(NIE) wychowuj…

My, młode wykształcone, inteligentne, świadome mamy zostałyśmy już w ciąży lub tuż po, nakarmione modną papka obecnego nurtu wychowawczego. Co z tego wynikło?
[Na wstępie, chciałam zaznaczyć, że nie znam odpowiedzi na postawione przez siebie pytania. Jest to notka poglądowa, do przemyślenia dla każdej mamy. Jeśli wy macie jakieś pomysły, refleksje, zapraszam do dyskusji.]
Bo jest to tak. My, młode wykształcone, inteligentne, świadome mamy zostałyśmy już w ciąży lub tuż po, nakarmione modną papka obecnego nurtu wychowawczego. Jako, że różni się ona od od poprzedniego, dość stanowczego, ‘zimnego chowu’, zachłysnęłyśmy się ideami.
Rodzicielstwo bliskości, naturalne, wychowanie bez kar, bezstresowo, silne skupianie się na emocjach dziecka. Wszystko kupiłyśmy dziarsko, czując już w samym założeniu jak dobrymi matkami jesteśmy. Karmimy piersią, a jeśli butelką to też z ogromna dawką miłości, nosimy w chuście, śpiewamy, masujemy… Chcemy ogólnożyciowo być dobre we wszystkim, więc w wychowaniu, także – najlepsze.
Niemowlę sygnalizuje swe potrzeby w sposób jeden – wrzaskiem. Ale my, mamy intuicyjne i wyuczone (co dziwnym trafem ma iść w parze) odczytujemy sygnały niemowlęcia. Jeść, pić, spać, główka na lewo, nóżka na prawo. Grzechotką machaj, tańcz, lulaj, podstaw pod okap. Czytaj, koniecznie czytaj już niemowlęciu, puszczaj Mozarta, Bacha, zapisz na angielski.. Ale co najważniejsze pozwól na luz, na swobodne wyrażanie emocji. Komunikuj się z dzieckiem i podążaj za jego rytmem.
Ni stąd ni zowąd nasze maleństwo dobija do lat dwóch. Przechodzi szumny bunt dwulatka. I znowu nowoczesne społeczeństwo, księgi i młoda kultura chowu w bliskości utwierdza nas w przekonaniu, że nasze dziecko to epicentrum wszechświata. A my przekazujemy swą wiedzę młodzianowi. Więc wolno mu urządzić scenę rozpaczy w sklepie, drzeć się ile wlezie w kolejce do kasy, rzucać jedzeniem w restauracji, wolno wszystkiego nie chcieć, albo dla odmiany chcieć, przy półce w sklepie. Nie trzeba się dzielić, bo przecież my, dorośli nie mamy takiego obowiązku. Dziecia o każdą rzecz należy pytać, dyskutować, negocjować. Bić nie wolno, krzyczeć nie wolno… karać raczej też nie jak się przypadkiem natrafi na książkę “wychowywanie bez nagród i kar”. I broń Boże, broń Panie jedyny nie wolno zwrócić, żadnemu 2-lakowi uwagi, bo ‘nie wychowuj mi dziecka człowieku’. Dzieć jest jego matki i wszechświata. Właśnie uczy się obsługiwać swoje emocje. I co z tego, że dość głośno. Dostroi się… z czasem.
I tak leci miesiąc za miesiące, i rok za rokiem.
Aż się nagle okazuje że nasz maluszek, nasz dar niebios, anioł na ziemi, boska boskość i król Maciuś I, ma lat 3-5. I cały jego świat trafia szlag.
Trzy – pięciolatek- latek wychowywany sposobem wyżej jest najprawdopodobniej dzieckiem dość pewnym siebie. Trzy- pięć lat świat kręcił się wokół niego. I nagle przestał.
Dzieć nasz modelowy poszedł do przedszkola. W lekkim szoku, że mama go tam oddała, mimo, że on dość głośno artykułował swoją niechęć do pozostania tam. Bo w p-kolu świat jest zły. I zupełnie inny niż ten który zna. Drzeć się w niebogłosy nie wolno. Nikt nie uważa tego za normalny proces nauki wyrażania emocji. Przy jedzeniu trzeba siedzieć jak człowiek. Nie wolno biegać ani bawić się jedzeniem. Nikt nie słucha potrzeb jednostki.. Pani p-kolanka olewa fakt, że maluch chce nosić kalosze latem i klapki zimą. Karze robić wszystko na komendę, mimo, że w domu panowały zasady “jak mam ochotę to robię, jak nie to mama wymyśla 100 innych rzeczy”. Trzeba spać na “trzy cztery”, słuchać się zasad na placu zabaw i co najgorsze dzielić się zabawkami.
Dla mamy także jest to szok. Trzy lata rzucała do każdego “nie wychowuj mi dziecka człowieku”, a teraz na wstępie jakaś (pewnie niedouczona) przedszkolanka mówi jej, że jej anielę, jej jądro ziemi, jest NIEGRZECZNE. Niegrzeczne! Co za ignorancja dla wszystkich ksiąg które matka przeczytała. Przecież nie ocenia się dziecka, tylko jego czyn. Trzy lata uczyła matka otoczenie jak należy oceniać zachowanie, a tu w pierwszy dzień zburzono jej świat. Potem jest tylko gorzej – “łaził przy jedzeniu, wyrywał zabawki, popychał koleżankę i strasznie dużo krzyczał”. I cóż ta matka sobie myśli? “Co za durna instytucja! Wypisuję gwiazdę najjaśniejszą i idę szukać dalej.” Po kilku zmianach placówek może się okazać, ale life sucks i jednak świat ‘nie jest gotów’ na nasze maleńkie 3-lenie objawienie. Jak nic, homeshooling.
Dzieciowi nie jest łatwo.. Nikt już nie uważa, że to ‘urocze’ jak strzeli w restauracji strzeli babce obok kalafiorem we włosy. Nikt już nie mówi “to jeszcze mały dzieć przecież” jak robi scenę rozpaczy w sklepie. Nagle trzeba się dzielić, słuchać, dopasowywać do innych.
Gdzieś w międzyczasie może pojawić się rodzeństwo i bliżej nieznanym trafem z dnia na dzień centrum wszechświata zmienia położenie, a 3-5-latek w totalnym szoku nie umie zrozumieć co właściwie się zmieniło.
I co najdziwniejsze, pewnego dnia, nieoczekiwanie zmienia się także mama. Nie zakłada już dziarsko i z wielkim uśmiechem śniegowców do biegania po domu. Nie pozwala jeść przy ulubionej bajeczce. Odmawia przyrządzenia piątego dania obiadowego, kiedy poprzednie nie smakowały. Nie przytula non stop kiedy malec krzycz jak potępieniec. Czasami nawet odsyła do innego pokoju. Na uwagi pań p-kolanek, daje kary, zamiast bronić, zawsze i nie ważne czy słusznie.
Świat się zmienia, boleśnie, nagle.
Mama także to widzi i zaczyna się zastanawiać. Czy nie lepiej byłoby uczyć pewnych ciężkich tematów od razu. Czasami posłuchać ‘babci dobra rada’, doprowadzić do porządku (lub wyjść) w restauracji. Pozwolić dziecku się zdziwić (a nawet popłakać) kilka razy, kiedy koś odbierze mu zabawkę na placu zabaw. Dać doświadczyć innych emocji. Może wtedy maluch lepiej sobie poradzi z nimi w przyszłości? Może nie dozna tego szoku, że jednak pępkiem świata nie jest?
Może zauważyliście ile ‘mądrych’ artykułów, komentarzy na forach piszą mamy dzieci do lat trzech. A potem jakby rozpływały się w czasoprzestrzeni… Nie widać dziarskich felietonów, czy innych elaboratów mam 5-latków. Nie ma już ‘nie wychowuj, nie dotykaj, jemu wolno co on chce..”
Może coś jest na rzeczy…?
Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale zachęcam do przemyśleń.
Makóweczka i Maczek mają na sobie koszulki REdesigned STories FActory
Pamiętasz, co Ci kiedyś pisałam, Matko Makowa? O maturze? Pamiętasz na pewno, bo było spięcie ;) Otóż wszem i wobec – cofam to! Cofnąć mogłam już wcześniej, ale nie chciałam pochopnie :) Szacun!
A co do tematu. Myślę, że Aga miała na myśli coś innego, pisząc “Nie wychowuj mi dziecka, człowieku”. Ja chcę powiedzieć wielokroć to samo, kiedy podniosę głos i widzę milion karcących spojrzeń na placu zabaw… Bo przecież na dziecko nie wolno krzyknąć, choćby piąty raz z rzędu wkładało do buzi rączkę pełną piachu. GRANICE i KONSEKWENCJA to dwa najważniejsze słowa w wychowaniu, nawet noworodka :) Co nie oznacza, że dziecku należy dawkować bliskość i miłość. Ale bliskość i miłość to co innego niż “róbta, co chceta”.
Ściskam!
Paulina, ja z Agą się jak najbardziej zgadzam. Uwielbiam rodzicielstwo bliskosci.
Ale nie lubię szoku mojego dziecka, że świat nie jest taki jak w domu. To boli nas obydwoje.
P.S. Pw :*
Szczerze mówiąc jak bym zobaczyła mamuśke, która krzyczy bądź podnosi głos na 1,5 roczne dziecko za to, że piąty raz do buzi bierze rączkę całą z piasku to też bym krzywo spojrzała ;). W moim odczuciu można to inaczej załatwić, w inny sposób wyznaczać granice. Np. wyprowadzić dziecko z piaskownicy i wytłumaczyć, że piasek to nie jedzenie i jeśli jest głodne możesz mu zaproponować jabłko, banana, biszkopta czy coś innego co ma się akurat pod ręką, u nas przeważnie skutkuje. Ale absolutnie nie jestem za tym by wkładać dziecku smoczek podczas zabawy w piaskownicy. Jeśli syn mimo wszystko wkłada piasek do buzi zabieram go i idziemy np. na karuzele, huśtawkę czy konika. U nas tak to działa i nikt na mnie nie rzuca karcących spojrzeń, syn zadowolony i mama zadowolona. Moim zdaniem GRANICA i KONSEKWENCJA to dwa najważniejsze słowa owszem, ale nie zgodzę się z tym, że aby je skutecznie wyznaczać trzeba posługiwać się krzykiem czy klapsem.
Cóż… “Nie wychowuj mi dziecka, człowieku”, chciałoby się powiedzieć :) Nie będę (się) tłumaczyć, dlaczego w tym konkretnym przypadku powiedzenie “Kuba” głośniej niż zwykle nie było (moim zdaniem) niczym złym. Sytuacja miała miejsce dawno, na wiosnę, i od tamtej pory Kuba nie wkłada brudnych rączek do buzi. NIGDY. Podawanie jabłka dziecku, które w najlepsze bawi się w piaskownicy, to nie moja bajka. Nie będę pisała, że kpina czy głupota, bo… “nie wychowuj mi dziecka, człowieku!” :) Nie zgadzam się za to kategorycznie ze stawianiem w jednym rzędzie “podniesienia głosu”oraz “klapsa”. Tym bardziej, jeśli “podniesienie głosu” nie jest krzykiem. Moje dzieci wiedzą, że kiedy mówię (mówimy z mężem) do nich głośniej, z określoną intonacją, to przeginają. Rozumieją, dlaczego. Nawet półtoraroczne dziecko to nie debil :)
Pozdrawiam serdecznie!
:))))))))))) No wiesz jak napisałaś, że były karcące spojrzenia to wyobraźnia działa szybko, już w myślach zobaczyłam “sfrustrowaną mamuśkę wydzierającą się na swoje dziecko” ;))). Wychowywać cudze dzieci? To nie moja bajka, mam dwoje swoich, więcej nie przyjmuję ;) Opisywałam jak to bywało u nas, syn zwykle sięgał po piasek i kamienie jak był głodny, dostawał coś do przekąszenia, wracał do zabawy i po kłopocie. Żadnej kpiny i głupoty w tym nie było, bo “jeśli dziecko jest głodne” to wypadało by je nakarmić ;) , źle się zrozumiałyśmy. Zgadzam się “podniesiony głos” to nie krzyk, ale jeśli ktoś krzyczy/wydziera się na dziecko to dla mnie jest, to jedna półka z klapsem. GRANICE I KONSEKWENCJA jak najbardziej ale z szacunkiem do drugiego człowieka, pewnie się ze mną zgodzisz :) Nie chciałam Cie urazić, jeśli tak to odebrałaś to przepraszam.
Odnośnie “miliona karcących spojrzeń”. Siedząc kiedyś na soczku w największym centrum handlowym we Wrocławiu, pewna mama (domyślam się, że mama) przy jednym ze stolików dała swojemu 6-7 letniemu synowi w twarz. Teraz wyobraź/wyobraźcie sobie te miliony spojrzeń. Wydaje mi się, że wyznaczanie granic ma też swoje GRANICE…
“nawet półtoraroczne dziecko to nie debil”
myślę że żadne dziecko to nie debil i żaden człowiek:/
dorota
debil – niestety czasem są tacy ludzie. to pojecie medyczne.
Hm, moja roczna córka na pewno nie byłaby zadowolona pójściem na huśtawkę podczas gdy ona chce bawić się w piasku i wkładać go do buzi… Płacz histeryczny na dzień dobry, co nie oznacza, że bym krzyknęła na Nią, ale poszła z płaczącą pewnie do domu, ale wszytsko przed nami, bo córka ma 13 miesięcy [jest luty więc jeszcze pewnie z dwa trzy miesiące zanim wybierzemy się na dłuższe zabawy na placu z dziećmi.
Dobry tekst. Trafia chyba w dużo czułych punktów wielu mam. W moje na szczęście nie trafił za mocno, Julia moja już od roku pogania do żłobka i zauważam, że w sferze społecznej radzi sobie całkiem nieźle:)
Przemyśleń za sobą też dużo niesie ten tekst. Już nie raz zastanawiałam się jak swoje dziecko wychować. Widzę po sobie, że dobrzy ludzie w życiu nie mają lekko. Człowiek za dużo myśli, za dużo się przejmuje, tyłek mu kopią na każdym kroku. Może lepiej wychować dziecko na takiego właśnie egoistę. Może lepiej żeby to ona kopała tyłki niż żeby ten tyłek kopano jej.
Rozkmina ciężka, dużo za i przeciw w każdej z tych dwóch tez. Ale fajnie, że się o tym piszę, fajnie że poruszyłaś temat.
Blog genialny, czytamy, pozdrawiamy:)
Zgadzam się w 1000%
To takie matczyne nieustające rozdwojenie jaźni.
:)
Jesli ktos stawia prosbe,żadanie o niewychowaywanie mu dziecka to ja rozumiem przez to ,ze sam podjal sie tego trudnego zadania i ze dziecko jest wychowywane przez rodzicow.
Wychowywanie dla mnie jest rownoznaczne ze stawianiem pewnych granic i uczeniem zycia w spoleczenstwie oraz tego,ze nie jest sie absolutnie pepkiem swiata.No chyba ,ze tego mikroswiata mamy i taty.
Ja obserwuje ,ze te ciagle sugestie o bezstresowym traktowaniu dzieci prowadza do tego,ze podczas kazdego pobytu w sklepie,restauracji czy u znajomych obserwuje rozwydrzone egocentryczne dzieci. Bliskosc,czulosc jak najbardziej ale pewne wartosci,zasady mozna przekazywac od poczatku.Mam corke i nie chce zeby byla otoczona przez same zapatrzone w siebie dzieci ,ktorych rodzice nauczyli je tylko skupienia na sobie,fascynacji konsumpcja i tego ,ze wszystko wolno.Poza tym troche bawi mnie to,ze wszystkie rozwazania mam odbywaja sie na blogu ,ktorego glowna rola jest pokazywanie dzieci w fajnych ciuchach :-).Strasznie sie to wpisuje w taka wszechograniajaca i wszedzie panujaca wspolczesna powierzchownosc i obrazkowosc.
Mądre przemyślenia! Myślę, że dlatego zawsze najlepiej znaleźć złoty środek… Tylko problem w tym, że dla każdego ten środek jest w innym miejscu.
Zakochałam się w minie Maka na pierwszym zdjęciu!
Wciąż szukam… tego środka ;)
Nigdy nie byłam zwolenniczką wychowania dziecka w duchu który opisalas. Uważam, ze dziecko prędzej czy później bedzie musiało nauczyć się funkcjonować w społeczeństwie i mniejszy szok przeżyje jeśli od początku postawimy mu rozsądne granice. Bardzo dobry wpis Marlenko, do przemyślenia dla wielu mam
Ja ogólnie z natury jestem rodzicem- kangurem i lwem w jednym.
Ciężko mi jednak patrzeć jak inny od nurtu mojego wychowania jest świat.
Dlatego dumam…
bardzo fajny post. Ja czasami słuchając “dobrych rad” jestem totalnie “głupia”. Poważnie- jedni mówią, karać (nie fizycznie), inni tłumaczyć, jeszcze inni dosłownie dać lanie ( kiedyś tak ktoś mi powiedział), inni mówią też jeżeli dziecko się złości- niech złość przenosi na papier- i bądź tu babo mądra. Ja czasami tłumaczę ( 1000 razy -mówię w ciągu dnia synuś nie wolno tak robić i dlaczego), czasami po prostu daje mu karę- np. nie oglądasz ukochanej bajki, jeżeli ma małą histerię staram się być spokojna chodź to nie łatwe (gdy już przestanie się tak zachowywać przytulam i znów tłumaczę), w sklepie gdy zdarza się taka histeria -centralnie odkładam wszystko i wychodzę)…. ale nie ma tak naprawdę złotego środka na wychowanie malucha
Coś jest na rzeczy i jestem Ci bardzo wdzięczna za ten post. Niestety, matki dzieci do lat iluś (należę do takich jeszcze przez długi czas :)) czynią ze swojego dziecka pępek wszechświata. Nie, droga mamo, it doesn’t work. Mnie wychowano w taki sposób, że znałam granice. Nie mam i nigdy nie miałam problemu z tym, by przestrzegać obowiązujących zasad. Nie, to nie i koniec. Nie byłam nastolatką z roszczeniowym podejściem do świata, bo rodzice w dzieciństwie mi na to nie pozwolili. W taki sposób chcę wychować własne dziecko. Po prostu.
Zgadzam się w 100%.
Rzadko kiedy coś komentuję, ale ten wpis na prawdę przyciągnął moją uwagę. Daje do myślenia. Ja jestem na etapie niespełna dwu latka więc wszystko przed nami, na całe szczęście odbierając “dzicia” ze żłobka słyszę same pochwały, jaki to on grzeczny jednak właśnie wchodzimy w etap “moje” i ryk o zabawki więc czuję, że ciężkie wyzwanie nas czeka, ale nie zamierzam pokazywać, że świat kręci się wokół niego. Jest najważniejszy, ale są na tym świecie też inni musi się tego uczyć od początku bo życie go nie będzie oszczędzać.
Jestem całą sobą za “nie wychowuj mi dziecka człowieku”. Nie dlatego, ze mojemu dziecku (niecałe dwa lata) wolno wszystko. Bo nie wolno. Nie pozwalam mu bić, , uspokajam lub wyprowadzam, gdy krzyczy w miejscu publicznym. Nawet uczę go dzielenia się, choć niekoniecznie na zasadzie wyrywania sobie zabawek.
“Nie wychowuj mi dziecka, człowieku” bo to ja od tego jestem. To ja ustalam zasady, to mi wolno skarcić dziecko. Mi, mojemu mężowi, babci lub najbliższej cioci. Nie komuś obcemu.
Uczę moje dziecko funkcjonowania w społeczeństwie. Kiedy pójdzie do przedszkola, krąg osób których należy słuchać rozszerzy się na panią przedszkolankę.
Ale nie na obcą, za przeproszeniem, babę w sklepie, która go straszy “nie krzycz, bo Cię zabiorę”.
Ale pytam, co z przedszkolem? Kiedy to za rok obcy człowiek “będzie Ci wychowywał dziecka człowieku”. Lekki szok gwarantowany. Poczułam na własnej skórze ;)
Wiesz co myślę że z przedszkolem to wiele zalezy od pani przedszkolanki..bo wiele z nich szanuje pewne rzeczy które są ważne dla Ciebie i dla Twojego dziecka..poza tym wydaje mi się (tzn inaczej, widze to po starszym dziecku) że dzieciaki rewelacyjnie sie akomodują do nowych warunków i wiedzą gdzie panuja jakie zasady…starałam sie tłumaczyć synowi że w przedszkolu panuja takie zasady i tam nalezy ich przestrzegac (np idiotyczna dla mnie zasada picia dopiero po skończeniu jedzenia-abstrahuje od ewenatulanych korzyści zdrowotnych, ale dla 3-4latka zjedzenie czasem kotleta bez popicia jest męczące) bo..tak juz jest..i jeśli coś Go nie krzywdziło to staralam się tak to tłumaczyć..ale..potwierdzam bywałam zirytowana…
Hmmmm….. Temat trudny, ciężki ale jak ważny! Jako mama 8 latki i półroczniaka nie ukrywam, że czytam/czytałam wiele artykułów, ale nigdy nie stosowałam się sztywno do zamieszczanych tam rad. Raczej traktuję je jako wskazówkę, podpowiedź. Robię tak, jak uważam za słuszne. No i na pewno nie raz popełniam błędy. W końcu człowiek uczy się całe życie… Może przy wychowaniu młodszego pójdzie troszkę łatwiej ;)
Ja jestem mamą kilkumiesięcznego dziecka, ale nad ideą rodzicielstwa bliskości zastanawiałam się nie raz… Nawet poruszałam ten temat na swoim blogu, bo nie do końca to kupuję. Założenia są fajne, ale wątpliwości mam sporo i raczej w podobnym duchu, co w notce powyżej. Wg rodzicieli bliskości to świat powinien się dostosować do dziecka, a nie dziecko do świata – i o ile rodzice potrafią to spełnić, o tyle już dalsze otoczenie niekoniecznie. A potem dziecko może przeżyć szok. Nie podoba mi się, że dziecku nie można powiedzieć: “Nie wolno”. A jeśli młodzian po raz kolejny wybiegnie na ulicę, to co? Czy będę potrafiła znaleźć w sobie tyle cierpliwości, żeby dogonić go, a potem ze spokojem i cierpliwością wyjaśnić po raz enty, dlaczego nie biegamy po ulicy? Prawdopodobnie nie.
Przygotowując notatkę na moim blogu przeczytałam forum na temat rodzicielstwa bliskości i od niektórych opinii aż włosy dęba stanęły: że trzeba pozwolić na zabawę kontaktami, przecież są zabezpieczenia. Pojawiły się pytania jak wyjaśnić dziecku, które może ściągać obrus ze stołu, koc z kanapy w domu, żeby w gościach tego nie robił, itp.
Moim zdaniem dziecko wychowujemy dla świata (bo nie jesteśmy w stanie wychować świata dla dziecka! Choć fajnie by było…) i trzeba zrobić wszystko, aby radził sobie jak najlepiej. Czyli zaszczepianie pewności siebie – tak, czułość – tak, ale również obowiązki, zakazy, nakazy. Ja nie wierzę w bezstresowe wychowanie, a właśnie z tym kojarzy mi się idea rodzicielstwa bliskości.
Można to stosować w pierwszych miesiącach, ale potem trzeba bardzo uważać, żeby nie strzelić sobie (i dziecku, bo ono jest w tym wszystkim najważniejsze!) w kolano.
O to, właśnie.
Niedawno u siebie napisalam, ze Matka srodka byc probuje;)choc nie zawsze sie udaje, oj nie….a w wychowaniu dziecka sa kolejne etapy i dla niego i dla Mamy;)queen of drama wygrywa;)
trafione w punkt….ileż to jest problemów z teściowymi mami sąsiadkami prześmigiwanie się ja robię tak a Ty tak…..dla idei cywilizacyjnego boom….Pozdrawiam.
I am trying to get into the carpentry trade and was told
an apprenticeship was the best way to go. I live in North Carolina
and am having trouble finding any information about apprenticeships near
by to apply for.. How do I find a good apprenticeship to get into.
Oj bardzo potrzebny post . Chyb zwłaszcza dla takich mam jak ja które są dopiero na początku drogi wychowawczej i mają wiele dylematów.
Ja po pięciu latach mam ich nie mniej niż na początku ;)
Ja swojemu dziecko stawiam granice, daje wybór: albo to albo to i o dziwo umie dokonać wyboru. Wie co mu wolno czego nie. Ale jednocześnie kiedy jest zły i chce to wyrazić płaczem pozwalam mu, a później przytulam. Nie bije. Staram się nie krzyczeć tylko mówić stanowczo.
Uczę że należy się dzielić a jeśli ktoś mu coś zabierze, a bawił się tym i był tym bardzo zainteresowany to sam musi sobie poradzić i albo wziąć inną zabawkę albo odebrać tą na której mu zależało. Nie uczę to jest moje to nikt inny nie może ruszać i uczę, że jak leży nie twoje i ktoś się nie bawi to możesz się pobawić (mimo wielu krzywych spojrzeń innych opiekunów).
Jeśli w kanajpie czy sklepie zachowuje się: głośno czy też zaczyna płakać po prostu wychodzę.
Natomiast co do tekstu z klocka i kredki. To myślę, że przesłanie było inne. Ja go raczej nie odebrałam w sposób: “moje dziecko jest pępkiem świata i wara mi od niego”.
Ja także nie odebrała tekstu Agi negatywnie. Dodałam do siebie, jako jeden z elementów , które SAMA STOSOWAŁAM i stosuję (ale już z mniejszą zapalczywością).
Moje dzieci wiedzą,że “ordnung muss sein” od samego początku. Kocham je z całego serca, miłości i akceptacji na pewno im nie brakuje,ale mają też obowiązki i wiedzą co wolno a czego nie. Moje dzieci nie robią mi awantur w sklepie, nie biją nikogo, są mile, grzeczne i…. niektórzy uwazaja,ze wychowuję chlopakow za delikatnie,ze powinni bić a nie być bitymi. Ostatnio mojego syna ktoś podrapal w przedszkolu, zwrocilam uwagę pani,bo to nie pierwszy raz,,,a co zrobila pani? przy kolejnym podrapaniu czy ugryzieniu powiedziała do syna: “nie skarż Wiktor i nie mów swojej mamie,bo znów będzie afera!” Zaznaczam,ze raz zwrocilam uwagę,a ugryziony,podrapany czy uderzony był kilkanaście razy. Jego koledzy z grupy (5latkowie) zdjęli koledze majtki w łazience i śmiali się z jego pupy. Przedszkole brutalnie uświadamia mojemu synowi,ze zwycięza bezczelny,silny i ten,ktorego tata dał farbę do pomalowania sali…. Life is brutal. Mimo to cieszę się z tego jakie sa moje dzieci. A najpiękniejszy widok jak bracia się kochają i jak uwielbiają spedzac z sobą czas.
… :(
Dzięki wielkie za ten post!!! Podpisuję się pod postem obiema rękami i nogami. Zgadzam się, że całą koncepcję rodzicielstwa bliskości szlag trafia w momencie posłania latorośli do przedszkola, ewentualnie zostawienia pod opieką babci. I co z tego, że pilnuję się jak mogę, żeby nie oceniać dziecka tylko jego zachowanie, skoro mój syn wracając z przedszkola mówi, kto BYŁ GRZECZNY, KTO NIEGRZECZNY, a z ust babci słyszę: ” jak będziesz grzeczny…”I przyznam, że dla matki pracującej koncepcja rodzicielstwa bliskości jest nie do wykonania, kiedy trzylatek codziennie rano urządza awantury przy ubieraniu tudzież ma 1000 innych ważniejszych spraw niż np. szybkie założenie butów, bo jemu przecież nigdzie się nie śpieszy, a matce i owszem. Więc ja stosuję tę koncepcję wybiórczo, nie wiem czy słusznie (pewnie nie), ale czasem po prostu cierpliwości nie starcza i stosowanie nagród i kar (oczywiście nie cielesnych, a najczęściej wystarcza samo zagrożenie braku bajek) jest jedynym wyjściem z sytuacji. Więc kocham, przytulam i całuję moich chłopaków ile się da, ale czasem niestety muszę być jak żandarm, bo inaczej moje starsze dziecię chodziłoby non stop w dresach, jadło tylko naleśniki i płatki śniadaniowe, a do pracy wybierałabym się koło południa. Taki lajf … A co do nie wychowywania innych dzieci, to owszem staram się skupiać na własnych, ale niech no tylko zobaczę, że mojemu “aniołkowi” dzieje się krzywda na placu zabaw , nie powstrzymam się od zwrócenia uwagi innemu dziecku. Skoro jego mama się nie interesuje… Co prawda staram się nie interweniować niepotrzebnie, chcę żeby mój syn radził sobie sam, ale szlag mnie trafia jak mamusia siedzi na ławce, pali papieroska, a dziecko blokuje zjeżdżalnię, sypie piachem inne dzieci albo co gorsza bije, popycha itp. I jak tu nie wychowywać komuś dzieci?
200%
Od sierpnia moja mama zajmuje się Lenką. Gryzę język do krwi tłumaczą sobie, że jak pewne rzeczy zdarzą się szybciej to potem będzie mniejszy szok. A moja mama to przecież świetna osoba, tylko lubi mieć dużo zasad ;)
Marlena jesteś genialna!!!! rewelacyjny post. Powiem szczerze, ze po przeczytaniu wsponinanego tu posta nie wychowuj mi dziecka człowieku zgadzałam sie z autorką co do tego, że doprowadza mnie do szału jak babcie ciocie i inne wujki dobra rada radzą mi jak wychowywac dzieci, np. załóż czapke i zakryj uszy ( a na dworze 15 st) itp. Ale jest niewątpliwą racją, że należy zwracać uwagę na ludzi dookoła Nas. Nie może byc tak, ze idziemy do restauracji a maluch się drze rzuca makaronem czy kalafiorem a my sie uśmiechamy do siebie , bo przecież dziecko ma prawo. Moje dzieciaki maja teraz 4 lata i są bardzo różne, pomimo tego że nigdy nie pozwalałam im na wszystko sa bardzo różne. Syn jest dość “żywy” i ma 1000 pomysłow na minutę no i jak to u chłopców czasami bywa jest łobuzem po prostu, gdybym pozwolila mu od początku jego życia na wszystko teraz miała bym sajgon. Nie dałabym sobie po prostu z nim rady. Niestety aby żyć w dzisiejszym świecie i poprawnie funkcjonować w społeczności trzeba dziecko od najmłodszych lat uczyć norm społecznych . Nie znaczy to , że rodzic swojego dziecka nie kocha czy nie przytula. Znaczy to tylko tyle, że dziecko jest najwazniejszym dla niego człowiekiem i jedną z najważniejszych rzeczy jakie moze mu dać jest dobre wychowanie:)
ale przynudziłam:)
pozdrawiam
Innymi słowy ‘starym’ zawsze pod górkę ;)
uwielbiam cie za ten post!!!!!!
mnie zawsze w rodzicielstwie bliskosci zastanawialo np jak to ogarnac z trojka czy wiecej dzieciakow…bo jednemu tlumaczyc po 1000 razy nie sztuka, sama tak robilam. ale nagle dzieci zrobilo sie 3, obowiazkow przybylo, czasu jednak nie…
Rodzicielstwo bliskosci super działa z maluchami (najlepiej sztuk 1). Im dziecko starsze tym jakoś wiedzę mniej zwolenników nurtu.
Też mam takie spostrzeżenia. Im dziecko starsze i im więcej sztuk w domu, tym mniej zwolenników tegoż nurtu.
Ja tylko tak wrzucę, że jedni z propagatorów rodzicielstwa bliskości, nie mylić z wychowaniem bezstresowym, William i Martha Searsowie są rodzicami ośmiorga dzieci, tak że ten.
A ja tylko dodam od siebie, że mając dwójkę na pokładzie (4,5l i 22m-ce), dopiero niedawno zaczęłam wdrażać tę koncepcję i wiadomo, nie jest łatwo, nie jestem w tym ortodoksem, dzieciaki mam placówkowe, ale widzę pozytywne zmiany. Inna sprawa, że ogólnie na forach/blogach udzielają się najczęściej, choć nie jedynie, rodzice jedynaków, potem zaczyna być trochę szkoda czasu, tak więc czy to jest aż tak wiarygodne?
Super rzecz ten tekst :) Przemyslany i prawdziwy. W nim nie ma jak wychowywac, w nim jest co nas czeka. Ja mam pieciolatka, ktory wlasnie poszedl do przedszkola (inny kraj, inny system) i dwulatka. Pieciolatek byl przygotowany, aby tam isc, mysmy go przygotowali, on od pierwszego dnia wraca szczesliwy. Pani przedszkolanka jest nim “zachwycona” kiedy trzeba jest grzeczny, kiedy trzeba “pobije” sie z kolega. I nie bylo to wychowanie “bezstresowe”, ale i tez nie “karane”, bylo intuicyjne, ale w takiej mierze, ze jak wrzask to uciszamy, karzemy dzielic sie zabawkami, a jak ktos ugryzie to…. no wlasnie to co – on juz wie co. W sklepie najmniejszego klopotu, nigdy nie wrzeszczal, ze on cos chce, odchodzi od polki jak powiem, ze tego nie kupimy i wcale nie jest na mnie obrazony. On nie jest idealny i nie bedzie, ale wie co wolno, a czego nie. Jest tulony, calowany, ale i spedza piekny czas w swoim pokoju wrzeszczac na podlodze, ze brata kopnal. Brat dwuletni tez spedza czas wrzeszczac, ze czegos nie moze. I to nie, ze my tak chcemy i wyrodni jestesmy on tak chce, on uwielbia wrzeszczec o nic, my mu tlumaczymy, pocieszamy, ale nie ustepujemy. Jestesmy w miare konsekwentni, nawet przy obcych ludziach, wyznaczamy granice. Nasze dzieci umieja zyc w spoleczenstwie tak, abysmy nie musieli sie wstydzic i wcale nie stracili nic ze swojego szczesliwego dziecinstwa. Sa nauczeni empatii oraz tego, ze w zyciu mozna miec wlasne zdanie. Mysmy uczyli sie razem z nimi, jestesmy bogatsi o wiele doswiadczen, siwsi o wiele nerwow i jak na razie warto bylo. A swego czasu kolezanka opowiedziala mi historie jaka spotkala ja w sklepie. Dziecko wychowywane bezstresowo podchodzi do pani i kopie ja w noge, pani zaskoczona zwraca uwage, ze sie tak nie robi, mama dziecka zwraca uwage pani, ze jej dziecko jest wychowywane bezstresowo i ona nie ma prawe zwracac uwagi jej dziecku. Pania zatkalo, meza pani zatkalo. Przy kasie spotykaja sie znowu te dwie pary, maz pani kopnietej podchodzi do mamy dziecka i szarpie ja za wlosy. Kobieta oburzona zachowaniem pana zwraca mu uwage, on prosze nie zwracac mi uwagi, ja zostalem wychowany bezstresowo !!! Mam nadzieje, ze mama tego dziecka zrozumiala cos. Moja kolezanka mowila, ze prawie sie ze smiechu posikala.
Pozdrawiam Edyta
haha przykłąd rewelacyjny…
Bezstresowe wychowanie to pomyłka. Ale i te w bliskości ciężko przełożyć na real life.
Baaaardzo mi się podoba to co napisałaś :) takie to mądre. Wiadomo trzeba czerpać zewsząd nauki, informacje ale przefiltrować to pod swoim kontem a nie łykać wszystko jak popadnie.We wszystkim trzeba równowagi. Teraz wszystkie mamy chcą być eko-modne i pokazać jak bardzo kochają swoje dzieci, a tego nie trzeba pokazywać. Czytają mnóstwa poradników na ten temat. Mnie ganili, że śpie z małym od urodzenia a ja miałam taka potrzebę mieć go blisko siebie, teraz ma roczek i śpi już sam bo teraz mam większą potrzebę po prostu się wyspać :), krzywdy mu nie zrobiłam a wręcz mam wrażenie, że wtedy lepiej mu się spało. Tak samo jeżeli chodzi o wychowanie, to naturalne że chcemy ustrzec przed wszystkim co jest złe i wywołuje niezadowolenie u naszych pociech, ale świat się nie zmieni dla nich, więc trzeba im pomóc aby mądrze radziły sobie z tym co je napotka.
Pozdrawiam serdecznie :)
Jestem na NIE bezstresowemu wychowaniu dzieci
Dziecko czy chcemy czy nie jest czescia spoleczenstwa
wpierw rodziny a pozniej tego szerzej pojetego
pozwolny mu funkcjonowac w nim szanujac jego potrzeby
ale uczmy tez szanowac innych
Od poczatku stosujemy granice i konsekwencje
co nie wyklucza w zaden sposob milosci
Wskazowki do przemyslen poruszylam calkiem niedawno w poscie
jezeli pozwolisz to zalinkuje :)
http://missameliape.blogspot.ie/2013/09/prosba-twojego-dziecka.html
No i właśnie wyszło w czym rzecz, RB to nie to samo co wychowanie bezstresowe. Często te dwa pojęcia się myli. Czytam ten post i komentarze i widze jak bardzo upraszczacie dziewczyny. Pomijając kwestie karmienia, wspólnego spania, noszenia itd. W pewnym momencie pojawia się pojęcie wychowania. Trzeba sobie zdać sprawę, że wychowanie to nie jest suche przekazywanie wiedzy – masz robić tak i tak , a tak czy tak nie, Wychowanie to proces, który przebiega w relacji – zdrowej relacji, opartej o pozytywne wemocje na linii rodzic-dziecko, rodzic-rodzic, dziecko-rodzeństwo itd. Jeśli przekazujemy dziecku jedno a robimy drugie to dziecko jest skołowane, bo uczy się głównie przez obserwację postaw. Jeśli ma silną więź z rodzicami, ma dobre wzorce bo rodzice potrafią nad sobą pracować, to żadne kary i nagrody takiemu młodemu człowiekowi nie będą potrzebne gwarantuję Wam. Mam mnóstwo przykładów dzieci wychowywanych w RB i nie ma z nimi najmniejszych problemów, są ufne,m pogodne, otwarte na otoczenie, przyjaźnie nastawione do dzieci, dorosłych, do otoczenia. Cóż… wybór należy do rodziców…
Post genialny. Przechodzę ten sam etap i mam te same dylematy. Ostatnio dużo myślałam na ten temat. Mój niespełna 5-latek zaczyna pokazywać różki i to takie prawdziwe, ostro zakończone;-), a ja jako mama czuję, że zdecydowanie powinnam poczynić jakieś kroki wychowawcze. Ogólnie tzn. większość tygodnia Piotrek jest grzeczny i nie mam z nim problemów, ale zdarzają się sytuacje nieznośne, wytrącające z równowagi typu:
-wyzywanie Mamy,Babci i Niani: ,,Głupia jesteś, nie lubię Cię, idź sobie..” itp. ( zbuntowany na cały świat)
-naleganie na słodycze: daj mi kinder TERAZ i wymuszanie płaczem
-tupanie w złości i agresja wypisana na twarzy ( wtedy dochodzi rzucanie zabawkami, kopanie drzwi)
– upartość: nie idę z Tobą do domu gdy np przyjdę do niego do przedszkola. Siada sobie na schodach i się uprze że się nie ruszy…
Są to w moim przypadku sytuacje bardzo sporadyczne, no ale się zdarzają. I co wtedy. Dziewczyny jakie macie konketne rady na tego tyou zachowania.
Na początku zawsze najpierw tłumaczę, tak ze trzy razy, spokojnym głosem, że tak nie wolno się zachowywać, że już jest duży i takiemu dużemu chłopcu to nie wypada, jak to nie skutkuje i moja cierpliwość zaczyna wibrować w kierunku złej energii, wtedy mówię:
,,jeśli zaraz nie przestaniesz się tak zachowywać to schowam Twoją ulubioną zabawkę i oddam jak się uspokoisz”.
,, pójdź sobie do łazienki , przemyśl sprawę i się uspokój”
,, pójdź sobie do swojego pokoju i tam sobie popłacz, jak już skończysz to przyjdz do mnie to porozmawiamy”
Wszystkie te metody stosuję jak już tłumaczenie i rozmawianie nic nie pomaga i dziecko nadal uprcie płacze i zachowuje się niewłaściwe… MOŻE MACIE JAKIEŚ INNE SPOSOBY RADZENIA SOBIE W TAKICH SYTUACJACH?
Przeczytałam Twój wpis i tak sobie myślałam o tych sytuacjach w których czasem dziecię wyprowadza Cię z równowagi. Ja jestem mamą młodszego chłopca i jeśli mam podobne reakcje czytaj histeria to pokazuję mu, że tak to nie działa czyli np. odwracam się, wychodzę z tego pomieszczenia zajmuję się czyms co mi da chwilę (najczęściej myję gary) bo to mnie uspokaja a i nie słyszę tego płaczu ;) W każdym razie przed wyjściem z pokoju rzucam tylko, że dogadamy się dopiero jak się uspokoi. Bo jak płacze to ja nic nie rozumiem i jak mu przejdzie to niech się do mnie zgłosi. Czasem trwa to dłużej ale przy braku “widowni” zwykle uspokaja się bardzo szybko. Jak już widzę, że da się coś ustalić dopytuję o co chodziło i staram się zawsze pomóc mu rozwiązać problem albo tłumacząc coś, albo wymyslając coś w zamian. Jeśli w nerwach powiem mu coś przykrego to też go za to przepraszam. Na koniec proszę, zeby mnie przytulił i ja mu mówię że go kocham i uzgadniam, że sprawa jest zakończona.
Obrażanie i wyzywanie bliskich to wg. mnie często objaw frustracji i złości jeśli np. nie dostał czegoś. Wie, że to zaboli i zwyczajnie próbuje się odegrać. Nie biorę sobie tego do serca,choć nie jest to proste ale infomuję go, że skoro on mnie obraża to ja nie będę z nim gadać. Mówię mu przy tym ,że ja do niego tak się nie zwracam i nie będę tego tolerować. A nic tym nie zdziała. Potem mówię, że jest mi przykro i czekam na całusa bo na pewno tak nie myślał.
Czasem jestem też zwyczajnie bo mnie coś wytrąciło z równowagi i kiedy on jest tego świadkiem to mu o tym mówię. Żeby wiedział, że to nie on jest tego powodem. Ale jeśli on coś zbroi, stłucze to nie mam problemu,żeby mu powiedzieć, że zezłościł mnie bo zrobił to czy tamto a ja mu np. o czymś tam mówiłam czy zabroniłam. Już sam fakt, że powiem głośno że jestem wkurzona działa jakoś łagodząco, spuszczam powietrze wtedy.
Co do słodyczy to u mnie to jest nagroda i jeśli było ok,np. zjadło obiad to mogę coś mu tam dać. Ale jeśli wymusza na mnie słodycze, a ja z jakiegoś powodu mu nie chcę dać mu to mu o tym mówię, jeśli jest histeria to reaguję jak wyżej. Pisałaś też o powrotach z przedszkola, nie mam takiego doświadczenia jeszcze, ale może w sytuacji kiedy nie chce wyjść można posłużyć się sposobem np. powiedzieć mu że się mu pokaże coś, co było po drodze albo pójść z nim jakąś inną drogą, albo pobawić się z nim w coś. Odwrócić sytuację, żeby on zapomniał o tym uporze. Argument o tym że jest duży i mu nie wypada w sytuacji kiedy jest na coś wściekły jest nietrafiony i abstrakcyjny dla takiego malucha. On ma to w nosie bo dla niego jego problem jest najważniejszy. Sądzę, że tym może przejąć się dziecko dopiero w wieku szkolnym.
Generalnie staram się nie doprowadzćdo sytuacji mocno konfliktowych i zwykle uprzedzam o faktach, że np. ta bajka się skończy i idziemy się myć albo kończysz zabawę jak następnym razem przyjdę do pokoju. Zauważyłam że dzięki temu jest dużo spokojniej a jesli napotykam upór to zawsze mówię, że przecież uprzedzałam więc o co pretensje :) Życzę powodzenia i mam nadzieję, że ten mój wpis nie zostanie przez Ciebie odebrany jako mądrzenie się. Chciałam dobrze, bo wiem że czasem cięzko jest wyjść poza schemat.
Dziekuje BINGI. Dużo fajnych rad i podpowiedzi. Przeczytałam jednym tchem! Postaram się część z nich wypróbować w sytuacjach histerii. Pozdrawiam.
Wiesz, ja ostatnio zaczęłam próbować zmieniać perspektywę i zastanawiać się, oczywiście zazwyczaj nie na na gorąco, tylko raczej na przyszłość, jakbym się czuła w skórze mojego dziecka. Gdybym bardzo bardzo czegoś chciała i w jaki sposób chciałabym usłyszeć odmowę, jaka reakcja drugiej osoby (w tym przypadku nasza własna jako rodzica) byłaby najbardziej przeze mnie akceptowalna. Zorientowałam się bowiem, że bardzo często zachowujemy się w stosunku do dzieci w taki sposób, w jaki absolutnie nie zachowalibyśmy się do dorosłego. Taka zmiana perspektywy pomaga mi łagodzić konflikty interesów czy stawianie granic, choć nie jest to oczywiście łatwo i mam na koncie wiele wpadek. Pomaga to mi również zachowac większy spokój i jakąś tam kontrolę nad emocjami z czym zawsze miałam problem.
W swoim poście mylisz wiele pojęć – przede wszystkim nie znasz idei RB – czytałaś książki Searsów? Byłaś na spotkaniach z nimi? Wysłuchałaś Konferencji Bliskości? Zakładam, że nie, a definicje i ogólną wiedzę o rb zaczerpnęłaś z obiegowych opinii ludzi którzy na ten temat nie mają zielonego pojęcia – mylą oni rb z modnym niegdyś “bezstresowym wychowywaniem” czyli totalną porażką rodzica. Poza tym moim zdaniem nawiązanie do Klocka i Kredki jest bezsensowne, bo tekst “nie wychowuj mi dziecka, człowieku” dotyczył tam całkowicie innej sprawy.
Nie znam rozwrzeszczanych, rozkrzyczanych, zapatrzonych w siebie i swoje potrzeby dzieci wychowywanych w duchu prawdziwego rb – nie znam, bo ich nie ma, bo dzieci w rb uczą się, że ważne są nie tylko ich potrzeby, ale także potrzeby ludzi dookoła, bliskich. Wiedzą też, że zawsze mogą powiedzieć o swoich myślach, emocjach i problemach, i zawsze zostaną wysłuchane – mimo, że nie zawsze dostaną to, co chcą…
Dużo by pisać – jednym słowem, dla rodziców rb, takich jak choćby wiewióra z bloga chabazie – saga o kominku twój post jest po prostu nic nie wartym stekiem bzdur.
Muszę Cię zmartwić.. Nie przeczytałaś postu ze zrozumieniem.
Nie oceniam żadnego nurtu. Nie mylę rb z ‘ bezstresowym.
Sama wychowuję w bliskości, pewnej.. Poznałam dokłądnie ideologię i po prostu nie kupiłam jej w całości. Maksia nosiłam w chuście, spać z dziećmi nie lubiłam, ale w dzień moje dzieci są ‘wykochane’ do granic możliwości. Słucham ich, postępuję intuicyjnie. Moje dzieci ze mną rozmawiają, negocjują. Popycham granice jeśli się da. I owszem znam rozwrzeszczane dzieciaki tak wychowywane. Przecież to maluchy jak inne.
ALE mam problem z tym, że mój maluch poszedł w ‘świat’ a tam nikt moich założeń nie uwzględnia. Dziecko jest oceniane i szufladkowane. Społeczeństwo klasyfikuje go jako ‘niegrzecznego’ bo próbuje rozmawiać, negocjować. I tu jest problem.
Więc przeczytaj proszę ten tekst jeszcze raz, tylko tym razem bez emocji i ze zrozumieniem, a może będziesz w stanie mi coś nawet doradzić :)
Tekstu “nie przeczytałaś postu ze zrozumieniem” nie lubię, bo każdy ma inny odbiór czytanych słów – dla mnie akurat tego twojego postu jest negatywny,
Nie wiem jak wychowujesz Maczka, nie znam ciebie ani dziecka, więc podpowiedzieć za dużo nie podpowiem.
RB to nie tylko spanie z dzieckiem, noszenie w chuście i ssanie piersi do osiemnastki…
Na każdym kroku każdy ocenia i szufladkuje, na tym polega nasz świat, pewne schematy mamy zapisane w głowie i do nich dopasowujemy nowo poznane sytuacje, ludzi, zdarzenia… nie pozostaje Ci nic innego jak nauczyć Maczka odporności na krytykę, pewności siebie i wyrażanych przez siebie opinii.
Nie oczekuję, że moje dziecko każdy będzie traktował tak samo, uwzględniając moją wizję wychowania młodego człowieka… właśnie w tym jest cały myk, żeby dziecko potrafiło odnaleźć się w sytuacji, czy to zostając z babcią, czy z nianią, czy w przedszkolu. Schemat własnego “ja” musi mieć w głowie…
Makowa mamo. To tylko chwila, impuls wywołany wątpliwością, zdarzeniem, sytuacją. Po nich wraca się do stałych przekonań, własnych, niczyich innych. Nie cierpię nurtów, trendów czy jedynie słusznych postaw. Postawiłam na intuicję i rozluźnione pośladki ;) Ogólnie w nosie mam zasady bo wiem, że mogę ich zarówno przestrzegać jak i je łamać, co najwyżej poniosę tego konsekwencje i to pokazuję mojemu dziecku. Dzieci uwielbiają być odpowiedzialne, to ich dowartościowuje. Już się nie martwię, że moja córka nie jest pod ochroną, bo widzę jak sobie radzi na zewnątrz a z domu czerpie MOC.
A o Metodzie Montessori Pani słyszała? W takim przedszkolu na pewno nikt nie powie o dziecku “niegrzeczne”, nie zabroni rozmawiać, negocjować, nie zaszufladkuje – polecam
Właśnie tego się obawiam.Że będę taka mamuśką. Chociaż mam dość silny charakterek i wydaje mi się, że nie dam rady wychowywać bezstresowo. Brak mi cierpliwości. Zresztą uważam jako matka 11 miesięcznej dziewczynki, że wychowanie bezstresowe jest bezsensu. Przecież dzisiejszy świat jest pełen stresu. Nie chcę zamęczać wszystkich dookoła swoim dzieckiem chociażby nie wiem jak było cudowne. Cóż cudowne dla mnie, otoczenie może nie być zachwycone. Przykład z życia. Raz na dwa miesiące idę domojego ukochane fryzjera. Jest to czas dla mnie na ploteczki, kawusie, relaksik i kolorowe głupiutkie gazetki. I szczerze mówiąc szału dostaje Jak widzę, że są kobiety, które zabierają ze sobą dzieci. Ok nie ma sprawy jeśli dziecko akurat też ma robioną fryzurkę i w drodze wyjątku rozumiem, że nie miała go mamuśka z kim zostawić. Ale nagminnie widzę tam całe rodziny. Tatuś na kanapie czyta gazetę lub coś na telefonie, dzieć biega po całym salonie i się drze okrutnie a mamusia z farbą na głowie. No sorry ale koniecznie musieli tam dziecko zabierać. Tatuś nie mógł z nim na dwór wyjść. Mi łeb pęka a wszyscy fryzjerzy przyklejają uśmiech, ale mają serdecznie dość. Dziecko zabiera nożyczki, grzebienie, kręci się tam gdzie ludzie pracują i generalnie wszystko mu wolno. Moim zdaniem nie fajnie.
Zgadzam się. Tekst nie traktuje o tym “która metoda wychowania jest lepsza” tylko o tym, że niektóre dzieci są nieprzystosowane do życia (w zupełności się zgadzam) bądź też gdy np coś zbroją lub słabiej się uczą od razu mają łatki przyszywane: niegrzeczne, łumok itp. i to przez nauczycieli i wychowawców, którzy powinni pomagać i wspierać.
Ale cóż system jaki jest każdy widzi i nie wiem co by się musiało stać aby coś się zmieniło. Młode pokolenie pedagogów powiela stare nawyki albo większość z nich nie marzyła o nauczaniu a robią to bo robić coś muszą.. Do tego rodzice też nie pomagają spodziewają się, że tak jak w domu tak i w szkole dziecko będzie podobnie traktowane. Przeładowanie robi swoje.
Pozwolić, nie pozwolić? Dać, nie dać? Kupić nie kupić? Ukarać??? Ogromne dylematy życia codziennego! Czy stosując zakazy nie skrzywdzę, nie ograniczę, nie unieszczęśliwię swojego dziecka? na zawsze??? Mam nadzieję, że nie… Myślę, że muszą istnieć pewne zasady, jasno postawione granice, Bo w świecie z regułami łatwiej jest się po prostu poruszać. I dzieciom i ich rodzicom.
Ale granice stawiane dzieciom nie sa trendy;)
Tak się zaczytuję w Twoim blogu od 2-3 mcy ale dopiero teraz odważyłam się skomentować. Pokochałam Waszą rodzinkę bo jest taka normalna i “zdrowa”. I cieszę się , że są jeszcze na świecie matki które nie uważają, że wychowywanie dzieci to nie tylko sama słodycz i raj (choćby były one najsłodsze i najkochańsze na świecie), ale też ” pot, krew i łzy” ;-) , że nie można pozwalać na wszystko bo jest to krzywda przede wszystkim dla tego małego człowieka, który kiedyś właśnie przekona się , że nie jest pępkiem świata i świat nie kręci się wokół niego. Że dobrze jest od początku wpajać maluchom zasady dobrego wychowania, bo w przyszłości one zaprocentują, że trzeba uczyć empatii, tolerancji i świadomości, że poza nim są świecie inni ludzie. Że trzeba szanować innych jeśli oczekuje się szacunku wobec siebie. To wszystko kiedyś nam się zwróci w postaci mądrego dorosłego człowieka ;-).
pozdrawiam cieplutko
No nie wierze, że nie pojawił się jeszcze komentarz w duchu rb. Jestem na początku swojej drogi. Dużo mi bliżej do rodzicielstwa bliskości niż wychowywania. Uważam, że dzieci są szczęśliwsze kiedy nie są zewnątrzsterowne. Nie robią wymaganych rzeczy dla kogoś tylko dla siebie. Warunkowanie dziecka nagrodą/karą nie wpływa pozytywnie na rozwój. A co do przystosowania świata do dziecka. B***t. To jak sobie to wszystko zorganizujemy zależy tylko od nas. Kiedyś przeczytałam mądre zdanie, że dziecko jest jak ostatni lokator wprowadzający się do pokoju w akademika, musi się przystosować do tego, że lubię kiedy w domu jest 22 stopnie, gra cicha muzyka w tle, a pranie robi się w środę. To o czym piszesz jest raczej o bezstresowym wychowaniu, a nie rodzicielstwie bliskości. Granice owszem są potrzebne, ale tylko te nieakceptowalne przez rodziców.
Całe szczęście, że istnieją placówki na tym podłym świecie, które słuchają potrzeb jednostki i jak nie zjesz zupy to pójdziesz na podwórko.
Pozdrawiam jako mama i pedagog (podobno najgorsze połącznie;)
“Dużo bliżej do RB niż do wychowania”?
Rozumiem, że wg Ciebie te dwa pojęcia się wykluczają?
Jako trochę większe dziecko napiszę, że całkiem łatwo nie jest. Pamiętam początek przedszkola i różnych nowych miejsc i sytuacji – że obco było, dziwnie i nakazująco, bez ciepła, bliskości i zrozumienia ale szybko zrozumiałam, że mam gdzie wracać, znów do ciepła, bliskości i zrozumienia. Nie wiem jak to jest mieć rodziców, którzy dla zasady karzą, krzyczą, nakazują, zakazują, nie wiem i nie chciałabym się tego dowiedzieć.
dobry i na czasie temat. U mnie to momentami jest wywrocone do góry nogami, ja dziecku mówie NIE (tłumaczenie aby dziecko znało te granice), natomiast czesć rodziny męża (bo pierwsze dziecko) na wszystko pozwala (rozumiem ,że dziadkowie , wujkowie itp. są do rozpieszczania, ale sa też tego granice) .Więc dziecko wraca do domu no i ja od nowa zaczynam .
Mega wpis! Zgadzam się w 100%. A tego złotego środka na złe zachowania maluchów każda z nas musi poszukać . Pozdrawiam!
Często czytam Twojego bloga, oj często się nie do końca zgadzam z Twoim zdaniem, ale ten wpis mi się bardzo spodobał. Normalnie bardzo się cieszę, że ktoś w delikatny sposób ( bo ja to prosto z mostu mówię, że dziecko musi znać granice, można na dziecko krzyknąć, moja córka dostała też parę razy klapsa – za to mi się pewnie dostanie na forum) opisał ten problem. Mamy zatracają się w tłumaczeniu, pokazywaniu i pozwalaniu dziecku na wszystko a potem wielki szok. I dla mamy i dla dziecka. Popieram Cię w 100%.
Żeby nie było córcia moja jest tulona całowana, opowiadamy jej różne historie, tłumaczymy milion razy to samo, bawimy się z nią, ale gdy po raz 5 raz po razie wlazła na parapet i zaczęła tam tańczyć dostała klapsiora. Bardziej mnie bolał niż ją, jednak zdziwiła się strasznie i przestała wspinać się na parapet. A ja do wieczora przeżywałam
Niestety znaleźli złotego środka jest bardzo trudne. A to czy wychowalismy je dobrze (dla kazdego oznacza to cos innego) bedziemy rozliczeni w przyszlosci. Jestem mamą 17 miesięcznego chłopca który jest bardzo aktywny i niekiedy nie reaguje na moje” nie wolno”. Staram sie go wychowywac tak zebym miala kiedys poczucie ze sobie poradzi. Dzieci wychowywane jak misie koala przyczepione do swoich rodzicow mysle ze gorzej reaguja na “NIE” w zyciu. Niestety historia nie zna takich przypadkow zeby to ogol dostosowal sie do jednostki. Nasz syn ma jasno okreslone zasady ktorych z mezem przestrzegamy, wie czego mu nie wolno (oczywiscie odnosnie jego wieku) a przy tym okazujemu mu duzo czulosci staram sie zeby byl otwarty na innych ludzi. Nie wiem czy dobrze robie. Tak poprostu czuje.
Pewnie oglądałas Marlena dzis DDTVN?
Pewnie tak ;)
Nie wtrącając się w powyższą dyskusję chciałam tylko zaznaczyć, że tekst ‘Nie wychowuj mi dziecka Człowieku’ dotyczył zupełnie innych kwestii.
Wiem, że Marlena go zrozumiała i generalnie popiera. Może nie do końca trafne jest po prostu porównanie/cytowanie go w tym poście.
Jeśli Lena pozwolisz linkuje post, który wspominasz ale również taki, który pokazuje, że moje dziecko NIE JEST pępkiem wszechświata. Również wiele, wiele razy pisałam, że ‘nie wolno’ jest święte. Co dodamy po, jak poprowadzimy rozmowę dalej, czy będziemy negocjować, dyskutować, czy postawimy sprawę ‘nie bo nie’…. to są wybory, o których nie mi decydować. Ja stawiam na ‘środek’, którego wciąż szukam, stawiam na ‘wychowanie dobrego i szczęśliwego człowieka’, a droga jest kręta. Jeszcze muszę bo się uduszę – nie znam na tyle idei RB, żeby się na ten temat wypowiadać a mój tekst zupełnie się na RB nie opierał :)
po kolei:
Nie wychowuj mi dziecka Człowieku – http://www.klocekikredka.com/nie-wychowuj-mi-dziecka-2/
O tym, że to nie pępek świata – http://www.klocekikredka.com/a-dupa/
I jeszcze o tym, że NIE WOLNO… – http://www.klocekikredka.com/nieklockowy-post/
przepraszam za linkowanie, poczułam, że powinnam się tu jakoś ‘zdefiniować’
Pozdrawiam serdecznie wszystkie Matule :)
ps. świetny jest ten komentarz o tym, że ‘że obco było, dziwnie i nakazująco, bez ciepła, bliskości i zrozumienia ale szybko zrozumiałam, że mam gdzie wracać, znów do ciepła, bliskości i zrozumienia. ‘
Przeczytałam i podpisuję się :) Pozdrawiam!
I to pisze dziecko więc chyba warto wziąć te słowa pod uwagę! Moim wątpliwościom to bardzo pomogło.
Pani Agnieszko przeczytałam teksty z linków i będę stałą czytelniczką, takie mi bliskie Pani słowa. A tak mnie boli gdy bezkarnie zupełnie wypisuje się kategoryczne sformułowania, którym przyklaskują chętnie mniej zorientowane mamy, lubiące proste zasady i jasne wskazówki. Ale gdy pedagog je rozpowszechnia to już staje się nie do przetrawienia zupełnie. Mniej może znany to blog ale wystarczająco powszechny by zalinkować takież treści:
http://hiena-oswojona.blogspot.com/2013/09/jak-wychowac-sobie-tyrana.html
A ja z (zupełnie) innej beczki ;) Chyba wszystkie komentarze to: “ja to, ja tamto”. A gdzie MY? Tzn. to tak brzmi jakbyście wszystkie były same, bez mężów/partnerów/tatusiów :( Czy ojcowie się do wychowania i RB nie wtrącają? ;)
Dobry tekst Choc prawda jest taka ze ile dzieci tyle metod wychowania Bo to tak naprawde zależy od ich charakteru Moja 2 letnia Lena od urodzenia pokazała na co ją stać płacząc ciągle w dzien i w nocy (nie byla to kolka)A wszystkie porady i diagnozy nawet medyczne mowily “ona tak ma” Wiec od urodzenia stawiamy jej granice tlumaczymy ze sto razy nie wolno ale ona wie swoje i raczej bezstresowe wychowanie i tym podobne rzeczy tu sie nie sprawdzaja. Pomijajac fakt ze nikogo i niczego sie nie boi i nawet pani w sklepie zwracajaca jej uwage albo mowiaca ze ja zabierze nie robi na niej wrazenia.(choc tez bardzo tego nie lubie gdy ktos zwraca jej uwage a ja mam ochote powiedziec popatrza na siebie bo twoje dziecko jest chyba troche zgrzane w tej kurtce. Prawda jest taka ze mimo wszechogarniajacych nas rad same musimy “wyczuc” jak wychowac dobrego a zarazem pewnego siebie czlowieka nie czujacego sie jak pekek swiata. Wiem jedno najwazniejsza jest MIŁOŚĆ a reszta… reszta szie jakos ulozy Ja jestem z domu w ktorym sie nie okazywalo uczuc i nie przytualo chce wiec dac tego mojemu dziecku jak najwiecej i myślę że to zaprocentuje Narazie radze sobie biorac z ze starego wychowania zasady a z nowego bliskosc i czeste przytulanie. Chyba trzeba sie wyposrodkowac:)
Super tekst. Właściwy, mocny, dający do myślenia. Ja wychowuję intuicyjnie. Tylko intuicyjnie. Nie przeczytałam żadnego podręcznika, byłam tylko obserwatorem wychowywania kilkorga dzieci. Wiem co mi się u innych podobało i co oburzało. Póki co idę po omacku, co z tego będzie dowiem się za jakiś czas, ale myślę i mam nadzieję, że tragedii nie będzie. Kocham najmocniej, ale nie pozwalam na wszystko. PS. Sesja Makóweczek the best!!!
Witam, gratuluje mądrych przemyśleń przemyśleń, sama mam roczną córeczkę i najtrudniejsze pytanie jakie stawiam sobie każdego dnia to “jak ją dobrze wychować?” Mnie wyprowadza z równowagi fakt, że gdy pójdę do kościoła to dzieci biegają już nawet po ołtarzu!!!!!! a Rodzicom ów dzieci to nie przeszkadza, a gdy ja byłam dzieckiem stałam w ławce (nie wymagano ode mnie siedzenia bez ruchu ale ciszy i nie przeszkadzanie innym) są miejsca gdy idziemy z dzieckiem wymagane jest chociaż minimum kultury i zrozumienia że osoby obecne w tym samym miejscu co my nie koniecznie wybrały się by wysłuchiwać naszych dzieci. Chciałabym kiedyś powiedzieć że jestem dumna z tego jak wychowałam moje dzieci i życzę wszystkim tego samego żeby naszym dzieciom żyło się lepiej w świecie ludzi wykształconych, mądrych ale i potrafiących kochać i szanować drugiego człowieka. Pozdrawiam Makóweczki :*
Lubie to :) i podoba mi sie co napisalas. Moje dzieci są dla mnie pępkiem świata – tak jak Wasze dla Was :) i tez nie lubie jak ktos inny ustawia moje dziecko, ale no to pozwalalm. oczywiscie w granicach, Bo to nie jest tylko moje dziecko. to jest wnuk, kolega, przyjaciel, sąsiad, siostrzeniec, kuzyn itd…… jako 3 latek jest częścia rodziny i spoleczenstwa. i musi podzielic sie zabawka, przeprosic jak nabroi, spytać pana czy może… posluchac jak babcia zabroni, mimo że mu smuto, jest zly albo sie wstydzi. musi wiedziec ze mamunia nie zawsze wszystko zrobi i obroni. oczywiscie wszystko w granicach rozsądku – ktorego chyba czasem nam brakuje :) pozdrawiam, i dalej do boju drodzy rodzice !!!
A ja myślę, że my kobiety straciłyśmy trochę wiarę we własne siły i wszędzie szukamy rad zamiast wsłuchać się w swój własny instynkt, który jak już wiele razy się przekonałam najlepiej podpowiada nam co mamy robić :)
A jeśli chodzi o wychowanie to ja w rodzinie mam dwa ekstremalne przypadki jedno dziecko chowane bezstresowo (w wieku 10 lat nie umie sobie radzić z własnymi emocjami – na komunii dostało napadu histerii jak u dwulatka bo mam nie pozwoliła otworzyć prezentów!!!!) drugie chowane w tzw. “zimnym chowie” ( też ma 10 lat i niestety jest trochę wycofany i brak mu właśnie pewności siebie, ale ogólnie to wspaniały ciepły chłopak) Ja jednak skłaniam się do modelu pośredniego ale z większym naciskiem na dyscyplinę i ogromną miłością, którą trzeba dziecku codziennie okazywać i zapewniać je że jest bardzo kochane – u mnie to się sprawdza, ale każde dziecko jest inne………..
A mnie bardzo boli fakt (i tu się oficjalnie żalę;) ) że mamy dla swoich dzieci są baaardzo pobłażliwe, a innym dzieciom zwracają uwagę bez pardonu. Nie mówię już o karcących spojrzeniach posyłanych w stronę mamy,której dziecko śmiało zmącić naszą świętą ciszę i spokój np. płaczem. Bo wiadomo, jak nasze płacze, to wyłącznie dlatego, że się nie wyspało i ogólnie ząbki, skoki rozwojowe i inne ważne rzeczy, jak obce płacze czy wścieka się, to z pewnością rozpuszczone jak dziadowski bicz. Z drugiej strony irytuje mnie postawa, o której wspominasz, gdzie dziecko stawiane jest w pozycji pępka świata i mam nie reaguje się, gdy po raz trzeci synek czy córka wsypuje dziecku w piaskownicy za kołnierz furę piachu, czy w inny sposób sprawia przykrość drugiemu dzieciakowi. Czasami wystarczy odrobina zdrowego rozsądku, zrozumienia i więcej luzu, czego nam niestety często brakuje. Pozdrawiam (mama 4-latki )
“dla swoich dzieci są baaardzo pobłażliwe, a innym dzieciom zwracają uwagę bez pardonu.”znam z wlasnego doswiadczenia niestety.:(Moje dziecko choc bardziej zaczepne zawsze musialo powiedziec kuzynce przepraszam ale jej kuzynka nigdy jej mama mowila rzuajac w powietrze “nie wolno” i tyle zawsze byla wina mojego dziecka nigdy jej najlepszego na swiecie inne wszystkie sa zle w jej mniemaniu A dziecko choc ma dopiero 2 lata juz to wykorzystuje (sprytnie)
Świetny tekst – zmusza do przemyśleń… i dyskusji :-)
Wiadomo, nie da się wszystkich dzieci wychować w ten sam sposób, to, co trafia do jednego, po innym spływa. My i kochamy, tulimy, słuchamy, i stawiamy granice, choć czasem serce się kraje… Próbujemy w tym wszystkim odnaleźć to, co najbardziej działa na nasze dziecko – czasem wystarczą spacery na plac zabaw, by pokazać, że dziecko nie jest tym jednym, jedynym dzieciątkiem na całym świecie. Choć bywa ciężko, jak ma się tylko jedną, małą księżniczkę i na więcej na razie się nie ma. I znaleźć ten właściwy sposób wychowania – by było pewne siebie, ale nie egoistyczne. By nie wyrywało zabawek, ale i nie dawało sobie wyrwać. I jeszcze umiało się podzielić. A do tego rodziców dwójka, dwa punkty widzenia na jedno dziecko i nocne dyskusje – co i jak najlepiej.
Tyle fajnych komentarzy – muszę wrócić za tydzień jak już wszyscy się wypowiedzą i wtedy, nocą poczytać siebie. Ja mam taką pracę, że jak wracam to chce mi się o lekkich rzeczach pisać, ale do Ciebie lubię zaglądać, oj, baaardzo lubię :-) Przesyłam moc buziaków :*
Świetny post – niestety nie mamy na to wpływu. Już całe tabuny bezstresowo wychowywanych dzieci zaczynają opanowywać wszechświat. Widać je wszędzie: na ulicach, w przedszkolach, szkołach, sklepach, parkach. Dla mnie one są po prostu nie wychowane – nie przyjmują odmowy, są wścibskie, pyskate i uważają że wszystko im się należy, nie potrafią przegrywać. Strach się bać co będzie dalej…. temat ważny i cieszę się, że go poruszyłaś.
Dobrze piszesz, Kobieto ;) Tak dobrze, że całość przeczytałam jednym tchem w przerwie przy pisaniu posta u siebie. Akurat co do słów “nie wychowuj”… to się zgadzam, bo nie mam ochoty, by kto inny decydował o moim dziecku, jednak karcę, nagradzam, tulę, zachęcam ale i zabraniam. Dziecko to taka czysta kartka, jak nie naszkicujemy jakiegoś “projektu” do pokolorowania przez charakter cuda naszego to możemy się nieźle zdziwić, co za dzieło z tego wyjdzie. Bo skąd niby dziecko ma wiedzieć, co mu wolno, a czego nie ?
A bo widzisz Makowa Mamo – to nie jest tak jak piszesz do końca. Rodzicielstwo bliskości nie zaleca li i jedynie koncentracji na dzieciu. RB zaleca RÓWNOWAGĘ między potrzebami dziecia i rodziców . RB zaleca stawianie granic – zamiast wychowywania. Ale nie granic na działania dziecka. Granic własnych, osobistych. Czyli jednym słowem jak tym kalafiorkiem oberwiemy w restauracji mówimy zamiast “Nie rzucaj bo Cię tu zostawię” – “Nie chcę żebyś rzucał kalafiorem we mnie”, zamiast pozwalać się drzeć wniebogłosy uczymy innego wyrażania emocji, jednocześnie dając zrozumienie dla uczuć “wiem synu, ze jesteś zły. Chciałabym jednak byś zamiast krzyczeć i tupać powiedział mi co Cię złości” itd, itp
A czołowa polska propagatorka RB to dziecko ma chyba nawet 9letnie a nie zamilkła ;)
A w ogóle to wybieramy p-kole montessori ;)
Ja jak wiele mam wychowuję swoje dziecko intuicyjnie i kiedy miewam chwile zwątpienia to sięgam po jakieś mądrości ale i te przefiltrowuję, bo nie lubię skrajności. Kiedy synek zgłasza się do mnie z jakimś problemem to nie zbywam go choćby to była jakaś drobnostka. Wiem, że dla niego to ważne że zawsze moze do mnie przyjść.
Tak było od maleńkiego, kiedy płakał byłam zawsze ja albo jego tata (najczęścej ja). Nigdy nie pozwałam na tzw. wypłakiwanie się, albo zatykanie buzi smoczkiem. Maleńkie dziecko tylko tak zgłasza swoje potrzeby, a rolą rodziców jest być przy nim i zapewnić mu to czego potrzebuje. Czasem jest to noszenie przez pół nocy bo boli brzuch albo malec ząbkuje i nie może usnąć. Zawsze jest jakaś przyczyna, a moją rolą jest odkryć jaka. W tym aspekcie podpisuję się pod ideą rodziecielstwa bliskości. Zgadzam się też z tymi, którzy szukają równowagi w rodzicielstwie między tym co chę ja, a co chce dziecko. Uczę swoje dziecko od małego, że nie wszystko jest dla niego i że jakaś rzecz jest mamy lub taty i nie wolno się nią bawić ale jego pokój to jego świat. Drażni mnie taki obrazek kiedy widzę rodziców z dziećmi na placu zabaw, którzy co chwilę strofują swoje dzieci. Nie krzycz, nie biegaj, wstań bo się pobrudzisz, siądź prosto, jak ty zjeżdżasz – masakra! Wg. mnie dziecko ma prawo przezyć swoje dzieciństwo najpełniej jak się da to z niego czerpie siłę na resztę życia. My jesteśmy po to żeby mu to umożliwić (i nie myślę tu o kwestiach materialnych tylko o tym placu zabaw najzwyklejszym) i zadbać o jego bezpieczeństwo. Jednak musi też wiedzieć że wybory, których dokonuje mają swoje konsekwencje. Czasem pozwalam swojemu dziecku na coś, żeby dostało nauczkę, zeby samo się przekonało że to co mówiłam i uprzedzałam było prawdą np. kiedy uporczywie włazi pod jakiś mebel, a ja mu mówię że stłucze głowę to w końcu “daję” mu to doświadczenie. A potem bardzo pomocno przytulam :) Ogólnie mówiąc, staram się mu pokazać że jestem po jego stronie i zawsze mu kibicuję, ale świat nie jest zawsze taki bezbolesny :) Staram się wyrabiać w nim pewność siebie ale i szacunek do innych. Kiedy jesteśmy w piaskownicy, pozwalamy innym dziecion na zabawę zabawkami, które my przynieśliśmy ale nie pozwalamy na wyrywanie ich z rąk. Nie akceptuję przemocy ani u mojego dziecka, ani u innych dzieci i w takich sytuacjach nie mam problemu z “wychowywaniem cudzych dzieci” ;) Póki co to działa, a jeśli dla niektórych moje dziecko będzie “niegrzeczne” to cóż, będzie musiał sobie z tym poradzić :)
Tekst baardzo potrzebny szczególnie mamom dzieci, które właśnie rozpoczynają drogę przedszkolaka … znam to doookładnie z autopsji…, Jak moje dziecię trafiło do p-szkola i Pani mi mówi, że dziecko ma problem z adaptacją i współżyciem w grupie… myślałam sobie, że ta wstrętna baba sama ma ze sobą problem, a jak mi mówiła, że płaczące dziecko najlepiej jest zostawić i wyjść to mój wzrok prawie ją zabił. Ale…. minęło już 5 lat od tamtej pory, moje dziecię jest już w drugiej klacie i cóż mogę powiedzieć. P-szkole da się przeżyć, ale nie trzeba ufać mądrści Pań bezgranicznie, należy wszystko brać na swój rozum i jak coś ci nie pasi to trzeba mówić, moje “Panie” w pewnym momencie na mój widok miały strach w oczach, ale one uczyły się odemnie mego dziecka, a ja też jakieś ich spostrzeżenia brałam do siebie. Kolejny szok nastąpił jak poszłyśmy do szkoły, ale tam trafiła nam się nauczycielka-perełka :) mądra, kochając, potrafiąca uspokoić i rodzica i dziecko, więc jest dobrze :)…A świat jak był brutalny tak i jest, i trzeba się w nim nauczyć żyć w miarę MĄDRZE, .
Tak przeglądałam Waszego bloga i nie znalazłam, czy jest gdzieś zdjęcie małego Maczka ? Ciekawa jestem jak go ubierałaś kiedy był malutki :)
Mi również bliżej serca są zasady RB niż “zimnego chowu” co nie oznacza, że nie wyznaczam dzieciom granic. Wyznaczam codziennie, konsekwentnie i cierpliwie tłumacząc z szacunkiem do dzieci i w zgodzie z samą sobą. Bez krzyków/wrzasków, bez “klapsa”, bez przemocy. To jest nasza codzienność i owszem zdarza się, że mimo wszystko górę wezmą emocję, jestem człowiekiem a nie robotem :) Staram się jednak jakoś z nimi poradzić tak, by dzieci na tym nie ucierpiały.
Jeśli chodzi o przedszkole i brutalne zderzenie z rzeczywistością to z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że każde dziecko reaguje na to inaczej. Każde dziecko, tak jak i każda mama są inne więc nie znaczy, że skoro pewne działania sprawdziły się u nas sprawdzą się u kogoś innego. To co napiszę tyczy się nas, co w danym momencie wydawało mi się słuszne i co działa do dzisiaj. Zdaję sobie sprawę, że inna mama może znalazła by odmienne rozwiązanie. Córka lat 3,5, syn 1,5 roku. Córka od niemowlaka nieufna, bojaźliwa ojjj biada dla tego, kto zaglądnął do wózka a mała nie spała, od razu unosił się wielki krzyk. Bała się ludzi starszych, bała się maskotek, bała się przeuroczego małego pieska, bała się babci i bała się dziadka. I tak pierwsze dwa1,5 roku spędziłyśmy razem, razem na dobre i na złe ;) Gdy zaszłam w drugą ciążę stwierdziłam, że pora zacząć córkę oswajać z otoczeniem bardziej niż dotychczas. Bałam się, że po narodzinach syna nie poradzi sobie z tym, że ma brata, że nie tylko ona jest “pępkiem świata”. Koleżanka właśnie otwierała żłobek, pomyślałam fajna dziewczyna, czuła, troskliwa, odpowiedzialna. I tak gdy córka skończyła 2 lata zaczęłyśmy chodzić na zajęcia, początkowo razem, później córka zostawała sama, najpierw na pół, później na godzinę i tak doszłyśmy do 4h/2 razy w tygodniu. Gdybym wrzuciła ją od razu na głęboką wodę jestem w 100% przekonana, że córka by się zraziła. A tak metodą drobnych kroczków, nauczyła się, że świat bez mamy nie jest taki zły, że skoro inne dzieci nie boją się uroczego różowego słonika to może on wcale nie jest taki straszny, nauczyła się, że w domu na pewne rzeczy jej pozwalam, nie koniecznie dopuszczalne w żłobku. Nauczyła się tego bez płaczu, bez histerii, bez traumy do końca życia. Dziś ma 3,5 roku i z uśmiechem na twarzy maszeruje do przedszkola. Mimo tego, że cały czas jestem w domu, uważam że to rozwiązanie jest dla nas najlepsze. Później jak by skończyła 5 lat i została postawiona przed faktem “idziesz do przedszkola” nie udźwignęła by tego i możliwe, że wyglądało by to tak jak opisujesz wyżej.
Syna natomiast 1,5 roku od maluszka bardzo otwarty, radosny, z uśmiechem od ucha do ucha jak tylko ktoś zaglądnął do wózka. Sam zaczepia ludzi, cieszy się, z natury mało płaczliwy, ciekawski, ufny. Uwielbia każdą chwilę spędzoną u córki w przedszkolu, wyciągam go wręcz siłą. Kocha ludzi i ludzie kochają jego. Zostaje z babcią, ciocią, wujkiem na godzinę, na dwie , na dzień i nie ma z tym problemu. O niego się nie martwię, mu nawet ta “głęboka woda” nie straszna :)
AP to nie stawienie dziecka w centrum wszechświata przecież ;) To nie tylko wychowanie ale można powiedzieć styl życia polegający na empatii, stawianiu się w roli jednego z członków rodziny. W AP rodzic i dziecko są tak samo ważni. Szala nie przechyla się bardziej w jedną ze stron.
Heh, przemyślenia super :) O jak mnie wkurzają dzieci rzucające się na podłogę z rykiem- pewnie będę mieć podobnie. Ale wtedy za ubranie i wychodzimy ze sklepu. Kurczę staram się łączyć zimny chów wraz z aktualną ideologią. Ale nie dajmy się zwariować, dziecko nie jest pępkiem świata i nie prawa mną rządzić. Trzeba zrozumieć potrzeby i humorki ale nie wolno dać sobie wejść na głowę bo potem sobie nie poradzimy widzę to po pewnej 4 latce, która jest tak rozkapryszona i uważa że jej wszystko wolno bo nadal traktowana jest jak pępek świata, nie chce jeść śniadań to nie je ale może zjeść lizaka, chrupka czy co innego. Ale nie dajmy się zwariować, aby dzieć rządził i stroił fochy. Wiem, że to Mały Duży Człowiek, wiem, że trzeba zapewnić mu zrozumienie i akceptacje, ale trzeba umieć postawić jednak granicę i pokazać, że nie jest jedyny na świecie. Że jest wyjątkowy ale inni też są wyjątkowi. I że są konsekwencje gdy się, źle zachowuje. Niech się bawi ale nie do przesady no i muszą być kary i nagrody za zachowanie, nie mogą być tylko kary :) Ale każdy z nas ma swoje zdanie swoje podejście. I jestem zła gdy mi zwracają uwagę, że mój syn powinien nosić czapkę czy już grubą kurtkę bo ja Matka jestem od tego by wyznaczać granice jak i to czy ubiorę go ciepło czy nie, bo ja znam swoje dziecko i ja je wychowuje a nie ktoś inny, kto widzi nas na klatce co jakiś czas czy spotyka się z nami raz na miesiąc czy w ogóle jest przypadkową osoba na ulicy.
IMO ten artykuł to niezrozumienie zasad AP.
AP to poszanowanie zasad wszystkich. Nie stawianie granic dziecku jest wbrew AP. Fakt, że dziecko nie przestrzega zasad w sklepie, restauracji, przedszkolu jest wbrew AP. Synek wie, że w przedszkolu jest dużo dzieci i dla wspólnego dobra pani słuchają wszystkie dzieci, rozmawialiśmy o tym, co by było gdyby wszystkie dzieci nie przestrzegały zasad. Wie że do restauracji chodzi się nie tylko jeść, ale i odpocząć, czy spotkać się. Fakt że dziecko nie ma kar nie znaczy, że nie doświadcza w postaci naturalnych konsekwencji skutków nie przestrzegania granic. Nie znaczy, że nie przestrzega granic.
To NIE jest artykuł o AP … Matko skąd te wnioski?
Ludzie, czy w ogóle umiecie czytać?????
Ja rozumiem, że w założeniu miał to być tekst o tym, że dziecko wychowywane w duchu rodzicielstwa bliskości (i innych zbliżonych nurtów) nagle boleśnie zderza się z okrutnym światem.
Tylko widzisz, ja w Twoim tekście widzę listę popełnionych błędów opierających się najprawdopodobniej właśnie na niezrozumieniu czy przesadnym uproszczeniu idei RB. Ja się nie dziwię, że dziecko wychowywane w taki sposób tak ciężko znosi wyjście z domu.
Nie dziw się, że tyle osób zwraca uwagę na kwestię RB, bo właściwie na niej zasadza się cały myk, na tym, że w istocie RB jest czymś innym, niż opisujesz, dlatego nie należy przesadnie dziwić się efektom takiego wychowywania.
Tekst nie jest o RB… do znudzenia.
Zapewne miał nie być, ale jednak takim się w dużej mierze stał. Rozumiem, że chciałaś o czymś zupełnie innym, ale wyszło inaczej, co chciałam Ci wyżej wyjaśnić.
Może o tym “inaczej” też warto byłoby podyskutować, zamiast udawać, że nie ma tematu – skoro wyraźnie widać, że jednak jest…?
Cóż, nie jestem sama w swoich spostrzeżeniach – czyli coś jest jednak nie tak w twoim tekście. Przez takie niezrozumiałe opisanie zasad rb wynikają później nieporozumienia – a z nich kwiatki pt. rb=wychowanie bezstresowe. Przydałoby się sprostowanie…
Niestety bezstresowe wychowanie często mylone jest z brakiem wychowania.
Proces wychowawczy rozpoczyna się od momentu pojawienia się pociechy na świecie. Jak dziecko ma już te kilka lat, to trochę za późno żeby zaczynać.
Pisząc “wychowywać” mam na myśli przede wszystkim uczyć, tłumaczyć, uświadamiać, a także egzekwować i wymagać. Wychowywanie to nie tresowanie,
Dziecku trzeba pokazać prawdziwy świat i nauczyć go radzić sobie ze wszystkimi sytuacjami, tymi dobrymi i tymi złymi również.
A ja wychowuję moje dziecko sercem. Nie wg żadnych mądrych książek czy metod wychowawczych, modnych czy sprawdzonych. Mam w dupie te wszystkie złote rady, tych co to o wychowaniu niby wiedzą wszystko najlepiej.
Nie zgadzam się na to, aby moje dziecko było wychowywane tak jak każde inne. Nie! Bo moje dziecko to odrębna jednostka, mająca swój własny charakter i temperament. To ja Rodzic wiem co dla mojego Szkraba najlepsze. To ja decyduje o tym kiedy przebrała się miarka i należy podnieść głos czy zastosować karę. Dziecko należy WYCHOWYWAĆ, uczyć ogłady i życia w społeczeństwie. Szacunku do innych i do samego siebie.
Co do rodzicielstwa bliskości, nie wiem, nie orientuje się w temacie. Nie rozkminiam, bo mód wychowawczych już było wiele i będzie jeszcze kilka. A może za kolejnych 20 lat na topie znów będzie tzw. “zimny chów”?
Mam nadzieję wychować mojej dziecko na dobrego człowieka i chcę to osiągnąć dając mu dużo miłości , ale też stosując system nagród i kar. Złoty środek jak zawsze najlepszy.
Bardzo fajnie napisane;)
Trafiłam na Twój blog właśnie ze strony o AP, gdzie dziewczyny zalily sie jakie to spustoszenie w umysłach nieoswieconego ludu sieja takie teksty.
Ulubione hasła matek AP to: piszą, mowia a nie rozumieją, mylą z bezstresowym wychowaniem, nie kochaja swoich dzieci. I dziewczyny wierzą, ze jesli 1000 razy powtórzą te hasła to nagle stanie sie cud (bo przecież w książkach napisali, ze to nie to samo)
Niestety droga wielu matek, zwlaszcza rodzacych pierwsze dziecko, ktore na początku zachlysnely sie taka ‘filozofia’ przebiega dokładnie tak jak opisalas (oczywiscie kazda mama na początku wierzy, ze jej sie uda inaczej). A na koniec po doopsku od życia dostają ich dzieci, bo przez ile lat mozna naginac rzeczywistość (najwytrwalsze mamy jak zauwazylam walczą do początków podstawówki).
Zeby nikt nie mógł mi zarzucić, ze pisze sama nie wiem o czym pisze przeczytałam i poznalam bardzo duzo i powiem tyle AP to zbiór pięknych (i pustych za razem ) haseł nieprzekladajacych sie w żaden sposób na realne zycie, w duzej czesci w zasadzie pozostajacych z soba w sprzeczności.
Moim zdaniem spóźniona popularność w Polsce wynika z konieczności odreagowania karnych jezykow, ktore kilka lat były w każdym ‘nowoczesnym’ polskim domu i zbyt twardej dyscypliny w domach rodzicow.
Na podastawie wypowiedzi matek (i pojedynczych wypowiedzi ojcow) AP w internecie mozna zauważyć, ze wybierają jedna z dróg, czyli albo odcinają min. 70% założeń metody czesto dodając cos od siebie (włącznie z darciem sie na dziecko i dawaniem klapsow), albo idą w kierunku tego nieszczęsnego bezstresowego wychowania. Szczęśliwie cześć z nich odnajduje zupełnie zdrowa równowagę (aczkolwiek wtedy ich zachowania pozostają w sprzeczności z ideologia AP, ale tego już nie zauważają;) )
Kłopot polega na tym, ze z jakiejs przyczyny matki AP stają (moze powinnam napisac czuja sie ) w opozycji do całej reszty rodzicow (z ktorych cześć, chociaż nie deklaruje bycia AP, realizuje w zdrowej formie wiecej niż niejedna zdeklarowana wyznaczyni poradników z tego zakresu) i to zamyka drogę do dialogu, a miejsce na ten dialog i znalezienie złotego środka naprawde jest.
Jednak każdy ma prawo wychowywać swoje dzieci tak, jak uważa za słuszne, nawet jesli pójdzie fajnie opisana przez Ciebie droga;)
Ps. slodkie dzieciaki!
RB jest dobre. Tylko trzeba wiedzieć czym jest a czym nie jest RB. To co zostało opisane to nie jest opis RB tylko smętny dzieciocentryzm. To jest opis tworu jaki powstaje po przeczytaniu nagłówków i śródtytułów. Żeby dobrze się posługiwać bliskością trzeba ciut pomyślunku, autorefleksji i dużo kontroli nad sobą. Mam 5,5 latka wychowanego RB i jest OK. Fajny człowiek się zapowiada.
To nie był miks. To było zestawienie różnych nurtów w ‘wybuchową’ mieszankę skłaniającą do refleksji.
No to wyszła refleksja – a że trochę zjechała z toru, to już taki urok dyskusji…
Tak czy siak, notka na pewno spełniła jedno zadanie: dała do myślenia.
Hm, na szczęście nie mam takich dylematów (jeszcze) aczkolwiek nie jestem typem nowocześnie wychowującej mamuśki. Staram się kierować tym czego nauczono mnie na uczelni i przeważnie wszystko wychodzi tak jak zamierzyłam, mam nadzieję,że teoria sprawdzi się w późniejszych latach :) Polecam wszystkim publikacje Korczaka, jak dla mnie jeden z najwybitniejszych pedagogów :)
brnąc przez wszystkie komentarze coraz bardziej utwierdzałam się w tym, że i sama muszę skomentować i z tego wszystkiego nie do końca wiem, co chcę napisać. a może nie do końca wiem, co chcę napisać, bo tak jak i Ty przeżywam(-y, bo ojciec też) rozterki? tak, to raczej to drugie. nie wiem, czy to w nurcie rb czy też w jakimkolwiek innym nurcie (w jakimś pewnie tak, w końcu człowiek istota stadna), ale ja moim sposobem wychowywania (czyli wsłuchiwanie się w potrzeby dziecka) zapędziłam się w kozi róg. wsłuchiwanie absolutne sprawiło, że ogłuchłam na inne sygnały i wychodzi, jak wychodzi i często mi się to nie podoba. dzieci były w przedszkolu już wcześniej, więc nie ma to związku z ich zderzeniem z tzw. rzeczywistością. ja po prostu jestem zmęczona i dochodzę do wniosku, że moim potrzebom należy się jednak więcej szacunku niż początkowo zakładałam. mniej czy więcej świadomie młodsze dziecko wychowane jest inaczej (i nawet nikomu nie przychodzi do głwy, że mogłoby być inaczej). z pierwszym przemodelowujemy styl wychowania. momentami ciężko, ale jakieś efekty są. uśmiałam się czytając o piątej czy dziesiątej wersji obiadu, kolacji i innych posiłków. skąd ja to znam. ilośc wersji zredukowałam i jest mi lepiej i im, uwierzcie, też. przecież i mnie, dorosłą osobę, powalający wybór czyhający nawet na półce z wykałaczkami męczy i nie raz słyszałam z ust mojego dziecka: nie wiem, mama, ty wybierz. gdzieś kiedyś słyszałam, że takie pozostawianie małemu dziecku wyboru, a tym samym nakładanie odpowiedzialności odbiera mu dzieciństwo. wydało mi się to ciekawe i jakoś tam logiczne, choć wtedy byłam oburzona tym stwierdzeniem. cóż, lata temu i kręgosłup mnie nie bolał. gdy kiedyś stwierdzę, że wprowadzanie “surowości”moim dzieciom szkodzi, że się wycofały, że nie tryskają energią, to zawsze mogę wrócić do tego, co było. przytulać się przytulamy, bliskość jest, a poza tym, to chyba najważniejsze naprawdę słuchać. tak mi się wydaje, że to chyba z czasem staje się number one. podkreślam “mnie” i “wydaje”. dziękuję za ciekawy post. p.s. jak się cieszę, że nie jestem sama.
Myślę, że takie porady ludzie powinni pisać jak ich dzieci będą mieszkały “na swoim” i będą miały swoje dzieci. Inaczej nie wiadomo jakie skutki za sobą niesie takie wychowanie. Jestem przeciwko fanatycznym wyznawcom różnych “nurtów” – czy to zimnego chowu, czy rodzicielstwa bliskości, czy też bezstresowego nie-wychowu. Trzeba działać w zależności od warunków i okoliczności, charakteru dziecka, a nie wg sztywnych zasad, które akurat są “w modzie”.
O tak, notka bardzo trafiona.
Ja też usłyszałam po pierwszym dniu w przedszkolu że było “tak sobie” i że córka “jest strasznie głośna i musiałam ją kilka razy uciszać bo przeszkadzała”. Na końcu była też sugestia, że musimy nad nią pracować w domu…
A moje dziecko jak się czymś bardzo emocjonuje to podkręca głośność, a emocjonuje się często. Jak pozytywnie to jest głośna, jak negatywnie to wyje (bo płaczem tego nazwać nie można). Ale już się chyba dostosowała ;) Pani w przedszkolu już nie wypytuję, rozmawiam z córką i tłumaczę, tłumaczę, tłumaczę. Ale problem jest mi znany i rozterki mam od daaawna. Zaczyna się na placu zabaw, przy okazji kolejki na zjeżdżalnię. Moje dziecko robi za koncertową frajerkę i się nie wpycha, tylko grzecznie stoi i czeka na swoją kolej. Co robią mamy dzieci które niemal przełażą po innych dzieciach? Jak reagują? Otóż one nie robią zupełnie nic! Poza udawaniem, że nagle oślepły i ogłuchły! JA zwracam uwagę tym dzieciom, że jest kolejka, żeby się nie przepychać. Ja wychowuję moje dziecko w szacunku dla otoczenia, żeby wyrosło na wrażliwe na innych i asertywne, ja odwalam tę całą żmudną robotę i pytam: PO CO? Żeby za chwilę zostało popchnięte i podeptane na drabince na placu zabaw? Potem przedszkole, gdzie dziecko spotyka się z tym, że ma być grzeczne, siedzieć cicho i nie ma prawa marudzić przy jedzeniu (bo, o zgrozo! coś mu nie smakuje!) Naprawdę boję się już dziś co będzie za dwa lata w szkole. Przeraża mnie to!
Nie ma ideałów, jednak wydaje mi się, że optymalne jest wychowanie 50/50 czyli w skrócie: utulenie, ucałowanie, zwracanie uwagi bez krzyku, ale i stawianie granic, bycie konsekwentnym. Ponadto wydaje mi się, że pomimo naszych wymarzonych wzorców zachowań trzeba miec na uwadze jak jest w życiu, jacy są ludzie itp , bo tak jak piszesz potem jest różnie – czy to w przedszkolu, na podwórku, a potem w dorosłym życiu. Jak to mówią : Life is brutal, full of zasadzkas i kopas w dupas;)
Abstrahując od treści artykułu – który jest dosyć ciekawy, ale nie uwzględnia istnienia przedszkoli np. o alternatywnej pedagogice, która jest naturalną kontynuacją RB w domu – np. waldorfskich.
Otóż, chciałabym zwrócić uwagę Autorce, że “przedszkolanka” jest określeniem potocznym, budzącym negatywne skojarzenia w środowisku nauczycielskim. W przedszkolu pracują – ucząc i wychowując nasze dzieci – nauczycielki wychowania przedszkolnego.
Może gdybyśmy bardziej te nauczycielki szanowali, to również naszym dzieciom byłoby lepiej w placówce, w której zostawiamy je nierzadko na 8 godzin dziennie?
Pozdrawiam
super post. nasza mala ma “dyscypline” i granice w domu i poza. niestety nie zawsze sie da wytlumaczyc, 15-miesieczne dziecko nie zawsze rozumie naszego gadania, czasem (na prawde czasem) dostanie klapsa albo time-out na kilka minut. Lidzia miala kiepski moment ze sluchaniem sie z jakies 2 miesiace temu i po dwoch razach jak ja wsadzilam do lozeczka, zeby sobie poplakala, bo sie nie rzuca jedzeniem, albo nie bije sie mamy bo buzi, zrozumiala. nie jest aniolem, ale jest taka kochana!