Kiedyś
Czasami trafia się taki kadr, że mnie aż w dołku ściska, jaką mam pannicę. Nie wiem kiedy to się wydarzyło. Przecież wczoraj była papuśnym maluszkiem – ssakiem, a moja pierś była dla niej światem. Minutę temu chodziła z trzema smokami w ręce, wymieniając je rotacyjnie. Piła mleko z butli i zawsze pachniała w ten najcudowniejszy sposób. Nosiła piżamki – pajacyki i zachwycała burzą loków. Mrugnięcie oczu temu zrobiła pierwsze kroczki, wypowiedziała pierwsze ‘tato’, bo przecież wiadomo, że nie ‘mamo’. Płakała w moje ramię kiedy spadła ze schodów i zajadała się brokułem. Jeden oddech temu zaczęła jeździć na biegówce, śpiewać i zagadywać każdego człowieka na ulicy. Poszła do przedszkola, w ogóle się nie boją i zawarła pierwsze przyjaźnie. Za pół roku idzie do szkoły. Dwa oddechy i pójdzie w świat.
Kilka dni temu do moich drzwi przyszła książka. Nie zamawiałam jej, więc nieświadomie zgarnęłam ją do łózka i przeczytałam z Lenką. Ohhh, przeczytałam to wielkie nadużycie, bo po trzecim zdaniu łzy kapały mi na poduszkę, a po 5-tym łzy lały się i po jej najsłodszej buźce… Kilka kadrów powyżej nie oddaje całości przekazu, ale muska temat. Książka nazywa się “Kiedyś” i powinna znaleźć się na półce każdego rodzica.
Zatrzymać się. Przemyśleć, znaleźć czas na moment, który za chwilę zniknie. Zostaną wspomnienia budowane latami z każdym spacerem, ulepionym bałwanem, daleką wycieczką, bieganiem boso po śniegu, każdym przytulasem, uważnością na małe wielkie sprawy. Mrugnięcie oczami. Tyle mniej więcej to trwa. Naciesz się tym momentem.
siedzę w pracy i ryczę (po dwóch ukochanych synkach mam też wymarzoną córeczkę), jak ktoś wejdzie do pokoju to będzie miał ubaw…..pozdrawiam
Jezzzuuuuu siedzę w lozku z moja mała chora (pierwszy kaszel…) półroczna córcia.
W końcu spokojnie zasnęła mi na rękach, a ja tu cała zasmarkana…i ani kawałka chusteczki wokół!!!
Ksiazka daje naprawde do myslenia i nie ma opcji zeby sie nie poplakac ?? od razu skojarzyl mi sie z filmem “odlot”. Choc fabula troszeczke inna, ale tak samo wzrusza. ?
Zrobiłam sobie kawkę, myślę będę miała post do poczytania a tu taki wyciskacz łez!!!
Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja się wzruszam w takich momentach, wyję oglądając filmiki z pierwszych miesięcy życia, aż wreszcie jestem pierwszą płaczką na przedszkolno-szkolnych przedstawieniach. Jest nas więcej, jest dla mnie nadzieja, że nie przesadzam, że my-mamy tak mamy…
Zgadzam się z twoją refleksją w 100%
Płaczę dziś od rana… bo najpierw problemy, które narastają u mnie od lat dały się we znaki a potem bam… umiera bliski kuzyn lat 19… życie przed nim, rodzice wpuszczeni na OIOM, bo
“teraz już tylko można liczyć na cud”… siedzę jak na szpilkach, wpatruję się w Polę i chcę tak cholernie chłonąć każdy dzień, każdy wieczór, każde jej spojrzenie… i teraz Twój wpis. Tak potrzebny. Tak ważny…
Nasze życie jest warte sekundę, która właśnie trwa, nie wiemy co przyniesie jutro i chyba to jest najgorsze. Przykre jednak jest to, że u upływającym czasie uświadamiamy sobie często przy grobie bliskiej osoby… dochodzi do nas refleksja, która bije mocno w pierś, lecz często na chwilę, do kolejnego rzucenia ziemi w dół. Przykre, lecz prawdziwe. Bo warto się zatrzymać, docenić, celebrować daną chwilę.
Pozdrawiam
Muszę Ci przyznać, że masz w pełni rację :)