Syndrom własności łopatki
Siedzą te małe sierotki, każda w swoim kącie i dłubią. Nie dość że samotne to jeszcze z wtłoczoną nauką – nie dzielić się, nie zachowywać społecznie, nie … bawić
To zabrnęło za daleko. I po części czuję się winna. Bo sama hołdowałam temu nurtowi. Że łopatka tylko mego dziecka i dotykać nie należy. Że pogłaskać po głowie nie można, bo sobie nie życzę. Poczęstować czymkolwiek, broń boże! Najlepiej nie patrzeć. Bo dziecko jest MOJE!
I siedzą potem takie matki/babcie koszmarki na placu zabaw. Zabawki dokładnie oznaczone. Nic, że po 2,90zł z Pepco ale jest czip i alarm i nie dotykaj. Inny maluch podchodzi? Rodzic mimo, że siedzi na drugim końcu placu TO WIDZI! I woła “nie dotykaj dziewczynko łopatki, to nie Twoja”. Więc siedzą te małe sierotki, każda w swoim kącie i dłubią. Nie dość że samotne to jeszcze z wtłoczoną nauką – nie dzielić się, nie zachowywać społecznie, nie … bawić.
Syndrom własności łopatki jest wisienką na torcie przerażających zjawisk które zaszły od czasu kiedy sama byłam dzieckiem. I nie mogę pojąć dlaczego tak uparcie uczymy dzieci zasad odmiennych niż te które wpajano nam. Bo niby tęsknimy za tym trzepakiem, za wieczorami spędzonymi na ławce pod blokiem lub kopiąc piłkę. Ale co wpajamy naszym dzieciom? Piłkę podpisz i oznacz. I nie daj Boże, żeby ktoś ją kopnął. Z obcymi nie rozmawiaj, także kolegami najlepiej. Żeby tylko nikt obcy Cię nie wychowywał i nie karmił i w ogóle.. zostań lepiej w domu. Śmieszne? Takie sygnały większość mam daje swoim maluchom.
Do dziecka podchodzi starsza osoba “jaki uroczy maluch.. ile ma?”. “Dwa latka”- odpowiadam. “No chodź tu maleńka.. (tu pani głaszcze moje dziecko po głowie). A czapeczki nie nosi? W ucho nawieje”. “Nie nosi. Jej mama wybrała hartowanie. Ale wie pani.. dzięki temu praktycznie w ogóle nie choruje!”- z szacunkiem wyjaśniam. “A wy młode to teraz nowoczesne.. ale dobrze.” Moje dziecko na koniec dostaje lizaka/cukierka i się rozchodzimy. W drodze tłumaczę maluchowi, że to starsza pani, miła i bardzo ją lubiła. Moja córka widzi w niej samo dobro. Starsza kobieta głaskała ją po głowie, uśmiechała się i dała słodycz (już pomijam moje nastawienie do lizaka za 10gr. ).
Ale jakże inaczej można by tą sytuację zinterpretować. Podchodzi babsztyl. Już widać, że namolny i czepialski. Spytał o czapkę dziecka. Kij jej w oko, niech się czepi swoich wnuków. I dotykała, DOTYKAŁA mojego dziecka. A ręce umyte miała..? I co to wo ogóle za maniery? Ja jej dotykam? Więc czemu ona dotyka mojego dziecka? I jeszcze jakieś gówno za 10gr. mu wcisnęła. Kazałam jej to zabrać i się odwalić.. bo jak nie to wezwę ochronę.
I wyszła taka matka ze sklepu. Cała dumna ze swej rycerskiej postawy. Tylko jaki sygnał dała swojemu dziecku? Pewnie, że zadziało się coś złego, silnie negatywnego. Że starsze panie to wiedźmy bo irytują mamę.
Sytuacja z wczoraj. Telefon.
– Mamo jak tam wam z Lenką mija dzionek?
– Super. Idziemy na plac zabaw. Tyle, że Lenka zapomniała łopatki z domu, ale może inne dzieci będą miały to pożyczą
– Yyy ok. [To się zdziwisz mami]
Po godzinie:
– Gdzie jesteście, jadę do Was..
– W sklepie. Kupujemy grabki i łopatkę.
– Nie było dzieci? – pytam podstępnie
– Były. I łopatki też miały.. swoje.
Dokładnie było to tak, że Lenka bawiła się z inną dziewczyną która miała wiadro zabawek. Ale za każdym razem kiedy nie daj Boże dotknęła czegokolwiek co było nie jej, opiekun wstawał i odbierał jej to z rąk mówiąc “to nie Twoje.. nie dotykamy”. To nie była pierwsza tego typu sytuacja babci ani moja. Z m-c temu w parku przyszliśmy do piasku jako jedyni z zabawkami. Dzieci patrzyły na nie łasym okiem. Makóweczki lekko przerażone atencją, olały zabawki i pobiegły się bawić na huśtawki. Zabawki leżały. A te dzieciaki patrzyły. I tak sobie myślałam. Co za popieprzony świat. Dzieci po tresurze bały się tknąć foremek moich maluchów. W końcu jedna dziewczynka się odważyła. Jej przerażona mama podeszła do mnie i z białoruskim akcentem spytała “może ona pobawić się łopatką?”, “jasne, że może!”. Mama zachęcona moja postawą podeszła bliżej i jakby wyszeptała “dziękuję. rzadko się zdarza, że ktoś pozwala, a my z Białorusi nie wieziemy nic. My tu po zakupy, ale park jest obok”
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Co się w ogóle dzieje? Czy te łopatki są tak cenne? Teraz, kiedy można je kupić za grosze, lub dostać gratis? Czy babcie zaczęły być bardziej zrzędliwe? Czy obcy ludzie niemili?
A może matkom całkiem już pomieszało się w hormonami zniszczonych łbach? Się for internetowych naczytało jak to trzeba być asertywnym i obcemu dziecku wyrwać zabawkę z ręki. Nie wiem… Ale przeraża mnie to wszystko.
A obserwatorami tej szopki są dzieci. Spróbujmy czasem na nasze reakcje spojrzeć ich okiem. Możemy doznać szoku.
Your comment*
jak dla mnie super wpis o prawdziwej rzeczywistości :)
Na początku naszych wypraw nie byłam nauczona że jak się z dzieckiem wychodzi to trzeba mieć ze sobą wszystko.
I nieraz byłam jak ta matka wariatka i ciągle do Amelki “nie ruszaj, nie dotykaj, to nie twoje”. I nieraz matki/opiekunowie innych dzieci jak widzieli to moje zażenowanie że dziecko nie ma się czym bawić pozwalali Amelce pobawić się zabawkami swoich dzieci, a dzieci nie protestowały. A czasem jest tak że nie ma kto pożyczyć bo rodzić nie pozwalała a dziecko nie chce pożyczyć.
Więc nauczona doświadczeniem jak wybieramy się na wycieczkę czy nawet do Kościoła na Mszę Św. to pakuję cała siatę niezbędnych rzeczy:
– przegryzka
– picie
– zabawki
– chusteczki mokre
– chusteczki higieniczne
– pampers
– ewentualnie trochę ubrań jak widzę, że pogoda może się zmienić w ciągu dnia.
Nieraz jest tak, że dzieci nic nie mają że sobą a my z całym tym majdanem wjeżdżamy na plac zabaw i wtedy pożyczamy i karmimy wszystkie dzieci (no tylko piciem się ciężko podzielić bo picie z jednej buteleczki nie wchodzi w grę) rodzicom/opiekunom głupio ale cóż mają zrobić jak dziecko też chcę zjeść to co Amelka. Najgorzej jest jak dziecko chce sobie pożyczyć zabawkę lub dostać tego “paluszka” a rodzic nie pozwala i tak to biedne dziecko patrzy i patrzy i patrzy, a mi się głupio robi bo wtedy sobie myślę, że to dziecko sobie myśli, że ja mu nie chce dać.
Ja nie mam nic przeciwko temu, że dzielimy się z innymi. Ciesze że Amelka nieraz sama chce coś pożyczyć dziecku lub wymieniają się zabawkami.
u mnie w siedlcach jeszcze tego nie zauważyłam,w naszych piaskownicach dzieci bawią się wspólnie wszystkimi foremkami,niestety rok temu zostałyśmy okradzione z większości foremek,miałyśmy całe wiaderko takich różnych zabawek,a została nam jedna łopatka i 2 foremki więc od tamtego czasu przyglądam się dzieciom i szczerze wole jak się dziecko spyta czy może a nie bezczelnie zabiera mojemu dziecku zabawki bo i takie przypadki są
Ja niestyty zauważyłam to u swojego dziecka,z powodu przedszkola. Panie sprawują wartę nad dziecmi jakoby miałyby sie zaraz pozabijać o te zabawki i zawzięcie pilnują które dziecko miało jaką zabawke, wydawając komendy ujarzmiające chęć zabawy dzieci. Synek od czasu pójścia do przedszkola niechętnie się dzieli a w domu uczony jest uprzejmości i współpracy z innymi dziećmi.
My jeszcze jesteśmy przed etapem wychodzenia do piasku, ale fajnie, że zwróciłaś na to uwagę. Niestety żyjemy w takich czasach, a nie innych gdzie nawet niemowlaki nie mogą się dotknąć bo zaraz wielka afera.
Idealnie to ujęłaś od kiedy młoda jest na tyle kumata, że wie o co chodzi w piasku to tam chodzimy ale własnie jest tak jak piszesz i choć sama ucze ją żeby można się bawić innymi zabawkami ale trzeba zapytać o tyle ona od małego jest uczona dzielenia się ot tak i mam nadzieję, że mi ta nuaka wychodzi (choć chwilowo mamy bunt dwulatka i wszystko jej jej i ona SAMA :)).
Nie do pomyslenia…
mieszkamy w DE i przewaznie nie mamy lopatek ze soba, bo maly tylko od swieta sie nimi bawi….ale to nigdy i przenigdy nie spotkalam sie z czyms takim, zeby nie pozwolono dotknac mu czyis zabawek…czy to pilka czy rowerek!!!
matki/babcie zawsze tez maja przy sobie jakies przekaski i bardzo chetnie czestuja inne dzieci.bo wiadomo, ze jak jedno je to i drugie chce…… a co do starszych osob napotkanych np w autobusie, to rzeczywiscie bardzo czesto jestesmy zagadywani i nie mam nic przeciwko poglaskaniu, ciesze sie, kiedy na twarzy starszej osoby pojawia sie usmich ale po buzi dotykania nie lubie;(
prawda, ale…;) jak podchodzi do mnie ‘miła starsza pani’ (a mam wrażenie, że przyciągam takie bardziej niż inni :) ) a moje małe cudowne dziecię płacze, bo coś mu akurat nie pasuje (zdarza się przecież) i ta ‘miła starsza pani’ rzecze..”nie płacz i słuchaj mamusi, bo jak nie to zabiorę cię ze sobą” i widzę przerażenie w oczach dziecięcia mego to hmm….@#$^%**%((#&^^&*$()@*&$ !!!!!! a wieczorem w łóżku słyszę “Mamusiu Olo pani nie zabierze Eli???” – nic tylko podziękować ładnie ‘miłej starszej pani’
Tak jak przeczytalam na blogu kredki I costamcostam(przepraszam nie pamietam nazwy dalej), od tej pory bede wyciagac tel I mowic, ze dzwonie na policje bo pani grozi porwaniem mojego dziecka.
Na blogu “Klocka i kredki”….byl zupelnie inny kontekst,nie glaskanie dzieci po glowce i rozdawania cukierkow………tylko starsze panie,ktore wtracaja swoje …..”trzy grosze” i straszą przy okazji cudze dzieci,tekstami typu” jestes niegrzeczny i pani Cie zabierze”…….radze przeczytac dokladnie tamten tekt a potem cytowac…..nie ma chyba to nic wspólnego z tym tekstem Makoweczki. Jesli ktos jest mily dla dziecka,tym samym trzeba odplacic………ale zbyt nachalnego dotykania i glaskania mojego dziecka przez obce osoby tez nie lubię…..są pewnie granice jednak.
Co do zabawek to racja……….to rodzice mają dziwne fobie…..a dzieci lubią się wspólnie bawić i dzielić,tylko trzeba je tego nauczyć!
Pocieszę Cię – nie wszędzie jest tak źle ;) U nas na przykład w piaskownicach komuna totalna i “MOJENIEJUSIAJ!!!!” słychać tylko z ust dwu-trzylatków – bo tak już działa dwuletnia główka, cóż począć.
A zabawki też mamy podpisane – żeby w całej hałdzie tych za 2,90 z Pepco czy Biedronki odlosować na koniec dnia te swoje :)
Zdziwił mnie ten wpis. U nas jest zupełnie inaczej. Dzieci zabawek bronią i to normalne, ale rodzice wręcz zachęcają do pożyczenia sobie czegoś. Idąc bez niczego wiem że coś w piaskownicy będzie. I nie jest to miejsce gdzie wszyscy się znają, tylko park x placem zabaw
U nas pod blokiem to leży stos łopatek i nikt tego nie rusza. Ale mama chodzi z Lenką u siebie na plac zabaw lub do parku. A tam panują inne zasady :/ .. chyba.
Na Plantach już nie ma sterty wiaderek i łopatek?W ub.r jeździliśmy tam bez “osprzętu” i mała zawsze miała się czym bawić
Podoba mi się ten opis z sytuacją ze starszą Panią… przeważnie patrzę na to twoimi oczami. Co prawda cukierki wygrzebane w przepastnych torbach starszych Pani odbiertam Córce, bo… no jakoś mnie obrzydzają, cholera wie gdzie i ile je trzymała ;) Ale jestem miła, pozwalam pogadać, pogłaskać, zagadać… Mała też lubi poznawać ludzi, nie bronię jej.
A co do placu, to u nas jest jak u Sylwii – to przeważnie dzieciaki wykłócają się o zabawki, rodzice namawiają do pożyczenia i wymianki. Ja też próbuję uczyć moją Córkę, że warto się dzielić lub wymieniać, ale jeśli widzę, że kompletnie nie ma ochoty na pożyczanie swoich zabawek, mówię chętnym, że “to są jej zabawki i chyba nie ma ochoty się nimi dzielić, przykro mi”… :) Bywa, ja też nie zawszę mam ochotę komuś coś pożyczać ;)
Zdziwilo mnie to, co piszesz, moj syn ma 4l, bywalismy i bywamy na wielu placach zabaw w roznych miastach, za granica tez i nigdy nie spotkalam sie z takim zachowaniem; ostatnio kupilam zestaw zabawek, bo nie wzielismy swojego, ale dlatego, ze bylo malo dzieci i mialy tylko kilka zabawek. Zawsze staramy sie dzielic, oczywiscie nie moze byc tak, zeby moje dziecko zostalo z niczym, ale to, czego akurat nie uzywa, lezy dostepne dla innych.
U mnie też dzieci i rodzice wszystkim się dzielą. Bywam na wielu placach zabaw z Synkiem, w różnych częściach W-wy i nie spotkałam się z takim zachowaniem. A na naszym osiedlu to nawet drogie zabawki stoją w piaskownicy przez cały sezon (garaże Wadera, duże ciężarówki czy mechaniczne koparki)
Uczę dziewczyny (póki co starszą) dzielić się zabawkami i wymieniać na trochę. Kiedyś też było tak, że Ola sama podeszła, zagadnęła dziewczynkę i zapytała (tak, dwuletnia, wówczas, ZAPYTAŁA grzecznie) czy wiaderko może pożyczyć. Wiaderko dziewczynka pożyczyła z uśmiechem. Podbiegła natomiast babcia dziecka i wyrwała zabawkę mojej małej, mówiąc podniesionym głosem “nie wolno zabierać zabawek!”
To się babo goń, myślę sobie.
W każdym razie – my pożyczamy, wychowujemy dzieci, tak żeby nie trzęsły się ze strachu, gdy ktoś dotnie ich zabawek.
Natomiast nie trawię tego, gdy inne dzieci wyrywają z rąk zabawki moim i pozostawiają je ryczące, a rodzice nie reagują. Wszystko z umiarem.
Z tym głaskanie po głowie to nie. Nie zwróciłabym pewnie uwagi, ale minę miałabym nietęgą. Sama nie lubię, gdy ktoś naruszą moją strefę osobistą i dzieci głaskać moich też nie trzeba. Uśmiech i gadka wystarczą.
A częstowanie, spoko gdy osoba częstująca karmi tym swoje dziecko. Ale pan w wieku lat 50, mijający plac zabaw bez dziecka, próbujący wcisnąć mojej córce lizaczek “bo on tak lubi dzieci” – O NIE! podziękowałyśmy.\
Zagadał nas kiedyś starszy pan przejeżdżający na rowerze. Córkę w sumie, niespełna dwulatkę wtedy. Wyjął z torby lizaczek i chciał jej dać. Podziękowałam, mówiąc że córka za mała jest na lizaki. A później sobie myślę, starszy pan ma na rowerze torbę z lizakami, no coś nie halo…
Hmm, ja tego u siebie nie zauważyłam, co prawda dzieci często nie chcą dzielić się zabawkami, bo jak się okazuje zawsze najatrakcyjniejsza jest ta którą wzięło właśnie inne dziecko i zaczyna się ” to moja zabawka”, ale nie słyszałam żeby rodzice te zachowania wzmacniali, wręcz przeciwnie zawsze starają się wytłumaczyć dziecku że trzeba się dzielić i że chwilkę pobawi się ktoś inny a za chwilkę on/ona. Nie widziałam też żeby ktoś podpisywał zabawki.
Faktycznie przeraża to co w piaskownicach się dzieje. Powiem Ci nawet, że to ja mam lęk dać dziecku memu czyjąś łopatkę no bo jeszcze zaraz mnie ktoś zrypie z góry na dół, że to ich. Sama widząc pustą piaskownicę mówię, chodź przyjdziemy tu po obiedzie, weźmiemy SWOJE foremki. Jak już je mamy to się dzielimy i żaden to problem, ale głupio że zawsze trzeba mieć swoje foremki jak swój piórnik w szkole.
Mocne. Na szczęście na naszych placach zabaw są zabawki wspólne. Szczerze mówiąc, to byłam zdziwiona, że do piaskownicy dzieci przychodzą z własnymi zabawkami i siedzą właśnie w kąciku i się bawią. My jakoś nigdy własnych zabawek nie przynosimy, choć mamy. Zawsze się uda pożyczyć jak coś.
Sporo racji w tym co piszesz o wychowywaniu dzieci za murami. Dookoła widzę mnóstwo rodziców którzy ciągle wpajają dzieciom czego mają się bać. Uważaj, bo się przewrócisz, bo się pobrudzisz, bo cię piesek ugryzie, kotek drapnie, nie wchodź bo spadniesz, bo zarazki, bo robaki, bo obrzydliwe, itd.
Tak zapytam przez ciekawość, te wspólne zabawki, które znajdujecie w pisakownicy to skąd się tam wzięły Wspólnota/Spóldzielnia kupiła, czy może inni rodzice przynieśli?! Szczerze wkurza mnie takie podejście “zawsze coś się znajdzie”.Jak wybieram się z dzieckiem do lekarza to zabieram książeczkę zdrowia, a jak na plac zabaw to zabawki. Nie nastawiam się, że może inne dzieci coś przyniosą tylko zabieram coś, czym moje dziecko będzie się bawić i potencjalnie wymieniać z innymi, gdy będzie chciało. Niestety często okazuje się, że na wszystkie dzieci w piaskownicy tylko moje dziecko miało się czym bawić, bo te zabwki które zwykle były w piaskownicy “wyparowały”. Więc w rezultacie te maluchy jak jakieś zombiaki chodziły krok w krok za moim dzieciem byle tylko pobawić się tym co on akurat miał. Tyle, że on wystraszony sytuacją nie miał nastroju aby oddać swoje zabawki innym. I nie dziwiłam mu się. Jedną łopatkę, którą mieliśmy oddaliśmy innym do “wspólnej” zabwy, co doprowadziło do armagedonu. A wystarczyłoby, aby każda mama miała jednak w wózku/ torebce resoraka. łopatkę czy foremkę/ książeczkę coś własnego dla swojego dziecka, Wtedy dużo łatwiej tłumaczyć dzieciom, że fajnie jest się WYMIENIAĆ.
U nas na placu jeszcze nie tak źle bo dzieciaki się wymieniają, moja idzie ze swoimi zabawkami a w końcu i tak bawi się czyjąś,czasami ma takie dni że nie chce się podzielić ale jej tłumacze.Raz w parku mój mąż miał taką sytuacje że mieli ze sobą zabawki które zostawili w piaskownicy i bawily sie nimi inne dzieci, no i przyszedl czas ze mieli wracac do domu wiec poszli po zabawki a tam pani KAZAŁA im jeszcze zostac bo jej synek sie wiaderkiem naszym bawi i będzie płakac eheheh
Wiesz co, ja mam inne zdanie. Nie jest mi miło jak ktoś bierze moje rzeczy bez pytania. To dlaczego ktoś może brać rzeczy dziecka? Co innego jak zapyta. Ale i tak najczęściej nie chce dać. Bo ta łopatka czy wiaderko to jej skarby. Nie mówię wtedy “trzeba się dzielić”, bo wcale nie trzeba.
Zgadzam się – nie zawsze trzeba się dzielić. Starsze dziecko oczywiście uczymy – w uproszczeniu: że jak chłopczyk pobawi się twoją łopatką, to jej przez to nie ubędzie (no chyba że zepsuje, to wtedy zonk), ale zmuszanie malucha, który dopiero co odkrył prawo własności i w pełni się nim napawa, żeby oddał SWOJĄ rzecz innemu dziecku, uważam za co najmniej krzywdzące.
Krzywdzące? Kobieto, ucz czym prędzej swoje dziecko pozytywnych odruchów, patrz na to przyszłościowo. Twój maluch pójdzie kiedyś do szkoły, dziwnym trafem zapomni długopisu. Podejrzewam, że jednak chciałabyś, aby kolega lub koleżanka z ławki mu go pożyczyła, bez wykręcania się prawem własności… A znam takie co nie pożyczą kredki, bo nie i już.
A takich dzieci inne dzieci nie lubią ;)
I wyrastają na samolubne i nikt bawić z nimi się nie chce.
Sama mialam taką koleżankę, która nigdy niczym się nie dzieliła i nie powiem, żeby spotkalo się to z entuzjazmem ;). U nas w piaskownicy wszystkie zabawki są wspolne i nikt ich do domu nie zabiera. Każde dziecko przynosi tylko swoją lopatkę a w piachu leżą dyżurne ;).
Zgadzam sie. Czytalam gdzies,ze male dzieci po prostu nie rozumia konceptu dzielenia sie. Nie doczytalam w jakim wieku to sie zmienia. Na razie ucze mojego malego “czekamy na nasza kolej”.
Czytam Twoja notke i ciezko mi w to uwierzyc, nigdy nie bylam swiadkiem takiej sytuacji. Owszem zdarzaja sie pytania “czy moge pobawic sie lopatka” ale nigdy nikt nie wyrywal dzieciom zabawek. Ja zawsze biore dodatkowa lopatke i ciesze sie gdy moje dziecko moze pobawic sie z innym. MM zapraszam do Gdanska, tu cisza i spokoj :-) Pozdrawiam
Wiesz,ja nie mam nic przeciwko jeśli do mojej córeczki podejdzie dziecko i POPROSI o zabawkę.A nie w trakcie jej zabawy wyrywa z rąk,aż ta z impetem ryje twarzą po piachu.Mała sama już wie,że na słowo proszę daj trzeba się dzielić(zawsze mamy 2 łopatki) Może w oczach innych matek moja córka jest sknerą ale szczerze mam to gdzieś…
Smutne :( My jeszcze do piaskownicy nie chodzimy, ale na place zabaw tak. I takiej postawy u dzieci/rodziców nie zauwazyłam. Ale domyślam sie, że to kolejna różnica pomiędzy UK a PL. Za miesiąc będziemy w PL na wakacjach. I aż boje się co to będzie. Chyba już teraz powinnam sie mentalnie przygotować na takie zachowania.
Tekst bardzo fajny, jak zawsze zresztą :)
Czy u Was naprawdę jest tak na placach zabaw? Dziwi mnie to bardzo.
U nas z reguły wszystkie dzieci bawią się wszystkimi zabawkami znalezionymi w piaskownicy. Nieważne czyje to jest. I raczej w drugą stronę to działa. Dzieci mają silną więź ze swoimi łopatkami a rodzice namawiają je do dzielenia się ;)
A zabawki do piachu podpisuję. Tylko dlatego, żebym wiedziała co zabrać do domu, bo ja nie pamiętam, co jest czyje ;) A nie chcę przez przypadek zabrać zabawki jakiemuś dziecku ;) Bo wiem jaki potem może być ryk o tę brakującą rzecz.
A ja dumna jestem jak w piaskownicy dziecię moje się podzieli i raczej to dzielenie takie powszechne , nie spotkałam się z “nie bierz bo to mojego dziecka” , jest nawet w jednym parku piaskownica zostawionych zabawek-gdzie zawsze są jakieś “służbowe”, ale głaskanie, dotykania dziecka mimo najlepszych intencji starszych Pań jest nie do przyjęcia powód jest jeden-córka tego nie lubi, zamyka się, a jak dostanie coś czego jeść nie może?-ludzie myślcie to nie boli. To dla niej obcy człowiek i od razu dochodzi to przekroczenia granic, nie do przyjęcia. Ja oswajam w nowym miejscu, przyglądamy się nowym ludziom a tutaj szast prast wchodzi buciorami w jej przestrzeń. Nie do przyjęcia
Czytajac co napisalas tak mi sie wlasnie przypomnialo… bylismy teraz na swieta u rodzicow we Wroclawiu (mieszkamy w DE). Siedzialam z mama i dziewczynami na placu zabaw, przyszla dziewczyna z dwoma chlopcami w wieku moze 5-8 lat i mieli ze soba banki :D zaczela je puszczac i moje dziewczyny wpadla w szal ich lapania stoijac nieamlze kilometr ;) od nich. Dziewczyny niby po cichu powiedziala do chlopcow “chodzcie idziemy bo wam wszystkie zabiora”, w glos sie zaczelam smiac :) wiec co do waszych perypetii z zabawkami, tak powzna sprawa nie mam nawet komentarza :)
Mieszkam w UK i co mnie najbardziej zdziwiło, w odniesieniu do Polski na placu . Moja Córeczka bawiła się ładnie z dziewczynką (rodowitą angielką), nagle tamta dostała od mamy małą paczuszkę chipsów dla siebie i dla mojej córeczki (nową, nie otwieraną) Mama się grzecznie uśmiechnęła, trzymając drugie maleństwo na rękach.. w Polsce u mnie było, tylko “moje” , nie wolno, zostaw, nie dotykaj u Mam, u paru Panów na placu spotkałam się z większa tolerancją do dzieci i kazali się dzielić Córeczkom z moją i innymi patrząc z boku czy oby na pewno się ich Córeczka podzieliła i ładnie bawi z innymi dziećmi..
Wiesz co, nie wiem czy Twoja mama nie miała jakiegoś pecha, bo też chodzę na ten plac do parku i nigdy mnie coś takiego nie spotkało:) raczej w drugą stronę, często córka zaczyna się bawić w piasku, dołączają się inne dzieciaki, tymczasem moja biegnie na huśtawki czy zjeżdżalnie, wraca i bawi się zupełnie innymi łopatkami, dopiero przy wyjściu szukamy swoich.
Dopisuje się do tego, bo nas również na plantach (ani w żadnej innej piaskownicy) nigdy coś takiego nie spotkało.
Może źle trafiliście, a może inaczej postrzegasz “dzielenie się”.
Większość 2-3 latków jest w fazie “wszystko moje”, więc nic dziwnego, że krzywo patrzą na inne dzieci, które próbują “przywłaszczyć” ich zabawki. Tym bardziej, że sporo dzieci chce się bawić akurat tym, czym się bawi inne dziecko i tu zaczyna się wyrywanie z ręki.
W takiej sytuacji każda normalna matka reaguje i nie pozwala obcemu dziecko zabrać własności jej pociechy i nic w tym dziwnego.
Gdyby obce dziecko wyrwało Lence z buzi smoczek czy lizaka, też mówiłabyś, że należy się dzielić?
Dorośli postrzegają dzielenie się zupełnie inaczej niż dzieci, a na naukę dzielenia się przyjdzie jeszcze czas (choćby w przedszkolu).
Co do sytuacji ze staruszką, to sytuacja sytuacji nie równa.
Możesz uważać, że dana staruszka jest nie groźna, a Twoje dziecko ochoczo lgnie do wszystkich (tak wyczytałam w którymś z wcześniejszych postów), ale nie zauważyłaś, że w taki sposób uczysz dziecko ufności do obcych?
Wbrew pozorom nie tylko starci obleśni panowie mogą być groźni. Szurnięte (z pozoru miłe) staruszki też się zdarzają i w każdej sytuacji trzeba być czujnym,.
Taką postawą przekazujesz Lence informację, że starsza uśmiechnięta osoba (z bonusowym lizakiem) nie jest groźna i jeszcze chętnie poklepie po główce czy weźmie na kolana … A jak się ręka pod spódniczkę omsknie, to co wtedy?
Może nieco przesadzam, ale to my, dorośli powinniśmy być czujni w każdej sytuacji, bo skoro my nie wyczujemy zagrożenia w porę, to dziecko tym bardziej go nie zauważy.
Na szczęście nie mogę potwierdzić sytuacji łopatkowej, bo mam to szczęście że na 4 placach zabaw na które z sykiem chodzimy wszyscy się wszystkim dzielą. Tzn są też dzieci które w kącikach siedzą, ale z mojej obserwacji wynika że jest to po prostu usposobienie dziecka i tyle.. W jednej z piaskownic leży też sterta porzuconych zabawek “niczyich” które z zasady są po prostu dla wszystkich dzieci :)
Ale co do całości się zgadzam… że dziwne jest to takie: moje dziecko jest MOJE i wara od niego.. przykre bo uczy to braku szacunku.. i to odwracanie kota ogonem że dotykanie dziecka (głaskanie) to brak szacunku dla niego, bo przecież dorosłych nikt na ulicy nie dotyka jest trochę śmieszne..
Dziwi mnie to rozdmuchiwanie problemów – jacy to ludzie są beznadziejni, szczególnie Ci starsi, jak się wtrącają, jak bezczelnie, a jacy są głupi.. dokąd zmierza nasza kultura??
Oczywiście.. dzieci uczone są tolerancji, a jakże, ale tylko w wybranych wypadkach, politycznie poprawnych, które my tolerujemy, żeby ładnie wyglądało..
Ale to chyba nie tędy droga..
Jest jeszcze taka możliwość że ja po prostu mam szczęście i nie spotykam tych przykładowych okropnych starych bab, pań w przedszkolu, co się we wszystko bezczelnie wtrącają.. i nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji ;P
święte słowa… chodź przykre że takie prawdziwe :( a im dalej tym gorzej …i patrząc na to wszystko nasuwa się tylko jedno stwierdzenie że to nie wina dzieci tylko rodzice są popieprzeni…
Marlena dobry post… u nas rzadko się zdarzają takie sytuacje bo dzieciaki ogólnie się dzielą zabawkami, pożyczają, a jak nie chcą czegoś pożyczyć to jednak rodzice lub też opiekunowie interweniują, żeby ten maluch na chwilę pożyczył zabawki bo i tak w tej chwili się nie bawi. ale są czasami wredni rodzice, którzy już wzrokiem zabijają bo to dziecka zabawka i już…ale jak już mówiłam na szczęście takie sytuacje są bardzo sporadyczne :)
dziwne co piszesz, bo nigdzie sie z czymś takim nie spotkałam. Chyba po prostu macie pecha…
Ja to wręcz zauważyłam zmuszanie dziecka do bezgranicznego “miłosierdzia”.
Jak to nie chcesz dać łopatki chłopczykowi??? daj, trzeba się dzielić! i wyrywa dziecku zabawkę bo co ta mama pomyśli o moim dziecku?! dodam że to właśnie zwykle te malutkie dzieci ok 2 lat.
Mieszkam w małej wiosce pod wielkim miastem. Place zabaw mamy dwa – jeden w miarę czysty, na drugi nie chodzę – ponieważ poza toną potłuczonego szkła od napojów chmielowych można natknąć się tam na dziesiątki psich niespodzianek. Ale na placu, na którym przebywamy kilka razy w tygodniu, jest piaskownica, a w niej kilkanaście ogólnie dostępnych foremek, wiaderek, łopatek. Zabawki dla każdego. Czasem też tam pozostawiamy nasze łopatki, traktorki, żeby i inne dzieci się pobawiły. Co jest fajne – wszystkie dzieci wiedzą, które dziecko jaką zabawkę przyniosło i zostawiło… i wszystkie dzieci wiedzą, że mogą się nimi bawić i nikt im za to uszu nie natrze. I nie mają nic przeciw, by na kilka dni zostawić także swoje zabawki. Nigdy żadna nie zginęła – dzieci nie zabierają cudzych skarbów ze sobą do domu. Może to dlatego, że to wioska i większość osób zna się choćby z widzenia…
Lubimy się dzielić, ale jest też tak, że synek wie, że jeśli nie ma ochoty, to nie musi w danej chwili nic nikomu pożyczać – ja nie chciałabym, by ktoś w moim telefonie grzebał, więc nie wymagam od syna, by dzielił się zawsze i wszystkim :)
dziwne to bo ja na niejednym placu w niejednym mieście byłam i czegoś takiego nie doświadczyliśmy, sami mamy zawsze swoje rzeczy do zabawy i chętnie się dzielimy , nie raz jest tak że wracamy ubożsi o łopatkę czy grabki to najnormalniej w świecie nie mam serca wyrywać je jakiemuś maluchowi jak się bawi a akurat nie ma jego mamy która mogła by go poprosić o oddanie
jak czytam niektóre komentarze to mi ręce i nogi odpadają
nie dziwota że potem taka znieczulica w społeczeństwie bo wszyscy nauczeni że tylko ja tylko moje i nic innego mnie nie obchodzi
U nas za blokiem na stałe jakieś zabawki leżą w piaskownicy i każde dziecko się nimi bawi. Do tej pory zawsze, gdy nasza Ola interesowała się “czyjąś” zabawką, rodzice mówili “proszę, weź” a swoje dzieci zachęcali, by się dzieliły. Za to zamurowało mnie, gdy jakaś cztero czy pięciolatka zagrodziła naszej rocznej Oli drogę na drabinki mówiąc “plac zabaw nie jest dla małych dzieci”. Ciekawe, kto ją tak wyedukował?
Na wsi jest inaczej, leży pełno zabawek, nawet własnych mieć nie trzeba, ale spotykam się w mieście z ostrymi reakcjami rodziców :(. Kilka dni temu do małej podszedł chłopczyk niewiele starszy od niej,machnął jej ręką przed buzią (nie uderzył, bo Mela by płakała), podbiegł ojciec, strzelił małego ( nie nie uderzył-strzelił z góry wielką łapą), szarpnął go na ręce i pośpiesznie odszedł-nie wiedziałam co mam zrobić.
Mamy na podwórku tonę zabawek, gdyż przychodzą do ans dzieci się pobawić i nie chcemy sytuacji by któreś płakało, że dla niego zabrakło, ale dzieci jak dorośli czasem upatrzą sobie jedną rzecz,której lepiej, żeby inni nie dotykali, bo TO akurat jest moje ;).
To przykre, że ludzie zaczynają bardziej interesować się zabawkami swoich dzieci, niż samymi dziećmi. I opiekują się nimi tez lepiej.
U nas aż tak źle nie jest choć zdarzają się mamy które bronią tych “cennych” zabawek jak lwice… a potem dzieci to naśladują…. ech…. a nas ostatnio spptkala sytuacja kiedy poszłam po pracy na plac zabaw do mojej córki która była tam z dziadkiem i przynioslam paczkę mlecznych bułeczek. Nagle patrzę a biegnie w moją stronę dziewczynka około 1, 5 roczku i chce się poczestowac i mama ją zabiera płaczącą i wyginającą się “bo to wstyd żeby wołała jeść od obcych!” Ejjjj to wkońcu maluszek:-) Poczęstowaliśmy ją jednak. Bo następnym razem Blanka pogoniła by ją pewnie z hukiem nauczona że nie wolno…
O ile chodziło o “wstyd” to rozumiem, głupota. U nas jest inny problem – alergia. Więc niestety Mała nie może się częstować jedzonkiem innych dzieci, chyba, że są to np. jabłka. Ale żeby bronic dziecku? Zośka to nawet największy kawałek weźmie jak ją częstują, a i sama często poprosi, bo jeść kocha :D I się tego nie wstydzimy ;)
Ja jestem jak najbardziej za tym, żeby się dzielić (i to staram się jej wpajać od początku), niestety moje dziecko ma inne zdanie i jak widzi, że ktoś rusza jej zabawki to krzyczy na cały plac zabaw: MOJE, MOJE! Ale tłumaczę, że się pobawi i odda i już po kłopocie. Ew. dla przypomnienia Mała kilka razy powtórzy do innego dziecka: Odda, odda.
I zawsze myślałam, a po co te zabawki, wiadra, łopatki, grabki ciągnąć do domu co chwilę, niech leży w piaskownicy, wrócimy po drzemce to się będzie bawić i tu zdziwienie :/ Bo wracamy na plac zabaw, a tu naszych zabawek już nie ma. Komuś widocznie były potrzebne wiaderko, grabki itp. za całe 25,99 :P Tylko weź tu teraz wytłumacz 16 m-cznemu dzieciakowi, że nie mamy drugiego zestawu :/ Po cennej lekcji, owszem jak jesteśmy na placu zabaw to niech się wszyscy bawią tymi plastikami, ale jak idziemy domu to zabieramy ze sobą, sorki taki kraj :P
Ja również spotykam się z tym zjawiskiem na co dzień. Matki egoistki chowają małych egoistów. O zgrozo jest ich coraz więcej ;) Często zdarzało się, że zapominałam zabrać z domu gadżetów do piachu. Mimo płaczu mojego dwulatka, próśb z mojej strony, aby dany osobnik pożyczył na chwilkę swój sprzęt słyszeliśmy odmowę TO MOJE, NIE RUS ;) Ponieważ chcę wychować syna na dobrego człowieka, już od najmłodszych lat wpajam mu, że należy się dzielić. Nie wszyscy jednak wychodzą z tego założenia. Korzystając z korzystnych cen łopatka + grabki = 2,90 :) nosimy takich zestawów więcej pod wózkiem i dzięki temu w piaskownicy mamy więcej znajomych niż wrogów ;) ba i mamy które do tej pory nie wyrażały chęci współpracy zaczynają się do nas uśmiechać, zagadywać. Progress ;)
A u nas ten problem rozwiązali tak, że w piaskownicy zawsze leżą 2 komplety łopatek “miejskich”. :)
Starsze panie jak są miłe to okey – ale jak podchodzi do ciebie taka jędza, która od razu na wstępie pyta, czy nie widzisz jaka dziś pogoda bo dziecko zamarznie w tym 18 stopniowym “mrozie”, albo od razu coś mówi a propos nieodpowiedzialnych, młodych matek – to mnie szlag trafia. ;)
Nie wiem gdzie Wy wszyscy mieszkacie i co się dzieje z tą społecznością miejskich mam “nie tykaj bo ugryzę”, współczuję ogromnie, ale na szczęście u mnie (teraz na wsi) dzieci przychodzą do naszej piaskownicy i bawią się czym chcą – nie mamy problemu.
Jednak zapamiętam – będąc w miejskiej dżungli i będę chronić swoje dziecko przed strażniczkami łopatek, co by nie tykały nieswojego- czyli dziecka mego. ;)
To u nas na placu zabaw nie ma czegos takiego…i to Warszawa.Owszem jak dziecko ma jedną łopatka,która sie akurat bawi to wiadomo nie wolno wyrywać.Dzieci sa uczone pożyczania,wymieniania sie zabawkami.Oczywiscie nie zawsze dzieci musza miec na to ochote,zwłaszcza w chwili,gdy sie bawia dana rzeczą.Ale zabawki zazwyczaj zabiera sie własnie na wymiane niz dla swojego dziecka :).Kazdy siebie zna,mozna zostawic dziecko na placu zabaw pod okiem znanych mam i jak sie zapomniało jakiejs zabawki spokojnie leciec do domu.
Nie tyczy sie to tylko zabawek,ale takze przekąsek,trzeba sie czestowac i dzielić.Jesli dziecko nie chce pozyczac zabawek,to niech ich na plac zabaw nie przynosi.Była tylko jedna sytuacja na kilka lat,gdy jakas mama kazała schować dziecku piłke,jesli nie chce,zeby ktos ja ruszał. Wiadomo dzieciaki czesto jak widza jakas fajna fure do piachu i nie moga w danej chwili pozyczyc to próbuja wymusić płaczem.Ale na tak duza ilość matek i dzieci kazde jest uczone,ze trzeba sie dzielic,na placu zabaw nie ma moje,jest wspólne.Nikt sobie nie żałuje roweru,hulajnogi i drozszych zabawek
Hmm, o ile zabawki do piasku chętnie pożycza i mój syn i ja nie widzę w tym problemu, o tyle gdy ktoś chce pojeździć na biegówce czy hulajnodze mojego synka grzecznie odmawiam. Nie są to sprzęty za 10 zł, na dodatek są to prezenty. Nie pozwalam również aby synek jeździć na pojazdach innych obcych nam dzieci, szanując to że są to ich sprzęty. Inaczej sprawa wygląda gdy są to znajome dzieci.
Z taką sytuacją w piaskownicy nie spotkałam się jeszcze nigdy, przeciwnie zazwyczaj wszystkie zabawki leżą na kupie i wszyscy bawią się wszystkim ;)
Co do reszty…no tak faktycznie bardzo wiele się zmieniło, sama najchętniej nie wypuszczałabym dzieci z domu po tym jak przez pół godziny posłucham w tv wiadomości, jesteśmy wrecz bombardowani informacjami od których włos się na głowie jeży i tak w sumie nie do końca dziwię się trendowi ” nie rusz to moje dziecko”
Wczoraj właśnie wspominałam sytuację, kiedy miałam 12 lat i razem z koleżanką ( 3 lata młodszą) poznałyśmy jako pierwsze nowego sąsiada, samotnego, starszego Pana, zresztą bardzo sympatycznego i ten Pan zaproponował nam, ze przewiezie nas swoim samochodem ( nowy Ford ) co na początku lat 90-tych było dla nas nie lada atrakcją. Jak sobie teraz pomyślę, że moje dzieci miałyby wsiąść do samochodu z obcym facetem…. Dżizas!!! Aż mi się słabo robi
I może tak to właśnie działa, z jednej strony pamiętamy jak sami byliśmy dziećmi, nastolatkami, co robiliśmy, jak bardzo byliśmy beztroscy, naiwni, a drugiej jesteśmy bombardowani informacjami o gwałtach, molestowaniach, znęcaniu się i w efekcie mamy ochotę zamknąć to dziecko z złotej klatce i uchronić od tego całego świata
Moja córka wie, że bez pytania (pozwolenia) nie może brać zabawek innych dzieci. Natomiast kwestię pożyczania jej zabawek pozostawiam właścicielce. Wie, że ładnie się dzielić, że jeśli chce pobawić się cudzymi zabawkami to musi się na czas zabawy wymienić jeśli jest taka chęć z drugiej strony. Ale nigdy bez jej zgody nie pozwoliłam innemu dziecku nic wziąć, nawet jeśli nie ma jej w pobliżu. Dlaczego? Spójrzmy na to inaczej: to są jej zabawki. Zazwyczaj mam ze sobą torebkę z całym asortymentem – od kluczy, telefonu, pewnie po igłę do szycia. Nie używam tego wszystkiego na placu zabaw a jednak nie daję nikomu pozwolenia na “zabawę” tymi rzeczami. To ja podejmuję decyzję czy pożyczyć komuś gazetę do przejrzenia czy nie i takie prawo ma moje dziecko. Podsumowując- nie ja decyduję o zabawkach mojego dziecka (do czasu bezzwrotnych wymian, bo wtedy w domu pewnie były płacz).
hmm jakos nie umie sobie wyobrazic tego moze mieszkamy w innym kraju?:)u nas cos takiego nigdy nie mialo miejsca a moje nie ruszaj to jak ktos wyzej napisal tylko z ust 2 latkow.
Kurcze, nie znam, moja córka się zawsze dzieli, a jak weźmie coś należącego do innego dziecka jeszcze nigdy nie usłyszałam komentarza typu “to nie Twoje, nie dotykaj”, wręcz przeciwnie rodzice zachęcają maluchy do pożyczania…
Zabawę w parkowej piaskownicy mamy troszkę już za sobą.
Ja swoją córkę od zawsze uczyłam,że należy pożyczać. Przeważnie na dobre nam to wychodziło,bo i Mała miała z kim się bawić :)) Czasami jakaś łopatka, foremka zginęła. Wiadomo wszystkie zabawki podobne, często identyczne.
Wystarczyły malutkie naklejki literki. Wszyscy mogli bawić się tymi zabawkami, ale jak dzieciaki się rozchodziły wiedziałyśmy które to nasze. Ja się nie martwiłam,że przez pomyłkę czyjąś zabiorę,a i nam przestały zabawki ginąć ;)
to chyba tak nie do końca, albo zależy gdzie, ja rozumiem, że dziecko może być samolubne, nie chcieć się podzielić, ale żeby dorosła osoba? nie podoba mi się to :(
u nas zabawki czasami sa podpisane,ale z tego względu,ze kazdy bierze torbe zabawek i czasami nie pamięta sie ,która zabawka jest dziecka,zwłaszcza jak da sie babci czy dziadkowi to skąd maja to wiedzieć :)
Dziwne macie te matki w Białymstoku :)
Świetny temat. Podzielę się swoimi doświadczeniami. Do niedawna żyłam w słodkiej nieświadomości. Moje dzieci lat 5 syn i 2 córka wychowywane były na osiedlu, gdzie choć były tylko 3 nieduże bloki zawsze było dużo dzieci. I tak żyliśmy sobie stadnie w myśl zasady ” wszystkie dzieci nasze są” Wynoszone zabawki, rowerki, łopatki, samochodziki, kocyki były dla wszystkich. Każdy dzielił się z każdym. Domowy kompot rozlewany był na 10 kubeczków, a dziecięce ciastka leżały na talerzu-dla wszystkich. Sąsiadki nawet te bez dzieci i wnucząt “miały oko” na pozostałe dzieciaki.
Rok temu przeprowadziliśmy się do innego miasta…oddalonego zaledwie o 40 km. Tutaj zasady panują zupełnie inne. Na początku myślałam, że to wina tego, że jesteśmy “nowi”, “obcy”…ale minął już rok i nic w tej sprawie się nie zmieniło.
Broń Boże niczym się nie dziel, siedź w swoim kącie i milcz, nic nie chciej, nie hałasuj, nie śmiej się, nie oddychaj… Dzieci nie bawią się ze sobą wcale, ba!!! one nawet ze sobą nie rozmawiają. Matki, młode dziewczyny biegają za tymi biednymi dziećmi z nawilżonymi chusteczkami nom stop wycierając buzię i ręce-pytam się-po co prowadzić dziecko do piaskownicy skoro nie może się bawić, bo sobie ręce ubrudzi???? Jakakolwiek próba zagadania kończy się krótkim “tak” ” nie” “nie wiem”….
Straszne to i przykre. Serce mało mi nie pękło jak mój 5 latek wpadł na boisko, roześmiany, zadowolony, bo w końcu rówieśnicy grali w piłkę- podbiegł w podskokach i mówi ” Cześć nazywam się Szymon, mogę z Wami pograć?” i wiecie co się stało??? nic się nie stało, olali go, zignorowali, nawet nie zaszczycili spojrzeniem… Nie powinno tak być
Nie wychowuję Dzieci w Polsce i przyznam że totalnie mnie zaskoczył powyższy wpis :O
Na naszym okolicznym placu zabaw co prawda nie ma piaskownicy ale dzieci przynoszą piłki,rowery,hulajnogi,pistolety z bańkami i jest znakomita kooperacja-dzieci się znają i nie ma problemu jak jedno drugiemu weźmie rowerek :)
Zapadłabym się ze wstydu mówiąc : nie dotykaj to nie Twoje! ja mówię : proszę się ładnie dzielić bo z Wami też się dzieci dzielą a samolubów nikt nie lubi ;)
Moja Córka i Syn sami z własnej woli targają na plac chrupki i lody i dzielą się z kolegami (mieszkamy 2min od parku z placem) i takie zjawisko wydaje mi się najzupełniej normalne i oczywiste
Pozdrawiamy
My mamy to szczęście że na naszym osiedlu tego typu sytuacje sie praktycznie nie zdarzaja ale…. czasem jednak cos podobnego ma miejsce szczegolnie jak przyjda tzw.obcy czyli rodzice z dziecmi z innego osiedla i wtedy sie zaczyna nie dotykaj chlopczyku bo to nie twoje mowi mama/opiekunka/babcia a dziecko wlasnie bawi sie nasza zabawka, ktora moj syn zostawil w piaskownicy, bo ich poprostu nie zabieramy ;)i wtedy mowie tej osobie ze sie myli bo zabawki sa mojego dziecka i jesli chce sie bawic prosze bardzo ale prosze respektowac nasze zasady zabawki sa dla wszystkich
tez mi sie już zdarzyło kupować kolejny zestaw foremek bo zapomniałam a na placu zabaw oczywiście nikt nie pożyczy ,ja od początku uczę córkę żeby sie dzieliła i sie dzieli, mam w rodzinie dziecko które było uczone ze wszytko tylko jej i teraz sie rodzice wstydzą w miejscach publicznych bo nawet z nimi sie nie dzieli niczym jak dostanie czekoladę to ucieka i ja ja sama w ukryciu;/
Wielokrotnie walczyłam o NASZE zabawki, bo jakieś dziecko stwierdziło, że to ,,jego”. Matka (święta krowa) nawet się z ławeczki nie ruszyła, a kiedy zwróciłam delikatnie uwagę obruszyła się, że jej dziecko też przyszło z podobną zabawką i gdzie ona jest (choć wiedziałam, że dziecko nie przyszło z żadną zabawką).
Jedno dziecko w piaskownicy zapytało, czy może się bawić naszymi zabawkami.
Super. Pytam Jasia o zgodę, godzi się, ma w tyłku w sumie, dziecko bierze mojemu dziecku wszystkie zabawki, Jaś nie ma się czym bawić, a chłopiec kiedy zwracam mu uwagę sypnął mi piaskiem w twarz.
Matka wstaje z ławeczki i … chichocze, coś tam bąknęła do dziecka ,,nie wolno”, ale potem oddaje nam wszystko i odchodzi z dzieckiem z uśmiechem od ucha do ucha.
Ja siedzę sparaliżowana.
Jedna babcia nam zwinęła dwie foremki, wiec sama myślałam o podpisaniu.
W efekcie do piaskownic bardzo rzadko zaglądam, bo to co się tam dzieje przechodzi ludzkie pojęcia …
a co do “dobrych”babc co kogo obchodzi co dziecko ma na glowie albo gdzies czy mamy mowia “babcią” rozbierz sie kobieto boz za grugo ubrana jak ona w szalu a 20st jest?wtedy by to bylo wtracanie ale one moga.? sytuacja z wczoraj moja corka 2.5l i jej kuzynka 3l stoja przed sklepem i sobie rozmawiaja “lena ja spala dzis z rodzicami” babka wchodzi do sklepu za minute wychodzi i zwraca sie do niej “ja bym sie wstydziła spac z rodzicami takie duze dziewczynki nie spia z rodzicami”chciala ja zawstydzic czy o co kaman bo nie rozumie dziecko ja olalo i dalej rozmawialo z kuzynką a ja do niej a my lubimy spac z rodzicami a moze mamy taka filozofie?
To wg mnie jest jakiś ekstremalny przypadek to co opisałaś. Owszem zgadzam się, że te ” babcie” , opiekunki na placach zabaw są najgorsze. I zdarzy się i taka co będzie pilnować i zabierać dziecku. Siedzą one w porannych godzinach z dziećmi na placach zabaw i cieszą się, że mają spokój. Sama takie spotykałam często. Na szczęście wiele się zmienia już w naszej polskiej rzeczywistości i po pierwsze mamy jak szukają niani nie wybierają kobiet 60+ tylko młodsze, po drugie średnia wieku na placu zabaw zaczyna się obniżać więc te babcie są już w mniejszości. I dostosowują się do “nowoczesności” :)
W pełni popieram….obserwuję sama podobne zjawisko w piaskownicy…
To jest okropne i żenujące…matki, ojcowie z zawistną miną, z mordem w oczach gdy moje dziecko weźmie do ręki zabawkę ICH dziecka…paranoja…
na szczęście są jeszcze “normalne” place zabaw gdzie zabawki “nasze” są…i nawet na drugi dzień leżą zostawione w piaskownicy…oby więcej takich…
pzdr
My mamy zabawy w piaskownicy jeszcze przed sobą, ale wydaje mi się, że może być podobnie… muszę się rozejrzeć za zabawkami, żeby nie było potrzeby pożyczania.
Mieszkam we Wro i tutaj nie ma problemu.wszyscy wszystko wszystkim udostepniaja.najlepiej,gdy jedno dziecko ma ze soba wozek dla lalki – wtedy jest walka, kto pierwszy i jak dlugo. W piaskownicach sterty lopatek, najwiecej grabek i foremek. Ludzie nie cierpia na opisywany syndrom. Inaczej w Jeleniej Gorze, gdzie mieszka moja siostra. Tam musisz miec wszystko i pilnowac, bo zniknie. Takie czasy, tacy ludzie, ale czy zwrcac uwage, czy nie?
Wiecie, dzielenie dzieleniem, wspólna zabawa zabawą itd można sobie dziecko uczyć tego czy owego ale moim zdaniem ważne jest również to by dzieci najzwyczajniej uczyć szanować swoje jak i pożyczone rzeczy. I szczerze ja po paru ‘akcjach” z zabawkami mojego synka coraz bardziej skłaniam sie ku temu by pilnował swoich i drażni mnie już to ‘dzielenie się”. Bo mój dwulatek na prawdę nic nie niszczy za to mamy taką znajomą zgraję – rodzeństwo które jak wpadnie to ostatnio u nas w pokoiku było rzucanie zabawkami o ściany. Mieszkanie 3 mce po remoncie i już pierwsze dziury. Był taki łomot że masakra. A mówisz jak do słupa. I te dzieci nie są nauczone tego by zapytać, pożyczyć itp. Przez całe święta mój synek może minutę miał w rękach nowy samochodzik który właśnie dostał od cioci. Od razu przejęty, jeden wielki krzyk, płacz, i co mam dziecku powiedzieć “no podziel się!” ? jak sam chce się pobawić nową zabawką. Radości miał z niej tylko chwilę. A później już wyniesione na podwórko, już w piachu utrepane, zakopane w piaskownicy a to samochodzik a nie łopatki. Ja po takich sytuacjach na prawdę mam ochotę zakazać wszelkiego dzielenia się, wymiany, pożyczania. Niech każdy pilnuje swego a rodzice niech najpierw nauczą dzieci szanować czyjąś własność. Mam dosyć sytuacji gdy moje dziecko płacze bo przyjezdna zgraja nasiądzie na niego, wszystko z rąk wyrywa i co najważniejsze w mgnieniu oka niszczy. A babcie mówią ‘no podziel się, nie płacz, to goście, nie można tak”. I czego to uczy moje dziecko?! I nie dziwie się tym rodzicom z parku czy piaskownicy bo jeśli mają takie same doświadczenia jak ja to mają rację. I nie ważne że coś kosztuje tylko 2,90. Tej zabawce też należy się szacunek. A zauważyłam jak jak dziecko coś zniszczy to rodzice mają tendencję do udawanie że nic nie widzę, głupawego uśmieszku że nic się nie stało to tylko zabawka. Ale dla dziecka do którego ta zabawka należy stało się bardzo wiele….
Dobre, gratuluje:)
Znamy to… oj znamy…
My zabawki podpisane mamy, ale nie dlatego że strach bo ktoś zawinie, czy że te 2,90 z Pepco to majątek. Podpisane są, by unikać sytuacji której byłam bohaterką w tamtym roku. Siedzimy sobie z synkiem w piaskownicy, bawią się dzieciaki, mamusie plotkują i przychodzi niania/babcia z Zosią. Zosia bawić się może TYLKO swoimi zabawkami a nie daj Boże ktoś dotknie jej, ciśnienie mi podniosła do granic możliwości gdy powiedziała do mojego 2 letniego wówczas syna pełnym pretensji tonem że jak to bierze on sobie do zabawy łopatkę Zosi gdy ma przecież 4 własne! Zły, niedobry, źle wychowany dzieciak. Ot. Więc zbieram te nasze podpisane zabawki i idę do domu i nagle będąc przy bramie słyszę piskliwy głos niani/babci Zosi “Proszę Pani, zabrała Pani autko mojej Zosi, proszę je NATYCHMIAST oddać” Czerwona jak burak wyrzucam zawartość naszej ogromnej torby z zabawkami na chodnik i szukam jak oszalała samochodzika który podobno zabrałam, znajduje taki sam tyle że nasz- bo podpisany i niosę babsztylowi pokazać że to nie jej a nasz, oczekując przeprosin, czegokolwiek. Doczekałam się jedynie burknięcia pod nosem, ooo Zosia się nim właśnie bawi. Na naszym placu zabaw dzieci bawią się wszystkimi zabawkami, wymieniając je między sobą, nie zliczę ile foremek już straciliśmy, mimo że podpisane ;) Niani/babci Zosi unikam i omijam ją szerokim łukiem, bo któregoś dnia mogę nie wytrzymać i jej coś głupiego odpowiedzieć, a nie będę przecież cyrku na placu zabaw robić ;)
Moja 1,5 roczna córeczka chętnie dzieli się swoimi zabawkami, ale oczekując podobnej postawy u innych, często wyrywa z rąk zabawki innych dzieci. Karcę ją wtedy mówiąc, że nie wolno, że “chłopczyk teraz się tym bawi, to jego koparka” i wiesz co mnie najbardziej wtedy denerwuje? To, że inna mama/babcia zawsze, ale to zawsze każe swojej pociesze się podzielić, pożyczyć zabawkę!!! I na nic moja nauka, autorytet podważony, inna kobieta stawia na swoim.
Więc zachowania w piaskownicach w Białymstoku i w Krakowie są naprawdę skrajnie różne.
mam 5 latka i roczniaka, na place zabaw chodzimy, ok nie w polsce, nigdy nie spotkalam sie z takimi sytuacjami jak opisujesz, czasem dziecko powie nie, rodzice nie ingeruja, ok zabawki pidpisane czy te za 2,90 czy za wiecej ale raczej w celach rozpoznawalnosci gdy wraca sie do domu
I think it’s nice when children share toys. In this way, the primary gain friends, they will feel happier, more fulfilled, will believe that they have done something really nice, the other kids will appreciate it and will be ready the next time they share their toys. But should they learn that there are still children who do not want to share their toys, and teach them how to behave if they find themselves in that situation. However, we should teach them that after the game all his toys were collected, because it is theirs, and that other children will explain it again to share his toys when he comes.
My Aldin shares her toys with other children, but when it comes to playing with the ball, then sharing is not an option.
A u nas pod tym względem na osiedlu jest super, bo zabawki do piaskownicy, a nawet plastikowe samochody, pchacze i rowerki są zostawiane na placu zabaw do wspólnej zabawy i nikt już nawet nie wie, co jest czyje. :-)
Tak to wyglądało zimą:
http://i-love-polka-dots.blogspot.com/2014/02/from-our-windows.html
Taaak…trzeba się dzielić…Moja niespełna 2-latka to wie i chyba rozumie…
Ale szału dostaję,jak widzę, kiedy starszaki wyrywają jej wszystko z rąk i przepychają w kolejkach na zjeżdżalnię! Ona patrzy tak wtedy zdziwiona- ” jak to?”
I jak wtedy reagować???
Ostatnio próbowałam łagodnie-“Nie popychaj dziewczynki(mojej) jest mniejsza i możesz ją niechcący zrzucić,daj jej zjechać i będzie Twoja kolej”-reakcją było mocniejsze odepchnięcie mojej bidulki:(
tak reagowac, dzielenie sie, jesli dziecko tego chce jest kwestia dobrego wychowania, tak samo nie zabieranie dzieciom zabawek kiedy sie akurat bawia, nie popychanie, jesli duzo starsze dziecko chce zabrac, popchnac zepchnac moja mala, reaguje, grzecznie ale reaguje, moj starszak potrafi juz obronic sie sam, nie pozwole skrzywdzic mojego dziecka ale oczywiscie grzecznie i odpowiednio do wieku dziecka ktore chce wyrzadzic jakies “zlo”, reagowac powinien oczywiscie rodzic tego dziecka tez ale badzmymszczerzy za moim 5-cio latkiem tez nie wodze ciagle wzrokiem, czasem i on moze kogos popchnac chcacy lub nie, jesli inny ktos zwroci mu grzecznie uwage jest to dla mnie ok, natomiast tabu jest dla mnie szarpniecie lub popchniecie dziecka, fizycznosc absolutnie nie!!!
Nawet nie pomyślałam o tym,żeby użyć przemocy wobec cudzego dziecka. Martwię się tylko,czy nie nauczę mojej Małej takiego pasywnego podejścia…
Też mam takie dylematy. Niektóre dzieci są naprawdę złośliwe. Nie mogłam ostatnio wyjść ze zdumienia, że na placu zabaw ok. 3-letnia dziewczynka wyciąga do mojej 1,5-rocznej rękę z zabawką, a gdy moja podchodzi 3-latka zabiera zabawkę i krzyczy: “Nigdy tego nie dostaniesz, nigdy! Ha ha ha!” Kto te dzieci uczy takich zachowań. :-/
Powiedziałbym: Kasi jest przykro jak tak robisz. Trzeba czekać na swoją kolej. Miło ale stanowczo ;-) a jakby powtórzył to zapytalabym z błyskiem w oku i znaczącym spojrzeniem czy by mu było miło gdyby tez ktoś większy i silniejszy go popchnąl i żeby uważał ;-)
Zaskoczyłaś mnie. Ja mam dokładnie odwrotne wrażenia – na naszych (obu) placach zabaw dzieciaki cały czas wymieniają się zabawkami i spokojnie można iść do piaskownicy nie mając własnych. Tylko raz (synek ma 16 m-cy) obca osoba go dotknęła, a ja osupiała nawet nie zwróciłam jej uwagi!!! Ale zdarza się, że inne mamy częstują słodyczami, których my staramy się małemu nie dawać. O zgrozo – i w tym przypadku reaguję i mówię, nie dziękuję, ja nie życzę :)
O cholpcia,naprawdę w szoku jestem,chodzę z Majką na naprawdę spory plac zabaw,dzieci przychodzą czasami bez zabawek do piaskownicy,a bo wracają z przedszkola albo jadą na rowerku, Nigdy nie spotkałam się z taką wrogością w piaskownicy.Zdarzyło mi się wracać ze żłobka,wpaść żeby małą pobujać a ona hyc do piachu i wtedy słyszę:pożycz koleżance łopatkę przecież nie bawisz się nią teraz,albo:pobawcie się razem masz dużo foremek.
No jasne kiedyś zdarzyła się jakaś babcia która głośno mówiła:pilnuj swoich zabawek!
ale babciom się wybacza,wróci bez połowy zabawek i córka będzie niezadowolona.:P
Także na szczęście tego nie widzę na mojej dzielnicy i obym nie zobaczyła bo wtedy pewnie skomentuje:P
Co do dotykania przez obcych ludzi to jestem przeciwnikiem. Ale jeśli ktoś znajomy np. Sąsiadka czy pani ze sklepu to nie mam nic przeciwko. U nas w piaskownica stos zabawek zawsze jest i nocuje i zawsze jest – dzieciaki się bawią. Może na tych nowych osiadlach takie zjawiska ?
Wpis ważny i potrzebny.
Ja akurat zanim poczęstuje dziecko przekąską,która akurat mamy,pytam najpierw o zgode rodziców.bo wiadomo dziecko patrzy sie ,ma ochote,ale moze nie dostaje nic slodkiego,albo ma alergie i lepiej zapytać.
Jesli ktos nie szanuje zabawki,która mu sie pozyczy to wystarczy delikatnie zwrócic uwage,nie zapominajmy jezyka w buzi…
Najważniejszy jest szacunek do drugiej osoby i rzeczy/zabawek także. Wiadomo dZielic sie trzeba ale pytać czy można pożyczyć także. Nie oczekuje tego od 1,5 rocznego dziecka ale od rodzica który pyta za dziecko i uczy go tego w ten sposób. Nasze łopatki, autka, wiaderka są do wspólnej zabawy w piaskownicy i zachęcam do dzielenia sie jednak…
Zastanawiam sie co zrobić z takim fantem jak rowerki/jeździki… Nawet jak dziecko grzecznie zapyta ja jakoś mam średnia ochotę by obcemu dać do zabawy sprzęt za np 400 :-/ nie chce tez wyjść na zaborcza matkę… A dziecko przecież wartości materialnej rzeczy nie rozumie… Co byście powiedziały?
Ja raczej zauważyłam, że rodzice namawiają do dzielenia. Nie widuję sytuacji, że się dzieci bawią każde w swoim kącie swoimi łopatkami, foremkami itd. Natomiast zdarzają się sytuacje, że inne dziecko chce na siłę wyrwać zabawkę innemu, a opiekun nie reaguje…
Co do zagadywania, zaczepiania przez obce osoby – to porozmawiać można, ale jestem przeciwna dotykaniu, głaskaniu-ja bym nie chciała, żeby mnie dotykała obca dorosła osoba, to czemu dziecko ma chcieć?
Pierwszy raz słyszę o takim traktowaniu zabawek i jestem w szoku. Często chodzę z córcią na plac zabaw i mało kiedy bawi się swoimi zabawkami. Na ogół zabawki w piaskownicy są wspólne i nie ma problemu. Dopiero gdy dziecko zbiera się do domu jest szukanie swoich zabawek.
Jak dla mnie post przejaskrawiony :(
Nie chce mi sie wierzyc ze wszyscy na danym placu zabaw sie tak zachowuja, to raczej incydent.
Pewnie są tu mamy mieszkające w Warszawie, mogące pochwalić kilka miejsc “piaskownicowych”, jak Forty Bema, stawy Kellera, Park Osiedle Potok, czy ten przy placu Wilsona przy Kalimbie (mistrzowskie miejsce). Praktycznie za kazdym razem bedac z Mlodą w piaskownicy byłam światkiem fajnych i milych sytuacji, gdy starsze dzieci same proponowaly zabawe w gotowanie zupy w wiaderkach, czy robienie kawy dla mamy :) . Nie zdazylo sie nam by zabawki nie wrocily, Mloda tez sumiennie odnosila wlascicielom.
A kiedy Malec poplakał, rodzice potrafili spokojnie wyjsc z sytuacji i pozyczyć czy oddać łopatke czy babeczke :)
Bylam nawet swiadkiem – UWAGA – jak dziewczynki 6-7 letnie zbudowaly “domek” z koców i narzut na zjeżdżalni! Pamietacie to?
Współczuję… u nas (centralna PL) nic takiego się nie dzieje, wręcz przeciwnie, zdecydowana większość zachęca dzieci do dzielenia się już od pierwszej wizyty w piaskownicy… więcej nawet, tańsze zabawki zostawiamy w publicznej piaskownicy, by codziennie z nimi nie chodzić. Jedna tylko dziewczynka na osiedlu ma podpisane zabawki, ale to szczególny przypadek — nie dziewczynki, a jej matki…
Jestem w szoku. Opiekuję się 1,5 roczną dziewczynką w Warszawie i na placach zabaw NIGDY nie było takiej sytuacji “nie dotykaj to nie Twoje”. Piaskownice są pełne zabawek, które dzieci poprzynosiły i zostawiły. Ba, na placach zabaw są nie tylko grabki i łopatki po 2,90. Są jeździki, piłki…
Mała jest bardzo ciekawska i lubi interesować się zabawkami innych dzieci i nie spotkałam się jeszcze z sytuacją żeby rodzic powiedział “Nie dotykaj tego rowerka/hulajnogi/piłki, bo to nie twoje” Wręcz przeciwnie, rodzice pozwalają! Mówią do swojego dziecka “O zobacz jaka mała dziewczynka, niech się chwilkę pobawi” albo “Daj dziewczynce tą foremkę, my zbudujemy babkę z czegoś innego” Oczywiście mała wie, że to nie jej, że ona ma swoje, ale przecież jak dotknie nieswojej rzeczy to chyba nikomu krzywda się nie stanie…
Więc naprawdę mam szczękę na podłodze bo nie sądziłam, że takie rzeczy się dzieją…
Ja nie w temacie…
wciąż nie mogę się doczekać na post, “jak ubrać dzieci na wyście np na wesele, ślub, komunie itp”
Mieszkam w Stanach, i chyba zasady na placach zabaw tu panuja zupelnie inne! Raz bylam z corka na placu zabaw, poszlysmy bez zadnych zabawek. Byl 2-letni chlopiec z ojcem, hustali sie; moja mala podeszla i wziela jedyna szufelke jaka mial. Za chwile chlopiec leci do nas po te lopatke, a ojciec mu tlumaczy, daj sie sie dziewczynce pobawic chwile, zobacz jak sie cieszy, itd. Bylam pod wrazeniem.
Kilka dni temu odkrylam wiekszy plac zabaw na moim osiedlu, i ku mojemu zaskoczeniu, sa na nim zabawki ktore sa niczyje, dla wszytskich. I to nie tylko w piaskownicy, rozne wiaderka, foremki, jakies domki plastikowe, itd, ale tez male rowerki, mala niby kosiarka-chodzik, itd. Na moje zdziwienie ze jak to mozliwe ze nikt tego nie ukradl, moj maz sie zdziwil- a po co?
Az sie boje co bedzie jak przyjedziemy do Polski i pojdziemy na plac zabaw….
kurde, to jest straszne. Mnie się póki co taka sytuacja nie zdarzyła, ale dopiero zaczynamy “bywać” w piaskownicach ;) Pierwsze doświadczenia jak najbardziej pozytywne. Trochę się boję takiej reakcji, że ktoś nie pozwoli. Ostatnio poszliśmy z naszymi foremkami do piaskownicy, Piotrek wolał łapkami przesypywać piasek, podeszła dziewczynka 5-6 letnia i zapytała czy może się pobawić. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, tylko jak już zbieraliśmy się do domu, to tak głupio mi byłe je zabierać, bo tak się fajnie bawiła ;)
Dziwne.
Córka moja ma 3 lata, powiedzmy, że “trochę” czasu już na placu zabaw spędziłyśmy i może rzeczywiście dzieci tak reagują “to moje, oddaj” i ściskają zabawki ale uważam to za normalną sytuację (bo to tylko dzieci, które kochają swoje zabawki) ale nigdy nie zdarzyło mi się żeby to rodzic wkraczał do akcji i zabierał zabawki.. raczej w tę drugą stronę reagowali coś w stylu “daj się chwilę dziewczynce pobawić bo ona takiej nie ma… , bo ona tylko chce zobaczyć.. ” itp.
Wtam. Na szczęście na naszym osiedlu dzieciaki bawią się wspólnie zabawkami nie tylko tymi do piasku. Oczywiście idąc do domu kazdy zabiera swoje chociaż zdarza się że foremki zostają w piaskownicy nawet przez kilka dni i nikt ich nie zabiera.
Raz zdarzyła się sytuacja w której tata dziewczynki wyrwał dosłownie zabawkę innemu dziecku, jednak wszyscy rodzice obecni zarowno mamy jak i ojcowie patrzyli na niego jak na głupka. Wówczas nawet doszło do wymiany zdań że powinien ojciec uczyć corkę aby dzieliła się z innymi dziećmi dając przykład co by było gdyby pojawilo się młodsze dziecko w domu.
Dzieki Bogu to jednorazowa sytuacja przynajmniej u nas.
Pozdrawiamy
A taka sytuacja. Siedzę z moimi córkami (1 i 3) rok temu w piasku, robimy babki. Obok biega chłopiec z bezbarwnym gilem do pasa i pokasłującym. Nagle dosiada do nas i pyta “mogę”. Moja roczna w trakcie szczepień, nie mam ochoty na 3 tyg z życia wyjęte, proszę mamę, by jej synek nie brał od nas zabawek, bo jest chyba przeziebiony. Dostaję taką wiązankę, że głowa mała. Oczywiście alergia, “tak powiedział wczoraj lekarz”. Czyli byli u lekarza, a ten bez badań stwierdził alergię, nie ma co komentować. No i dowiaduję się, że piaskownica jest publiczna. Zatem odpowiadam, ale zabawki nie wiec prosze by synek ich nie brał. (mały ok 1,5 roku). Czy coś ze mną jest nie tak? Moje dziewczynki bardzo ciężko przeżywały w tatym czasie infekcje, z nocnymi wymiotami, płaczem.
Hm… Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Raczej rodzice mówią do dzieci żeby dały się pobawić innym. Ja sama też pozwalam, tylko patrzę żeby mój synek nie brał zabawek innych dzieci i uczył się że to nie jego, chyba że ktoś pozwoli i się podzieli. Ale fakt że nie lubie jak obcy dotykają moje dziecko:)) i denerwują mnie rodzice którzy pozwalają swoim dzieciom innym wyrywać zabawki i niszczyć rzeczy innych dzieci.
Może to kwestia tego gdzie mieszkam (niewielkie osiedle segmentów), ale u nas jest dokładnie odwrotnie! Wszystkie mamy i nianie (babć brak, bo większość osiedla to słoiki ;)) uczą dzieci, żeby się dzieliły, wymieniały zabawkami i nie robiły afery jak Zosia weźmie łopatkę Kasi…
yyyyyyyy dziwne te Wasze piaskownice :/
w “naszej” piaskownicy, wszystkie dzieci się dzielą zabawkami, chyba, że jest jakieś które wszystko jego i nie bierz, a co mnie martwi takich dzieci jest coraz więcej, nie potrafią się dzielić (nie jest to wina rodziców)
niektórzy tatusiowie robią zdjęcia telefonem by potem wiedzieć które zabawki zabrać :D ja już pamiętam, które nasze, więc problemu nie mamy, jeszcze nic się nam nie zgubiło :)
Ja u nas też nie zauważyłam tego syndromu. Uczę dziecko się dzielić, ale nie każę jeśli nie chce, równocześnie ostrzegając, że jeśli On się nie podzieli ta sama osoba innym razem też podzielić się zabawkami swoimi z nim może wtedy nie chcieć – o dziwi działa ten argument :P
Nie podpisujemy zabawek chociaż po ostatniej akcji – zaginięcia wszystkiego co do piaskownicy przynieśliśmy chcieliśmy, ale odpuściliśmy, bo nic i tak by to nie dało. Mam tylko nadzieję, że zabrał je ktoś kto faktycznie potrzebował, albo dziecko które bardzo chciało a wiedziało że rodzice nie kupią…
No ja mam inne doświadczenia i pewnie dlatego inne podejście do pożyczania.
Moja córka praktycznie nie korzystała z publicznych piaskownic bo miała wlasna, prywatną na ogrodzie. Ale od czasu do czasu idąc do parku na plac zabaw brała swój “sprzęt” do grzebania w piachu. No i efekt zazwyczaj był taki, że dzieci z piaskownicy pozabierały jej wszystko . ja rozumiem, że wiekszość z tych dzieci wracała z przedszkola czy z zakupów więc nie miały swoich ale żeby bez słowa wyszarpać drugiemu dziecku jego wlasną zabawkę to trochę przesada.
podobnie bywało na basenie. Jak córka była mała to braliśmy dużo akcesoriów kąpielowych ze sobą na basen. I podobnie jak na placu zabaw – 3 minuty i moje dziecko nie mialo nic a po 10 minutach nasze rzeczy byłu poroznoszone po całym basenie. I praktycznie nie zdarzało się żeby któryś z rodziców poczuł się do tego aby odnieść nam naszą zabawkę, którą przed chwilą bawiło sie jego dziecko.
ostatnio bylismy na wyspie tropikalnej i dało sie zauważyć, że niemieckie dzieci nie rzucały się na dmuchane zabawki naszych dzieci. nikt nic nie ruszył. U nas jakby np dmuchany materac leżaly tak bezpańsko to po 5 minutach musiałabym go szukac najprawdopodobniej po całym basenie.
To może zamieszkaj na tej tropikalnej wyspie z prywatną piaskownicą NA OGRODZIE :D
Wiesz, mieszkam na wyspie – nie tropikalnej, zaznaczam, ogród również mam – prywatny w ramach ścisłości, ale mimo to moje dziecko korzysta z publicznych placów zabaw, piaskownic itp i nie jest dzikusem bojącym się, że inne dzieci zabiorą mu łopatkę, wiaderko, czy dmuchany materac ;) Ot, wezmą, pobawią się i jak to dzieci – odłożą tam, gdzie akurat stoją. To tylko dzieci, na litość. I korona mi z głowy nie spadnie, jak na koniec zabawy pozbieram rozproszone po całym (czasem naszym prywatnym) basenie zabawki. I pewnie dlatego me dziecko ma normalne dzieciństwo i towarzystwo rówieśników. O dobrej zabawie nie wspomną.
Piszesz o lizaku za 10 gr. Ja jako dziecko raz dostałam od pani cukierka. Jak odwinęłam z papierka, to się okazało, że cukierek był już jedzony. Ot, pani possała, zapakowała sobie na później, a potem mi dała.
Tak że ja jestem ostrożna co do “łakoci” które inni dają moim dzieciom (kiedyś dostali kawałek starej kiełbasy – dla kogoś może to delicje, ale nie dla 2-letnich dzieci).
A wiesz, że rodzice nie tylko nie chcą się dzielić łopatką za złotówkę (bo dzieci się dzielą to rodzice mają problem) ale i potrafią te łopatki kraść z placu zabaw :D Mówię Ci komedia!
OOOOO Fuck!! no coś w tym jest my na szczęście tego nie doświadczamy.Mieszkamy w Wiedniu i tutaj wygląda to tak: Każda mama/tata wrzuca akcesoria piaskowe do piaskownicy i wszystkie dzieciaki bawią się razem :) Jeśli moja M kończy zabawę (bo idziemy dalej) to zbieramy swoje rzeczy i tyle(chodź zdaża się ,że coś nam umknie)ale nikt z tego powodu nie rozpacza :) Właściwie tutaj dzieci dzielą się wszystkim, rodzice nie protestują gdy inne dziecko bawi się piłką,rowerkiem,czy jeździkiem ich dziecka. No cóż co kraj to obyczaj.
O ot ja trafiłam na najwyraźniej bardzo społeczne babcie/ciocie/mamy. Wszystkie zabawki, wszystkich dzieci wrzucane są do piaskownicy i hulaj dusza. Co kto weźmie tym się bawi, później trochę problemu z szukaniem co czyje, ale jest fajnie. Choć zawsze trafi się jakieś dziecko, co za Chiny niczym się nie podzieli.
Tak wlasnie cała prawda !
Ja sama już nawet nie chce z dzieckiem chodzic do piaskownicy kiedy nie mamy przy sobie zabawek a mała zawsze pierwsze co to idzie do piaskownicy .
ostatnio nawet kiedy moje dziecko podniosło foremkę jakiejś dziewczynki ona zaczela krzyczeć i mówić “moje , moje …MAMO !!” a wtedy zanim zdążyłam podejść jej mama podeszła do mojego dziecka i mówi wyrywając jej z raczki zabawkę ! ” nie wolno tego zabierać , to nie twoje ” powiedział wręcz krzyczała. Inne matki tylko sie patrzyły a wokoło dzieci i moja córka trzylatka stojąca z Glowa spuszczona , kiedy do niej podeszłam podniosłam z piaskownicy i ukucnęłam ona sie rozpłakała i powiedziala tylko ze chciala dać dziewczynce zabawkę bo zgubiła!!! Już nie wytrzymałam i musiałam wygarnąć * tej kobiecie hamując sie zeby nie krzyczała na moje dziecko , przecież nic nie zrobila podniosła zabawie ! Ale ona tylko bezczelnie odpowiedziała ” to niech nie dotyka jak nie jej ” no co ta ma być ja sie pytam ! Przecież to dzieci ! Ale nie wyszłam z placu zabaw bo to bylby mój błąd moja córka pomyślałaby ze jak jest problem to uciekamy tak ? Ale inne matki nawet nie drgnęły!
moja mama tak samo zrobiła, poszła i kupila hahha :D pozdrawiamy
Mnie te nowoczesne matki do szału doprowadzają, zachwoują się jak wariatki wypuszczone z domu dla obłąkanych i od pięciu minut mające dziecko, a pozniej dzieci są wystraszone i nie wiedzą jak mają sie poruszać bo ledwo zaczeły chodzic to już mają wpajane ,ze najlepiej jest u mamy na kolanach z marchewką w ręku i encyklopadią w drugiej ręce.
Czytają te durne wywody w internecie, pierniczą farmazony na prawo i lewo i uważaja,że to jest super dobre dla ich dziecka -a guzik prawda, wychowają same dziwolągi nieprzystosowane do życia!
W parku, do którego chodzimy jest nowy plac zabaw, a w nim wielka piaskownica. Dzieci w niej jak pszczół w ulu. Każde bawi się nieswoimi zabawkami i wszystko jest w najlepszym porządku. Harmonię niestety burzą własnie mamy/babcie/ciocie/nianie, które raz po raz włażą do piaskownicy i każą własnym dzieciom bawić się tylko swoimi zabawkami “bo to nie twoje”… Wystarczy, że jedna mama tak się zachowa i wszystkie pozostałe zlatują się i wyciągają maluchom z rąk “obce” łopatki. Suma summarum, z fajnej zabawy robi się pasowy płacz…
Nominowałam Cię do Liebster Blog Award. Więcej informacji na http://dominiquelullaby.blogspot.com
To może zamieszkaj na tej tropikalnej wyspie z prywatną piaskownicą NA OGRODZIE :D
Wiesz, mieszkam na wyspie – nie tropikalnej, zaznaczam, ogród również mam – prywatny w ramach ścisłości, ale mimo to moje dziecko korzysta z publicznych placów zabaw, piaskownic itp i nie jest dzikusem bojącym się, że inne dzieci zabiorą mu łopatkę, wiaderko, czy dmuchany materac ;) Ot, wezmą, pobawią się i jak to dzieci – odłożą tam, gdzie akurat stoją. To tylko dzieci, na litość. I korona mi z głowy nie spadnie, jak na koniec zabawy pozbieram rozproszone po całym (czasem naszym prywatnym) basenie zabawki. I pewnie dlatego me dziecko ma normalne dzieciństwo i towarzystwo rówieśników. O dobrej zabawie nie wspomną.
u nas w piaskownicach jest tyle zabawek niewiadomo-czyich, ze nie ma sensu donosic wlasne, i tak trzeba najpiew czesc wywalic poza piaskownice zeby bylo miejsce do zabawy. I tym sposobem dzieci sie nie szarpia o zabawki.
A w innych miejscach normalne jest pytanie czy mozna sie pobawic. Branie czyjejs wlasnoci bez pytanie tez nie jest w dobrym tonie.
generalnie to problem zabawkowy jakos mnie nie rusza, nie rusza mnie jak dwulatek drze sie – mooojjjjeeeee, moja mala tez tak robila i dostawala nerwicy jak tylko ktos jej cos zabral. Wkurzalo mnie jednak jak dzieci braly zabawki nasze i je gdzies wynosily a rodzice nie pilnowali i nie odnosili tych zabawek. W rezultacie to ja musialam pilnowac gdzie jakis dzieciak niesie nasze wiaderko, zeby pozniej moje nie rozpaczalo 2 dni.
dopisze jeszcze, ze ja w koncu nosilam ze soba wiaderka po jogurtach i tez byly notorycznie rozchwytywane i wynoszone niewiadomogdzie przez inne dzieci ale ja juz odpuscilam pilnowanie a w razie rozpaczy mojego dziecka mialam kolejne takie same.
ja rozumiem pozyczyc, pobawic sie ale ODDAC to juz nie laska i to wina rodzicow, ze nie pilnuja co dzieci robia z cudzymi zabawkami.
Miałam taką sytuację ostatnio w parku właśnie. Jako, że zezwalam na pożyczanie to niektóry odgryzają całą rękę. Przykład. Bawimy się na placu, w piaskownicy tylko nasze sprzęty bo niedziela i wszyscy z kościoła. I dzieci kopią bawią się, moje poszły z piasku. Po 30 min. zbieramy się do wyjścia. Połowy zabawek nie ma. I zaczyna się szukanie i polowanie bo plac ogromny. I po 16 kółkach poszliśmy z Makim na drugi koniec placu i tam dwoje dzieci sobie kopie a rodzice cali zadowoleni obok O.o Noszkurde.. jakieś granice jednak muszą być.
aaa jeszcze co+s -+ dokarmiaczy na placach zabaw wyjatkowo nie lubie, generalnie to nie pojmuje tego dokamiania dzeici w zabawie, notorycznych przekasek itp. Nie wystarczy wyjsc po posilku z domu a w razie dlugiego pobytu – usiasc na lawce, zjesc posilek i wrocic do zabawy?
No Lence kurde nie wystarczy :P
no ja mam niejadka, wiec corka byla niezainteresowana czestowaniem wcale, wiec ani ja nie nosilam zarcia ani ona nie brala od innych bo ona z tych co nigdy glodna nie byla. Jednak jesli wg mnie byl czas posilku poza domem to po prostu siadalam na lawce, wycieralam lapki i dawalam jesc. Posilek jaki tam byl w planie.
Bez czestowania jakimis marnymi przekaskami (zazwyczaj nic zdrowego nie daja) w piachu czy na hustawce. Mnie szokuje to memlanie dzieci w czasie zabawy i babcia latajaca z buleczka za wnusia.
Jak dziecko jest glodne, to wystarczy usiasc i spokojnie zjesc. Fajnie, ze ma apetyt ale to nie powod do dokarmiania w trakcie zabawy.
czytam i nie wierzę, naprawdę tak jest?? serio nie wierzę, moje dziecko ma 3 latka, a za nami miliony wizyt na ROŻNYCH placach zabaw – każde dziecko wrzuca swoje zabawki i wszystkie dzieci się bawią (najczęściej nie swoimi, bo czyjeś atrakcyjniejsze :D Owszem czasami dojdzie do jakiejś szarpaniny i dopiero mamy interweniują , co by krew się nie polała :D
Od zawsze uczę córkę uczę, że trzeba się dzielić i nikt jej łopatki nie zje :D o matkooo co za czasy, nie spodziewałam się ze może być inaczej;( Zdarza się czasem, że nie biorę akcesoriów do piasku, ale w ogóle się nie martwię, bo wiem, że w piaskownicy będą i dzieci i zabawki.
To o czym piszesz to dla mnie abstrakcja. Dodam, ze nie mieszkam na wsi, gdzie wszyscy się znają, więc trudno mi uwierzyć, że tak skrajne mamy doświadczenia, żyjąc w tym samym kraju…hmmmm
My mamy na osiedlu jedną babcię tego typu, moje dziecię głupieje ,gdy ja uczę podzielności , a Pani szanowna mówi : NIE WOLNO :/
To ciekawe o czym piszesz… Mieszkam w niedużym mieście i tutaj dzieci pięknie dzielą się swoimi zabawkami. Jeśli spontanicznie pójdę ze swoimi szkrabami na plac zabaw, to nie ma żadnego problemu, zawsze inne dzieci podzielą się swoimi zabawkami i ogólnie wygląda to tak, że dzieci same z siebie też lubią się wymieniać, bo wiadomo, że ciekawsze są czyjeś grabki czy łopatka, więc jest to z korzyścią dla wszystkich. Naprawdę takich małych snobów nie jest dużo (pomijając takie naprawdę malutkie dzieci, które uczą się zasad społecznych), a i żaden rodzic nigdy nie zwrócił uwagi moim dzieciom, że bawią się zabawkami ich dziecka, wręcz nie widzą żadnych przeszkód, szczególnie, że robią to za pozwoleniem i nie polega to na tym, że wyrywają komuś zabawki.
Nie rozumiem podejścia rodziców, o jakich napisałaś. Osobiście nie cierpię egoizmu i tak jak rozumiem, że dzieci czasem nie mają ochoty się czymś podzielić (mój syn czasem miał z tym problem, córka nigdy), to jest to coś, z czym ja uważam, że należy walczyć i uczyć dzieci, aby nie myślały tylko o sobie, więc sami bierzemy zawsze tych zabawek więcej.
Nie wiem, jak to jest w waszych piaskownicach, ale chciałam zameldować, że gdzieś tam na końcu świata, w niejakim Szczecinie dzieci są nagminnie obsztorcowywane za niedzielenie się z dziećmi swoimi zabawkami. Wciąż słyszę “no podziel się z chłopcem, przecież ci odda”, nie zabieraj dziewczynce, zaraz ci odda” ej, no weź, teraz dziewczyna się bawi, nie wolno zabierać, trzeba się dzielić itp. itd. Czyli jest całkiem odwrotnie, dzieci, jako to dzieci nie chcą się dzielić, a rodzice “im każą” :) Nawet ostatnio, dla prowokacji udałam się z synem na plac zabaw bez zabawek i miał się czym bawić. A tak swoją drogą, to jak można pójść z dzieckiem na plac zabaw do piaskownicy bez zabawek? :)
Prawda.Polskie mamy mają mało cierpliwości i ciepła w wychowaniu dzieci. Tylko komunikaty w stylu Co ty robisz ?! Po raz ostatni jesteś na placu zabaw itp. Jestem mamą i wiem , że to od mojej postawy zależy jaki świat i relacje z ludźmi pokaże mojej córeczce.
No i popatrzyłam innym okiem i się przeraziłam.
Ooo…dokładnie o tym opowiadałam ostatnio mojemu mężowi po wyprawie na plac zabaw. Było sobie rodzeństwo pod czujnym okiem dziadka, które chętnie bawiło się zabawkami moich skrzatów póki one nie chciały się bawić ich skarbami. Wtedy był i krzyk i lament i interwencja dziadka żeby nie stresować jego wnuków i nie dotykać ich zabawek. Dla mnie to jest po trochu śmieszne i tragiczne. Moje dzieciaki chyba ze względu na to że mają brata/siostrę nauczeni są dzielenia się tak ogólnie nawet poza krąg rodzinny (jedzeniem, zabawkami, ect…).
My co prawda mamy podpisane zabawki, ale tylko po to żeby w morzu zestawów z Pepco za 3,90zł znaleźć te swoje (chociaż nie jestem pewna czy wcześniej nie zostały podmienione :P ) i żeby nasz nowy zestaw do robienia lodów i ciastek z IKEA nie spodobał się komuś aż za bardzo (bo bardzo często jest wypożyczany :) ).
Chociaż takie zachowanie to nic. Moja Hanka na placu zabaw popchnęła dziewczynkę i kiedy ja tłumaczyłam jej “że tak nie wolno” i “trzeba przeprosić dziewczynkę, bo ona była pierwsza na tej zabawce” to matka rzeczonej dziewczynki powiedziała swojej córce “czemu też nie popchnęłaś dziewczynki?” “za grzeczna jesteś, nie umiesz się bronić”. To dopiero było zdziwienie.
Ile emocji mogą wywołać łopatki, grabki i cukierek od starszej pani ;))) Szczerze mówiąc odnoszę wrażenie, że rodzice zbyt mocno angażują się obecnie w życie swoich dzieci nie dając im w ogóle możliwości uczenie się kontaktów z innymi. A przecież asertywność i komunikacja to jest coś czego najlepiej nauczyć się jak najwcześniej. A po co dziecko ma się tego uczyć kiedy to mama sama zadecyduje czy pożyczamy grabki, sama pożyczy łopatkę, powie czy bawimy się z Zosi i czy uśmiechamy się do pani w sklepie. Dlaczego to mamy pytają się czy mogą pożyczyć łopatkę? Jeśli w tak prostych sytuacjach nie pozwolicie dziecku działać to jak ma sobie potem radzić w trudniejszych sytuacjach. Przecież po to chodzi się do piaskownicy – żeby uczyć się budowania relacji i też radzenia sobie również w trudnych sytuacjach (czyli np. kiedy starsze dziecko zabierze mi zabawkę czy nie będzie chciało się bawić). Jeśli nie pozwolicie mu samemu radzenia sobie w sytuacji kiedy zapomni zabawek do piaskownicy, kiedy będzie się chciało bawić z dziećmi to będziecie same chodzić i pytać czy synuś może się z wami pobawić albo kiedy ktoś obcy będzie próbować z dzieckiem porozmawiać. Nie dziwcie się potem że 5 letnie dziecko będzie się chowało za Waszymi nogami kiedy trzeba będzie do kogoś się odezwać albo odnaleźć się w jakiejś grupie. Ja bardzo często zagryzałam zęby w piaskownicy bo to co się tam dzieje przechodzi momentami wszelkie granice – i to nie jest problem dzieci ale rodziców. Ostatnio jakiś pan tłumaczył mojej 11 miesięcznej córce, że musi bardziej uważać bo właśnie usiadła na nodze jej córce. Zaznaczę, że ani moja córka, ani jego nie zauważyły tego faktu ale troskliwy tatuś nie omieszkał zareagować na te istotną kwestię. Mój 5-letni synek musiał radzić sobie sam. Od samego początku tłumaczyłam mu ze mamusia nie jest od tego, żeby zajmować się łopatkami w piaskownicy. Oczywiście jak ktoś go bił albo on kogoś popychał (umówmy się każde dziecko przechodzi taki okres) to reagowałam. Ale nigdy nie zajmowałam się zabawkami w piachu pomimo, że wiele razy ciśnienie mi skakało. Nigdy też nie chodziłam za innymi dziećmi prosząc żeby się z nim bawiły – mówiłam że kolegów musi sam sobie załatwiać. Oczywiście wiele razy dzieciaki go przeganiały i było mu trochę przykro. Ale z drugiej strony ile go to nauczyło jak teraz świetnie radzi sobie w kontaktach. Tłumaczyłam sobie tylko że ludzie są różni, i najlepiej jak od początku będzie miał styczność z ludźmi takimi jacy są w rzeczywistości. Nie będę dla niego kolorować świata żeby potem brutalnie przekonał się, ze jednak życie jest inne niż mu się wydawało. Dziś mały świetnie umie sobie radzić w każdej sytuacji, jest najbardziej wygadanym i pewnym siebie dzieckiem na osiedlu i w przedszkolu. Naprawdę drogie mamy. Wiem, że bardzo kochacie swoje dzieci i chcecie dla nich jak najlepiej. Ale nie ochronicie ich przed całym światem. A pamiętajcie, że dla nich najważniejsza nie jest to czy będzie miało łopatkę w piaskownicy czy nie. One w tej piaskownicy uczą się funkcjonować w społeczeństwie. Nie odbierajcie im tej nauki. Ta nauka będzie im bardzo potrzebna. A jeśli będziecie za nich wszystko robic i chronić je przed kazda nieprzyjemnością to może im potem być bardzo ciężko. Np. w przedzkolu.
My chyba mieszkamy w “innej bajce”. Na osiedlowych placach zabaw bywamy kilka razy w tygodniu i normalne jest, że dzieci pożyczają sobie zabawki, wymieniają się nimi i bawią się wspólnie. Często w piaskownicach leżą pozostawione łopatki, grabki, wiaderka i wszyscy z tego korzystają. Ostatnio dzieci wspólnie bawiły się piłeczkami plastikowymi (takimi jak w salach zabaw): rzucały te piłki, zakopywały, spuszczały ze zjeżdżalni itp. Okazało się, że jedna mama z dzieckiem to przyniosła i widząc ogólne zainteresowanie innych dzieci – zostawiła wiaderko z piłkami na placu i powiedziała, że później po to przyjdzie. Oczywiście czasem dzieci się sprzeczają, czasem ktoś nie chce się podzielić zabawką, ale żeby zabawki w piaskownicy podpisywać i zabraniać je dotykać innym? Z tym się nie spotkałam…
Jestem zaskoczona. Chodzę z synkiem na różne place zabaw i nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Dzieci bawią się jego zabawkami, on się bawi ich – zazwyczaj same to między sobą załatwiają. Czasem zje coś od kogoś – arbuzy, chrupki, wafelki. Czasem ktoś od nas. Możemy mamy szczęście, może naszego miasta nie ogarnęła jeszcze fala – zostaw to moje. Bardziej martwi mnie ciągłe wołanie rodziców- tak się nie baw, tam nie wchodź bo się pobrudzisz, tego nie dotykaj. Wtedy mi smutno. Bo co to za radość jak w piaskownicy piaskiem nie można posypać, na trawie usiąść, zjechać ze zjeżdżalni. Często sama jestem zmęczona tym napominaniem, a przecież mnie nie dotyczy.
hmm, no to ja mam całkiem inne doświadczenia na szczęście :) mamy nieopodal otwarty i dostępny dla każdego plac zabaw, dzieci bawią się w nim i pożyczają zabawki i nigdy nie zauważyłam żeby jakiś rodzic nie pozwolił. Jest tak, że jak jakieś dziecko idzie już do domu to wtedy zabiera zabawki ale rodzice pilnują żeby odbywało się to w cywilizowany sposób :) generalnie jest tak, że część zabawek leży w piaskownicy nawet jak nikogo na placu zabaw nie ma i wszystkie dzieci mogą się nimi bawić.
Super prawdziwy wpis, dziś zostałam zaatakowana przez rozgniewaną mamę- dlaczego moje (dwuletnie) dziecko bawi się zabawką jej córki bo moja to się nie dzieli… że ja jej uwagii nie zwracam jak piaskiem sypnie… Zwracam uwagę mojej dwulatce o tym jak to piachem się nie sypie, ale też nie robie ognia gdy jakieś dziecko ją posypie, proszę aby się dzieliła, ale głowy jej nie urwę dla przyjemności innej mamy…Powiedziałam tamtej mamie, że kiedyś wystraszy swoją postawą wszystkie mamy i dzieci i nikt nie będzie przy niej na placu siedział, zabrałam moją córkę na inny plac nieopodal… myślałam, że takie sytuacje się nie zdażają to był mój pierwszy raz i konkretnie zbił mnie z nóg. :(