Spojrzeć z boku
Jak wiele rzeczy można dostrzec z boku. Z miejsca, w którym bywamy zbyt rzadko. W wirze obowiązków nie udaje nam się siąść i porozmyślać, przeanalizować fakty. Bo prania dwa stosy, podłoga się klei, a i obiad na dzień następny ugotować. A mąż miał żarówkę wkręcić…
Wcale nie miałam ochoty zostać obserwatorem. Uziemiła, rozłożyła, powaliła mnie grypa. Początkowo próbowałam walczyć. Bo jak to tak, bez matki się dom zawali przecież! Podnosiłam się, cała w potach, żeby uczesać Lenkę, pograć w karty z Maksem. Potem się poddałam, nie mogąc nawet otworzyć oczu.
Przestraszona i zrezygnowana przyglądałam się.
Dzieci do nowych adaptują się niezwykle szybko.
Maks stał się moim zbuntowanym opiekunem. Przynosił mi wodę i chusteczki. Kiedy przysypiałam, resztkami świadomości i na wpół otwartym okiem widziałam jak ścisza mi telewizor. Kiedy spałam zajmował się sobą sam. Taki dojrzały był w tych momentach. Bo za chwilę to już potrafił się na śmierć wykłócać, że nie przebierze się z piżamy i nie zje obiadu, bo on musi układać straż pożarną Lego. Wtedy wiedziałam, że jest ok. Wciąż jest dzieckiem.
Lenka jest mistrzynią ‘ja’ oraz ‘tu i teraz’, więc chyba ją tylko tą swoją chorobą wkurzałam. Żadnego ze mnie użytku. To tata woła, że ciszej, to zamiast się bawić to herbatę niesie. Więc zajmowała się sobą. Oj tak, to Lenka potrafi. Może godzinami wycinać, przebierać się za superbohaterki lub układać Lego. Z boku widać jak niesamowitą ma wyobraźnię i jak radosnym jest promyczkiem. A wieczorem i tak przychodzi się wtulić…
Z boku widać jak oczywiste jest dla męża, że kiedy żona jest niepełnosprawna, on zajmuje się nią, dziećmi, psem i domem. Bez narzekania, biega z lekami, ubraniami, gotując i wstawiając pralkę na raz. Rano czesze włoski małej córeczce, po pracy przywozi dzieciom zabawki. Wieczorem co dziesięć minut mierzy temperaturę żonie. A mógłby zasiąść w kapciach przed telewizorem i poczekać aż świat się zawali. Dobrze wybrałam…
Rozbieram się u lekarza. “Ale dużo pani schudła”, słyszę. Niby to wiedziałam, ale jakoś nie było ostatnio czasu się na analizę. Spoglądam w lustro i doznaję szoku. Serio, to ja? Całkiem zgrabny brzuch, szczupła buzia. Kiedy to się stało? Jak to przegapiłam…? Może to te dodatkowe -2kg chorobowe? Tak czy siak, kawał dobrej roboty M. Jak wyzdrowieje, to się ucieszę… Póki co, antybiotyk, zapalenie oskrzeli.
Z boku widać, ile pracy wkładam w dom, w tego bloga. Kiedy leżę w łóżku o dziwo samo nic się nie robi. Mąż nadgania zaległości ale ewidentnie brakuje mu ze trzech par rąk. Nawet dziadkowie nie wyrabiają już z pomaganiem – to obiad, to dzieci na ściankę wspinaczkową czy inne atrakcje, to z lekami pędzą.
Śnieg się stopił. A jak wchodziłam do łóżka to dopiero padał. I hiacynt się rozwinął…
Zrozumiałam życzenia ‘aby zdrowie było’.. choć kiedyś wydawało mi się najmniej ważne. Ciężko być obserwatorem życia, nie uczestnicząc w nim pełnoprawnie. A przecież to tylko tydzień…
Dziś rano, kiedy oddychało się już trochę łatwiej, poczułam wdzięczność, że to nie na zawsze. Dobrze jest móc samodzielnie zrobić dzieciom śniadanie, a potem pobawić się w ogrodzie. Uczesać córeczce włosy do przedszkola i pojechać po zakupy z synkiem. Zrobić obiad, napisać post i planować wieczór z mężem. W prostocie dnia codziennego ukryta jest wielka magia.
Tak, to prawda, zwykle nie doceniamy tych zwykłych chwil, myśląc, że będą trwać i trwać. A to przecież one tworzą nasze życie..
Życzę Wam zdrowia, bo jeżeli ono będzie to o resztę sami zadbacie!
Dzięki :*
“W prostocie dnia codziennego ukryta jest wielka magia.” Oj tak… A w znajdowaniu przyjemności w codziennych, rutynowych czynnościach ukryte wielkie szczęście na wyciągnięcie ręki :)
Z perspektywy łóżkach (chorego) tak się dobrze docenia dobrego męża.
Myślę że jesteś naprawdę fajną mamą :)
Zdróweczka życzę :*
:*
Marlenko własnie kończę chorobowy tydzień….mnie i mojego synka położyło zapalenie oskrzeli.
Z prostotą codziennego życia masz świętą rację….choroby nas zatrzymują w biegu, pokazują inną perspektywę na nasze codzienne życie, pozwalają je docenić i jeszcze lepiej celebrować, gdy wrócimy do zdrowia.
Ja ostatnio zaczynam wprowadzać do mojej codzienności techniki Mindfullnes, czyli uważność. Poczytaj…chyba byłaby Ci bliska ta filozofia :). Jej podstawą jest szkoła Zen.
Pozdrawiam i życze już pełni zdrowia :)
Ja uwielbiam tą prostotę! Codzienność! Życie!
Każdy z Nas wkłada w to całe serducho!
Odetchnęłam, że już ci lepiej <3
Ja ostatnio spędziłam tydzień z synkiem w szpitalu. Też poczułam wtedy, jak ważne jest zdrowie, dom, takie drobiazgi jak możliwość odprowadzenia starszego dziecka do przedszkola, pójście z młodszym na spacer, kładzenie ich do snu… Dobrze, że już wróciliśmy do domu.
Oj tak, choroba zmienia patrzenie na świat. Po grudniowym napadzie choróbska i totalnym rozłożeniu doceniam, że znów mogę robić zwykłe czynności, chodzić, dbać o córkę i dom, mąż był kochany. I teraz, niepotrzebne mi żadna bale, wczasy i niewiadomo co, jak znów jestem zdrowa, mogę chodzić do pracy i być Mamą, Żoną, Sobą…
bardzo fajny post, zgadzam sie, ze w codziennosci wielu rzeczy nie dostrzegamy, chcemy to czy tamto, za czyms gonimy. A zdrowie najwazniejsze, cala reszta to dodatek.
Tylko jedno zdanie w tym wpisie rzucilo mi sie w oczy – o wozeniu dzieci na sciane wspinaczkowa czy inne atrakcje. Co by sie stalo jakby nie pojechaly? Ok, wiem, dom by roziosly ;) Ale czasem warto pokazac dzieciom, ze sa wazniejsze rzeczy i uczyc rezygnowac z czegos dla kogos.
Zdrowka jak najwiecej zycze.
Super, ze masz taka pomoc w mezu i dzieciach. Teraz wiesz, ze jesli cos to masz na kogo liczyc.
Jakiej rasy jest ten piesek?
Cavalier spaniel.
Brawo dla męża i dla Ciebie … Ze dobrze wybrałaś ;) a na serio … To tak , dzisiaj narzekamy na nawał obowiązków a juz jutro możemy za nimi tęsknić …oby nie ! Zdrówka !
Czasem dobrze po prostu jest odetchnąć i się zdystansować, a wszystko nagle nabiera barw normalności i się układa do nowego trybu :)
Choć pewnie drugi raz się za szybko nie zdarzy, znając twoją częstotliwość chorowania:)
Zdrowia, zdrowia, zdrowia !
Marlenko, czy pracujesz gdzies na etacie? Zamierzasz wrocic do pracy? Pytam, bo ja tu od niedawna :)
Pracuję pełnoetatowo na blogu. To jest moje źródło utrzymania :)
Oh, gratuluje, pieknie tutaj! :) Wiele ciekawych wpisow, a jutro zamierzam zrobic paczusie serowe, ciekawe czy wyjda :)
Napisz cos wiecej o sobie Marlenko- czym zajmowalas sie przed prowadzeniem bloga?
Justyno od 3,5 roku piszę o sobie :)
Zachęcam Cię do przejrzenia bloga.
Witam.Śledzę blog od dawna.Lubie tu zagladac:)Obecnie już od tygodnia zmagam się z grypa i doskonale rozumiem o czym piszesz….Powiedz proszę czym leczycie grype: domowymi sposobami czy raczej zdajesz się na leki apteczne?Pozdrawiam
Może to głupio zabrzmi, ale czasami warto się zatrzymać i popatrzeć na swoje życie z boku, właśnie z innej perspektywy. Nikomu nie życzę choroby, ale właśnie podczas niej możemy zauważyć jakie duże i odpowiedzialne mamy dzieci, że mąż jest w stanie (może i z trudem :) ) ogarnąć obowiązki, które do tej pory ciążyły na nas. A my możemy zwyczajnie odpocząć, zająć się sobą nie martwiąc się, że nastąpi kataklizm w rodzinie. Jest jeszcze jeden aspekt. Nasz mężczyzna poczuje na własnej skórze ile pracy wkładamy w funkcjonowanie rodziny.