Kim byś był gdyby pieniądze nie były przeszkodą?
Jakiś czas temu dostałam od pewnego psychologa takie zadanie: “Pani Marleno, proszę sobie wyobrazić, że finanse nie są problemem – ot wygrała pani w totka 10 czy 100 mln. Od jutra może pani robić to co pani zechce. Co by to było?”
Żeby nakreślić Wam tło rozmowy muszę nadmienić, że temat nie był o tym, żeby jako osoba z nieograniczonym stanem posiadania, zostać zawodowym ‘wydawaczem pieniędzy’ czy po prostu bogaczem. Chodziło o nieograniczone możliwości w zarządzaniu swoimi marzeniami, czasem w kontekście pracy (nie koniecznie zawodowej).
Przyznacie, że jako społeczeństwo średnio jesteśmy zachęcani do takiego rozmyślania. Wychowani przez pokolenia “dobrze mieć stałą i bezpieczną pracę”, nie analizujemy czy decyzje podjęte w wieku lat 20, kiedy to zaczyna się studia i wchodzi w życie, są właśnie tymi, które chcemy kultywować obecnie. Czy praca rozpoczęta w wieku lat 25, dalej nas interesuje, daje radość, jakąś formę spełnienia? Czy na końcu głowy, za dziesięcioma drzwiami, zamkniętymi na tysiąc spustów, jest opcja zmiany? Całkowitej, przerażającej zmiany. Na inne.
Zaczęłam więc opowiadać… Czy byłabym blogerem? Hmmm. Dziesięć oddechów, gdzie ciągnie moje serce. W tych najdalszych, nierealistycznych marzeniach kupiłabym domek w Północnej lub Południowej Karolinie (USA), w małym nadmorskim miasteczku. Co rano chodziłabym na spacery nad morze (pewnie z psem, rasy Labrador), obserwować dzikie delfiny. Otworzyłabym lokalną piekarnię/ciastkarnię, z wyrobami tradycyjnymi, ale także dla alergików. Znałabym każdego swojego klienta, z którym witałabym się uśmiechem i gawędziła co rano o pogodzie… Ok, przyznaję, jest to treść jednej z książek, które kiedyś przeczytałam ;). Taki sielski slow life’owy klimat z pięknymi warunkami przyrody w tle.
Bardziej realistycznie? Byłabym podróżnikiem, fotografem i pisarką. Łapałabym kadry przyrody tej najdzikszej, najpiękniejszej, codziennego życia ludzi w różnych zakątkach świata, spisując opowieści o odmiennej niż ta zachodnia codzienności i ludzkich emocjach. Poświęcałabym też dużo czasu na pracę społeczną. Mogłabym w sumie prowadzić też agroturystykę w jakimś pięknym zakątku Polski czy świata.
Nie ważne co bym tu jeszcze napisała, ewidentnie moje marzenia kierują się do off- lineu i slow lifeu ;). Nie ma co się tak bardzo dziwić, od niespełna siedmiu lat, jestem ‘dobrem publicznym’. Ludzie mnie rozpoznają, zagadują, oceniają, kochają, nienawidzą… A ja w tym wszystkim mam jakieś marzenia o gotowaniu, pisaniu i pieleniu ogródka za domem :D
Moim guru zmian jest moja kuzynka Emilia. W wieku lat 30-kilku, rzuciła ciepłą posadkę kierowniczą, aby.. rozwijać swoje pasje. Wszyscy patrzyli na nią jak na kosmitę! Kto robi takie rzeczy w TYM wieku! Rezygnować z dobrze płatnej, stabilnej pracy na rzecz mrzonek?
Ale E. w swoim tempie udowadniała, że podążanie za wnętrzem ma jednak głębszy sens. Otworzyła centrum naturalnego rodzicielstwa i od tego czasu przekwalifikowywała lub dokształcała się jeszcze 50x. Została doulą, spec. terapii bowena, wsparciem chustowym i laktacyjnym. Obecnie ukończyła psychobiologię i jest na kursie trenerskim helingerowskim. A i to pewnie połowę z jej umiejętności pominęłam. Wspiera ciężarne, matki.. ludzi ;). Jest szczęśliwa i spełniona. Wciąż głodna życia i wiedzy.
Ile z Was jest obecnie w punkcie “bez wyjścia”? W utopii marazmu, w ‘muszę zarabiać na czynsz i przedszkole’ w braku nadziei, że kiedykolwiek będzie inaczej? Łejk ap! Macie tylko jedno życie. Jeśli czujecie, że utknęłyście w pułapce średniej jakościowo codzienności, niech te słowa będą pierwszym krokiem. Do czego? Nie wiem. To Wasza wizualizacja! Pamiętam z wykładu Iwony Wierzbickiej, kiedy mówiła ona o tym, że naturalnie człowiek powinien o 22 godzinie już spać, niektóre panie zaczęły marudzić, że to niewykonalne bo one mają pracę zmianową. I nic nie da się zrobić. Jakby już leżały w grobie jedną nogą. Nic nie da się zrobić, to imho śmierć. Człowiek bez możliwości ruchu. Trup. A Wy żyjecie! Nie powiem Wam, żebyście z pracy w fabryce, za 1500zł wyjeżdżały do Los Angeles zostać aktorami ;), jednak otwórzcie swoje umysły na zmiany. Realistyczne w kierunku tych z wizualizacji. Krok za krokiem…
Długo trwał u mnie ten proces “nie muszę”. Nie muszę być najlepsza, nie muszę walczyć z konkurencją, nie muszę.. A mogę! Zrobić coś innego, wyjść poza schemat, rozwijać pasje. W 2019 w końcu zaczęłam. E- book jeden, projekt nr 2, który jest off- linowy i którym raczej nie będę się tu chwalić, projekt nr. 3, który na pewno zobaczycie i e-book nr 2. Do tego porządna dawka szkoleń foto – przeróżnych! Krok za krokiem. Na 2020 planów nie mam, bo nie wiem kim wtedy będę ;) Może już w własnym domku nad morzem z dużą rabatą, na której będę hodowała własne warzywa. You never know… But have faith ;)
Czy masz na mysli książki Nicholasa Sparksa? ;)
A jest jakaś o piekarni? :D
Co to była za książka z plażą i ciastkarnią w tle? 😉😉
Z plażą to “Siostry na lato” i potem kolejne części. A ciastkarni/piekarni szukam ;)
Super temat, ja dopiero po 30 znalazłam swoją pasję. Pani z miasta, która na działce nad jeziorem pokochała ogrodnictwo. Uwielbiam czytać o tym, brudzić się, nie odpycha mnie obornik. Gdyby pieniądze nie grały roli, to bym założyła farmę z ciętymi kwiatami, miałabym swoją szklarnię, hmm dałaś do myślenia, może kiedyś będzie to pomysł na życie
Cudowne marzenia (plany?). Niech ta myśl zaczyna kwitnąć <3
Jutro kończę 34 lata i jestem w trakcie ogromnej zmiany ścieżki zawodowej. A pomogło spotkanie z psycholożką, która spytała właśnie, co bym robiła do końca życia, gdybym nie musiała na tym zarabiać :) Bliskie jest mi też podejście moich amerykańskich (nie inaczej ;) przyjaciół, którzy z radością mówią o swoich zmianach a nawet porażkach zawodowych / biznesowych. Każdą z nich traktują jako rodzaj testu, wersji 1.0, na podstawie której wprowadzali poprawki, tak, by w końcu znaleźć się w punkcie, w którym są szczęśliwi. Trudna to nauka, bo bardziej naturalne było dla mnie podejście „o la boga! tyle czasu zmarnowałam, teraz to za późno, żeby zaczynać cokolwiek od nowa!” A jednak można :)
Klaszczę Twojej wypowiedzi! Tak bardzo TAK!
Super. Ja sie nie moge wciaz odbic.
Zacznij o tym rozmyślać. Zasiane ziarenko, podlewaj wizualizacją. Nawet nie wiesz kiedy wykonasz pierwszy krok. A z drugim, trzecim, trzydziestym jest już łatwiej. Trzymam kciuki!
Ja rok temu zrezygnowałam z ciepłej administracyjnej posadki poszłam za glosem serca i otworzyłam własną firmę, bo nie mogłam odnaleźć się w pracy dla „kogoś”. Teraz jest super pracuje z domu aczkolwiek powoli zaczyna mi brakować kontaktu z ludźmi. Ale otworzyły mi się oczy i poszerzyły horyzonty – w końcu znalazłam czas na pasję, która z czasem być może przerodzi się w mój drugi biznes ! (taki mam cichy plan) Nie boje się ryzykować, jeśli obecna firma mi nie wypali to będę w stanie się przebranżować i nie będę się nikim przejmować w końcu to moje życie i to ja mam się czuć szczęśliwa :-) moi rodzice tego nie rozumieją bo są z tego pokolenia które pracuje w jednej firmie 30 lat i ani myślą o zmianie pracy :-) w Stanach słyszałam, że ludzie często się przebranżowują nawet co kilka lat potrafią zmienić zawód i pracę, są otwarci na nowe kierunki, nie ograniczaja się, szukają swojej ścieżki popracują trochę tu trochę tam i wtedy decydują o tym w jakiej dziedzinie czują się najlepiej. Uważam że to jeat super rozwiązanie żeby mieć właśnie takie porównanie :-)
Widzisz.. może to po prostu te Stany namąciły nam w głowach! ;)
Pięknie napisane <3
wszystko zaczyna się od marzeń od pierwszego kroku zawsze trzeba dodać szczyptę odwagi, reszta dopełni się sama ;) pozdrawiam asia
Wszechświat podąża za intencją <3
Tak!
Pare lat temu chcialam zaczac pewien projekt, ktory raz, ze wywrocilby moje zycie do gory nogami a dwa – trwal dosc dlugo. I tak sobie myslalam, ze po co mi zaczynac cos, co tyle potrwa a efekty beda za te dwa-trzy lata az kolezanka zapytala mnie, co to zmieni jesli tego nie zrobie? Czy ten czas nie minie, zatrzyma sie w miejscu? No NIE! I miala racje.
Mozna nic nie robic przez rok albo zaczac przez ten rok nowe zycie – ten rok/czas i tak uplynie, wiec decyzja nalezy do nas, co z tym czasem zrobimy.
Nie mogę nie napisac nic na ten temat, 17 lat pracy w Urzędzie Skarbowym. Trzecie dziecko i rewolucja w życiu. Otwieram Centrum Ogrodnicze, w końcu przed studiami o prawie podatkowym skończyłam technikum ogrodnicze, to kocham i lubię.
Centrum prowadzę siódmy rok, blisko domu , dzieci mam przy sobie.
Projektuję, urządzam i dbam o ogrody, uwielbiam to.
Czasowo pewnie pracuję więcej, ale sama tym czasem zarządzam.
Jak powiedziałam w Urzędzie , ze będę sprzedawac kwiaty to myśleli ,że oszalałam.
Nie miałam dużego zasobu finansowego, dotację z Urzędu pracy i niewielki kredyt.
Dzisiaj z zarobków jestem bardzo zadowolona, a zimę spędzam z moimi dziecmi w domu.
Moim zdaniem nie zawsze chcieć to móc. Ogranicza nas wiele rzeczy. Tak naprawdę na szeroką wodę rzucą się nieliczni. Tysiące ludzi wykonuje pracę, która jest trudna, ciężka i niesatysfakcjonująca. Kto chce pracować w sortowni śmieci czy ubojni? A jednak ktoś też musi to robić. Aby rozpocząć swój biznes potrzeba pasji, dobrego pomysłu, siły, wytrwałości i również zasobów finansowych, aby mieć na życie dopóki się interes nie rozkręci. Więc wcale się nie dziwię ludziom, że nie rzucają się na głęboką wodę, nie zmieniają pracy, nie robią swoich biznesów czy nie spełniają innych planów, bo jak się nie ma wystarczających możliwości, to jest to bardzo trudne. A czasem jak już złapiemy tego króliczka to się okazuje, że wcale nie jest taki różowy jak sie nam początkowo zdawało. Dlatego byłabym ostrożna w motywowaniu do takich diametralnych zmian.
20 lat pracy co 2,3, 4 lata w innym zawodzie, 20 lat szukania swojej ścieżki, która da i radość i stabilny, przewidywalny dochód. Czego to ja nie robiłam. Trudno chyba o większą otwartość na zmiany, na czekające szanse. Efekt? Zmęczenie, brak stabilizacji, sinusoida dochodów, wpadki i katastrofy, sukcesy tylko subiektywne, chwilowe i nietrwałe. Doszło do tego, że nienawidzę ludzi, którzy nie ogarniaja, swojej wąskiej działki, są leniwi i niefachowi i zazdroszczę im, że z tak ograniczonymi kompetencjami i zadaniami mają stabilną pracę bez stresu o jutro i byt. P. S. Tak wiem, że w kontekście naiwniackiego podążania za marzeniami musi być ze mną coś nie tak. Tylko, że ja nie mam męża z pensją prezesa, który zapłaci za moje podążanie. P. S. 2 dobrze zarabiam ostatnio ale tylko dlatego, że zdecydowałam się sprzedać razem ze swoimi idealistycznymi marzeniami.
Fajny klimat bloga
Ja zostałabym podróżniczką :)