Jeszcze chwila…
I kiedy myślisz, że ciężej być nie może… Kiedy wydaje ci się, że widzisz prostą czy światło na końcu szlaku. Właśnie wtedy dostajesz w łeb. Najmocniej…a w tym wszystkim twoje dzieci.
Chciałabym poukładać sprawy, bo w chaosie się gubię. Chciałabym ‘odpuścić’, zwolnić, mieć czas i miejsce w głowie. Tylko z czego zrezygnować?
Atak paniki
Pierwszy raz doznałam paniki związanej z brakiem wolnego miejsca w głowie.
To był zwykły dzień. Sobota. Sprzątałam dół naszego mieszkania. [Pani która nam pomaga, miała zabieg operacyjny i nie może przychodzić, a nie chcę nikogo obcego. Wstaję więc w każdą sobotę o 6 rano, żeby uwinąć się do 15 z robotą. Żeby choć popołudnie móc spędzić z rodziną.] W jednym kącie zobaczyłam stertę papierów – trzeba je zanieść do urzędu. Obok leżały katalogi – wybrać drzwi i bramę.. 8-12 tygodni oczekiwania.. czy zdążymy przed zimą?
Spojrzałam na kalendarz. Znowu przegapiliśmy zajęcia Maka. Prasowania i zmywania sterta, na blogu pajęczyna i piec kaflowy trzeba rozrysować i zamówić. A i płot okazał się za drogi.. Może do tartaku zadzwonić? Czuć było, że obiad się pali. I posadzki nie obeschną jeśli nie wstawi się osuszaczy i pieca. Tego na pellet, bo gazu nie podłączyli. PT znowu wyjeżdża w delegację. Trzeba z maluchami gdzieś wyjść…
I wtedy to poczułam. Overload. Mój mózg nie był w stanie przyjąć ani jednej informacji więcej.
To chyba ludzie nazywają atakiem paniki. Choć zawsze wydawało mi się, że ma to związek z emocjami. U mnie nie miało. Fizycznie poczułam jak ‘skończyło mi się miejsce na dysku’. Mój mózg się zawiesił. Odmówił przyjęcia jakiejkolwiek informacji. Nie ważne czy błahej czy ważącej życie. Rozsypałam się na pierdyliard kawałków bez żadnego powodu. Bez ‘zapalnika’. Ot sprzątałam, analizowałam, układałam w głowie i …
PT spojrzał na mnie przerażony. Nie jestem typem płaczki, więc był to dla niego znak, że jest źle.
Spacer dobry na wszystko
Las! Las zawsze działa na wszystkie problemy.
Rodzinny spacer. Poszukiwania grzybów… I radosne maluchy które w końcu mogłam zobaczyć. Nie widzieć w przelocie, nie zajmować się bo trzeba dać jeść i położyć spać.
Zobaczyć. Zauważyć jak bardzo kleją się do mnie w ostatnim czasie. Wołają każdej nocy po 3-5x, czego nie robiły od dawien dawna. A ja skonana po całym dniu biegam z jednego łóżka do drugiego, bo ‘tylko mama! mamę chcę!”.
“To tylko chwilka moje maluchy. Ostatni moment i wszystko wróci do starego biegu. Ulepimy bałwana na tarasie, zabawimy się w wojnę na śnieżki, moknąć do bielizny. Potem zawiniemy się w koce i będziemy pić kakao przy kominku. Wiosną będziemy spędzać całe dni w ogrodzie, zrobimy ognisko i zaprosimy wszystkich waszych kolegów. Rozstawimy basen, zrobimy plac zabaw i będziemy spędzać razem duuużo czasu!
Jeszcze tylko kilka miesięcy… Wytrzymajcie”
Nie wiem czy to powiedziałam, czy tylko pomyślałam. Nie wiem co by zrozumieli.. Chyba niewiele.
Lizaki
Któregoś dnia jadąc do przedszkola rozmawiałam z Makim:
– Synku czy widzisz, że rodzice są ostatnio bardzo zajęci, zabiegani. Mama często wraca tak późno, że daje wam tylko buziaka na dobranoc, bo wybiera w sklepach wszystko co jest potrzebne do nowego domku. Rodzice czasem podnoszą głos, ale to nie kłótnie. To stres i nerwy, bo chcemy szybko wybudować nasz domek, a to kosztuje dużo pieniążków. Mama i tatuś muszą dokonywać różnych wyborów i muszą zrobić to szybko, ale to ostatnie miesiące. To niedługo się skończy. Już po zimie będziemy mieszkać w nowym domku ( tu opisuję dom w superlatywach). Czy rozumiesz to synku? (staram się nie rozklejać, ale słabo mi idzie)
– Mamo.. A czy jak wydajecie dużo pieniążków na dom to znaczy, że nie starczy dla nas na lizaki?
– (już sama nie wiem czy śmieję się czy płaczę) Na lizaki starczy zawsze. Choć w sumie wiesz, że mamusia i tak nie pozwala wam ich jeść zbyt często. Chodzi o czas, że mamy go mniej, a mamusia chciałaby spędzać go więcej z wami.
– Ale wciąż będziesz miała czas robić mi kanapki z serem i kakao?
– (ze śmiecho-płaczu prawie spowodowałam wypadek) Tak syneczku! Kanapki, kakao i co jakiś czas lizaki. To będzie zawsze.
uwielbiam moje dzieci
Staram się jak mogę. Stanowczo łatwiej byłoby mi w tym momencie gdybym nie była taką matką – kwoką. Przecież tysiące kobiet pracuje po kilka, kilkanaście godzin dziennie. Wiele z nich wyjeżdża w częste delegacje, nie widząc maluchów po kilka dni. Dlaczego ja tak nie mam? Dlaczego po kilku dniach przymusowego pędu, tęsknię za młodymi jak szalona i czuję zalew wyrzutów sumienia?! Rozmawiałam o tym dużo z Kasią. Bo czy wiecie, że Mak przez pierwsze lata chodził do przedszkola na 3 godziny. Bo już w południe umierałam z tęsknoty i wyrzutów sumienia? I nie wiedziałam latem czy dam radę zostawić Lenkę.
Kasia, której córeczka zostaje w placówce do późnych godzin popołudniowych, tłumaczyła mi, że to jest normalne i dobre dla dziecka. Że mam pracę i budowę i tysiące innych tematów i jak nie chcę się zarżnąć to muszę się przełamać. Przeczytałam jakoś w tym okresie post Agi. Była u mnie kilka dni wcześniej. Siedziałyśmy do późnych godzin wieczornych, a ona potem jeszcze do Warszawy jechać musiała.
Matrony – czytałam i myślałam.. że ja w ogóle tak nie mam. Ja tam mogę gadać o dzieciach całe dni. Uwielbiam moje dzieci. A kto by nie chciał rozmawiać o tym co uwielbia? Czy coś ze mną w związku z tym nie tak? Wciąż rozwijam się zawodowo, kocham swoją pracę, lubię się bawić i chodzę na imprezy. Nawet samotne wyjazdy się nam z PT zdarzają.
Centrum wszechświata
Jednak to wciąż dzieci, maluchy moje są dla mnie dobrem najlepszym, najważniejszym. Nic nie stoi obok, ani nawet blisko. Są centrum mojego wszechświata. Reszta to opcjonalne orbity.
Pewnie dlatego jest mi teraz tak ciężko. Jestem istotą niesamowicie rodzinną i (z przymusu) na tą rodzinę nie mam czasu.. Chwilowo. Tylko chwilowo.
…..
Oby zdrowie wszystkim dopisywało. Bo to nie może dziać się znowu.. W tym wszystkim.. NIE MOŻE! Niech okaże się pomyłką… Choć ten jeden raz.
Kochana! Trzymaj się ciepło!
To minie.. i tak sobie mów all the time.. jak mówisz Makiemu, i Lenusi..
Jeszcze trochę, i zapomnicie o tym ciężkim dla Was wszystkich czasie:) a Dzieciaczki… rozumieją więcej , niż nam się wydaje!
Zdrowia! Wszystko będzie dobrze :*
doskonale Cię rozumiem.
może czasami odpuść sobie to sprzątanie [ wiem, trudno tak powiedzieć] i zrob coś co myślisz, ze sprawiłoby Ci ogromną frajdę a zarazem nie wyżymało resztek energii. na mnie też działa las. albo spacer wzdłuż rzeki, wśród zarośli, gdzie nikt nie widzi, że jestem cała w błocie a mi dobrze z tym, że daję sobie i dziecku pełen luz.
energii życzę. i podziwiam. osobiście nie wiem jak Ty to robisz, że wszystko tak zgrabnie godzisz.
Marlenko czy Ty zawsze musisz tak pisać,że mi cały makijaż szlag trafił! Nie wiem w sumie czemu ale się popłakałam..Ja co taka twarda skorupa jestem. Pięknie napisane..Nic dodać nic ująć..Buziaki
głęboki wpis…
umiesz wyrażać swoje emocje. to bardzo ważne w związku,w rodzinie… nie trzymaj nigdy w sobie,bo kumulowanie bólu czy rozterek nie pomoże.
dzielna z Ciebie babka! dasz radę! dla nich to wszystko robisz! walczysz o wasz wspólny,ciepły dom… brak czasu to nie brak miłości… krzywda dzieciom się nie dzieje,ale to prawda że one zauważają najwięcej choć tak mało wiedzą o życiu… to dzieci dają nam najważniejsze sygnały…
a to zdrowie… nie ma słów,które pomogą. macie w sobie tyle siły,że musicie przetrwać ten okres…
czytelnicy też rozumieją. dbajcie o siebie i głowa do góry ! :)
Ściskam tak mocno, najmocniej :* i rozumiem bo choć u nas to sprawy innego rzędu niż dom, mam tak samo. Jest 10.35 a ja – mając świadomość, że nawet jak wróci o tej 15 to i tak się do tego czasu ze wszystkim nie wyrobię- popędziłabym po nią już teraz… Wieczorem marzę, by udało nam się wyłączyć komputery przed 20-tą (praca) i pobyć razem chociaż kilka godzin,a po nocach ryczę w poduszkę, że ot tak minął kolejny weekend, a ja któryś tydzień z rzędu z jakiejś po raz kolejny niezależnej ode mnie przyczyny nie zabrałam jej do kina na tego obiecanego Dzwoneczka i spacer po parku.
Może dlatego, że mam ją jedną i nieuchronność upływającego czasu wręcz mnie zabija, póki co nawet nie umiem sobie wyobrazić weekendu bez niej, zwłaszcza teraz… bo choć wiem, że robię najlepiej jak mogę dla niej, to i tak mam wyrzuty sumienia, że 6 godzin dziennie spędza w przedszkolu…
(…)
Przepięknie to opisałaś, ogromne wzruszenie i łzy w oczach. Doskonale Cię rozumiem, chciałabym byś wiedziała, że nie tylko Ty tak masz. Kocham swoje dzieci najmocniej na świecie i nie wyobrażam sobie “zrzucenia” ich na boczny tor bo są sprawy ważniejsze. Jednak tak to już w życiu bywa, że mimo wszystko tak się czasami dzieje. Nie obwiniaj się za to, najważniejsze, że tęsknisz za wspólnie spędzanym czasem. On wróci, pozamykacie to co musicie pozamykać i znowu dzieci będą Cię miały dla siebie. Makowa Mamo – bardzo podoba mi się to określenie – dzieci są najinteligentniejszymi istotami na ziemi i właśnie dlatego one to wszystko rozumieją, nie obawiaj się.
Od zawsze Cię podziwiam i trzymam kciuki i teraz, choć kompletnie się nie znamy!
My nie budujemy domu, mamy swoje m na kredycie i ja MUSZĘ pracować, aby po prostu się utrzymać, bo w 4 + pies nie damy rady z 1 pensji, która jest ciut wyższa, niż taka aby kwalifikować się na pomoc socjalną. Gdy skończę urlop macierzyński będzie bardzo ciężko. Praca niby elastyczna, bo własna, ale gdy Męża nie ma w domu muszę dzielić czas na dzieci i dom i pracę. Gdybym wychodziła do pracy wszystko by zostawało i dzieci i dom, wracałabym i wtedy dopiero mogła coś zrobić. wybrałam jednak inaczej, aby być dla dzieci pod przysłowiowa ręką. Mam jeszcze kilka miesięcy może po drodze zdarzy się cud i samo się wszystko ułoży!
Buziaki z Bydgoszczy!
Trzymam kciuki, żeby wszystko się ułożyło i zdrowie było zawsze! Reszta jest mało istotna. A zdrowia i czasu dla rodziny nie da się kupić. Rozumiem Cię bardzo. Też taką kwoką jestem, że gdy tylko syna nie widzę to tęsknię strasznie! I też jest moim centrum wszechświata ;-)
Popłakałam się!!! Też kocham swoją córkę nad życie (tego w brzuchu też :)), też jestem matką kwoką i też nie wyobrażam sobie opuścić ja na kilka dni. Mnie również czeka teraz ciężki okres – nauka do ważnego egzaminu i już myślę jak pogodzę naukę, kursy z czasem dla dziecka, bo bez niej ani rusz.
Pozdrawiam i całuję Was mocno!!! Niedługo będziecie mieć piękny dom z ogrodem, tarasem, drzwiami, płotem i bramą :)) wszystko się uda tylko trzeba czasu i cierpliwości
Mamo Makowa, wszystko wróci do normy. W końcu. Ja trzymam kciuki za zdrowie – bo to najważniejsze.
Trzymaj się Marlenciu!
Wiesz, ja mam tak samo = dzieci są dla mnie wszytskim. Boże, jak dobrze, że nie muszę iść do pracy ( chociaż ciężko jest z jednej wypłaty, ale na lizaki jest ;) )/ Mam 3 latki i mimo, że przedszkolaki to cholernie się ciesze, że nie zostają w przedszkolu do 17-stej…
Nie jedna łezka poleciała.
Ale będzie dobrze! Masz cudowną rodzinę czego ci naprawdę zazdroszczę :)
Mam nadzieję że kiedyś sama będę tak szczęśliwa jak Ty:)
Zawsze w życiu są takie momenty, najpierw jest źle ale z czasem i tak będzie dobrze, bo przecież musi być dobrze!
Często w chwilach ciężkich sobie to powtarzam jak mantrę :)
Powodzenia!
Ej, ale moje dziecko chodzi do przedszkola na 10! To zostaje do 16. To nie jakieś późne godziny popołudniowe! ;)
Racja racja, ale odd 7 do 17 to już mi się wydaje długggo. Od 10 to fajnie :)
pozdrawiam, Ciebie też czytam nałogowo !
Nigdy w życiu nie zostawiałam na tak długo dziecka w przedszkolu ;) No, ale meritum jest takie, że nie zrobisz niczego z dzieckiem w domu, a my oboje z Luckiem z domu pracujemy…
Marlena jejku pieknie ale najbardziej zaniepokoiło mnie to na końcu, Chodzi o mamę?
Ja dzisiaj mam biopsje siedze rycze jak bobr lekarz kazał mi ja zrobic ekspresowo bo guz nie wyglada dobrze…a ja mam dzieci w domu małe.
Buziaki wielkie
Podejrzewam jak musi Ci byc ciezko, ale dasz rade! Jestes silna babka i wytrzymacie jakos te kilka miesiecy ;)
Dzielna jesteś, dasz radę!
Takie posty lubie najbardziej i czekam na nie :) , jest w nich wiele mądrości , zawsze przy nich popłakuje i przypominam sobie co jest w życiu najważniejsze ;) chciałabym kiedyś byc taka fajną mamą jak Ty!;)
Trzymaj się MM. Będzie dobrze. Musi być ciężko by za chwilę docenić to, co się osiągnęło.
Buziaki na poprawę humoru.
Na pewno jest ciężko, trochę to rozumiem bo w sumie mąż żyje bardziej obok nas i generalnie wszystko jest na mojej głowie – i dom i dzieci i praca i sprzątanie i gotowanie i jakieś drobne prace domowe czy mini-remontowe. Weekendy sama muszę organizować w 95% i sobie i dziewczynkom i też czuję że ten czas mi się wymyka i tylko jak maszyna- karmię, myję i usypiam.
U mnie pewnie to nie minie, dlatego pociesz się że tak jak napisałaś już niedługo będziecie się cieszyć ciepłem z kominka. Nowym, pięknym domem, Super. Odbijesz to sobie kiedyś na pewno :)
A co do płotu, to lepiej wysoki i kolczasty, co by adoratorzy i wielbicielki Twoich pociech łatwo nie miały. Przystojny kawaler i piękna dziewczyna na tych Twoich zdjęciach widnieją. Świetni są.
Marlena, ja o dzieciach myslę nieustannie, cały czas są w mojej głowie, nie mam nawet czasu I możliwości na reset, bo pracuje po 8 godzin dziennie, albo więcej ale nie z wyboru. Po prostu muszę. Oddałabym wszystko by móc być z nimi więcej. Tak byłam w Białymstoku, ale zamiast wziąć hotel, bo następnego dnia tez musiałam tam być służbowo, pognałam do dzieci chociażby po to by dać im całusa na dobranoc, a rano dac im sniadanie. Potem znów w trasę. Nie oddaję ich do rodziców, nie pamiętam kiedy byłam w kinie. Nie krytykuję Cię za to, każdej matce się nalezy. Ale ja po prostu muszę pracowac jak wiele innych i też ogarnąć dom, codziennie ugotowac obiad, czasem dodac wpis i do tego nie mam rodziców na miejscu. Spię po 3 godz, ale to nic w kontekście tego wpisu jestem najgorszą matką świata, bo czasami nie chce mi sie gadać o zupkach i kupkach w pisakownicy, Ave!
Aga, ja Cię broń boże nie krytykuję.. Uważam za plus taką umiejętność ‘wyłączenia się’, bez zalewających wyrzutów sumienia. Ja jej prostu nie posiadam.
Tego wieczora, jeśli pamiętasz, też oddałam dzieci do dziadków, więc w życiu bym Cię nie osądzała, ale IMO, masz większy dystans do macierzyństwa i mniejszy zafiks przez co może być Ci w pewnych momentach po prostu łatwiej.. I to jest jak najbardziej ok. I chciałabym mieć tak w obecnym momencie mojego życia.
Właśnie nie, nie mam tak, fiksuję na punkcie dzieci koszmarnie. Bez przerwy mam wkretkę. Wiem jednak, że bardzo szybko dorastają i tak bardzo jak wyrywam każdą chwilę z nimi, tak bardzo też potrzebuje swoich rzeczy, pasji, zainteresowań. Czasami moje kolezanki singielki są w szoku, ze mogą ze mną porozmawiac na inne tematy niż dzieciowe, bo takie niestety pokutuje przekoananie, że jak masz dziecko to gadasz tylko o tym. I ten mój wpis jest właśnie o tym.
Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Pewnie miałabym więcej czasu gdybym w ogóle rzuciła spanie, ale pewne dodatkowe rzeczy robię właśnie kosztem snu, swojego, nigdy kosztem dzieci.
Mnie się wydaje, że Ty pięknie potrafisz się zresetować i bardzo Cię w tym wspieram, uwielbiam czytac o Twoich wypadach tylko z mężem, bo to należy się każdej z nas. pewnie jak się spotkamy to pierwszym tematem byłyby dzieci, to oczywiste, ale fajnie tez pogadać o czymś innym.
W przedszkolu, czy u babci mają najlepiej na swiecie i dopóki Ty nie przekażesz im jakiś swoich lęków czy obaw, one tego nie widzą. Wiem, że jest Ci cięzko, ale to minie, dom, ogród, to najpiękniejsza perspektywa. Nie goń, odpuść.
Ja wiem, że jesteś najlepszą matką na świecie!
Jak każda z nas zresztą ;)
Mi się wydaje, że Tobie to lepiej wychodzi. Jesteś mądra, opanowana… Ja taki szałaput.. tu kocham, tam pędzę, tu umieram z tęsknoty, żeby za chwilę zamknąć się w kiblu ;)
I jak patrzę na Ciebie i Kasie to mi sie wydaje, że lepiej ogarniacie tą miłość i przywiązanie. Od Kasiu nauczyłam się, że zostawianie dzieci w p-kolu na 6h. to nie konieć świata. Od Ciebie też chcę ‘zgapić’ co dobre.. Co porządkuje świat i ułatwia życie.
Więc nie uważaj, że oskarżam… :*
Absolutnie staję w obronę Agi – powinniśmy właśnie się od niej uczyć tego dystansu, tego odfiksowania na punkcie dzieci, spuszczenia czasem na luz. To jest super mądra mama , która kocha tych swoich małych drani ponad życie, co udowadnia każdym nowym postem. Wydaje mi się,że mamy można podzielić na 3 grupy:
-te mega zafiksowana na punkcie swoich dzieci które świata nie widzą poza nim i w piaskownicy by tylko poruszały tematy dzieciowe
-te które sobie zdają sprawę,że czasami powinni zrobić coś dla siebie i spuścić na luz ( tu chyba jest nas najwięcej)
i karierowiczki ( które oddają dzieci w 6 tygodniu pod opiekę niani a same robią ,,karierę”. )
Ale wszystkie te matki kochają swoje dzieci i każda chce dla nich najlepiej, czy wszystkie matki muszą być identyczne? Pozdrowionka:-))
hej, hej jaka obrona, a gdzie był atak?
Najważniejsze, żeby nikt nie robił nic wbrew sobie, wyobraźcie sobie, że u mnie cała rodzina z kolei uważa, że jestem mocno zafiksowana na dzieci. No cóż blog nie oddaje w pełni rzeczywistości. a pracowac trzeba, czy w domu czy poza nim, a zdzieckiem na głowie to trudne. Jestem absolutnie za tym jendak by nasze zycie nie ograniczało się tylko do dzieci, bo to straszne. Dzieci oczywiście są naszym motorem, bez nich nic by się nie działo, ale nie powinny przysłaniac nam własnych aspiracji.
Wiem wiem nie było ataku, bo się rozpędziłam z tym pisaniem i kliknęłam ,,ENTER” . Pisałam w odpowiedzi na Twoją pierwszą odpowiedź do MM cytuję:,, Spię po 3 godz, ale to nic w kontekście tego wpisu jestem najgorszą matką świata, bo czasami nie chce mi sie gadać o zupkach i kupkach w pisakownicy, Ave!” Więc poczułam zaraz ,że muszę stanąć w obronie. A odpowiedź się ukazała pod koniec dyskusji,więc tak kilka wypowiedzi za daleko…A czytuję Was obie namiętnie i wiem,że pasujecie do siebie:-)) Obie mądre super mamuśki!!!Pa
Jak zwykle pięknie i z dużą dawką emocji… Życzę zdrowia całej Waszej Rodzince i Twojej Mamie też oraz duuużo spokoju i cierpliwości w tym całym zabieganiu. A my czytelniczki rozumiemy. Pozdrowienia i buziaczki :*
Oj dobrze pamiętam ten czas remontu, bieganie, załatwianie, wybieranie wszystkiego… W dodatku ja jeszcze wtedy pracowałam po siedem godzin dziennie, Majka u dziadków całymi dniami, a miała dopiero półtora roku… I było strasznie… Wtedy to ja naprawdę z niczym, ale to z niczym nie wyrabiałam, z mężem tylko się mijaliśmy… Najgorsza była ta tęsknota za mała i też tych myśli nie umiałam w sobie wyłączyć i spędzałam z nią jeszcze mniej czasu niż Ty teraz ze swoimi maluchami, więc wyobraź sobie co czułam… Ale na szczęście ten okres minął i teraz jest dobrze. Jestem w końcówce drugiej ciąży, całe dnie spędzam z Mają i planuję w domu pozostać najdłużej jak się da… U Was też to tylko przejściowe, zaraz wszystko wróci do normy. Pięć oddechów i już… Pomyśl, ze to wszystko też dla nich, ten nowy dom, Wy…. Uściski:))
http://www.homeonthehill.pl
Niestety wiem co czujesz… ale to minie :) A teraz, żeby przetrwać i nie zwariować to radzę na nowo uporządkować priorytety! Po pierwsze wpisy na blogu nie muszą być teraz tak często! Daj znać co u Ciebie na fb, dodaj czasem jakąś fotkę na Insta i to fanom na razie wystarczy :) Po drugie mieszkanie nie musi być teraz czyste! Po trzecie i chyba najważniejsze musisz się zdystansować jeśli chodzi o terminy z budową, ja wiem jak to wygląda- każdy fachowiec chce wszystko na już i często mówią o tym w ostatniej chwili, a człowiek siedzi w sklepach budowlanych aż nie wyłączą świateł ;) My pod koniec budowy dopiero się ogarnęliśmy, też po kryzysie ;) i wprowadziliśmy trochę inne zasady, fachowcom się to nie podobało, ale zdążyliśmy ze wszystkim :) Poza tym niektóre rzeczy lepiej teraz odpuścić i zrobić na spokojnie- np. płot. Wiesz mi, że tak będzie lepiej, bo dopracujesz to na spokojnie. Zrób tylko niezbędne rzeczy potrzebne do życia, a reszta (taras, ogród, płot itp.) można już robić jak się mieszka. Zresztą Ty mądra baba jesteś i wiesz co w życiu najważniejsze – nie daj się zapędzać w kozi róg, bo inni czegoś od Ciebie oczekują, bo co gorsza Ty od siebie czegoś oczekujesz. Dzieci, mąż, rodzice! A reszta (nawet ten dom!) daleko w tyle :) I wiesz co myślę, że nie masz co podziwiać innych matek, i nie zmieniaj się bo ktoś Ci się podoba (to tylko Twoja ocena tych osób, a te osoby mają swoje wewnętrzne problemy, inne od Twoich ale one na pewno są) – bądź sobą i nic nie zmieniaj!
Chciałabym mieć takie problemy..
Ja znów mam odwrotnie,siedzę w domu z dziećmi,mam dla nich mnóstwo czasu. Ale nie mam własnego domu,nie mam pieniędzy,czasem nie mam z czego ugotować obiadu. Ile ja bym oddała,żeby móc wybierać rzeczy do własnego domu i szukać tańszego płotu. Wiele osób chciałoby być na Twoim miejscu. Nie narzekaj,bo naprawdę nie masz na co. Pozdrawiam.
Chyba nic nie zrozumiałaś, tak jesteś skupiona na zazdroszczeniu domu :( Nie o tym był post, a właśnie o tym, że pieniądze nie są najważniejsze – obyś nie musiała się nigdy przekonać co w życiu jest najważniejsze.
Witam w klubie. Też tak mam. Zanim urodziłam byłam super aktywną nurczynką, pracoholiczką. Dużo podróżowałam i imprezowałam. W ciąży pracowałam do końca. We wtorek byłam w pracy a w środę w szpitalu. Teraz moja córka jest moim pępkiem świata, cudem największym. W listopadzie skończy dwa lata. Ciągle słyszę jak to powinnam zrobić coś dla siebie, wyjechać sama, zostawić małą. I się pytam dlaczego skoro czas z nią jest najszczęśliwszym w moim życiu? Uwielbiam widzieć jak się budzi, je śniadanko, odkrywa świat. Jak impreza miałaby mi to zastąpić. Czasami jak w weekend wyślę na spacer z nią tatę i niby mam odpocząć, zając się sobą to kręcę się bez sensu po domu. Moja energia, aktywność skierowała się na nią. Ciągle coś fajnego razem robimy, jeździmy na wycieczki, basen, kuleczki, zakupy, zajęcia. Z mojego otoczenia nikt mnie nie rozumie poza sąsiadką która tak właśnie z trójką córek spędza czas. Największy komplement jaki usłyszałam to że jestem mamą której się CHCE. Bo mi się chce… bawić, uczyć, karmić, przewijać i wychowywać, troszczyć się. Nie czuję że coś poświęcam, tracę. Praca nie dawała mi tyle satysfakcji i radości. Nurkowania są ale dużo mniej i nie ma problemu. Oceany na mnie poczekają. Dlaczego otoczenie myśli jak to się poświęcam i trace siebie. Cokolwiek to oznacza. Skoro to ja jestem. Dla niej. Mam doła z powodu braku zrozumienia. Oj dużo zdrowia życzę. Trzymam kciuki
pięknyyy post! absolutnie ! życzę Wam,zebyscie mogli nacieszyc sie domem, wspolonymi chwilami i zeby ominęły Wasza rodzine chorobska ! ps. jak zobaczylam Lenki kalosze to oszalałam ! też chcę takieee! przecudne!
No i masz – i ja się popłakałam, bo dobrze znam ten brak miejsca na dysku…
I tak – niech okaże się pomyłką, trzymam za to kciuki mocno!!
Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak przeżywam mniejszy kontakt z dzieckiem. Jakiś czas temu miałam masę spraw na głowie. Wszystko mnie goniło i nie wiedziałam gdzie ręce włożyć i od czego zacząć. Córka potrzebowała mnie, mojej uwagi, a ja nie mogłam skupić się, wyłączyć myśli, przestać stresować. Plułam sobie w twarz widząc jak bardzo zabiega o moją uwagę. Bolało. Zrezygnowałam z kilku zleceń, pozamykałam sprawy, biorę mniej na siebie. Wyszło słońce.
W końcu jakieś zdjęcia dzieci, bo mnie akurat tematyka mieszkaniowa nie interesuje (aktualnie, może później poszperam w archiwum). Lenka ma przecudowne buty, chyba nawet takich nie widziałam w standardowych sklepach. Cały czas mam ją przed oczami jak siedzi na trawie, ma kilka miesięcy i jest odziana w takie beżowe ponczo, a teraz to taka panienka, wow! Moja córeczka za którą strasznie tęsknie jest w przedszkolu. Codziennie zanim zacznie się ubierać, pytam czy nie chce zostać ze mną w domu, bo nie pracuję. Ona mi na to , że nie , ze chce isć do przedszkola, do dzieci. Dzieci mają swoje własne życie , a to my przeżywamy wszystko niepotrzebnie. Jak w nocy pobiegniesz utulic jedno, drugie, to wtedy wynagradzasz im te wszystkie braki, a one czują cię wtedy mocno, bo akurat bardzo Cie potrzebowały. Tak przyajmniej mi sie wydaje:)
Ciągle sie zastanawiam, czy Lenka z chęcią zakłada to co jej dajesz? Tak wiele się mówi o ocenianiu po pozorach, ale moje dziecko młodsze dziecko nie założy nic co jej szykuję, tylko ciąga z szaf, najczęściej z komody z domowymi ciuchami i nie ma zmiłuj. Wygląda najgorzej na osiedlu, włosy codziennie myte (miłośnik kąpieli) tak rano ubabra masłem i nie da zrobić kitki, że ręce opadają. Do zeszłego tygodnia jedyna buty które zakładała to złote baleriny, podarte z każdej strony. Dziadek grubymi nićmi zszywał. (2 pary sandałów i trampki nieubrane w wakacje, oddam kuzynce). Nie wiem jak to będzie z kozakami.
Ja tylko napiszę Ci to co powtarzam sobie od dawna “dom to nie muzeum” dom musi żyć. A jeśli chwilowo masz gorsze dni, to odpuść wszystko i naładuj akumulator spędzając dzień tylko z rodziną. Przez jeden dzień świat się nie zawali. A ty będziesz mieć więcej siły na kolejne dni :)
Powodzenia- ja chciałabym tak jak Ty móc wybierać wszystko do nowego domu. Jak na razie pozostaje mi tylko kibicować w tym innym :)
Ehhhhh mi sie chyba chwilowo tez konczy miejsce na twardym dysku…
To dla Ciebie trudny czas, ale i tak uważam, że świetnie dajesz sobie radę!
Ja chyba taka dobra nie jestem :)
Nie widzę swojego dziecka około 10-12h / dzień. Rano mamy dla siebie pół godziny, potem pędem do przedszkola.. z przedszkola odbiera tata, babcia, ciotka, ktokolwiek tylko nie mama. Bo mama wraca do domu, gdy malec często jest już po kąpieli i zmaga się z chronicznym zmęczeniem. Jest mi przykro, bo nie może mnie przy nim być odkąd skończył 8 miesięcy. Nawet nie wyobrażasz sobie jak często mam takie dni kiedy wyje w poduszkę, bo mam do siebie żal za zaniedbania jakie tworzą się przez moją pracę. Soboty spędzam całe na sprzątaniu, w niedziele odsypiam i zazdroszczę, że inni mają czas na spacer po lesie. Ja mam las daleko, wszędzie beton i zapach spalin, który nie zachęca do spacerów :)
A ja nie rozmumiem czemu tak gonicie za tym domem, nie możecie na spokojnie za rok sie wprowadzic? nie macie gdzie mieszkac? My tez sie budujemy i mamy jedno dziecko, a i tak szkoda mi tego straconego czasu i staram sie aby bylo go jak najmniej,. Budujemy sie w “normalnym ” tempie czyli jakies 2 lata a i tak mamy tylko jedna niedziele raz na dwa tygodnie tak dla sibie totalnie. Mieszkamy u rodzicow i wiadomo jak to jest nie u siebie ale nie chcemy alby dom byl prorytetem
Ja pracuje w przedszkolu i to już pare lat i powiem Wam, że jest coraz więcej osób – mam, które zostawiają swoje dzieci na cały dzień i się nie przejmują niczym. są dzieciaczki które siedzą po 12 godzin w przedszkolu. ja rozumiem, że są rodzice którzy pracują i nie mają kim zostawić dzieci, ale bez przesady. z roku na rok rodzice stają się coraz bardziej wygodni i wykorzystują przedszkole na każdy z możliwych sposobów. ostatnio jedna mamusia która przyprowadza dziecko o 6.30 (prace zaczyna o 7) i odbiera je o 18.55, kończąc prace o 15 na pytanie czy mogłaby odbierać dziecko szybciej( chłopczyk ma 2 latka) odpowiedziała ,,przecież przedszkole jest czynne do 19, i nie widzi potrzeby odbierania szybciej dzieci”…
sama jestem matką i odliczam godziny w pracy by móc się spotkać z moim aniołkiem, chylę czoła wszystkim MAMĄ KOCHAJĄCYM SWOJE ANIOŁKI
Marcelino . mam nadzieję, że w przedszkolu nie jesteś wychowawcą. Wszystkim mamom, nie “mamą”:-)
Marcelina weź pod uwagę wszelkie dodatkowe czynniki wokół pracy – nadgodziny, dojazdy i inne takie pierdy – mało kto ma ten luksus, że na etacie spędza tylko 8 h dziennie. Ja jestem codziennie poza domem minimum 11-12h, czasami jeszcze dłużej, bo w drodze powrotnej trzeba zrobić szybkie zakupy, coś załatwić. Lepiej chyba, żeby dziecko w tym czasie bawiło się w przyjaznej przestrzeni, niż było ciągane późnym popołudniem po hipermarketach czy firmach. Może mamy, które zabierają dzieci o 18:55 z przedszkola – już resztę dnia spędzają tylko z nimi, wykorzystując ten czas na bycie razem, a nie na robienie obiadu na następny dzień, zakupów, etc (co pewnie musiałyby i tak zrobić gdyby odebrały to dziecko o 15). Nie sądzę by jakakolwiek mama odbierała z przedszkola dziecko o 3h później niż może po to by sobie siedzieć i nic nie robić. A nawet jeśli, to już na pewno nie każda tak robi.
Marleno…tak jak sama pisalas: jestes najlepsza mama dla swoich dzieci….nadal! I tak zostanie na zawsze. A czas szybko leci…i juz niedlugo czekaja Was same szczesliwe dni w Waszym gniazdku. Glowa do gory… w koncu mozesz byc z siebie dumna, bo popatrz ile juz osiagnelas. Zycze zdrowia dla calej Waszej rodziny.
Po Twoim tekście zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że ja taka nie jestem…Kocham swoje dzieciaki nad życie i spędzam z nimi każdą wolną chwilę, ale uwielbiam też swoją pracę i te 8h poza domem to dla mnie chwila resetu. Nie myślę wtedy o dzieciakach, bo wiem że u nich wszystko dobrze i bawią się w najlepsze albo w przedszkolu albo z nianią. Kilka razy w roku wyjeżdżam w bardzo dalekie delegacje i wtedy faktycznie włącza mi się myślenie i bardzo tęsknię. Rok temu wybraliśmy się nawet z mężem na 3 tyg do Stanów, dzieciaki zostały z dziadkami. Tęskniłam bardzo, ale nie ukrywam, że też bardzo ale to bardzo wypoczęłam.
Głowa do góry Marlena, każdy jest inny i nie ma co się na siłę zmieniać. Być może kiedyś przyjdzie samo…
ściskam
http://www.matka-polka.com
Doskonale Cię rozumiem… ja mam wieczne wrażenie, że ZA MAŁO czasu spędzam z bliźniaczkami, a one za dużo bawią się ze sobą same… Ech… :(
…. Choć ciągle napada mnie taka totalna bezsilność na wszystko i mam ochotę tylko usiąść i wyć…. Ale potem widzę, jak doczłapują się te moje dwie panny i klepią po mnie plecach śmiejąc się głośno, jakby mówiły: “Mamusiu, nie martw się, uśmiechnij się!” :( ….