W końcu go pokochałam…
W końcu zaczęłam go lubić.. Można nawet powiedzieć, że zauroczyłam się. Czuję motyle w brzuchu myśląc o nim. Wstaję rano i chciałabym biec do niego. Wieczorami ciężko mi się żegnać, by noc spędzić… w innym.
Bo do niedawna kojarzył mi się ze złem najgorszym. Z wielkim czarnym potworem, który zabiera mi wszystko po kolei. Czas, każdą minutę czy to realnie czy w myślach. Pieniądze, wakacje nad ciepłym morzem. Energię… W pędzie z pracy do pracy powoli traciłam wszystko. Ostatnia strata była zbyt ciężka. Zabrał zdrowie i tą moją beztroską radość życia, optymizm i energię. Chciał wziąć i to. Pod naporem spraw do zrobienia, obowiązków, projektów do upilnowania i wyrzeczeń, zatraciłam kontakt z sobą, swoim ciałem. I to było za wiele…
Zaczęłam mówić, że go nie chcę, nienawidzę. Głośno i dosadnie! Chcę odzyskać swoje życie… On nie daje nic w zamian, a wysysa z nas co najlepsze!
Spojrzałam na nas. Na dzieci, na męża. Wszyscy w jakimś biegu, gubiąc codzienność. Przyjemności stały się wydatkami. Chwile i momenty oddechu, niedorzecznym stresem, bo trzeba pewnie coś robić. Zarabiać więcej, pracować więcej! Szybciej! Nocami, dniami! Więcej!
STOP.
W życiu czasami się tak trafia, że ważne wydarzenia przychodzą przypadkowo. Często, kiedy wcale ich nie chcemy. Trafiłam na weekendowy ‘psychowarsztat’, w połowie poświęcony kontaktowi ze swoimi wewnętrznymi potrzebami. Z tym stłumionym, głęboko upchanym, ledwie tlącym się głosikiem.. ‘zwolnij’. Z kontaktem z ciałem, mającym także swoje potrzeby i prawa. Do odpoczynku. Do chwili słabości. Do bólu. A ja co? Zmęczona? Red bull. Boli? Ibuprom! Nie daję rady? To 5-ta kawa… A ty wewnętrzny głosie stul dziób. Czy nie widzisz ile jest do zrobienia?
Trzy głębokie wdechy.
Tak się nie da.
Nie dam rady dłużej.
Nie chcę.
Miałam ochotę rzucić to wszystko, spakować dzieci i pierwszym samolotem polecieć do Północnej Karoliny, oglądać dzikie konie i wieczorem łapać malutkie kraby na plaży. To wspomnienie sprzed 10 lat napawa mnie spokojem, radością i optymizmem. Pokażę to miejsce Makom.. kiedyś.
Jednak teraz muszę odnaleźć balans. Jestem na dobrej drodze. Zaczynam łączyć tą niedorzeczną ilość obowiązków z codziennym kontaktem z sobą, swoimi przemyśleniami, uczuciami. Z ciałem, które chce czasami poleżeć na hamaku i posłuchać śpiewu ptaków. Lub moknąć godzinę w wannie.
I choć obowiązków mi nie ubyło podchodzę do nich luźniej. Świat się nie zawali kiedy nie dodam postu na czas, lub elaborat nie będzie wystarczająco głęboki. Świat się nie zawali jeśli nie umyję dziecku włosów.. Nie zawali się jak zlew zamówię dzień później.
To wciąż będzie bardzo pracowite lato. Robię sporo fajnych kampanii. Będę prelegentem na Blog Conference Poznań i współorganizatorem Strefy Parentingu na See Bloggers. Wciąż trwa wykończeniówka w moim domu i lista drobnych (acz chyba najważniejszych) rzeczy do zrobienia ma z kilometr.
Kiedy pozwoliłam sobie na słabości, szczerość w smutku, złości, kontakt ze swoimi potrzebami, na odpoczynek… te obowiązki nagle odnalazły miejsce w mojej głowie. Miejsce okraszone dawką spokoju. Jeszcze nie w sposób idealny, ale powoli, klocek po klocku zaczynają układać się w spójną całość.
Weszłam w weekend do mojego nowego domu. Bałagan był straszny, jako, że w przeddzień montowano kuchnię. Zabrałam się do pracy, sprzątania, ustawiania, szorowania… Rozłożyliśmy trampolinę i stolik z ławeczką. Wieczorem zaprosiliśmy gości na grilla. Był gwar, pyszne jedzenie i mecz piłkarki (na mojej młodziutkiej, biednej trawce). Następnego dnia znowu sprzątanie, szorowanie ścian, pokrytych dziesiątkami czarnych łapek. Potem zrobiłam sobie kawę w nowym ekspresie i … polubiłam go. Za śpiew ptaków na łące. Za słońce wpadające przed okno w kuchni. Za wielki drewniany stół. Za ogród, w którym można pracować i odpoczywać. Za radość moich dzieci, kiedy po przedszkolu chcą jechać tylko tam, żeby całe wieczory spędzać na powietrzu. Za trud, który w niego włożyliśmy, pozostając wciąż razem… Silniejsi, mądrzejsi…
najtrudniejsza końcówka choć z pozoru najłatwiejsza ;) powodzenia i wytrwałości Makowa Mamo :) zima odpoczniesz przy kominku:)
Tak, właśnie tak! Wszystko jest jak trzeba, na swoim miejscu.
z uśmiechem
Czulam to samo,budowa domu zabrala mi meza a corce tate na rok czasu..a wykonczeniowka doslownie nas wykonczyla;-) najwieksze zamieszanie przypadlo akurat na pierwsze 4 miesiace ciazy- zielona od mdlosci sprzatalam ten nasz dobytek;-)minelo 5 miesiecy od przeprowadzki-a ja wciaz nie moge uwierzyc ze nasze marzenie sie spelnilo..corcia biega po pieknym ogrodzie,ja na hamaku a jutro prawdopodobnie dolaczy do nas druga krolewna:-) bylo warto:-)
Moja ulubiona kawiarka <3.
Ta pyszna kawa w nowym domku (w weekend na tarasie z całą rodziną) wszystko Ci wynagrodzi, zobaczysz. Wszystko! :)
Życzę dużo siły i cierpliwości. Na pewno się opłaci i będziecie bardzo szczęśliwi w nbowym domu :)
Rok temu zimą wprowadziłam się do wymarzonego domu – znam ten ból i jest mi troszkę lżej kiedy czytam że nie byłam sama.
Budowa odebrała nam słoneczne zagraniczne wakacje, w między czasie urodziło nam się maleństwo nowa sytuacja “Mama” po 6 miesiącach powrót do pracy, mąż w pracy coraz dłużej a potem do północy na budowie aby zrobić samemu jak najwięcej i ciągle te słowa skierowane do mnie “nie cieszysz się przecież to nasz nowy dom”,” to że tak dużo pracuje to dla was”, “Schody zamontowałem chodź zobacz” a mi się to nie podobało nawet nie ukrywałam tego ciągłe nerwy, na budowę prawie nie chadzałam.
Przecież przez tą budowę chodzę w starych butach, płaszcza też nie mogę kupić – bo szkoda teraz każdy grosz się liczy.
Przez tą budowę sama muszę zajmować się dzieckiem, a chciałbym mieć 5 minut dla siebie!
We wrześniu powiedziałam STOP jedziemy na wakacje ( przecież – samochodem będzie taniej) znalazłam tanie domki zagranicą, zrobiłam słoiczki i pojechaliśmy totalny relax, pogoda super ,woda cieplutka
Za to co wydamy przecież się nie wprowadzimy
Wróciłam i spojrzałam na to innym okiem, wykończyliśmy jeden pokój , drugi a potem już jakoś poszło, zimą JUŻ mieszkaliśmy
Teraz jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem, schodzę po TYCH SCHODACH i czuję dumę, To MY razem tego dokonaliśmy ,tyle poświęciliśmy ale opłacało się. A nasze maleństwo kocha swój dom i chodź ma dopiero 3 latka JEST Z NIEGO DUMNA!!!!
Przechodzimy aktualnie przez to samo…A wykończeniówka…wykańcza, 100% w tym prawdy, 4 dni temu odebralam meza ze szpitala, dopadlo go chorobsko, jestem pewna ze to stresy daly o sobie tak znac:-(( Ale idziemy dalej do przodu, tyle ze po akcji ze szpitalem juz spokojniej, bez tej calej pary i cisnienia, trudno najwyzej bedziemy spac na podlodze jak lozko nie dojedzie na czas a jesc pizze z pudelka jesli stolarz nie dotrzyma terminu…Co ze z dwojka dzieci, dla nich to bedzie przygoda!:-)
A wiesz ze ja moje wspomnienia z USA (sprzed 11lat) tez trzymam w zapleczu i wyciszam sie przy nich, odplywam, koje nerwy…Tez pragne zabrac tam dzieci i pokazac im ten wspanialy kawalek swiata…
Cudowny dom Marlena! Gratulacje
Aboslutny hit lata podkolanówki liski (…)
Komentarze, to NIE miejsce na reklamę ;)
prosze o model automatu do kawy, piekny design :)
Znam to doskonale . Rok wycięty z życiorysu ! Miałam dość ! A najprostsze decyzje mnie przerastały . Mieszkamy prawie od roku , i ciagle jest cos do zrobienia , poprawienia . Właśnie robimy nowy podjazd a zaraz taras , czesc ogrodu tez rozkopana , a ja mam ochotę spakować walizkę i wyjechać tam gdzie ciepło
Trochę to wszystko takie dziwne …. Macie piękny dom. Własny dom. Ja rozumiem że to kosztowało nie tylko chodzi o pieniadze ale kosztowało nerwów tysiace spraw do załatwienia odkladanie wszystkiego na pozniej bo budujemy dom. Dom – wlasny dom. Dom w ktorym jest bliskosc cieplo bezpieczenstwo. Po zdjeciach widac ze bedzie pieknie. Juz jest. Tylko szkoda ze piszesz to w taki sposob i w takich czasach w ktorych ludzie takich jak ja nie stac nawet na wlasne 30m mieszkania. jestesmy z mężem wykształceni mamy dzieckojestesmy bez pracy. Bez mieszkania bez przyszłosci w najblizszych dniach miesiacach i mysle ze lat. Toniemy w dlugach jedna chwilowka popedza druga a dlug rosnie. Nie trafiona inwestycja – kolejne długi. Kobieto jest pieknie U Ciebie jest pieknie . Oby zawsze tak bylo tego Ci zycze.
No coś Ty, nie nastawiaj się, że już zawsze będzie źle – będzie dobrze, zobaczysz! Wiesz, to jest tak, że punkt widzenia zależy od punkty siedzenia. Też mam za sobą budowę domu (a raczej samą wykończeniówkę, co jak mówią wszyscy, najmocniej wykańcza ;)) i powiem Ci, że pomimo, że dom był moim największym marzeniem to w trakcie wykończeniówki miałam ochotę “odszczekać” to marzenie i więcej nie wracać na budowę. Marlena po prostu opisuje to co przechodzi każdy, kto buduje/wykańcza dom – to jest po prostu taki koszmar, że masz ochotę zrezygnować ze swojego największego marzenia ;) Wtedy człowiek uświadamia sobie jak puste jest to marzenie, a najważniejsza jest Rodzina, na którą wtedy nie masz czasu i zdrowie co odmawia posłuszeństwa pod nawałem “wszystkiego pilnego”. Ale później oczywiście jest radość i sielanka…tylko mało kto chce budować/wykańczać kolejny dom ;)
A ja generalnie nie komentuje. Kiedy zobaczyłam ten wpis, to mi się zachciało napisać petycję-Żal i że puknij Ty się (z całym szacunkiem) – każdy chciałby takie problemy. I puknęłam samą siebie, bo wpadam w pułapkę babki rybaka z bajki. I wciąż tylko za mało, za ciężko,za zimno/za ciepło.. Dzięki za post-przypominajkę, że to 20letnie auto to jednak fajne jest…bo jest…
Mam ten sam ekspres juz 3 latka parzy dla mnie pyszna kawusie :-)
My jesteśmy zakochani w kawie z niego.. Coś cudownego <3
Też mam ten sam ekspres i nie tylko my go kochamy, ale nasi goście specjalnie w domu nie piją kawy, żeby tylko tej się napić :D Latte najlepsze ze wszystkich na świecie – nigdzie takiej nie podają. kocham kocham kocham
Ale jaki to????? Szukam juz tydzien i nie moge sie zdecydowac… a ten piekny i jak piszecie – super.
ekspres ciśnieniowy SIEMENS TK 76K573
Wytrwałości….ty Marleno potrafisz celebrować życie, chyba dlatego wracam tu codziennie, że intuicyjnie czuję w tobie pokrewną, hedonistyczną duszę ;).
Spodziewaj się za czas jakiś sowitej nagrody :)
Najlepszego.
:*
No dokładnie! ale weź tu celebruj pustaki, dachówkę i glinę w ogrodzie. Celebruj brak czasu i wieczne zalatanie..
Rozumiem….u mnie też z cierpliwością kiepsko ;)
z niecierpliwoscią czekam na fotki z nowego domu!
Będą, będą! :)
Makowa Mamo – Racja. 200%. Ja nawet powiedziałam GŁOŚNO, że nie lubię swojego nowego domu. Mieszkam 4 miesiące. Dziś go kocham…. Jak się cieszę, że to napisałaś. A już myślałam, że jestem nienormalna. I miałam takie wyrzuty sumienia. Pozdrawiam całą rodzinę i życzę samych szczęśliwych chwil w nowym życiu;-)
Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy! Człowiek nie wiedząc jak reagują inni zaczyna myśleć że jest dziwakiem. Bo przecież dom, takie marzenie, a w głowie jak koszmar największy…
Cieszę się że u Ciebie minęły te uczucia. U mnie idzie w dobrym kierunku :)
Mi to się wydaje, że z tym budowaniem/urządzaniem domów to trochę jak z ciążą i porodem – nazywanymi stanem błogosławionym, a każda mama wie co to był za hardcore ;) Potwierdzam, że zapomina się o tym koszmarku, ale chęci na powtórkę z rozrywki po 5 latach nie ma do tej pory :D
Nienawidziłaś, bo wcześniej to była BUDOWA brrrr
A teraz to jest DOM :)
Przepięknie tam u Was, ale obiecaj, że zdjęć z wnętrzami będzie więcej pilssss , bo mam wielki niedosyt.
Będą, obiecuję, ale.. jak będzie gotowe. Kuchnia obecnie bez blatów, mebli i oświetlenia brak. Nie ma czego pokazywać ;)
Wczulam sie w ten wpis. Nie dziwie sie wcale Twoim odczuciom. Grunt, ze jestescie razem:) Czesciej rob kawe:)
:*
A za jakiś czas będzie pachnąca piękny ogród i pachnąca maciejka…
A potem kolory jesieni… z okna sypialni…
Na groszek i dynie czekam najbardziej :)
Ja teraz czekam na pomidory malinówki i moje ukochane: maciejkę i lawendę :)
W naszym domu mieszkamy 3 lata. Przez rok śniłam koszmary z mieszkaniem w bloku i kiepskimi sąsiadami w roli głównej. Czasami jeszcze śnię o tym, że tkwimy w bloku i nagle łapię się na tym, że przecież dom już skończony! Można w nim mieszkać! ;)
Tak naprawdę pokochałam go po roku, gdy opadł ostatni kurz i wreszcie ekipy “dokończeniowe” po wykończeniówce się wyniosły.
1,5 roku temu wróciłam do pracy i od tamtego momentu uwielbiam wracać do domu, uwielbiam w nim być i czuję, że to moje miejsce na ziemi. Taras, ogródek, folia z pomidorami – bezcenne ;)
Macie piękny dom. Nie pokazałaś jeszcze zdjęć ale po pokoju Lenki i części kuchni wiem, że na pewno jest urządzony ze smakiem i będzie Wam w nim dobrze.
Też znam to uczucie, gdy jedną nogą jesteś w domu (ale nie możesz w nim spać) a drugą w starym mieszkaniu i tęsknisz do nowego, chcesz już wreszcie osiąść w jednym miejscu i otrzepać się z tego dosłownego rozkraczenia.
Na razie u nas jeszcze ciężko, bo dom nie dokończony a juz jedną nogą jesteśmy w nim, zaś zawsze czegoś brak, to kubka to bluzy, to bielizny dzieci ;)
Ale już do 2 tyg. góra i .. przeprowadzamy się! :). Potem do zimy jak nie dłużej nadal zawsze ‘coś’ będziemy robić ale już na miejscu.
Jestem na podobnym etapie, rok temu zaczęła sie budowa, a teraz wykończeniówka :)
Ale przyznam szczerze, że nie mam takich odczuć :) niczego nam ta budowa nie odebrała, wręcz przeciwnie – wspólne wyjazdy do nowego domu, bardzo nas jednoczą, sprawiają niesamowitą frajdę i są bardzo ekscytujące :)
Może wynika to z tego, że dom budowany był tzw. systemem zleconym (wykonywała go firma budowlana, włącznie z zakupem materiałów), my tylko nadzorowaliśmy, akceptowaliśmy, bądź nie. Teraz wykończeniówka to calkowicie nasze pomysły, ale też wykonywane przez ekipę, więc nie jest tak źle :)
Budowa, ok, można zlecić. Nam też 90% robiły firmy, ale wybór elementów, okien, cegiełka, drewno itp. Potem projekty! Jak to zlecić komuś.. To co zlecisz, to pikuś w porównaniu do tego co robisz sama.. Chyba, że większość u Was robił mąż to może nawet nie wiesz ile to pracy ;)
Wykończeniówka tak samo. My nic nie robimy sami, ale co z tego? Wybór płytek, kranów, zlewów, pryszniców, blatów, podłóg, armatury, agd.. mam dalej wymieniać? To też Wam robi zleceniodawca?
No 90% środy to było wybieranie blatów które już wybierałam ze 4x, ale w końcu wzięłam próbki i pojechałam na budowę (z 15 km od sklepu), przyłożyłam do płytek (patrz insta), wróciłam, wybrałam jeszcze łazienkowe, podpisałam umowę (wszystko to robiłam z dzieciakami).. a to KROPLA W MORZU..
Chciałabym to komuś zlecić, ale niby jak to zrobić? Jak ktoś będzie wiedział jaki chce blat, zlew czy kafel…? ;)
Jesli urzadzanie domu przynosi tyle radosci, to jak fantastyczne byc musi tworzenie tego domu od podstaw. Jestem pewna, ze ten okres pelen stresu bedzie ci wynagrodzony, gdy spokojnie zasiadziesz przy kawie w nowej kuchni urzadzonej z sercem i pomyslem. Powodzenia!
Dzięki kochana :*
Oby, oby!
Trafnie, bardzo trafnie ;) Te same uczucia targały tak niedawno mną… A kawa na tarasie, dzieci biegające po “ogrodzie”, śpiew ptaków, przestrzeń… Cudowne chwile…
Chętnie posmakuję nowej kawy, jakiej używacie? :)
obecnie lavazza <3 :)
Jak zostały wykończone skosy i ściany w pokoju na poddaszu? Czy to są jakieś deski, czy panele typu siding położone na skosach na płycie gipsowo-kartonowej, czy może bezpośrednio na izolacji? Jestem na etapie budowy i właśnie szukam alternatywy dla wszędobylskich płyt g-k. ;)