Łap chwile
To było dwa tygodnie temu. Ot, z dnia na dzień, choć myśl kiełkowała już od jakiegoś czasu.
Postanowiłam zabrać moją mamę do stolicy na dwa dni. Plan był taki, że mamy pławić się w luksusie, pić szampana o północy, robić nieprzyzwoite zakupy i ogólnie… odstresować się. Należało się jej. W tym roku straciła ostatniego rodzica. Pożegnanie było długie i bolesne. Chciałam też po prostu spędzić z Nią czas. Nie taki w locie pomiędzy “Lenka jadła śniadanie, odbiorę ją po 15” lub “halo, dzięki za obiad, możemy podrzucić dzieci wieczorem na godzinkę”. Bo często mijają tygodnie, a człowiek dostrzega, że z bliskimi porozumiewa się za pomocą komend. Czas pędzi, zawsze jest go za mało, a my tracimy chwile i momenty… A ja upieram się je łapać, zbierać i kolekcjonować.
Więc pojechałyśmy. Spacerowałyśmy do woli po Ikea, piłyśmy dobrą kawę i wino w środku dnia. Byłyśmy w kinie i włóczyłyśmy się ulicami późnych godzin nocnych. Rozmawiałyśmy, sprzeczałyśmy się z uśmiechem, poznawałyśmy się… Tak poznawałyśmy aktualne wersje nas. Uwielbiałam każdą minutę tego wyjazdu. Wtorek i środę.
W piątek mama miała udar.
Dostałam informację od znajomej, że mama nie może mówić, że drętwieje jej twarz. Że idzie z moimi dziećmi do domu. Pobiegłam jak stałam. Nieadekwatnie ubrana, rozczochrana. Złapałam ich pod domem rodziców. Mama oczywiście jak człowiek z memów internetowych o kobietach po zawale, musiała jeszcze zrobić tysiąc rzeczy i potem planowała wybrać się do lekarza. Nakazałam jej jak dziecku wsiadać do samochodu i zabrałam ją do lekarza. Stamtąd już odebrała ją karetka. Lenka widząc babcię wsiadającą do oznakowanego pojazdu z “kogutem” dostała ataku spazmów i krzyczała “babcia, babcia! gdzie jedzie babcia”. Myślałam, że oszaleję z nerwów i rozpaczy, bo nawet (jako, że byłam sama z maluchami) nie mogłam jechać z mamą. I kiedy z płaczącą Lenką i przerażonym Makim wracałam do domu myślałam tylko o jednym.. Jak dobrze trafiłam z tym wyjazdem. Jak dziwnie, trochę złowieszczo złapałam chwilę i moment.
Z mamą jest już dobrze. Odzyskała sprawność. Udar był lekki i szybko opanowany.
A powyższe wydarzenia są sprzed 2 tygodni. Nie przyznałam się wam do nich wtedy, więc dlaczego piszę o tym teraz? Żeby przypomnieć Wam jak ważne są te momenty. Ten “wysiłek” żeby wygospodarować czas na telefon do rodziców, wieczorne rozmowy z mężem, czy wspólne wyjście we dwoje. Rzeczy nieprzeliczalne i nieporównywalne z następną złotówką na koncie czy godziną spędzoną w pracy.
Mam dobre, cudowne życie, ale szczęśliwie nie ograbiło mnie z tych bolesnych doświadczeń. Bo one właśnie nauczyły mnie doceniać ludzi i czas jako dobra najwyższe. Kiedy czekałam na moją mamą na bloku operacyjnym w trakcie jej pierwszej operacji onkologicznej oddałabym każdą złotówkę za to żeby wyjechała zdrowa/żywa. I kiedy okazało, że że jest całkiem dobrze, stałam nad łóżkiem i obiecywałam jej tysiące wspólnych wyjazdów i spotkań i imprez rodzinnych. Obiecywałam jej wnuki i gwar przy rodzinnym stole. I po 6 latach mogę powiedzieć, że dotrzymuję tych obietnic. Chwytam każdą chwilę i wiem, że “ukradłam” już 6 lat!
Jestem szczęściarą bo mam męża który do tematu podchodzi tak samo. Bo mógłby kalkulować czy “opłaca się” wyjść z rodziną do restauracji, czy warto gdzieś pojechać, pobyć razem czy lepiej podliczyć $ na koncie. Ale nie.. W środku budowy i całego zamieszania on z błyszczącymi oczami mówi mi, że “nie zapomniał.. że to 8 lat po ślubie”, więc lecimy. Tym razem Wenecja. Ot na kilka dni, żeby pobyć razem. Bo nawet sama podróż to już przygoda i czas spędzony tylko we dwoje.
Więc ruszam dziś łapać moje chwile z mężem, a Was zostawiam z wolnym weekendem.
Jak go spożytkujecie?
Dziękuję Ci za ten tekst <3
Tak masz racje. Tylko co zrobić jak własną mama ma męża z którym żyje obok nawet z nim nie rozmawia a wszystko swoje potrzeby towarzyskie przezuca na dzieci a głownie na jedno, które wróciło do domu bo się rozwiodło. Ciągle się obraża i ma pretensje, bo potrzebuje rozmowy i chyba żeby ją ciągle chwalić. Nie rozumie że ktoś potrzebuje przestrzeni i czasu dla siebie. Dzieciństwo było słabe, smutne, przemoc i strach owszem porządek był, jedzenie itp ale to nie wszystko nikt jej męża agresora nie wybieral
ja też staram się celebrować te krótkie, prawie niezauważalne chwile. to je właśnie pamiętam, gdy próbuję odtworzyć sobie naszą przeszłość.
:*
To prawda, czasem takie przykre doświadczenia uczą nas patrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy. Wyjeździe, odpocznijcie i bawcie się dobrze, a przede wszystkim korzystajcie z chwil spędzonych razem. Pozdrawiam :)
Tak! To te chwile, te najdrobniejsze cą są nas najcenniejsze.
Zdrowia dla mamy.
Marlena, dziękuje Ci za ten tekst :) Muszę zmienić nastawienie do męża, dziecka, rodziców, bliskich. Otworzyłaś mi oczy :)
Udanej rocznicy ślubu :)
Popłakałam się czytając Twój tekst.. Może dlatego, że w lutym, właśnie z dnia na dzień, mój tato dostał udaru. Szczęśliwie również i dla nas, był to udar lekki, ale stres był niewyobrażalny. Życzę Tobie, Twojej rodzince, Twojej mamie zdrowia i dużo, dużo szczęścia, miłości i nieskończenie wiele tych ulotnych chwil razem!
Te szczęśliwe chwile w spokoju i jakby z daleka od wszystkiego. Bezcenne.
Trzymajcie się! Wracajcie wypoczęci i jeszcze bardziej zakochani ;)
Dobrze, że z Mamą już lepiej.
Wzruszyłam się bardzo… To prawda, że w życiu trzeba łapać chwilę, doceniać to co się ma, zatrzymywać czasem i po prostu pobyć z bliskimi. Pobyć jak najwięcej, cieszyć bliskością, rozmową, samą obecnością. Nigdy nie wiemy co przyniesie nam jutro, cieszmy się więc z dzisiaj z całych sił… Piękny post. Cudownej zabawy Wam życzę… Uściski wielkie:)
http://www.homeonthehill.pl/
Piekny tekst, ryczę jak bóbr….
Dziękuję. Zabiorę mamę do jej ulubionego teatru :)
Super! Zaryczana mam robić właśnie makijaż…
Wiesz kochana…też jakieś pół roku temu stałam pod blokiem operacyjnym, czekając na moją mamę. Na szczęście guza mojej mamy udało się wyciąć w całości. Dzisiaj już tak się nie boję…choć chyba zawsze gdzieś z tyłu głowy to pozostaje…
Dobrze, że o tym napisałaś. Choćby po to, aby uświadomić zazdrośnikom, że absolutnie KAŻDY dźwiga swoje małe lub większe krzyże…
Trzymajcie się i świętujcie! Buziaki
Udanej rocznucy zyczymy ;)
My nasza 5ta spedzamy w Paryzu co prawda razem z corka, ale nie wyobrazam sobie nie zabrac jej tutaj tym bardziej ze przyjechalysmy na 2 tyg ;))
Tekst swietny i oby kazdy kto zapomnial o rodzicach po przeczytaniu go przypomnial sobie i choc na chwilke zadzwonil ;)
piękny wzruszający tekst …..spieszmy się kochać bliźnich…tak szybko odchodzą :(
Moja mama w wieku 42 lat miała wylew. Straszne przeżycie i pierwszy raz bałam się, że ją stracę, a nie jest mi tylko matką a i przyjaciółką. Szczęśliwie skończyło się to w miarę dobrze i od tamtego dnia jeszcze bardziej doceniam jej bliskość. Dużo zdrowia dla mamy i wielu wspólnych “szaleństw”:) Pozdrawiam
Aż się spłakałam. Otwierasz oczy, grande dzięki!
Bolesne doświadczenia uczą, oj uczą… i są potrzebne, choć takie trudne.
Dziękuję Ci za ten tekst.
Przypomnienie o wartości każdej chwili spędzonej razem -to bardzo ważne, ale w drugiej części tekst kompletnie oderwany od rzeczywistości. “Nie liczmy $$$, wyjedźmy do Wenecji” trochę mnie po prostu śmieszy. Nie liczysz kasy, bo ją masz. Liczysz jeśli nie masz. (Ewentualnie wyjeżdżacie na koszt sponsora, którego później tu reklamujecie). Mogę celebrować z żoną chwile, zatrzymać się w biegu życia codziennego, ale taki wyjazd spłukałby moje finanse do cna, a nie buduję domu. Harujemy jak woły, nie zarabiamy słabo, a mimo to taka wycieczka to dla nas cały rok oszczędzania. Z błyszczącymi oczyma mogę jej co najwyżej zaproponować wyjazd na randkę do miasta oddalonego o 100 kilometrów (jeśli oczywiście znalazłbym kogoś, kto zajął by się naszym synem, ale nie każdy ma rodziców w miejscu, w którym mieszka). Ot taka mała dygresja.
I gdybyś był moim mężem i powiedział, że jedziemy do .. Giżycka, to rzuciłabym Ci się na szyję i celebrowałabym każdą minutę!
Twoja żona pewnie też się ucieszy…. :)
Moja żona cieszy się z takich najprostszych rzeczy -z wyjścia do kina, z opychania się na mieście zapiekankami, zamiast wyjścia do ekskluzywnej restauracji -i chwała Jej za to. Cieszy się, choć wiem, że skrycie marzy się Jej co innego -jakiś ekstra wyjazd gdzieś dalej. A ja chciałbym mieć możliwość zaproponowania Jej kiedyś nie tylko wyjazdu do “Giżycka”. Cieszyłabyś się gdybyś całe życie miała możliwość jeżdżenia tylko do “Giżycka”? Owszem możesz napisać, że można tanio gdzieś pojechać za granicę. I tak też robimy, śpimy kątem u znajomych, jemy żarcie zabrane z Polski i jeździmy wszędzie naszym starym “trupem”, bo inaczej by się nie dało. Widzisz różnice między spontanicznym urlopem w Wenecji, a oszczędzaniem cały rok na wakacje pod namiotem z konserwami w bagażniku?
Paweł,czemu wylewasz swoją frustrację na blogu Makóweczki?
Może spożytkuj tę energię na szukanie lepszej pracy, dokształcenie się?
Jak się chce, to można, wiem to po sobie. jeszcze 7 lat temu zaczynałam swoją pierwszą pracę w Polsce za niecałe 700zł (nauczycielka), obecnie pracuję w zagranicznej firmie i zarabiam 10xwięcej, dzięki tylko swojemu uporowi i dążeniu do celu. Da się!
Marlena, bardzo wzruszający tekst!
Do Ani i Julii -nie wylewam frustracji. Mam duszę optymisty, rzadko narzekam. Napisałem, że tekst jest bardzo OK, tylko śmieszy mnie pisanie -“nie liczy się kasa, jedźmy na koniec świata by patrzeć sobie w oczy i spędzać razem czas, bo tak mało go mamy”. No jak się nie liczy? Za frajer przecież nie pojedziesz?:) Nikt nie musi za to przepraszać, ale nie da się nie zauważyć, że na takie romantyczne, spontaniczne wyjazdy potrzebne jest dużo kasy. Mam z KIM jechać, Julio, napisałem o tym, nie mam za co -duża różnica.
Serio -z reguły nie komentuje nic w necie, żeby nie tracić -jak piszesz Aniu- czasu ani energii na niepotrzebne rzeczy. Szukanie lepszej pracy, dokształcanie? Uwierz – nie pracuję na kasie w Biedronce za 1500. Pracuję za całkiem sensowne pieniądze. Wykonuję zawód, który lubię, związany z kierunkiem moich studiów, mam duże doświadczenie. Na tyle duże, że nie jestem w stanie za bardzo więcej się dokształcić, wręcz przeciwnie -od października będę prowadził wykłady na uczelni związane z moim zawodem. Dobra, kończę, bo całkowicie zbaczamy z tematu.
Paweł, bardzo fajnie,że masz ciekawą pracę, dobrze płatną itd, więc trudno mi uwierzyć,że aż tak nie możecie wygospodarować pieniędzy na wycieczkę, w dzisiejszych czasach po Europie można latać za bardzo małe pieniądze, ale w Twoim komentarzu napisałeś,że wczasy w Polsce (i to w wersji oszczędnej) są dla was dużym obciążeniem. Nie rozumiem tego, bo ja zarabiając minimalna krajową mogłam sobie pozwolić na weekendowy wypad (wtedy jednak jeszcze po Polsce) kilka razy do roku.
wychodzi z Ciebie zazdrosc> piszesz nie na temat, bo nie zrozumiales tekstu Marleny.
Ona ma pieniadze, wiec leci do Wenecji. Ale to nie znaczy, ze Ty nie nmozesz “łapac chwil” bo zarabiasz mało. owszem, nie polecisz do Wenecji. Ale mozesz wylaczyc laptopa i pogadac z zona. mozesz wziac rodzine na lody i spacer. mozesz na rocznice zrobic jakas fajna kolacje przy swiecach – domowa pizza i wino? przyczepiles sie tej Wenecji bo to Cie boli. ale tekst nie o tym byl
Marta Zet -czytanie ze zrozumieniem się kłania. Przeczytaj jeszcze raz moje komentarze. Tekst Marleny zrozumiałem, tak przyczepiłem się Wenecji -bo reszta była jak najbardziej OK. A kto powiedział, że przy braku kasy nie jestem kreatywny? Że nie łapię chwil jedząc pizzę, nie rozmawiam z żoną, a na rocznicę nie jemy kolacji przy świecach?
PS Poza tym byliśmy już w Wenecji i nie boli mnie to, że autorka bloga tam była. Owszem tylko na dwa dni, jadąc samochodem i śpiąc na polu namiotowym koło lotniska, a potem spłacałem ten wyjazd z pół roku, ale byłem;)
Peace and love.
KAzdy celebruje jak go stac i nie o kase tu chodzi a docenianie Mnie tez nie zabierze do wenecji czy paryza bo to nasze 2 wyplaty ale do Wisły czemu nie (choc kazdy by chcial zwiedzac swiat)Mój M miał guza i ciesze sie z tej Wisły bo po co mi ta Wenecja bez niego…..Choc niezmiennie zazdrosze bo my “musimy”celebrowac we 3ke mamy wprawdzie 2 babcie ale checi brak by zajac sie wnuczka…Za to ja babcia bede najlepsza:)
mówi się, że nie ważne gdzie, ale z kim :-) a że mamę makową stać na Wenecję, to ma za to przepraszać? można pojechać na jednodniowa wycieczkę, a wrażeń mieć na cały tydzień, byleby mieć z KIM te wrażenia dzielić, więcej pogody ducha życzę ;-)
Irytuje mnie tego rodzaju komentarz.Nie pracuję,teraz.Mój partner,owszem.Różnie z kasą,różnie klienci płacą.Raz jest,raz brak.Jednak jesteśmy ponad to.Nie wyjeżdżam za granicę na wakacje,ale np.na domek do koleżanki,do siostry,gdzie zielono dookoła.Są sposoby,wystarczy po prostu wyjść z domu na cały dzień,wyjechać do rodziny,znajomych za tzw.ostatnie 50zł.Nie ma co wymyślać,że brakuje kasy,są ludzie w gorszej sytuacji.Mam dwoje dzieci,większość lata byłam zdana na znajomych,ale zrobiłam wszystko,byle nie siedzieć w domu i nie narzekać,że dzieci nie mają wakacji,bo tatu ś wyjechał do pracy.Przekonałam się,że mam wielu życzliwych ludzi wokół siebie.Nie były to najdroższe wyjazdy,a jednak bardzo udane i miło je wspominam.Wystarczy wyrwać się na kilka dni ze swojego miasta,albo choć na kilka godzin.Trzeba po prostu i tylko chcieć spędzić fajnie czas i tyle.Jestem osobą,która nie boi się wydać ostatnich groszy,ot tak po prostu.Trzeba czasami zrobić coś dla siebe,dla dzieci,coś spontanicznego,żeby nie zwariować,nie narzekać i poczuć chęć do życia.Znam osoby,które w życiu by tak nie postąpiły,chyba,że ktoś je namówi,wkręci i zrobia to jakby wbrew sobie,a później okazuje się,że nie żałują.Chwila,ważna jest chwila.Czas wolny trzeba wykorzystać na maksa,choćby miało się grać w klasy,ważne,by to sprawiało radość,oderwanie od codziennej szarości.Proste,zwyczajnie proste i działa.
Wzruszona… Udanej rocznicy!
Cenny wpis i cenne podejście do życia wśród bliskich – zwykle dopiero jak kogoś zabraknie zmienia się sposób myślenia. Ostatnio odlądałam film ‘czas na miłość’ – wartościowy i mądry przekaz o cieszeniu się codziennym życiem i chwytaniu każdej chwili:).
Pięknie i prawdziwie. Wiem na prawdę wiem o czym mówisz… co dzień o tym myślę i sobie przypominam co zrobiłam ja czy też mąż by pamiętać i by pomóc, cóż wszystko co mogliśmy… Widzisz niecałe 5 lat temu, pod koniec października, moja Teściowa Mama bo jest nią dla mnie miała udar… Do dziś nie zapomnę jak z mężem leżeliśmy wieczorem i odebraliśmy telefon, że stan krytyczny, że trzeba się spieszyć… Nawet teraz pamiętam ile łez wylaliśmy oboje, nie tylko on ja również… Dlaczego? Po prostu to dobry człowiek, kochała nas bardzo i dalej kocha, ale teraz jej miłość jest ograniczona… Wspieramy ją, opiekujemy się nią, karmimy i pielęgnujemy, pomimo ciężkich chwil doceniamy, że jest z nami, że może patrzeć na swojego pierwszego wnuka, na mój brzuch powiększający się z każdym dniem i przybliżający do kolejnego wnuka lub wnuczki.
Eh nawet teraz łzy lecą, a w tym miesiącu minęło 5 lat od naszego ślubu, od Jej łez szczęścia. Dziś mija 3 lata od urodzin synka i Jej łez innych i bardzo szczęśliwych. A w październiku minie 5 lat od kiedy jest z nami a jakby obok nas… Dziękuję za wpis, ja to wiem więc niech teraz inni sobie przypomną jak ważne jest bycie razem nie obok siebie, jak ważne jest kochanie i pamiętanie o sobie… Życzę dużo zdrowia dla Twojej Mamy i dla Ciebie i całej Waszej rodziny.
Bardzo mądry, piękny i wzruszający tekst. Dziękuję…
Masz rację. Nigdy nie wiemy, kiedy kogoś może zabraknąć w naszym życiu. Bardzo się cieszę, że z Twoją mamą dobrze się skończyło!
I zwolniłam i ja czytając Twojego posta…
Od dobrych kilku miesięcy szukam czasu na drobne przyjemności. Na chwilę wyłącznie we dwoje, na zdrowy posiłek przyrządzony w domowej kuchni, na leniwy spacer z psem i wieczorną lekturę do poduszki… I okazuje się, że można mimo szalonego tempa jakie funduje nam codzienność. To wszystko siedzy w naszej głowie i obsolutnie od nas zależy jak przezyjemy naszą bajkę. Zatem weekend na Podlasiu gdzie zamierzam cieszyć się schyłkiem lata :)
Moja mama przeszła przez podobne historie – 10 lat temu “operacja onkologiczna”, jakiś czas później mini udar. Nie mogę powiedzieć, żebym jakoś specjalnie się w tamtym czasie wykazała, wręcz przeciwnie. Nie mogę sobie wybaczyć, że byłam wtedy taka niedojrzała, ale czasu już nie cofnę. Przez ostatnie kilka lat poświęciłam swoje życie na naprawianie tych błędów. Natomiast co do mamy, to od tamtego czasu obserwuję w niej postępujące zmiany… koleżanka mówiła mi, że po ciężkiej chorobie jej mama zaczęła doceniać życie, z entuzjazmem witać każdy nowy dzień… moja nie bardzo… straciła poczucie humoru, stała się złośliwa, doszukuje się złych intencji, wywołuje awantury i stawia się w roli ofiary (trzeba ją błagać o wybaczenie). Nawet po naszym wspólnym wyjeździe do Włoch była mną rozczarowana, bo mi się wg niej nie podobało (nie prawda!). Była dla małej mnie wspaniałą mamą, pełną wyobraźni, błyskotliwej inteligencji, trochę złośliwego humoru. Miałam nadzieję, że część tego, za co ją tak kochałam, pozna moja córka. Niestety. Mama jako babcia nie sprawdza się wcale. Robi wszystko na pokaz i ma nas obie tak naprawdę w nosie. Trudno mi się z tym pogodzić, to był powolny proces, niezauważalny. Teraz od 2 miesięcy nie odzywa się do mnie (do 3,5-letniej wnuczki też), bo wmówiła sobie, że podczas sprzeczki o pójście nad jezioro powiedziałam coś takiego, co tak strasznie ją zabolało, że nie miała ochoty na kontakt. Jestem w szoku. Nie poznaję jej zupełnie. I zazdroszczę Ci relacji z mamą.
Świetne napisane- sama prawda. Czasem warto zatrzymać się i przemyśleć czy robimy wszystko co możemy dla najbliższych. A nie obudzić się po czasie…
Szafątosi zapachniało…(którą uwielbiam) – bardzo fajny tekst. Udanego wyjazdu!
tez sie wzruszylam….
ps. wiem ze czasem nie ma jak zmienic pracy, czy sprawic zeby ybla lepiej platna..ale ja tez zyje w Polsce pracjemy z Mezem oboje robimy duzo i nie narzekamy na brak grosza bo stac nas na rozne przyjemnosci ale to efekt checi motywacji ambicji… a moglibysmy siedziec i narzekac ze na to nie ma ze na tamto nie i jaka to POlska okropna bo nam na chleb nie da…. tak mi smtno ze jest tyle osob zabijajacych nas swoim pesymizmem i bezradnoscia… tylko od nas zalezy(jesli jestesmy zdrowi i silni) jak bedzie wygladalo nasze zycie. :)
ps. Makoweczkowy blog uwielbiam :*
Piękny tekst…… Pozwala inaczej spojrzeć na codzienność. Ps. czy leni chodzi do przedszkola w opaskach z rozpuszczonymi włoskami (instagram)? U naszej cztarolatki jak do tej pory jest na nie…. ciągłe poprawianie, jedynie warkoczyki ew kucyki.
Czasem trzeba zwolnić. Przypomniałaś mi, że dawno nie spędziłam z Mamą wspólnego wieczoru. Takiego bez Mai. Sam na sama. Przy winie, z rozmową do późna. Dobry tekst, bo daje do myślenia.
Cieszę się, że z mamą już w porządku.
Ja czekam aż moje młodsze nieco podrośnie i też zamierzam mamę zabrać na weekend, bo już mi bardzo tego brakuje :)
Pieknie napisany tekst! Marleno, mozna wiedziec ile masz lat?
Ja kilka razy dziennie mówię mojej Mamie, że ją kocham i codziennie piszę jej “Dobranoc Mamusiu” SMSem… Zostawiam też jej SMSy do mnie – żeby były…
No Kobieto. Wyciskacz łez jesteś wiesz? Hę. Ja jeszcze zapominam się w codzienności i popełniam błędy w tym zakresie. Dziękuję
Rozumiem Pawła. Po przeczytaniu postu pierwsza myśl to czy napisałabys to samo zarabiając średnia krajową.
Dzięki temu postowi się przełamałam i mimo myśli (tym razem po kłótni nie przepraszam pierwsza,dlaczego zawsze ja mam wyciągać rękę mimo ze Mama sprzeczkę zaczęła i ciągnęła) po prostu zadzwoniłam i przeprosiłam. W końcu korona mi z głowy nie spadła,ego ciut pobolało, ale to jednak przeciez moja Mama.
No to kończąc mój wywód – dziękuję
Bezpiecznej podróży !
Ja spędzę z rodziną :) zdrowia dla mamy i udanego wyjazdu :)
piekny tekst i jaki prawdziwy…
duzo zdrowia dla mamy
a wy bawcie sie dobrze.
Musiałam to napisać… Nieźle daje w ryj ten wpis! Tak pomiędzy jednym a drugim blogiem, wszędzie to samo, nuda, nuda, nic nowego, bla bla bla…
Szkoda tylko że przekaz jak zwykle został w cieniu tematu pieniędzy.
Zdrówka dla Mamy :-)
Niestety większość czytelniczek tego bloga to osoby pracujące za 1500zł i poczucie bezradności i pewnie zazdrości powoduję właśnie tego typu wpisy. Blog, wpisy pozytywne, kolorowe, wszystko cacy ale nie na portfel zwykłego Kowalskiego (czyt. wpis z wyprawką do przedszkola.) Brakuję blogów dziecięcych nie pisanych ze sponsorami, nie z ciuszkami od najlepszych projektantów tylko zwykłych stylizacji z ubraniami które nawet dla tego zwykłego Kowalskiego będą w zasięgu ręki.
PS. Udanej podróży;)
Na pewno są takie blogi (sama regularnie odwiedzam jeden), ale z jakiegoś powodu lubimy zaglądać tutaj, prawda? Swoją drogą to ciekawe że niektórzy skupili się na myśli przewodniej (mama), a innych ukłuła ta Wenecja. Przyjemnie widzieć że tych pierwszych jest więcej.
Aniu załóż taki blog. W czym problem? :)
Ja staram sie z mezem RAZ do roku wyjechac gdzies sama. Mamy o tyle z tym problemu, ze musimy do Polski do dziadkow dzieci zawiezc, ale dajemy rade :)
Pięknie
Już wszystko powiedziałaś w tekście. Ja mam mamę chora kilkanaście lat na Parkinsona. Odkąd “nauczyłam się” być mamą, nieco ograniac dwójkę, no i nie musieć się martwic o jutro, bo mam macierzyński – staram się czasem zrobić mamie niespodzianki. Niedawno byliśmy na grobie jej rodziców w Szczecinku – to wielkie wyzwanie, bo mama już samodzielnie się nie porusza. We wrześniu tez planujemy mały wypad na kilka godzin w inne miejsce. Czasem nawet placek, czy chwila rozmowy jak dzieci zasną. To jest fajne!
Dziękuję za ten wpis. Bardzo mnie wzruszył. Dużo zdrowia dla Twojej mamy!
Marlena nie wiem czy w gąszczu tych komentarzy przeczytasz mój …ale przeszłam przez to samo, i dzisiaj mam naprawdę dużą wiedzę ! Udar bardzo ale to BARDZO często się powtarza !!! ( u taty po 3 mc ) dzięki Bogu była przy tym moja mama .Zróbcie mamie echo serca! szukajcie przyczyny !! mój tata wyszedł ze szpitala z lekami w bardzo dobrym stanie ale nie zadali sobie trudu aby znaleźć przyczynę … dopiero po drugim udarze ( ten już nie był micro udarem) znalazłam cudownego kardiologa który znalazł przyczynę w sercu (częstoskurcz) i dopiero teraz mogę powiedzieć że śpię po nocach ..wcześniej chodziłam jak na szpilkach …. Piszę nie po to aby Cię nastraszyć, ale przestrzec żebyś nie musiała przejść przez to co ja !…Mój tatuś ( wulkan energii) dzisiaj śmiga i wszystko skończyło się bardzo dobrze …ale gdyby nie szybka reakcja nie wiem co by było …… pilnujcie mamy i szukajcie przyczyny ! ! Udar nie bierze się znikąd! Ściskam i życzę dużo zdrowia .
Wiele Twoich tekstów mnie denerwuje, ale wiele też wzrusza i wzmaga wspomnienia.. Ja mając niespełna 29 lat niestety w ciągu trzech lat pochowałam 4 osoby.
W nocy telefon, że ..”chyba” nie żyje. Setki telefonów, na drugi dzień 6 rano w drodze.. Mama zmarła z dnia na dzień za granicą, polka galopka oby była w PL. Nerwy, stres, obcy kraj, świadomość, że jednak się nie mogłaś pożegnać. A jednak poszłam do szpitala, później wiadomo. Ciężko było, przychodzą myśli, że można było inaczej, częściej, milej. Oj..
Później Dziadek- zwykłe “starsze’ przyzwyczajenie- bo nie pojedzie do szpitala… Babcia dała radę jeszcze przez ponad rok. Niestety zmógł ją rak mózgu we wrześniu b.r.
Gwóźdź do trumny.. Tata dwa miesiące po Babci. Też nagle niespodziewanie. Rano , telefon.. … Tata nie żyje. I znowu polka galopka. Urzędy, firmy, plebania (o zgrozo!!), cmentarz..
Moje pytanie: ILE MOŻNA? Ile człowiek zniesie?
Jednak kurde można. Musisz. Ja nie mam dzieci, a dałam radę. Muszę żyć dla siebie i swojego lepszego życia, mimo że brakuje mi ICH.. Też gdybym mogła cofnęła bym czas, BY Z NIMI BYĆ.. choć chwilkę..
Wychowałam się w czasach kiedy każdy rodzic chciał zarobić. Pozbawiał tym samym dzieci radości i bliskości.
Nie jest mi już dana taka chwilka jak wyjazd do stolicy. Zazdroszczę..
Ale i serdecznie pozdrawiam
Miesiąc po udarze mama spaceruje po górach? Ja bym nie pozwoliła!
Muszę przyznać, że dość sporadycznie tu zaglądam, jednak nadrabiam wówczas zaległości i czytam albo tylko oglądam zdjęcia dzieciaków….teraz zatrzymałam się na dłużej….piękny tekst i bardzo prawdziwy :)Zdrowia dla mamy i dla Was wszystkich, bo tak naprawdę to jest najważniejsze w życiu i łapcie z życia nadal jak najwięcej :)
Miesiąc temu przechodziłam przez podobne przeżycia. Nie był to jednak członek rodziny, ale nasz przyjaciel. Nagle koło 23 zaczęły drętwieć mu ręce, potem nogi, a następnie nie potrafił złożyć zdania. Jego żona a moja przyjaciółka zareagowała bardzo szybko bo wiedziała jak rozpoznać udar. Pogotowie potwierdziło- udar lewostronny. Tylko szybka interwencja i dobra kondycja sprawiły, że po udarze nie ma fizycznych śladów i wszystko jest dobrze.
Wiesz co jest najgorsze….on ma dopiero 37 lat…Więc nie dotyczy to tylko osób starszych. Każdy powinien łapać chwilę, spędzać czas ze znajomymi, rodziną ze sobą. My rodzinnie łapiemy, tak często jak możemy.
Zdrówka dla mamy.