Pewność siebie i własnych potrzeb w wychowaniu dziecka
Bardzo mnie cieszy, że na poprzedni wpis zareagowałyście tak entuzjastycznie. Cudownie jest wiedzieć, że w naszym kraju pojawia się co raz więcej świadomych rodziców, którzy czują, że największym dobrem jaki mogą dać dzieciom, są … oni. Ich bliskość, miłość, przywiązanie.
Jednak dzisiejszy tekst musi być szybkim dodatkiem do tego wtorkowego. Bez przeciwstawnego bieguna cała idea wpisu pierwszego, szybko rozpadnie się i zmieni rodzica intuicyjnego w znerwicowanego i załamanego.
Dziś więc ta druga, mniej sielankowa, acz bardzo potrzebna, strona medalu.
4. Potrzeby rodzica
“Szczęśliwi rodzice wychowują szczęśliwe dzieci”- niby banał, popularny slogan i często bezmyślnie powtarzana fraza. Jednak zawiera ona całą głębię budulca/bazy/fundamentu, szczęśliwego wychowania.
W każdej idei, myśli, nurcie, najważniejszy jest człowiek. Mały, ale także duży. Spotykam wielu rodziców wylanych z kąpielą zapożyczonych przezeń ideologii. Najczęściej byli to rodzice, u których nie działał punkt pierwszy opisu z ostatniej notki, a którzy swoim postępowaniem chcą zrekompensować dzieciom, to czego im nie dano.
Pewność siebie i swoich działań, troska o nasze wnętrze wynikająca ze znajomości samego siebie, oraz zdrowa dawka egoizmu, to obowiązek, to energia, stabilizacja własna, z której można dawać. Jeśli któraś z powyższych jest zaburzona, jeśli rodzic ‘jedzie’ na zaciśniętych ramionach, zębach, oczach, jeśli czuje się się poświęca za długo, za mocno… nie będzie z tego chleba. Przekaz będzie silnie zaburzony i często cała rodzina ucierpi, zamiast zyskać.
Żyję w przekonaniu, że jestem rodzicem naturalnym, wychowującym w bliskości. Wiele moich koleżanek poznałam właśnie na grupach wsparcia mam noszących w chuście, mam długo karmiących piersią, bio, eko, mimo… że nie spełniam większości zalecanych przez nie rozwiązań wychowawczych.
Ot, po prostu nie czuję, że muszę.
Dziś, po raz pierwszy wyznaję moje grzechy:
1. Nie rodziłam naturalnie. Nie chciałam. Wiedziałam, że nie chcę rodzić naturalnie odkąd skończyłam lat 11-12. Pomijam powody, motywy, bo nie są one ważne w tym tekście (może kiedyś do tego dojdziemy). Jednak dziś najważniejszym przesłaniem jest fakt, że nie chciałam rodzić naturalnie, więc nie rodziłam naturalnie.
Miałam dwie cudowne cesarki, z bliskością rodziny i dziecka, leżącego na mojej piersi. Cesarki w których dochodziłam do siebie w kilka godzin i byłam sprawniejsza niż mamy po sn. Cudowne, wspomnienia, idealne. Takie jak chciałam…
2. Nie byłam fanką karmienia piersią jako idei. To było już na samym początku poświęcenie, że w ogóle postanowiłam młodych karmić ile dam radę, zw. na aspekt zdrowotny (odporność dziecka), bo gdyby zalet tego początkowego karmienia nie było tak wiele, to intuicyjnie, po 3 dniach, rzuciłabym to w cholerę. Rzuty oksy, jakie miałam karmiąc, prowadziły moje ciało i psychikę na skraj skoku z balkonu. Kiedy sprawa się lekko uspokoiła, to moja mama zachorowała na raka. Strasznie nie lubiłam karmienia Maksa i czułam ogromną ulgę kiedy w 4-5 m-cu odstawiłam go całkowicie. Macierzyństwo po odstawieniu zaczęło mieć sens.
Dla odmiany, uwielbiałam karmić Lenkę. Ona był wdzięcznym ssakiem (wcześniakiem), i moja sytuacja życiowa była zgoła inna. Jednak wciąż, cała ta ‘impreza’ z uziemieniem, z faktem, że to ja jestem lodówką, więc mam non stop być obok.. z cieknącymi piersiami, zawsze przygotowaanymi na wyjęcie ‘stołówki’ gdziekolwiek się w danym czasie nie znajduję, była nie dla mnie. Ale odstawić małej też nie miałam ochoty, więc tak przebujałyśmy się do 5/6 m-ca jej życia. I znowu ta ulga, że nastąpił koniec.
Taką samą miłość i uczucie można okazywać dziecko karmiąc mlekiem modyfikowanym jak piersiowym. Te same spojrzenia głęboko w oczy, ta sama bliskość.
Ja bym nawet rzekła, że większą radością i bliskością cieszyłam się karmiąc butelką.. Przynajmniej Maksa. Z Lenką było chyba po równo…
Z resztą w ogóle karmienie to jest ELEMENT bliskości, choć niektórzy chcieliby go ująć jako całokształt tego co możesz dać dziecku. A możesz dać najlepiej to… co masz ochotę dać prosto z serca. Z miłością, szacunkiem dla siebie i dziecka.
Czy to oznacza, że jestem antyfanką kp? Skądże! Jeśli ktoś ma ochotę, umie, potrafi karmić piersią, to oczywiście powinien wybrać to co naturalne. Jeśli zaś kp, łączyłoby się z męką fizyczną czy psychiczną, trzeba przemyśleć sprawę. Popatrzcie na maki karmione mm – piękne i mądre! Popatrzcie na mnie karmioną mm – żyję, mam się świetnie!
Spokojnie. Nie samym mlekiem żyje człowiek.. ;)
3. Noszenie
Bliskość wynikająca z noszenia dziecka, jest dla mnie tą najbardziej naturalną i oczywistą. Uwielbiałam i nadal uwielbiam wtulone ciałka moich dzieci w czasie kiedy w pozycji pionowej trzymam je na rękach. Tak, często noszę je na rekach, do tej pory. Tak, obydwoje, wciąż często.
Lulanie w pozycji poziomej, kiedy były maleńkie, potem noszenie w pionie aż po… sprzęty do noszenia dzieci. I tu znowu.. z dawką uszanowania siebie.
Nosić w chuście nijak nie lubiłam.. może bardziej nie umiałam, bo lubić pewnie bym mogła, ale co z tego jak mi kokarda wychodziła, zamiast ‘kieszonki’. Tak jak nie umiem pleść warkoczy, tak i motać chusty nie umiem. Więc szubko uznałam, że Tula, a lepiej – Manduca to moja wersja noszenia.
Choć tak szczerze, to na wyprawy wolałam zabrać wózek, bo do niego mieściło mi się pół domu. Zaś nosidło służyło na bliższe wyprawy, lub w miejsca/sytuacje w które nie mogłam zabrać wózka. Tak było z Makim.
Z Lenką próbowałam już coś motać i jak tylko się nauczyłam, to dowiedziałam się, że mała za mocno odwodzi bioderka (leżała non stop w pozycji żabki albo w szpagacie, który do tej pory, robi bez problemu ;)). No i znowu… kupujesz idee i coś nie wychodzi. I luz, bo mogłam ją zawsze nosić jakoś inaczej. Mogłam być blisko… inaczej.
4. Wspólne spanie
Nie wchodziło nawet w grę. Spać mogę tylko w 2 opcjach – sama lub najlepiej z moim mężem. Tylko i wyłącznie z nim, bo nie chrapie (gdyby chrapał musiałby iść na operację albo się wyprowadzić.. mówię serio, mam chrapaniofobię), jest mięciutki i śpi w pozycjach przeze mnie dozwolonych (5 lat go spychałam, to się nauczył ;)).
Dzieci moich zasad nie kumają, więc spanie z nimi to generalnie… niespanie – ciągną mnie za włosy, kopią, ‘wturliwują’ się na mnie. Więc gdybym miała wybierać, nigdy nie znalazłyby się w moim łóżku. Czasami wpadają tam cichaczem, czasami wołają (wtedy idę i czekam aż zasną, a potem uciekam do siebie). Ale po takich nocach budzę się jak metalowym prętem okładana. A matka niewyspana to matka zła. Na ile więc jest to możliwe, na tyle moje dzieci NIE śpią ze mną.
Jak widzicie więc, nie spełniam 4 głównych punktów rodzicielstwa naturalnego, czy tam rodzicielstwa bliskości… Nurtów które kocham całym sercem, bo mówią właśnie o miłości, bliskości i zaangażowanym macierzyństwie.
Tyle, że kupowanie ideologii, bez ubierania jej w człowieka, zawsze będzie rodziło problemy, dylematy a na końcu złość i frustracje. Idea, jest dla człowieka, a nie człowiek dla idei.
Jestem rodzicem bliskościowym z wyboru i na własnych zasadach. Dzięki temu, nie miałam załamań nerwowych, depresji. Nigdy, nigdy nie miałam momentu, w którym nie lubiłabym być mamą. Kocham swoje dzieci, uwielbiam! A one mnie także..! W takiej wersji jaką im daję. Bo szczęśliwie, one nie przeczytały tych wszystkich ‘mądrych’ książek, więc nie wiedzą, że być może w oczach wielu, robię coś źle.
5. Pewność siebie w mówieniu “NIE” i ustalaniu granic
Luz jest fajny, sensowny, kiedy ma swoje granice. Nie powiem Wam jakie mają one być, bo każdy dom jest inny, a sytuacji nieskończenie wiele. Jednak należy pamiętać, że ta wolność ma łączyć się z zasadami i co najważniejsze… szacunkiem.
Dlaczego Paulina napisała, że “mam dzieci, które słuchają”?
Sytuacja wyglądała tak. Paulina ma w domu kurczaczki w pojemniku z lampą (nie znam fachowego nazewnictwa, ale moja babcia też tak odchowywała pisklaki). Dzieci oczywiście chciały kurki brać na ręce, całować i kochać. Pozwoliłyśmy, każde dziecko po jednym kurczaku, dotknąć i wystarczy. Wytłumaczyłam Makom, że tak jak one chciałby poznawać kureczki i je obdarzać miłością, tak pisklaki wolałyby ciszę, a te przejawy dziecięcej miłości mogą im podchodzić pod tortury. Dzieci niby zrozumiały, ale każde chciało dalej kurki brać na ręce. Szczególnie Maks. Pozwoliłam po godzinie potrzymać zwierzaka jeszcze jeden raz, zaznaczając, że jest to ostatni raz. Maks prosił jeszcze pół godziny. Błagał uroczo, potem buntując się. Jednak “nie”, było bezwzględne. Wynikało ono nie z mojego widzimisię, ale z szacunku dla innego stworzenia.
[Jak sobie teraz myślę o tej sytuacji, to uważam, że nie powinnyśmy w ogóle pozwalać dzieciom dotykać kurcząt. Problem byłby z głowy. A tak wpadłyśmy w zawiłość tłumaczenia dlaczego raz dotknąć można, ale już 50 razy, nie.]
Jednak nie należę do rodziców, którzy w takiej chwili mówią “No weź Paulina.. no daj mu jeszcze potrzymać. No co się może stać? Zdechnie..? Masz dużo innych”. Ok, może przesadziłam, ale rozumiecie konkluzję.
“Nie” w pewnych sytuacjach jest bezwzględne i rodzic nie może znowu sprzedać siebie idei całkowicie i zatracić tą umiejętność odmawiania dziecku w sytuacjach ważnych.
Większość z Was pamięta filmik na którym “chłopiec uderza mężczyznę sklepowym koszem, mama patrzy bezradnie”.
Niestety, wiele mam “wychowujących w bliskości” nie ma pojęcia gdzie ustalić granice bezwzględne. Widzę te zagubione kobiety, które zapędzone w róg ideologii nie wiedzą, czy to jest moment w którym a) są na luzie b) tłumaczą dziecku, że pana kopać nie wolno, opowiadając o bólu, cierpieniu, szacunku itp. c) łapią dziecko za bary, odstawiają obok, przepraszają mężczyznę i dopiero wtedy przechodzą do pkt. b. A właśnie ten ostatni model zastosowałabym ja. Tu nie ma miejsca na ‘och kochany mój słodziaku, tak radośnie trzepiesz pana w łydkę, okazując swój entuzjazm dla daru życia, ale może byś przestał?’. To czas na szybkie zakończenie wchodzenia w czyjąś strefę komfortu.
Na pogadankę przyjdzie czas kiedy dziecię przestanie prać kolegę czy Ciebie, niszczyć czyjeś mienie, czy też zachowywać się w sposób zagrażający życiu i zdrowiu jego lub otoczenia. A nawet jeśli nie życiu, samemu w sobie, to komfortowi tego życia. Ja nie mam ochoty być rozjeżdżana wózkiem przez radośnie bawiące się w centrum handlowym, dziecko. I dopilnuję, żeby moje, także nikogo nie rozjeżdżało. Nawet, jeśli nie robi tego złośliwie, a przypadkowo, zwrócę mu uwagę. Bo chcę go nauczyć szacunku do drugiego człowieka.
Nie boję się mówić nie. Nie boję się podnieść głosu. Nie boję się złapać i spacyfikować dziecka, które wyrządzałoby komuś szkodę.
Nie boję się reakcji mojego dziecka. Nie boję się jego krzyku czy łez.
Fakt, że być może łatwo mi o tym pisać, ponieważ takie sytuacje praktycznie się nam nie zdarzają, ale wynika to z faktu, że wychowuję moje dzieci w poczuciu dużego luzu, ale jeszcze większego, szacunku. Dla siebie, dla innych, dla bliźniego, dla zwierzęcia.
Te puzzle naprawdę szybko się zazębiają…
Hmmm już widzę, czemu dobrze się dogadujemy;] Nie trzeba spełniać żadnego z punktów – poród, spanie, kP by wychowywać w bliskości. Czasami mam wrażenie że te wszystkie książki, teorie to “dorabianie ideologi do burdelu” a dzieci niczym małpy na lampach w gościach się huśtają;]
Co do kurczaków – wg mnie postąpiłyśmy dobrze, dając im szansę poznania i stawiając granice.
Wszyscy przeżyli bogatsi o nowe doświadczenia;] Matki również;]
Moim zdaniem tez, było ok. Bo nigdy by nie miały okazji kurki maleńkiej dotknąć. A tak.. “doświadczenie w dotykaniu kurczaków” – checked ;)
MM w poprzednim poście zmiotłaś mnie lekko z nóg… Tekst był fantastyczny ale wiesz… czytając chciałam się schować pod ziemię ;)
Dziś było totalnie inaczej :) przeczytałam na jednym wdechu, co chwila w myślach powatarzając: “O właśnie!”, “No dokładnie!”, “Miałam/mam tak samo!”
Ufff… to znaczy chyba, że jest jeszcze dla mnie nadzieja ;)
PS. Po zmianie layout strasznie źle mi się pisze komentarze (o które postanowiłam zadbać po wynikach ankiety) – nie wiem co tu się stało, ale jest totalnie nieczytelnie…. :(
No i to jest właśnie piękne, mamy inne poglądy, ale szanujemy decyzje innych:)
Zapomniałam Ci powiedzieć, że ja nie dałam rady nosić w chuście, bo miałam wrażenie się duszę…. Tula była o wiele lepsza:)
Nie mogę zgodzić się z Twoją opinią, że rodząc poprzez cesarkę”byłaś sprawniejsza niż mamy po sn”, bo jest dokładnie odwrotnie. Aktualnie kobiety z lęku przed bólem masowo wymuszają cesarski. Nie mam z tym problemu. Ich ciało i dziecko, więc niech rodzą tak jak mają ochotę. Natomiast lekarze próbują przekonać kobiety, że owszem poród naturalny bardzo boli, ale przy takim porodzie kobieta dochodzi do siebie dużo szybciej niż po cesarce, nie mówiąc już o tym, że po cesarce sugerowane jest odczekanie z porodem kolejnego dziecka min. dwa lata.
Czekaj, czekaj, ale nie zgadzasz się z tym, że JA po CC czułam się lepiej niż niektórej kobiety po SN.
Ale ja mam na to.. dowody ;).
Rozumiem, że chodziło Ci o statystyki, więc masz absolutną rację. STAYSTYCZNIE kobiety po CC dochodzą do siebie dłużej niż te po CC.
Tyle, że nie ja.. Ja po kilku h. poszłam pod prysznic (z Makim) albo prosto po dziecko (z Lenką).
Po 7 dniach znosiłam wózek ze schodów ;)
Niektóre kobiety szybciej dochodzą do siebie po CC niż po Sn to wszystko kwestia organizmu. Nie można kategorycznie stwierdzić że szybciej dochodzą po sn. Znam wiele takich kobiet, które rodziły sn i cc i stwierdzały, że po cc dochodziły szybciej.
Zgzadza się mamo makowa, ja po sn dochodziłam do siebie 2 miesiące, z powodu zbyt dużej utraty krwi. Nie ma reguły… .
Typowy komentarz od mamy rodzącej naturalnie. Marlena wiesz ile razy ja to słyszałam, że przecież po cc nie mogłam szybko dojść do siebie! NO jak nie mogłam jak mogłam! po 12 godzinach kazali mi wstać z łóżka, nie było łatwo, ale z minuty na minutę czułam się coraz lepiej, a nawet lepiej niż mamy rodzące sn, więc zgadzam się z tobą w 100% bo tak jest to możliwe!
a tak na marginesie – jak dobrze przeczytać, ze ktoś też się męczył z karmieniem naturalnym, bo już się bałam, że jestem jakimś wybrykiem natury :)
Zgadzam się z MM. Również rodziłam przez Cc i juz kilka godzin po brałam prysznic sama. Do Małego nie wzywalam co chwilę Pani tylko byłam w stanie sama wszystko zrobić przy Małym i sobie. Więcej było sytachu niż to warte, bo czułam się wyśmienicie!
Co do trkstu… Sama prawda:) staram się wychowywać intuicyjnie i tak jak mi podpowiada serce, oczywiście z ustalonymi granicami. Żadnego “bezstresowego” wychowywania i zero przeczytanych poradników dla mam. Robie to co uznaje za słuszne z ogromną dawką miłości.
Pozdrawiamy i komemtujemy :)
Ja miałam planowaną cesarkę ze względu na ułożenie dziecka i niestety czułam się FATALNIE. Wstałam dopiero po 24h, niby wcześniej można było, tyle że ja nie miałam siły… Po tych 24h też nie miałam siły, ale już kazali mi się pionizować. Byłam słaba jak mucha, wszystko mnie bolało… Od cewnika zaraz przyplątało się zapalenie cewki moczowej. Nie mogłam się wyprostować przez jakiś tydzień, bo mnie szwy ciągnęły.. Masakra.
Tu się nie zgodzę. Kolejne dziecko można mieć w zależności od tego jak się goi. U mnie akurat bardzo szybko. I czułam się dużo lepiej niż mamy rodzące naturalnie. Na mnie goi się jak na psie. A bardzo ważna jest jeszcze psychika rodzącej o której w naszym kraju się jakoś dziwnie zapomina. Niech każdy ma wybór jak i co chce. Kropka
Wg mnie to zalezy wszystko od osoby. Rodzilam sn 2 razy i dochodzilam do siebie ponad miesiac (chyba szczegolow nie musze pisac ;) ). podejzewam, ze jesli dane mi bedzie 3 ci raz- to poprosze cesarke.
Dobrze,
Dorzucę i ja od siebie. Rodziłam naturalnie i po dwu dniach zemdlałam pod prysznicem, musieli mnie przywozić na wózku na salę…nie mówiąc o tym, że na łóżko właziłam jak memła, bo krocze (nacięte i zszyte) ciągnęło niemiłosiernie. Dla mnie poród nie był ciężki, to co działo się do trzech tygodni po nim to była istna katorga. Proszę więc nie generalizować ;-)
Ja po cc po 2 tygodniach wróciłam do normalnego życia seksualnego, zarówno po 1 cc jak i po 2 cc. Dla mnie cc to rewelacja. Wątpię, żebym mogła to samo powiedzieć po sn.
Pewnie bym usiąść jeszcze za przeproszeniem na 4 literach nie mogła, a o przyjemnościach nawet pomyśleć.
I za takie teksty cie kocham. zdrowe podejście, lepsze życie :)
ktoś kiedyś powiedział:
“rodzicielstwo działa w dwu kierunkach;
rodzą się szczęśliwe dzieci
i spełniają- szczęśliwi rodzice.”
(pod warunkiem…)
no wlasnie, po 7 dniach nosilas wozek, ja po obu porodach sn bulam od razu na nogach, bez poprzecinanych miesni moglam wszystko, tyle ze nie mozna generalizowac, sa porody proste i z komplikacjami, zdarZaja sie kobiety ktore panicznie boja sie porodu i wyboeeraj cesarki, jestem za. kazdy ma wybor, i prawidlowo, znamy siebie leoiej niz lekarze.
Dziękuję za ten post :) Miło wśród tych wszystkich otaczających nas”idealnych matek”usłyszeć “nie chcę, nie chciałam, męczyło mnie to,”. dzięki za poruszenie tematu karmienia, dzięki za “grzechy. Powoli zaczynałam już wmawiać sobie,że ze mną chyba coś nie tak,że ja nie jestem taką super mamą jak wszystkie wokół, bo czasem jestem egoistką i nie poświęcam wszystkiego dla dziecka. Dobrze,że mówisz o granicach, o mówieniu nie, bo tamten post chociaż był ok przedstawiał nieco sielankową wizję rodzicielstwa. A PRZECIEŻ WIEMY JAK JEST, SĄ GORSZE DNI, CZASEM KAŻDA Z NAS MA DOŚĆ, JEST NIEWYSPANA, ZNUDZONA, PODNIESIE GŁOS. Warto mówić o tym głośno, bo znużyło mnie ta wszechobecna “idealna matka polka” i dość mam już wyrzucania sobie,że ja taka nigdy nie będę. Pozdrawiam :)
P.s. Pisanie Capslockiem jednego ze zdań nie było zamierzone…po prostu nie ogarniam tej nowej czcionki :(
Co do dochodzenia do siebie po porodach… Ja rodziłam 2x sn i wokół było wiele kobiet po cc,które bardzo ciężko przechodziły przez pierwsze godziny po porodzie,jednej nocy zostałam wybudzona przez krzyk obolałej po cc kobiety,która błagała o morfinę:( Ale to nie znaczy,że nie może być tak jak w twoim przypadku! Nie neguję i uważam,że poród jakikolwiek by nie był to piękne przeżycie i przede wszystkim żaden z nich nie jest lepszy czy gorszy :) takie po prostu miałam akurat doświadczenia będąc na oddziale poporodowym. co do karmienia piersią… piiiioooona! mam mega podobne doświadczenia,odczucia… moja mama również niedługo po narodzinach mego pierwszego dziecka zachorowała na raka,był to dla nas wszystkich trudny czas… ale ogólnie do karmienia piersią podchodziłam całkiem podobnie,a wręcz identycznie jak ty. dobrze,że mamy wybór – chociaż w praktyce wiadomo jak to jest,szczególnie ze społecznością w okół,z żałosnym naciskiem…regułkami itd. Jednak ostateczny wybór należy do nas – matek – i tego się trzymajmy :) pozdrawiam czwartkowo!
Kurcze, od początku zaglądam, komentuje, utożsamiam się z Tobą, ale dzisiaj to już cię normalnie pokochałam no <3 te pierwsze 4 punkty mnie pozamiatały ! Powinna je sobie każda matka, która ma jakiekolwiek wyrzuty sumienia, wydrukować i nosić przy sobie, serio ! Ja bardzo długo miałam problem z zaakceptowaniem tego, że moja córka jest karmiona mm, bo miałam mleko , ale też deprechę, bo za nic w świecie nie sprawiało mi to przyjemności , tylko ból i cierpienie. Od początku śpi sama, bo ja też lubię się wyspać, a nie czuć nogi w brzuchu czy ręcę we włosach.
Całuję Cię mocno mamo makowa i mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane poznać cię osobiście :*
Tak odnośnie mówienia NIE. Gdy pracowałam w przedszkolu irytowała mnie pewna sprawa.
W przedszkolu istniały pewne zasady- zasad musieli przestrzegać wszyscy bez wyjątku. Dzieci doskonale znały te zasady ale wiadomo, że zdarzały się sytuacje nieprzestrzegania regulaminu. Tysiąc razy byłam w sytuacji gdy dziecko próbowało wymusić na mnie ugięcie regulaminu lub sprawdzało moją wytrzymałość. Pomimo tego, że pozwalam na wiele to twarda ze mnie sztuka i raz powiedziane NIE nie podlega dyskusji.
Irytowały mnie matki przychodzące z pretensjami, że nie pozwoliłam na coś dziecku a dziecko chciało. Ok, może w domu mama pozwala kolorować po ścianie lub obcinać włosy lalką (sama bym nie zabroniła) ale przedszkole to miejsce gdzie zabawki nie należą do jednego dziecka a do ogółu. To jak wytłumaczyć ową sprzeczność dziecku? Skoro jego mama uważa, że w przedszkolu może robić to samo co w domu a pani zwyczajnie się ‘czepia’?
PS. I tak długo karmiłaś piersią ;)
Co o czym piszesz, będzie moim oddzielnym wpisem.
Bo to jest dramat i matki i dziecka i p-kola, kiedy trafia do niego dziecko wychowywanie bliskościowo czy naturalnie (jak zwał tak zwał). Dramat na który żadna ze stron nie jest gotowa. Byłam tam (z Makiem, ofc) i to także opiszę…
Dzięki za sygnał :*
PS- Nie? Sama jestem w szoku ;)
Mój pierwszy komentarz!:) Czekam bardzo na ten wpis o przedszkolu, bo zdaje się, że właśnie przechodzę przez podobne do Twojego doświadczenie z moją 3,5 latką. Czytam was od dawna i darzę dużą sympatią, a ostatnie wpisy – chapeau bas!
A ja jestem załamana, że wychowujące nasze dzieci panie piszą “lalką” zamiast “lalkom”.
Część pierwsza dała mi duuuużo do myślenia, z częścią drugą całkowicie się zgadzam i “uprawiam” :)
Dodam tylko, że rodziłam moją dwójkę naturalnie i karmiłam piersią oboje bardzo długo – ale nie to jest najważniejsze, tylko to, że robiłam to z WŁASNEGO wyboru. Akurat mój przypadek jest “pochwalany” przez społeczeństwo i jest mi łatwo, a domyślam się jak czasami czują się mamy, które rodziły czy karmiły inaczej dlatego tak ważny jest Twój głos (rozsądku) w tej sprawie :)
Napiszę tylko jedno. mam tak samo, czyli nie jestem inna, dziwna. dziękuję.
A ja bym poruszyła jeszcze jedną kwestię. Kiedy zacząć dziecku mówić nie. Moja Hanka ma niecałe 5 miesięcy i choć wiem, że moje zabranianie ma w nosie to próbuję. Sytuacje banalne, nie gnieciemy łapami kwiatków w domu, nie ciągniemy psa za sierść i mężu kochany nie bierzemy dziecka do łóżka, to ciągle słyszę, że małemu dziecku nie wprowadza się zakazów. Intuicja, wolność, ale i empatia. Wkurza mnie, gdy mówiąc niemowlakowi nie, a wszyscy patrzą na mnie jak na zła matkę. Mówi nie, to pewnie nie kocha. I choćbym w takich sytuacjach powiedziała, że moje dziecko ma wiele swobody np. odnośnie jedzenia i niejedzenia, formy spędzania czasu to i tak na pierwszy rzut oka widać moje stanowcze nie. I nie ważne, że jestem z tych na tak.
Podoba mi się wpis o karmieniu piersią- ja rownież miałam z tym ogromne problemy, karmiłam córkę przez 4,5 m-cą, w 90% było to tak bolesne! ze płakałam! zaciskałam zęby, itp. Bardzo ciekawy wpis, tak jak poprzedni daje do myślenia. Od wtorku cały czas zastanawiałam sie, widząc jak mój 2,5 synek wchodzi na szafkę, co Ty w takiej sytuacji byś zrobiła: patrzylabyś ze spokojem i myślała “niech ma trochę luzu, nie będę mu wszystkiego zabraniać”, czy raczej powiedzialabyś “uważaj bo spadniesz!”. Do wtorku mówiłam to drugie i kazałam mu schodzić, a teraz się waham… ;-) to taki błahy przykład tego, jak ten wtorkowy tekst zaczyna zmeńiać moje myślenie. Dziękuję:-)
Gdybym umiała w sensowny sposób przedstawić swoje odczucia i myśli w formie pisanej to dokładnie to samo bym napisała. Dziękuje
Czytając nachodzi mnie jedno pytanie – Czy naprawdę są osoby którym trzeba tak logicznych wywodów? To o czym piszesz, wydaje mi się tak normalne i naturalne jak chodzenie do toalety. Prawda, 100%.
już jakiś czas temu nauczyłam się nie zwracać uwagi co myślą inni!! praktycznie pierwsze dwa lata bycia mamą to ciągle się zastanawiałam czy ja robię dobrze mimo że serce i rozum tak mówiły . Ale z każdej strony bombardują nas metodami wychowawczymi i innymi duperelami , że niby tak będzie lepiej.
Trzeba śmiało uwierzyć w siebie i swoje możliwości . Nie cierpię czytać i słuchać wywodów że trzeba rodzić naturalnie karmić piersią i gotować zupę.
Każdy robi jak uważa za słuszne , i wszystkie te genialne wywody wpędzają kobiety w depresję
Dobry tekst :) Jak wiekszosc ostatnio :) pozdrawiam
Mam bardzo podobne zdanie w prawie wszystkich aspektach, które poruszyłaś. Jedynie z porodem u mnie wyszło tak, że był sn, ale bez żadnych komplikacji, nacięć czy innych tortur. Miałam dwie dawki ZZO i poszło sprawnie (ups, nie umierałam z bólu więc pewnie nie wiem co to poród). Ale wracając do rzeczy – też uważam,że stawianie wyraźnych granic, w ramach których jest sporo wolności jest mega ważne. A RB mnie przeraża w tym kontekście, że ktoś musi przeczytać, by dowiedzieć się, że warto przytulać dziecko i okazywać mu czulość. Z drugiej strony ktoś taki nie umie wyznaczać granic i gdzieś gubi intuicję.
jejku, myślałam, że tylko dla mnie karmienie piersią nie było super przyjemne. Również karmiłam krótko i tylko ze względu na dobro Młodej. Gdyby nie ten aspekt, rzuciłabym to w cholerę szybciej. Nie widziałam w cieknących (wybacz okreslenie;) cyckach nic pięknego.
Kilka razy aż podskoczylam podczas czytania-ja mama,która miala cesarke na zyczenie ,a po przejsiu zapalenia piersi odstawiłam z ulgą dziecko od piersi-i wtedy zaczeło sie moje macierzyństwo spełnione,szczęsliwe.Przespane noce,dobry humor,siła i energia na zabawy,włoczenie się caly dzien z wózkiem,wozkiem,i mozliwosc wyjechania bez dziecka na dluzej niz 3 godziny.
dziękuję za ten tekst.Mój numer 1 niestety nie działał tak jak powinien ,może dlatego było mi potrzebne przeczytaie że ktoś miał tak samo jak ja,a dzieciaczki wyrosly jak ta lala ;)
PS.Też wolałam nosidełko.”Idea, jest dla człowieka, a nie człowiek dla idei”-najważniejsze słowa z tego tekstu….
PS.2.Proszę o zmianę czcionki-zaczełam pisać komentarze,ale czuje się jak kret-nie widzę do końca co piszę….
Napisze komentarz, choć rzadko to robie ;) myśle, że pod takimi wpisami doczekasz się więcej komentarzy. Je sie po prostu o wiele lepiej komentuje:)
Ale do rzeczy. Podobają mi się te wpisy bardzo, bardzo.
Podobają mi się zdjęcia z poprzedniego wpisu, ktore nie są zrobione w super estetycznym i fotogenicznym miejscu. Wiesz, ja zawsze wiedziałam, że te śliczne zdjęcia , piękne stylizacje i zawsze estetyczne otoczenie to głownie na potrzeby bloga, ale fajnie, ze pokazałaś, że bywa też inaczej.
Podoba mi się to w jaki sposób wychowujesz dzieci. Mam naprawę bardzo zbliżone poglądy, czym doprowadzam np teściów do rozpaczy. Oni nie potrafią zrozumieć nawet tak prostej rzeczy, że 3,5latek może w tym momencie nie mieć ochoty na noszenie, a ja ” staje po jego stronie”
Podoba mi się to co piszesz o rodzicielstwie bliskości. Ja tez jestem po cesarce, przed kolejną, juz po 3 miesiącach karmiłam mm, a do chusty się nie mogłam przekonać. I nie uważam, że przez to moje macierzyństwo jest gorsze. Myśle nawet, że woim przypadku jest lepsze :)
Lubię jak piszesz o Was, pamietam jak pisałas o tym jak organizujesz sobie czas, o tym że masz fajnego męża, który nie wymaga codziennych obiadów. Ja tez takiego mam;) a moja sąsiadka co chwilę nad nim płacze jaki to on biedny :)
Podobają mi się te teksty chyba dlatego, że nie wchodzę tu oglądać ciekaweych stylizacji, ale “podglądać” fajną rodzinkę.
Yes, yes, yes, podpisuję się pod cz. 1 i 2 rękami i nogami !!! Mniej więcej staram się właśnie przenosić wszystko to na córki – intuicyjnie, a ty mi to teraz tak ładnie opisałaś i cieszę się, że są takie matki, które nie robią wszystkiego pod czyjeś dyktando :)
ps. apropo karmienia – Pierwszą córkę karmiłam 6 miesięcy, a drugą 7 miesięcy – eleganckie babki urosły :)
Generalnie zgadzam sie ale… nie moge zniesc jednego: dziewczyny! Nie wmawiajcie innym, ze cesarka to takie cudowne rozwiazanie! Przeczytajcie artykuły z opiniami specjalistow, zapytajcie swego ginekologa. Oczywiscie nie dotyczy to przypadkow, kiedy cesarka jest konieczna ze wzgledow medycznych, ale w kazdym innym porod sn jest o wiele korzystniejszy i dla matki i dla dziecka. Wlasnie dziecka! Sn daje dziecku oswojenie z flora bakteryjna, wplywa na jego odpornosc a takze psychike (dziecko ma swiadomosc, ze sie rodzi i czynnie w tym uczestniczy, nie jest “wyrwane” ze znajomego srodowiska), wiele argumentow mozna przytoczyc. Sama rodzilam sn, mialam ciezki porod, ale nigdy swiadomie nie zrezygnowalabym z niego. Poza tym w polsce nie istnieje “cesarka na zyczenie”, wiec takie przypadki sa po prostu lamaniem prawa, no chyba ze w prywatnej klinice to sie nie czepiam;-)
Co do pozostalych punktow i poprzedniego tekstu zgoda! Najwazniejsze kochac, kochac i byc blisko.
Zgadzam się z Tobą w 100%
każdy lekarz profesor ci powie, że cesarka jest lepsza dla dziecko, gorsza dla matki. przy planowanej komplikacje są praktycznie równe zeru. nie ma podduszeń, niedotlenień. Nie rozumiem jak można ryzykować życiem dziecka dając przeciskać mu się przez kanał rodny. to nie średniowiecze. ja miałam 2x cc z wyboru, extra sprawa.
Dziękuję za kolejny dobry tekst. jak widać po ilościach komentarzy, dobry tekst sam się obroni, nawet zdjęć nie potrzeba. Też wybrałam cc, też krótko karmiłam piersią , też nie śpię z moim dzieckiem. Ale nigdy nie zauważyłam, że moje dziecko przez to jest mniej szczęśliwe. Zadowolone i uśmiechnięte mamy to zadowolone, uśmiechnięte dzieci:):)
Fajny tekst- zawsze się zastanowiałam jakie jest twoje zdanie w tych kwestiach :) a może jakiś wpis jak odpieluchowałaś Maczków? Jestem na tym etapie i tracę nadzieję :(
fajny wpis i z wieloma punktami sie zgadzam np. z tym zee ja sama za dlugo mordowalam sie dla idei kp i karmilam mieszanie choc nie wychodzilo mi to na zdrowie fizyczne i psychiczne.
Zwrocilas uwage na to, ez bac sie nie mozna dzieci i ich placzu – powinnam dac to do przeczytania babci, bo ja bylam niemanipulujacym aniolem ale moje dziecko nie wdalo sie we mnie i uklad babcia-wnusia czasem fatalnie funkcjonuje.
Ni zgadzam sie jednak, ze porod sn to takie ciezkie dochodzenie do siebie, lezalam na sali z takimi po cesarce i naprawde malo samodzielne byly w przeciwienstwie do mnie. Grozila mi cesarka, obejrzalam sobie filmik (takie mialam zboczenie w ciazy zeby ogladac filmy z porodow) i jednak sn wygral i na szczescie w trybie last minut dziecko obrocilo sie glowa na dol i urodzilam po ludzku, mialam supe polozna
A zalinkowany filmik z chlopcem walacym wozkiem jest odegrany, matka nie jest bezradna tylko popycha dziecko wyraznie do dzialania, to widac, film byl nagrany na jakis festiwal filmowy, to nie scenka z zycia.
“Po ludzku”? Cesarka to nie jest “po ludzku”? O.o
jednak ludzi organizm z natury jest stworzony do rodzenia sn, rozcinanie tkanek i cala ta operacja dla mnie nie wygladala “ludzko”.
Pojac nie moge dlaczego niektorzy cesarke uwazaja za cos “”lepszego w sytuacji kiedy nie ma medycznych przeciwskazan do sn.
zastanawiałam- literówka
Dokładnie, zgadzam sie! Poprzedni post super, ten z nim komplementarny. Granica są zachowania ingerujące w przestrEn innych osób. Nie można rodzicielstwem bliskości tłumaczyć pozwalania dziecku na wszystko. Lampka powinna sie zapalać kiedy rodzic nie jest w stanie zapanować nad własnym dzieckiem. .. Tez rodziłam przez cc i nie czuje sie gorsza matka ;-) fajnie sie Ciebie czyta Marlena!
duży szacunek za ten tekst. też znam wiele matek, które dla idei szarpią się, próbując dopasować do wyczytanych schematów, walczą z sobą, z dzieckiem i ciągle mają wyrzuty sumienia – a to karmienie nie wychodzi, a to cesarka to nie poród, a to noszę za mało i co ze mnie za matka skoro wychodzę z pokoju i dziecko w ciągu 5 minut mi zasypia, a koleżanka ze swoim leży przez dwie godziny? a tymczasem macierzyństwo może być piękne, może dawać dużo satysfakcji i naprawdę można w tym całym szaleństwie znaleźć mnóstwo czasu i miłości dla dzieci, ale także dla siebie i partnera. i pisze to matka bliźniąt.
Dzięki MM za ten tekst! Miałam cesarkę (co prawda nie na życzenie, ale kolejną bezwzględnie sobię zażyczam;)), bardzo krótko karmiłam piersią, synek od początku śpi w swoim łóżeczku, a od 7 m-ca życia w swoim pokoiku. częste noszenie mojego – już prawie – dwulatka wywołuje u życzliwych doradców wzrok pt. “Noś go nooś, rozpieść dzieciaka, zobaczysz jaki będziesz miała później problem!” to wszystko plasuje mnie oczywiście w grupie matek “grzesznych”, fajnie jest poczuć, że ta grupa nie jest taka wyludniona ;)
Podpisuję się pod wszystkim co napisałaś :)
P.S. Co do chrapania,to myślałam, że tylko ja jestem taka bezwzględna wobec mojego mojego męża :)
Podpisuję się pod wszystkim co napisałaś :)
P.S. Co do chrapania,to myślałam, że tylko ja jestem taka bezwzględna wobec mojego mojego męża :)
A ja napiszę, że trochę mi wstyd i żal, że ktoś, gdzieś (np. na forach) kreuje taki obraz rodzicielstwa bliskości, który zahacza od fanatyzm i sprawia, że ktoś może czuć się “bardziej rb” albo “mniej rb”, bo nie spełnia któregoś z punktów. Rodzicielstwo bliskości nie działa na zasadzie wszystko albo nic i jest niczym innym jak miłością i intuicją, o której piszesz. Filary, te wymienione od porodu po noszenie, to tylko dodatek, nie istota. Bo istotę stanowi bliskość, po prostu.
i jeszcze coś :) tak, równowaga i trzymanie granic są szalenie ważne i warto też o nich pisać, bo nie wiem skąd jest przedziwne przekonanie, że w rodzicielstwie bliskości ich nie ma (a to przecież jeden z filarów, podstawa).
Trzy razy rodziłam naturalnie i błagałam los, żeby nie było inaczej. Karmić karmię ile się da (maks rok;D). A co do dyscypliny, to powinny przysługiwać obowiązkowe darmowe warsztaty dla rodziców w tym temacie, bo czasami albo serce pęka albo krew zalewa z bezradności niektórych dorosłych.
Mam po dziurki w nosie te wszystkie co musisz, a czego nie. Ja ewentualnie mogę, jak chcę! Dopóki nie krzywdzę mojego dziecka, kocham i szanuje je, nikt nie ma prawa mówić co mam robić. No chyba, że sama poproszę o radę:-). Pozdrawiam i idę poszperać w archiwum, bo “rozciekawiłaś” mnie ;D
Cieszę się, że znów piszesz jak dawniej (albo lepiej). Temat bardzo ciekawy i świetnie ujęty. Zgadzam się z Tobą w zupełności i od dwóch lat wychowuję w ten sposób córkę. Jestem mamą egoistką;) Znajduję czas na własne pasje i babskie wyjścia z przyjaciółkami. Równocześnie potrafię wtedy docenić każdą chwilę spędzoną z mają małą:) Dzięki temu Nie jestem mamą zmęczoną macierzyństwem ale taką, która uwielbia być matką i czerpie z tego mnóstwo radości. Mam wspaniałą córkę: mądrą, zaradną , zawsze uśmiechniętą i szczęśliwą. To daje mi pewność, że jestem najlepszą mamą na świecie i nikt mi nie wmówi,że jest inaczej:) Przeczytałam mnóstwo książek na temat wychowania dziecka, ale to intuicja mówi mi jak należy postępować. Niestety ze zdziwieniem obserwuję, że moje podejście nie jest powszechne. Wiele matek za bardzo poświęca się dla dziecka, kosztem siebie. I właśnie dla nich sĄ TAKIE TEKSTY JAK TEN. Żeby pokazać im, że jest inna droga- łatwiejsza, a równocześnie korzystniejsza zarówno dla nich samych jak i dla dziecka., że nic nie muszą.
Prawda jest jednak taka, że dużą rolę odgrywa tu szanowny tatuś. taki, który angażuje się w wychowanie dziecka i i z którym możemy dzielić obowiązki, troski i szczęścia rodzicielstwa.
Przepraszam za błędy, ale nie ogarniam tej czcionki;)
A ja rodziłam naturalnie, noszę dzieci ile wlezie, śpię z nimi i karmię piersią dwójkę, w tym synka już 18 m-cy i jestem z tym wszystkim szczęśliwa :) ale nie czytam żadnych poradników, robię to co czuję, że dla mnie i dla dzieci moich najlepsze i najważniejsze, mój mąż w tych kwestiach ma to samo zdanie, bo myślę, że to też jest ważne.
Mialam nie komentowac, ze wzgledu na temat – tekst suuuper, ja jestem prawie jak Twoje odbicie w tym temacie Marlena, dlugo by pisac, ale… Komentarze i mnie “podjudzily”
MM genialny tekst który moim zdaniem jeszcze bardziej Cię uczłowieczył :p.
ja karmić naturalnie nie chciałam ale panie piguły “przekonały mnie”, potem jakoś się przyzwyczaiłam i nawet polubiłam. A rodziłam ze znieczuleniem i pewnie dlatego poród wspominam wspaniale bo szybko doszłam do siebie i mogłam cieszyć się Maleństwem w pełni sił.
a co do wychowania, to podobnie jak u Ciebie: tłumaczenie, najlepiej na przykładach i stawianie granic a raczej asertywność. Dzięki temu regularnie słyszę jakie mam mądre, usłuchane i rozsądne dziecko, które nawet jeśli coś zbroi to z własnej woli przyjdzie i przeprosi.
i najbardziej podoba mi się cytat ” idea jest dla człowieka a nie człowiek dla idei” o czym większość mam często zapomina.
<3
Uwielbiam Twoje wpisy :) szczególnie takie,informacje,porady,wskazówki. Dziękuję :*
Ja mam identyczne doświadczenia z cesarką, jak Marlena. 12 godzin musiałam leec plackiem z powodu znieczulenia, więć nastawiłam budzik w telefonie i równo po 12 godzinach wstałam. Położne wpadły w popłoch tylko, bo była 3.00 w nocy ;)
Pospacerowałam, położyłam się spać, rano wstałam już bez problemu i poszłam pod prysznic, zajmowałam się dzieckiem, nikt nie musiał mi pomagać. Ból po cesarce jest, bo trudno, żeby pokrojony brzuch nie bolał, ale poza takim znośnym bólem, nie było żądnych innych niedogodności.
Tydzień po cesarce byłam u ginekologa i powiedział, że mam się unieść jak do robienia brzuszków, bez problemu to zrobiłam, mięśnie poprzeczne brzucha miałam tylko w niewielkim stopniu poprzecinane.
W zasadzie po tym tygodniu od operacji nie czułam nic, co by wskazywało na fkt, że miałam jakąs operację.
Makowa mamo naturalnie karmiłam tylko miesiąc, to był najgorszy miesiąc mojego bycia matką, najtrudniejszy, pełen żalu, łze, niepewności, wyrzutów sumienia…Borys miał zaburzony odruch ssania, już w szpitalu mi o tym powiedzieli, przystawienie go do piersi to był koszmar, on płakał i nie umiał ssać, ja załamana, że dziecka nie umiem nakarmić, koszmar. Odciągałam pokarm, ale laktator nie pobudzał laktacji tak, jak dziecko i pokarmu było za mało. Przeszłam na MM, znalazłam jeden typ butelki, z którego moje dziecko umiało jeść i tak skończył sie koszmar pierwszego miesdiąca.
Pozdrawiam!
Wychowanie małego człowieka jest niezwykle trudnym i odpowiedzialnym zadaniem. Ogromnie dużo zależy od rodziców i od tego w jakim stopniu zdają sobie z tego sprawę.
Bardzo ciekawy i inspirujący tekst.
Pozdrawiam :)
Świetny post, będę częściej zaglądać na tego bloga, pozdrawiam :)
Oj, nie polubią Cie za ten wpis fanatyczki z bloga Hafiji i itp., oj nie ;) No jak w ogóle śmiesz pisać, ze dzieci na mm mogą być mądre, piękne i całkiem zdrowe? No jak, się pytam? :)
Marlena, “kupiłaś mnie” już dawno. Za ten wpis Cię pokochałam!
Pani Droga Makowa ;) Nigdy nie komentowałam, podczytywałam, oglądając głównie fajne dziecięce ciuchy, ba, nie do końca zawsze lubiłam i zgadzałam się z Twoimi poglądami! Ale po dzisiejszym wpisie zyskałaś wierną czytelniczkę – “równa” z Ciebie Kobieta. Czuję dokładnie tak samo, ale moje zdanie zwykle spotyka się ze zdziwieniem innych mam… Albo co najwyżej z próbami pocieszania (?) w stylu “ale nie czuj się złą matką, że nie chcesz/nie możesz karmić/nosić/spać…”, albo “spróbuj jeszcze raz…”. Nie, nie czułam się ani przez chwilę złą matką ;)