Uczmy dzieci zdrowo żyć

Czy wiedzieliście o tym, że “badania jednoznacznie wskazują, że to nie geny, ale czynniki zewnętrzne, takie jak brak aktywności fizycznej, palenie papierosów, czy niezdrowe”
Wiecie jak to jest, kiedy z traumatycznych, koszmarnych wydarzeń zostają wspomnienia jakiś banalnych szczegółów. W głowie urastają do rangi końca świata. Bo mózg musi sobie jakoś radzić z zalewem strachu, przerażenia i najczarniejszych emocji.
Od niemowlaka
Ja pamiętam jak pcham wózek. W nim leży mój 4-5-miesięczny synek. Jest zimno, jak na luty przystało. Chodniki pokryte są starym śniegiem i lodem. I ten durny wózek z małymi plastikowymi, podwójnymi kółkami nie chce jechać. Co chwila ‘staje dęba’. Kółka nie radzą sobie z nawierzchnią. Połowę drogi niosę ten parszywy wózek. Jestem zlana potem. Mamroczę coś przepraszająco do syna. Łzy kapią mi jak grochy. Jestem wściekła na ten wózek jak tylko można najmocniej. To on jest winny za niepowodzenia tej chwili, mojego życia, świata.
Nienawidzę zimy, lodu i parszywej, przedwcześnie kupionej spacerówki. Nie, nie płaczę dlatego, że idę do mojej mamy, która czeka na mnie od 8 rano, bo tata po długich miesiącach urlopu, musiał wrócić do pracy. Wcale nie dlatego, że nie wiem co mnie dziś czeka. Bo okrutna chemioterapia zmienia ją w warzywo. Cierpiący, jęczący cień człowieka. Moja wściekłość nie wynika z faktu, że za chwilę położę moje niemowlę na jednym łóżku z mamą i przez najbliższe 6 godzin będę udawać, że ani trochę, ani ciut ciut nie umieram wewnętrznie ze strachu i paniki bo nie mam pojęcia którym z nich mam się zajmować.
To wcale nie dlatego, że kładę się spać w panice, czy jutro nie będę półsierotą i rano mam 5 sekund błogiego spokoju zanim mózg się obudzi i zaleje mnie fala świadomości. I ten parszywy fakt, że jestem sama, ta wściekłość, że nie mam choć najgorszego rodzeństwa, które mogłoby przejąć odrobinę strachu, bólu, albo choć jeden dzień opieki nad mamą. To wszystko przez ten okropny wózek. Bo gdyby nie on…
Rak w Polsce
“W Polsce na raka umiera ponad 90 tys. dorosłych osób. Nowotwory wciąż zajmują wysokie miejsce wśród głównych zabójców Polaków. Mimo to świadomość dotycząca możliwości zapobiegania tym chorobom jest niska. W szkołach jest ponad 5 mln. uczniów, którzy już dziś mogą zmienić swoją przyszłość. Dzięki programowi “Szkoła promująca zalecenia Kodeksu Walki z Rakiem” uczniowie nawet najmłodszych klas mogą dowiedzieć się, jak zdrowo żyć i zminimalizować ryzyko zachorowania na raka.”
Zostałam poproszona o udział w akcji prewencyjnej Ministerstwa Zdrowia, w ramach Narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych. Zawsze, chętnie angażuję się w działania które tyczą tego problemu. Bo byłam tam, dotknęłam i nikomu nie życzę bliskich spotkań z tym co tyłem chodzi. Postanowiłam też wtedy, chyba po raz pierwszy, że zacznę dbać o ciało, odżywianie, aktywność fizyczną nie pod kontem wyglądu, a zdrowia. I ten zapał wszczepię w moje dzieci.
Czy wiedzieliście o tym, że “badania jednoznacznie wskazują, że to nie geny, ale czynniki zewnętrzne, takie jak brak aktywności fizycznej, palenie papierosów, czy niezdrowe, mają decydujący wpływ na rozwój nowotworu” (prof. dr hab. med. Witold Zatoński).
Nawet 90% zachorowań na nowotwory złośliwe można przypisać czynnikom środowiskowym, a nie genetycznym. To dla mnie ogromny szok. Większość znajomych i rodziny niejako pocieszała się, że ich choroby są im podarowane niejako przez ślepy los, zwany bardziej naukowo – genami. Jednak możemy śmiało pozbyć się złudzeń. To nasza zasługa lub nasze zaniedbania. To my kształtujemy zdrowie swoje i najbliższych.
Jak żyć zdrowo i zmniejszyć ryzyko raka ?
Prowadząc ten blog staram się przemycać wiele informacji na temat ciekawego, zdrowego i aktywnego stylu życia. W dziesiątkach wpisów przemycałam wam informacje na temat diety, aktywności ruchowej, zdrowia. Dla przypomnienia odnalazłam kilka z nich:
– “Chudy czy zdrowy?”
– “Z katarem w przedszkolu”
– “Głosy rewolucji żywnościowej”
Sport:
– “Tato pokaż mięśnie”
– “Piłka (…)”
– “Zumba”
– Jeździki lub szybkie jeździdła,
– Rowerki biegowe dla najmłodszych i starszych..
– Hulajnogi TU i TU
Jedzenie:
– Zdrowe, domowe soki owocowo- warzywne
– sałatki i dania warzywne I i II
– “Syrop z cebuli“
Jako rodzina staramy się nie zapominać o tym na co dzień. Bo to pęd życia wybija większość z nas ze zdrowego rytmu. Zaczyna się lawirowanie pomiędzy zajęciami i walka z czasem. Jeśli nie uznamy tego za nasz obowiązek i nie nauczymy się walczyć, wyszukiwać czasu, to nie obejrzymy się, nie pstrykniemy palcami a nasze dzieci ze znaczna nadwagą będą siedziały przed komputerami z miską chipsów. A za sport będą uważały spacer po galerii.
Szczęśliwie w edukowaniu starszych dzieci pomogą nam szkoły. Dzięki programowi “Szkoła promująca zalecenia Kodeksu Walki z Rakiem” uczniowie dowiadują się jak zdrowo żyć i jak zminimalizować ryzyko zachorowania na raka. Program w szkołach obejmuje placówki edukacyjne w całej Polsce, a jego podstawą są inicjatywy lokalne uczniów i nauczycieli realizowane w ramach zajęć szkolnych lub pozaszkolnych, które mają promować zasady zawarte w Europejskim kodeksie walki z rakiem.
Bądź przykładem dla dziecka
Mimo wszystko, wiadomo, że dobry przykład lepszy niż wykład. Jeśli dziecko widzi, że rodzic dba o to co je, o porcję warzyw czy owoców do każdego posiłku, o ruch na świeżym powietrzu czy też w miejscach do tego przeznaczonych. Widzi, że w domu nie istnieją używki, nikt nie nadużywa substancji odurzających. Wie, że na plaży, czy innej ekspozycji na słońce smaruje się filtrem. Rozumie, że dbanie o siebie to nie powierzchowność, a głęboka i ciężka praca nad zdrowiem, wtedy jest ogromna szansa, że będzie tak kierował swoim życiem. Uzna to za oczywistość!
Zadanie Prewencja pierwotna nowotworów finansowane przez ministra zdrowia w ramach Narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych.
#kodekswalkizrakiem #szkolapromujacazaleceniakodeksu #chodzebiegamwiecjestem
#5xdzienniewarzywaiowoce
super post a jeśli chodzi o przykład…. Święta racja. Dziecko to wspaniały obserwator i chłonie wszystko co zobaczy i usłyszy. Wiadomo, ze nie da sie schować, nie pokazywać wszystkiego ,co złe ale mozna to zminimalizować. Jeżeli chodzi o zdrowe jedzenie to uważam, ze każdy sie do niego przyzwyczaji i polubi jeśli odpowiednio wcześnie(najlepiej od razu
U nas owoce schodzą szybciej od czekolady!
5 fotka, Leni jak Ty!!! identyko!:D
hahahah czyli durne miny ma po matce :P
W naszej rodzinie owoce i warzywa ciężko przechodzą… Dzieci to straszne niejadki, chociaż ostatnio z ciekawości spróbowały szpinaku i bardzo im zasmakował!
Lenka to wszystkożer ale z Makim to walczymy o każdy kęs. Ale idzie do przodu…
A ja bardzo ubolewam ze maz nie chce podjac walki z papierosami – choc nie pali w domu to i tak chciala bym aby sie tego raz na zawsze pozbyl!
jakbyś miała w kolejności powiedzieć które owoce najpierw zniknęły to…..??
Z Maksa strony banany. Z Lenki, mango :)
Bardzo fajnie, że blogerzy biorą udział w takich akcjach! Co do tej genetyki, to jest to prawda, bardzo duża część nowotworów jest uwarunkowana genetycznie, ale tylko uwarunkowana! To dopiero czynniki środowiskowe, na które sami się narażamy prowadzą do tego nowotworu. Bardzo dobry pouczający wpis.
I Maks te owoce zajadał? Dajesz nadzieję że z “niejadkowatości” da się wyrosnąć…
Oj, owoców to on je sporo! Jabłka, gruszki, banany- wiadomo. Potem mandarynki i pomarańcze oraz winogrona (tylko bezpestkowe). Latem borówki, maliny, truskawki i arbuza.
Także nie jest źle.
Nie cierpi ananasa i nie lubi mango (z obecnych na talerzu ;)
Ach… fajnie mieć takiego niejadka ;)
MM – czy Ministerstwo płaci blogerom za włączenie się w tę akcję?
Super wpis!
Ja mam takie pytanie zupełnie odbiegające od tematu, skąd jest spódniczka Lenki ? jest bardzo ładna :)
Next obecna kolekcja. Jest naprawdę BAJECZNA! Te z H&M i Zara nie stały obok…
Mój prawie 3-letni synek dzisiaj zjadł surową marchewkę obsypaną odrobiną brązowego cukru. Niby nic, ale jestem z niego dumna, bo ciężko go przekonać do warzyw. Coraz częściej sięga po owoce. Dzięki za ten post :) pozdrawiam.
Oklaski na stojąco. Maks się jeszcze nie odważył. Marchew tylko w sokach :)
Nie wiem skąd te badania i czym poparte. Nie mniej – o ile mi wiadomo geny mają tu bardzo duże znaczenie. Nie na darmo robimy badania genetyczne by wykryć prawdopodobienstwo wystepowania nowotworu. Nie chce mi się wierzyć w te 90% – będę wdzięczna do linka do badań, które to potwierdzają.
Trochę mnie zmroziło jak przeczytałam: “To nasza zasługa lub nasze zaniedbania.”
Moja mama też miała raka. Piersi. Dwa razy. Bez żadnej swojej zasługi. Mimo, że wczesniejsze badania genetyczne nie wykryły złych genów. Całe życie martwiła się, że zachoruje, bo jej mama zmarła na raka piersi gdy ona sama miała 19 lat. Zdrowo się odżywiała i nadal to robi, ćwiczyła i nadal się rusza. Znam więcej takich przypadków. Znam więcej przypadków wynikających z genów. Tycj najpopularniejszych (BRCA1, BRCA2) i tych mniej popularnych.
I z mojego doswiadczenia wynika, że owszem – warto odzywiac sie zdrowo i cwiczyc, ale wiara w to, ze wlasnie to ochroni nas przed rakiem – moim zdaniem jest bardzo naiwna. Może zmniejszy ryzyko. Jakoś. miejmy nadzieję…
Zuzanno moja mama ma niegenetycznego raka. O dziwo jej mama pod koniec swych lat miała takiego samego. Maks i ja leżymy w grupie ryzyka. Dlaczego? Bo mamy tak samo niefajne upodobania żywieniowe jak mama. Ja w czasie przeszłym- miałam. Od dłuższego czasu kontroluję co jem. Mak kocha mleko i mąkę :/. Staram się to wykorzenić. Więc mimo, że rak nie jest genetyczny uwarunkowania środowiskowe sprawiają, że z pokolenia na pokolenie narażamy się na tego samego potwora.
Owszem, zlym prowadzeniem sie mozemy doprowadzic do raka mimo, ze w rodzine np go nie bylo, ale nie jest prawda, ze ultra zdrowym stylem zycia mozemy sie przed nim uchronic jesli jestesmy posiadaczami wadliwych genow. Dlatego dzieci i wnuki osob chorych na raka, z duza doza prawdopodobienstwa moga wkrotce takze sie z nim zetknac. Zdrowy tryb zycie moze tylko sprawic, ze bedzie on mniej agresywny.
Prawdą jest to, że cywilizacja wokół nas i chemia w jedzeniu wpływaja na wzrost zachorowalności na raka. Nie mniej interesuje mnie skąd to 90% ujęte w Twoim tekście – jakie badania to potwierdzają? Czy są w ogóle badania które z taką dokładnością mogą to stwiedzic? Na jakiej grupie były prowadzone? Po prostu Twój tekst brzmi trochę jakby zachorowanie zależało tylko od tego czy zdrowo jemy. Albo – przede wszystkim od tego. A tak nie jest. Oprócz genów są jeszcze hormony. Przykładowo tabletki antykoncepcyjne przyczyniają się do wzrostu ryzyka zachorowania na raka piersi. Dlatego serdecznie przy okazji odradzam ich stosowanie. Drugi rak mojej mamy – wznowa w bliznie nie był genetyczny ale hormonozalezny. Ten pierwszy nie wiadomo bo w poradni genetycznej badano te ileś lat temu tylko dwa najpoważniejsze geny czyli brak i brca2 a są jeszcze mniej popularNe i mniej groźne podtypy pod kątem których i ja powinnam się zbadać i ona. Nie mniej chce dodać, że samo picie mleka i jedzenie mąki nie jest rakotwórcze. Nie zachorujesz z powodu mąki czy mleka na raka. Raczej przysluza sie temu tluszcze trans czy akrylamidy ktore powstaja przy pieczeniu/smażeniu. Rozumiem ze jest propaganda anty mleku krowiemu i glutenowi ale to kolejna ideologia i zbierania poglądów które przeciwnicy mogą obalić. Znam stanowiska obu grup i jestem za tym aby pić i jeść z umiarem jeśli nie macie nietolerancji laktozy lub glutenu. Oczywiście jeśli mąka pszenna to peloziarnista a nie biala.Lub pobawić się z innymi. Reasumując trzebaby jeść tylko ekonomia organiczne jedzenie tylko surowe lub gotowane lub na parze żeby było na maca zdrowo, ale na inne czynniki rakotwórcze w otoczeniu juz nie mamy takiego wpływu.
przepraszam za literówki ;) pisałam z komorki i ten przeklęty słownik je generuje :)
Nie ma takich badań, dlatego autorka tego postu nie może ich przedstawić. Cała idea posta jest ok, zawsze promowanie zdrowego stylu życia jest lepsze niż jego brak, ale po co opierać się lub podawać liczby z kosmosu? Post by nie stracił bez tej informacji a niepotrzebnie wprowadza czytelników w błąd i myślenie, że ewentualne zachorowanie na poważne choroby wiąże się tylko z jedzeniem owoców i unikaniem mleka i glutenu. To nie prawda. To może jedynie opóźnić lub osłabić działanie choroby wynikającej z czynników od nas niezależnych a tych jest dużo więcej niż 10 %. Studenci medycyny się uczą, że jest to raczej po równo: geny, środowisko, styl życia
Niestety, muszę Cię zmartwić SĄ takie badania. Artykuł pisałam z danych podesłanych przez ministerstwo (od nich także dostałam grafiki). Notkę sprawdzana była przed publikacją przez pracowników MZ.
madry post!
Tylko wiecej trikow na przemycenie tego zdrowego jedzenia poprosze!
Maks widze ze ma calkiem spory repertuar owocowy jak na niejadka, u nas tylko gruszki i marchewki przechodza….
Podpisuję się pod takim myśleniem całym sercem!
Mam dwójkę w wieku 7 i 10. W tym roku znajda pod choinką nowe narty. Chcemy zaszczepić w nich pasję do sportu i zdrowego stylu życia. Wybór trudny, bo teraz jest tego masa, my mieliśmy budżet, który musiał na wszystko wystarczyć, a bez sensu kupować cos, co zaraz się rozsypie. W końcu panowie z adventure sports polecili nam sprawdzonego rossignola i prezenty załatwione. Teraz potrzebuję chyba kilkometr papieru do zapakowania wszystkiego :D
cudownie, uwielbiam patrzeć jak całe rodziny spędzają czas razem na nartach. Nasze mają 4 i 2 latka. W tym roku czterolatka już biega po domu w kasku i mówi, że nam nie odpuści :)
Brawo za mądry post połączony z makówkowym stylem :)
Swietny wpis!
W momentach zwatpienia i braku motywacji bede do niego wracac i wszystkim polecac :)
popłakałam się jak dziecko na początku… Trzymałam za rękę babcię, kiedy umierała, na raka właśnie. Tuż przed moim ślubem. I drugą babcię żegnałam, tuż przed urodzinami córeczki. To dziadostwo zabrało mi ukochane osoby…
Dawaj dziecku słodycze. To smak dzieciństwa.
Pozwalaj jeść przed TV. Niech uczy się robić 2 rzeczy naraz.
Dawaj jeść co popadnie, gdy tylko sobie tak umyśli (nawet jeśli za chwilę jest obiad).
Brokuły to zło (jak to można dziecku dawać?).
Największym wrogiem wprowadzania dobrych przyzwyczajeń żywieniowych są babcie. Dopiero długie rozmowy i odległość pozwalają robienie tego “po swojemu”.
To co piszesz, to jest jakaś 1/10 problemu i prawdy… Geny – decydują w znacznie większej mierze – poczytaj o rodzinach nowotworowych. Druga sprawa – jedzenie – co z tego, że będziemy starać się jeść zdrowo, jeśli mięso jest faszerowane antybiotykami, płatki śniadaniowe robione z modyfikowanej kukurydzy, a warzywa i owoce pryskane chemią? nawet żywność bio nie jest wolna od zanieczyszczeń… Fakt – brak ruchu, nadwaga, alkohol, papierosy – to sprzyja wszystkim chorobom, dodałabym tu jeszcze – szczepionki, leki nafaszerowane chemią do granic możliwości i nadużywane, leki hormonalne. I komputery i inne urządzenia wydzielające promieniowanie radioaktywne, nadużywanie prześwietleń rtg i . Zachorowań będzie coraz więcej – nawet jak nie będziemy palić i będziemy szczupli i zadbani. Bo niestety, ale to człowiek do tego doprowadził – to jest cena za postęp technologiczny…
Ważna w tym wszystkim jest profilaktyka i wczesne wykrywanie, bo to daje szansę na walkę. A ministerstwo zdrowia w tej sprawie robi niewiele jak na razie, pakiet onkologiczny to śmiech na sali, ograniczenia wyboru środków do leczenia… ludzie umierają przed diagnozą albo są odsyłani od specjalisty do specjalisty, niektórzy zanim znajdą lekarza kompetentnego, który ich zdiagnozuje i poprowadzi dalej zaliczają po 10 wizyt u różnych onkologów, chirurgów, ortopedów itp….
mam wrazenie, ze co badania to inne wnisoki, wlasnie czytam najnowsze badania pana Bert Vogelstein, ktory jest specjalista od nowotworow na Johns Hopkins uniwersytecie w Baltimore i jego wnioski, choc nie podwaza zdrowego trybu zycia, nie popieraja tez wyzej opisanych
A jakie są wnioski tego pana.. Chętnie dowiem się czegoś nowego :) [lub link, lub źródło…]
Mam link z niemieckiego artykulu z gazety die welt, wlasnie dzis to wsrod mojej prasowki czytalam ;): http://www.welt.de/gesundheit/article135942093/Warum-manche-Krebsarten-einfach-Pech-sind.html
Pewnie szukajac pod nazwiskiem hopkins znajdzie sie wiecej w jez. angielskim, ja z niemieckim lepiej sie znam niz z ang. dlatego artykul z die welt, natknelam sie przez przypadek a ze Twoja stronke z przyjemnoscia czytam pozwolilam sobie zalaczyc inne teorie, ale to nie moje tylko przeczytane ;) pozdrawiam
Na portalu bbc tez o tym pisali podsylam link http://m.bbc.co.uk/news/health-30641833
Na tym samym portalu pisza tez jak w uk chca z tym walczyc. W lutym maja otworzyc 11 osrodkow ktore bede zajmowac sie rakiem od strony dna. Wspomniana w artykule jest 11 letnia dziewczynka ktora od 2 roku zycia walczy z rakiem i dopiero w 2013 roku odkryli ze ma zadka mutacje genu. Nie wiem czy komus sie przyda ale pidsylam link http://m.bbc.com/news/health-30558112
Witam! Pierwszy raz tu zajrzałam i jako jeden z pierwszych rzucił mi się w oczy ten wpis. Nie mam zbyt wiele czasu na czytanie takich blogów, jestem mamą niepełnosprawnego trzynastolatka i żywej sześciolatki, ale jestem też zapaloną amatorką fotografii i zaglądam w takie miejsca często pod takim kątem. Od razu muszę powiedzieć, że zdjęcia są urzekające :) Ale teraz do konkretów. Propagowanie zdrowego trybu życia to świetna idea niezależnie od powodów. Mi się jednak nasunęła myśl, która nieco odbiega chyba od większości komentarzy. Chcemy, żeby nasze dzieci uczyły się zdrowego odżywiania. Wpajano nam zawsze, że warzywa i owoce są zbawienne dla naszego dobrego samopoczucia. Kiedy jednak spojrzałam na zdjęcia trochę mnie zatrwożyła myśl jak często przemycamy do diety naszych dzieci produkty, które mają służyć ich zdrowiu i sami nie jesteśmy świadomi jak niekorzystnie mogą one wpływać na ich rozwój. Niestety nie mieszkamy w klimacie, który sprzyja uprawie egzotycznych owoców. Często okraszane są ogromną ilością chemikaliów zanim trafią do naszych domów, bo przecież muszą przetrwać bardzo długą podróż. Często nie zdążą tak na prawdę wyprodukować dostatecznej ilości witamin, bo zbierane są jeszcze niedojrzałe, żeby nie zepsuły się zanim trafią do naszego kraju. Ja wiem, że dla niejadków często zbawienne wydaje się podanie słodkiego ananasa czy banana, bo innego owocu nie lubią, sama je dzieciom często kupuję, ale coraz bardziej skłaniam się ku krajowym owocom. Jeśli ktoś nie ma dostępu do wiejskiego sadu, warto sprawdzić producenta, dystrybutora. Zima też nie jest okresem, który w naszym kraju sprzyja podawaniu naturalnych witamin. Ale od czego mamy mrożonki, przetwory? Możemy je przecież odpowiednio same przygotować, tak by jak najmniej traciły na obróbce. A na pewno będą wartościowszym źródłem witamin i błonnika niż egzotyczne owoce z “Bóg-wie-kąd”.