Nowy Jork otwiera oczy na świat!
Mieszkasz w Białymstoku, Warszawie czy innym Pierdziszewie Wielkim. Masz dom lub mieszkanie, może nawet urządzone tak jak sobie wymarzyłaś… albo i nie. Chodzisz do pracy na etat, uprawiasz wolny zawód, jesteś korposzczurem lub spełniasz się w swoim zawodzie.
Świat wokół nas
Może jesteś mamą małego dziecka i spędzasz większość dni w domu.. tak samo. Zawozisz do szkoły dzieci, robisz zakupy, czytasz jakiegoś bloga i prenumerujesz gazetę. Książkę męczysz miesiącami bo zasypiasz codziennie po trzech zdaniach. Parzysz kawę, wyglądasz za okno, a tam ktoś jedzie na rowerze, ktoś wyprowadza psa. Chodzisz z dzieckiem na zajęcia dodatkowe, gdzie znasz kilkoro rodziców. Kiedy czekacie na dzieci wymieniacie kurtuazyjnie dwa zdania. Masz jedną lub dwie koleżanki z którymi spotykasz się co jakiś czas na drinka. Rodzinę fajną lub fajniejszą.. albo taką z którą wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach.
To gdzie mieszkasz i co robisz kreuje Twój pogląd o świecie. Co wolno, a czego nie wolno. Co trzeba, a czego nie wypada. Jak należy się zachować w danej sytuacji i co się powinno zrobić wtedy, a wtedy. Z tymi przeświadczeniami kroczysz przez życie gotów pozabijać się na mamusiowych forach, że tak właśnie wygląda świat! I tak się powinno żyć!
A potem jedziesz do Nowego Jorku…
Świat gdzieś tam
Chciałabym zabrać tam dzieci jak najszybciej, żeby poczuły tę wolność od naszej krajowej zaściankowości. To takie wyzwalające! Poprosiłam Pana Tatę o to, żeby powiedział mi co najbardziej podoba mu się w Stanach, a on odpowiedział “to że można być tam w 100% sobą”. Niczym, ale to naprawdę niczym nie jesteś tam w stanie nikogo zdziwić. Ani kolorem skóry, ani rozmiarem, ani zachowaniem. Niczym! I możesz powiedzieć, że to źle, bo świrów tam więcej niż w polskim sejmie, ale uwierz mi, to daje taką energię, luz i samoakceptację jakiej nie doświadczysz nigdzie.
Chciałabym, żeby moje maluchy wiedziały, że to ok być sobą. Wyglądać tak, a nie inaczej, pląsać w metrze przy ulubionej muzyce i pogawędzić sobie z bezdomnym, albo oddać mu swój lunch. Chciałabym, żeby zrozumiały, że ich życia nie definiuje Zaścianek Podlaski i pięć osób z ich najbliższego otoczenia, które mogą im kiedyś powiedzieć, że nie pasują idealnie, nie są uszyte na miarę do swojego otoczenia.
Ja nigdy nie byłam na miarę. Zawsze odstawałam w jakiś sposób i te ‘głupie’ Stany mnie dosłownie uratowały! Odmieniły moje życie. Tam zrozumiałam, że nic nie muszę. Wszystko mogę! I to, że jestem tu gdzie jestem to mój wybór, a nie obowiązek.
Nowy Jork otwiera oczy na świat
Chciałabym pokazać dzieciom jak cały naród może być dla siebie miły i pomocny. Jak każda zapytana o pomoc osoba będzie starała się pomóc najlepiej jak potrafi, z uśmiechem i pytaniem skąd pochodzisz. Że policja służy obywatelowi do pomocy i ochrony i jak przechodzisz na czerwonym tuż obok radiowozu to on nie goni za tobą radośnie z mandatem, a czuwa tam nad twoim bezpieczeństwem. Nowy Jork ma to wszystko.
Wystarczy kilka przejażdżek w metrze, żeby przestać się gapić na ludzi śpiewających, tańczących, gadających do siebie, gadających do Ciebie, kolorowych jak tęcza, czy to przez odcień skóry czy sposób ubierania. Ludzi bogatych w koszulce za 2 złote i w wytartych jeansach. Ludzi w piżamach, kurtkach latem i szortach zimą. Tyle tematów do polskiego zaściankowego oburzenia. A tam wolno. Nie, nie trzeba! Wolno. I nawet nie zmieniając się o gram i tak czerpiesz z tej wolności, bo wiesz, że możesz, choć wybierasz inaczej. Ale z drugiej strony jak chcesz popląsać, bo tak czujesz, to kurde pląsasz! A jak chce Ci się śmiać to się śmiejesz! Osobiście beczałam w metrze. Bo chciałam i mogłam :)
Wzór piękna w NY
Rozmiar i figura jaka jest wyznacznikiem piękna w naszym kraju nijak się ma do tego, co podoba się za wielką wodą. Niby modelki są anorektyczkami na całym świecie, ale Amerykanom bliżej do kardashianowskiego ideału piękna. Czy muszę mówić, jak ta wieść także była olśniewająco – wyzwalająca dla nastoletniej Marleny? Nie, nie teraz, bo obecnie już bardzo lubię swoje kształty, ale nie zawsze tak było.
Nowy Jork dał mi tyle pewności siebie, ze mogłam z tego czerpać latami (to może pozostawię na inną opowieść). Teraz wystarczy że wspomnę, że tak długo i kurczowo to mnie PT przez całe życie nie trzymał za rękę jak przez cały czas w NY, a jak mnie na chwilę puszczał to od razu miałam 10 nowych znajomych w minutę ;). Wiecie, ja z moją jasną karnacją, bląd włosami i afro-latino kształtami byłam obiektem wielu okrzyków, na które PT nie był gotowy ;).
Made in America
Są też oczywiście inne aspekty Ameryki, których nie da się nie polubić, te bardziej przyziemne. Panu tacie podobał się na przykład shake, nalany pod denko. Bo amerykanie nie żałują sobie ani innym i porcje dają po bandzie. Lody nałóż sobie sam, ile chcesz. Napój dostaniesz w czymś co przypomina wiaderko do piaskownicy. Porcje są takie, ze od drugiego dnia zaczynasz zamawiać jedną z mężem na pół. Nie ma Chytrego Polskiego Janusza, co da ci najmniej jak się da.
Ubrania w outletach pokazują jak nienormalny jest świat, w którym tak niedorzecznie przepłaca się za metkę. Bo na przykład w TJ Maxx, walają się ubrania projektantów, które oryginalną cenę mają nawet po kilka tys $, po podłodze. Jak typowe szmaty i ściery. I wtedy wiesz, że coś bardzo jest nie tak z tym światem, bo 5 minut temu minąłeś pięciu bezdomnych, którzy nie mieli na chleb. A ktos płaci tak ogromne pieniądze za kawałek materiału, który chwilę, ot sezon później w innym sklepie walają się po podłogach.
Zakupy w Nowym Jorku
Ale kiedy tylko te przemyślenia opuszczają głowę ;), zaczyna się istne zakupowe szaleństwo. Bo nagle stać cię na każdą szaloną markę, o której zawsze marzyłeś, ale nie chciałeś grać snoba. Torebki M Kors, te które w polsce są po 1500 zł, kupujesz po 80-100$. Guess to prawie jak HM czy Zara, 150zł za torebkę i … 7$ za śliczne, białe adidasy (woohooo tak, mam je!). Sukienki od 20 do 40$ wszelakich Tommych, Guess, CK i innych projektantów. Puchówka MK Kors – 100$, jep, taniej niż w sieciówkach.
I tu zaczynasz się zastanawiać, dlaczego amerykanie, mając tak niskie ceny są tak źle ubranym narodem. A potem wracasz do przemyśleń z pierwszej części wpisu. Bo mogą!
Oczywiście, żeby nie było, że jestem ślepą ignorantką. Wiem, że istnieje ta ciemna strona tegoż narodu i także oni walczą ze swoimi demonami. Dlatego nie upieram się tam przeprowadzać. Nie jestem nawet pewna, czy chciałabym tam żyć z dziećmi, gdybym mogła. Podział klasowy, ceny dobrego szkolnictwa, czy opieki medycznej, ceny domów w dobrych dzielnicach, praca po 12-14 godzin, pęd życia.. to nie moja bajka w obecnym momencie życia w którym po kilku/kilkunastu dniach w Nowy Jork najchętniej wróciłabym w Bieszczady pasać owce. Ale wciąż ze świadomością, że tam gdzieś jest inny świat, a to, że jestem właśnie tu gdzie jestem i robię to co robię, to jest tylko i wyłącznie mój wybór.
Bo mogę.
Zawsze wiedziałem, ze urodziłem się nie po tej stronie Wielkiej Wody…
to samo miałam w Londynie. wolność, luz, poczucie ze możesz wszystko. jako 20-latka-cudowne doswiadczenie na całe życie.
to poczucie ze możesz być kim chcesz i dasz sobie rade-pracowałam tam i mieszkałam.
ale jednak wróciłam do Polski.
mam nadzieję, ze moje córki też na jakiś chociaż czas wyjadą i poczują ze świat należy di nich.
Marlena… Ty piszesz normalnie tak jakbyś z moich myśli czytała :-). Pozdrawiam serdecznie!!!
Marlena, w niedziele 1pazdziernika od 10 am jest Polska Parada na 5 aleji. Konczy sie pod katedra Sw Patryka. Moze wpadniecie na chwilke???
czuje ze Cie spotkam.
P.S. Jedz koniecznie na widok do Weehawken. To prawdziwe MUST!!!! najlepiej 8pm. jak juz ciemno. gwarantuje Ci ze to bedzie najlepsza pamiatka z NY.
Nie goraca Ci w tych dlugich sukienkach??? Ja sie gotuje :-)
Pozdrawiam z NJ :-)
Marzy mi się krótki wypad do NY. Super zdjęcia. Ale jakoś nie umiem sobie wyobrazić, że jakoś odstawała od reszty ;)
Marlena, to Twój najlepszy wpis EVER.
Ubrałas w słowa moje wszystkie myśli po pobycie w USA.
Aż mi sie zatęsknilo:)
Świetny wpis… kocham wolność i czego by nie zarzucić mieszkańcom USA, na pewno nie można im zarzucić braku swobody, wolności i samoakceptacji.
Pozdrawiam Makowiastych!
Ps. Dawaj fotę w tych białych butach!!!
blONd :)
bŁĄd :D
Myślę że w Warszawie aż tak tej opisywanej przez ciebie ‘zaściankowości’ czy ‘ograniczenia’ się nie odczuwa – przynajmniej ja nie odczuwam. Nikt Cię tu już raczej palcami wytykać nie będzie za odmienny strój czy gadanie do samego siebie ;)
to co na mnie zrobiło bardzo pozytywne wrazenie po 2 tyg w NY i czego naprawdę brakowało mi po powrocie do PL to rzeczywiscie taka otwartość i chęć do pomocy oraz to ze wszyscy są dla siebie tak uprzejmi (nawet jesli ten american smile i ‘hey, how are you’ są trochę udawane). Szczerze mówiąc wolalabym zebysmy wszyscy trochę tak udawali, ale przynajmniej częściej usmiechali się do siebie i byli dla siebie bezinteresownie uprzejmi ;)
co do ciuchów – nie do końca się zgodzę z Twoim zachwytem, też przezylam na miejscu chwilowe szalenstwo zakupowe jak zobaczyłam ceny i trochę tego nawiozłam do Polski, ale niestety okazało się że nawiozłam głównie “badziewia” ;) te wszystkie Korsy, Calviny Kleiny, Tommy Hilfighery itp w sklepach typu TJ Maxx czy miasteczkach outletowych, to w większosci rzeczy drugiej jakości, części z nich nawet nie ma w regularnych kolekcjach tych domów mody, tylko są produkowane specjalnie na potrzeby outletów (i co oczywiste, jakość z automatu jest gorsza). Niestety większosc firmowych rzeczy, które sobie przywiozłam z USA (wlasnie z outletów czy TJ Maxxa) posluzyla mi bardzo krótko, a ich jakość po paru miesiącach okazała się bardzo rozczarowująca.. Natomiast kosmetyki to inna bajka – uwazam ze w firmowe kosmetyki na pewno warto zaopatrzyć się w USA w kazdych ilosciach :)
mimo wszystko i tak gdybym leciała teraz do stanów, to na bank z prawie pustą walizką, którą na miejscu mogłabym wypełnić – tylko teraz lepiej bym to sobie zaplanowała ;)
Zaściankowość jest ogólnopolska, uwierz mi na słowo. WięŻszosć czytelników mam z Wawy, Poznania i Krakowa… I ja to czytam. W Warszawie bywam 5x w miesiącu, do klimatu NY to nie porównasz nawet w promilu.
Ubiania z USA słabe jakosciowo?! JEsteś pewna, ze Ty w USA a nie w Chinach byłaś ;). Szmaty ze stanów prałąm w pralce na 60C i suszyłam w suszarce bębnowej – jak nowe po kilku latach. U nas nawet nie próbuje bo znikały po pierwszym suszeniu. Ale… ja zwykłę sieciówki do PL przywizłam – Forever 21, Guessy i nie do zdarcia!
W TJ Maxx nie ma drugiej kategorii. W miasteczkach outletowych owszem. Ale! Mój znajomy pracował jako ochroniarz w oryginalnym sklepie LV i.. tam też bywają fejki :D. Także jak trafisz.
Ok, ja się nie wystawiam na “widok publiczny” to może nie jestem w stanie tak bardzo odczuć tej zaściankowości ;) i tak, jestem pewna, że byłam w USA i praktycznie żadnej z rzeczy/dodatków stamtąd przywiezionej już nie noszę ze względu na słabą jakość. Jedyne marki które w tym względzie nie zawiodły to Ralph Lauren i Abercrombie (czyli raczej górna półka) a cała reszta kupowana w outletach i TJMaxxach niestety tak. Suszarki bębnowej nie używam, a piorę w programach delikatnych więc uprzedzając złośliwości – tak jestem również, pewna że nie prałam tych ubrań w 90 stopniach ;)
Abercrombie to raczej sieciówka, bardzo lubiłam ubrania A. :) choć męskie były tylko dla azjatów :P
Ralpha nosi mąż i te z TJ mają taką samą jakość jak te w PL sklepie. Outletowy GAP ma na 100% inną jakość, niestety wciąż lepszą niż 99% sieciówek z PL :(
Na stories tak bardzo było widać, jak Ci tam dobrze <3
Stany to marzenie mojego Łukasza, mam nadzieję, że uda mi się je kiedyś spełnić, tak jak Wojtek spełnił Twoje : )
Mega ! Zazdrościmy bardzo takiej wyprawy ;-) Na pewno macie niesamowite wspomnienia. Sami chcielibyśmy się wybrać, ale koszty z takim wyjazdem są bardzo dużo, więc chyba trzeba odczekać jeszcze kilka lat. Pozdrawiamy i życzymy “szerokości” :)
Chciałabym kiedyś do Nowego Jorku się wybrać. Chociaż to droga przygoda, ale uważam że nie ma co szczędzić na takie coś. Prędzej czy później tam trafię, wierzę w to że marzenia się spełniają.
Chciałabym kiedyś do Nowego Jorku się wybrać. Chociaż to droga przygoda, ale uważam że nie ma co szczędzić na takie coś. Prędzej czy później tam trafię, wierzę w to że marzenia się spełniają.
Piękny jest ten Nowy Jork. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się tam wybrać, bo bardzo bym chciała go zobaczyć.
Pozdrawiam :)
Nowy Jork jak w filmach. Pięknie wyglądasz na jego tle :) Na razie podróżuje po Europie ale zachęcasz bardzo tym wpisem do odwiedzenia tej wielkiej aglomeracji miejskiej :)
Pozdrawiam :)
To prawda, tez tak mam, obecnie mieszkam w GB alw gdy tylko przyjezdzam do Pl czuje sie dziwnie zestresowana…ludzie mierza Cie z gory do dolu nie przyjaznie…nikt z toba nie porozmawia w busie…driver w busie zawsze chetnie sluzy pomoca..a jak kest twoj przystanek to jeszcze Cie zawola zebys nie przegapila ze to juz tutaj, gdy wychodzisz z autobusu dziekujesz kierowcy a on Ci zyczy milego dnia! To multikulti wyluzowuje ludzi bo kazdy jest inny przez kolor skory, religie czy wreszcie przez sposob bycia, i poprostu juz nikt nie zwraca na to uwagi bo jest tak duza roznorodnosc.Bo na przyklad w szkole mojej corki Mamusie przyjezdzaja do szkoly w szlafrokach i bamboszach :-D takze drodzy Rodacy wyluzujcie troche! Pozdrawiam
Ps.Marlenko wpis gitara ;-)
Również uważam, że NY jest piękny. Jednak, życie w tak ogromnej aglomeracji miejskiej męczy wg mnie ;) Chociaż, chciałabym tam choć raz się znaleźć, zobaczyć jak to jest i czy powietrze faktycznie jest tak złe ;) Miło się czytało ten wpis. Na zdjęciach również wyglądasz rewelacyjnie. Pozdrawiam! ;)
Kochana ciężko o powietrze gorsze niż w PL ;)
Zaś NY super, ale żyć z dziećmi to bym tam już nie chciała…
Hej,w jakim hotelu byliście?