przeciw danej teorii pisane z szacunkiem i mądrością. Z resztą Twój wpis jest tego przykładem- nie słodzisz, nie zgadzasz się ze mną w pełni, zadajesz pytania pod dyskusję.
W przypadku postu o jedzeniu czy samochodach także można zrobić to w ten sposób- dać radę, opisać swój przykład, domniemając niewinności autora, który chce zdrowia swoich dzieci i bezpieczeństwa.
No i za to uwielbiam Cię czytać. Za ten spokój i rozsądek w każdej sytuacji. Masz swoje zdanie i potrafisz go bronić, ale jednocześnie pozwalasz innym się z nim nie zgadzać. Tak trzymać :)
P.S. nie słodzę- wyrażam swoje zdanie ;)
Ten post powinien nam wszystkim dac do myslenia.
Wiesz co Marlena śmiać mi się chce! Powinnaś mieć wszystko głęboko za zwieraczem i robić swoje! Ciocie dobre rady zawsze będą chciały
ci wbić szpilkę .Oczywiście troszcząc się o wasze dobro . Uśmiałam się.
Chyba najgorsze jest to, że wystawiasz jedno zdjęcie, jedną sytuację, która trwała parę minut, a ktoś do tego dorobi całą ideologię. To co pokazujesz to ułamki sekund. Jeśli na zdjęciu dziecko je słodkie to pewnie tak robi cały czas. Jeśli napiszesz, że byliście na zajęciach – pewnie odbierasz dzieciństwo, bo dzieci z pewnością siedzą tam całymi dniami. Nie wiem czy myślenie kiedyś wyjdzie dalej, że tam poza tymi linijkami tekstu, poza tymi kadrami jest jeszcze jakieś inne życie ;)
To jest prawda. Widzę po sobie – czytam kilka blogów dzieciowych i nieraz zachodzę w głowę jak to może być, że te wszystkie blogerskie dzieci, najczęściej w wieku mojego (jak Lenka), takie grzeczne, spokojne, poukładane, nie urządzają żadnych awantur, histerii, dopiero muszę sobie sama poukładać w głowie, że to, że rodzic o tym nie pisze, to nie znaczy że to się nie dzieje :D
Dokładnie! Czytasz i zastanawiasz się co zrobiłeś nie tak, że rodzeństwa takie zgodne, dzielą się wszystkim, kiedy u nas jest kłótnia o każdą zabawkę. Potem raz na jakiś czas ktoś wtrąci, że u niego takie coś też ma miejsce i od razu sobie uświadamiasz, że tak jest, tylko po protu nie każdy o tym pisze ;)
Bo ludzie czytają to co chcą przeczytać tak jak widzą to co chcą zobaczyć a nie to co faktycznie widać. Smutne to ale każdy ocenia przez pryzmat swoich doświadczeń. Ale dla mnie chyba najbardziej zadziwiający jest fakt że negatywne opinie wyraża się dużo łatwiej niż pozytywne. Łatwiej wylać wiadro pomyj niż poklepać po ramieniu i powiedzieć ” dobra robota”. Oskarżyć zanim pozna się wszystkie dowody. Mi się ostatnio dostało, za to że chcę mieć tylko jedno dziecko bo pewnie jestem jedną z tych popapranych matek co to tylko stroją dzieci i się nimi chwalą po Internetach. No żal po prostu żal. Aż się odechciewa wszystkiego!
Oczywiście, że każdy ocenia z perspektywy siebie i własnych doświadczeń. Także osoba blogująca.
Nie oceniłam autorki przez pryzmat jednego zdjęcia. Rzadko wypowiadam się pod postami. Rzadko też używam krytyki. Jeżeli komentuję, są to komentarze pochlebne. Wczoraj zrobiłam wyjątek, bo poruszony temat jest ogromnie dla mnie ważny. I tak , są to moje osobiste odczucia, doświadczenia. Mój osobisty strach. Nie chcę aby takie zachowania były powielanie, pochwalane i aby komentować je z uśmiechem. Dlatego ośmieliłam się odezwać. Użyłam krytyki- tak. Ale chyba każdy z nas ma prawo, prawda? Nie zawsze musimy zgadzać się z autorem. Tak samo jak i autor ma prawo, i krytykuje różne sprawy w różnych postach.
Myślę, że generalnie mamy wielki problem z odmiennym zdaniem. Zarówno my czytelnicy jak i autorzy. Każdy z nas jest inny, każdy ma swój światopogląd, swoje zdanie. Rzadko neguję czyjeś zdanie. Wychodzę z założenia, że to nie moje życie i nic mi do tego.
Wczoraj jednak pomyślałam o moim dziecku, o mnie w aucie. Nie chcę spotkać na swojej drodze kierowcy, który na swoje wytłumaczenie będzie miał sytuację z płaczącym dzieckiem. Bo autko spadło, bo teleofon, bo czapka, bo…
Po prostu nie chcę, abyśmy my mamy tak się zachowywały.
Przepraszam, jeżeli kogoś uraziłam.
Iza, dziękuję, że to napisałaś.
Rozumiem Twój lęk. Sama nie cierpię kierowców- piratów.
Jednak mój opis miał mieć odwrotny cel- uświadomienie sobie, że sytuacja jest wyjątkowa i możliwie najlepsze ogranie tematu, aby właśnie NIE być zagrożeniem na drodze. Może po prostu mi nie wyszło..
Ściskam.
Oj MM jak Cię lubię czytać i ogólnie większością Twoich poglądów się zgadzam tak tego typu wpisy mnie strasznie irytują…Ponieważ jak wiadomo nie od dziś im więcej osób Cię lubi tym więcej nienawidzi i zazdrości…. Więc skoro ktoś piszę że jesteś podobno złą matką bo dbasz o rozwój, bezpieczeństwo i zdrowie własnych dzieci poświęcając kupę czasu energii swojej na to to Ja bym obróciła to w drugą stronę skoro ktoś Ci tak mówi i saM nie robi nic to oznacza że to on nie kocha własnych dzieci i o nie nie dba – taki przykład mam siostrzeńca co ma 12 lat i siostra robi mu zawsze zdrowe śniadanie, ale ma kolegów co dostają na drugie śniadanie super drożdżówkę z biedronki i chipsy więc jak to 12 latek jest zachwycony taką to sytuacją a koledzy z niego się śmieją że mamusia daje mu orzechy na przekąskę więc któregoś dnia znowu siostrzeniec zachwycony rodzicami od kolegów że mają takie śniadanie i wkurzony na własną matkę dlaczego ona mu tak nie daje siostra uświadomiła mu żeby to on im powinien powiedzieć że to ich rodzice nie kochają skoro mają w dupie co jedzą ich własne dzieci i co z nimi będzie za 10-15 lat jedząc chipsy na drugie śniadanie i pijąc cola bo taka prawda najłatwiej coś kupić dać i mieć święty spokój po co wstawać wcześniej i coś robić…ale wracając do tematu droga MM zlituj się jesteś mądra , przedsiębiorczą kobietą i takimi pierdołami się zajmujesz i przejmujesz chodź byś rozdawała wszystko i chodziła we worku to i tak by Cię komentowali więc błagam Cię daj fajny przepis na początki pokaż piękną buźkę Lenki i Maksia wcinających i rób swoje . Masz tyle świadomych czytelników , a Ty cyklicznie co jakiś czas że ktoś Ci coś napiszę i skrytykuje to Marlenka nieszczęśliwa bo nie wszyscy Cię uwielbiają i chwalą .
Elu, ale właśnie ja jestem szczęśliwa. Pisałam to ze spokojem… Mimo wszystko wierzę, że takie postu zawsze komuś, w odpowiednim momencie otworzą oczy. Wielokrotnie tak było… że ktoś nagle zmienił o mnie zdanie na plus. Każdego dnia pojawia się tu masa nowych osób i chcę żeby mogły poznać mnie taką jaką jestem, bez niepotrzebnej agresji.
No i to chodzi kochana :)
A ja mam ochotę wrzeszczeć w takich sytuacjach: ” A CO CIEBIE TO KUŹWA OBCHODZI?!”. Serio dziewczyny nie rozumiem dlaczego Ci ludzie teraz tacy są. Wszędzie pchają nosa, o wszystkim i wszystkich mają coś do powiedzenia, każdemu coś do zarzucenia. Tylko o sobie i sobie nic. Nie no bo przecież oni są idealni więc heloł jak można w ogóle śmieć myśleć o tym, że cokolwiek jest u nich nie tak.
Ja to Ciebie Marlena podziwiam. Sama nie raz myślałam o pisaniu bloga. Żeby czasem odreagować, żeby czasem uwięziona z maluchami w domu móc pogadać z ludźmi, podzielić się wątpliwościami dotyczącymi macierzyństwa itp. Ale ja bym nie dałą rady. Moja wiara w ludzi jest już tak zachwiana, że po takich zawistnych komentarzach zaszyłabym się w Bieszczadach i nigdy nie wróciła.
Jedyne czym można to wytłumaczyć to zazdrość. I chęć obarczenia innych za swoje niepowodzenia. Bo Marlena jesteś piękną kobietą, zdolną, przedsiębiorczą, znającą swoją wartość, masz jak na obecne standardy fajnego męża( a nie pozostajesz w związku nieformalnym) w dodatku otaczasz się rzeczami na które nie wszystkich stać, masz klasę, masz gust, dzieci ładne, do tego dom budujesz i jeszcze zajebiście prowadzisz samochód. Aaa jeszcze rozsądna jesteś i masz zdrowe podejście do życia. No chyba sama rozumiesz, że to za dużo?! ;) Ludzie odbierają Twój obraz jako osoby idealnej (chociaż ja nigdy tego nie przeczytałam u Ciebie jako od Ciebie) i próbują znaleźć jakąś skazę, Tak żeby Tobie pokazać, że Ty też jesteś zwykłym śmiertelnikiem, chociaż Ty wcale tego nie potrzebujesz. Taka już chyba mentalność tego narodu.
Dla jasności. Ja też Ci zazdroszczę! Ale myślę sobie: fajnie, że dziewczyna wkłada w coś serce, pracuje nad sobą żeby być lepszym człowiekiem i najzwyczajniej w świece dostaje za to nagrodę. Dla mnie osobiście Twój sukces jest ogromnym kopem do działania.
“Pamiętaj, że nie jesteś zupą pomidorową żeby Cię wszyscy lubili” :) Bądź sobą i nie daj się prowokować wampirom energetycznym.
Od niedawna prowadzę blog i powiem szczerze, że wyszło to jakoś tak spontanicznie :) Lecz cały czas zastanawiam się co pokazać i napisać z naszego prywatnego życia, bo zdaję sobie sprawę, że osoby mnie czytające cały czas oceniają. Marleno, zaglądam tu do Ciebie, a także na inne blogi i powiem szczerze że interesuje mnie jaka jest rozsądna granica pokazania swojego prywatnego świata. A to, że Twoje posty są baaardzo “wciągające” to już inna sprawa :) Pozdrawiam
Ja zupełnie nie zgadzam się ze sposobem, w jaki przedstawiłaś cały problem w tym poście. Nie zamierzam Cię atakować, nie staram się przeanalizować wszystkiego, oj nie. Ale odwrócenie wzroku nawet na moment od drogi jest potężnym zagrożeniem – nie tylko dla Ciebie i Twojej rodziny, ale przede wszystkim dla innych. Obyś się nigdy nie przekonała o tym na własnej skórze :)
“- Mamoooo, capka mi się na oto zsuneła, poplaw! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Sypto!
– Mamo, pomój Lenie, ona umieraaaaa! Mamo noooooooooooo!
Wyciągam rękę matki Iniemamocnej, odwracam się zezując jednym okiem przed samochód, a drugim na córkę. Poprawiam czapeczkę i jadę dalej.
– Mamooo! Ona mnie bije mamoooo! Wyrwała mi instrukcję od pingwina!
– Nie, nie wylwałam. Tylko pozycyłam.
– Leeeeeeena! (odgłosy szamotaniny)
– Aaaaaaaaaaaaa! Manio mi polwał instlucje!
– Ona była moja. To ty porwałaś!
Oddycham, oddycham. Skupiam się na drodze. Liczę do dziesięciu…
Ile razy spotkała Was taka lub podobna sytuacja? Mamo popraw, mamo podaj, mamo ZOBACZ, TERAZ! Jeden się krztusi, drugi dusi. Potem się soczkiem oblali, zabawki wyrwali, albo najgorsza opcja- coś spadło na ziemię. Z tyłu. I ty masz to podać. TERAZ! Bo jak nie to usłyszysz zew złości, żalu i rozpaczy.
Czasami nasze auto wygląda jak statek widmo. Ja z głową na podłodze, lub tylnym siedzeniu, poprawiam, podaję, wycieram, zabawiam, cały czas… prowadząc auto. Śpiewam i tańczę, żeby nie pospali się w 5-minutowej drodze z wieczornych zajęć. Podaję telefon i włączam gry… jadąc. Karmię, poję, rozbieram, ubieram.” – napisałaś to Ty, nie kto inny. A teraz wyobraź sobie, że jesteś po drugiej stronie, masz za sobą tragiczny wypadek, którego konsekwencje ciągną się nadal pomimo, że minął już prawie rok. Wyobraź sobie, że czytasz pod tym przeczytanym tekstem komentarze “hihihi hahaha…”, przecierasz oczy ze zdumienia i pytasz tą swoją ulubioną blogerkę (bo przecież ma takiego samego bzika na punkcie bezpieczeństwa jak Ty!) czy ona w ogóle rozmawiała ze swoimi dziećmi o zasadach panujących w samochodzie, bo trudno Ci uwierzyć, że te dzieci, o których czytasz od dawna i wiesz, że są mądre i wrażliwe zachowują się jak w opisie mimo, że wiedzą, że nie wolno… A Twoja ulubiona blogerka ignoruje to pytanie i wtedy właśnie pojawia się ta myśl, że ona chyba faktycznie nic dzieciom nie mówiła o bezpieczeństwie – dopiero wtedy jest ta myśl. Rozumiesz? Chyba przeceniasz naszą znajomość Ciebie. Opisujesz dokładnie i szczegółowo sytuację, my ją taką właśnie czytamy, ale nie wiemy nic poza tym co napisałaś. Tak to już jest, że kiedy poruszasz trudne tematy, dotyczące zdrowia lub nawet życia, to trzeba brać pod uwagę, że komentarze mogą być mocno emocjonalne. Poza tym nie każdy komentarz jest skierowany bezpośrednio do Ciebie, a często jest rozmową komentujących, więc nie bierz każdego słowa do siebie. Pisząc o rozmawianiu z dziećmi o zagrożeniach nie piłam bezpośrednio do Ciebie, a do tych mam “hihihi hahaha”, a czy Ty się wśród nich znajdujesz to nie wiem, bo zignorowałaś moje bezpośrednie pytanie. To wiesz tylko Ty jaki miałaś zamiar pisząc cały post i czy chodziło o podyskutowanie o poważnym temacie, o podzieleniu się madrymi radami czy opowiadanie sobie anegdotek i obśmianie tematu. Jest mi bardzo przykro, że wrzuciłaś mnie do jednego wora ze zwykłymi hejterami. Domniemanie niewinności mówisz…?
Nika, nigdy nie nazwałabym Cię hejterem. Myślę, że mimo wszystko, wiesz, że rozmawiam z moimi dziećmi, uczę je, czasami ostro strofuję.
Wiem, że wiesz, bo ja z komentarzy znam Cię od dawna. I wiem, że wiesz, że rodzic który uczy w przypadku A, B i C, uczy i w Z.
I gdzieś tam głęboko masz też świadomość, że takie sytuacje nie są codziennością, a po prostu nam się zdarzają- zmęczenie, krzyk, płacz. Zaś innym razem rozmawiamy spokojnie, śpiewamy czy po prostu jedziemy w ciszy.
Wiem, że podchodzisz emocjonalnie i bardzo przeżyłam opis Twojego wypadku. Nie umiałam po prostu jakoś mądrze tego skomentować w odniesieniu do postu. Przepraszam.
Marlena no właśnie nie wiem – to powyżej chciałam Ci przekazać. Nie wiem, bo mierzę Cię swoją miarą – mimo, że mam bzika na punkcie bezpieczeństwa i ja nie jestem ideałem, nikt nie jest. Mimo, że mam bzika na puncie bezpieczeństwa moich dzieci i mi zdarzały się błędy czy przeoczenia, niektóre gigantyczne. Dlatego gdyby ktoś mnie ostrzegł przed niebezpieczeństwem i poradził co zrobić, żeby go uniknąć, to bym się bardzo ucieszyła i podziękowała za radę. Mimo wszystko cieszę się, że mogłam się podzielić swoim przykrym doświadczeniem, może komuś to pomoże ogarnąć jeżdżenie z dziećmi :) Przeprosiny przyjęte :)
A ja dzięki Tobie i Twoim doświadczeniom, będę starała się jeździć jeszcze bezpieczniej. I o to chodzi… Dzielić się i brać za razem :)
Fajna puenta :) Imponuje mi Twoja klasa i życzę Ci, żeby komentujący mieli przynajmniej połowę tej klasy co Ty :)
Często czytam makóweczki, skomentowałam dopiero wczoraj po raz pierwszy. Z ręką na sercu przyznaję, że Mamę M. polubiłam dopiero niedawno. Wcześniej wchodziłam z masochistycznej przyjemności :-) Mam wrażenie, że ostatnio posty są bardziej ludzkie, taką M. polubiłam i nawet żałuję, że nie będziemy się mogły spotkać osobiście i pogadać, bo czasem czuję, jakbym tu wpadała na ploteczki do koleżanki. To co ujmuje mnie w M. to “specyficzne” autoironiczne poczucie humoru – mam bardzo podobnie i może dlatego wczorajszy, a także wcześniejsze posty mnie nie raziły.
Może ja to źle odczytałam, ale wydaje mi się, że M. puszcza do Nas oko, opisuje pewne rzeczy specjalnie je wyolbrzymiając. Czy naprawdę wierzycie w to, że jeździ po mieście z głową pod siedzeniami albo kierując nogą???? Czy żadnej z Was nigdy nie przytrafiło się podczas jazdy zrobić czegoś z tą jazdą niezwiązanego??? (niekoniecznie związanego z dziećmi w aucie?) np. sięgnąć ręką po chusteczkę do nosa??? Gdzieś czytałam, że masę stłuczek jest spowodowana w momencie, gdy kierowca…. kichnął! Nie kichacie nigdy w czasie jazdy czy zjeżdżacie na pobocze, żeby to zrobić?
Rozumiem czytelniczkę, która niedawno przeżyła wypadek i do tego z dziećmi. Rozumiem, że przyjęła ten wpis emocjonalnie, ale reszta?
Problem M polega na tym, że NIE uważa swoich czytelniczek za idiotki i wie, że pisząc coś takiego nie pomyślą sobie “Łał, jak M. tak robi, to znaczy, że można, więc ja też od jutra będę jeździć kierując kolanem z głową pod tylnym siedzeniem.
Dziewczyny wyluzujcie! To jest blog a nie Polska Akademia Nauk. Zresztą pamiętam (albo mnie pamięć zawodzi), że M. promuje różne akcje społeczne, w tym te związane z jazdą samochodem (np. żeby dzieci jeździły w fotelikach), więc chyba jednak nie jest taka nierozważna.
Wczoraj, gdy przeczytałam te opinie pomyślałam, że musiało Jej się zrobić przykro. Dzisiejszy wpis dowodzi, że miałam rację…
No i tu jest sedno całej sprawy – przerażające nie jest to “puszczone oczko” Marleny (które nie zawsze są w stanie wyłapać nawet bardzo dobrze znające ją czytelniczki), tylko reakcje niektórych czytelniczek, które przyjmują to dosłownie i jeszcze się tym rajcują, że “jakbym czytały o sobie”. Przy takich poważnych tematach trzeba mieć to na uwadze, że niechcący można stać się idolka nie tej grupy, której by się chciało :)
Nika, ja też napisałam “skąd ja to znam” i dalej w tym samym co M. prześmiewczym tonie skomentowałam. Szczerze mówiąc nie przyszło mi wtedy do głowy, że ktoś (np. Ty) uzna, że piszę serio. “To było w konwencji “na żart odpowiadam żartem”! I myślę, że większość piszących w ten sposób to miała na myśli.
Oj chyba nie, poczytaj sobie komentarze, co robią niektóre mamy. Nie oceniam czy są złe czy dobre, ale na pewno w tej konkretnej sytuacji bezmyślne i “apeluję” o refleksję :)
Też o tym myślałam. Uważam, że zrówno moje jak i Twoje komentarze zakończyły komentarze w stylu “mam tak samo”, “jakbym czytała o sobie” . Zaczęła się dyskusja, bo nagle ktoś uświadomił, że takie zachowanie jest bezmyślne. Mam nadzieję, że uświadomił.
Myślę, że odmienne zdanie od zdania autorki zaalarmowało trochę. I dziewczyny zastanowiły się. Oby.
Nie wiem czy to był wpis z puszczaniem oka, wpis żartobliwy lub jakikolwiek inny.
Dla mnie opis był jednoznaczny.
I oceniłam tak jak mi mój rozum i serce podpowiadało.
Nie krytykuję bezmyślnie. Z zazdrości, z zawiści itd. Ośmieliłam się odezwać, bo temat poważny i dla mnie nie ma usprawiedliwień.
Wierzę bardzo, że dał do myślenia innym , nam komentującym, autorce.
To nie jest sprawa blaha, jeszcze raz podkreślam.
Nie rozumiem powiązania naszego komentowania z zazdrością , zawiścią. Nie ujmuję autorce niczego, po prostu mam odmienne zdanie. Które mam nadzieję pozwoli Wam spojrzeć na sprawę inaczej. Może pomyślcie, że faktycznie mamy rację, a takie podniesienie autka może zmienić wszystko.
Izabela dziękuję Ci za Twoje komentarze, te wczorajsze i te dzisiejsze <3 Wczoraj w nocy mój synek (6,5 lat) obudził się z przeraźliwym płaczem, śnił mu się wypadek :( Dałam mu wypłakać te emocje, a później dużo sobie rozmawialiśmy i niestety trudno nam było znaleźć pozytywy tego zdarzenia (owszem przekonaliśmy się ilu jest dobrych ludzi wokół nas, ale to wiedzieliśmy też przed, mój synek powiedział, że cieszymy się, że żyjemy, ale szczerze mówiąc wcześniej też bardzo docenialiśmy życie) i dziś, dzięki niektórym osobom – w tym dzięki Tobie, po raz pierwszy poczułam, że to miało jakiś sens. I żeby było jasne, ja też nie raz w życiu byłam bezmyślna i nie chcę nikogo obrażać, tylko mówię "uważaj" w tej konkretnej sytuacji, bo my niestety wiemy co może się stać.
Dziękuję :-) miło mi bardzo. Dokładnie jest tak jak piszesz. Ja też nie chcę nikogo obrażać. Nie po to pisałam komentarz. Po prostu uważam, że temat jest na tyle poważny, że nie można traktować go z przymrużeniem oka. I tyle.
A Tobie życzę abyście uporali się ze złymi wspomnieniami. Choć doskonale wiem, że nie jest to łatwe.
No i proszę, jak się dziewczyny dogadały, to mi się podoba :).
Marlena z ta zasada domniemania niewinności to ciężka sprawa w codziennym życiu.
mamy chyba predyspozycje do zbyt szybkiej oceny innych i zbytniego krytycyzmu….my ludzie.
Ostatnio gdzieś czytałam, że najbardziej zażartą w forsowaniu swoich poglądów grupą społeczną są matki małych dzieci. Poziom niekontrolowanej agresji bywa tu niewyobrażalny.
Hmmm czy w takim razi to blogi parentingowe są tymi najbardziej emocjonalnymi? Nie wiem, czytam tylko jeden, ale może tak być, że właśnie na tych blogach komentarze bywają zbyt osądzające lub niesprawiedliwe.
Niedawno amerykańska marka Similac wprowadziła film w ramach kampanii społecznej na rzecz poszanowania poglądów wychowawczych różnych rodziców i przeciwdziałania wzajemnej agresji.
Oj jaki prawdziwy jest ten filmik, nie wiem, czy mogę tu link wstawić, nie znam się na etykiecie blogowej, ale zaryzykuję.
http://www.huffingtonpost.com/2015/01/22/mommy-wars-similac-video_n_6517242.html
Ty masz swoje zdanie. Swoje poglądy, swoje wartości wg jakich żyjesz. Nie jest to prawda absolutna i nigdy nie będzie.
Ja mam swoje zdanie. Swoje poglądy, swoje wartości wg. jakich żyję. Nie jest to prawda absolutna i nigdy nie będzie.
Nie oceniam. Nie hejtuję. Jesteśmy inne. Wchodzę na dany blog, aby poznać czyjeś zdanie, czyjąś opinię. Bo jestem ciekawa, bo lubię. Nie kręcę się w kółeczku ludzi myślących jak ja – bo po co? Skoro niczego ciekawego się nie dowiem?
A poznając opinie innych, ich argumenty, czasem dochodzę do wniosku że ich sposób na coś (nieważne co by to było) jest lepszy niż mój – fajnie uczę się czegoś. Czasem dzieje się odwrotnie – mogę przedstawić moją opinię, bez oceniania. Mogę napisać – a ja robię coś w taki sposób. Używam zwrotów “moim zdaniem”, “wg mnie”. Nigdy nie piszę “ty jesteś/nie jesteś (…)”.
W wychowaniu nie ma jednego dobrego sposobu. Są różne, dla każdego sprawdza się inny (i nie mówię tu o karach fizycznych, czy sadzaniem dziecka przed telewizorem – bo te rzeczy są sprawdzone naukowo). Lubię poznawać opinie innych, a wartościowa dyskusja wiele wnosi do mojego światopoglądu.
Lubię Twój blog. Nie zamierzam oceniać. Ani pozytywnie, ani negatywnie. Wg mnie oceniać Twój styl życia/prowadzenia auta/wychowania etc. będą mogły Twoje dzieci. Za jakieś 25 lat. I tylko one.
Ukradłaś mi komentarz :) właśnie miałam napisać coś bardzo podobnego.
Nika, ja tez komentowalam wczoraj zanim Ty opisals swoj wypadek. I nie wiem czy brzmiałam jak matka ‘hihi’ ale to co chciałam przekazać to moje przerażenie i brak pomysłów jak radzić sobie z sytuacja, która mnie stresuje (np. wyjące dzieci, krztuszace sie swoimi wymiocinami). I tu wpis Marleny trafił do mnie jak żaden inny. To co było dla mnie równie ważne to Twoj komentarz i opis wypadku. Dał mi on wiele do myślenia i od wczoraj myśle intensywnie co zrobić żeby sytuację poprawić. Z rocznym dzieckiem nie porozmawiam, ale do trzylatki juz coś trafi. W każdym razie na pewno spróbuję! I dlatego chcialam Ci podziekowac za to, co napisalas. Chciałam tez jeszcze raz podziękować Marlenie za to, ze odważyła sie poruszyć temat który nie koniecznie pokazuje ja jako matkę idealna. Do tego trzeba odwagi. I tylko dzięki temu ileś z nas teraz zastanawia sie co tu zrobić, żeby zwiekszyć bezpieczeństwo na drogach. Dzięki dziewczyny!
Wzruszyłam się – dziękuję <3 Moja córeczka w dniu wypadku miała 3 latka i zrozumiała tak dużo, że sama jestem w szoku, więc warto rozmawiać.
Wszyscy lubią czuć się mądrze. A najłatwiej to osiągnąć krytykując czyjeś błędy. Nawet jak ich nie ma. Zawsze można coś ponaciągać, tak żeby przekazać naszą “złotą prawdę”.
Ja to chyba jednak wolę mieć małego bloga, bez tych wszystkich komentarzy negatywnych:) Pozdrawiam i życzę spokoju:)
Marlenko ja doskonale wiem co masz na myśli. Osobiscie uwazam ze kazdy kto tłumaczy wrednosc, zlosliwosc i swój niesprawiedliwy jad wolnoscia słowa w Internecie i dostepnoscia do bloga, ktora sami obcym dajemy jest w moich oczach bardzo mały. I nie mowie tu o kulturalnej i konstruktywnej krytyce na dany temat czy różnica zdan w pogladach itd.
Ale jesli ktos tylko szuka drugiego dna, czyta miedzy wierszami i jedyne co umie napisac to ocenianie, obrazanie i wulgaryzmy to czasami az sama nie wiem czy jest sens akceptowac, komentowac i wdawac sie w dyskusję z takimi osobami.
Mnie ostatnio spotkał 100% hejt. Pan napisał mi maila ze: współczuje mojej córce takiej zaborczej mamusi (mial na mysli moj post o tym, że moja córka nie lubiła się przytulać a ja tego potrzebowalam i mi tego brakowało). A mojemu mezowi współczuł takiej zony co zycie intymne na światło publiczne wystawia. (prywatne tak bo wlasnie o tym jest moj blog, ale nigdy nie intymne).
Pan wiedzial o moim blogu WSZYSTKO, a nic mu sie nie podobało, do wszystkiego miał jakies ALE. Jednak po wymianie maili szybko wyszło ze mimo iz mojego bloga nie cierpi to go regularnie czyta!
I na kazdy moj logiczny argument rzucał : mam prawo oceniac i krytykowac bo to publiczny blog. Skonczylo sie gdy ja skozystalam ze swojego prawa do oceny i krytyki i mu napisalam ze jest typowym hejterem ktory nie ma nic innego do roboty i hipokryta skoro czyta od ponad 2 lat cos czego nie znosi. Bo chyba normali ludzie wchodza na blogi ktore lubią.. przynajmniej tak robię ja..
Alez sie rozpisalam, przepraszam i pozdrawiam
Jeszcze chciałam dodać, że doczytałam o co chodziło z tymi komentarzami i myślę, że nikt nie chciał źle. Ty napisałaś dobry bo zabawny tekst i teraz każdy odbierze go inaczej. Rozumiem jednak te mamy które zwracały uwagę na bezpieczeństwo. To jest cholernie wazne. Szczególnie gdy ma sie juz w swoich doswiadczeniach zyciowych pojecie “wypadek” mozna taki tekst odebrac inaczej.
Wg mnie najwazniejsze w sieci jest wyrazac sie kulturalnie i tak by sie nawzajem nie ranić, mysle ze osoby komentujace poprzedni wpis nie naduzyly hejtu, to było z troski, tak mysle :) pozdrawiam wszystkich
Czytam Twojego bloga od jakiegoś czasu, ale komentuję pierwszy raz, przede wszystkim żeby dodać Tobie otuchy. Nie przejmuj się! Jesteś piękną kobietą, wspaniałą mamą, z genialnym podejściem do wychowania dzieci i sama dobrze wiesz, że ludzie lubią mówić dużo i generalnie nie na temat. Nie trać niepotrzebnie nerwów. ;)
Polacy lubią filozofować, mądrzyć się, wiedzieć lepiej… Może dlatego pojawił się taki komentarz? :) Kochana, nie przejmuj się – grunt, że wiesz jak jest naprawdę. Niestety każdy pod wpływem własnych doświadczeń inaczej odbiera czyjeś słowa (szczególnie gdy są one pisane). Słowo pisane niejednokrotnie jest źle interpretowane przez co niektórych. Może dlatego, że niektórzy nie czytają ze zrozumieniem? Albo czytają pobieżnie? Mam nadzieję, że Polska się zmieni i ludzie zaczną wspierać rodaków, obdarzać dobrym słowem a nie hejtować dla hejtu.
Miłego dnia! :*
Agnieszka
“O Boże, wybaw mnie od tych, co czołgając się na kolanach skrywają nóż, który chcieliby wbić w moje plecy.”
Ryszard Kapuściński “Cesarz”
:)
Jest cos takiego w blogach pisanych przez kobiety, ze post jest dowcipny, fajny, przemyślany, czasem ironiczny, na wysokim poziomie. Potem zaczynaja sie komentarze “rożnych bab” i z blogerki odpisujacej na nie tez wychodzi “baba”. Zazwyczaj w emocjach odpisuje juz na innym poziomie niż jej wpis, czasem sie zakręci, zmieni zdanie, podaje inne argumenty czasem przecząc sobie. Ja to wszystko rozumiem, emocje, hormony, kobiety, ale zakłóca mi to treść głównego wpisu. Moze strategicznie nie odpowiadać i nie komentować swoich wpisów. Napisać tekst i niech żyje swoim życiem w internecie liczac sie z tym, ze czytelnik moze go nie zrozumieć? Taka refleksja ogólna….
hej kiedyś pisałaś o biedronkowym inhalatorze nie moge znaleźć tego postu teraz mogłabyś mi podać tutaj z góry dziękuje
Hej, zupełnie nie rozumiem z jakiego powodu się tlumaczysz, że masz prawo jazdy tyle lat etc. Widać, że jesteś odpowiedzialny matką, chcesz dla Twoich dzieci jak najlepiej i starasz się aby nie było nawet szansy aby włos mógł im spaść z głowy. Wiadomo, rzeczy się dzieją, ale my matki stajemy na rzesach, aby zabezpieczyć tyły , myślę, że prawie zawsze… A, że ktoś inaczej zinterpretowal Twoje słowa, każdy odczytuje słowo pisane inaczej, na to nie ma wpływu. Wolność interpretacji obowiązuje, z drugiej strony daje ona szanse na dyskusję. Pozdrawiam :)
To ciekawe co piszesz. Biorąc pewną sytuację z lipca 2014 roku (doskonale wiesz o co mi chodzi, nie jest to związane z tematem dzisiejszego wpisu), pamiętam raczej, że miejsce miało domniemanie winy. Czyżby jakaś metamorfoza miała miejsce? :)