Nie zazdrość mi męża, pewne rzeczy powinny być oczywiste!
Siedzę z koleżanką w salonie. Pijemy, kawę i rozmawiamy, zajadając się moimi e-bookowymi wypiekami. W pewnym momencie do domu wchodzi mój mąż. Wita się ze mną, z koleżanką, dzieciakami i idzie do kuchnie nałożyć sobie obiadu. Pyta się przy okazji czy którejś z nas nie podgrzać, ale odmawiamy, jako, że jadłyśmy wcześniej. Po obiedzie mąż wstawia zmywarkę i idzie się przebrać, mówiąc, że za chwilę skosi trawę, a potem pojedzie po zakupy. Patrzę na minę swojej zaskoczonej koleżanki nie mając pojęcia o co jej chodzi.. „Twój mąż to czyste złoto. On tak zawsze sobie sam jeść nałoży i po południu robi rzeczy w/przy domu i z dzieciakami?! Niesamowite!”
[Gwoli jasności na początku napiszę Wam – bo nie mężowi, jako, że on nie miałby żadnych wątpliwości na ten temat – uwielbiam mojego Wojtusia do granic możliwości. Jest miłością mego życia, moim przyjacielem, cudownym ojcem i mężem. Jednak błagam Was, nigdy nie będę mu piać peanów za fakt, że nałoży sobie obiadu. Niedoczekanie jego…]
Coś poszło bardzo nie tak
.. z tym feminizmem szczególnie. Więc my kobiety ugrałyśmy tyle, że rąbiemy etat lub dwa i wolno nam pracować, robić karierę i się rozwijać, ale w większości domów tu zmiany się zakończyły. Kiedy obydwoje małżonków wraca z pracy, emancypacja jest zakończona i wraca klasyczny model rodziny. Kobieta gotuje, podaje pod nos rodzinie, w międzyczasie pierze i sprząta, a pan domu wypoczywa. Ot wygryw życia!
Przyznam, że mnie lekko przeraża i irytuje to zdziwienie, że mężczyzna robi coś w domu. Powinna być to absolutna oczywistość. I dom i dzieci są rodziców, a nie matki. Więcej, doba, niezależnie od płci, jest taka sama! Skąd więc te oklaski, kiedy mąż wyjdzie na plac zabaw z dzieckiem, lub zrobi mu kąpiel.. albo, nie daj boże – nawet zupę wstawi?
To jakiś miks zaprzeszłych zwyczajów, kiedy to kobieta pozostawała w domu, a mąż był żywicielem. Nie mam nic do tego modelu, imho jeśli obydwojgu małżonków to pasuje, ok. Jednak w opcji, kiedy role pracowników/żywicieli są podobne, powinna nastąpić całkowita reforma życia. Podział zadań – możliwie – po równo lub team work. Innej opcji nie widzę. Każde inne wyjście po pewnym czasie zrodzi złość strony, która robi więcej.
Widziały gały co brały
To jest temat, którego nie porusza się w takich sytuacjach, a zawsze bym chciała zapytać: „to co wy robiliście przed ślubem? O czym myślałaś biorąc takiego gościa za męża?” Zażalenie w stronę swoich mam i ojców, bo nie wpoili Wam pewności siebie i poczucia własnej wartości. Nie nauczyli mądrego samolubstwa. Serio nie było podstaw, żeby sądzić, że jak Alvaro nie zrobi nic przy sobie jako 25-latek, to później się to zmieni? Co więcej, czy nie było żadnych rozmów na ten temat? O przyszłości, o obowiązkach o dzieciach?
Moja mama – bo to matczyna rola rola – dobrze mnie wychowała jeśli chodzi o moje spojrzenie na siebie i mężczyzn. Wpoiła we mnie ogromną dawkę zdrowego egoizmu. Nigdy nie chciałam chłopów zmieniać ani godzić się na cokolwiek co mi nie odpowiadało w związku. Wszystko mieliśmy z Wojtkiem przegadane, a i tak pojawiły się konflikty! Więc pary, które to olewają na starcie strzelają sobie w stopę!
Kobieta, która na starcie małżeństwa ma romantyczne wizje jak to ‘mężu’ pod nos podaje jedzonko, bo tak jej matka i babka czyniły, po 3 latach wyje, że chłop skarpety po domu rozrzuca i nawet dziecka wieczorem nie wykąpie. Nie mówiąc już o porannym szykowaniu, daniach na wynos, sortowaniu brudnych gaci czy wizytach lekarskich dzieci. I tyle z wizji
Zmiany
Nie są one łatwe. Mężczyzna, który po pracy siadał i był królem życia, któremu podawało się pod nos, który nic nie musiał, nie będzie chciał radośnie z tego zrezygnować bo Tobie się to przestało podobać i Wróblewska na blogu napisała. To długotrwały i mozolny proces, dlatego zachęcam do wzięcia do pomocy specjalisty. Terapia to nie wstyd, to droga, do lepszego jutra (ale slogan reklamowy wyszedł ;)). Dokładnie tak – za rok, dwa, bez pracy NIC się nie zmieni. Ty nadal będziesz wyć i się wykłócać, a on zacznie rozglądać się za innymi, bo “się zmieniłaś”.
Ucz swoją córkę
I pamiętaj! Ucz swoją córkę od młodości, że małżeństwo to partnerstwo, a ona nie jest służącą ani gorszym małżonkiem. Ucz ją pewności siebie i zdrowego egoizmu. Można dawać z siebie dużo, bardzo dużo, ale warto także brać.
Nie ma co jednak ukrywać, że jeśli nie zmienisz swojej sytuacji, to córka będzie chłonęła jak gąbka sytuacje rodzinną, w której Ty robiłaś wszystko i nie byłaś szanowana. A wtedy gadka niewiele pomoże.
Mój tata dał dobry przykład, bo zajmował się mną, sprzątał dom i nie migał się od obowiązków. Choć mama podawała mu obiadek pod nos, to nigdy nie uważał tego za oczywistość, a po obiedzie to on zmywał gary. Patrząc na ich układ mogłam się tylko uczyć i budować w głowie ulepszoną wersję.
Co to mi da?
Większą szansę na szczęśliwy związek. Nie znam żadnej kobiety, która pracując na etacie w pracy, a potem na drugim etacie w domu, bez pomocy partnera, jest szczęśliwa w tym układzie. Żadnej! A znam wiele kobiet.
Partnerstwo daje poczucie… sprawiedliwości w związku. Nie ma rodziców lepszych i jeszcze lepszych. I to nie znaczy, że wszystko musimy robić po równo. Każdy znajdzie swój własny układ, ale godzenie się na coś co nam nie służy zawsze wyjdzie bokiem.
Mój mąż nakłada sobie obiad sam, ale ma szczęśliwą, kochającą żonę. Taką, której się chce być zadbaną i poszaleć wieczorem ;). Żonę, która jest w nim zakochana jak 12 lat temu i dba o niego i o związek z ogromnym zapałem i radością. Mój mąż wywiesza pranie, ale jego żona dzięki temu może rozwijać się zawodowo, dzięki czemu stać nas na dom, czy świetne wakacje za granicą. Mój mąż składa ze mną skarpetki, spędzając ze mną czas na rozmowie. Kąpał dzieci (kiedy były młodsze), kiedy ja robiłam im kolację, dzięki czemu mieliśmy więcej czasu dla siebie.
I mogłabym tak wyliczać bez końca, bo benificjentami partnerstwa są obydwoje małżonkowie, a wtedy miłość kwitnie i szczęście się rozmnaża jak szalone <3
Mam bardzo partnerskie małżeństwo, nie ma u mnie w większości podziału na obowiązki moje i jego ( wyjątek – sprawy związane z samochodami – on, kupowanie ubrań dzieciom – ja). Ten model bardzo dobrze nam się sprawdza. Myślę że ważne jest nie tylko żeby wpajać swoim córkom dawkę zdrowego egoizmu ale nauczyć swoich synów jak traktować kobiety i wymagać również od nich aby uczyli się dbać o dom i od dziecka mieli obowiązki takie same jak ich siostry.
Hej Wróblewska, pozwól , że inna Wróblewska Ci się tutaj trochę pokręci :-)❤️ bardzo ciekawy wpis, jestem tego samego zdania więc lecę przeglądać resztę :-)
Ha! W punkt! Czasem jest mi głupio, ale jednak jak słyszę od koleżanek/znajomych narzekania na męża/ojca dzieci to zawsze im to mówię: “widziały gały co brały”. No sorry, że grubiański ton i brak współczucia.
Jak one dziwnie patrzyły na nas 10 lat temu, że na kurs przedmałżeński poszliśmy 10 x 1,5 h warsztatów i to jeszcze płatnych (!) tak teraz ja na nie dziwnie patrzę i mówię “ale dlaczego ty się dziwisz?”
każdy ma to co sobie wypracuje :) peace&love
Mój mąż też robi wszystko w domu. Zdziwienie koleżanek bezcenne… Wtedy, gdy one się dziwią, wówczas dziwię się ja, że one się dziwią:))))) Zarówno mój mąż jak i jego brat, tak zostali wychowani i gotują, sprzątają, prasują, a nawet robią przetwory. Przy tym opiekują się dziećmi, remontują domy i pracują zarobkowo. Dla mnie to tak naturalne,że serio dziwię sie, że w każdym domu tak nie ma. A nie ma na 100%, bo z wszystkich stron słyszę,” jejku Twój mąż to czy tamto…..” Ja mam tylko nadzieję, że moje córki też trafią na takich partnerów jak ich tata, a syn będzie takim mężczyzną dla swojej kobiety.
Wychowałam się w domu gdzie ojciec nie robił w domu NIC. W życiu nie widziałam go myjacego naczynia, sprzatajacego, przynoszacego mamie herbatę. Kompletnie nic. Moja Mama (pracujaca na pełny etat) miała do ogarniecia dom i trójkę dzieci… Wyrosłam w przekonaniu,że tak maja wszycy w swoich domach- dopóki nie poznałam mego chłopaka.
Mieszkamy razem, oboje pracujemy i w domu robimy po równo (ja więcej gotuje ale lubię to). W jakim byłam szoku na poczatku,że sam z siebie składa ubrania, myje naczynia czy cokolwiek innego “babskiego”. Czasami mnie wręcz pyta czy ma coś zrobić np. w czasie gdy ja gotuję obiad i nie chcę,żeby mi przeszkadzał ;) Jego Mama wychowała go na absolutnie cudownego mężczyznę i za to jej dziękuję.
Za każdym razem gdy przyjeżdżam do domu rodzinnego jest mi autentycznie smutno gdy widzę jak moja Mama po 12h w pracy pracuje w domu kolejne 3h usługujac memu ojcu- bez jakiegokolwiek dziękuję z jego strony… A wszelkie uwagi z mojej strony kończa się fochem.
Drogie Mamy chłopców- przyszłość jakiejś dziewczyny jest w waszych rękach :)
Lepiej bym tego nie ujęła! U nas podobnie… Ujmę to tak: rodzicem jest kobieta i mężczyzna, skoro tak nie wyobrażam sobie innej sytuacji niż dwoje ludzi wypełniających swoje rodzicielskie obowiązki! Czasami bywa, że część kobiet kiedy pojawi się dziecko nie dopuszcza na własne życzenie faceta do wielu czynności związanymi z obowiązkami rodzicielskimi… A później się dziwią, że dom jest ich więzieniem, bo chłop sobie z niczym nie radzi… No soryyyyyyyyy… Zawsze i od początku wszystko razem!
p.s. napisałam bez składu i ładu, ale emocje mnie poniosły ;p
Szczerze ? Chyba najwieksi problem maja z tym polscy faceci ;) 8 na 10 kolezanek narzeka ze nic nie robia i wszystko na ich glowie..
Moj maz jest z Ameryki Poludniowej i nie musialam NIC mowic w kwestii obowiazkow domowych/opieki nad dziecmi.
Dla niego to oczywiste ze wraca z pracy i bierze sie za prace w domu – mam wymagajaca prace,12.5h dyzury i nie wyobrazam sobie inaczej.
Dodam ze moj pierwszy maz byl niereformowalny wiec go zmienilam ;)
Ni, jak mieszkaliśmy razem z obecnym mężem podczas studiów na stancji lub w kawalerce, wszystko było dzielone pol na pół. Poszliśmy do pracy, Kupiliśmy mieszkanie, urodziły się dzieci i hop. W domu mam klasykę. Jak to się dzieje? Ja innego chłopa brałam
Makowa jak zawsze z sensem. Brawo ty.
Ja często słyszę, że koleżanki zazdroszcza mi męża, bo ja nie narzekam na niego itp itd ale jest tak jak mówisz “widziały galy co brały” i no cóż na początku nie było lekko, ale teraz jest tak jak być powinno, uzupełniamy się w 100%,fakt faktem obecnie to ja wykonuje wszystkie obowiązki, bo mąż za granica, ale gdy wraca a ja jestem w pracy to on sprząta, pierze, prasuje, gotuję 😉
Ja tam nie zazdraszczam :D
Mój Igor sprząta, gotuje, robi zakupy, uwielbia kosić trawę i sadzić drzewka :)
Przede wszystkim jest wspaniałym człowiekiem a ja wygrałam życie, bo mam jego <3
#mojaszostkawtotka !
Dokladnie!
Tak samo nie rozumiem zdania “maz pomaga w domu/pomaga przy dzieciach”. Co to znaczy pomaga? Przeciez sam w nim mieszka, dzieci tak samo jego jak matki…
Ile razy juz na pytania “Czy moj maz pomaga mi w domu/przy dziecku?! ” zawsze odpowiadalam, ze nie…i za nim moglam dokonczyc slyszalam “Oh, no moj tez nie, ci faceci tak maja…” a ja wtedy dokanczalam moje zdanie “…on nie pomaga, on po prostu robi wszystko” ;)
Dodam tylko, ze moj maz wywodzi sie z rodziny, w ktorej wklad mezczyzny w np.posilek jest taki, ze siada do stolu i zjada, co ma na talerzu (wczesniej nalozyla mu to na talerz zona, nie zeby tak sam). Nic wiecej, nawet widelca nie polozy na talerz po zakonczeniu posilku ;) Z kazdym razem jak jestesmy u tesciow mam gesia skorke tak srednio 100 razy dziennie… ://
U mnie jest ciężko u mnie w domu funkcjonuje kobieta na 2 etaty. Moja mama ostatnio się popłakała, bo mój tata wypił i nie chciał mamie pomóc chociaż trochę w gospodarstwie. Ale żeby nie było jak byłam mała tata się mną zajmował. Dzięki temu modelowi nauczyłam się na pewno radzić ze wszystkim, potrafię wszystko zrobić w domu i koło domu (nawet typowo męskie zajęcia). Dla tego rząd a praca nie jest mi straszna. Ale za to mój mąż pomimo iż mieliśmy wszystko ugadne i przy pierwszym dziecku był super mi pomagał. Tak przy drugim zaniedbalam siebie, dom, naukę (bo mam 21 lat) i zrobiłam sobie rok wolnego, ponieważ nie wysypiał się i chodziłam na wpół śpiąca. Mam się nie zajmie dziećmi, bo pracuje na gospodarstwie, tata mój tak samo, teściowa daleko, teść jeszcze dalej, a babcie nie nadążą za prawnukami. A mój mąż pracuje 9 h pus dojazdy lub więcej i do tego po pracy pomaga na gospodarstwie co tego nie powinien robić bo w razie stanie mu się coś to będzie musiał sam zapłacić z własnej kieszeni za leczenie. I zaczyna brać przykład z mojego taty i wraca po całym dniu pracy o 22 wstaje o 6:30, a w niedziele śpi, bo odpoczywa od pracy. A zapomniała bym jest zły jak go proszę o jaki wypad w niedzielę z rodziną. Powoli zastanawiam się czy nie robić to na co ja mam ochotę a mąż niech robi to na co on ma ochotę. A i terapete proponowołam mu już pół roku temu, ale powiedział że u nas wszystko w porządku i terapeuta nam nie potrzebny.
A ja jestem z tych, które wszystko same. Przejrzałam na oczy jak raz wyszłam z koleżanką i wróciłam trochę później niż miałam w planach i mój mąż miał problem z przygotowaniem prezentacji do pracy. Wtedy zrozumiałam, ze miał mnie w każdej chwili do pomocy. Od tego czasu mam swoje wyjścia, wcześniej go o tym informuję i jedynie choroba dziecka może sprawić, że zmienię swoje plany… Mam regularne wizyty u kosmetyczki, fryzjera, spotkania z przyjaciółką. Potrafię bez skrępowania rzucić uwagę, że łazienka jest brudna i czy może ją posprzątać (niestety on z tych, którzy udają ze nie widzą).
Tylko dodam, że codziennie chodzę do pracy i zarabiam podobnie jak mój mąż. Kiedy dziecko jest chore to zostajemy z nią na zmianę i jak wracam do domu to jest i obiad i posprzątane, ale kosztowało mnie to kilka awantur….
Bardzo ciekawy wpis :)
faceci… ;)
bardzo popieram tekst “widziały gały co brały”. Taka prawda.
Świetny wpis
Nie na temat postu ale….jakiś czas temu pisałaś jak to bałaś się poddawać Maksa pewnym zabiegom “profilaktycznym” i mimo twojego strachu ma SI. Moje przemyślenia wtedy? “strachem nie uchronisz dziecka przed…. nieuchronnym, po podaniu niebezpiecznych substancji”. Brak jasnej oceny twojego “irracjonalnego” strachu spowodował że, hajda, swoją córkę niebezpiecznym zabiegom “profilaktycznym” poddawałaś jak leci (tak pisałaś). Pięknie wszystkim udowadniałaś, że jest zdrowa. Moje przemyślenia dziś: “no taaak….”. Reakcje na czynniki występujące w preparatach odbijają się Lence czkawką i odbijać będą do końca życia choćbyś rękoma i nogami zaprzeczała, pisała posty, powoływała się na “ekspertów. Gratuluję.
Po pierwsze, jak małym i obrzydliwym trzeba być człowiekiem, żeby – nawet gdybyś miała rację – napisać tak matce chorego dziecka. Osiągnęłaś poziom emocjonalnej ameby.
Po drugie mój syn nie ma zaburzeń SI – nie wiem skąd to wyczytałaś, zaś już totalnie nie wiem o jakich “zabiegach” piszesz nt. Lenki. Tak czy siak, wybitnie obrzydliwe i nie na miejscu.
Ucz swoją córkę, a syna? Syna też, koniecznie! I nałożyć obiad (kogo? co?) a nie obiadu…