Lifestyle, Zdrowie

Moje sprawdzone sposoby na stres (+historia mojego jesiennego dramatu)

Miesiąc od 10 października do 10 listopada jest jak czarna wyrwa roku 2020. Choć ogólnie nikt fanem 2020-go nie będzie, to dla mojej rodziny był on łaskawy, a wręcz obfitujący w dobre rzeczy. Izolacja służy nam, jako rodzinie. Zawodowo radzimy sobie dobrze. Dzięki diecie ketogenicznej schudłam 13  kg i wyglądam, ale także czuję się najlepiej od wielu lat. Wypadek Maksia był trudny, ale sprawa szybko ułożyła się pomyślnie. Było więc pięknie. Do października.

Los trochę testował ewidentnie ile jeden człowiek może unieść w okresie jednego miesiąca. Odpowiedź brzmi – dużo.

Wszystko zaczęło się od momentu w którym znalazłam u siebie powiększone węzły pachwinowe – stadko małych kuleczek z jedną większą, bliżej wzgórka łonowego. Szybko udałam się na usg, a diagnoza mnie zasmuciła – przepuklina pachwinowa. No dobra, to niby żaden dramat, ale operacja w czasie COVID-a to nie jest ‘luzik’, a ból sprawiał, że miałam problemy z poruszaniem się po własnym domu. Umówiłam się więc prywatnie na możliwie najszybszy zabieg. Tu jeszcze szło gładko. Niestety, kilka dni później dowiedzieliśmy się, że wchodzimy rodziną w kwarantannę, obejmującą dzień mojego zabiegu. Zaczęłam szybko działać. Tysiąc telefonów do sanepidu, póżniej pismo i hurra! Udało się załatwić przepustkę! Ale ale.. los jak wredny chochlik zesłał na mnie… zapalenie pęcherza. Pierwsze w życiu, takie po bandzie, że trzeba było wziąć antybiotyk. Zabieg musiał więc zostać przełożony, o bagatela dwa tygodnie.

To mnie trochę dobiło, jednak dzielnie jadłam anty i czekałam na zdrowie.
Nie było to łatwe, jako, że w tym czasie odbywał się w naszym domu remont. I to nie mały. Skąd mogłam wiedzieć, że w tym czasie, w roku, w którym nie miałam nawet kataru, będę z przepukliną, która utrudnia chodzenie i zapaleniem pęcherza, który zmusza do wizyt w toalecie co 10 min. A w domu bajzel! Stawianie ścian, malowanie, tynk, kurz, folie i ogólny dramat. W domu w którym dwoje dzieci jest na edu domowej i dwoje dorosłych pracuje zdalnie.

To był moment, w którym Edyta W., mój dieto-terapeuta, znany Wam z dwóch ostatnich moich ebooków, powiedziała: “Marlenki, kup sobie dodatkowo do zwykłego probiotyku, Sanprobi Stress”. Chyba było widać po moich stories, że psycha leciutko siada i przyda się wsparcie. Wojtuś przywiózł mi specyfik dnia następnego i zaczęłam przyjmowanie nowości.

Następne dwa tygodnie to był festiwal nawracającego zapalenia pęcherza, remontu, czasami 3 pracowników i 4 osób mieszkających w danym domu. Z pęcherzem udało się sprawę załatwić przed zabiegiem. Zostało tylko proszenie własnego ciała, żeby wstrzymało się z miesiączką choć o 2 dni (w trakcie menstruacji nie można operować). Mój poziom stresu był na ostatniej żyłce, a jak się okazało, to było preludium.

Operacja udała się jednak idealnie, pracownicy w końcu się wynieśli, a ja myślałam, że co najgorsze to za mną. Jakże się myliłam!
Zanim dojdziemy do “grubszego kalibru” chciałabym podać Wam sposoby na radzenie sobie ze stresem.

W ostatnim miesiącu doszłam do perfekcji w opracowywaniu mistrzowskich sposobów radzenia sobie ze stresem:

1. Kąpiel – póki nie miałam rany pooperacyjnej, codzienna zapachowa kąpiel, odejmowała mi tonę stresu. Niby mała rzecz, a rozluźnia ciało, ale także umysł. Warto zainwestować w olejki eteryczne o działaniu rozluźniającym lub zapachowe świece. No i zamek w drzwiach oraz zatyczki do uszu (wersja matka ;)).

2. Spacer – dla odmiany spacerować zbyt dużo przed operacją, jednak korzystałam choćby z tych 15 min. Haust świeżego powietrza, resztki pomarańczowych liści i odrobina ruchu pozwalają inaczej spojrzeć na każdy problem.

3. Chwila z książką – nie jest to proste w izolacji, żeby znaleźć moment spokoju wewnątrz własnego domu, powiedzmy sobie wprost. Dlatego właśnie zdecydowałam się na remont i postawienie dodatkowych ścian w moim domu ;). Każdy człowiek potrzebuje codziennie odrobiny samoizolacji i spokoju. Już 15-minutowa sesja ciszy i dobrej lektury działa zbawiennie.

4. Suplementy pomagające w radzeniu sobie ze stresem

Jak wiecie, jestem mistrzem suplementów. W momentach wysokiego stresu włączam szybko większe dawki magnesu, olejek CBD i właśnie od tego miesiąca, podążając za sugestią Edyty – psychobiotyki, jak np. SANPROBI Stress.
Wiecie, od lat, że z mikrobiottą jestem na ty. Zaczęło się od wykładów Oskara Kaczmarka, przez relacje z moim lekarzem rodzinnym, który SANPROBI Ibs, zaleca mi na każdej wizycie od kilku lat, po Edytę W, która namiętnie dba o moje jelitka.

Większość z nas zna pojęcie osi mózgowo-jelitowej. To dlatego odczuwamy problemy trawienne w momentach stresu (ja w tydzień, który opisuję Wam poniżej schudłam 4 kg!) lub “motyle w brzuchu” kiedy jesteśmy zakochani. Jak się okazuje, w przewodzie pokarmowym mam 2 kg ‘lokatorów’. Odpowiadają oni nie tylko za naszą odporność i funkcjonowanie organizmu, ale także pośredniczą w produkcji neuroprzekaźników, takich jak dopamina, serotonina i produkują metabolity mające wpływ na działanie osi mózgowo- jelitowej.

Badania potwierdzają, że niektóre szczepy probiotyczne- Lactobacillus helveticus Rosell® – 52; Bifidobacterium longum Rosell® – 175 zmniejszają dyskomfort gastryczny wywołany stresem i obniżają intensywność lęku. Przyczyniają się do redukcji wydzielania kortyzolu, którego nadmiar powstaje w wyniku stresu. Pomagają w przekształcaniu tryptofanu w serotoninę. Te dwa szczepy przyczyniają się także do zmniejszenia depresji, co jest udokumentowane różnymi badaniami.

5. Miłość & dotyk i drapanko ;)

Jako osoba wysoko wrażliwa, w czasie stresu potrzebuję zawsze kontaktu skóra do skóry, dotyku i.. drapanka plecków :D Nie pytajcie ;)

6. Spędzanie czasu z ukochanymi ludźmi

Nie dość, że czuć od nich troskę i dobre fluidy, to jeszcze spotkanie z ukochanymi odrywa od smętnych przemyśleń.

I tu można by ten wpis zakończyć, jedno to co stało się później po raz kolejny naciągnęło wszystkie struny.

Jako, że po operacji znowu pobolewał mnie pęcherz (acz inaczej) znowu dostałam antybiotyki (tym razem dwa). Jednak poprawy nie było, więc zostałam skierowana na USG. Okazało się, że mam pooperacyjny krwiaczek, który może uciskać pęcherz i dawać takie niespecyficzne objawy. Jednak nie to zaniepokoiło radiologa. Zobaczyła w mojej nerce… zmianę. Jej wyraz twarzy mówił za dużo, więc na pokerzystę stanowczo się nie nadawała. Zmiana – 24×17, unaczyniona obwodowo, hipoechogeniczna. W tłumaczeniu na język ludów – w najlepszym wypadku skomplikowana torbiel (która też ma swoje skale i III to 50/50 rak oraz IV = rak) lub rak. Pilnie tomograf.

To był najmroczniejszy tydzień mojego życia, w którym miałam – bolesną – możliwość skonfrontować się z najgłębszym lękiem. Do metod opisanych wyżej dołączyłam konsultację z Totalnej Biologii (rewelacja!), Ustawienia Systemowe z Wojtkiem Jarczewskim (również sztos!), oraz Techniki Uwalniania, dzięki czemu lęk przestał mnie paraliżować. Zaczęłam odzyskiwać radość mimo wyroku (w najlepszym wypadku i tak byłoby trzeba tę torbiel usunąć, więc znowu operacja).

W skrócie napiszę, że TK wyszedł czyściutko, brak jakichkolwiek zmian. Kolejne USG w Warszawie i lekarz (dość niemiły, but still) orzekł: zmienić imbecyla radiologa, który miąższ nerki myli ze zmianami.

Czysta, zdrowiutka nerka, bez żadnych torbieli. Inne ‘podroby’ jak to żartobliwie mawia mój tata także w stanie idealnym. Okaz zdrowia!

Ufff! Tak czułam, że coś mi tu nie pasuje jako, że – nieskromnie, wybaczcie – wyglądam najlepiej w życiu i czuje się najlepiej w życiu ;)


Obecnie nadal przyjmuję Sanprobi Ibs oraz Sanprobi Stress, żeby odbudować mikrobiotę (po stresie i antybiotykoterapii). To proces długotrwały, ale warty wszystkiego. Bo – po tym co przeżyłam – mogę z pełną stanowczością powiedzieć – nie ma drugiej takiej wartości jaką jest zdrowie i życie <3