Punkt widzenia
I choć na co dzień obydwie jesteśmy zadbane i prezentujemy się dość dobrze, dajemy sobie przyzwolenie wyglądania jak shit. Bo jesteśmy matkami.. więc nam wolno ;)
Większość z was tego nie wie, ale Agę poznałam dużo wcześniej niż zaczęłam blogować. Maks miał wtedy około roku, a ja byłam wciąż świeżo upieczoną żona i matką. Starałam się odnajdywać w tej nowej roli najlepiej jak umiałam. Z ceniącego wolność obieżyświata wskoczyłam w wymagającą formę perfekcyjnej pani domu.
Generalnie wyglądało to tak, że mój świat w tym czasie kręcił się wokół mojego syna i choroby mamy. Nasz plan dnia przypominał ten poetycko zwizualizowany przez Radomską – brancze i lancze oraz biznesowe mitingi (patrz TU).
Pobudka – dres – plucie śniadaniem (patrz TU) – spacer dookoła osiedla – plucie zupką/obiadem – zmiana dresu z oplutego na czysty – oczekiwanie na tatę – coś co miało przypominać obiad – odwiedziny u mamy- odliczanie minut aż dzieć zaśnie.
W tym wszystkim chciałam, jak na młoda ambitną żonomatkę przystało sprostać należycie wszystkim zadaniami (względna czystość w chałupie, ogarnięte dziecko, bez gila po pas coś na kształt obiadu itp).
I co najważniejsze… choć trochę, choć ociupinkę i ile się da… zadbać o siebie. Żeby w nanoprocencie przypominać tego osobnika, któremu mąż ślubował.
Wtedy poznałam Agę. Podczas tego ‘dbania o siebie’ właśnie, jako, że Aga zajmowała się robieniem paznokci, a ja jak przystało na matkę, na manicure miałam godzinę.. w miesiącu. Naturalnie metody odpadały z założenia, więc zdecydowałam się pomóc naturze.
Aga okazała się być przemiłą osóbką, umilającą mi tą samotną, bezdzietną chwilę dla siebie. Robiła dobrą kawkę, zabawiała rozmową, albo pozwalała bezczynnie gapić się w serial (to chyba była “Brzydula”?). I gdzieś, kiedyś, jakoś między którąś z wizyt a coraz to śmialszymi rozmowami, zrodziła się nasza znajomość, koleżeństwo a po kilku latach, przyjaźń.
Najlepsze (i najgorsze) w Adze było to, że ona tak bardzo przeżywała mój wygląd. Warto wspomnieć, że tak jak Agnieszka teraz wygląda do-sko-na-le, tak wcześniej wyglądała jak miliard dolarów. Zawsze pięknie ubrana, pachnąca, idealnie ‘zrobiona’. Makijaż obecny, acz subtelny, paznokcie bez żadnego odprysku i włosy po pas. Do tego szpile.. ZAWSZE 15-centymetrowe szczudła. Czy mówiłam już, że Aga ma 180 cm.. Więc człapiąc obok niej w trampkach, z moim 172 cm, wyglądałam Koszałek Opałek przy Avatarze. Ale jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało. Przebywałam wtedy w innym stanie świadomości pt. “nie jestem obiektem seksualnym, a matką”, więc zazdrość była mi obca.
Problem polegał na tym, że to właśnie Aga nie godziła się na mój wygląd.
– Musimy coś z Tobą zrobić. Wiecznie włosy w kucyku i dres*.. ogarnij się! – słyszałam to niezliczoną ilość razy. Za nic nie kumałam o co jej chodzi. Przecież dres był czysty, a włosy umyte! Nawet jakieś zalążki makijażu posiadałam i manicure zrobiony przez nią. Czułam się Boginią Seksu! Najbardziej odpicowaną matką w Klubie Mamuś!
Aga jednak nic nie kumała i zawsze widząc mnie, kiwała tylko głową, wzdychając. Ale nie w sposób prześmiewczy, tylko z uczuciem i sympatią. Często robiła mi piękne fryzury, doklejała rzęsy, lub wymyślała fikuśne wzory na paznokciach. Podrzucała swoje (za duże) ubrania, farbowała włosy. W sumie, dopiero pisząc to, powoli uświadamiam sobie, jak wiele moja uroda.. mój wygląd zależał/należał od niej/do niej. Podświadomie czułam, że nie muszę się o nic martwić bo to ona jest niejako odpowiedzialna za to jak się prezentuję. Ja mogłam się skupić na rodzinie i dziecku, dwóch ciążach, nowym dziecku, 4x zmienionym mieszkaniu i … codzienności.
Więc kiedy tydzień temu weszłam do niej i zobaczyłam JĄ w bokserkach męża, rozciągniętym podkoszulku i bez makijażu, dostałam ataku śmiechu. Zaraziłam oczywiście Agę i przez około godzinę nie mogłyśmy rozmawiać bo zaśmiewałyśmy się do łez…
– Ja tego nie rozumiałam Lena, serio! Nie kumałam dlaczego ty nie robisz paznokci co 3 dni i nie nosisz rozpuszczonych włosów i nie malujesz się skrupulatnie każdego dnia… Teraz już wszystko wiem! – kiedy to mówiła, Brzuszkowy przeżuwał kosmyk jej średnio umytych włosów.
Tej nocy jej maluchy wymiotowały, były marudne, podziębione. Aga spała pewnie ze 3h. Non stop któreś wisiało jej na rękach. Wiedziała, że nie wyjdzie z domu, więc szałowe szykowanie się mijało się z celem. Do tego było po prostu niewykonalne!
– Spoko, spójrz na mnie.. ja mam legginsy w Myszkę Mickey.. pasujemy do siebie!- powiedziałam.
Tak. W końcu do siebie pasujemy!
I choć na co dzień obydwie jesteśmy zadbane i prezentujemy się dość dobrze, dajemy sobie przyzwolenie wyglądania jak shit. Bo jesteśmy matkami.. więc nam wolno ;)
* dres- słowo opisujące każdy wygodny strój matczyny.. od legginsów i tunik przez miękkie spodnie, bluzy po rozciągnięte swetry i podkoszulki męża ;)
Bardzo lubię te Twoje lekkie podejście do tematu;)
Czytam, czytam i myślę. No ładnie, pewnie na koniec będzie moralizatorskie, weź dupę w troki i się ogarnij kobieto/matko. Siedzę jeszcze w piżamie, włosy nie pierwszej świeżości, dziecko zasnęło a ja czytam blogi! Oby tylko nikt nie zapukał :) Nawet listonosz :P Ale koniec tego dobrego, idę się ogarnąć. Dla siebie, dla dziecka, dla partnera, bo choć mogę sobie pozwolić na bycie “po domowemu” to ja chcę wyglądać na zadbaną kobietę. Wtedy jakoś szczęście ładniej odbija się na twarzy :)
Kurierzy i listonosz znają moje wszystkie piżamy :P
Hahaha to tak jak u mnie z tymi piżamami:) Świetny tekst – cieszę się, że mogłam poczytać o początkach Waszej przyjaźni.
:D takie to prawdziwe :)
Dzięki, bo teraz nie czuję się mocno odosobniona.
A jak pisałaś o swoim dniu z małym Maksem to to jakbym czytała opis moich pierwszych miesięcy, a może i roku, z pierworodną.
pełen rok tak wyglądał.. + opieka nad mamą. jak ja w ogóle żyłam to nie wiem O.o
haha, ja też jako nieródka byłam przekonana, że nigdy, przenigdy się nie stoczę i nie upadnę tak nisko, żeby w tych dresach tak, z niepomalowanymi paznokciami…wczoraj właśnie zaliczyłam lekkiego doła, wynikającego ze zmęczenia materiału i mojego ogólnego zdziadzienia. Uciekłam im z chaty i gdzie skończyłam? W drogerii – kupowałam tusze i błyszczyki, a ochroniarz łaził za mną krok w krok, najwyraźniej czekając aż ta poczochrana baba w dresach, ciężkich botkach i parce coś zwinie. Poczułam się jak lumpiara :)
“kupowałam tusze i błyszczyki, a ochroniarz łaził za mną krok w krok, najwyraźniej czekając aż ta poczochrana baba w dresach, ciężkich botkach i parce coś zwinie”
hahah
dres i emu to szczyt lansu na oście ;)
W dresie czy w szpilkach, z kolorowym pazurem czy nie i tak jesteście piękne! Nie wspominając już o Waszym pięknie w środku! Miło się na Was patrzy! :)
:* dzięki kochana!
haha świetny tekst:) każdą matkę chyba dopada taki moment :)
Kiedy urodzilo sie moje mlode obiecalam sobie, ze nie przestane o siebie dbac. Make up zawsze, wlos umyty i wyprasowany, pazur zrobiony. Jednak czasem sa chwile, gdy wygladam jak shit. Dziecko wazniejsze, bo kto w momencie, gdy mlode chore i zasmarkane pamieta o kresce nad okiem i szpilkach.
Myślę, że wiele zależy od tego jak przed ciążą ktoś był ‘zrobiony’. Ja średnio… ;)
Więc nie ma czego oczekiwać teraz.
jak to mówią: ładnemu we wszystkim ładnie. A wy jesteście takie fajne dziewczyny, że i w dresie wyglądacie jak milion dolarów :)
<3
Jestem właśnie w ósmym miesiącu ciąży i muszę się przyznać, że od pierwszych chwil kiedy się o ciąży dowiedziałam zafiksowałam się właśnie na tym punkcie. Wygląda to tak, że make up robię nawet jeśli główną atrakcją dnia jest tylko pranie lub prasowanie, dresy schowane na dnie szafy(żeby przypadkiem nie zbłądzić) noszę tylko sukienki , spodnie, spódnice ale tylko te które nie wyglądają jak tropiki od namiotu:-) Czasem tylko przychodzi refleksja ,dlaczego właściwie??? Mąż mnie nie zmusza, koleżanki też, więc o co chodzi??? Po czym wstaje i idę zrobić makijaż :-) i wtedy czuje się fajnie i nawet przez chwilkę nie czuje, jak bardzo bolą mnie plecy:-) polecam
Odezwij się za kilka/kilkanaście m-cy, ok?> ;)
Doskonale Cię rozumiem, też tak robiłam w czasie ciąży (a z dobre 3 miesiące leżałam) i potem po narodzinach przez cały macierzyński też. Jakoś lepiej mi było z tapetą na twarzy ( oczywiście pojedyncze dni saute też się zdarzały ale jako wyjątek od reguły)
Co do dresu to kocham, a w naszym domowym słowniku istnieje nawet pojęcie “dresu wyjściowego” :)
Haha :))))) Znam to!!! Ba! Stosuję to :))))) Dres wyjściowy… Wreszcie właściwa forma ;)
oo w ciąży też byłam gwiazda :D a potem ehm… po cooo… ale po miesiacu jak przyszedł czas wracać do klasy matuuralnej trzeba się było ubrać a ten podziw koleżanek był niezłą nagrodą :) no i mąż nie musiał się za fleje wstydzić ;p [noo tak, byłam fleja, poplamione prze 3/4 dnia wlosy nie najświeższe.. wystarczyło wyjść do ludzi :D
To mi przypomniało, że mieszkanie na wsi ma minusy-do przyjaciółki muszę się specjalnie “wybrać na wycieczkę” do miasta, a wtedy TEN dres odpada ;).
Oj znam temat… A podkoszulki męża są the best ;)
Fajnie tu tak btw :)
Pozdrawiam ciepło.
I od razu poczułam się lepiej w moim “dresie” – matczynym mundurze :D Bycie matką stawia kobietę przed wyborami, których normalnie wolałaby nie podejmować: dziecko śpi – mam umyć głowę, nałożyć maseczkę i maznać paznokcie lakierem, czy w końcu spokojnie przeczytać książkę? ;)
O to to to…
hahaha, dobre, usmialam sie czytajac ;)
a tak swoja droga, jak mozna na szpilkach latac za dzieckiem?
Kiedyś to widziałam.. wyglądało niebezpiecznie i zabawnie (at the same time ;))
ja tam mam luzackie podejscie ale na placu zabaw w “prestizowym” parku w niedziele bylam jedyna mamuska w trampkach i jeansach… reszta odpicowana, ze szok. A plac zabaw mial nawierzchnie z piachu. Wiec mamusie staly przy plocie nerwowo pouczajac dzieci. Chyba tylko ja i modzie dziecko bawilismy sie swobodnie.
I jeszcze utkwil mi jeden widok w pamieci – paniusia wyprasowana, w zakieciku, szpilkach i fryzurze idealnie zrobionej siedziala sztywno na lawce przy placu zabaw, takim dosyc brudnym i zaniedbanym. Straszznie kluja mnie w oczy takie widoki.
Ale te co widywalam nie biegaly za dziecmi, pouczaly z daleka :D
Piekne z Was kobietki <3
Zostajesz matką. Wyskakujesz ze szpilek i zamieniasz je na trampki lub baleriny, co na starcie odejmuje pięć lat. Drugie pięć znika wraz z wystudiowaną fryzurą. Wiążesz włosy w kucyk, w najlepszym wypadku malujesz oko a na ulicy słyszysz, że świetnie wyglądasz… Mój punkt widzenia: dziecko odmładza. I tego będę się trzymać! :)
I tej wersji się trzymajmy :)
Niedawno zostałam wzięta za uczennicę gdy czekałam na córkę, która była na zajęciach plastycznych. Ja ubrana byłam w leggisny, bluzę i adidasy a do tego miałam plecak :) I jakiś facet do mnie zagaduje per ty co mnie zaskoczyło i nawet sobie pomyślałam że jakiś taki mocno niewychowany typ z niego. Po chwili wychodzi córka, zagaduje do mnie : mamo
A ten facet mówi przepraszam myślałem że pani jest uczennicą :) A tu już 30 stka na karku :)
PS. Świetny post
kochane, tylko pozazdrościc takiej pzyjażni!
Jako wielka fanka dresów (nawet jako kreacji sylwestrowej) popieram :) zachwalam.
P.S. Jak to jest, że Wy nawet w dresach wyglądacie świetnie?!!
Bo niektóre laski tak po prostu mają, że czego by nie założyły to będą świetnie wyglądać :)
Mnie właśnie też zawsze zastanawiało jak to jest, że czasem jakby postawić koło siebie 2 kobiety w dresach (nawet takich samych itp.) to jedna będzie wyglądać niechlujnie a druga jak milion dolarów.
To chyba zależy od ogólnego zadbania kobiety, pewności siebie, seksapilu itp. :)
A ja tam szpilek nie nosiłam i nie noszę :) Dresik? czemu nie, proszę bardzo. Makijaż? Od czasu do czasu :P I wiecie co? I tak mi wszyscy mówią że wyglądam na 23 lata :D sesese
A mi jakoś nic nie mówią… :P
Ufff, czyli to nie tylko ja ;)
Chociaż akurat dzisiaj się ubrałam jak człowiek i umalowałam, z domu wychodzić na razie nie planuje, ale raz na jakiś czas fajnie porządnie się umyć, ułożyć włosy i przypudrować nos. Tak dla odmiany ;)
Jak większość matek dresiarą oczywiście też na co dzień jestem.
hehe :) Jakie my mamy jesteśmy do siebie podobne :)
Skąd ja to znam…. :) :) :) hehhehe
Ale jak człowiek się umaluje, wyszykuje i ubierze to się dopiero czuje jak dwa miliony dolarów, bo na co dzień przy dzieciach – jak milion ;)
Super wyglądacie, pozdrawiam!
Taaak, wtedy jest efekt wooow! I mąż nagle jakby widzieć lepiej zaczął ;)
Fajnie tu u Was dziewczyny … cieplo tak, pieknie, przytulnie … :) A co do wygladu to prawda najszczersza ,ze bywaja chwile kiedy kazda mama nie wyglada najlepiej , mysle ,ze nawet dziewczyny nie majace dzieciaczkow tez maja kilka slabszych dni w miesiacu , dni kiedy nic nie uklada się w jedna calosc i jakos tak sie nie wyglada… heh :) To jest bez znaczenia, dla naszych maluszków i tak jesteśmy najpiękniejsze i najkochańsze na świecie a to motywacja do tego aby jeszcze bardziej sie starać :)
My, matki nie mamy ‘kilku słabszych dni’.. My mamy kilka lepszych ;)
Tekst w punkt pod każdym względem,cudne dresiary z Was,a mamuśki jeszcze fajniejsze,pozdrowka
I może nieprawdą jest, że kobiety stroją się dla … innych kobiet?;) Świetnie wyglądacie!
Taki sliczne kobiety inside out nie wazne czy w dresie czy w mini i szpilach zawsze wygladaja pieknie. Uwielbiam Was czytac, obie.
<3 <3
Ktoś kiedyś piwiedział, a ja cytuję za Anią Rubik
“Jak jest Ci za wygodnie w ubraniu, to znaczy, że źle wyglądasz” , ale chyba niektóre kobiety temu przeczą ;)
Oj to ja chyba wiecznie źle wyglądam… bo lubię wygodnie :P
Ktoś kiedyś powiedział, a ja cytuję za Anią Rubik
“Jak jest Ci za wygodnie w ubraniu, to znaczy, że źle wyglądasz” , ale chyba niektóre kobiety temu przeczą ;)
Ktoś kiedyś powiedział, a ja cytuję za Anią Rubik
“Jak jest Ci za wygodnie w ubraniu, to znaczy, że źle wyglądasz” , ale chyba niektóre kobiety temu przeczą ;)
Matko a czemu mój komentarz aż 3 razy wyskoczył? O kurcze :/
Uwielbiam Was Dziewczyny! Obie! :D
Świetny tekst!
Fajnie dziewczyny, że macie siebie:-)
A swoją drogą każda z mam chyba kocha dres ;-)
cholera! Musze sie ogarnąć :))) pozdrawiam dwie mamuśki
Dziś wyglądam jak shit :p Dziękuję za wpis ! Podejście do tematu ekstra :)
Jesteś niemożliwa! Tak dobrze czyta się Twoje teksty…. Obie wyglądacie pięknie, nawet w tzw. dresie ;-) Pozdrawiam ;-P
Pamiętam jak tydzień po urodzeniu drugiego dziecka (a różnica wieku między nimi mała) odwiedziła mnie “przyjaciółka”. Byłam pewna, że mnie pochwali, że tak świetnie sobie radzę; mieszkanie wysprzątane, dzieci czyściutkie i zadowolone, ciasto domowe jest, obiad- to wiadomo, włosy umyte, paznokcie czyste, lekko skropiłam się perfumami i nawet rzęsy pomalowałam, bluza dresowa obecna ale dosyć elegancka :) Taka z siebie dumna byłam. Pewna, że mnie pochwali, pogratuluje, że świetnie sobie radzę. A ona zjechała mnie, że jak ja wyglądam, muszę się za siebie wziąć, że nie tylko wizyta na usg bioderek ale przede wszystkim fryzjer!! Szczerze mówiąc dobiła mnie :) dopiero po kilku latach potrafię się z tego śmiać :D
Nigdy nie zapomnę widoku
Plac zabaw
Ja w dresie,kucyku i adidaskach,dzieciak skaczący jak małpka za którym ganiałam bo moje dziecko w wieku 3lat niczego się nie bało.
Obok widok :
Mamuśka odpicowana -włosy rozpuszczone,szpile 10 cm na 100% ,pełny makijaż,spódnczka.Stoi przed furtką jednego z placu zabaw w parku
Jej raczkujące wówczas dziecko podjadało sobie ziemię mieszając to z gilem z nosa ,a starsze dziecko biegało po placu zabaw wieszając się na drążku i się przeliczyło było za wysoko darło się w niebogłosy bo już nie mogło dlużej się utrzymać,inne matki podbiegły i wyratowały z opresji,a mamusia rozmawiała przez telefon.
Obydwoje dzieci wyglądały gorzej niż sieroty ,ale MAMUŚKA niczego sobie ;)
Jednak wolę być w kucu i adidaskach bez makijażu,ale żebym ja i dziecko wyglądała przyzwoicie ;)
a ja mysle odwrotnie – dzieciak na placu zabaw , szczesliwy , bawiacy sie to i brudny, bo dobra zabawa byla. Jemu nie zalezy na czystych ciuchch przynajmniej podczas zabawy. na pewno to lepsze niz twoj wystrojony dzieciak ktory nic nie moze bo sie pobrudzi, a chetnie by tez ten piach pojadl )))
bluzy, koszulki podkoszulki męża? KOCHAM !
Tak bardzo to rozumiem:) I jak dzwoni listonosz to nie wiem, czy założyć dres na piżamę, czy szlafrok, czy udawać że mnie nie ma opierając się plecami o ścianę i wstrzymując powietrze ;)
Suchy szampon-najlepszy wynalazek ever!!!! :D
Doceniłam go po urodzeniu córki :P
Jestem właśnie na etapie dres…Patrzę na swoje paznokcie i wyję do księżyca! A w ciąży też się zarzekałam;)
Chyba ten etap to rodzaj odreagowania na macierzyństwo…
Mama 3-latka i roczniaka(niespełna) <3
A ja kompletnie się zawiesiłam w dbaniu o siebie. Jeszcze w ciąży z drugim jakoś się mobilizowałam, a teraz klapa. Młodszy ma rok i dopiero powoli się ogarniam, zaczynam wpadać w jakiś rytm, robię coś innego niż karmienie, przewijanie itp. Daję sobie przyzwolenie na ” taki” wygląd bo nie przesypiam cięgiem dłużej niż 2 godź, ale źle się z tym czuję. Najgorzej jak się pochorują i tydzień lub dwa siedzimy w piżamach po całych dniach i nie odróżniam jednego dnia od drugiego. Wieczorem sobie obiecuję, że od jutra lepiej się zorganizuję a już rano po kolejnej “cudownej” nocy po prostu mi się nie chce. Dzieciaczki ogarnięte na 5 ( starszy wyszykowany do przedszkola) ale na mnie już nie starcza sił. Co tu zrobić żeby to zmienić? “Paznokcie” i szpilki to nie mój styl, ale żeby nie wstydzić się jak sąsiadka przyjdzie niespodziewanie. To bym chciała.
Wyglądacie fajnie, tak na luzie a jednak widać dbałość o “szczegóły”.
Kobieto! Mam to samo!
Ale sirota ze mnie bo sie akurat przy tym poscie poryczalam!!Ostatnio mialam takeeeegooo dola ze ciagle wygladam jak fleja, a jak nie ja to dom i tak na zmiane ze myslalam ze to tylko u mnie tak…na insta i na blogach widac mamy pieknie ubrane, dzieci w super stylowach i myslalam ze to norma..tylko ja jakos nie daje rady.. atu prosze jaki post – jakby dla mnie :)
Taka przyjaźń to skarb :)
Taaa i to uczucie “wystrojenia się” gdy zakładasz dzinsy na wypad do osiedlowego sklepu po bułki :P
Wykopałaś mi jedno noworoczne postanowienie z listy – miałam się i tak rano malować gdy zostaje cały dzień w domu :P ale chyba sobie daruję… Ale najlepsze jest to jak latem wyskocze do sklepu bez makeupu (tylko wtedy sobie pozwalam jak mnie słonko ładnie opali) i ZAWSZE spotkam kogoś kogo nie chcę. A ostatnio odwaliłam numer. Mam po przeprowadzce problem z ciuchami bo jeszcze bez szafy jestesmy szuflad itp i mam bajzel w skarpetkach. Rano sie czasem wkurzam i zakladam dwie inne i w koncu zdarzylo mi sie o tym zapomniec . zaszlam na kawe do mamy kolegi i na miejscu sie zorientowalam ze mam jedną neonowo żółtą a drugą zieloną w paski :) ale przeciez ńie mialam w planach nigdzie wpadac :)
Fajnie, że znalazłaś taką duszyczkę jak Aga. Piękne z Was kobiety :) bardzo fajnie czytało mi się tego posta. Ja obecnie leżę, bo skróciła mi się szyjka macicy, ale czasem – mimo iż nie mogę wychodzić z domu – funduję sobie makijaż. Makijaż jest delikatny, ale za to moje samopoczucie po tym jest o wiele lepsze :)
Super tekst. Dzięki za grupę wsparcia.
Mam dwa maluchy 2 letnią córkę i 7 miesięcznego syna.. Często czuję się jak shit. Dla poprawy samopoczucia i dodania sobie wartości, codziennie robię makijaż choćby się waliło i paliło. Wstaję wcześniej albo daję młodszemu okrągły puder do zabawy (ma mocny zatrzask i nie zależy mi na nim), jakieś palety cieni, których nie sposób otworzyć itp.. Nie schodzę z piętra na dół zanim nie zrobię makijażu, bo wiem, że już tam nie wrócę do wieczora i druga taka okazja się nie nadarzy. . Ciuchy już po godzinie mam do wymiany, bo albo się ulało, albo starsze dziecko wytarło się we mnie zamiast w chusteczkę itp. dlatego noszę bluzy, swetry oversize i jeansy z lycrą, które zmieniam przed wyjściem z domu. Włosy myję regularnie i modeluję je przy dzieciach. Młodsze sadzam w huśtawce i dostaje do łapki jakieś końcówki do suszarki, a starszemu daję szczotkę i ma mnie czesać. Maluchy lubią dźwięk suszarki i grzecznie patrzą co robię. Starsza córka kiedyś zasypiała przy tym suszeniu, synek bacznie obserwuje co się dzieje w moimi włosami. Mam długie włosy, więc do fryzjera chodzę tylko kilka razy w roku, bo każda wizyta (farbowanie, jakieś pasemka, cięcie i suszenie) to min. 3 godziny. sama farbuję co 6 tygodni gdy dzieci śpią. W lecie nie suszę włosów tylko związuję mokre. Nauczyłam się tego gdy mieszkałam w Stanach. Amerykanki wolą mieć włosy mokre ale czyste. Wszystkie buty na obcasach leżą odłogiem, chodzę wyłącznie w balerinach i butach na płaskiej podeszwie. Chyba wystawię wszystkie obcasy na sprzedaż, bo zanim będę mogła znów w nich chodzić przestaną być modne. Wszystkie płaszczyki i eleganckie torebki też czekają na lepsze czasy. Chodzę w puchowych kurtkach z kapturami i noszę tak wielkie torby, że mieszczą się w nich ubrania na zmianę dla dzieci, butelki z mlekiem, pieluszki i cały TEN kram. Gdy uda mi się dojść z dziećmi do sklepu spożywczego mam poczucie bywania w świecie. Czuję się od razu lepiej. Nazywam to spacerniakiem.
Super tekst. Dzięki za grupę wsparcia.
Mam dwa maluchy 2 letnią córkę i 7 miesięcznego syna.. Często czuję się jak shit. Dla poprawy samopoczucia i dodania sobie wartości, codziennie robię makijaż choćby się waliło i paliło. Wstaję wcześniej albo daję młodszemu okrągły puder do zabawy (ma mocny zatrzask i nie zależy mi na nim), jakieś palety cieni, których nie sposób otworzyć itp.. Nie schodzę z piętra na dół zanim nie zrobię makijażu, bo wiem, że już tam nie wrócę do wieczora i druga taka okazja się nie nadarzy. . Ciuchy już po godzinie mam do wymiany, bo albo się ulało, albo starsze dziecko wytarło się we mnie zamiast w chusteczkę itp. dlatego noszę bluzy, swetry oversize i jeansy z lycrą, które zmieniam przed wyjściem z domu. Włosy myję regularnie i modeluję je przy dzieciach. Młodsze sadzam w huśtawce i dostaje do łapki jakieś końcówki do suszarki, a starszemu daję szczotkę i ma mnie czesać. Maluchy lubią dźwięk suszarki i grzecznie patrzą co robię. Starsza córka kiedyś zasypiała przy tym suszeniu, synek bacznie obserwuje co się dzieje w moimi włosami. Mam długie włosy, więc do fryzjera chodzę tylko kilka razy w roku, bo każda wizyta (farbowanie, jakieś pasemka, cięcie i suszenie) to min. 3 godziny. sama farbuję co 6 tygodni gdy dzieci śpią. W lecie nie suszę włosów tylko związuję mokre. Nauczyłam się tego gdy mieszkałam w Stanach. Amerykanki wolą mieć włosy mokre ale czyste. Wszystkie buty na obcasach leżą odłogiem, chodzę wyłącznie w balerinach i butach na płaskiej podeszwie. Chyba wystawię wszystkie obcasy na sprzedaż, bo zanim będę mogła znów w nich chodzić przestaną być modne. Wszystkie płaszczyki i eleganckie torebki też czekają na lepsze czasy. Chodzę w puchowych kurtkach z kapturami i noszę tak wielkie torby, że mieszczą się w nich ubrania na zmianę dla dzieci, butelki z mlekiem, pieluszki i cały TEN kram. Gdy uda mi się dojść z dziećmi do sklepu spożywczego mam poczucie bywania w świecie. Czuję się od razu lepiej. Nazywam to spacerniakiem.
Jesteście równolatkami? Rzadko widuję tak dobrze wyglądające Mamy :) pozdrawiam
Niestety nie. Jestem 3 lata starsza ;( ;)
czemu nie ma do tego fotki w dresie??? i jak tu wierzyć w autentyczność blogów parentingowych :P
Toć ja w dresowej bluzie z kapturem ;)
o, żesz, uśmiechy i ułożone włosy przyciągnęły moją uwagę, takie dresiarstwo to nie dresiarstwo :)
Przed pierwszą ciążą chodziłam tylko w szpilkach (do pracy i na co dzień), później w szpilkach tylko do pracy. Teraz mam drugą córkę – czteromiesięczną i nie dalej jak wczoraj stwierdziłam, że w sumie jeden dzień z nieumytymi włosami da radę w końcu nigdzie nie wychodzę. Co do dresów ja mam domowe ubranie robocze, czyli szybką bluzkę co to do karmienia raz dwa jest w gotowości. Oczywiście, że jak przyjdzie dzień gdzie się wybieramy gdzieś to wyglądam całkiem nieźle, ale ostatnio nachodzą mnie takie myśli, eee nie będę się malować bo jak będę przytulała się do małej to po co mam ją mazać kosmetykami. Także jak widzicie huśtawka myśli, raz myślę tak, raz tak. Reasumując przydałaby mi się taka koleżanka co to by paznokcie, włosy zrobiła, ale dobrze tez mieć takie dni dresowe, bo one szybko przeminą
A ja jestem “niedresową” mamą niemowlaka. Nie mam dresu, a w legginsach chodzę tylko po domu i to wtedy, jak nikt mnie nie odwiedza. T-shirtow męża, bluz itd nie nosilam nawet (zwłaszcza!) w ciazy. Codziennie się maluję- nawet jak nigdzie nie wychodzę. Fryzjer-raz na 4-5 tygodni. Włosy no codzień umyte i ułożone. W szpilkach nigdy nie lubiłam chodzić, wiec teraz tym bardziej po noe nie sięgam :)
świetnie napisane, uśmiech mam od ucha do ucha :)) u mnie podobnie! :)
podobnie jak kiedyś (za czasów bezdzietnych) znajomy wszedł (wówczas On już dzieciaty) do naszego mieszkania i mówi wow jak tu czysto, poukładane itp jak w muzeum….poczekajcie, aż pojawią się dzieci :))) śmiałam się….a teraz ludziki lego wypadają mi z lodówki :)))
Hahaha padnę, jakie to prawdziwe z tą lodówką, ja ostatnio w mojej znajduję zabawki z jajek niespodzianek :P
Super napisane, zgadzam się w 100% :) Ja po pierwszym dziecku jeszcze byłam “zrobiona”, mieszkałam w bloku, sporo czasu dla siebie. Teraz mieszkam w swoim domu, mam 2 dzieci, 2 psy i zaczełam tworzyc bloga, a za miesiąc koniec macierzyńskiego wracam do pracy więc szpilki obowiązkowe. Na razie moje must have to dresik i tak mi z tym dobrze…..
pozdrawiam cieplutko,
asia z http://www.wkawiarence.pl
No cóż… Nie wyłamię się – pozdrawiam w “dresie” ;) /J.
oj wielkie hallo. ja dzieci nie mam a na weekendzie czesto w pizamie , dresie, kitce z maseczka lub bez chodze. Paznokcie nie maluje co dzien makijaz tez nie codzienny i mam to gdzies, ze nie jestem co dzien jak z zurnala. Liczy sie charakter, usmiech no i facet ktory mowi ze niewazne w dresie , czy w sukini wieczorowej i tak kocha. Zreszta to chyba troche puste tak przejmowac sie wygladem, tym ze sie ma niepomalowane paznokcie czy brak makijazu…
A kto w dresie…niechaj drze się :)
Marlenko, czy cos sie stalo, ze jakos mniej macie z Agnieszka wspolnych wpisow, zdjec? Lubilam obserwowac Wasza przyjazn :)
Nie ma przyjaźni to i wspólnych zdjęć brak…
Why? Co sie stalo? Jest szansa na zmiane? :*