Pierwszy raz na lodowisku

z dziećmi
Po kilkuletnich obietnicach, długotrwałym spychaniu tematu w odchłań spraw ‘do zrobienia’, w sobotę, zupełnie spontanicznie, wybraliśmy się rodziną na łyżwy. “Rodziną” to wielkie określenie dla faktu, że jedyną osobą względnie poruszającą się na łyżwach, byłam ja, a Pan Tata miał zamiar okupować ławeczkę dla kibiców.
Jak zwykle w takich sytuacjach znacznie pomógł mi fakt, niedostatecznego przeanalizowania faktów. Spontan, to moje drugie imię, więc o godzinie 10:30, dwadzieścia minut po tym jak powyższy pomysł zalęgł się w mojej głowie, jechaliśmy już na lodowisko.
Plan był prosty…
Ok, ściemniam, nie było planu.
Stwierdziłam, że jakoś sobie poradzę, sama z dwójką dzieci (w wieku 6 i 3 lat), które po raz pierwszy staną (daj Boże!) na łyżwach. W końcu a) to moje dzieci, b) to moje dzieci. Musiały odziedziczyć po mnie zamiłowanie do szybkich akcji okraszonych dawką adrenaliny.
Gdzieś tam, na końcu jaźni ćmiły mi słowa przyjaciółki, która poszła na łyżwy (oddzielnie, ofc.. głupich nie ma.. oh wait!) najpierw ze swoją starszą córką (lat 5), a potem z młodszą (lat 3,5). Ponoć obydwie miały dość po kilkunastu minutach, zaś młodsza nie umiała stać na łyżwach nawet bez lodu.
Stłumiłam tą myśl w zarodku.
Pierwszy szok nastąpił już po wejściu do budynku przed lodowiskiem. Eeee, łaaat? Miliard, dosłownie, pierdyliard ludzi. Serio? Ktoś oprócz mnie miał tak genialny pomysł, żeby w sobotę o 10:30 jeździć na łyżwach. Łudziłam się, że będziemy sami. Cóż lesson nr. uno:
1. Sprawdź podstawowe dane
Ja ograniczyłam się do zerknięcia na godziny wejścia na lód. Mistrzyni researchu!
Warto dowiedzieć się ile średnio czeka się na bilet, potem na łyżwy, następnie oszacować czas ubierania butów (coś około 16 godzin) i przyjść odpowiednio wcześnie.
2. Plan to (nie takie znowu) zło
Bo na przykład jeśli masz plan, to mógłbyś się wcześniej dowiedzieć, że “kto rano wstaje ten pingwinka/misia/foczkę dostaje”.
Całe moje nadzieje na udany wypad, opierały się na tym, że wypożyczę (obecne na większości lodowisk) ślizgaczo – pchacze dla maluchów i jakoś ich sama ogarnę. Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy się okazało, że powyższe się już skończyły i można sobie czekać.. na cud.
Ten nastąpił, bo jak to mawiają (generalnie wszyscy znający mnie) ludzie – mam więcej szczęścia niż rozumu. Jeden chłopiec zrezygnował ze swojego pchacza i byliśmy po części uratowani. To “po części” polegało na tym, że dzieci jeździły na zmianę. To które musiało czekać, płakało i potem zmiana ;).
Jazda bez ‘misia’ polega mniej więcej na tym, że katujesz swój kręgosłup i co minutę zbierasz dziecko z lodu, lub ciągniesz je w szpagacie. Fun, fun, fun! Rehabilitacja tuż po, zalecana.
Pchacze dla dzieci młodszych i tych totalnie początkujących – obowiązkowe! Szczególnie, kiedy masz dwie pokraczki na lodzie i to na raz!
Po kilku kółkach i próbach szło młodziakom już lepiej. Maks umiał jechać samodzielnie, ze mną za rękę, zaś Lena, dla zdrowia mojego i mojego kręgosłupa z pchaczem.
Oh! Nie powiedziałam wam najważniejszego. Małe dziecko jest niewystarczająco silne, żeby pchać misia/pingwinka/foczkę, więc musisz ciągnąć zwierzę z uczepionym z tyłu dzieckiem.
Teraz się zrelaksujcie i zwizualizujcie ten obraz:
Zgięta w pół, spocona jak szczur, ciągnę ‘misia’ do którego uczepiona jest Lena. Drugą ręką podtrzymuję fikającego salta, Maksa. Co chwilę schylam się, wypinając 4 litery do innych uczestników tego spektaklu i podnoszę z lodu, Lenkę. Cały czas bohatersko chronię obydwoje własnym ciałem, aby nie zostali potrąceni lub rozjechani.
Naglę podnoszę wzrok i cóż widzę? Wyszczerzonego PT, który w stylu hamerykańskim radośnie do nas macha i nagrywa filmik. Wrrrrr…
Ale wiecie co. Między Bugiem a prawdą, to było… rewelacyjnie! Wiem, tylko matka może tak podsumować opis powyżej…
Ale serio… dałam radę! Dzieci były przezachwycone! Wcale im się nie nudziło. Ba, one w ogóle nie chciały schodzić z lodu. Po 30 minutach jazda szła im całkiem sprawnie. Próbowały swoich sił w samodzielnym poruszaniu się na łyżwach. Same wstawały z lodu! Nie narzekały, nie było im za ciepło, za zimno, za głośno, nudno czy cokolwiek innego. Czerpały radość z jazdy. Z ciągłym uśmiechem na buźkach i zaciętością w próbach.
Więc co tam mój kręgosłup. I tak nie był w świetnym stanie.
>klik<
Podziwiam i zazdroszczę :)
Sama jakoś nie mogę się odważyć, zeby zabrać moją dwójkę
Aaaa no i u nas nie ma takich fajowych pingwinków ;) :D
Ja też nie wiedziałam, że u nas są. Może to od tego roku? ;)
podobno są specjalne łyżwy dla młodszych dzieci przypinane do butów :) Pewnie dla młodszej byłyby wygodniejsze niż standardowe :)
Powiem krótko: szacun! ;)
Ale się uśmiałam :) aż maz pytał co się dzieje ze się w głos tak rechocze… i jeszcze ten film ;) Podziwiam i pozdrawiam ;)
Czuję się taka.. obśmiana ;)
Ja ostatnio też wybrałam się na lodowisko ze swoimi dziewczynami (5 i 7). Pola jeździ na rolkach, więc na łyżwach szło jej rewelacyjnie, a Lena po 30 min zaczęła jeździć, bo najpierw miała technikę “dreptania”, tak jak na rolkach. Najgorsze jest to, że gdy dziecko upada to ciągnie mamusię razem ze sobą ;) Ale radość z wyjścia na łyżwy nie do opisania :)
Tego padania bałam się najbardziej jeżdżąc z Lenką bez pingwinka. Trzymałam ją przed sobą i mogą ją zgnieść nieźle padając ;)
Super! Moje Mlode (2,5) marzy o lodowisku. Musze kiedys sprobowac.
To za rok chyba ;). Nikogo młodszego od Lenki nie widziałam…
Jeeeesuuu ale Ty odważna jesteś!!!
Szczerze podziwiam!
Kobieto Ty masz talent do opisywania sytuacji, które mnie rozśmieszają do łez. Tylko człowiek zdrowo zdystansowany do siebie mógł napisać taki post :)
I wstawić taki filmik ;)
Bardzo fajna opowieść. U nas jest raczej odwrotnie – jeżdżę ja (tata), a mama jest sceptyczna. Ale z Marysią (obecnie 2 lata 4 miesiące) wybierzemy się pewnie dopiero w przyszłym sezonie. Chyba że jeszcze uda się w tym roku, tylko wtedy mamy nie może być z nami, bo jeszcze zawału dostanie :)
W jednym z kabaretów ktoś bowiem powiedział: dziecko można zostawić z mamą, można z babcią, nianią. Ale można i bez opieki, czyli z ojcem :)
W naszym związku to ja jestem… ojcem ;)
ja też myślałam o łyżwach, ale stanęło na sankach, przy okazji sama sobie odświeżyłam z górki na pazurki, ciągnie mnie na łyżwy, ale myślałam, że mam za młode dzieci, chyba jednak trzeba spróbować! uwielbiam łyżwy!
Strasznie grubo pobierane te Twoje dzieciaczki.
Czy to taki ubiór amortyzujący upadek? :-)
Hmmmm rozumiem ze “grubo” oznacza kurtkę/kombinezon? Pod spodem mieli tylko koszulki wiec żadne sie nie spocilo. Było raczej zimno.
Marleno a co to kaski- zwierzaczki mają Maczki? Wasze, czy wypożyczone na miejscu?
https://makoweczki.pl/jak-wybrac-rowerek-dla-starszaka/
Super! Gdzie dorwaliscie takie małe łyżwy? Nasz maluch “śmiga” na łyżwach tzw saneczkowych nakładanych na buty.
Bardziej chodzi niż jeździ. Chcemy normalne łyżwy !!! :)))
Wypożyczyliśmy. Lenka nosi rozm 26 a łyży były 27.
to fajnie, że się udało. Wszędzie gdzie chodzimy na łyżwy-najmniejsze 29 :( a my nosimy 25, stąd tez kupiliśmy nakładane na buty.
U nas była rozpacz, kiedy okazało się, że lodowisko dysponuje łyżwami od r. 27, pojechaliśmy na inne i dostaliśmy 26 (a Tosia nosi niespełna 25). Teraz czekamy na pierwszy wypad z saneczkowymi, zobaczymy, jak na nich pójdzie.
Co jest z tymi ojcami nie umiejacymi jezdzic na lyzwach?? Moj tez trzesie tylek jak galareta, wygladal komicznie uczepiony bandery;) Ja smigam bez problemu, ale to doswiadczenia z dziecinstwa. A i tak Cie podziwiam, ze pozwolilas swemu M siedziec na laweczce, ja bym nie miala tyle wyrozumialosci;)
ps. a czy nie ma u was lyzew specjalnycn dla malych dzieci? tylko ze moze lepiej od razu rzucic latorosl na gleboko wode, niech sie ucza!
Jakbym miała jeszcze jego z lodu podnosić, to bym już nie podołała ;)
Faktycznie wyglądałas dość zabawnie:) Miły początek ciężkiego tygodnia. Dziękuję:)
Chciałam się wybrać z moją, ale łyżwy dopiero od rozmiaru 27. Wy macie dla Lenki swoje? Czy wypożyczają tam takie małe?
Pozdrawiam:)
Wypożyczyliśmy, właśnie rozm 27, bo Lenka nosi but 26.
Uwielbiam Cię!!! :)))
Rewelacyjny wpis! Podoba mi się i opis i zdjęcia :)
A Lenka świetnie wygląda w kasku rowerowym, niedawno zastanawiałam się, czy mogłabym Synkowi założyć jego kas rowerowy na kucyka :D
A PT też ma extra wyczucie czasu i humoru, że wiedział kiedy kamerę wyciągnąć! Następnym razem spróbuj jego nakłonić, a sama z kawką stań z boku.
Taaak, upajająca wizja- PT na lodzie ;)
Ja trochę z innej beczki:-) Pisałaś kiedyś jakiego szamponu używasz do włosów Lenki ale za nic nie mogę tego znaleźć.
Mogłabyś podać nazwę?
A będzie, będzie w tym lub następnym tygodniu cały pościk nt. :)
Z chłopem wybrałam się na zimowy narodowy, po całkiem ładnej przerwie od łyżew :) i…….. było super1
polecam i dużym i małym. spotkaliśmy tam rodziców z dzieciaczkami ok 3 lat oraz dziadków po 70tce ;)
pingwinki i inne “wspomagacze” dla maluchów robią furorę, dzieciaki były przez to odważniejsze
dobra muzyka, fajna knajpka z grzanym piwkiem później ;)
i najważniejsze – uśmiech niezależnie od wieku !
ps.radzicie sobie nieźle ;) i wcale nie wyglądałaś jak wariatka
Moje ukochane lodowisko. Tam właśnie wykrzywiałam na potęgę swoje hokejówki.
A Ciebie oczywiście podziwiam! Teraz to i do Japonii dobę możesz sama z nimi lecieć;)
Ja łyżwy ubóstwiam, mój chłop pała do nich miłością odwrotnie proporcjonalną do mojej. Poobijał sobie tyłek raz i drugi i powiedział, że na lód już nie wróci. Ale żeby takie maluchy na lodowisko wypuścić – masz Matko odwagę! Jestem pełna podziwu i zazdroszczę Makom takiej szalonej Mamy! :)
hahaha, swietny opis, mam podobne doswiadczenie ale z jednym dzieckiem :D
Po pierwszym razie – zupelnie przypadkowym, niespelna 3latka zapragnela jazdy – ot jakis festyn, male lodowisko, lyzwy za darmo, myslalam ze za 5 min bedzie miec dosc. Dala sobie lyzwy sciagnac po godzinie i to tylko dlatego ze siusiu chciala. Mnie bolaly bicepsy przez 3 dni od podnoszenia i trzymania :D
Te zwirzaczki pchacze – porazka totalna – to sie ciezko pcha! To jedzie tylko jak jest gladziutki swiezy lod, poza tym to tez musialam ciagnac. Pochylona, masakra dla plecow. To juz woalam za reke trzymac. Ale z czasem bylo lepiej.
Z 5latka juz sobie sama pojedzilam – ona sama w swoim tempie, na tyle stabilnie ze nie musialam byc przy niej. Tloku u nas nie ma – ale trzeba isc w srodku tygodnia.
Szacun :)
Twój opis akcji rozwalił mnie, dobre , hehe!
Ja z kolei to taki spryciak byłam , że na pierwszy razy tylko dzieciaka na lód wypchnęłam, a sama udawałam, że go asekuruję. Po godz dawał już radę, więc na drugi raz ja ubrałam łyżwy i….tak mnie wciągnęło, że pod razu po zejściu z lodu (1 raz w życiu) pojechałam kupić łyżwy! Co prawda telepię się jak ten pingwin, ale do 40stki opanuję jazdę tak, że będę piruety walić :) :)
Chciałabym z moją się wybrać na łyżwy, żeby spróbowała wszystkiego, no kusi mnie to strasznie, tylko że ja nigdy w życiu nie jeździłam. A boję się, że pingwina mi by nie wypożyczyli. Zresztą, jakoś tak siara zapylać z pingwinem..
I jak zawsze można dzięki Tobie rozsiąść się w fotelu i przeczytać jednym tchem Twoje perypetie :) Relaks…..
Matki są takie TWARDE! :)
http://www.MartynaG.pl
My jeszcze przed i to ja odwlekam bo nie umiem jeździć. A nie wiem czy tata opanuje trójkę :P
Też niedawno byliśmy rodzinnie na lodowisku ;) Zbierałam moją 2,5 latkę co 10 sekund, bo przecież ona siama potrafi :) pingwinka nie chciała tknąć, przecież lądowanie na pupie jest lepszą zabawą :) Po pół godzinie potrafiła nawet zrobić na łyżwach 3 kroczki, ale kolejny wypad z nią na lodowisko zostawiam na przyszły sezon :) Mój kręgosłup drugi raz by nie wytrzymał :)
Ależ sie uśmiałam, mam podobne podejście do życia, klnę na czym świat stoji ale z usmiechem na ustach :)
moja siostra “zorganizowałała” mi wyjście z moim 3latkiem w najbliższą sobotę na lodowisko… o zgrozo ! nie miałam łyżew na nogach od urodzenia dziecka… więc tak licząc z ciążą ze 4 lata.. ech abym przezyła i oby moje dziecko przezyło i oby takie pchacze mieli… :)
http://www.wkawiarence.pl
ty pozytywna krejzolko :) opisujesz, jak nikt na świecie :)
Białystok, pozdrawiam:-)
Cieszę się, że spróbowałaś!!!!!BRAWOOOOOOO!!!!
Leżę w łóżku chora i schorowana i z ponad 38 gorączką obok mnie chrapie dwulatek z gorączką myślałam ze moj dzisiejszy FunDay juz sie skończył a tu powracam do tego postu i moje życie nabiera sensu , serio co do Pani ciężkiego ale pewnie jakże wspaniałego i dumnegooo dnia ja uśmiałam się po pachy nie ma takiego blogera/blogerki który każdy temat ujmie s tak odpowiednie słowa czy to ma być poważne czy śmieszne tym razem Leżę i kwicze hah nie wiem ale dla mnie każde słowo jest na swoim miejsu w każdym wpisue ♡♡♡♡♡ pozdrawiam ♥
Łyżwiarka zawodowa, a jaki kostium :) Pierwsza klasa
Wiesz co, uśmiałam się do łez :) Wczoraj wybrałam się po raz pierwszy ze swoją córką (3 lata) na łyżwy.. w sensie ona była po raz pierwszy, a ja nie jeździłam już ze 20 lat :)
w każdym razie było podobnie :)
ok, byłam z jednym dzieckiem, więc pewnie łatwiej, ale…
pingwinek-pchacz zaskoczył mnie swoim ciężarem, zrozumiałam, że młoda go nie popchnie samodzielnie.. oczywiście podobnie, jak u Ciebie, musiałam im pomóc :) kroczyłam zatem za dzieckiem, które trzymało pchacza (pan, który nam go wypożyczał zasugerował, żeby na początku stać za dzieckiem, dopiero później przenieść się na przód i ciągnąć tego pchacza)..
u nas ciągu dalszego nie było.. dziecko przejechało jakieś 15 metrów, zrobiłam fotkę i trzeba było wracać (wracać!! jechać pod prąd!!), bo młoda się rozbeczała, że chce już iść..
15 minut zakładania łyżew, żeby pojechać 5… ehhh..
ale namawiam ją na kolejną lekcję.. chociaż tym razem chyba już pingwinka nie zabierzemy :D
pozdrawiam
świetny tekst!!! :)