Mazury z dziećmi – 2018 edition
Mam takie wspomnienie. Jestem pewna, że już to Wam kiedyś pisałam – wakacje nad morzem, pogoda… cóż, polska – jak nie deszcz to sinice. Do tego parawaning, papierosek i dzieciaki z gołymi tyłkami. Ale to wszystko to nic. To jak swojski folklor, jak goferek za 20 zł, raz do roku można łyknąć. Gdyby nie ta woda… zimna jakby Polska znajdowała się tuż nad Finlandią. No lodowata! 19C nie kusi do kąpieli. I z tego morza, po drodze – bo z Białegostoku, nie ma żadnej sensowniejszej trasy ku Gdańsku niż ta mazurska – zajeżdżamy do mojej babci na Mazury z dziećmi. A tam woda jak zupa, piękna, plaża i brak fal. Dzieci od świtu do nocy w kąpieli, gdzie w Bałtyku paznokcia zamoczyć nie chciały. I tak siedzisz i dumasz na tej plaży, po coś jechał 6 czy 8 godzin, na te morskie ‘kąpiele’ jak Mazury tak blisko i takie najlepsze.
Mazury z dziećmi – po co Ty tam jeździsz?
Pewnie piszę tak dlatego bo tam się wychowałam i kocham je – na wakacjach – całym sercem. Tęsknię za babcią. To do niej był sens jeździć każdego roku. Ona nadawała temu miejscu wyjątkowego uroku. W pierwszym blogowym, Mazurskim wpisie napisałam Wam tak:
“Co roku mąż mi mówi „po co ty tam jedziesz?”. Bo ani warunków, ani możliwości. Zawsze starannie dobieramy lokale wyjazdowe w 99% pod dzieci. Pisałam o tym wielokrotnie. Ale raz w roku dostaję amnezji, wkładam swoje różowe okulary, całą swą pozytywną energię i .. jadę sama z dziećmi do swojej babci.
Stało się to moją tradycją. PT odmawia tego rodzaju wczasingu, a ja daję się ponieść emocjom. Bo dzieci poznają swoją prababcię. Nie wiadomo czy to nie ostatni rok kiedy ją widzą, jako, że lat 87 i zegar głośno tyka. Bo wakacje (prawie) wiejskie, a wszystko w życiu poznać trzeba. Także smak kurzu, brudnego jabłka i kąpieli w zimnej wodzie. Po podwórku pobiegać, w kałuży nogi pomoczyć. Usiąść na prababcinym kolanku i posłuchać nuconych przez nią melodii.. Zjeść jedno ciastko za dużo i nakarmić króliki kapustą.” (cały wpis przeczytacie TU)
Wycieczka w przeszłość
Lenka prababci praktycznie nie pamięta, mimo wszystko była za mała. Maks jak przez mgłę… choć starałam się, żeby ją poznali i woziłam ich co roku.
“Wakacje u babci. W Orzyszu. Orzysz plaża, na Mazurach, które są częścią mnie.W miejscu w którym się wychowałam. W którym chodziłam pierwsze trzy lata do szkoły. W którym przeżywałam pierwsze miłości i upadki.. Które uwielbiałam jak żadne inne na świecie.
Miejsce które zaszczepiłam w sercach moich dzieci. Wiem jak bardzo je kochają. Wiem też, że nie rozumieją kiedy mówię im, że to ‚ostatni raz’. Bo niby możemy przyjechać gdzieś do hotelu czy pensjonatu, ale to nie będzie to samo. Nie będzie to stara kamienica z okropnym podwórkiem.” ( TU).
I wykrakałam sobie trochę, bo kolejnego roku pojechaliśmy już do pensjonatu i nic nie było takie same, choć pół rodziny się wtedy zjechało: “Siedzimy sobie w osiemciu (nie doliczy się nikt dokładnie w ilu) kuzynów nad ogniskiem, piekąc upieczoną już kiełbaskę z grilla. Ale kij w ogniu każdy przecież moczyć lubi. Część z nas mieszkała w dzieciństwie na Mazurach.
Druga część dojeżdżała co wakacje. Wspomnień mamy wielkie wory. Od spotkań rodzinnych, gdzie gwar i każdy mówił coś od siebie. Na raz oczywiście! Przez szczenięce łobuzowanie, po pierwsze imprezy na plaży, piwo podkradzione od rodziców, po wspomnienia, które mogą zostać tylko w naszych głowach.. i w Vegas ;), albo dokładniej, w Orzyszu.” (cały wpis czeka TU)
Wakacje z przyjaciółką
W 2016 na Mazury zawitałam z moją przyjaciółką. To był surviwal życia i wielka lekcja dla naszej relacji. Czworo dzieci, 2 pokoje i to nie te własne, gdzie wszystko jest zagospodarowane pod dzieciaki. Było ciężko, ale i pięknie. Wtedy też napisałam Wam najbardziej poradnikowy wpis: MAZURY Z DZIECKIEM – NAJCIEKAWSZE MIEJSCA.
Natomiast rok temu trafiłyśmy do domku mojego wujka i po wpisie, który Wam zostawiłam kilka osób z Orzysza obraziło się na mnie na śmierć ;) : “Coroczna wizyta na Mazurach jest dla nas oczywistością. Tu się wychowałam i to miejsce darzę wyjątkowym uczuciem. Myślę, że Mazury, a szczególnie Orzysz – do którego jeździmy co roku i gdzie spędziłam pierwsze 10 lat swego życia – trzeba kochać i mieć we krwi. Bo ani mojemu tacie nie płynęły one w żyłach, choć mieszkał tam 10 lat, ani mój mąż nie chce tego miasteczka ochoczo odwiedzać.
Trochę się im nie dziwię. Wakacyjna infrastruktura zerowa, za to masa ludności lokalsowej… cóż specyficznej. Nie wiem jak to można ładnie napisać, ale powiedzmy, że jeśli Białystok jest nazywany Polską B lub C, to Orzysz to Polska W lub Z. Jednak mimo wszystko posiadająca masę uroku, który chcę pokazywać moim dzieciom. Bo bądźmy szczerzy, gdzie dziecko miejskie ma zobaczyć tę inną stronę życia, gdzie rówieśnik Maksa rąbie drewno na podpałkę, a na koniec pracy dostaje jeszcze burę (żeby tylko :( ) od mamy, bo miał robić coś innego w domu.
No ok, druga część jest niepouczająca, ale pierwsza jak najbardziej. Jako, że mieszkaliśmy tym razem w domku mojego wujka w podwórku starej kamienicy, było widać tę ‚swojskość’ i różnice jak na talerzu. Chłopiec noszący drewno i drugi obok, za okienkiem (mój własny), który woła ‚zrób mi kanapkę’. Tacy sami… Chwilę później obydwoje szaleją na plaży. Zaprzyjaźniają się na śmierć i życie bo w tym momencie, kiedy obydwoje są beztroscy i skaczą z pomostu są w 100% równi.” (całość TU)
Mazury 2018
W tym roku na Mazurach byłam najkrócej w życiu.. ale byłam! Tradycja zachowana :). Czekam nieodmiennie na hotel w Orzyszu. Na instastories dostaję od Was setki zapytań o lokum, no nie ma no! Budują, burzą, kłócą się o kasę, o szambo, a jak spać nie było gdzie tak i nie ma.
Wszystko inne czego mi tam potrzeba już jest – jezioro, piękna plaża, rodzina, wieczorne ogniska. Są i restauracje, odkąd stacjonuje tam wojsko z USA. 30 km do Mikołajek, Giżycka czy Ełku. Zachody słońca nad łanami zbóż i … ten zapach! Zawsze będę tam wracać :)
Bardzo lubiłam czytać Twojego bloga, jednak jako mieszkanka Orzysza – lokals nie czuję się obywatelką Polski Z lub W. Słabo to zabrzmiało
Emila, absolutnie nie chodziło, żeby kogoś urazić. Ale fakty są faktami. To tak jak ktoś przyjeżdża z Nowego Jorku czy Berlina do Białegostoku i się śmieje, że tu to wrony zawracają ;). No nie jest to meropolia, ale mi tu żyć dobrze. Ale obrażać się za to? No ostatnia jestem do tego. Tak samo Orzysz – piękna miejscowość Mazurska, no ale dziura trochę w porównaniu do Mrągowa czy chochiażby Mikołajek czy Giżycka. Nic nie ma – ani gdzie spać, ani atrakcji. Mojego bloga czyta cała polska (i ludzi zza granicy). Chcę, żeby wybierając kiedynek z mojego polecenia mieli jasność- to nie Leba z wesołymi miasteczkami, kinem, dmuchańcami, stadami restauracji i hoteli. To mała mieścinka mazurska – i tu w klasyfikacji alfabetycznej nazwałam ją dlatego ‘W’ czy ‘Z’. Co nie oznacza, że nie można spędzić tam życia i to bardzo przyjemnie :)
Rozumiem intencje, jednak czytając artykuł odebrałam go zupełnie inaczej. Małe miejscowości mają swój urok i jeśli ktoś ma ochotę na atrakcje to tutaj takowych nie znajdzie. Wcale się nie obraziłam, bo można mieszkać w stolicy i co z tego….
Jeszcze raz mogę zapewnić, że nie chciałam urazić mieszkańców Orzysza, także wybacz proszę <3
Także nas do stolicy nie ciągnie, choć w ciagu 11 lat małżeństwa mąż miał dziesiątki propozycji i i mi byłoby łatwiej spotykać się z klientami. Ale nie, wolimy naszą Polskę C czy S lub W ;)
Białystok to piękne miasto. To z kolei miejsce, gdzie ja jeździłam do mojej babci. Przez całą Polskę. :) A jeziora mazurskie… też są w moim krwiobiegu i mam wooooory wspomnień. Jezioro Nidzkie. :)
Następnym razem w drodze z/do Orzysza zapraszamy w odwiedzinki do Ełku.
Świetne zdjęcia, widać, że wakacje udane! ;)