Uwaga! Matka za kierownicą!

rodziny z dziećmi, niebezpieczeństwem na drodze?
pic – William Howard | The Image Bank | Getty Images
Zawsze z zapałem przyglądam się kampaniom mającym na celu zwiększenie bezpieczeństwa poruszania się na drodze. ‘Stop wariatom drogowym’, ‘pijesz- nie jedź’ lub akcja którą zapamiętałam z pobytu z USA – ‘click it or ticket’.
Należę do frakcji kierowców dobrych, mądrych i rozważnych. Z wyboru.
Nigdy nie prowadzę auta nawet po najmniejszej ilości spożytego alkoholu. Także na drugi dzień po imprezie, wybieram taksówkę. Odkąd mam dzieci nie jeżdżę za szybko. Moja wyobraźnia działa na zwiększonych obrotach i przewiduję niebezpieczne sytuacje (szczególnie widząc bawiące się przy drodze dzieci). Rozmawiam głównie przez zestaw słuchawkowy, choć nawet kiedy sporadycznie, na chwilę używam telefonu, rozgrzeszam się, jako, że jeżdżę automatem.
Jednak nic to i pociecha żadna, kiedy jadę samochodem… z dziećmi.
– Mamoooo, capka mi się na oto zsuneła, poplaw! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Sypto!
– Mamo, pomój Lenie, ona umieraaaaa! Mamo noooooooooooo!
Wyciągam rękę matki Iniemamocnej, odwracam się zezując jednym okiem przed samochód, a drugim na córkę. Poprawiam czapeczkę i jadę dalej.
– Mamooo! Ona mnie bije mamoooo! Wyrwała mi instrukcję od pingwina!
– Nie, nie wylwałam. Tylko pozycyłam.
– Leeeeeeena! (odgłosy szamotaniny)
– Aaaaaaaaaaaaa! Manio mi polwał instlucje!
– Ona była moja. To ty porwałaś!
Oddycham, oddycham. Skupiam się na drodze. Liczę do dziesięciu…
Ile razy spotkała Was taka lub podobna sytuacja? Mamo popraw, mamo podaj, mamo ZOBACZ, TERAZ! Jeden się krztusi, drugi dusi. Potem się soczkiem oblali, zabawki wyrwali, albo najgorsza opcja- coś spadło na ziemię. Z tyłu. I ty masz to podać. TERAZ! Bo jak nie to usłyszysz zew złości, żalu i rozpaczy.
Czasami nasze auto wygląda jak statek widmo. Ja z głową na podłodze, lub tylnym siedzeniu, poprawiam, podaję, wycieram, zabawiam, cały czas… prowadząc auto. Śpiewam i tańczę, żeby nie pospali się w 5-minutowej drodze z wieczornych zajęć. Podaję telefon i włączam gry… jadąc. Karmię, poję, rozbieram, ubieram.
Można rzec – nie rób tego! Wytrzymają! Nie ulega…
Ale czy na pewno krzyczące, płaczące i kłócące się maluchy będą mniejszym rozpraszaczem niż sekundowe zaspokojenie ich potrzeby? W moim przypadku, nie. Kiedy słyszę rozpacz, awantury i szamotaninę lub zwyczajny, dziecięcy płacz zza pleców, jestem kierowcą zombie. Moja zdolność oceny sytuacji na drodze maleje i wzrasta poziom drogowej agresji oraz prędkość. Mój mózg mówi – dojedź jak najszybciej, bo ześwirujesz!
Dodajmy fakt, że mówimy tu o dzieciach dość dużych. Jednak kiedy cofniemy się w przeszłość, to bywało jeszcze gorzej. Lenka ze swoimi problemami z bezdechem (>kilk<) kilka razy przestała mi oddychać w trakcie jazdy. Zatrzymywałam się wtedy gdziekolwiek akurat byłam (raz na 3-pasmówcę) i pędziłam ją budzić.
Z sytuacji bardziej codziennych – niemowlęcy alarm kiedy jakaś potrzeba nie jest spełniona natychmiast, tu i teraz! Krzyk, płacz i wicie się w foteliku, który udziela się starszemu rodzeństwu. Tych potrzeb nie da się często rozwiązać w 15 sekund tak jak w przypadku dzieci starszych. Więc mama dodaje gazu i szuka sensownego zjazdu, żeby przewinąć/nakarmić, lub po prostu uspokoić dziecko. Często działając instynktownie, a nie logicznie.
Potencjalnych historii rodzinno – podróżniczych jest nieskończenie wiele. Większości nie da się przewidzieć. Ale każda, mobilna mama, więc, że przejażdżka z dziećmi to przyjemność, tylko wtedy, kiedy one śpią. W każdym innym wypadku należy zachować czujność.
Więc kiedy następnym pojazd – widmo, wypełniony dziećmi, nie wpadaj w panikę i dzwoń na policję. Gdzieś tam wewnątrz zapewne jest bardzo wygimnastykowana, pomysłowa i rekreacyjnie hiperwentylująca się mama. Która (w pewnej mierze) panuje nad sytuacją.
Mimo wszystko…
Lepiej ustąp jej pierwszeństwa.
Dla własnego bezpieczeństwa.
Jakoś nigdy nie miałam problemu z ignorowaniem tego co dzieje się na tylnym siedzeniu :) A niech krzyczą, płaczą, wyrywają sobie. Dopóki nie leje się krew, nie jest niebezpiecznie, potrafie się całkowicie odciąć. Umiejętności takiej nie posiada Mąż, niestety :)
Oczywiście jeśli coś wymaga mojej interwencji, zatrzymuję się. Picie, jedzenie? Cóż, w czasie 15 minutowego przejazdu przez miasto nie umrą z głodu. W dłuższych trasach zawsze robimy kilka przystanków.
Ja mam roczną córę, teraz z reguły sobie ogląda świat dookoła lub po prostu zasypia, ale jak była młodsza i złapała fazę na płacz śpiewałam jej “ogórek ogórek”, dodam że znam tylko refren, ale działało :) tylko gardło trochę bolało, teraz wiem co czują piosenkarki hihi
To mi się przypomniało jak kiedyś płaczącej Lence śpiewałam “bałim bała bałim bała w wieeelkiej dżunkli w potężnej dzungli” na cały głos.. Polecam, działa! ;)
Mama – bestia wielofunkcyjna o podzielonej uwadze :)
U mnie udało się wytłumaczyć, że jak coś spadnie to trudno, nikt natychmiast tego podnosić nie będzie, ale niestety dokuczania sobie wzajemnie nie dało się opanować. Więc normalną rzeczą przy dłuższej trasie jest krzyk z tyłu, że on mnie szczypie, a ona kładzie rękę na moje miejsce ;) i jak tu nie zwariować?
Na szczęście moje dzieci są spokojne w czasie jazdy. Często jeżdżę z nimi sama i dzięki bogu nie miałam nigdy z nimi problemu. Synek ma 1,5 roku, wcześniej po odpaleniu silnika już spał teraz siedzi i podziwia krajobraz zza okna, córka ma 5 lat i z nią już można porozmawiać podczas jazdy a gdy synek marudził to właśnie Ona go zabawiała. Co do kłotni mędzy nimi to ich foteliki dzieli spory odstęp więc bicia, szarpania i wyrywania sobie rzeczy nie ma;) Jak coś upadnie to tłumaczę że mama teraz jedzie i nie może się odwrócić, i że podniosę jak dojedziemy. Córka to rozumie, a synek juz teraz też;)
Pozdrawiam,
Moja 2,5 latka obecnie śpi w czasie jazdy, ewentualnie jest dramat gdy na podłogę spadnie miś. wtedy owszem gimnastykuję się i szukam. Jest jeszcze 1miesięczna. Jak płacze, no cóż, próbuję z nią “rozmawiać:”/. Ale jak starsza płakała jako niemowlę zawsze sama czy z mężem śpiewaliśmy jej…”Hej sokoły”:/ Czasami tak przez godzinę. Ale pomagało zawsze.
Skąd ja to znam ;)
Nie raz widziałam dziwne spojrzenia innych kierowców, kiedy wszelkimi dziwnymi minami i śpiewem próbowałam uspokoić moje Córcie.
Ja mam jeszcze “fobię zakrztuszeniową” ;-) i w związku z tym nigdy nie pozwalam jeść, ani pić podczas jazdy, ale jakoś dajemy radę :-)
ja mam 3 synów -7 lat, 4 lata i 9 miesięcy. Najbardziej zawsze bawią mnie porady na ktorym miejscu w aucie zamontować fotelik ;) a tak poważnie to zdarza mi sie jedna ręka prowadzić – tez automat- a drugą trzymać telefon z odpalonymi teletubisiami
Super :) Ja czasami trzymam telefon z odpalonym filmikiem tak, żeby córka na tylnym siedzeniu widziała :)
Ten argument z Zombie dobrze znam :)
Bywało, że przed dalszą podróżą zatrzymywałam się przed sklepem z zabawkami, żeby młodej zapewnić zajęcie nowościami. Ale cóż, wiadomo na ile wystarczały. Jeszcze przed opuszczeniem Krakowa wszystko się opatrzyło :P
Ależ mnie ubawilyscie dziewczyny :) nie mam jeszcze prawa jazdy, ale czuję, że jak już będę kierowcą, dużo będę się musiała nauczyć ;)
Synuś ma miesiąc, więc jeszcze nie miałam okazji nigdzie się z nim wybrać samochodem i zastanawiam się, czy będę się bała i stresowała o jego bezpieczeństwo. Na pewno będę jeździć spokojniej i wolniej :p Ale jak zacznie płakać, to pewnie będę robić to samo, co Ty :)
Your comment*
Moje dziecko od początku nie przepadała za jazdą samochodem. Niestety nie śpi nam też w aucie. Od kiedy ma fotelik skierowany do przodu, siedzi i coś widzi jest lepiej ale nie zawsze. Ostatnio przez pół godziny jazdy śpiewałam piosenkę do bajki “kacze opowieści” :) A i tak najgorsze jest jak mi zwymiotuje w drodze a ja jadę sama. Teraz to i tak pół biedy bo siedzi pochyli główkę i się nie zachłyśnie ale w nosidełku będąca na tylnym siedzeniu tyłem do mnie. MASAKRA. Kiedyś zatrzymałam się przy radiowozie łapiącym na drodze. Panowie mundurowi lekko zgłupieli jak to baba wyskakuje z auta z szaleństwem w oczach i leci pędem na tylne siedzenie :) Ich miny były bezcenne. Jazda z Wrocławia do Łeby przez 10 godzin bez chwili płaczu jest moim osobistym sukcesem. Ale mocno się wtedy napracowałam :) Podawanie picia, chrupek, kromeczki, ludzika, maskotki na tylne siedzenie mam w małym palcu u nogi dosłownie :)
U nas w długich trasach najlepiej sprawdzają się ulubione bajki i oczywiście słuchawki :) Natomiast w krótkich zachowuje się dokładnie jak Ty :) a to poprawiam czapkę, to podaję resoraka, który spadł, to próbuje rozdzielić kłócące się rodzeństwo. Nie jestem na tyle twarda, żeby wytrzymać płacz dzieci podczas jazdy.
No niestety, dzieci potrafią czasami odwrócić uwagę i trzeba nauczyć się ignorować co niektóre sygnały. Moje miały przez jakiś czas zakaz jedzenia czegokolwiek w samochodzie, bo mi się kiedyś mała zakrztusiła. Wszystko skończyło się dobrze, ale miałam traumę dość długo :)
Ach, jakbym siebie czytała! Moje dzieci nienawidziły samochodu w swoich pierwszych miesiącach życia. Córka kiedyś tak płakała (stałyśmy w korku i NIC nie mogłam zrobić) ze zwymiotowała z płaczu. Mój syn z kolei przez pierwszy rok życia zaczynał płakać w sekundzie w której przekręcałam kluczyk w stacyjce i nie przestawał dopóki nie wyłączyłam samochodu (rekord to 2.5 godziny wycia non stop w drodze z wakacji w zeszłym roku). Była to dla mnie niewyobrażalna tortura. W tej chwili jest trochę lepiej, ale i tak codzienne jazdy z przedszkola z głodnymi zmęczonymi dziećmi, którym nie mogę pozwolić zasnąć w samochodzie, bo potem nie pójdą spać przed 23:00 są bardzo trudne. Śpiewanie, tańczenie, zabawianie jest na porządku dziennym. Wielokrotnie mówiłam mężowi, że nie wiem jakim cudem jeszcze nie spowodowałam wypadku.
O kurcze, to ja mam jakieś idealne do wożenia dziecko, przynajmniej póki co ).
Siedzi, rozgląda się i gawędzi ze mną na różne tematy, no ale nie ma rodzeństwa, to nie ma się z kim kłócić ;)
Dziś muszę wtrącić swoje dwa grosze. Przepraszam.
Jednak dla mnie i mam nadzieję dla większości z nas, kierowca, który trzyma jedną ręką kierownicę a drugą ręką telefon, włączając film, jest po prostu niebezpieczny.
Dla mnie to wielka nieodpowiedzialność, głupota. Pamiętajmy, że na drodze, nie jesteśmy tylko mamami, ale kierowcami. Odpowiadamy za swoją rodzinę, ale również musimy tak postępować, aby inni byli bezpieczni.
Tłumaczenie, że to tylko sekunda jest bardzo nieodpowiedzialne. Czasami ta sekunda może zmienić wszystko.
Dodam, że jestem mamą jeżdżącą, automatem, z dzieckiem z tylnim siedzeniu w foteliku. Nie przyszłoby mi do głowy,aby włączać bajki i trzymać telefon.
Iza, ja się z Tobą zgadzam. Bezpieczeństwo zawsze na pierwszym miejscu.
Ale ja, Marlena W., nie jestem dobrym kierowcą kiedy rozpraszają mnie krzyki z tyłu.
Zaburzona koncentracja jest w moim wypadku, gorsza niż podanie telefonu.
Także, każda mama musi sobie znaleźć sposób na okiełznanie sytuacji. Ale tak czy siak, łatwo nie jest ;)
A czy Marlena W. próbowała wytłumaczyć swoim dzieciom jak należy się zachowywać w aucie? To pytanie bez docinków, tylko jestem ciekawa. Czy Maks i Lenka widzieli kiedyś po drodze stłuczkę lub wypadek? Czy jak słyszą jadące samochody ratunkowe na sygnale to wiedzą dlaczego, do kogo, co to za sytuacja? Nie jestem ekspertem od wszystkich dzieci, tylko od swojej dwójki, ale widzę, że opowiadanie o różnych sytuacjach życiowych (nie tylko tych dobrych i sielankowych) bardzo dobrze na dzieci wpływa. Niżej pisałam, że mieliśmy wypadek i w związku z tą sytuacją bałam się jak sobie z tym poradzą psychicznie moje dzieci. Mam to wielkie szczęście, że moja najlepsza przyjaciółka jest psychologiem i powiedziała mi “nie można chronić dzieci przed złem tego świata, trzeba dużo z nimi o tym rozmawiać, tak dużo jak tego potrzebują, aż poczują się z tym bezpiecznie”. Polecam przemyśleć temat i poważnie porozmawiać z dziećmi, a sama będziesz zaskoczona ile one rozumieją. Myślę, że oprócz śmiałości i odwagi równorzędne jest budowanie świadomości dzieci, żeby w przyszłości były zaradne i przebojowe.
To może taxi? Jeżeli piszesz, że nie jesteś dobrym kierowcą, to naprawdę zastanów się czy Twoje dzieci powinny z Tobą jeździć :(
Naprawdę gdzieś zauważyłaś tu takie słowa? Czy to urodziło się raczej w Twojej głowie? :)
Kierowcą jestem doskonałym. Takim ‘naturalsem’ co to mając lat 15 usiadł za kierownicą i pojechał.
Prawo jazdy mam od lat 13, cały czas aktywne. Jeździłam w kilku krajach i na kilku kontynentach. Często moja praca wiązała się z całodziennym podróżami (byłam przedstawicielem handlowym). Jeździłam samochodem w Las Vegas czy Nowym Yorku (także z głośnymi dziećmi).
Przez 13 lat nie miałam najmniejszej stłuczki. Nigdy nie dostałam mandatu. Nie mam nawet 1 pkt. (nigdy nie miałam)..
Więc proszę, powiedz mi skąd pomysł, że jestem słabym kierowcą?
Mnie niestety nie rozbawił Twój tekst. Moje dzieci, tak jak każde, były jęcząco marudzące w samochodzie. Na szczęście tłumaczenie, że mama jest kierowcą i MUSI się skupić bardzo szybko działały. 10 miesięcy temu mieliśmy (ja kierowca, dzieci z tyłu) bardzo poważny wypadek samochodowy i to traumatyczne przeżycie nauczyło moje dzieci, że NIGDY nie można przeszkadzać kierowcy. Dzieci przez pewien czas myślały, że ja nie żyję… Teraz nasze wspólne podróżowanie jest spokojne i okazuje się, że dzieci mogą być samodzielne i odpowiedzialne. Przeraziło mnie jak poczytałam co robią w samochodzie niektóre mamusie… Dziewczyny, człowiek nie zna dnia ani godziny kiedy Wasze życie może się zmienić całkowicie. Mam wrażenie, że nie uświadamiacie swoich dzieci o zagrożeniach dnia codziennego – taki rodzaj bezstresowego wychowania. Są sytuacje gdzie nie możemy tylko my mamy brać na siebie bezpieczeństwa rodziny, ale już nawet małe dzieci powinny umieć się zachować w pewnych sytuacjach. Samochód to nie kuchnia! To sytuacja gdzie chwila nieuwagi może zrujnować całe wasze życie… Zabezpieczacie kontakty, schody itp., a nie uczycie dzieci, że w samochodzie nie można przeszkadzać kierowcy. Zawsze myślałam, że takie bardzo złe zdarzenia człowiek jest w stanie przewidzieć, coś przeczuwać, że mnie nigdy nic złego nie spotka, bo jestem dobrym, doświadczonym i rozsądnym kierowcą itp., ale prawda jest taka, że “dzień jak co dzień” może za minutę być najgorszym dniem waszego życia, więc nie kuście losu. Chyba już pora na poważną rozmowę i uświadomienie dzieci. Moje dzieci od 10 miesięcy patrzą na mamę, która do tej pory nie odzyskała pełni zdrowia…
Popieram w stu procentach. Tak jak pisałam powyżej. Jedna sekunda może zmienić wszystko. WSZYSTKO. I teraz po napisaniu poprzedniego komentarza myślę o tym wszystkim. O tym właśnie, że ja nauczyłam swojego syna, aby nie przeszkadzał. Rozmawiamy, podziwiamy, w aucie jest spokój. Wiem. Nie każdy tak ma.
Ale to żadne wytłumaczenie. Oczywiście to moje zdanie. Dbamy o wszystko, o zdrowe jedzenie, gimnastykę, wspomniane wyżej kontakty.
Zadbajmy o atmosferę w aucie, bo wtedy żadna zdrowo żywność nam ne pomoże. W tej właśnie jednej sekundzie.
Drogie mamy proszę Was, przed wyjazdem z domu włącznie dziecku bajkę, skoro nie wytrzyma w długiej podróży.
Ale proszę Was, nie sięgajcie samochodzików, ktore spadły na podłogę, nie włączajcie podczas jazdy telefonów i nie trzymajcie ich w ręce.
Jeśli mogę coś jeszcze doradzić ze swojego niestety złego doświadczenia – najlepiej nauczyć dzieci, że w samochodzie nie jemy, nie pijemy i nie bawimy się zabawkami. A to wszystko po to, żeby w razie wypadku nie było jeszcze większych nieszczęść. W trakcie naszego wypadku moje dzieci jadły banany, zdziwiłybyście się w ilu miejscach w trakcie zderzenia były te banany… Gdyby to były żelazne samochodziki to byłoby dużo gorzej. Dla niecierpliwych dzieci najlepiej włączyć bajkę na tablecie (umocowanym na zagłówku przedniego siedzenia). No i dobrze jest tuż przed ruszeniem samochodem przypomnieć dzieciom jakie są zasady w samochodzie :)
U nas koszmar jazdy samochodem zaczął się gdy Synek miał 3 dni i wracaliśmy ze szpitala do domu- płakał ile sił…
Teraz ma 1,5 roku a ja przed każda podróżą czy to do sklepu czy na weekend do dziadków umieram ze stresu. To jest prawdziwy horror!! Wrzeszczy, krzyczy, piszczy… Nie pomogła zmiana fotelika, tłumaczenia, prośby- nic…
Podobno z tego wyrośnie… Pytanie kiedy???? I czy wcześniej wszyscy nie zginiemy w wypadku:-(
u mnie było podobnie i z jednym i z drugim dzieciakiem, ok 2 roku życia zaczeło sie zmieniac – syn (4 lata) już lubi, corka – 2 latka – jeszcze czasem drze dziubka (ale jest duzo lepiej), a darła sie 80% czasu w podróży…. horror… a spedzamy w aucie min 1,5 h dziennie – przedszkole/zlobek daleko.
Moja Mloda to fenomen. Wsiadajac do auta prosi o wlaczenie muzyki glosniej. Siedzi, slucha, podspiewuje. Tak zazwyczaj podrozujemy. Chociaz w aucie jest grzeczna :)
U mnie jest tak :
Syn ( król spokoju i opanowania ) – siedzi spokojnie, albo śpi. Auto to taki dla niego usypiacz. Potrafi o każdej porze w nim zasnąć!
Córka ( wcielenie szaleństwa ) – siedzi … i zawsze coś wymyśli. Albo męczy starszego brata, ewentualnie chce jej się co chwila siku, jeść, pić , wyjść, bawić i tysiąc innych rzeczy naraz.
Ja czasami mam ochotę stanąć, wyjść na moment zza kierownicy i wydrzeć się na całego na samym środku jezdni…
A tak w ogóle to kocham jeździć samochodem, a najbardziej jak jestem w nim sama. Pozdrawiam Makową rodzinę!
Jakbym czytała historię mojej rodziny ;)
Ach znam to dokładnie! Najśmieszniejsze jest, że w czasach “przed dzieciowych” wkurzały mnie naklejki typu “Uwaga niunia/dzidzia/bobas/Zosia w aucie”. Myślałam: kurde jak mają dziecko w aucie, to niech sami bardziej uważają… Teraz już wiem, że to znak dla innych porównywalny z tym o ładunku radioaktywnym – uważać i omijać z daleka! ;-))
hahaha ;) <3
Hmmm…. ciarki przeszły mi po plecach i jakoś zamarłam. Marlena bardzo lubię czytać makóweczki i w większości przypadków się z Tobą zgadzam, często pokazujesz nam zupełnie inny, ale jakże interesujący punk widzenia. Tym razem jednak poczułam się jakoś dziwnie nieswojo… Ja również jestem mobilną matką z dwójką dzieci. Co prawda młodsza ma dopiero roczek i na razie mówi w swoim języku, ale krzyczeć potrafi na każdym czerwonym świetle. Synuś ciągła gaduła, uspokaja siostrę śpiewem i krzykami w niebogłosy, co chwila spada mu coś pod siedzenie, ale wiesz co…? Do głowy by mi nie przyszło, aby obrócić się w trakcie jazdy i podać coś dzieciom… Taka sekunda mogłaby sprawić, że wyrządziłabym im największą krzywdę w życiu… nawet nie chcę o tym myśleć…. Marlenka z całym szacunkiem, ale mam nadzieję, że nie spotkam na swojej drodze takiego kierowcy ;) PS. A może warto porozmawiać z dziećmi przed wyjściem z domu, albo zabawa w “Królowie ciszy”? :) Pozdrawiam Aga
Cieszę się, że ktoś podziela moje zdanie. Na drodze jesteśmy kierowcą, nie tylko mamą. Ostatnio słychać wiele głosów mam, które uwazają, że wolno im więcej, tylko z tego tytułu, że są mamami. Bo dzieci to, bo z dziećmi jest tak, albo tak.
Nie szukajmy wymówek.
Teraz, dla uzupełnienia, przeczytałam wpis i komentarze o bezpieczeństwie dziecka w domu. Jakoś nie bardzo te dwa wpisy się łączą.
Proszę nie odbierać moich komentarzy źle. Temat ten jest szczególny. Chodzi o bezpieczeństwo nas wszystkich. Nie rozumiem postępowania niektórych mam.
Magdo,
Warto zastanowić się dokładniej jak mogą wyglądać okoliczności tego, “podawania”. Ja zazwyczaj robię to wszystko na czerwonym świetle (z dziećmi jeżdżę głównie po mieście), więc takich okazji mam tysiące dziennie. Wtedy w spokoju mogę coś podać, poprawić, podnieść, wytrzeć itp.
Czytając post warto zastosować razy z mojego dzisiejszego postu.
Pozdrawiam serdecznie :)
“Czasami nasze auto wygląda jak statek widmo. Ja z głową na podłodze, lub tylnym siedzeniu, poprawiam, podaję, wycieram, zabawiam, cały czas… prowadząc auto. Śpiewam i tańczę, żeby nie pospali się w 5-minutowej drodze z wieczornych zajęć. Podaję telefon i włączam gry… jadąc. Karmię, poję, rozbieram, ubieram.”
Marlena, w tym opisie nie jest napisane, ze stoisz na czerwonym swietle, “prowadzac” “jadac” jestes w ruchu, wiec okolicznosci, przynajmniej dla mnie, sa jasne. Inne mamy, ktore wyglaszaja, ach, nie jestem sama, tez mi sie to zdarza, mysla, ze jest to ok, dlatego warto w takich postach dokladnie sprecyzowac opisywana sytuacje.
Magdo ale po wpisie, o cukrze połowa ludzi zrozumiała, że ja NIE DAJĘ DZIECIOM NIC SŁODKIEGO, kiedy imho przekaz był taki, że CHCIAŁABYM móc dać im coś pysznego, też poobcować z tym uczuciem, ale nie mogę, bo zatroszczył się o to świat.
Podobnie w poście o zabezpieczaniu domu. Przekaz- zabezpiecz, żeby nie musieć non stop pilnować, ale część ludzi wzięła to za nadmierną troskę i ograniczanie.
Niestety nie jestem w stanie napisać postu tak aby 60 tys osób zrozumiało go w 100% właściwie. Przykro mi…
Akurat te 2 posty byla dla mnie jasno przekazane:) pozdro!!
Jesteś kierowcą? Masz prawo jazdy? I twierdzisz, że auto stojące na “czerwonym” nie znajduje się w ruchu? Nie prowadzisz go wtedy?
Czyli jak ruszasz na zielonym to dopiero się do niego włączasz? :D
Szkoda, że pan egzaminator o tym nie wiedział ;)
Nie szukaj drugiego dna tam gdzie go nie ma!
Tu nic nie trzeba precyzować jaśniej. Trzeba czytać ze zrozumieniem ;)
Jakbym czytała artykuł o sobie :-) Marlena dziękuje za normalne, życiowe artykuły.
A ja Maję wiozę z przodu, Karinkę z tyłu i przynajmniej sobie niczego nie wyrywają i nie biją się :p
Ale wielofunkcyjność mam opanowaną do perfekcji – i tajemne ręce długie jak ośmiornica ;)
Dziewczyna przyznała się szczerze do czegoś, co pewnie każda z nas ma na sumieniu, a tu fala krytyki, jakby co najmniej jeździła i szukała okazji do kolizji.
Czy w tym poście jest pochwała trzymania telefonu w ręce podczas jazdy albo schylania się po zabawkę? Ja widzę raczej ostrzeżenie, że w chwili desperacji każdy z nas czasem wykonuje nieprzemyślane ruchy i miewa niestandardowe zachowania.
Chcecie, żeby autorka tego bloga była sztucznie idealna czy autentyczna?
Czasem mam wrażenie, że chcecie ideału, bo jak nie, to na stos :P
Każdy z nas ma swoje grzeszki, pamiętajcie o tym czytelniczki, zanim rzucicie kamieniem.
Nikt nie rzuca kamieniem. I nie każda z nas ma to na sumieniu. Ja nie mam. Po prostu wyrażam swoje zdanie. Boję się takich sytuacji i wiem, że czasami mogą zaważyć na czyimś życiu. To nie jest blahy temat.To temat ważny.
A ideału nie ma, wiem. Sama mam wiele sobie do zarzucenia. Nie znaczy to,że mam się ze wszystkim zgadzać. Mało spraw komentuję. Ale akurat ten temat uważam za bardzo istotny.
Ten blog jest cudowny i nikt tu nie obrażał Marleny – przynajmniej ja tego nie zauważyłam. Bardzo bym chciała, żeby mój wypadek przyniósł coś dobrego, bo jak na razie nie mogę się w swoim życiu dopatrzeć pozytywów po tym zdarzeniu. Dużo rzeczy robimy w życiu na szybko, bezmyślnie, bezrefleksyjnie, więc jak ktoś kogo życie mocniej doświadczyło mówi Ci “uważaj!” to warto by było uczyć się jednak na cudzych błędach, a nie na swoich, szczególnie, że tu cena jest wysoka… Dobrze jest słuchać rad, a nie dopatrywać się złych emocji. Nie mam swojego bloga, gdzie mogłabym ostrzec kogokolwiek, więc piszę tutaj, bo aż ciary po plecach przechodzą jak się czyta “hahaha hihihi jakbym czytała o sobie”. Wypadki się zdarzają czy nam się to podoba czy nie i niestety zawsze jest ktoś winny, a czasem wszyscy po trochu. Nie chodzi mi o to, żeby schizować podczas jazdy samochodem, a w dzieciach zbudować lęk przed jeżdżeniem, a jedynie o ustalenie zasad i uświadomienie dzieci jak należy się zachowywać podczas jazdy. Tylko tyle i aż tyle :)
Nika przykro mi z powodu tego, czego Ty i Twoje dzieci musieliście doświadczyć, tylko ja nie wierze w możliwość uczenia się na cudzych błędach czy doświadczeniach. “Tyle o nas wiemy, ile nas sprawdzono”.
Mam nadzieję, że wszelkie hihihih i hahaha nie uderzą rykoszetem w nikogo.
Człowiek ma dziwną konstrukcję…często działa impulsywnie, czasem żałuje czegoś, co już z robił lub powiedział, czasem refleksje przychodzą zbyt późno, a te prawdziwe przychodzą chyba tylko z własnym doświadczeniem.
No ale to tylko moje zdanie o naturze człowieka.
Mam nadzieję, że jednak jest inaczej i większość dorosłych ludzi potrafi uczyć się również na cudzych błędach. Widać to szczególnie, jak osoby publiczne nagłaśniają jakiś problem czy to diagnostyki czy bezpieczeństwa, wielu ludzi porywają takie historie, działają na wyobraźnie i często zapobiegają innym tragediom. Tu akurat chodzi o zdrowie i życie, więc warto zabrać głos.
Jeszcze dodam tylko co rzuciło mi się w oczy – wielu mamom trudno jest określić granicę kiedy dziecko jest maluszkiem i nic nie zrozumie, więc nie warto nawet tłumaczyć, a kiedy jest już na tyle duże, że można coś wskórać. Namawiam do uświadamiania dzieci o zagrożeniach, bo po pierwsze będą bardziej pewnie się czuły w różnych sytuacjach życiowych, a po drugie wam mamom będzie się łatwiej z nimi żyło. Wszystkie mamy “hihihi hahaha” proszę skorzystajcie z mojego przykrego doświadczenia, obyście nie musiały się nigdy o tym przekonać osobiście :)
Zgodnie z teorią Dolto,historycznego autorytetu wśród psychologów i psychiatrów dziecięcych we Francji, nawet niemowlęta rozumieją, co do nich mówimy, tylko nie mają narzędzi i możliwości, by sensownie się z nami komunikować.
Do dzieci warto i trzeba mówić, zgadzam się tu w 100%.
Widzę, że komentarze napisały jedynie idealne matki, które nie mają kłopotów z dziećmi w samochodzie albo te problemy rozwiązują śpiewająco. A ja z jedynym tylko dzieckiem mam tak samo jak Marlena i dokładnie to rozumiem.
U mnie płacze były już przy wsadzaniu do auta, Mikołaj nie chciał siedzieć dłużej niż 5 minut w foteliku, a im dłużej płakał tym większe prawdopodobieństwo bezdechu ( na szczęście w samochodzie zdarzyło się nam 1 raz ), więc nerwy z minuty na minutę większe. A teraz 2 latek też długo w aucie nie wytrzymuje, bo nuda i chce a to piciu, a to jeść, smoczek itd a najlepiej to wysiąść, a jak nie, to płacz i szamotanina. I mogę sobie śpiewać, robić cokolwiek, nic nie pomaga.
Popieram więc całkowicie apel Marleny – ustąpić autom z dziećmi pierwszeństwa!
Nie raz wepchnął się przede mnie zadowolony z siebie supermacho w nowiutkim, klimatyzowanym BMW, a ja w korku z krzyczącym, coraz bardziej czerwonym dzieckiem ( i z płaczu i z gorąca )!
Story of my life- tylko podzielić przez dwa. A jak już wszystko podam, włączę to ciągle zaglądam w lusterko czy wszystko ok;)
hehe już samo radio potrafi oderwać na dłuższy czas wzrok od ulicy a co dopiero dzieci w samochodzie ;)
Powinnaś chodzić na pieszo. Pewnie jak jeździłaś wózkiem z dziećmi to też słabo Ci to wychodziło.
hahahaha :D
Nie prowadzę auta, ale znam te sytuacje. W zeszłe lato jechaliśmy na koncert, dla synka 6 latka, wraz z jego 2 letnią siostrą, która nie mogła znieść podróży. Śpiewy, paluszki, woda, postoje, dobrze, że to było trochę ponad 100km.A najgorzej kiedy maluchy solidaryzują się w złym samopoczuciu podczas jazdy, tak też u mnie było. Jazda na maksa , niejednokrotnie wypinałam się z pasów i pełzłam na tyły. Byle dojechać jak najszybciej do celu i podziwiam kierujących, kiedy dzieci mają dosyć podróży . Trzeba mieć nerwy ze stali. A oprócz tego fajnie jest cała rodzinką śpiewać, my mamy taka ulubioną płytę zespołu Nie wiem kto, polecam każdemu świetne piosenki na drogę dla dzieci i dorosłych:))