Fajne dzieci nie robią się same

Ile razy spotkałyście się z taką sytuacją? Podchodzi do was stary znajomy, lub mama starego znajomego, ze swoim dzieckiem/wnukiem, żeby je zapoznać z twoją pociechą. Dzieci są w podobnym wieku (na potrzeby tekstu strzelmy lat 6-10). Krótko rozmawiacie, dzieci się bawią, jednak już po kilku chwilach widać, że wasze dzieci dzieli przepaść rozwojowa. Czujesz lekkie skrępowanie, mimo, że to twoje jest tym inteligentniejszym i bardziej otwartym. Wiesz, że osoba na przeciwko też to widzi. Więc kiedy ona komentuje:
– Ohhh, twoje dziecko to takie mądre, rezolutne i odważne. Świetnie sobie poradzi w szkole. Słyszałam też, że czyta! Super z niego chłopak. Bo nasz to nie.. on to nieśmiały i.. i.. nie taki rozwinięty.
Stoisz i nie wiesz co powiedzieć. Nowoczesna i XXI-wieczna wersja ciebie, każe ci odpowiedzieć po prostu ‘dziękuję’. Jednak polskość jest silniejsza, więc zalewasz się pąsem i odburkujesz:
– Eee no jakoś tak wyszło.
Potem, kiedy wieczorem leżysz w łóżku, nagle czujesz falę złości. Odpowiedź była (politycznie) poprawna, owszem, ale kiedy bierzesz pod uwagę szerszy aspekt sytuacji to masz ochotę wykrzyczeć “g*wno jakoś wyszło!”
Samo nic w życiu nie wychodzi ani się nie robi. Choć szkoda! Czasami chciałabym, żeby mi się coś samo się zrobiło, ale się kurde NIE ROBI.. SAMO!
______________________________
A już szczególnie same nie robią się fajne dzieci. Omińmy sam aspekt produkcji i dostarczenia pociechy. Jednak taki rezolutny 10-latek jest owocem lat, miesięcy i dni rodzicielskiej orki. Już pomijam nieprzespane noce, tysiące wydreptanych kroków kiedy dziecko było noszone, lulane. Pomijam kilometry przejechane wózkiem, przeniesione w chuście.. Setki bluzek z ulewkami, niezliczona ilość wyparzonych butelek i smoczków, łyżek podanej kaszki i zaplutych spodni. Pomazanych ścian, czy rozlanych kubków z sokiem. Ale jest też zwykły aspekt troski, obecności. Tysiące wycieczek małych i dużych. Miliony słów, uścisków i wsparcia, kiedy było potrzebne. Całusów i ‘ojojania’, gdy pojawiła się kuka.. Bycia zawsze obok lub w tle, kiedy sytuacja tego wymagała. Wypadów do restauracji, muzeum, czy innych miejsc kiedy wszyscy mówili, że po co, że za małe i podrzuć niani, po co się męczyć.
Patrzysz na swoje dziecko, które umie wyartykułować potrzeby, emocje i wspominasz ile książek przeczytałaś o umiejętnościach komunikacji, ile kursów przeszłaś, baaa, ile razy jęzor pogryzłaś, żeby pokazać, że domówić się można bez przemocy. Ile nocy nie spałaś rozmyślając co można ulepszyć, jak jeszcze te małą roślinę wesprzeć, z daleka lub bliska, zależnie od potrzeb. Oddychałaś tysiąc razy, mierzona wzrokiem, przez ‘panie dobra rada’, kiedy twoje dziecko leżało na chodniku krzycząc. A Ty czekałaś niewzruszenie, choć się sama czasami bałaś i być może złościłaś. Ale czekałaś aż Twoje dziecko wstanie i zakomunikuje, że jest już ok, a potem porozmawiacie o lepszych opcjach na wyładowanie złości. Mogłaś szarpać, dać klapsa. Mogłaś nazwać małym draniem co uprzykrza życie, bo miałaś 2 ręce pełne siatek. Ale kiedy poprosiło cię, żebyś je przytuliła, wzięłaś je na ręce. Bo ta potrzeba była większa niż kilogram ziemniaków w reklamówce, czy szacunek w oczach moherowej sąsiadki. I wiesz, że dzięki setkom, tysiącom, milionom oddechów, dziś Twoje dziecko mówi “mamo, ja to sobie przemyślałem i wydaje mi się, że źle postąpiłem w sytuacji xyz, więc chciałem z Tobą o tym porozmawiać, jak powinienem się zachować”, “mamo zraniłaś moje uczucia i jestem bardzo zły!”, “wiem, że nie muszę tego zrobić, ale chciałbym siostrze zrobić przyjemność” lub “jestem taka szczęśliwa mamusiu, kocham cię!”. To tylko przykłady, ale wiesz, że nacodzień Twoje dzieci umieją artykułować potrzeby, problemy i co najważniejsze emocje. Bo kiedyś tam dawno dostały sygnał, że to jest ok. Że można mówić o tym co się czuje, wyrażać emocje.
Wiedzą jak się zachować w wielu sytuacjach, bo zadbałaś, żeby wiedziały. Że w restauracji nie krzyczy się i nie biega. Że kulturalnie jest przepuścić osobę starszą w drzwiach (lub kobietę, jeśli piszemy tu o 10-letnim gentelmenie) czy ustąpić jej miejsca. Wiedzą jak się zachować w samolocie, czy hotelu, bo bywały czasem, na ile ci możliwości finansowe pozwoliły. Umieją podać bilet w kinie, powiedzieć ‘dziękuję’ w kasie. Są zaciekawione światem, który im pokazujesz. Bo pokazujesz! Myślisz i analizujesz co im pokazać. Jaki impuls czy przekaz dać, żeby podążać za ich ciekawością świata. Kupujesz i czytasz im tony książek. Wybierasz zabawki, którymi się pasjonują. Gotujesz zdrowe dania, myśląc o ich zdrowiu.
Teraz odchyl głowę do tyłu, weź głęboki wdech i pomyśl, ile rzeczy zrobiłaś. Niech dojdzie do Ciebie na chwilę ogrom Twej pracy w tworzeniu nowego, świetnego człowieka.
_________________
Więc kiedy następnym razem zapytasz mnie jakaś tam mamo, albo babciu, jak to się stało, że moje takie rozwinięte, a Wasze jakby mniej, to nie zdziw się jak któregoś dnia pęknę, wyjdę z siebie i stanę obok krzycząc ci, że kiedy ty robiłaś tipsy, oglądając serial, kiedy notorycznie podrzucałaś dziecko komukolwiek, kiedy nie było cię obok, bo miałaś imprezy, wyjazdy i inne powinności, kiedy na całe dni sadzałaś je przed telewizorem, ja siedziałam na podłodze i układałam z moim dzieckiem klocki. Szłam do parku i pokazywałam mu drzewa, nazywają każde po kolei. Byłam z nim na wakacjach i fakt, nie odpoczywałam i średnio spałam, ale tą przygodę odbywaliśmy razem. Pokazywałam mu świat będąc obok na każde zawołanie. Zapominając na jakiś czas o sobie i swoich potrzebach.
Dzieci są różne. Ich stopień rozwoju w danym momencie, także. Ale fajne dzieci poznaje się z daleka. Bije od nich jakaś aura wszystkiego dobrego, co otrzymały w życiu do tej pory. A za tymi dobrami zawsze swoi fajny, zaangażowany rodzić. Bo nic w życiu nie robi się samo…
P.S. A tak w ogóle to nie porównuje się dzieci w ich obecności, kurde!
Marlena, to brzmi jak manifest. I bardzo dobrze:). Jako matki musimy siebie doceniać za budowanie “fajnego człowieka” i inni także powinni to robić. Mówienie, że po prostu “trafiło się Wam takie dziecko” to nieporozumienie. To praca – cegła po cegle. Z miłości :)
Zacytuję słowa które są mi bardzo bliskie “Tysiące wypadów do restauracji, muzeum, czy innych miejsc kiedy wszyscy mówili, że po co, że za małe i podrzuć niani, po co się męczyć”.
Ja zabieram dziecko (prawie) wszędzie pomimo słów krytyki “po co ciągniesz ze sobą to dziecko !”. Moja odpowiedz jest zawsze ta sama – mi dziecko nie przeszkadza. Właśnie dlatego nie mam problemów w restauracji, banku a dziecko jest przyzwyczajone do takich wypadów i wie jak ma się zachować (chociaż nie urodziło się grzeczne:) Jadąc na wakacje zawsze na miejscu wykupujemy przynajmniej dwie wycieczki bo z mężem nie potrafimy cały urlop leżeć na plaży. Nasze pytanie jest jedno – na którą z wycieczek można zabrać dziecko – i na takie jedziemy, a inni urlopowicze zostawiają dzieci na cały dzień w “kids club’ie” i mają spokój mówiąc o tym głośno. Moją czterolatkę zainteresowała nawet bazylika w Izraelu, wystarczyła tylko ciekawa opowieść mamy o miejscu w którym się znajduje.
Zarówno post, jak i komentarze – zwłaszcza Luny – wspaniałe. Gdybym miał opisać “filozofię”, choć właściwszym słowem jest po prostu miłość – która przyświecała mi jako tatusiowi 4 letniej córeczki, opisałbym ją właśnie tymi słowami. Dodałem stronę do ulubionych, będę zaglądał w poszukiwaniu inspiracji, pozdrawiam ciepło
Jarek
Jestem tego samego zdania co Luna :) zabierałam synka ze sobą wszędzie gdzie jechałam i teraz nie mam problemu z tym, że nie potrafi się zachować i jest niegrzeczny… Samolot, prom, autobus…te sytuacje nie są Mu obce, dzięki temu się nie wstydzę w tłumie ludzi ze swoim dzieckiem ;)
Jak nigdy, sto proc. racji. Mam dwie córeczki (10 lat i 3,5). Gdy starsza była jeszcze jedynaczką wracałam między 16 – 17 z pracy i resztę dnia poświęcałam mojemu dziecku. Gdy teraz przypomnę sobie stopień mojego zaangażowania w tych zabawach, to sama jestem zdziwiona i pod wrażeniem samej siebie. Prace plastyczne, zabawy klockami, lalkami, co tam jeszcze było, wspólne kąpiele, place zabaw, kino, wycieczki i inne cuda. Musiałam (i chciałam) pracować, ale robiłam wszystko, aby dziecko nie czuło się odrzucone czy zapomniane przeze mnie. Przy młodszej wyglądało to inaczej. Mogłam sobie pozwolić na to, by zostać z nią 3 lata w domu i pracować w domowym gabinecie podczas jej drzemek czy wieczorami.
Teraz córki chodzą do szkoły i przedszkola. Znajomi i całkiem obcy zachwycają się nad ich rezolutnością, ale i zasobem słów (to głównie młodsza), wiedzą i zainteresowaniami, postępami w nauce (to starsza). I wiem, że może to po części geny czy po prostu zwykły przypadek, ale jednocześnie jestem pewna, że moje wysiłki nie poszły na marne. Że było warto. Że to było lepsze niż imprezowanie po klubach i podrzucanie dzieci do babci. Teraz zbieram tego owoce. Wieczorem dzieci dostają po całusie i grzecznie, rączka w rączkę idą do sypialni (śpią razem w pokoju jednej z dziewczynek). Starsza czyta młodszej. A my odpalamy film, książkę czy cokolwiek innego i cieszymy się fajnym zakończeniem dnia.
Pozdrawiam!
Katarzyno dziękuję Ci za ten komentarz. Masz dzieci z dużą różnicą wieku, tak jak ja! I ciągle kopię się z myślami, jak to będzie. Lejesz miód na moje serce! A ogólnie do wpisu-jak on trafia w 100% w moje obecne myśli i obawy! Mam ostatnio z jednej strony wyrzuty sumienia,że mogę więcej, a z drugiej- moje myśli są tylko przy dzieciach,szczególnie starszym 7-latku, co jeszcze mogę itp. I tak jak zgadzam się z wpisem Marleny, bo też zawsze i wszędzie z dzieckiem, i nasze relacje są świetne, w szkole też idzie mu świetnie,ale są pewne ale których nie umiem przeskoczyć i kosztują mnie ogrom pracy i właściwie nie wiem jak podejść do tych problemów. Np. mało mówi(zna słowa itp ale nie chce mu się), jest skryty, nieśmiały, boi i nie lubi próbować nowych rzeczy dotyczy to zarówno jedzenia jak i np. sportów. Może gdzieś po drodze popełniłam jakieś błędy :/ W każdym razie- to wychowanie to naprawdę samo się nie dzieje!!
Fajnie opisalas córeczki. Właśnie czekam ma drugą corcie, będzie 5,5 lat różnicy. Starsza córeczka nie może się doczekać rodzeństwa i tego jak się będzie opiekować siostra. Mam nadzieję, ze uda nam się stworzyć takie relacje jak u Was. I mimo początkowych wątpliwości, warto aby dzieci miały wspólny pokój, prawda?
Wiesz, ja przez długi czas też mówiłam, że moja córcia taka nieśmiała, że tego nie potrafi, tego się jeszcze nie nauczyła, że na wszystko ma czas. Że wszystkiego się jeszcze nauczy! Ale tak jak napisałaś, sama się nie nauczy. I jak jakiś czas temu w restauracji znajoma mi się zapytała dlaczego nie pozwalam się córce bawić pod stołem z jej dzieckiem, przecież to tylko dzieci, a my nie jesteśmy w 5-gwiazdkowej restauracji (!!!!!!!!!!!!!!!), to jej odpowiedziałam, że ilość gwiazdek nie ma dla mnie znaczenia, a u nas je się przy stole, a nie pod stołem. Stwierdziła, że powinnam się bardziej wyluzować, bo chyba jestem trochę za sztywna. Do tej pory myślę o tym co mi powiedziała i do tej pory zastanawiam się czy faktycznie nie jestem trochę za sztywna. Ale ja po prostu chcę, żeby moje dzieci były mądre, zaradne i kulturalne, ponieważ wiem, że to zaowocuje w przyszłości. Przynajmniej mam taką nadzieję :)
Miałam podejście podobne do Twojej koleżanki, do pewnego czasu. Uważałam, że trzeba pozwalać dziecku swobodnie się rozwijać, nie ograniczając do siedzenia przy stole i jedzenia sztućcami, jeśli woli, niech je ręką. W pewnym momencie dotarło do mnie, że wpadłam w zasadzkę “bezstresowego wychowania”, które zawsze najgłośniej krytykowałam. Zasady i granice są potrzebne, a dzieci którym je stawiamy są szczęśliwsze.
Pozdrawiam!
Marlena często zaglądam ale rzadko komentuję. Świetny wpis, podpisuję się pod nim. Dzieci są czystą kartą na której “zapisujemy” wiedzę, emocje, sposób zachowania w różnych sytuacjach. Prawdą też jest że dzieci są różne, mają różny poziom inteligencji wrodzonej ale wiele rzeczy można wypracować i to od nas rodziców zależy co przekażemy naszym dzieciom, czego ich nauczymy, szczególnie jeśli chodzi o emocje i radzenie sobie z nimi. Też wiem ile “pracy” włożyłam w zabawy edukacyjne swoich dzieci i teraz to procentuje. Te “ochy i achy”, listy gratulacyjne ze szkoły są miłe ale najważniejsze jest to,że udało się nam ukształtować fajnych, młodych ludzi.
Nam również zależy na ukształtowaniu, ciekawego, pełnego pasji człowieka. Przy tym szanującego życie, a przede wszystkim drugiego człowieka. Bylejakości naoglądałam się zbyt wiele w życiu żeby dać teraz przyzwolenie na to aby wejść z nią w układ. I nie chodzi o tysiące zajęć poza lekcyjnych, po których dziecko pada ze zmęczenia. Chodzi o czas wspólnie spędzony. Dosłownie odkąd mamy dzieci każdy weekend spędzamy na podróżowaniu tym większym i tym mniejszym, bo dookoła nas jest tysiące fascynujących miejsc i milony pięknych rzeczy do poznania rozwijających wyobraźnie. Naprawdę polecam…
Dla mnie największym komplementem po pierwszym roku mojej Uli w przedszkolu (poszła jako dwulatka) była wypowiedź dyrektorki: ale się ta Ula rozwinęła, ale nie oszukujmy się, to nie nasza zasługa, tyle Twoja, bo ty z nią tyle jeździsz. (Prowadzę bloga dzieciowo- turystycznego i stąd ona o tym wiedziała).
Oczywiście te wyjazdy to tylko wierzchołek góry lodowej.
A tekst Twój uwielbiam. Będę się na niego powoływać.
Tak! Bo zostać rodzicem jest łatwo,tylko trudniej nim być. Czasem myślę,że trafiło mi się dziecko takie genialne,dobrze wychowane,świetnie radzące sobie w szkole a później do mnie dociera ,że chyba ma po prostu fajna mamę ;)
Oj Marlena, jak już do Ciebie zajrzę i przeczytam, to się zawsze rozbęczę. Masakra! Dobrze, że nie płaczę na sam Twój widok (efekt Pawłowa) ;)
Dobrze napisane, dobrze przemyślane. Masz rację.
KONIEC
Hej. Bardzo mi się podoba to co napisałaś. Mam 9msczną córeczkę i jeszcze wszystko przede mną. Wszyscy dookoła mi mówią, że wymięknę, że nie dam rady być taka dla niej na 100%, ” ty też włączysz bajki, bo będziesz chciała mieć choć na chwilę święty spokój” , ” wyjdź gdzieś z domu sama, po co ją wszędzie ze sobą ciągasz”, ” spotkajmy się bez dzieci” itd, itp. Nie rozumiem zupełnie, dlaczego w postrzeganiu innych matek dzieci są takim ciężarem. Chcę żeby uczestniczyła we wszystkim co i mi sprawia radość, czy tak trudno to zrozumieć. Dzięki za ten post, uważam w 100% tak jak ty, im więcej włożymy w dzieci swojej energii, miłości itd, tym lepiej później dla dzieci i dla nas.
Bliski jest mi i ten post, i Twój komentarz. Z jednym ale ;) moja córeczka ma 21 miesięcy. Chodzę z nią w wiele miejsc, na rozne spotkania nie tylko dla dzieci, pokazuję jej swiat, wiele razem doświadczamy. I to jest super. Też nie rozumiałam komentarzy “zostaw z kimś dziecko i wyjdź sama” itd, jednak w pewnym momencie ta potrzeba wyjscia gdzies samemu, bez dziecka raz na jakis czas się po prostu sama pojawiła. Potrzeba odpoczynku, zadbania o siebie, bo poczułam się zwyczajnie zmeczona Jakos jednoczesnie z gotowością zostania córeczki z kims innym. I też jest tak, że jednak to dziecko, niektore potrzeby rozwojowe powodują, że nie jest w stanie byc na powiedzmy 2-godzinnym spotkaniu bez mam, z ograniczoną możliwością ruchu i interakcji. Dlatego czasem i w niektore miejsca chodzę sama, oprocz a nie zamiast bycia z dzieckiem, wlasnie po to, żeby naładować energię i miec siłę, aby być wlasnie taką mamą, która pokazuje dziecku swiat. :)
Pewnie ze chwilę na wyjście bez dziecka są potrzebne!wydaje mi się, ze Marlena pisze bardziej o zwyczajowym olewaniu dziecka.
Mama też potrzebuje czasu dla siebie, żeby złapać dystans, nie każde miejsce jest odpowiednie dla dzieci.
Sama wychodzę czasem z koleżankami wieczorem-pewnie raz w miesiącu, czasem dziecko jeździ do babci na weekend. Jednak popołudnia i weekendy spędzamy razem i nie chciałabym, żeby było inaczej:)
Też często słyszę komplementy na temat zachowania czy mądrości dziecka, sama jestem zdziwiona jak umie nazywać emocje. Ale nic nie dzieje się samo. Stosy książek psychologicznych i o rozwoju dziecka, konsekwencja i wizja wychowania, godziny rozmów i zaciekawiania światem
To jest to! Genialny tekst, dziękuję, za uświadomienie tego, co nawet na myśl nie przychodzi :)
Bądźmy uważne, angazujmy się, dbajmy, podrozujmy, zwiedzajmy i pokazujmy swiat we wszystkich kolorach….ale nie oceniajmy. Błagam! Tak bardzo się zgadzam z Tobą i nie zgadzam jednocześnie. Nie lubisz byc oceniana nie rob tego innym. Nigdy nie znasz historii nie wiesz czy to nieśmiałe dziecko i wycofane ma np.tylko mamę,która musi pracować, która ma milion mniej czasu od Ciebie i możliwości finansowych na takie życie.ale pewnie kocha to swoje dziecko najbardziej na swiecie tak jak umie z całą swoją niedoskonaloscia.bardzo lubię to ca napisałaś i mam w sobie niezgodę. Bo nie chce zevy moje dzieci ocenialy po pozorach mowily zento dziecko ktore stoi z boku albo mało mówi to ma pewnie mame tipsiare albo inna niezaangazowana…nie wiem jaka ma ono też nie wie. Pisz te piekne posty. Naprawdę ale pliss nie wychodz z siebie. Wystarczy czasem krótka informacja ze lubisz swoje dzieci i dużo razem robicie więc to pewnie dlatego. Serdeczności
Ju, ja pisałam akurat o osobach które znam i sytuacjach, które zadziały się naprawdę.
Dzieci ze skromniej sytuowanych rodzin mogą być bardziej otwarte i pozytywne, niż te z zamożnych.
I nie ilość a jakość spędzanego czasu się liczy.
Jestem ostatnia do oceniania ludzi po 1, 2 sytuacji… Święta nie jestem, matką jestem o 7 lat, więc wiem, że mogą sie zdarzyć różne sytuacje.
Też mnie denerwuje takie porównywanie, a jeszcze bardziej krytykanctwo. Jest mi strasznie przykro, kiedy słyszę jak rodzic “jedzie po swoim dziecku jak po burej suce”, na dodatek przy wszystkich, na dodatek wyśmiewając.
To jest chyba najgorsza i najbardziej upokarzająca opcja, kiedy własny rodzic czy to z miłości, czy głupoty, mówi o dziecku złe rzeczy.. w jego obecności :(
Niby się z Tobą zgadzam, ale… Wszystko jest fajnie, gdy dzieci są małe, tymczasem za kilka lat może nie być już tak słodko. Wiem, Ciebie to nie spotka, bo będzie procentować to, co wpoiłaś dzieciom wcześniej. Życzę Ci tego z całego serca. Jednak oprócz całego zaangażowania i miłości, czasami na pewne rzeczy po prostu nie ma wpływu. Musisz mieć “podatny” materiał. Ciesz się, że mogłaś sobie pozwolić na takie życie, bo wiele matek nie mogło i nie może (nie piszę o tych, którym się nie chciało, z różnych względów). Lubię Twoje posty, ale tu oprócz niewątpliwej mądrości przebija poczucie wyższości, że masz bardziej zdolne dzieci, czujesz się lepsza od innych matek, które zaniedbują (zaniedbały) swoje dzieci. Może gdybyś musiała żyć w realiach rodzin, które nie myślą, jakie buty kupić – tylko za co kupić, wypad do kina rozwala budżet, a na wakacje trzeba zbierać kilka lat, potrafiłabyś spojrzeć też inaczej.
Nie czuję wyższości nad matkami, które z przyczyn losowych nie mogą poświęcić tyle uwagi dzieciom co ja. PRzenigdy!
Ale tak, patrzę inaczej na matki, które wiem, że mają czas na wszystko- włosy, paznokcie, wypad z koleżankami. Samy wystrojone, wiecznie ‘gdzieś’, zaś dziecko w najtańszym dresie “bo po co jak wyrośnie” i ogólnie taki “produkt uboczny”. Tak, na takie patrzę inaczej.
Zaś co do okresu dojrzewania to całkiem jestem daleka od wyrokowania. Byłam sama diabłem rogatym, porządnych rodziców. Wiem jak być może ;)
Myślę dokładnie tak samo…
Ani jednego takiego przypadku nie znam, to chyba zbytnia generalizacja. Natomiast wsrod znajomych widze, ze gdy mamy zadbane, paznokcie blyszcza, i szminka na ustach, to dziecko tez pieknie wystrojone, ma drogie zabawki.
Natomiast totalnie i zupelnie nie ogarniam perwersyjnej dumy z siedzenia z dzieckiem nad klockami przez kilka godzin, dzien w dzien, miesiac w miesiac (wstawcie w siedzenie nad klockami inne czynnosci: razem malujemy, razem przesypujemy ziarenka itp). Ani rozwijajace, ani mądre, ani potrzebne. Dzieci takie rzeczy powinny same odkrywac pod okiem doroslego. A potem slysze: dziecko ma 10 lat i razem robimy lekcje, razem piszemy wypracowanie, razem obgadujemy kolezanke z ławki :D Olaboga.
“Natomiast totalnie i zupelnie nie ogarniam perwersyjnej dumy z siedzenia z dzieckiem nad klockami przez kilka godzin, dzien w dzien, miesiac w miesiac (wstawcie w siedzenie nad klockami inne czynnosci: razem malujemy, razem przesypujemy ziarenka itp). Ani rozwijajace, ani mądre, ani potrzebne. ”
Said who?
Akurat moje dziecko od początku odrabia lekcje samo :)
Ech…
Tendencja młodych matek jedynaków (lub “parek”;) jest taka, żeby wszystkie sukcesy przypisywać sobie
Pokazywać swiat, uczyć kultury, poszanowania człowieka -ok
Jasna sprawa !
Jednak nieśmiałość czy rozwój dzieci, to naprawdę indywidualna sprawa
Z moich długoletnich obserwacji, a także niemałego rodzicielskiego doświadczenia wynika refleksja, że najbardziej rezolutne, komunikatywne i ogarnięte zyciowe są dzieci, które mają
kilkoro rodzeństwa. Nie piękne ciuchy, zaliczone muzea czy loty samolotami
I to wcale nie matka ma animować i lepić z nimi krasnalki godzinami…ale to same od siebie wzajemnie dzieci uczą się najwięcej.
Brat musi się pościerać (a czasem potłuc;) z bratem, siostra fajnie jak swoją wrażliwość dzieli nie tylko z mamą i kolezanką, ale też z siostrą.
Znam zafiksowane mamy jedynaków (co to mu ani pobiegać, ani się pobrudzić…za to czytać i pisać w wieku 5 lat koniecznie) i losy ich dzieci są różne..
Często wzorowe zachowanie w szkole i czerwony pasek wcale nie idzie w parze z ogólnym szczęściem i zaradnością.
Z kolei widzę też dzieciaki, które wcale nadmiernie nie były “animowane” przez rodziców, zamiast wycieczek egzotycznych, jeździły do babci na wieś…i są to dzisiaj szczęśliwi i bardzo TWÓRCZY nastolatkowie.
Poza tym można się bardzo zdziwić jak czasem z małego niegramotnego dziecka, wyrasta super inteligent;)
Sama mam taki egzemplarz w domu.
A z kolei z pewnego siebie, wygadanego dziecka…sobek i egoista.
Taki co wszystko miał, wszystko widział i…wszystko mu się należy
Znam też matki spędzające z dziećmi 24h/d, uczące je w domu i robiące absolutnie wszystko co można, a dzieci niestety wcale nie błyszczą ogładą i inteligencją.
Także tego;)
nie zawsze od nas to zależy
serio
Dużo to geny, predyspozycje, temperament dany z Góry
Z pozdrowieniami
D.D.mama razy 4
Bardzo mądry komentarz!!!
Jacie, jaka teoria napisana pod własne potrzeby ;)
Znam masę rewelacyjnych jedynaków (khym khym, patrz autorka tekstu ;)), choć przyznaję, że często ich mamy są bardziej zafiksowane.
Niestety badania naukowe rozwalają Twoją teorię, bo jasno mówią, że pierwsze dziecko jest najczęściej tym najinteligentniejszym z rodziny.
I co najważniejsze, nie rozumiałaś stanowczo ducha postu, który mówi o obecności rodzica i zainteresowaniu- czy to w wersji wyjazdu na wieś i spaceru do lasu, czy dalekich wycieczek. I jedno i drugie nie zadziała bez wsparcia i miłości ze strony rodzica.
A mi się wydaje, że obie macie rację. Wiadomo, że w rodzinie, gdzie jest dużo dzieci rodzic nie poświęca im tyle uwagi, co w przypadku jedynaka. Jednak takie dziecko nie jest pozostawione samo sobie. Nie nudzi się. Nie ogląda bajek całymi dniami. Nie płacze rodzicom, żeby wreszcie zwrócili na niego uwagę – ma rodzeństwo, które tak samo lub nawet lepiej niż rodzic potrafi stymulować jego rozwój. W tekście jest jasno pokazane o co chodzi – o sytuację, gdzie dziecko “wychowuje” się samo. Gdzie rodzice często pozwalają na wszystko, byleby mieć tylko czas dla siebie. Takie dzieci często zachowują się źle, bo w ten sposób najłatwiej jest im zwrócić na siebie uwagę otoczenia. A to, że później są gorzej rozwinięte, gorzej się uczą może być też wynikiem ich buntu, ale oczywiście nie musi wcale tak być. Po swoich synach widzę, że jak jestem zajęta obowiązkami domowymi, to oni zajmują się sobą bez problemu. Jak usiądę przy komputerze lub biorę telefon, to zaraz mają do mnie milion spraw. Myślę, że dzieci świetnie wiedzą, kiedy rodzic po prostu nie ma ochoty się nimi zająć :p I gdy dzieje się to cały czas, to pewnie nie najlepiej odbija się na psychice dziecka.
Prawda
Fajne dziecko nie robi się w momencie poczęcia. Ja ciężką pracę mam przed sobą, ale zgadzam się ze wszystkim w tym tekście. Obserwując swoich znajomych widzę, że niewielu z nich naprawdę dba o rozwój dziecka. Wielu z nich tłumacząc się zmęczeniem itp pozwala by dziecko wychowywał tablet.
I na koniec najłatwiej wszystko zrzucić na ‘geny’ lub ślepy los.
Ale to jest wybór. Mój, Twój i tych rodziców…
A ja z tych co bardzo dużo czasu spędzały/ją, dużo uwagi poświęcały/ją i…. niestety przeżywam rozczarowanie moim 9 latkiem. Być może to moja wina (+męża) ale generalnie mam takie poczucie, że nie zawsze da się tak dziecko fajnie kształtować… bo jednak są tez cechy osobowościowe. Moje dziecko nie jest głodne wiedzy, nie lubi czytać, uczyć się, choćby nie wiem jak ciekawie przedstawić mu jakieś zagadnienie to jeśli trzeba włożyć w nie trochę wysiłku to już nie jest zainteresowany, wszystkie zadania domowe odrabia z niechęcią, tzw. orka na ugorze… nie mogę tego zrozumieć, i nie jest to wyciągnięte z domu, w którym zawsze był i jest kimś bardzo ważnym, któremu pokazywano świat i jego różne kolory/smaki, w którym był czas na wycieczki, spacery, leniwe popołudnia w parku, któremu nieobce kino, teatr, samolot, hotel, koncert, restauracja, pole golfowe i wiele innych a tymczasem… jego zadowala przeciętność i byle jakość, byle jakość we wszystkim co robi… to typ wszystko gubiący, brudzący, niestaranny, wylane mleko w tornistrze, ogryzki między zeszytami, poszarpany nowy tornister, poplamione zeszyty, pismo nie do odczytania bo chce szybko.. i choć trudno mi to przyznać i głośno tego nie powiem, to on jest właśnie takim dzieckiem:(
Bardzo dobrze cię rozumiem…Ja też jestem rozczarowania wychowaniem swojego (już dorosłego syna).Był wzorowym uczniem..super synkiem…Teraz nic z tego nie zostało..noc mu się nie chce..nic nie udaje..ciągła depresja…Stan beznadziei….Abył taki idealny..piękny,mądry…Dlaczego tak mu się nie układa????Co ja zle zrobiłam?
Było kino, teatr, restauracje,wyjazdy zagraniczne…No i mój czas dla niego…nie pracowałam..
Piszesz, że przeżywasz rozczarowanie synem. Może warto go zaakceptowac takim, jaki jest. Tak po prostu? Odrzucić swoje oczekiwania. I nie krzywdzic przy tym siebie bo to Ty masz problem a nie Twój syn.
Ania, opis Twojego dziecka pasuje 100% do mojego syna! Wiecznie czegoś zapomina, w plecaku jedzenie kwitnie, jako jedyny zapomina zapłacić za teatrzyk, jak się rano ubierze, to ręce załamuję (kurta rozpięta, kaptur na lewą stronę, koszule wystają ;)). Chaos. Tyle, że imho, to totalnie normalne w tym wieku i w żaden sposób nie wpływa na ocenę mojego syna.
Trochę przykro, że piszesz o rozczarowaniu 9-latkiem, więc może warto byłoby się skupić na tym jakich TWOICH wizji o nim samym, nie spełnił. Bo on może być w ocenie innych, mega chłopcem. Może być również szczęśliwi i zadowolony z tego wszystkiego (co jak sama piszesz) ‘włożyłaś’ w niego przez lata.
Zdarza mi się chadzać na konsultacje z A. Stein (psychologiem) i na nie chodzi… rodzic, sam. I problemy rozwiązuje się z rodzicem, lub rodzica :). Brzmi zabawnie ale potem wszystko nabiera sensu. Polecam taką konsultację. Może dużo poukładać w głowie (lub wiele namieszać, ale potem poukładać ;))
Na pocieszenie napiszę Ci, że nie Ty jedna czujesz się rozczarowana …Zawsze jednak w sytuacjach kryzysowych myślę sobie, że dzieci to nie bank gdzie wpłacasz pieniądze, a potem wyjmujesz z odsetkami … Z dziećmi jest bardziej jak z ZUS-em płacisz płacisz a nie wiadomo co z tego wyniknie … także wpycham w moje Dziecko co się da z miłością i nadzieją, że jednak coś z tego będzie, że kiedyś poczuję odrobinę satysfakcji, że udało się wychować mądrego dobrego człowieka… I Tobie tej wiary też życzę, bo łatwiej wówczas żyć… ps. Żeby była jasnoś, w mojego Syna wierzę bardziej niż w ZUS pozdrawiam
Anka, to wcale źle o synu nie świadczy, że nie chce zadań domowych odrabiać. Dzieci w czasie wolnym powinny spędzać czas z rodzicami, rodzeństwem; powinny się bawić z kolegami i odpoczywać, a nie rozwiązywać zadania – debilny to pomysł z obciążaniem dzieci po szkole, tak debilny jak cały nasz system edukacji.
No i co złego jest w przeciętności? W tym, ze syn jest po prostu ZWYCZAJNY? Zafiksowaliśmy się na byciu niezwykłym, mam wrażenie, że całe to rozwijanie dzieci nie jest bezinteresowne, że oczekujemy, że dzieciaki będą zajebiste, a nie po prostu szczęśliwe, choćby nawet zwykłe. I pewnie sobie plujesz w brodę, że mogłaś robić tipsy, a młodemu puścić Spider Mana, a tu kina, teatry, pola golfowe, a syn i tak jest przeciętny – zmarnowany czas…. ;)
Nabijam się trochę, ale nie piszę tego złośliwie. Sama jestem z tych matek, które godzinami układają klocki z dzieckiem, cieszy mnie to, ale wiem, że to wcale nie jest dziecku do szczęścia najbardziej potrzebne. Dziecku do szczęścia potrzebne jest rodzeństwo – matka pokazuje, pobawi się chwilę z dziatwą, ale gdy już czuje się znużona (bo ileż dorosły człowiek może się bawić klockami), to wraca do swoich zajęć, a dzieciaki bawią się same. To najlepiej rozwija! Chyba wszystkie czytałyście “W głębi kontinuum” (zakładam, że tak, wszak to lektura obowiązkowa) – w indiańskich wioskach dzieci bawiły się ze sobą, pod okiem dorosłych oczywiście, ale też nikt nie miał spiny, żeby dziecię (nieco starsze) zostało pod opieką babć/ ciotek/ starszych sióstr…. Oczywiście dzieci najmłodsze były noszone i cały czas pod opieką matki. Pod opieką, a nie w centrum uwagi.
Myślę, że ważna jest równowaga – całkowite olanie dziecka zdrowe nie jest, ale jeśli kobieta ma poczuć się usatysfakcjonowana fajnymi tipsami i być przez to bardziej uśmiechnięta matką, to dajcież jej na bogów spokój! Niech se zrobi te tipsy, a dziecku puści długa bajkę (opcja jedynak), albo pozwoli się ‘twórczo’ pobawić rodzeństwu!
Sama jestem matką jedynaczki i też startowałam z pozycji ‘godzinami układam z dzieckiem klocki na dywanie i jestem cool, nie to co te tipsiary!’, ale trochę się uspokoiłam w tym temacie ;) Widzę, że moja trzylatka jest najszczęśliwsza (i najspokojniejsza zarazem) jak trochę ją ‘oleję’ – wręczę książeczki, zabawki albo drewniane łyżki i sama idę np.gotować obiad (czyta mi wtedy bajki ‘na głos’ albo przyłącza się do gotowania i robi alternatywny obiad, hehe)…. Druga opcja, przy której moja córka jest najradośniejsza, to zabawa z pięcioletnią kuzynką lub innymi dziećmi. Zachęcam ją do jak najczęstszej zabawy beze mnie, bo nie chce mi się wymyślać zabaw, gdy ma inne dzieci wokół siebie. Nie mam też już wyrzutów, żeby włączyć jej bajkę, a samej zrobić sobie np. fajny (i czasochłonny makijaż) albo poczytać newsy w internecie.
Oczywiście dbam o rozwój swojej córki, dużo czytam o AP, o nowinkach z tematyki zdrowego odżywiania, u nas w domu kosmetyki i chemia gospodarcza tylko eko, jedzenie też raczej w takim klimacie; chodzę z córką na zajęcia edukacyjne, na długie spacery, karmię piersią i takie tam. Ale w międzyczasie staram się zajmować sobą :)
Powiem tylko jedno – BRAWO
Aniu,nie przerywaj, proszę, tej “orki na ugorze”. Spokojnie go zasilaj i czekaj na obfity zbiór.To nic, że to trochę potrwa.Kochasz, więc dasz radę.I chociaż twoje dziecko pewnie nigdy nie dowie się o twoich rozterkach, z pewnością przyjdzie czas na dumę. Powodzenia.
Bardzo dobry tekst… w mikroskali przypominam sobie niemożność powiedzenia czegoś sensownego, gdy w stosunku do mojej dwuletniej córki poszły dwa komentarze:
1) jak ona pięknie sama je!
2) nie mogę patrzeć, jak ona chodzi z tym widelcem, zabierz jej, zaraz sobie coś zrobi!
…hmm, a skąd moje dziecko tak się naumiało pięknie jeść? z kosmosu, czy dlatego że poświęcałam czas na pilnowanie jej jak chodzi z tym nieszczęsnym widelcem?
Takie miało być główne przesłanie tekstu- nic samo się nie robi. To rodzic w wielu wypadkach stoi za sukcesami swojego dziecka (szczególnie właśnie w tych pierwszych latach).
A moje dziecko właśnie z kosmosu nauczyło się ‘pięknie jeść’ :P Wcześnie zaczęła pić z kubeczka i jeść sztućcami, też ludzie zwracali uwagę, że jest samodzielna, ale to akurat nie jest moja zasługa. Ja nic nie zrobiłam, po prostu jadałam przy niej posiłki i ona poprzez obserwację nauczyła się o co w tym chodzi ;) Mnie kompletnie zwisało, czy nauczy się posługiwać sztućcami w wieku półtora roku, czy czterech lat, serio. Podobało mi się nawet, gdy jadła rękoma :D Ale ona w pewnym momencie zażyczyła sobie widelczyk, wzięła do ręki i zaczęła ‘pięknie jeść’ ;)
no właśnie, mówisz że nic nie zrobiłaś a zrobiłaś bardzo dużo – przede wszystkim pozwoliłaś jej samodzielnie jeść! mieszkam z teściami i pamiętam czego to ja się nasłuchałam jak pozwoliłam od początku dziecku samodzielnie jeść: narozwala narozlewa i będziesz musiała sprzątać, pobrudzi się i ubranie będzie do prania, długo trwa te samodzielne jedzenie wzięłabyś łyżeczkę nakarmiła byłoby szybciej i bez bałaganu, a w końcu nawet argument, że gdzieśtam dzieci głodują a moja wyrzuca na podłogę… ale potem jak przyjechali jacyś teściowej goście i nie mogli się nadziwić, że nasza 2 letnia córka sama sobie łyżeczką i widelcem je i pije normalnie z kubka, bo ich wnuk ponad 3 letni pije z niekapka i dalej jest karmiony łyżeczką… a teściowa chodziła dumna jak paw, że ma taką wspaniałą mądrą i samodzielną wnuczkę ;)
także pozwalanie na samodzielność też jest ważne chociaż wydaje nam się, że nie robimy nic :D
Zgadzam się w 120%! Tak właśnie jest w większości przypadków, choć znam też rodzinę, gdzie mama bardzo się angażuje w wychowanie syna, a dziecko jednak jest wycofane, raczej z tych “cichych, stojących w ostatnim rzędzie”, zamkniętych w sobie… Ale to pewnie wyjątek potwierdzający regułę :)
Ciche i nieśmiałe są naprawdę ok. Bardziej bałabym się spektrum cech http://www.blogojciec.pl/dzieci/po-czym-poznac-ze-nasze-dziecko-jest-nieszczesliwe/
Uwielbiam pokazywać świat mojej czterolatce. Jestem z niej dumna że mimo iż ma anglojęzyczne imię to potrafi je napisać. Zaskakuje mnie na każdym kroku. Choćby nie wiadomo skąd narysowała ciężarówkę i napisała na niej TNT ;) nie zna jeszcze wszystkich liter ale to co chce napisać to jej pokazuję. Wychodzimy na spacery, pewnego dnia pojechaliśmy oglądać bunkry, czołgi po czym zapytała o tak zwane smocze zęby. Następnego dnia kiedy zrobiliśmy tosta i kilka keczupowych “kuleczek” pyta się co to? i sama odpowiedziała żartem.. mamuś to smocze zęby ;) Uwielbiam pokazywać jej milion innych rozwiązań kiedy coś jej nie wychodzi a teraz sama myśli zanim się poddaje. Zawsze mówimy sobie że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami :)
Super artykuł.Uwielbiam pokazywać świat mojej czterolatce. Jestem z niej dumna że mimo iż ma anglojęzyczne imię to potrafi je napisać. Zaskakuje mnie na każdym kroku. Choćby nie wiadomo skąd narysowała ciężarówkę i napisała na niej TNT ;) nie zna jeszcze wszystkich liter ale to co chce napisać to jej pokazuję. Wychodzimy na spacery, pewnego dnia pojechaliśmy oglądać bunkry, czołgi po czym zapytała o tak zwane smocze zęby. Następnego dnia kiedy zrobiliśmy tosta i kilka keczupowych “kuleczek” pyta się co to? i sama odpowiedziała żartem.. mamuś to smocze zęby ;) Uwielbiam pokazywać jej milion innych rozwiązań kiedy coś jej nie wychodzi a teraz sama myśli zanim się poddaje. Zawsze mówimy sobie że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami :)
Nawet, kiedy czyta się takie opisy czuć tą ‘fajność’, miłość i pozytywną energię :)
Cudowny tekst!!! Miałam łzy w oczach czytając bo jestem podobną mamą i mam takie same podejście do wychowania dzieci jak TY. Moje chodzą do szkoły córka do 3-ciej klasy a syn do 1-ej. Spędziłam z nimi w domu czas aż do końca przedszkola, wiem jaka to ciężka praca. Teraz zbieram plony. Niedawno jedna z nauczycielek z pełnym podziwem w oczach powiedziała że mam cudowne dzieci, że jak ja tego dokonałam. Ja po prostu z nimi BYŁAM! Tylko tyle i aż tyle.
To ‘bycie’ (aktywne, wartościowe) jest kluczem do sukcesu.
Niby to takie logiczne i prawdziwe, ale nie wszyscy to wiedzą, że za fajnymi dziećmi stoją rodzice.
Fajne dzieci nie robią się same, to prawda. Wychowanie jest bardzo ważnym elementem tej fajności. Wychowanie to też ciężka praca,ale dla tych, co kochają niesamowita frajda.
Też ostatnio usłyszałam, że mam mądre dziecko i widać, że dużo pracuję z nim w domu.
Odpowiedziałam, że nie… ja po prostu z nim jestem.
Dzisiaj żałuję,bo mogłam powiedzieć jak wielkim darem od Boga jest dziecko. Jemu należy się chwała, jeżeli potrafię to uczynić dobrze.
Bo ja wychowałam, bo ja nosiłam, karmiłam, woziłam na zajęcia, rozmawiałam, czytałam…
Bo ja!!!
Akurat ja! ? Naprawdę?
Choćbym wychowała syna na mądrego i empatycznego lekarza/prawnika, kochającego ojca i męża, to mało, jeżeli jego postępowanie nie będzie wynikało z wiary.
Ktoś, kto już trochę “poznał” makową rodzinę wie, że Marlena dużą uwagę przywiązuje do rozwoju emocjonalnego i społecznego swoich dzieci, a nie jedynie do rozwoju intelektualnego. Nie jest zadufaną w sobie mamuśką, która chce “wyprodukować” małych geniuszów, które będą popisywać się nabytą wiedzą i ponadprzeciętnym intelektem.
Te dzieci mają normalne, piękne dzieciństwo pełne miłości, troski i uwagi rodziców oraz dziadków.
To jest klucz… kochać i pozwalać doświadczać świata w bezpiecznym otoczeniu. Maczki doświadczają….mogą biegać, brudzić się, moczyć w kałużach, wspinać po drzewach i nawiązywać przyjaźnie.
Niech niektórzy komentujący tutaj nie postrzegają Marleny jako zmanierowanej, bogatej mamusi, która całymi dniami uczy dzieci geografii, czytania, pisania i różniczkowania, siłą ciąga po restauracjach i ciska w niewygodne lanserskie ciuchy, w których dziecko ledwo sie rusza.
Są takie matki, matki blogerki też, ale to nie jest Makowa Mama.
Te dzieci są szczęśliwe i maja normalne dzieciństwo!
Amen ;)
Kochanie, wpis udostępniła masa ludzi (i blogerów), więc pewnie połowa ludzi nie wie gdzie jest, co czyta i kim ja jestem. Ale nie przeszkadza im to wyciągać (pochopnych) wniosków ;)
Buziaki za obronę :*
A bo ten wpis to w połowie mądry, w połowie bufoniasty ;) Zaraz się biorę za lekturę innych tekstów, bo ‘czuję tego ducha’ i wydaje mi się, że wiele mądrości mogę wynieść z lektury Twoich słów. Ale, jak już ktoś napisał, też nie popieram (choć rozumiem skąd się to bierze) perwersyjnej dumy z układania z dzieckiem klocków – czasem zdrowiej dla matki obejrzeć serial ;)
Przeczytałam i wkurzyłam się. No bo jak to! Są dzieci fajne i nie fajne??? Fajne to te odważne, przebojowe i wygadane tak? A te nieśmiałe? A te z trochę niższym potencjałem intelektualnym? A zamknięte w sobie? Spokojniejsze i – być może – wrażliwsze – to co? Fajne nie są? Rodzice czasu nie poświęcali? Nie tulili, nie czytali, nie budowali z nimi z klocków? Teraz ja mam ochotę zawołać: a gówno! Jestem matką bliźniaczek, siła rzeczy dzieci są wychowywane tak samo. Od urodzenia razem poznajemy świat, razem się bawimy, czytamy, każda z nich tyle razy była w kinie i na placu zabaw. I gdy jedna leci z uśmiechem do dzieci, bez oporów włącza się w zabawę, druga siada przy mnie, przytula się i mówi: ja sobie z tobą posiedzę mamusiu. I patrzy, chociaż widzę, że chce podejść. I potrzebuje, żeby jej w tym pomóc. Moje cudowne, wrażliwe, nieśmiałe dziecko. Jedno z dwóch cudownych!
Moniko, jak wynika z tekstu, dzieci o których piszę są oceniane przez własnych rodziców/dziadków.
Po drugie, nieśmiałość nie ma nic do “fajności” (choć jak widać w komentarzach, wiele rodziców ma problem z nieśmiałością własnych dzieci pisząc tego typu komentarze i ujawniając swój (nie mój) problem w tej dziedzinie). Ja (Marlena W.) uważam, że nieśmiałe dzieci są równie rewelacyjne :)
no ok, czasami oceniają rodzice. ale Ty też to zrobiłaś. podzieliłaś dzieci na “fajne” i resztę (w domyśle “nie fajne”). dla mnie to bardzo niefortunne. a także to, że te fajne poznaje się z daleka. tymczasem człowieka czasem trzeba bardzo dobrze poznać, żeby właściwie go ocenić. nie zawsze najlepsze jest to, co błyszczy na odległość…
Marleno oczywiście masz rację, w większości postu, ale rzeczywiście – ja jako matka pracująca, wstająca o godzinie 5:00 rano, budząca codziennie dziecko o godzinie 6:00 rano, by zawieźć je do przedszkola – czuje się gorsza… Pracować muszę, nie jestem na tyle zaradna/kreatywna, by pomyśleć o innym sposobie zarabiania. Codziennie rano walczę z czasem, przychodząc z pracy jestem naprawdę zmęczona… Staram się jak mogę, bo wiem, jak istotne jest poświęcanie dziecku czasu. Moje 4-letnie dziecko jest bardzo mądre ale nieśmiałe, zawsze stojące z tyłu, wystraszone. Natomiast w domu mega uparte, nieposłuszne, złośliwe. Nie radzę sobie z nią bardzo często. Czytając taki post popadam w depresję.. czyli jednak źle wychowuje moje dziecko? Bo jest nieśmiałe, niezaradne i wystraszone? Dużo czytam o wychowaniu, korzystam z wielu rad (również Twoich) i niestety nie działają… Więc może rzeczywiście nie wszystkie dzieci, idzie tak nauczyć?! sama już nie wiem…
Justi, po pierwsze wierzę, że większość mam, które czytają tego bloga to mamy, robiące wszystko co w ich mocy dla dobra swoich dzieci. Znam sporo matek, które nie wiedzą co to serwisy czy blogi o dzieciach bo totalnie nie mają takiego zainteresowania.
Po drugie, Twoje dziecko na pewno nie jest złośliwe. Wieczorem może być zmęczone, czuć Twoje rozdrażnienie i tak się niechcący nakręcacie. Jedyne co mogłabym zalecić to przełamanie tego schematu. Uznaj dziś po południu, że Twoje dziecko jest super radosne, że jeśli krzyczy to coś Tobie komunikuje i staraj się je usłyszeć. Już samo nastawienie może wiele zmienić.
A, że nieśmiałe. Najfajniejsze na świecie dzieci mogą być nieśmiałe. Nie widzę problemu :)
a mnie niezmiernie zaskakuje jak niektore mamy pewne cechy charakteru przypisuja swoim zdolnosciom wychowawczym.
Nie umniejszam roli matki w wychowaniu i rozwoju, to jest jak piszesz – kawal ciezkiej roboty i trzeba sie przykladac, zeby co z tego bylo, ale dziecko ma okreslony charakter i pewne cechy mozemy lekko korygowac ale zmiany o 180 stopni nie ma co sie spodziewac.
Ależ oczywiście! I moje dzieci z charakterami z zupełnie innych planet są całkiem fajne. Baaa, moja kuzynka ma córkę, która jest typowym high need baby, i mimo swojego charakteru jest cudowna i bije od niej aura świetności :)
ale co znaczy “fajne” badz “niefajne” w tym kontekscie?
Szczerze mowiac, nie pojmuje do konca logiki z tego postu.
Kazde dziecko jest inne a na dodatek zmenia sie co roku i widziane roznymi oczami wyladuje w jakiejs tam szufladce.
Zasluga rodzicow w tej “fajnosci” jest w zasadzie niewielka, bo o dziwo nawet dzieci zaniedbane sa fajne a te wychuchane i z poswiecajaca sie matka w kazdym calu
(w pozytywnym sensie) nie musza takie byc. Wg definicji fajnosci z tego postu.
Chodzi mi o ogół cech które można odczytać .. Coś w stylu http://www.blogojciec.pl/dzieci/po-czym-poznac-ze-nasze-dziecko-jest-nieszczesliwe/
Mogą być śmiałe i nieśmiałe, bardziej lub mniej zdolne. Ale można zobaczyć przekaz szczęścia. Przynajmniej ja to umiem zrobić :)
Kurczę, podziwiam Cie jako matkę.
Staram się bardzo właśnie tak dzieci wychowywać ale mam takie gorsze momenty, kiedy włączam TV i wyłączam siebie…i dzieci:( Wstyd mi…
Jania, nie ma co podziwiać! Ja jestem taka sama jak każda inna mam. Wieczorem zmęczona, ryjąca nosem. Czasami potrzebuję 30 min. spokoju i wtedy włączam bajkę. Czasami mam ochotę schować się w kibelku :P
Mam po prostu pomoc męża, więc jest łatwiej, bo kiedy ja padam na twarzy, on zajmuje się dziećmi.
czytam i nie wierze…ten wpis jest chyba tylko po to żeby sie pochwalić i żeby inne mamy w komentarzach mogły zrobić to samo. jest bardzo dużo różnych dzieci ,niektóre są bardzo nie śmiałe inne dzieci maja jakieś problemy i jeszcze inne muszą siedzieć z niania bo rodzice pracują a też na pewno z wielka chęcią poszli by z mama do parku ale niestety….nie można tak oceniać innych…jedyne z czym się zgadzam to, to że faktycznie nie umiemy nigdy przytaknąć i podziękować gdy chwalą nasze dzieci i później w domu mamy wyrzuty sumienia dlaczego po prostu nie powiedziałam ‘faktycznie,fajny z niego chłopak’ tylko właśnie rzucamy jakieś ‘a jakoś tak wyszło’ . Ale pamiętajmy!nie oceniajmy ludzi po pozorach!!
Też mamo, nie wiem czy przeczytałaś dokładnie tekst ale OCENIAJĄ te dzieci ich właśni rodzice i dziadkowie!
Jak PS nawet napisałam, żeby nie oceniać i nie porównywać SZCZEGÓLNIE PRZY DZIECIACH.
Wiecie to jest naprawde zenujace, ja przezylam to jako dorosla osoba. Maz przedstawia mnie swojemu wujkowi, a on do swego syna: na znalazbys sobie taka pozadna dziewczyne, a nie taka jak zwykle, studia bys skonczyl jak kuzyn, a nie tylko koledzy i koledzy…. A syn stal ibok… zeuna..
alez odpowiedz “tak wyszlo” nie jest wcale zla, przeciez nie powiemy, ze sie zaharowujemy od lat ;)
Ja natomiast nigdy nie wiem co powiedziec, jak ktos zaczyna narzekac i krytykowac wlasne dziecko, szczegolnie jak ono wlasnie obok w piaskownicy sie bawi… Mnie jakos wtedy jest glupio i gadam cos o roznych dzieciach, o tym ze sie zmieniaja nieoczekiwanie i takie tam, ale nie lubie takich rozmow.
W starych zeszytach z podstawowki znalazlam wypracowanie, w ktorym mielismy opisac nasze mamy. Jako kilkuletnie dziecko napisalam, ze moja mama ciagle pracuje i ze nie ma czasu dla mnie i brata. I tak wlasnie pamietam moje dziecinstwo…Nikt nam nie czytal, nie pamietam spacerow, brakowalo przytulania i matczynej miłosci. Tata probowal nadrabiac te zaleglosci, ale dziecko potrzebuje obu rodzicow.
Obecnie za kilka tygodni zostane mama i mam nadzieje, ze obdarze moje dziecko tym czego ja nie mialam.
I chociaz nie zgadzam sie do konca z Twoim postem, to jednak z mojego doswiadczenia wiem, jak wazna jest uwaga skierowana na dziecko i jakie moga byc skutki jej braku.
Czytając komentarze, zastanawiam się dlaczego tak często rodzice podkreślają naturalne predyspozycje dziecka (śmiałość i nieśmiałość) do wyrokowania fajny/niefajny. Kurczę, mam koleżankę której dziecko jest dokładnie w tym samym wieku, co moja Hana i one są totalnie różne. Obie około roku. Jedna jest duszą towarzystwa, uśmiecha się do każdego, ale nie uznaje samodzielnej zabawy. Druga spokojna, pogodna, ale bardzo samodzielna. I obie są fajne. I nad tą fajnością będziemy pracować. Zachowując ich naturalne predyspozycje.
Jak ja to rozumiem, na wszystkie moje starania słyszę od rodziny tylko jeden komentarz, ze moje dzieci są takie cudowne i spokojne, bo tak mi sie trafiło. Bo takie sie urodziły, a ja powinnam sie cieszyć, ze mogę leżeć i nic nie robić, korzystać z wolnego czasu. A rzeczywistość wyglada tak, ze to moja cieką praca, nie przypominam sobie, żebym przy dwójce maluchów miała czas usiąść w ciagu dnia.
Moja Ty :-* Trafiłaś w punkt, będę linkować ten tekst wszystkim niedowiarkom, od których usłyszałam komentarze, że trzęsiemy się nad synem. A ja głupia się zastanawiałam jak to się stało, że on taki odważny i otwarty na nowości ;)
Kłaniam się nisko za ten wpis. Choć moja córka ma dopiero rok to widzę ogromną różnicę między nią a innymi dziećmi w podobnym wieku. Ale tak jak piszesz: są to dzieci, które na spacerku tylko leżą w wózku (albo siedzą w spacerówce), a w domu same się bawią, bo mamusia zajęta swoimi sprawami. A my na spacerze chodzimy do piesków, na plac zabaw, szukamy kwiatków i drzewek, obserwujemy ptaszki i robaczki. A w domu? Razem gotujemy, sprzątamy, układamy klocki, czytamy książeczki, wozimy lale w wózku i w stu procentach wykorzystujemy nasz wspólny czas.
Dziękuję Ci :D
Właśnie mi uświadomiłaś, że robię więcej, niż inni. Niby to wiedziałam, ale gdy ktoś ujmie w słowo pisane fakty, to jakoś tak jaśniej widać.
Dziękuję :D
Świetny tekst.
CO TU DUŻO PISAĆ,PIĘKNIE NAPISANE….DZIĘKUJĘ
Czesc, zgadzam sie w 100% nie pierwszy raz. Mialam high need niemowlaka, a teraz mam fantastyczna 2 latke. Poswiecilam jej 100% swojego czasu i uwagi przez 1,5 r.z. i dopiero teraz zaczynam czasami dbac o siebie. Nie zaluje.
Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii na temat wychowania bez nagrod i kar. My chyba przegielismy. Dziecko za wszystko bylo non stop chwalone, ale jak tu jej nie chwalic kiedy taka wspaniala. Obecnie corka ewidentnie domaga sie pochwaly wrecz za kazde pierdniecie;) Teksty w stylu mamo patrz jak robie to, patrz jak robie tamto sa na porzadku dziennym. Po prostu jest uzalezniona od posiadania 100% uwagi wszystkich. Wolalabym zeby sie bawila sama dla siebie a nie zeby dostac pochwale… Zeby w przeszlosci uczyla sie dla siebie a nie nauczycieli. Zeby miala hobby dla wlasniej przyjemnosci a nie by imponowac innym… Poki co zmierza to w zlym kierunku, tak mi sie wydaje…
haha, nie no grubo. Cóż mi się zdarza puścić bajkę, tablet czy zgrozo jechać na wakacje bez dziecka, o pracy na cały etat i niani nie wspomnę :D a jednak mam ZAJEBISTE dziecko – w wyrodności mojej mam więc dużo “szczęścia” , a może to karma i nagroda za bardzo ciężką ciążę???
A tak na poważnie, to zgadzam się, że rodzice mają wpływ na to jakie jest dziecko, ale uważam, że to też szczęście i egzemplarz odgrywa role. Moja sis ma bliźniaczki, niby wszystko mają to samo, a mimo to H. to mały szatan wcielony, który jest “koszmarkiem” każdego rodzica, a Z. to anioł na ziemi, który mógłby się tylko uśmiechać i cieszyć.
Ja jestem zwolenniczką równowagi między “kreatywnym, pełnym poświęcenia rodzicielstwem” a egoizmem i spełnianiem swoich potrzeb. Dziecko nie jest luką w naszym życiorysie i powinniśmy nadal żyć jako MY nawet kiedy jest ONO. Sztuką rodzicielstwa jest też to, aby w nim się nie zatracić.
Podpisuję się pod tym tekstem oboma rękoma i rękoma męża! Tak, to że moje dziecko jest grzeczne i uśmiechnięte nie wynika z tego, że dosypuję mu coś do obiadu. To, że je samodzielnie też nie wzięło się znikąd. Dziecko jest odzwierciedleniem pracy i miłości jaką w nie zainwestowaliśmy (y)!
Droga M, piszesz do mam, a gdzie tatuś? Czy Twój mąż całe dnie (pracując, przyjmijmy, że choćby popołudnia), spędza z dzieciakami? Czy jednak tak czasu nie ma? A czy przez to uważasz go za gorszego rodzica? Nie sądzę. Więc po pierwsze, gdzie apel do tatuśków, bo bycie półsierotą albo dzieckiem tatusia weekendowego też na elokwencję dzieci wpływa (przynajmniej jeżeli pominie się geny / szczęście / dalsze otoczenie, jak to zrobiłaś w poście).
Po drugie, z większą częścią posta się zgadzam, ale aż mnie coś przytkało, kiedy zaczęłam czytać i odkryłam, że to jednak jest porównywanie dzieci. Nie sądzę żebyś znała dokładną biografię mamy i dzieci, z którymi porównujesz. Może jest samotną matką, może dzieci są nieśmiałe, okoliczności może być całkiem sporo. Jasne, że jako bloger parentingowy obserwujesz sposoby wychowywania dzieci, które z całą pewnością nawet w znacznym procencie wpływją na zachowanie dzieci, ale znam mnóstwo przypadków rodziców zaangażowanych, gdzie jest trójka rodzeństwa, a jedno to czarna owca. I jak to uzasadnić?
Po trzecie, i tu już zgadzam się w 100%, z dzieckiem trzeba być aktywnie, a nie biernie. Mąż wywodzi się z rodziny domatorów, dla których nasze podróże z dzieciakami, dalekie spacery, muzea (nawet nocą), kosztowanie różnych potraw, czy zakładanie karty w bibliotece (mamy 3,5 latka i 1 roczną córcię) to niepotrzebne narażanie dzieci na wirusy i inne problemy, zwłaszcza, że “przecież i tak tego nie zapamiętają”. A ja uważam (ba, nawet sobie o tym poczytałam), że to teraz kształtuje się ich osobowość, a poza tym, to “nasz czas”. W domu zawsze jest coś do roboty (telewizji nie mamy, więc nie mówię o serialach, ale pranie, czy gotowanie, zwłaszcza z młodszą córą nie za wygodnie robić), a kiedy gdzieś razem wybywamy, to ta nasza “wspólnotowość” intensyfikuje się.
A za post dziękuję, motywuje do dalszej pracy i rozmów z dzieciakami :-)
Jejuuu jaka ja jestem miękka d***a cały czas, a miało przejść po ciąży… Moja Hania ma dopiero 14 miesięcy, ale chyba powoli jest takim “fajnym dzieckiem” ciekawym wszystkiego, odważnym i dużo rozumiejącym. Mam swoje chwile kryzysu, bo praca tylko 2 dni w tygodniu, bo ciągle z dzieckiem, bo znajome mają czas dla siebie, ale ten tekst dał mi mega power i mega siłę! Pierwsze lata życia dziecka to inwestycja w resztę jego życia i warto się poświęcić i zaangażować. Dziękuję :* i życzę wiele cierpliwości i siły na wszystko!
Cudowny artykuł,mojq cora skonczyla dwa lata,wchodzi w okres buntu,pisalyscie o ksiazkach…jakie polecacie??
co zrobić kiedy nie potrafię być taką matką? wracam z pracy z zapałem: zrobimy pracę plastyczną, albo się pobawimy, zrobiny coś razem. I zaraz na wejściu pojawiają się dwa potwory. Kocham nad życie, ale jeden gorszy od drugiego. Wycie, kłótnie, krzyk. Wymiękam. Maierzyństwo mnie przerosło, moja cierpliwość z każdym dniem jest bliżej dna, a ja chciałabym być matka którą opisałaś a sama jestem chyba chokerykiem.
Tak mi się skojarzyło, jak nasze, bodajże, łyżwiarki powiedziały: Nam się nic nie udało, myśmy sobie na to ciężko zapracowały..
Baaaardzo dobry tekst, w pełni się zgadzam.
Czuję się dumna z moich dzieci, z nas, rodzicow, gdy słyszę, jakie to moje fajne…
Już nie udaję, że to przypadkiem.
Mówię: dziękuję, to nasza wspólna praca.
Bo nie można zapominać tu o pracy tych naszych małych pociech. :)
PS. Jestem tutaj pierwszy raz, będę wpadać częściej. Jak czas pozwoli ;)))
Brawo! Ktoś w końcu powiedział ( napisał to głośno). Jestem mamą mega kreatywnej i rezolutnej 5 łatki i tak, nie robiłam tipsów, tylko zwierzątka z rolek po papierze ;)
Na to jak zachowuje się nasze dziecko ma wpływ wiele czynników: koledzy i koleżanki, szkoła, doświadczenia życiowe, duchowość ale przede wszystkim my RODZICE. To my na początku życia naszego dziecka dajemy mu kierunkowskazy jak powinno wyglądać życie, czy tata lub mama krzyczy na partnera? Jaki mają stosunek do zwierząt? ITP.