Piękne życie z instagrama

Od kilku dni Polska żyje skandalem z udziałem polskiej influencerki Oliwii P. Chyba nie ma w kraju osoby, która nie słyszałaby o jej obrzydliwym zachowaniu w stosunku do maleńkiej Nelki. Trochę wstyd obecnie nazywać się ‘blogerką parentingową’. Jeszcze przez jakiś czas skojarzenia będą nieprzyjemne.
Dla tych, którzy jednak przez ostatni tydzień przebywali na Marsie, szybki skrót – Oliwia P. poznała swojego partnera na portalu, na którym śliczne laski szukają bogatych mężów. Pobrali się raz – dwa, a on obiecywał jej życie w luksusie. Niestety, już w pierwszym miesiącu zapłodnił swoją lalunię (która miała ważyć 45 kg, aby podobać się wybrankowi). Dziewczyna nie chciała dziecka, ale przkonana pieniędzmi, i torebkami Louis Vitton czy Gucci, zgodziła się na ciążę. Jako bulimiczka, w ciaży starała się nie przytyć, najlepiej nic i ukończyła ją ponoć jako 54-kilogramowa przyszła ‘mama’. Obraz ich dalszego życia to pasmo koszmaru- Oliwia ‘zepsuła’ się w czasie produkowania Nelki, o czym wspaniały małżonek asap ją poinformował i zaczął chadzać na luksusowe dziwki (a żonie podsyłał nagrania ze schadzek). Miał ją też odciąć od kasy. Oliwia nie pozostając dłużną demolowała ich liczne apartamenty i samochody oraz – teraz najgorsze – znęcała się nad maleńką Nelką.
Ok, patologii w tym kraju nie brakuje. Dzień jak codzień.
Masa blogerów zaczęła wypowiadać się w temacie broniąc którejś ze stron. Nie uczynię tego, mając świadomość, że partnera ma się takiego, na jakiego się w danej chwili zasługuje, a obydwoje wyglądają na ludzi z głębokimi problemami psychicznymi. Liczę na to, że małoletnią zadba państwo i znajdzie jej dobrą opiekę. Najlepiej nie rodziców.
A czym więc ja tu dziś piszę? O drugiej stronie ich życia.
Mąż Oliwii to biznesmen… chyba, bo nic o nim nie wiadomo, ale pieniędzy im raczej nie brakuje. Oliwia zaś była .. khym khym, nie przechodzi mi przez gardło ‘blogerką’, choć nigdy w życiu przed aferą o niej nie słyszałam. Imho była instagramerką, ewentualnie influencerką. Anyways, śliczna mamusia z dzieckiem wyginająca się na instagramie do zdjęć, codziennie to w innej stylizacji w otoczeniu drogich gadżetów- torebek, wózków, markowych butów. Obraz idealnego macierzyństwa –> TU, bo jak powszechnie wiadomo tak właśnie wygląda mama roczniaka tuż po przebudzeniu. Profil Oliwii zniknął i nie widać tego co jest najsmutniejsze – 40 tysięcy obserwujących, dziesiątki tysięcy komentarzy zachwytu – “wspaniała mamusia”, “idealna figura po porodzie”, “cudowne macierzynstwo”, “wspaniałą rodzinka”. Obserwujący piali z zachwytu nad … bulimiczką z borderlinem, mówiącą do dziecka “je** ku** śmieć”, “żebyś zdechła”, odpychającą małą rozgrzaną lokówką. Z mężem, który od pierwszego dnia robił ją po bokach. Z całą tą patologiczną otoczką. Ale w social mediach- ideał.
Ile razy rano, po przebudzeniu zaczęłyście scrollować instagram, żeby po 5 minutach doznać permanentnej depresji? Wszyscy ci ludzie z bajecznym życiem, a ty w rozciągniętym dresie i w tłustych włosach. Wszystkie dzieci idealne, zawsze czyste, a twoje z gilem po pas i dziurą na kolanie? Wiem, że jestem częścią tej machiny. Ale od lat staram się ten mit odczarować, mówić Wam wprost, że to jest – w przypadku wielu fajnych, normalnych, blogowych rodzin – część życia, za którą jest zwykła codzienność, lub – jak w przypadku Oliwii, i tysięcy innych laluń – wydmuszka. Poza, nie proza życia.
Co roku dostajemy raporty jak negatywnie oddziaływuje na ludzi wpływ social mediów. Ten niedościgniony ideał wakacji, wczasów, luksusowego życia i bajecznej urody. Dziewczyny (i chłopaki), od dziś, zawsze, kiedy przejdzie Wam myśl, że cały świat ma lepiej, a Wy najgorzej, przypomnijcie sobie o Oliwii. I nie, nie każdy będzie skrajną patologią, ale tam za szybką są ludzie z problemami takimi, lub innymi, ale problemami. Przez 6 lat poznałam masę blogerów i uwierzcie mi na słowo, nie zawsze jest tak jak na obrazku. Dziewczyny z depresją, po próbach samobójczych, pokazują Wam świat absolutnej sielanki. I nie, nie ma nic złego w chorobie, ale całkowita negacja swojego stanu i udawanie wiecznego high life’u to skrajność. Te wszystkie blogowe małżeństwa na skraju rozkładu, które pozują uśmiechnięte do zdjęć. Nie dajcie się w to wrobić. A co najważniejsze, nie dajcie się stłamsić i zdołować temu instagramowemu idealnemu światkowi.
Uparcie będę nadal odczarowywać ten ideał u siebie. Choć uwielbiam fotografię, interior design, modę, to zawsze będę Wam głośno mówić, że to tylko część życia. Dodając idealne zdjęcia z sesji, za ekranem siedzę właśnie w piżamie, mimo, że dochodzi 10. Nie mam makijażu, a włosy mam związane w kucyk. Nos czerwony jak po bliższym spotkaniu z Duchem Puszczy. Pół nocy wysmarkiwałam oczy, kiedy mój mąż kursował do Lenki. Tak, wciąż woła w nocy. Musieliśmy ją też przekupić, żeby w ogóle pojechała na dzisiejszą wycieczkę szkolną. Bywa, że krzyczę na dzieci, rozwodzę się przynajmniej raz w tygodniu. Często mam pełen zlew nieumytych naczyń. Czasem nic mi się nie chce i oglądam Kardashianów. Jestem zwyczajna do skraju możliwości. A instagram to część mnie. Po prostu ta jedna, najlepsza ;). Pozostaje jeszcze 49 shades od Marlena ;)
Bardzo ładnie napisane na ważny temat. Każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony i nie ma w tym nic złego ale nie zapominajmy, że są dwie strony medalu. Bardzo popieram 🙋🏼♀️
Do tej pory instagram był tylko ikonką,odwiedzaną z rzadka, w moim telefonie,ale po nagłośnieniu tej afery poświęciłam dobre pół godziny na przejrzenie najnowszych zdjęć. Przeraziłam się. Wszędzie idealne życie, idealne wakacje, młodość i absolutnie fit figury. Niewiarygodne jak silnie poczułam złość i smutek,że przecież moje życie tak nie wygląda. Szybko jednak przyszło otrzeźwienie. Hola hola – nie dajmy się zwariować. To jest tylko wykreowany wizerunek. Nie wierzmy w te cudowności. Spirala która szybko zaciśnie się Nam wokół szyi.
No cóż czasami tak już jest..
Nie mam instagrama i nie zamierzam mieć. Nie mam czasu, chęci ani potrzeby epatowania zdjęciami ani oglądania zdjęć innych ludzi – ja się ledwo wyrabiam z ogarnięciem domu po przyjściu z pracy ;) Nie kręcą mnie też te ustawiane, przerabiane zdjęcia jakichś tam laluni, o których istnieniu nie mam pojęcia. Może i jestem dinozaurem, ale dobrze mi z tym. Lubię prawdziwe, naturalne życie. Widok lasu za oknem, widok moich nieidealnych dzieci i męża. W mojej pracy zawodowej codziennie stykam się z zagadnieniami przemocy i wiem, że patologia nie jest zarezerwowana wyłącznie dla “biednych”. Przemoc jest wszędzie, w tych “dobrych” domach też.
Drażni mnie tylko ta dzisiejsza moda na bycie znanym bez powodu, to jest jakaś choroba cywilizacyjna. Co to daje? Ano wiem już, pieniądze.
Nie obraź się proszę, ale w jaki sposób odczarować? W moim odczuciu pełno u Was cudownych zdjęć i pięknych klimatów, ale prozy życia nie (mówię oczywiście w kontekście zdjęć) :) dlatego też wiem, ze w wysokim stopniu są to zdjęcia “na potrzeby” i wcale się nie dziwię, ja osobiście absolutnie nie kupuję “słodkiego” macierzyństwa bo zanm je od podszewki za dobrze :D
Aniu to koniecznie zapraszam Cię na nasze instastories. Zobaczyłabyś mnie wczoraj smarkającą w dresie. Pijącą w POŁUDNIE grzane wino z moją przyjaciółką.
Dziś możesz zobaczyć mojego chorego ŚMIERTELNIE :P męża, Lenkę, która zbija mnie z tropu. Zawsze jest tam tak codziennie jak być może. Myślę, że jeśli ktoś chce mnie poznać to włąśnie tam jest to miejsce. I jak już tam mnie się nie polubi to nie ma nadziei ;)
hehe faktycznie z instagrama nie korzystam zbyt często :) inna sprawa że prozę życia można u Was poczytac :) jestem od dawna ale sie nie ujawniam :D i wiem że fotki zawsze były piekne
Jestem od niedawna na insta grami, ale też zauważyłam, że insta gram swoją drogą, a życie swoją i jeżeli ktoś nie odróżnia tego i żyje w iluzji to później jest rozczarowanie i żal.
Sama mam koleżankę która pozuję na Instagramie z najdroższymi torebkami a na każdą z nich bierze kredyt.
Mówisz, że chcesz aby czytelniczki miały świadomość, że blog to nie 100% Marlena, jednocześnie nie zauważyłam innych niż te perfekcyjne zdjęcia. Nie wszystkie panie Cię czytają, część tylko ogląda, więc myślę że im trzeba pokazać, a nie opisać, że czasem bywa inaczej.
instastorys, kochana- dres, smarki i pełen zlew ;)
Niestety, lub stety nie korzystam. Pozostaje mi tylko wierzyć na słowo.
Zgadzam się z przedmówczynią Ann, nie za bardzo kupuję te aspiracje do odczarowywania, i trochę powiało mi tu hipokryzją zwłaszcza, że pamiętam na instastorys jak mowiłaś raz: “nie pokażę się wam bo jestem bez makijażu”. A twarz bez tapety, zwykła, nierówna, zmęczona to jest właśnie normalność i codzienność, tylko wszyscy (oprócz Nishki:) na ig udają, że jej nie ma. Ja rozumiem, że fajnie się wstawia glamour zdjęcia i absolutnie nie ma w tym nic złego (pod warunkiem, że umie się odróżnić fikcję od rzeczywistości), ale i u Ciebie na profilu cała ta codzienność jest raczej wygładzona niż surowa, nawet na instastorys.
Hmmm trochę chyba nie zrozumiałaś treści tekstu. Jest on o tym, że Was nie okłamuję. Nie udaję kogoś kim nie jestem. Ja serio mam świetnego męża, ładny dom i cudowne dzieci ;).
Nie chodzę bez makijażu nawet do Biedronki.. bo nie lubię. Nie czuję się komfortowo. Więc nie, to nie jest dla mnie oczywiste, że chodzi się bez makijażu. Jako esteta i fotograf kocham piękne kadry więc nie rozumiem po co pokazywać na nich rzeczy nieestetyczne. Do opisywania codzienności używam słowa. Kadry pozostawiam khym khym sztuce ;)
Przepraszam Cię bardzo, ale też mam odczucie pokazywania przez Ciebie Marlenko idealnego życia, drogich wakcji, męża ze swiata marzeń. Czytam Cię od dawna i podobaja mi się tematy które poruszasz, choć bardzo czesto jednak czuje się, że ten “ Idealny świat” jaki pokazujesz jest nie realny. Może warto ludziom tutaj też pokazać prozę życia, bo wiele z nas nie ma istagrama, a czasu mało przy pracy na pełen etat, małych dzieciach, w miare zdrowym gotowaniu itd.
Pozdrawiam cieplo🙂
Hmmm no ja pokazuje opisuję prawdę, taką jaka jest. Natomiast jako fotograf kocham piękne zdjęcia. Mam jakieś potrzeby estetyczne i nie będę na zdjęciach pokazywała garów.
Ale jest w tym dużo prawdy, że moje życie w pewnych aspektach dla wielu jest idealne- mam piękny dom, dobre auta, świetne dzieci i naprawdę fajnego męża. Jednak pomiędzy tym wciąż jest proza- obiadów, dresów, tłustych włosów, chorób, kłótni i itp. Więc jest to prawda ale w mojej wersji. No nie napiszę tekstu o tym, że nie mam na chleb albo mąż mnie robi po bokach. To właśnie byłąby fikcja.
Marlena, To jest właśnie taka ironia, ze jak już Twoje życie jest ładne, po prostu i aż ładne, to innym sie wydaje, że jest udawane. A ono jest dostępne bo jest prawdziwe. A w “piękne ” i “mega ” historie na insta, jak z bajki lepiej sie wierzy, bo z założenia sa niedostępne i nie trzeba robić nic. Wystarczy zostawić w komentarzu och, ach, super, itp. I marzyć dalej. Jesteś bardziej realna niż setki innych. Lubię Cię czytać od bardzo dawna . Pozdrowienia :-)
Bardzo madry tekst – nie czuje potrzeby posiadania instagrama I ogladania “idealnego zycia ” co innego gdy jak w Twoim przypadku jest to czesc pracy ..Ale w przeciwnym razie po co tracic realne zycie na pozowanie?
Pozdrawiam
Oglądałam jej wywiad w uwaga po uwadze i zdecydowanie jej poziom jest zerowy. Niestety uważam, że samo szukanie męża na portalu, gdzie biznesmeni szukają ładnych żon jest poziomem żenującym…
Blog o modzie
Fajny wpis. Za takie najbardziej Cię lubię. Wiem że musisz też niekiedy pisać wpisy sponsorowane, ale właśnie dla takich jak ten wpis zaglądam do Ciebie. I cieszę się że się takie czesto pojawiają. Mądre. Normalne. Szczere.
Pozdrawiam!
Nie słyszałam o dziewczynie. Bosh, jak dobrze czasem pomieszkać na Marsie! xD
Masz rację, oczywiście.
Ludzie zapominają, że ładne obrazki to nie jest prawdziwe życie… Że to wirtual, nie real…