Nie ratujmy maluchów przed (szkołą) nauką!
Akcja ‘ratujmy maluchy’, przed szkołą przeszła przez nasz kraj burzliwym echem. Była ona protestem przeciwko posyłaniu 6-latków do szkoły. Zebrano tysiące podpisów pod protestem. Problem kilka lat temu mnie nie dotyczył, więc przyglądałam się mu z boku. Hasła niby mi bliskie – troska o rozwój emocjonalny i społeczny dziecka, trafiały do mnie tylko po części, dlaczego? Przybliżę Wam dziś mój pogląd na rodzimy system nauki i edukacji.
Zdefiniuj problem
Przedstawiciele nurtu mającego ‘ratować maluchy’ rzucali wiele haseł. Dużo tam było o nieprzystosowaniu dzieciaków do warunków szkolnych, niedojrzałości emocjonalnej. Trochę mówiono o ciężkich plecakach, nieumiejętności skupiania się. Budynki same w sobie także miały warunków dla małych dzieci nie spełniać. Tyle z mądrych haseł. Gawiedź podkręcała bardziej gorączkowo historię o odebranym dzieciństwie, wolnej zabawie i niepotrzebnej nauce i prawie że dramacie, który Tusk zgotował 6-latkom.
I tak sobie dumałam, gdzie rzeczywiście leży problem. Czy w magicznych i bliżej niewyjaśniuonych okolicznościach w ciągu roku dzieci nabywają wszystkich potrzebnych umiejętności aby do szkoły ruszyć? Już nie musimy martwić się o ich dziecińtwo i zabawę, a plecaki nagle ważą o 5 kg. mniej, lub przez ten rok nasze pociechy trenują na siłowni i mogą je już spokojnie nosić. W wieku lat siedmiu bańka pryska i jest super, i nasze szkolnictwo jest świetne. Bo dla sześciolatków to nie. I jakoś mnie ta historia kompletnie nie przekonuje.
Nauka
To jest ten element, który jako pierwszy zasiał we mnie ziarenko niepokoju. Nie wiem kiedy system nauczania tak się zagubił i rozmienił na drobne, ale coś nie działa poprawnie. Jeśli mieliście sposobność obcować z nowym (a może już starym?), darmowym podręcznikiem do klasy pierwszej, wiecie o czym mówię. Nadmienię tylko, że książeczki po 10 zł z Empiku są bogatsze w treść, a Maksa książkę rozwiązała bez trudu Lenka (w wieku lat 4).
Czy właśnie przed tym mamy ratować nasze dzieci? Przed programem poniżej normy i umiejętności rozwojowych większości 7-mio, ale także 6-ściolatków? Bo to ‘ratowanie’ kończy się często umieraniem z nudów połowy klasy, która przez pierwszy semestr koloruje lub wykleja literki lub cyferki… które najprawdopodobniej zna już od 3-4 lat. Potem zaczyna się historia z byciem ‘niegrzecznym’, bo znudzone dzieci zaczynają zajmować się czymś innym i mamy katastrofę na własne życzenie.
Rozwój emocjonalny
Trochę jest tak, że deficyty emocjonalne nie mają konkretnie przypisanego wieku. Czasami 6-latki mogą poradzić sobie w szkole lepiej niż dzieci 7-letnie. Oczywiście jest duża szansa, że dzieci młodsze (szczególnie te z drugiej połowy rocznika, które tak jak Lenka, przed nową.. czy tam nowszą reformą (ciężko się już w nich połapać), musiałby naukę zacząć w wieku 5,5 lat), będą miały (rozwojowo) słabsze umiejętności koncentrowania się na przydługich i nudnych lekcjach, będą potrzebowały więcej ruchu i możliwości pogadania, jednak intelektualnie mogłyby i tak przewyższać program.
Wnioski
Myślę, że większość ogarniętych rodziców powie to samo – system szkolnictwa mamy do wymiany, ale na pewno nie na rzecz ‘ratowania maluchów’ przed szkołą. Bo wystarczyłoby tę szkołe ‘odczarować’ i mogłyby do niech chodzić i 4-latki. Nie widzę żadnych przeciwskazań, żeby moja Lenka, lat 4,5 poszła w tym wrześniu do przystosowanej szkoły. Takiej w której mogłaby się uczyć zagadnień daleko przewyższających program przedszkola, grupy 5-latków. Lenka, która nie jest dzieckiem wybitnym, jak Maks, a raczej zwyczajnym, zna literki, pisze proste wyrazy, próbuje coś tam czytać domyślając się po pierwszych 2-3 literach ;). Dodaje małe liczby, przedmioty, liczy na liczydłach. Zna kolory, dni tygodnia, miesiaca, roku (tego się uczy włąśnie Maks w wieku lat 8, w 2 klasie!). Więc why not? A no dlatego, że nasza szkoła skonstruowana jest według starych, przebrzmiałych reguł, a my, obywatele, zamiast walczyć o zmianę systemu nauki, pienimy się o wiek dziecka posyłanego do szkoły. Paranoja!
Spójrzmy może za granice naszego kraju. Dzieciaki zaczynają naukę dużo wcześniej. Jesteśmy jednym z krajów w którym najpóźniej się ta edukacja zaczyna. Gdzie większość rodziców mówi wprost – program klas 1-3 jest za niski! Skupiony na kaligrafii, która, jak możemy przeczytać np —> TU wcale nie jest w tym wieku najważniejsza, choćby z powodów rozwoju mięśni czy kości (“u sześciolatka proces mineralizacji kości wciąż trwa i trwać będzie przez kolejne lata. W związku z tym np. stawy dłoni i nadgarstka nie są jeszcze w pełni dojrzałe i rysowanie kilku stron szlaczków, czy długie ćwiczenie kaligraficznego pisania literek jest dla takiej ręki zbyt trudne i zbyt męczące. Kości przegubów rąk twardnieją między 9. a 12. rokiem życia.”)
Dlatego jeśli Twoje dziecko jest jeszcze bardzo małe, zacznij już zgłębiać wiedzę na temat alternatywnych metod nauczania. Polska szkoła nie zmieni się szybko. Jeśli mieszkasz w dużym mieście na pewno masz do wyboru do koloru szkół Montesori, waldorfskich, demokratycznych czy innych. Miejsc, które dadzą Twojemu dziecku wolność edukowania się dostosowaną do jego poziomu i chęci z dbaniem także o rozwój emocjonalny dziecka. Jeśli – tak jak ja – nie macie dostępu do takich placówek, to rzeźbicie w tym co jest :). Nie zawsze jest to łatwe kiedy Wasza wiedza jest duża i bogata. Pozostaje jeszcze homeschooling, ale to już opcja dla niepracujących i wytrwałych. W każdym razie, nie godząc się na bylejakość i hasła ‘a my się tak uczyliśmy i świetnie wyrośliśmy’ (patrz wskaźnik samobójstw naszych roczników), razem możemy coś zmienić. Nie za rok, dwa, ale każdy krok do przodu jest ważny.
“Czy w magicznych i bliżej niewyjaśniuonych okolicznościach w ciągu roku dzieci nabywają wszystkich potrzebnych umiejętności aby do szkoły ruszyć? ”
Może to zaskoczenie, ale dokładnie tak! :) Między sześcio- a siedmiolatkiem jest gigantyczny skok rozwojowy. Sześciolatek (“statystyczny” oczywiście, zdaję sobie sprawę z różnic między dziećmi) jest dużo bardziej ruchliwy i rozchwiany emocjonalnie. To wszystko po roku znacznie się uspokaja.
Druga sprawa, to rozszerzony materiał od 4 klasy. Gro maluchów, które poszły do szkoły w wieku lat 6 i “przecież tak świetnie sobie poradziły”, wymięka w 4 klasie, kiedy przychodzi więcej nauki. 10-latek lepiej sobie z tym radzi, niż 9-latek.
Ale największy problem w tym, że oczywiście, że w dużej mierze jest to, tak jak piszesz, kwestia nieprzystosowania naszych szkół, system pruski i zabijanie naturalnego pędu dzieci do rozwoju, do zdobywania wiedzy. Zresztą sama pisałaś, że po przeniesieniu Maksa do prywatnej szkoły zauważyliście gigantyczną różnicę. Mam też w związku z tym prośbę – czy możesz te właśnie różnice dokładnie opisać? Chyba że pisałaś już o tym, a mnie to gdzieś umknęło?
Zgadzam się z Pani komentarzem.Moja starsza córka poszła do 1 klasy jako 7 latka zaś rok później młodsza jako 6 latka.I różnica ogromną.Duzo więcej pracy w domu z młodsza córka. Pozdrawiam
Moja Zu poszła do szkoły jako sześciolatka, teoretycznie, bo we wrześniu miała jeszcze lat pięć, jest listopadowa. Poszła też do szkoły, kiedy darmowych podręczników nie było. Początki były ciężkie, ale trochę pracy i jaki efekt, ano taki, że w klasie drugiej i trzeciej, kiedy z nagrodą zdaje 10 osób, moja córka była w tym gronie. jest najmłodsza w klasie, więc dla Niej wielki sukces. Nie ucierpiała na tym Jej psychika ani Jej dzieciństwo. Ma się świetnie. Bawi się często, na koleżanki też ma czas. Śmiem twierdzić, że to była dobra decyzja. To jak się rozwinęła, w porównaniu z przedszkolem, gdzie miałam wrażenie stoi od dawna, jest najlepszą nagrodą. I muszę się zgodzić z Marleną, że podręczniki darmowe to śmiech na sali. Kiedy porównywałam naukę Zu, z młodszą o rok koleżanką, to nie wierzyłam, jak bardzo okroili materiał. A i szkoła nie zabiera dzieciństwa. :)
“Jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko nauczyło się jak budować statek,
to musisz rozbudzić w nim tęsknotę za morzem.”
Antoine de Saint-Exupery
No cóż szkoła to temat rzeka. Ale jestem zdania, że oświata powinna pójść w innym kierunku ale i rodzic powinien mieć prawo wyboru kiedy puścić dziecko do szkoły. Lenka czy moja Ania jako młodsze rodzeństwo są bardziej gotowe do podjęcia nauki. Ale nieraz dla dziecka 5-letniego z hakiem może być to trudne i warto wtedy pomyśleć o odroczeniu. Szkoła to nie wyścig szczurów. A dziecko gotowe do nauki szybciej i sprawniej będzie się uczyło.
Dużo zależy też od placówki. Mój syn w 1 klasie przerabia mniej więcej to (literki) co córka w średniakach, także się uzupełniają (tyle że ona nie ma prac domowych). Polecam książkę Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi Marzeny Żylińskiej.
http://rudzinkapl.blogspot.com/2016/09/gotowosc-szkolna.html
Każde dziecko ma chęć poznawczą trzeba go tylko bacznie obserwować. Dla jednego ciekawsze jest czytanie i szybko się tego uczy, inny woli liczyć, a jeszcze inny zgłębia wiedzę o pająkach jak mój syn. Niestety większość szkół państwowych nie jest przygotowana na takie dzieci.
Nie ratujmy maluchów przed nauką, ale przed rutyną i szkołą, która nie rozwija pasji.
Swietny tekst! Mysle, ze trzeba tez zadac sobie pytanie: kiedy dzieci najbardziej chca sie uczyc? Czy takie “wstrzymywanie” do 7 lat pomaga czy przeszkadza dziecku?
Mieszkamy w NL. Tutaj zaczynamy przygode ze szkola w wieku lat 4. I szkola/program dnia jest tak przystosowany, ze dzieci ucza sie, ale maja czas sie wyszalec. Az milo patrzec na to jak chetnie chodza do szkoly i ile sie tam dzieje. Ktos musi te male umysly masowac. Dopoki sie nie zniecheca. :-)
No tak, czyli nawet 3 latki mogłyby pójść do szkoły gdyby szkoła była na to przygotowana… no ok… ale w sumie dlaczego ma to być szkoła, a nie przedszkole?? Po co?? Potwierdzam, że i książki i program są za słabe, ale podkreslam również fakt, że dzieci z rocznika 2009 w klasie z rocznikiem 2008 mają słabsze wyniki w nauce, przynajmniej w klasie mojej córki. Więc o co chodzi w tej reformie?
Nie reforma jest słaba a cały system szkolnictwa. Oczywiście, że przedszkola mogą pełnić funkcję 1-2 klasy, ale nie mogą jej pełnić bo np. jest zakaz uczenia literek w p-kolu. Jak to się nasza pani śmieje, ‘nie może odpowiedzieć jak dziecko pyta’. Ofc żart, ale takie właśnie pomysły zaniżają edukację i są niedostosowane pod chłonne umysły już tych najmłodszych dzieci.
Cały problem polega właśnie na tym, że program w klasach 1-3 oraz tzw. zerówce jest zaniżony, a w klasach 4-6 pozostał na podobnym poziomie jak był wcześniej. Dzieci radzące sobie w klasach młodszych, jak ktoś wyżej napisał, wymiękają w klasie 4. Większość rodziców, myśląc właśnie o tym co będzie w klasach starszych z ich dzieckiem, była przeciwna posyłaniu wcześniej. Gdy mój syn rocznik 2004 kończył zerówkę panie wręcz namawiały do posyłania rocznika 2005 wcześniej, pokazywały łatwe książki do klasy pierwszej. Udało im się wielu rodziców namówić, a w klasie 4 wielu pożałowało podjętej decyzji. Sądzę, że o taki efekt chodziło rządowi , aby wielu uczniów na starcie, czyli w szkole podstawowej pogubiło się w nauce i zniechęciło. Ciemnym narodem łatwiej się rządzi.
Teraz 6-latki w “zerówce” oraz w przedszkolu uczą się czytać i pisać. Tak jest według nowych przepisów. Dziwi mnie fakt, że Max uczy się dni tygodnia, nazw miesięcy itd. w 2 klasie. To jest w podstawie programowej w “zerówce”. Dziecko musi to umieć żeby móc pójść do 1 klasy. Było tak już w zeszłym roku szkolnym. Ja mojego syna zostawiłam w “zerówce”, ponieważ emocjonalnie absolutnie nie nadawał się do 1 klasy. Zresztą wielu rodziców tak zrobiło. W naszej szkole na 18 6-latków tylko 7 poszło do 1 klasy.
Dokładnie tak jest, pierwsze slysze,ze w przedszkolu w “0” nie mozna uczyć literek. Moja córka już 2 lata temu miala normalne zajęcia . Poszla do szkoly już ze znajomością liter, cyferek, wieczorami dla zabawy dodawala i odejmowala. nazwy miesiecy , dni tygodnia.to wszystko przerobiła w zerówce przedszkolnej z panią i innymi dziećmi.. ponoć taki obowiązywał ich program
Zakaz uczenia literek w przedszkolu? Wybacz, ale moja rodzina prowadzi przedszkole i uczenie liter i cyfr, to podstawowe umiejętności, które dzieciaki wynoszą z przedszkola. Jakieś kompletnie sprzeczne informacje podajesz.
http://wyborcza.pl/1,75398,19688361,nauka-czytania-i-pisania-wraca-na-dobre-do-zerowek-men-przedstawia.html
Wróciła teraz.
http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/904821,podstawa-programowa-w-przedszkolach-wroci-nauka-czytania-i-pisania.html
Rocznik Maksa jeszcze był w ‘zakazie’ i potajemnej nauce liter :P
A Maks nie poszedł do szkoły jako 7 latek? Teraz podjelibyście inna decyzje?
Moja córka poszła w tym roku do pierwszej klasy. Jako 6 latka. Było dla nas oczywiste, że tak będzie. Mam tylko nadzieję, że dokonaliśmy najlepszego z możliwych wyborów w kwestii szkoły. Jest w mieszanej klasie 6 i 7 latków.
Nie uważam jej za dziecko wybitne ale za bystre i inteligentne, za dziecko z rodziny, która wychowuje świadomie i angażuje się w rozwój dziecka – ot tyle. Idąc do 1 klasy umiała czytać, pisać, dodawać, odejmować itp itd. I co? I stwierdza, że w sumie to w szkole jest nudno….. choć swoją Panią uwielbia i ma mnóstwo rozwojowych “kółek” zainteresowań w szkole – plastycznych, tanecznych, plastelinowych itp itd. i chyba na tym najbardziej korzysta i buduje relacje społeczne…. a to też ważne.
Program zdecydowanie jest poniżej możliwości intelektualnych 6latka. Sama szkoła- zależy gdzie i jak sie trafi. Na razie wydaje sie, że trafiliśmy naprawdę świetnie!
Maks jest oddzielną historią bo ma dużą rozbieżność między rozwojem intelektualnym a emocjonalnym. Więc nie pasuje do żadnej kategorii. Mogłabym go posłać tak samo jako 5-latka jak i 7-latka.
Marleno – zgadzam się z Tobą w zupełności. Super, że napisałaś ten post! Chyba każdy rodzic 3, 4 latka powinien go przeczytać. Bo chronimy nasze dzieci jak możemy, ale jesteśmy z nimi bliżej niż “dzieścia” lat temu nasi rodzice byli z nami – rodzina jest sobie bliższa a i przez to dzieciaki szybciej się uczą, poznają, mają głos i mogą pytać, co powoduje, że idąc na 1-wszej klasy mają (zazwyczaj) już jakąś bazę wiedzy – i często jest to wcale nie mała baza wiedzy!
Nasza Julka jest też w wieku Maxa, poszła do szkoły jako 6-latek. Ale muszę przyznać, że miała ogromne szczęście, że trafiła do bardzo dobrej klasy! (choć wcale tak na prawdę nie było szczęście – w tym czasie przeprowadzaliśmy się i wybraliśmy miejsce zamieszkania ze względu na szkołę). Jej wychowawczyni jest na prawdę mądrą kobietą i za nic w świecie nie zmaniłabym biegu wydarzeń (póki co nie żałuję że zaczęła szkołę jako 6-latek).
Pozostaje nam rodzicom już “szkolniaków” przekazać swoje doświadczenia rodzicom młodszych dzieci. Wiec dzięki za ten tekst:)!
Przed nami jeszcze 2 lub 3 lata nim Wiki pójdzie do szkoły, a ja coraz częściej o tym myślę. Z jednej strony kusi mnie Montesorri i temu podobne rozwiązania, ale z drugiej obawiam się, bo jednak wciąż obowiązują pewne testy (np. gimnazjalny, matura), które są “powszechnie” uznawane … i zastanawiam się, jak dzieci z takich szkół radzą sobie z rzeczami odgórnie narzuconymi przez system oświaty.
Wiem, że wiele wiele nauki w tej kwestii jeszcze przede mną, więc jeśli masz w zanadrzu jakieś wpisy choćby z biblioteczką godną polecenia w tej kwestii to ja się ustawiam w kolejce!
Zgadzam się,że system edukacji u nas kuleje a w dodatku ciągle się przy nim “majstruje”.Ale to czy dziecko jest gotowe do pójścia do szkoły w wieku 6 czy 7 lat jest moim zdaniem kwestią bardzo indywidualną.Jedne dzieci są gotowe,inne nie.Myślę,że oprócz obserwacji własnych ważna jest opinia przedszkolanki,która potrafi fachowym okiem ocenić zdolność skupienia uwagi,gotowość emocjonalną etc.Uważam,ze nie jest dobre iż w jednej ławce potrafią sie spotkać 5,5 latek z 2 lata starszym dzieckiem i uważam ze na tym etapie rok czy dwa lata robią gigantyczną różnicę.Mam dziecko w wieku 5,5 i jeszcze nie wiem jaką podejmę decyzję,i jesli taką, ze pójdzie jako 7 latek to nie po to,żeby go chronić przed szkołą ale żeby nie fundować mu niepotrzebnych stresów.Jestem zaskoczona oceną,ze program w pierwszej klasie jest łatwy,nie wiem czy w całej Polsce jest taki sam podręcznik ale znajomy,który w zeszłym roku posłał sześcioletnią córkę pokazywał mi przykładowe zadania domowe wymagające znajomości arabskich,rzymskich cyfr i które mnie wydawały sie trudne dla tak małego dziecka.On był niezadowolony ze swojej decyzji,mówił ze jego córka jest przeciążona lekcjami,ma jeszcze ochotę na zabawę a nie siedzenie nad lekcjami.Mówił,ze z odważnej dziewczynki stała sie wycofana i lękliwa,kiedy przychodziła po pomoc w lekcjach to mówiła”bo ja jestem chyba głupiutka”Nie jest to wszystko proste ale oczywiście zgadzam się,ze powinno sie zaczynać od przystosowania szkoły.
Rozumiem,ze mówiąc o tym ze 4 latka mogłaby juz pójść do szkoły masz na myśli szkole ktora podchodzi do dzieci indywidualnie bo nie jest to norma ze takie dzieci znają literki czy umieją dodawać.Moj synek zna pojedyncze,dodawać nie umie i nie wymagań tego od niego.Uwazam ze na wszystko jest czas,to,ze dzieci nudzą sie w szkole jest niekiedy wynikiem nadgorliwości rodziców,którzy maja ambicje żeby ich dziecko umiało więcej od innych..Kiedyś razem z moim synkiem na angielski chodziła dziewczynka której mama ewidentne przerabiała z nią książkę” do przodu” i potem siedziała dumna jak paw i z dzika satysfakcją patrzyła jak córka popisuje się przed resztą grupy,ze juz zna słówka których Pani zaczyna uczyć resztę.
To fakt, wszystko jest kwestią przystosowania systemu edukacji do wieku dziecka.
Mieszkamy w Szkocji. Tutaj dzieciaki zaczynają w wieku 5 lat (rocznikowo). Ponadto rodzice dzieciaków, które urodziły się do końca lutego kolejnego roku, a zatem pięć lat skończą do końca lutego, mają prawo zdecydować, że ich dzieciaki pójdą do szkoły wcześniej. Tylko, że system nauki totalnie różny. Dzieciaki siedzą przy stolikach w czterech grupach, mniej więcej równym poziomem. Grupy są różne w zależności od tego czym akurat się zajmują, jeśli czytają-grupy są inne, a jeśli robią matematykę – inne, jeśli piszą-jeszcze inne. I tak, jest jedna Pani!, nie ma ocen (na koniec szczegółowa opisowa i wyrażony na skali poziom w poszczególnych umiejętnościach, włącznie z umiejętnościami manualnymi i społecznymi). Jeśli jakieś dziecko zaczyna wybijać się z grupy, jest “przesuwane” do następnej.
Dzieci nie są stresowane w najmniejszym stopniu, w ubiegłym roku pisali “sprawdziany” całoroczne z poszczególnych umiejętności nie będąc świadomymi, że ktoś sprawdza ich wiedzę. Zatem bezstresowo.
Dwa razy w roku są spotkania trójstronne: nauczyciel-dziecko-rodzic. Jeśli ktoś potrzebuje pogadać w ciągu roku o swoim dziecku, wszyscy są do dyspozycji, łącznie z dyrektorką szkoły, która zna imię każdego dziecka. Piszę to dlatego, że dzieci czują się ja “u siebie”.
Dzieci nie muszą nosić plecaków, książki mają w szkole, do domu zabierają folder z kserówkami potrzebnymi do pracy domowej. Codziennie noszą tylko książeczkę (bo to ok 30 stron) do czytania w domu.
Mój syn urodził się w ostatnich dniach grudnia – zatem jest dokładnie w wieku Lenki. W ciągu 1,5 miesiąca nauczył się pisać swoje imię, liczyć do 20 – w obu kierunkach, czytać proste trzyliterowe wyrazy, pisać je. Zna litery, teraz uczy się ich po angielsku. Pisze ok 12 liter. Przed świętami zaczną czytać pierwsze książeczki. I wszystko bezstresowo. Odrabianie zadania domowego zajmuje nam ok 15-20 minut dziennie (chyba, że ma ochotę to robimy coś więcej), sami narzuciliśmy taki rytm, bo zadanie dostaje na cały tydzień. I wszystkie umiejętności w obu językach.
Córka zaczęła miesiąc temu 3 klasę, ma 7 lat. Jesteśmy tu od roku. W Polsce do szkoły nie chodziła, wyjechaliśmy po przedszkolu. Zatem tu zaczęła jako 6 latka 2 klasę. Owszem ciężko było pierwsze 3 miesiące, z powodu nieznajomości języka. Na dzień dzisiejszy czyta płynnie, pisze, z matematyki operuje liczbami w zakresie 100. To wszystko również w obu językach. Teraz zaczyna mówić całymi zdaniami po francuzku. Ona dostaje zadania domowe na 2 tygodnie, zatem sama już sobie potrafi rozłożyć pracę żeby nie siedzieć ostatniego dnia 1,5 godziny żeby wszystko zrobić (bo tak bywało).
Ponadto w ubiegłym roku uczyli się też o pieniądzach, jaskiniowcach, kosmosie, działaniu ludzkiego ciała – aktywności fizycznej i odżywianiu itp. W piątki mają kluby umiejętności – po troje dzieciaków z każdej klasy, przekrój 1-7 klasa, wybierają klub zainteresowań na miesiąc, później dzieci się zmieniają. Gotują, poznają style w malarstwie, mają zajęcia body balance, budują z klocków itd. Na gimnastyce (3 razy w tygodniu) grają w piłkę, biegają, ale mają też jogę czy taniec. Potrafią wzbudzić w dziecku ciekawość świata, dzieci przychodzą do domu i pytają, pytają, pytają. Opowiadamy im, szukamy informacji, czytamy książki.
Dzieci są w szkole od poniedziałku do czwartku 6 godzin, a w piątki 3 godziny. Nie ma nauki na zmiany.
Nie powiem złego słowa na szkocki system edukacji, przynajmniej na tym etapie. W Anglii system jest inny, nie znam go.
Ja, jako psycholog bardzo tę “bezstresowość” tutejszej szkoły doceniam.
Chcielibyśmy do Polski wrócić, ale system edukacji jest jedną z rzeczy, która mnie w tym momencie przeraża.
Super post! Bardzo mi się spodobał. My naszą Wiktorię wysłaliśmy do szkoły w tym roku jako 6 latka. Jestem bardzo zadowolona. Mimo wielu opinii że zabieram jej dzieciństwo i dziwnych spojrzeń rodziny i otoczenia radzi sobie świetnie, chętnie chodzi do szkoły i jak narazie nie ma żadnych problemów tylko same plusy.
Drogie mamy!
Zwłaszcza mamy dzieci z rocznika 2007 i 2008, których dzieci są teraz w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Nie będę pisać o wprowadzeniu do szkoły, o tym pisała już trochę Marlena. Proponuję jednak żebyście przyjrzały się uważnie pomysłowi na koncertowe rozwalenie systemu oświaty i przy okazji przyszłości Waszych dzieci, jakie już teraz bo za kilka tygodni przegłosuje jedynie słuszna partia rządząca. Otóż pod hasłem likwidacji gimnazjów, które są ponoć źródłem wszelkiego zła w oświacie -każdy kto choć trochę zgłębił temat wie, że to duże nadużycie a mówiąc wprost bzdura. Otóż pod tym chwytliwym hasłem ma być zmieniona cała podstawa programowa i siatki godzin i to już od czwartej klasy. Ma być mniej matematyki, informatyki, przedmiotów przyrodniczych bez których we współczesnym świecie ani rusz
Za to więcej historii, edukacja wojskowa i inne kwiatki. A co najważniejsze nasze dzieci trafią do szkoły średniej akurat w roku szkolnym, w którym tylko połowa z rekordowego po II wojnie światowej roczniku -kumulacja na wskutek reformy i 719 tys. pierwszoklasistów w szkołach średnich, wyjdzie ze szkoły. Pozostali zostaną akurat w klasie czwartej nowego liceum. Dostać się do szkół średnich a później na studia będzie bardzo trudno, to jest prawdziwa tragedia i zagrożenie dla naszych dzieci i nawet szkoła prywatna nic nie pomoże na takie tsunami dzieci!!!! Krzyczcie o tym gdzie się da!!!!
Uczestniczę w życiu szkoły od od 12 lat. To nie wina złego systemu, że dzieci sobie nie radzą, nudzą się, czy nie potrafią nadążyć za resztą. To złe podejście do tematu prze nauczycieli. Średnia córka poszła do przedszkola, jako dwulatka. Umiała sam się ubrać, skorzystać z toalety, mówiła bardzo wyraźnie, budowała zdania itd. Nauczycielka określiła ja po miesiącu próby, jako: “nie bardziej uciążliwą od trzylatka”. Tak Gabka chodziła z rok starszymi dziećmi, była to pierwsza grupa przedszkolna u nas-nowo powstałe przedszkole. Do wiosny było w grupie jeszcze kilkoro rówieśników z jej rocznika, ale tak naprawdę o 8-9 miesięcy starszych (Gaba jest z połowy października). W wieku 5 lat okazało się, że ma dużą wadę wzroku (tzn tylko wg okulisty, wg poradni psychologicznej nadwzroczność: 6,5+ w prawym oku, 6,25+ w lewym oku, nie jest wadą). Psycholog poradziła, żeby nie szła do szkoły, jako sześciolatka, bo zbyt dużo zmian zaszło w jej życiu przez okulary. To był dobry wybór. Z jej rocznika, mimo, że dużo dzieci jest z początku roku, poszły wszystkie, jako 7-latki. Są na podobnym poziomie. Wracając do tematu. Szkoła pomimo dywaników i zaleceń o części zajęć poza ławkami, ma problem z nauczycielami. Duża część z nich to ludzie “starej daty”. Gaba ma wiele wad, posiada również jednak kilka talentów. jest bardzo gibka i wysportowana. Od kiedy skończyła 5 lat jeździ na rolkach, w tym czasie zaczęła wspinać się na drzewa. od wychowawczyni usłyszałam, ze Gaba jest niesprawna ruchowo. Dociekliwie drążąc temat usłyszałam, że nie umie złapać piłki. Zaczęłam dopytywać Gabę o co chodzi, bo przecież nieźle gra w piłkę. Pani kazała jej zdejmować na w-f okulary. Bez nich Gaba jest ślepa niczym kret. Pół roku zajęło mi tłumaczenie wychowawczyni, ze okulary są bezpieczne, ze wzmacnianymi szkłami. Wreszcie napisałam na kartce, że okulary Gaby są bezpieczne i na moją odpowiedzialność ma w nich ćwiczyć na lekcjach w-f. Kolejne kilak miesięcy zajęła mi walka o to, żeby Gaba siedziała w pierwszej ławce, bo słabo widzi, rozprasza się, a jest niestety najwyższa w klasie. Tak, że to nie wina sześciolatków, siedmiolatków, szkoły, a podejścia nauczycieli. Nasza klasa liczy sobie 16 uczniów. Obecna wychowawczyni nie daje nam gwarancji, że będzie prowadziła klasę do końca ośmioletniej podstawówki. Nauczyciele maja krótkie umowy. Często na 1/2, 1/4 etatu. Pracują na raz w kilku szkołach, by wyrobić etat. Ktoś, kto jeździ miedzy placówkami, nie zna przyszłości dnia jutrzejszego, wie, że może nagle stracić pracę, nie zaangażuję się, jako nauczyciel :(
Tak, wiem, odbiegłam nieco od tematu.
Mądrze prawisz. Stałam przed tym dylematem kilka lat temu i posłałam córkę jako sześciolatkę, Miała nieskażone nauką dzieciństwo do lat 6 a w szkole ogromne wsparcie i spokojną naukę czytania i pisania w pierwszych trzech klasach, wdrażała się w naukę stopniowo i choć dopiero w czwartek klasie wyrównała różnice to zaraz zaczęła wyprzedzać te wcześniej genialne dzieciaki;) Bo one wynudziły się jak mopsy, przyzwyczaiły, że wszystko wiedzą bez wysiłku i trudno im się było przestawić na wyższe tempo pozyskiwania wiedzy.
Teraz bardziej mnie dotyczy likwidacja gimnazjów ale nie angażuję się emocjonalnie w ten temat ponieważ wiem, że to kolejna dyskusja z cyklu co lepsze masło czy margaryna.
Nie mogę pojąc dlaczego dajemy się jako naród wciągać w próżne, kosmetyczne dysputy zamiast wymóc na politykierach prawdziwą, głęboką reformę. Bo przecież co do tego, że nasz system edukacji tego wymaga nikt nie ma wątpliwości. Dla mnie typowa polska szkoła to dno kompletnie nieadekwatne do czasów, w którym dorosłym wychodzącym z systemu przychodzi żyć…
Wydaje mi się, że większość nie zrozumiała przekazu. Na końcu wpisu jest sugestia by poszukać alternatywnej metody szkolnictwa. Nikt nie namawia by wysyłać dzieci do szkoły w wieku 5 czy 6 lat, jednakże jeśli chcesz by rozpoczęło edukację wcześniej to może nie w ‘tradycyjnej’ szkole.
Wpis wpasował się w moją oś czasu, mój synek rozpoczyna w listopadzie przedszkole anglojęzyczne metodą Montessori. Długo szukałam przedszkola dla syna, nudzić się w nie będzie ;)
Pozdrawiam
Tylko nie oszukujmy się bardzo często ludzi poprostu nie stać na alternatywne pomysły na edukacji.
Nasz syn nie dostał sie do państwowej placówki i jasne, nie każdego stać, aczkolwiek mnie nikt nie zapytał czy nas stać na opłacenie przedszkola prywatnego.
zgadzam sie z toba jak nigdy ;)
to nie wiek jest wazny a podejscie, rodzice skupiaja sie na wieku, nie wiedziec czemu, a w szkolnictwie sa inne problemy. Program, podreczniki itd. to sa jakies ogolne wytyczne. Dobry nauczyciel poprowadzi klase rewelacyjnie niezaleznie od tego jak marne beda dostepne materialy.
I to dostosowanie szkol – slynne dywaniki, tablic multimedialne itd. Nie wiem czemu ludzie sie skupili na takich pierdolach a nikt nie wpadl na to, ze od podejscia nauczycieli zaczac trzeba.
Super, ze znalazlas odpowiednie miejsce dla Maksa!
Czekałam na ten wpis i byłam ciekawa, co napiszesz. Ja wypowiem się od “trzeciej” strony. Trzeciej, bo pierwsza to rodzic, druga to nauczyciel, a trzecia to osoba zajmująca się edukacją jako nie-rodzic i nie-nauczyciel.
Poza tym, że system jest wadliwy, że kolejne reformy są szkodliwe, mamy jeszcze bardzo, bardzo poważny problem z niekompetencją nauczycieli. Na każdej płaszczyźnie – od wiedzy merytorycznej po metodykę i dydaktykę. Wiem, że teraz oburzą się nauczyciele, którzy mają sobie niewiele do zarzucenia. I wiem, że częściowo oburzenie będzie słuszne – bo są też wspaniali ludzie, którzy powinni być noszeni na rękach i zarabiać miliony. Ale są w mniejszości.
Obecnie pedagogikę (edukacja wczesnoszkolna i nauczanie początkowe) kończą osoby, które – mówiąc delikatnie – orłami nie były. Przykro mi to stwierdzić, ale to jest widać – mam 29 lat więc widzę, kto dziś uczy w przedszkolach i szkołach w moim mieście. To są osoby, które “jakoś zdawały”. I jakoś poszły na studia, które jakoś skończyły. Potwierdzają to wyniki badania o jakości edukacji – wskazały, że większość nauczycieli chce dzielić przez “0”, że nie widzą różnicy między “w dwa tysiące drugim” a “dwutysięcznym drugim”, potrafią mówić dzieciom, że pisze się skówka, zasówka, podkówka. Tyle w wiedzy, którą przekazuje się dzieciom. Druga rzecz – metodyka i dydaktyka – dramat i to znam z własnego doświadczenia, bo skończyłam kierunek ze specjalizacją nauczycielską (teoretycznie mogę uczyć w IV klasie i wyżej). Ale ja nie wiem, jak uczyć, mimo że ze specjalizacji miałam 5, z całych studiów miałam zresztą 5. Umiem przyznać się do swojej niewiedzy oraz do tego, że nie za bardzo lubię pracować z dziećmi – po praktykach wiedziałam, że jednak nie będzie to moja ścieżka. Ale jestem w mniejszości. Wiele osób cieszy się z pracy w szkole, bo traktuje ją jako “ciepłą posadkę” – rzeczywistość okazuje się inna. To jest ciężka praca dla mega zdolnych ludzi. Tylko że oni wolą pracę za lepsze pieniądze, więc szkoła nie jest ich rajem na ziemi.
Praca z nauczycielami jest bardzo trudna. Starsi są przekonani o swojej nieomylności i śmieją mi się w twarz – bo siksa, co nigdy nie pracowała w przedszkolu mówi im, co mają robić. Są świetnymi pedagogami, tylko metody mają z poprzedniego ustroju. Młodzi są natomiast niedouczeni i sfrustrowani, bo dzieci są jakieś takie… różne, ciągle czegoś chcą, jedno jeszcze nie umie dodawać, a drugie już mnoży do 1000 – i brak szukania rozwiązania problemu.
Tak to widzę. Pozdrawiam.
Rzeczywistość mamy inną czyli szkolnictwo to lipa i dlatego nie dziwie się, że nie którzy “ratowali dzieci”. Dla każdego powód był inny to nie generalizowałabym. Ja córkę puściłam jak 7 – latkę i wcale nie żałujemy tej decyzji. Młodszą 5- latkę także nie mamy zamiaru puszczać wcześniej i wcale nie oznacza, że ją chronimy przed nauką. A co do twierdzenia, że szkołę odczarować to fajna wizja tylko mało realna.
Jeśli Lenka w wieku 4,5 lat pisze proste wyrazy i zaczyna czytać, to raczej nie jest statystycznym 4,5 letnim dzieckiem :D Mnie również wydawało się, że ta akcja jest bez sensu, dopóki moje dziecko nie poszło do pierwszej klasy w wieku 5,5 lat. Niestety, ale to była kompletna porażka. Nasz system edukacji jeszcze 10-15 lat temu wcale nie był taki najgorszy, a wszystkie zmiany prowadzą właśnie ku gorszemu. Niestety, ale w szkole tak jest, że trzeba równać do szeregu. Mam znajomych w Niemczech, tam panie “przedszkolanki” nie mają nawet wyższego wykształcenia, a dzieci w pierwszej klasie poznają kolory.
Mądry, wyważony tekst! I za takie Cię lubię i nie rozstaję się z Blogiem od lat. Ale bardzo zaskoczył mnie Twój brak reakcji na #czarnyprotest, na to co działo się w całej Polsce 03.10. Skąd ta cisza? Marlena? Serio? Milczysz niczym pierwsza dama?
A ja sie ciesze z tego powodu. Wazny protest ale nie musze o nim czytac wszedzie. Nie wchodze na FB od kilku dni bo mam juz dosyc.
Moja córeczka (rocznik 2010) w tym roku poszłaby do szkoły jako 6latka co spędzało mój sen z oczu od roku. Ustawa, która weszła w tym roku uratowała i ją i nas rodziców – oczywiście córeczka chodzi do 6-latków do przedszkola ;) Gdyby nie zmiana ustawy, na 100% załatwiłabym odroczenie. Córeczka chodzi do prywatnego przedszkola – zna wszystkie litery, potrafi pisać i czytać proste słowa (to nie prawda, że w przedszkolu jest zakaz nauki pisania), potrafi liczyć, zna dni tygodnia, miesiące i ogólnie jest bardzo bystrą dziewczynką. Merytorycznie do szkoły jest gotowa, emocjonalnie absolutnie nie a przynajmniej nie do obecnego systemu oświaty, gdzie lekcje odbywają się w ławkach, krókie przerwy nie wiadomo na co spożytkować i nagle trzeba się dostosować do całości klasy. DO szkoły z pewnością nie jestem gotowa ja jako rodzic. Dla swojego dziecka chcę zapewnić wszystko co najlepsze, to oczywiste. Pójście do szkoły zniweczyłoby wszystko co dałam córeczce zapewniając jej prywatne przedszkole. W przedszkolu traktują każde dziecko indywidualnie, w szkole nie. Nasz system oświaty dla pierwszych roczników to szkoła przetrwania. Jest jeszcze jedna kwestia – oboje z mężem pracujemy na etacie w godz. 7.30-15.30 i gdyby teraz nasza córka chodziłaby do szkoły na 100% zatrudniałabym opiekunkę. Teraz zostawiam córeczkę w przedszkolu po 7 i odbieram o 16.00 i mam pewność, że jest zadbana, dopieszczona, nakarmiona, ma zapewnione mnóstwo zajęć, atrakcji i mogę korzystać z zajęć dodatkowych. Gdyby poszła do szkoły godzinę przed rozpoczęciem nauki spędziłaby w świetlicy i potem pół dnia w tejże świetlicy z dziećmi w różnym wieku bez zorganizowanych zajęć. Dla mnie ta opcja jest nie do przyjęcia, dlatego na pewno zatrudniłabym opiekunkę. W przyszłym roku córeczka pójdzie do szkoły prywatnej, którą otwierają w naszym mieście i chociażby dlatego możliwość pozostawienia jej jako 6 latki w przedszkolu jest dla nas rodziców wybawieniem. Niestety dylemat zapewne powróci za kilka lat ponieważ szkoła prywatna obejmuje kilka klas ale liczę, że może coś się w tej kwestii jeszcze się zmieni a jeśli nie to będziemy myślec pełną parą by zapewnić jej godziwe możliwości edukacji.
Pod różnymi względami córeczka do szkoły jest gotowa, sama dopytuje się kiedy pójdzie do szkoły. Bardzo lubi sie uczyć, poznawac nowe rzeczy i dla niej szkoła równa się wielka przygoda z nauką. Całe szczęście, że nie ma swiadomości z jakim murem musiałaby się spotkać, jakie rozczarowanie ją czekałoby. Co do zmian w państwowym systemie oświaty jestem pesymistką – nie wierzę, że uda się zmienić system i wymienić całą kadrę bo niestety co najmniej 3/4 obecnej kadry nie powinno pracować z dziećmi.
Podstawa programowa zmienia się tak często, że to co było aktualne i sprawdziło się u 6-latka rok temu, wcale nie musi sprawdzić się u innego 6-latka równie bystrego, ale już uczącego się w oparciu o inny podręcznik. Mój syn rocznik 2007 (z października),obecnie uczy się w 4 klasie, zwykła państwowa podstawówka, niektóre dzieci starsze prawie o 2 lata, Świetnie sobie radzi,nie ma żadnych problemów, same 5 i 6. Istotne i ważne jest to, że chodził 3 lata do przedszkola, wtedy jeszcze w zerówce był zakaz uczenia literek, dlatego podjęliśmy decyzję by wysłać syna od razu do 1 klasy. Świadoma, przemyślana i na tamte czasu dość odważna decyzja, właśnie by uniknąć nudy i siedzenia nad ślaczkami i kolorowankami, które były codziennością w przedszkolu. Syn powiedział, że chciałby robić już coś innego. I faktycznie dzieci z grupy przedszkolnej, które poszły do zerówki, w większości bardzo się nudziły i zniechęcały do szkoły. Uważane w większości za zdolne w przedszkolu, zaczęły być postrzegane w szkole jako “problematyczne” i nadpobudliwe. A co postanowię odnośnie kolejnego dziecka? Póki co córka zaczęła przedszkole, będę śledziła kolejne zmiany i podejmiemy wspólną decyzję, najlepszą dla mojego dziecka, nie dlatego, że sąsiadka coś zrobiła, albo dlatego, że akurat jest na coś moda, będę kierowała się tym, że to ja znam i rozumiem potrzeby swojego dziecka najlepiej.
Właśnie, zgadzam się z Tobą w 100%. Należy patrzeć na swoje dziecko, a nie podejmować decyzje w oparciu o doświadczenia innych rodziców. Jeden powie, eetam, moje dziecko w pierwszej klasie nudziło się, bo wiedziało już wszystko. Ale nie to znaczy, że koleżance obok też tak wszystko będzie przychodziło z łatwością. Są dzieci, nawet bardzo zdolne, którym nauka w pierwszych latach szkoły przychodzi z trudnością, bo na przykład są mega wrażliwe i nadmiar bodźców ich przytłacza.
Mądry tekst. I chyba nie wszyscy go dobrze zrozumieli, gdyż wcale nie jest o tym czy puszczać 6 latki do szkoły. Dzieci bardzo chętnie uczą się od nas i innych mądrych ludzi, trzeba im tylko umożliwić odpowiednie kontakty i narzędzia. PS. Marlena, gdzie się podział wasz piesek? Dawno nie było gorsza na zdjęciach…
piesek już nie mieszka z nimi …
Szkoła jest fajna:)
Mój chłopczyk poszedł w wieku 6 lat do szkoły już w poprzednim roku. Nie zauważyłam żadnych negatywnych zmian w jego rozwoju, wręcz na odwrót. Poznał wiele innych dzieci, ma kolegów, zaczął mieć jakieś zainteresowania – chodzi na szachy i karate. Moje dziecko po prostu naturalnie się rozwija, a poziom szkoły jest dostosowany do możliwości dzieci.