Wszechobecne słodycze
Niby taki zwykły wtorek… a we mnie akurat dziś przelała się czara goryczy.
Bo jak długo można zaciskać zęby i przymykać oczy. Jak długo można pozwalać, żeby ślepy los, czy ‘społeczeństwo’ podejmowało za nas decyzje w tak ważnym aspekcie jakim jest zdrowie naszych dzieci. Słodycze dzieci jak wybrać?
Zacznijmy jednak od początku.
Czy wiecie, że dziecko zanim osiągnie magiczne 7 lat zjada średnio, bagatela, 84 kilogramy cukru?! W tym wieku jest już często od niego uzależnione!
Wpływ cukru na zachowanie dziecka
Kilka faktów:
1. Spożycie cukru wpływa na nagły skok glukozy, a po chwili jej spadek. Takie wahania przyczyniają się do nadpobudliwości (/hiperaktywności), zaburzeń koncentracji i nawet agresji;
2. Cukier niszczy szkliwo zębów, jest pożywką dla bakterii, szczególnie tych powodujących próchnicę;
3. Uszkadza błonę śluzową jelit, przez co zaburza układ odpornościowy dziecka;
4. Zwiększa ryzyko zagrzybienia organizmu, pojawienia się pasożytów, zaburza trawienie (problemy z wypróżnianiem), podrażnia żołądek;
5. To właśnie cukier (a nie jak wcześniej myślano, tłuszcze) jest głównie odpowiedzialny za nadwagę i otyłość wczesnodziecięcą (ta zaś prowadzi do cukrzycy typu 2 i chorób układu sercowo-naczyniowego)
[Zapraszam do zapoznania się z artykułami (>klik< i >klik<)]
W teorii nie są to żadne nowości. Każdy rodzic, dziadek, nauczyciel czy inny uczestnik życia społecznego zna te proste prawdy. Jak jednak wpływa to na ich zachowanie w stosunku do naszych dzieci? Nijak.
Słodycze dzieci – jak wybrać ?
Rodzice mogą być zgodni i nawet zakomunikować otoczeniu wprost: “nie dajemy naszym dzieciom słodyczy” lub “w naszym domu panuje ograniczone dawkowanie cukrów prostych”. Jednak w większości przypadków kończy się na tym co rodzic sobie pogada.
Potem zaczynają się odwiedziny babć, cioć, hojnie osłodzone porcją ‘dobrodziejstw’ o wysokim indeksie glikemicznym. I jeśli nawet uda nam się przebrnąć (rozwód z rodzicami i teściami, uprzedzanie znajomych, aby nie przynosili słodyczy, czasami dosłownie wydzieranie dziecku z rąk toreb z czekoladkami, cukierkami i innymi przekąskami) przez pierwsze trzy lata, to potem nasze możliwości wpływania na dietę kurczą się z każdą minutą, a my czujemy bezsilność i bezradność.
Słodycze w przedszkolu
Śniadanie jest naszym starterem, motorem napędzającym do stawienia czoła wszelakim trudnościom dnia. Powinno być solidne i krzepiące.
Niestety moje dzieci odmawiają zjedzenia czegokolwiek w domu. Wiedzą, że w przedszkolu czekają na nich słodkie płatki, drożdżowe bułeczki i kakao.
Podwieczorek wygląda nie lepiej – drożdżówki, pączki, ciasta (szczęśliwie robione na miejscu… choć w aspekcie nadmiernego spożycia cukru, marna to pociecha). Makaron/ryż z cukrem pudrem. Lub kisiel i budyń. Innymi słowy cukier z mąką i… cukrem.
Moje dzieci, które w domu nie uświadczą takich dobrodziejstw, uwielbiają kuchnię p-kolną.
Czy wiecie, co mój 6-letni syn jest w stanie oświadczyć i wykonać? Otóż często ogłasza, że on od podwieczorka (godz 15) “jakoś wytrzyma” do rana. Bo w domu nic mu nie smakuje. No tak, w domu niestety nikt nie faszeruje go cukrem.
I znowu – wściekłość, bezradność, bezsilność…
A to dopiero początek. Wszystkie imprezy, bale i inne spotkania są suto okraszone glukozą, fruktozą i sacharozą. Czasami patrząc na to co spożywają dzieci zaczynam się dziwić, że nie świecą.
Dalej…
Wiecie co dostają dzieci w “nagrodę” (dokładnie to za co nagrodę?) na zajęciach dodatkowych (a chadzamy na różne)? Lizaki. Czasami cukierki.
W lokalu ustawiona jest maszyna na 2-złotówki wypluwająca batoniki, rogaliki, wafelki, ciasteczka i gazowane napoje. Wystarczy dodać, że zajęcia przeznaczone są dla dzieci w wieku od 3 lat, aby zwizualizować cotygodniowe sceny rozpaczy pod dystrybutorem.
W tygodniu maluchy odwiedza pewnie z raz jakaś “słodka ciocia” a w weekend odwiedzą dziadków. A dziadkowie wiedzą dobrze, że “cukier krzepi” i “nie wolno dzieciom odmówić cukiereczka, ciastecza, batoniczka”.
Takim oto sposobem, mimo, że rodzic się stara, staje na uszach, jagły i humusy przyrządza godzinami, nie śpi po nocach, jego starania są sabotowane. Przez społeczeństwo. Przez niewiedzę, wyparcie lub zwyczajne olewanie tematu.
I być może ten rodzic sam chciałby wziąć kiedyś dziecko na lody. Może ma ochotę usmażyć mu (zdrowsze acz wciąż słodkie) racuszki i czy naleśniki. Może spędziłby sobotni poranek na pieczeniu a potem wspólnym zjadaniu, ciasta. Ale nie może… Społeczeństwo już się zatroszczyło o porządną dawkę cukru w diecie jego dziecka. Ty rodzicu musisz być złym policjantem, co wiecznie zabrania i zakazuje.
To moja decyzja
I ja się pytam – jakim prawem? Jakim prawem ktoś psuje co ja usilnie buduję? Jak to możliwe jakaś osoba uzurpuje sobie prawo do decydowania o zdrowiu mojego dziecka? Dlaczego ludzie nie interesują się zagrożeniami wynikającymi z nadmiernego spożycia cukrów przez dzieci. Wszystkie dzieci, nie tylko te moje!
Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale jedno mam do powiedzenia: to moje dzieci!
To ja nie śpię nocami martwiąc się o ich zdrowie. To ja chodzę z nimi do dentysty i trzymam za rękę i ocieram łzy kiedy się boją. Ja uczęszczam na bilanse i wizyty lekarskie. Ja obcuję z ich nadpobudliwością i humorami.
I to ja musiałabym zmierzyć się z potencjalnymi chorobami moich dzieci wywołanymi nadmiernym spożyciem cukru.
Więc jeśli twoja rola, uczestniku społeczeństwa, ma się ograniczać tylko to pasienia, faszerowania mojego dziecka cukrem, to daruj sobie, proszę. Bo nie ty poniesiesz konsekwencje tych wyborów. Zresztą słodycze dzieci nie muszą być niezdrowe, jest alternatywa.
Amen
jesteśmy wciąż jednak w mniejszości a wszechobecny “łatak” słodyczy przesłania przeciętnemu dorosłemu Polakowi zdrowe podejście do życia i kształtowania nawyków u dzieci. Też popełniłam wpis w tej sprawie i zapraszam również do mnie
http://maamooo.pl/w-nagrode-lizaczek/
Tak właśnie jest. A stwierdzenie, że rodzic chciałby zrobić coś pysznego i zdrowszego dla dziecka ale ono ma już po uszy słodyczy dookoła to strzał w samo sedno. Ja tak mam. I tych dziadków też mam. Na nic gadanie, oni wiedzą lepiej. Na szczęście mieszkam za granicą i tutaj głównie ja decyduję co dziecko je. Ale za mną kilkutygodniowe ferie w Polsce i te osiem kilo moje dziecko przyswoiło prawdopodobnie w tym czasie. Kiedyś zrobiłam wielką aferę. Do tej pory ciągnie się za mną opinia osoby, która robi problemy nie wiadomo z czego. A teście dalej podtykają słodycze tyle że po cichu, żebym nie widziała. Paranoja.
Moje dziecko ma dwa lata i slodyczy nie zna. Za to moja kuchnie tak. Wszyscy twierdza ze wyrzadzam dziecku krzywde. Patrza dziwnie gdy corka prosi o orzechy czy zurawine. Z moja mama juz nie raz mialam wojne nie poddalam sie I wygralam. Teraz dumnie opowiada kolezanka jak to my zdrowo jemy. Co bedzie w przyszlosci nie wiem oby to co teraz robie weszlo jej w krew na wiele lat. Wyprawiajac urodziny corki uslyszalam nakarmimy dzieci w domu by nie byly glodne. Chodzi o brak wszystkich cukrow i chipsow. Krolowaly owocowe koreczki chipsy owszem byly ale z batatow. Galaretki owocowe i domowe muesli. Zadne dziecko nie narzekalo. Jedli az im sie uszy trzesly. Pozdrawiam
To tak jak u nas córka dopóki nie poszła do przedszkola – miała wtedy 2 lata i 7 miesięcy nie wiedziała co to słodkie. Niestety w przedszkolu nagminne karmienie gotowymi bułkami maślanymi itd (przedszkole zmienione z innych względów) + dziadkowie przynoszący hurtowe ilości słodyczy. Babcia mojego męża chciała ostatnio karmić lizakami moja młodszą córkę (16 miesięcy) no ludzie ! Podziękowałam, zabroniłam wiem, że patrzą na mnie jak na wariatkę ale ja nie ma potrzeby paść dzieci słodyczami :)
U nas sporo pieczywa razowego, kaszy jaglanej i owoców/warzyw. Jednak w piątki (przedszkole katolickie) na śniadanie płatki a na obiad racuchy lub naleśniki – albo rybka ;) Ale generalnie jest nieźle – posiłki opierają w większości na “normalnym” jedzeniu, którym młodzież się najada (nie zapycha).
MM ludzie nie są świadomi,,,nie czytają nie edukują się…Ja jak jadę z maluchami do teściowej to dostaje szału…i oczywiście jestem tą zła co nie daje… ale możesz w domu robić wszystko a tak jak mówisz w przedszkolu mają pyszne jedzonko … nasza chodzi do żłobka i to dopiero jest koszmar…dzieci roczne dostają super kaszki z nestle gdzie skład to jest jakieś nie porozumienie …
Poleca fajny artykuł http://www.akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-2-zywienie-a-sprawnosc-umyslowa-dzieci-dr-ruth-harrell/
Podejrzewam ze tekst jest do pytania o to co nasze dzieci jedza na podwieczorek Jesli w waszym przedszkolu jest taki duży problem ze słodyczami to warto moze porozmawiać o tym z dyrekcja przedszkola . Zrobic rozpoznanie wsród rodziców co sadza na ten temat .
Mysle ze wszystko jest dla dzieci tylko z umiarem .
Prawdę powiedziawszy jest to jeden z powodów dla których… boję się posłać moje dzieci do przedszkola. Jedzą teraz pięknie – wiadomo, lubią słodkie, ale dostają je tylko w formie domowych ciast, drożdżówek czy herbatników (batona nigdy w życiu w ustach nie mieli), jednak nie jest to smak dominujący w ich diecie. Z chęcią zajadają mięso, warzywa czy owoce. I boję się właśnie tego, że jak tylko starszy trafi do przedszkola, to obaj zaczną krzywić się na normalną dietę i będą jeść tylko słodzone kluchy i popijać to kakao. Ale co tak naprawdę mogę zrobić? Jedynie sprawdzić, które z okolicznych przedszkoli serwuje najzdrowsze jedzenie i modlić się, by akurat tam dostać miejsce… Wiecznie trzymać ich w domu nie mogę.
Ja się zgadzam z Tobą w 100 %. Mam dwie córki 4 letnią i 16 miesięczną. Starszą dziadkowie -teściowie “rozkochali” w słodyczach. Jakież były zachwyty jak córka bez mojej zgody pochłaniała sztucznego czekoladowego muffina, każde święta, z okazji braku okazji itd, a to pudło kinder jaja, knopersów itd itp. Tupnęłam nogą powiedziałam nie ! Nie ma, nie wolno. Nauczyli się po roku, a ja wyrodna matka zabierałam, chowałam, prosiłam nie kupujcie – nie dawajcie. Jasne wszystko jest dla ludzi. Raz na jakiś czas do brzucha wpada coś słodkiego ale nie na zasadzie babcia odbiera z przedszkola bach – lizaczek, jajeczko czy inna zaraza. Długo tłumaczyłam mężowi żeby na zakupach nie ulegał, omijał “zakazane” regały i to wszystko przynosi efekty. Córka nie rzuca się w sklepie na kolorowe opakowania, pyta czy może i chociaż jest wielką fanką żelek, mamb i innych “smakołyków” udało mi się nad tym zapanować. Cieszy mnie to podwójnie bo od urodzenia jest strasznym niejadkiem i nakarmienie je graniczy z cudem. Młodsza to inna bajka ona zjada co ma na talerzyku, a tym nigdy nie pojawia się słodkie (nie licząc domowego ciasta drożdżowego). Jeszcze na sam koniec przykładowy jadłospis z przedszkola mojej córki:
Poniedziałek 02.02.2015
Śniadanie:
Lane kluski na mleku, pieczywo mieszane z masłem, polędwica ogrodowa, pomidor, herbata z cytryną.
Przekąska: Śliwka.
Drugie śniadanie:
Krupnik.
Obiad:
Ryż , pałki z kurczaka, surówka z kapusty pekińskiej, mieszanka euro-mix, kompot.
Podwieczorek:
Ciastka pszenne, banan, herbata miętowa.
Kolacja:
Pieczywo mieszane z masłem, pasta rybna ze szczypiorkiem, herbata owocowa.
Wtorek 03.02.2015
Śniadanie:
Kakao, pieczywo mieszane z masłem, parówki, ketchup, ogórek zielony, herbata z cytryną.
Przekąska: Marchew.
Drugie śniadanie:
Pomidorowa z ryżem.
Obiad:
Kasza jaglana, bitki wołowe, surówka wielowarzywna, buraczki, kompot.
Podwieczorek:
Chałka z miodem, jabłko , herbata „owoce lasu”.
Kolacja:
Pieczywo mieszane z masłem, ser żółty, papryka, herbata rumiankowa.
Środa 04.02.2015
Śniadanie:
Płatki owsiane na mleku, pieczywo mieszane z masłem, szynka, sałata, herbata z cytryną.
Przekąska: Błonnik.
Drugie śniadanie:
Kalafiorowa.
Obiad:
Pierogi z białym serem i z polewą śmietanową, marchewka z jabłkiem, kompot.
Podwieczorek:
Ciasto drożdżowe – wypiek własny, mleko, winogrono.
Kolacja:
Pieczywo mieszane z masłem, pasztet, ogórek zielony, herbata owocowa.
Czwartek 05.02.2015
Śniadanie:
Kawa Inka, pieczywo mieszane z masłem, pasta jajeczna ze szczypiorkiem, herbata z cytryną.
Przekąska: Pestki słonecznika.
Drugie śniadanie:
Jarzynowa
Obiad:
Spaghetti Bolonese, sałata ze śmietaną, kompot.
Podwieczorek:
Deser z galaretką i owocami, herbata owocowa.
Kolacja:
Pieczywo mieszane z masłem, kiełbasa żywiecka, pomidor, herbata rumiankowa.
Piątek 06.02.2015
Śniadanie:
Płatki kukurydziane na mleku, pieczywo mieszane z masłem, schab, ogórek kiszony, herbata z cytryną.
Przekąska: Rodzynki
Drugie śniadanie:
Rosół.
Obiad:
Ziemniaki, kotlet z ryby, surówka z kapusty kiszonej, marchew Junior, kompot.
Podwieczorek:
Herbatniki, mandarynka, herbata z dzikiej róży.
Kolacja:
Pieczywo mieszane z masłem, sałatka jarzynowa, herbata owocowa
Strasznie dziwny jest ten jadlospis. Pomijam fakt, ze tyle jedzenia to mi ciezko przyswoic (chocby zupa na drugie sniadanie) bo to jest sprawa indywidualna.Choc dziwi mnie, ze male dzieci mieszcza i platki i kanapki na sniadanie. Ale co to jest blonnik? To jest skladnik produktow a nie produkt sam w sobie, czyba, ze sa karmione sproszkowanym blonnikiem dodawanym do potraw. A poledwica ogrodowa to taka co rosnie w ogrodzie? Poza tym wszedzie herbatniki, pszenne ciastka, slodkie napoje.
Dzieci nie mają obowiązku zjedzenia wszystkiego. Moja córka nie mieści na śniadanie więcej niż dwie kanapki i tyle też zajda w przedszkolu ;) Przedszkole pracuje w godzinach 6-19. Śniadanie jest o 8, a rzeczone drugie śniadanie to godzina 11 i jest to zupa, którą dzieci jedzą po powrocie z dworu. Obiad to godzina 14, podwieczorek 16, a kolacja niestety nie wiem bo zabieram córkę albo przed albo po podwieczorku. Błonnik występuje też w postaci takich chrupko-wiórków i jest sprzedawany jak otręby, płatki owsiane itd w małych opakowaniach. Idąc dalej tym tropem czy polędwica sopocka rośnie w Sopocie ?? ;) Nie zauważyłam tu “słodkich napojów”. Owszem są herbatki i kompoty gotowane na miejscu w kuchni ale bez dodatku cukru.
Marchew Junior i Kawa Inka tez sa przygotowane bez cukru i na miejscu? Jak komus taki jadlospis to nie widze problemu, absolutnie jego sprawa. Ale ja osobiscie polowy tego bym nie przelknela, ale ja zostalam wychowana bez cukru i soli to moze mam inne nawyki zywieniowe.
Jadłospis jest dużo lepszy niż w znakomitej większości polskich przedszkoli, nie przesadzajmy w druga stronę, raz na tydzien kawa inka z cukrem nie zaszkodzi
A czy pisałam, że te produkty są przygotowywane na miejscu?? Oczywiście, że zawierają cukier w składzie nie mniej jednak ciężko jest mi porównywać raz w tygodniu wypicie kubeczka Inki (4 g + 200ml wody – 1,3 g cukru) do codziennego picia Nesquik kako ( 15 g + 200ml mleka – 22 g cukru). Zdecydowanie bardziej odpowiada mi żeby dziecko zjadło marchewkę junior (1,8 g cukru w 100 g czyli jakieś 2 %) niż codziennie wpychało płatki Nesquik, jogurciki lub słodkie gotowe maślane buły. W poprzednim przedszkolu były 3 “posiłki” dzieci faszerowane non stop gotowcami wszelkich marek itd itp. Czy mi odpowiada ten jadłospis nie w 100% na szczęście córka nie wpycha na ślepo do buzi wszystkiego co zostaje postawione na stole. Od urodzenia do picia podstawą jest woda bo w zasadzie nic innego pić nie chce. Reasumując nie chodzi o to żeby eliminować wszystko z diety tylko o umiejętne zbilansowanie. Nie daję dziecku słodyczy, nie przesalam, nie wsypuję tony cukru. Dziadkom nie pozwalam kupować słodyczy, córka nie rzuca się na sklepowe półki jak widzi kolorowe opakowanie. Często jeśli dostanie coś słodkiego odkłada to sobie do szufladki. Wydaje mi się, że bardziej cieszy ją kolorowe opakowanie niż smak ;) Pozwalam jej raz na jakiś czas, zjeść herbatnika, kawałek czekolady czy galaretkę bez popadania w skrajności. Przygotowanie domowego budyniu z kaszy jaglanej czy ugotowanie kisielu to chwila nieuwagi i wcale nie trzeba wspomagać się gotowymi proszkami ze sklepu. Z drugiej strony w 100% żyć eko się nie da. Na ten moment jest okazem zdrowia z dobrym nawykiem żywieniowym. Wszystkie ząbki ma zdrowe. przy wzroście 100 cm waży 15 kg jest szczuplutka, ale zjada tyle ile powinna. Problemem są babcie, które nie rozumieją, że dziecko może być szczupłe bo ma taką budowę i nie jest przy tym głodzone. Toczę o to ciągłą wojnę, że smażone kotlety + sztuczny czekoladowy muffin w ramach “nagrody” po zjedzeniu owego obiadku to nie jest rozwiązanie. Co życie przyniesie nie wiem mam nadzieję, że uda mi się zapewnić córce zdrowy start.
W przedszkolach nie na kolacji… Posiłki kończą się na PODWIECZORKU. Myślałam, ze wie o tym kazdy rodzic. Inaczej jest tylko w przypadku, gdy placówka funkcjonuje do późnych godzin (ale to pojedyncze przykłady). Amen.
Smutne, bo bardzo prawdziwe… U nas “na szczęście” (w bardzo dużym cudzysłowiu) dzieci są alergiczne i bardzo wrażliwe na chemię, więc otoczenie ma obawy przed daniem im czegokolwiek. Czasami sobie myślę, że choroba moich dzieci jest w pewnym sensie błogosławieństwem dla całej naszej rodziny ;) Przedszkole musiałam wybierać pod tym katem bardzo mądrze, bo to co dają dzieciom w przedszkolach do jedzenia to jakiś koszmar. Nasze przedszkole zresztą nie jest lepsze, bo zdrowe dzieci dostają do jedzenia koszmarki w postaci naszpikowanego konserwantami jedzenia (bo to też zgroza dzisiejszych czasów oprócz cukru!), oraz mnóstwo cukru. Na szczęście gotują oddzielnie dla dzieci chorych- okazuje się, że można dzieci żywić bez konserwantów i z mocno ograniczonym cukrem! Jeśli mogę coś doradzić, to jest idealne rozwiązanie na taką sytuację – trzeba uświadomić DZIECI. Wydaje się niemożliwe, że dzieci same podejmą decyzję o niejedzeniu tych smacznych świństw, ale wierzcie mi TO DZIAŁA! Już 3 latki mogą posiąść taką wiedzę i ją rozumieć! Trzeba z miłością i spokojem tłumaczyć dzieciom co dzieje się z ich ciałkami jak jedzą takie świństwa, bardzo obrazowo wszystko opisywać, można przy okazji opowiadać w prosty sposób jakie mamy w środku organy, do czego służą itd. Dzieci chłoną taką wiedzę i w efekcie mają bardzo dużą świadomość, do tego stopnia, że opowiadają rówieśnikom co wolno jeść, a czego nie. No i bardzo ważna sprawa – trzeba zrekompensować dzieciom niejedzenie tych niezdrowych pyszności, takimi zdrowymi. Ja byłam mocno zdeterminowana przez chorobę dzieci i mocno się do tego przyłożyłam ;), ale efekt jest taki, że moje dzieci to małe omnibuski dietetyczne :D U nas w domu jest taka zasada, że to co wkładamy do buzi ma być “paliwkiem” dla naszych ciał, a niezdrowe smakołyki to tylko taki mały dodatek, którym się nie opychamy, tylko powoli rozkoszujemy małym kawałkiem. Powodzenia!
Świetny tekst – brawo !!! i już sie boje posłać moja córkę do p-kola, która teraz gardzi słodkimi obiadami , ale w p-kolu może nie mieć wyboru ;((((((
Chyba wysle ten post mojej mamie…
I stale: Dziecko musi jesc wszystko! Jak mozesz nie dawac dziecku slodkiego, przeciez musi znac wszystkire smaki. Reasumujac, dwa tygodnie urlopu w Polsce, co drugi dzien u innej babci w sumie z kilogram cukru i jaj na ktore mlody jest uczulony. Plus sytuacja gdzie obca baba wcisnela mojemu dziecku lizaka, olala moje nie mozna i stwierdzila, ze nic mu nie bedzie, w sumie dostalam w zamian histerie taka jak nigdy do tej pory….
Do tego wszystkiego nawet myślisz że kupujesz coś dobrego a i tak Cię oszukują … http://www.bankier.pl/wiadomosc/UOKiK-ponad-1-4-mln-zl-kary-dla-Masmal-Dairy-za-falszowanie-masla-3274404.html to jest dopiero Masakra!!
Niezbyt często podzielam Twoje poglądy jednak tym razem zgadzam się w 100%. Choć mój syn nie ma nawet 1,5 roku to też walczę o jego życie bez nadmiaru cukru. I w oczach większości uchodzę za dziwadło. Uwielbiam po prostu “ale on nawet kawałka czekoladki nie może?” “wszystko jest dla dzieci” i ten wzrok patrzący na mnie jak na potwora katującego swoje dziecko. Tylko czy moje 15 miesięczne dziecko naprawdę potrzebuje produktu wysokoprzetworzonego jakim jest czekolada? Nie, cukier dostaje w nieprzetworzonych owocach z porcją naturalnych witamin. Szkodliwość nadmiaru cukru jest oczywista i czy naprawdę dla chwilowej przyjemności chcemy ryzykować zdrowie naszych dzieci?
Off top. Robię pewne badanie.
“Niezbyt często podzielam Twoje poglądy” – z którym postem w ostatnich 3-4 m-cach się nie zgadzałaś?
[ostatnio zawsze o to pytam kiedy ktoś tak zaczyna zdanie i póki co żadna z kilkunastu osób nie umiała odpowiedzieć na to pytanie…]
To mnie zagiełaś :) Myślę, że trudno odnieść to konkretnych postów na przestrzeni 3-4 miesięcy (np.trudno mi polemizować z zabawkami kąpielowymi ). Przykładowo: post dot. bezpieczeństwa nie do końca się z nim zgadzam, nie jestem też zwolenniczką tzw. “rodzicielstwa bliskości” i uwielbiam Tracy Hogg (ale to chyba temat gdzieś sprzed roku lub przewijający się w komentarzach),, tekst “chwila spokoju” – nie podzielam twoich odczuć. Ale masz rację, źle się wyraziłam, może zwrot “o podzielaniu poglądów” nie jest zbyt trafny. Po prostu dużo rzeczy czuję inaczej, może nie całkowicie inaczej, ale jednak nie tak samo. To miałam na myśli, pisząc jw.
Mam nadzieje, że choć trochę się wybroniłam choć sama mam mieszane uczucia :)
ja mam zastrzeżenia do Twojej ortografii, ale chyba regularnie usuwasz mi te uwagi :)
Wyjęłaś z głowy moje myśli! Pod każdym zdaniem mogę się podpisać. Czasami mam wrażenie, że walczę z wiatrakami. Nawet mąż mój, ojciec naszego dziecka przechodzi powoli na “złą stronę mocy”. Walczę, ale ręce opadają mi z bezsilności czasami. I jeszcze te dochodzące zewsząd głosy “Nie przesadzaj! Musi cukier jeść, bo dla mózgu dobry”. No ludzie kochani, przecież to zwariować można! Co to za argument jest?
Dla mnie największą bzdurą są przedszkola z takim menu jak opisałaś, gdzie jednocześnie często trzy i czterolatki nie mają szczoteczek do mycia zębów! U nas na szczęście wszystko jest z głową i ostatnio nawet eko kuchnię wprowadzili.
Mam ten sam problem z teściową, która uwielbia podkarmiać moją 1,3 roczną córkę a to batonikiem, czekoladką, a to soczkiem. Starszemu pokoleniu nie da się wyperswadować pewnych rzeczy. Jej dzieci jadły i nic im nie było, a mała tak to lubi…Problemy z niejedzeniem od urodzenia, niedowaga, nic dziwnego , że wszystko co słodkie od babci pałaszuje. I na nic moje prośby, żeby zwłaszcza ten niejadkowy egzemplarz nie dokarmiać słodkościami. Jak kulą w płot
Z mojego doświadczenia wynika że dzieci które są realnie ograniczane w kwestii słodyczy jedzą ich więcej niż rówieśnicy nieograniczani , były nawet kiedyś w Uk badania na ten temat. Moja córka ma stały dostęp do słodyczy i cyklicznie całe paczki muszę wyrzucać. Zdarzają się tygodnie że nie je ich wcale. Zajada się natomiast wszelkimi cytrusami i w ogólevv owocami czasem w tej kwestii trzeba ją ograniczać
Ja słodyczy nie kupuję wcale ale dzieci wiedzą, gdzie trzymamy te które dostaną od babć, cioć czy z jakiejś okazji. Nie chowam, nie zabieram, nie zabraniam dawać. Słodycze leżą na stole w kuchni praktycznie cały czas… nie ruszane! Czasami skubną wafelka w czekoladzie czy żelka, zawsze zapytają czy mogą. Nigdy nie chowałam i dzięki temu nie rzucili się na sklepik szkolny jak poszli do szkoły, A tam wcale nie trzeba jakichś wielkich pieniędzy, cukierki są po 5 gr! Nie ma nawet drożdżówki czy aknapki z prawdziwego zdarzenia (jak dziecko zapomni wziąć z domu kanapkę) do wyboru ma tylko rogalika 7days… (moje dzieci nie lubią)
Natomiast szkolne stołóki wołają o pomstę do nieba! Wszystko jest na słodko! Racuchy obficie polane czekoladą! Makaron z serem posypany cukrem!! Kotlet drobiowy polany ketchupem i posypany serem żółtym (fuuuj!)
Dokładnie!!!!byłam świadkiem jak na urodzinach u córki koleżanki dwóch braci pożeralo słodycze garściami w ukryciu przed rodzicami, którzy w tym czasie zachwalali swoje eko zdrowe odżywianie. WSSZYSTKO Z UMIAREM! To moja zasada!
Uwielbiam, kiedy tesciowa oglasza swoje ‘dziecko powinno poznac wszystkie smaki’. Tesciowa zmaga sie z nadwaga (b. powazna) od 36 lat, ale nie przeszkadza jej to, by za kazdym razem, kiedy nas odwiedzi (na szczescie rzadko, bo mieszkamy od siebie b. daleko) zwozi slodkosci, odpala 5 ciast w ciagu 2 dni (ciasta dla mnie niezjadalne ze wzgl na ogromna ilosc cukru i tluszczy) i karmi mojego 6latka tymi ciastami na sniadanie! Szlag mnie trafia jak sie pytam, dlaczego on je ciasto na sniadanie?? a ona na to: no popatrz jak lubi! Tescia pierwszy prezent dla wnuka, wtedy 9 mcznego, byl wafelek Prince Polo, zaden argument nie trafial, bo przeciez on tez wychowal dzieci, to co ja mu bede podskakiwac. I jak tu poslac dzieci na wakacje do dziadkow?? MOj syn tak jak Maks ma ogromne problemy z jedzeniem, trwa to juz kilka lat i konca nie widac, wiec pod kazdym Twoim zdaniem podpisuje sie milion razy!
W takich chwilach cieszę się, że moja córka jest uczulona na mleko, jajka itd. itp. Odpadają wszelkie czekolady (kakao jeszcze jej nie dawaliśmy), chipsy (oprócz prażynek ziemniaczanych), drożdżówki, pączki itp. Nawet jak się trafi na coś co jej nie uczula to i tak woli mięso, warzywa, owoce :) A ostatnio sama poprosiła: “Tato ugotuj jeglaną” :) Na zapędy dziadków odpowiadamy nie można, bo jest na to uczulona :P Tylko pytanie jak długo ten stan potrwa? Od września przedszkole :/
To wszystko jeszcze przede mną, ale już jestem przerażona.
Kiedyś nie chciałam Lilce kupić lizaka w sklepie i Pani za mną się zlitowała nad biednym dzieckiem i kupiła jej “ciasteczko”. Napisane miało “Snickers” ;)
Mnie też to cholernie boli, że w domu wypracowujemy zasady, a ktoś bez pytania je obala.
Mnie to przeraża! Moje dziecko mając niecały rok rzuciło się (dosłownie) na pączka, którego jego kuzyn nie zjadł do końca. Łyknął go prawie w całości. Ja z kolei nie rzuciłam się na młodego, bo byłam ciekawa jego reakcji na nowy smak. I to był jak dotąd jedyny pączek w jego dwuletnim życiu.
Jak byłam z nim jeszcze w domu, był rytuał – mleko, później śniadanie, spacer, drugie śniadanie, drzemka, obiad, podwieczorek lub podwieczorko-kolacja, w zależności co i ile zjadł na obiad. Nie było przekąsek między posiłkami. Czasem dwie chrupki kukurydziane – na dwie rączki. Odkąd w ciągu dnia jest z moją mamą, każdy spacer to buła w łapce, a obiad nie ma końca. Nie dosyć, że go karmi(!) to zaraz po obiedzie kisielek albo budyń albo ciasteczko. Nie mogę tego przewalczyć i ryczeć mi się chce, jak pomyślę, że moje dziecko kiedyś samo jadło. papki były tylko na początku, że nigdy nie zapychałam go jak kaczki, tylko całą marchewkę z łyżeczki pozwalałam mu zjadać samemu – stąd jego obiady trwały 30-40 minut, a jego znajomych rówieśników 7 minut.
Przygoda ze żłobkiem była. Ciasteczka, paróweczki, i oczywiście papki -wówczas miał 13 miesięcy. Od tamtego czasu ciągła walka o zjedzenie warzyw….
Szukam teraz przedszkola i aż się boję co tam będzie….
Już myślałam, ze to ja jestem jedna pojebana, co nie lubi dawać dziecku słodkiego. Moje dziecko do roku czasu nie wiedziało co to słodycze, poza oczywiście owocami (które też są bogate w cukry proste, jednak te są dużo łatwiej trawione niż te w cukierkach no i mają witaminy, wiadomo). Szczęście jest takie, że siedzę z nią sama w domu i wiem, co jej daję do jedzenia, a ciasta domowej roboty je własciwie tylko w niedzielę u babci. Oczywiście wszyscy patrzyli na mnie jak na pierdolniętą, kiedy wkurzona zabroniłam dać mojemu wówczas półrocznemu (!!!) dziecku lizaka! Półrocznemu, kumasz?! Jak dopiero pierwsze łyżeczki z marchewką dostawała!!! Na samą myśl o tamtej sytuacji jestem wkurzona. Przez chwilę była w żłobku i tam to co mówisz – budyń goniący drożdżówki i słodkie jogutry “owocowe”. Wszystkie dania poza obiadem to był jeden wielki weglowodan. Sorry za bluzgi, ale to mocno drażniący temat! ;) Pozdrawiam!
Udało mi się nauczyć dziadków i otoczenie żeby dzieciom nie dawać słodyczy. Nawet dziadek który córce przynosił ciasteczka mówiąc że to nie słodycze w końcu posłuchał. Głównym argumentem był dentysta-jego cena i stres… Dzieci przestały się upominać. Teraz wolę upiec coś słodkiego. Nie zabraniam im jednak na imprezkach korzystać z poczestunku.
Dlatego ja wybierając przedszkole w pierwszej kolejności patrzyłam na jadłospis ;-) Szczęśliwie udało mi się znaleźć takie, w którym nie używają w ogóle cukru, bialej mąki i mleka – w zamian jest dużo warzyw, owoców, kasz, orzechów i pestek – jestem bardzo zadowolona. Dzięki temu to ja w domu mogę dawać córce zdrowe łakocie, a zjedzone od czasu do czasu nawet te niezdrowe nie bolą tak bardzo ;-) Z najbliższymi już walkę o zdrowe żywienie mojego dziecka wygrałam, a społeczeństwo – szkoda komentować. Pozdrawiam :-)
Bardzo lubię piec, więc ciasta u nas często goszczą (choć do każdego ciasta daję połowę mniej cukru niż w oryginalnym przepisie), no i nasza weekendowa tradycja – na śniadanie gofry albo naleśniki. Co zauważyłam? Dzieci nie rzucają się na domowe ciasta, chętnie je przygotowują, jednak czasami nie zjedzą nawet kawałka. Wyjątek stanowią bezy i muffinki z gumiakami lub kolorową posypką, ale pozostałe ciasta zjadam z mężem lub koleżankami przy kawce. Moim zdaniem najgorsze są słodycze, te prosto ze sklepu, nafaszerowane chemią i nie wiadomo czym jeszcze. Dzieci przyciągają kolorowe opakowania z bohaterami z bajek. Niestety Dziadkowie nie odmówią wnukom niczego i dla mnie to jest trochę jak walka z wiatrakami, bo Oni i tak po kryjomu dadzą.
U nas też walka… Na szczęście, póki co, tylko na słowa, bo jeszcze nikt nie odważył się dać naszej Córce słodyczy. Im później pozna ich smak, tym lepiej, a ja pogodziłam się już z rolą matki-policjantki, przecież tu chodzi o zdrowie MOJEGO dziecka!
O boziu! Wiem! Jak mnie to wkurza! Szczególnie te “nagrody” po zajęciach dodatkowych! Uczęszczamy na różne i kończenie ich słodyczami to jakaś plaga! Najgorsze jest to, że dostaje je nawet po zajęciach związanych ze wspomaganiem rozwoju (konkretnie mam tu na myśli logopedyczne) – no kto jak kto ale przedstawiciele zawodów medycznych mogliby dawać lepszy przykład…
To samo gdy poszukiwaliśmy zajęć dla synka i chadzaliśmy na dni otwarte, targi, itd. W tydzień nazbierałam pudło lizaków!
Prawda jest taka, że słodycze zawsze były, są i będą (może kiedyś były w innej formie) .
A Wy swoimi wspaniałymi teoriami o tym jak bardzo słodycze szkodzą waszym dzieciom zaspokajacie tylko i wyłącznie własną potrzebę czucia się ważnym i potrzebnym, by Wasze dzieci nie chorowały. Prawda jest jednak taka, że słodycze to część(bardzo ważna) dzieciństwa, od której nie można dzieci odzwyczaić. Można ograniczyć, zabronić ale nie odzwyczaicie swoich dzieci od zaznawania przyjemności. Dziecko jak jest zdrowe to jest zdrowe, a od nadmiaru czekolady najwyżej dostanie zatwardzenia, a jedzenie słodyczy ma też swoje plusy, takie jak wytarzane hormony szczęścia. Chyba nikt mi nie powie że nie lubi wyrazu twarzy swojego dziecka, jak je coś słodkiego i aż mu się uszka trzęsą ze szczęścia. Rozumiem ograniczanie jedzenia słodyczy, ale ludzie do cholery, nie róbcie z siebie takich egoistów. W takiej sytuacji często się zastanawiam czy rodzic takim działaniem chce pomóc dziecku czy własnemu ego, żeby potem pójść do znajomych i powiedzieć ” ja swoim dzieciom to nie daje tego tamtego” ,”jedzą tylko to tamto”, lubicie pokazać jacy to jesteście odpowiedzialni i oczytani. Ale ja osobiście nigdy w życiu nie zapomnę, gdy moi rodzice wracali z Niemczech z pełnymi kartonami słodyczy i jak je rozpracowywaliśmy z rodzeństwem po kryjomu przed rodzicami. (O cholerka przecież ja jadłem tyle słodyczy , chyba umrę?) , a jednak jestem zdrowy jak koń i nic mi nie jest, mimo że wpierdzielałem słodycze tonami. Pomyślcie czasem, czy z dwojga złego nie lepiej zobaczyć uśmiech swojego bobasa, czy zaspokoić własne przekonania i idee.
Przykry jest taki brak niewiedzy u rodziców. Myślę, że są inne sposoby żeby wzbudzić radość u dziecka, niż poprzez karmienie go słodyczami. “Jedzenie słodyczy ma tez swoje plusy… “- świetny tekst, na poziomie 4-latka. Pan się zastanowi kto jest egoistą w tym momencie, bo na pewno nie rodzice, którym zależy na zdrowiu dzieci. Żałosne!
udu….!pan chyba nie zrozumial przekazu…KAZDY niech napycha swoje dzieci czym chce:slodyczami, miesem, eko warzywami, ale niech kazdy decyduje SAM co poda SWOJEMU dziecku! dlaczego przedszkola, dziadkowie, czy inni rodzice mają dawac naszym dzieciom to, czego my sobie nie zyczymy!jak bede chciała to zakupie 10 pączków i dam dziecku zeby zjadlo, ale nie chce zeby robiło to za mnie przedszkole w ramach podwieczorku! jeżeli ktos uważa, ze cukier krzepi, nie szkodzi, jest droga do uszczęsliwienia dziecka to jego sprawa i jego decyzja, ale niech bedzie uszanowane zdanie rodziców którzy uważaja inaczej.
oczywiscie, ze slodycze byly i beda… nalezy sobie tylko zadac pytanie jakie i ile tych slodyczy bylo kiedys a ile i jakie sa dzisiaj. kiedys w przedszkolu na sniadanie dzieci jadly zupe mleczna, dzisiaj jedza sucha karme(chrupki) pelne cukru na syfskim mleku uht… potem podwieczorek, w miedzyczasie slodki sztuczny kubus… slodycze jak najbardziej.. lody w niedziele z mama i tata, czy ciasto upieczone w domu, slodkie racuchy… a nie tony cukru, sztucznych barwnikow, tluszczy trans, 5 razy dziennie..
tak serio to co to za przedszkole i czy nie ma mozliwosci przedyskutowania kwesti zywienia w nim dzieci? ( tu musze przyznac, ze mieszkam za granica) moje dzieci chodza do wegetarianskiego ( nie ze wzgledu na moje przekonania ale to przedszkole jest najlepsze w naszym miescie i dlatego tu sa, mieso w domu jedza ;)) bio przedszkola, nie ma w nim absolutnie zadnych slodyczy, nawet na swoje urodziny dzieci moga przyniesc ” cos zdrowego”, wyjatek stanowia 3-cie urodziny gdzie dziecko zegnajac grupe maluchow moze przyniesc ciasto, na drugie sniadanko i podwieczorek sa owoce i warzywa, chlebek razowy z maselkiem, sucharki… itp, obiady sa wegetarianskie ze skadnikow z zaprzyjaznionego gospodarstwa bio zza miasta (zatrudnione sa dwie panie kucharki, ktore codzien gotuja dzieciom u nas w przedszkolu, bron Boze zaden catering czy inna masowka), sniadania kazdy przynosi sam ( raz w tygodniu jest sniadanie przedszkolne), w podpisanej umowie z przedszkolem rodzic zobowiazuje sie jednak do przynoszenia zdrowego sniadania przez dziecko- dzieci czesto sie czyms dziela, wymieniaja… nie wyobrazam sobie by moje dziecko bylo napychane slodkosciami bez mojej wiedzy, choc obydwoje smak slodyczy znaja to jednak ja decyduje kiedy i czy, tu przyznam szczerze, ze moje pociechy w przedszkolu odzywiaja sie zdrowiej niz w domu :)pozdrawiam
chyba po raz pierwszy zgadzam sie z Toba w 100000%:)) święta prawda…mnie gerenalnie mało obchodzi jak inni zywia swoje dzieci, nie bawie sie w uswiadamianie bo to nie moj biznes, zreszta wiekszosc rodziców uwaza moje poglady zywieniowe “za przesade”…ale wkurza mnie totalnie zywienie w placówkach i to ze nikt nie liczy sie ze marnuje zdrowie maluchów czescto wbrew woli rodziców…u nas w złobku jedzenie jest ok, nie jest to szczyt moich marzen ale jest dosyc naturalnie , w miare lekko i bez wszechobecnego cukru…wiec poki co nie martwie sie tym, ale od wrzesnia przedszkole i juz mam nerwy bo nie wiem czy uda mi sie znalezc cos odpowiedniego…to co prezentuje wiekszosc placowek to jakis dramat na kólkach…takie zarcie ze bym nawet psu nie dala…w domu nie trujemy dziecka to dlaczego ma go truc przedszkole:( ze slodyczami od obcyhc radzimy sobie dosyc dobrze poki co:) dziadki juz w miare oswojeni z myslą ze trzeba przyjsc z owcami czy bakaliami zamiast czekolady… no ale my mieszkamy daleko od rodziny wiec w razie odwiedzic przezyje pare dni i to ze dzieco zle kawałek sernika(domowego) czy dwa dni zrzedu je pierogi…i ze na kolacje jets bialy dmuchany chlebek z kupna wedlinka oczywsicie bez warzywka bo po co na noc do brzuszka np ogorka upychac:/ no ale to jest raz na jakos czas wiec mozna przezyc:) blizsi znajomi juz wiedza ze u nas nie daje sie słodyczy wiec przychodza z owocami albo drobna zabawka, a jak ktos nieuswiadomiony przytarga kinderki to rozdaje, chowam itp. narazie maly nie szaleje za słodkim bo go na codzien po prostu nie ma, nie wiem co zrobie jak bedzie starszy i zaczna sie własnie bale, urodziny i inne okazje do napchania brzucha cukrem…chyba licze na to ze to “nie bedzie jego bajka”;) w domu tez nie szaleje z wlasnymi wypiekami bo po pierwsze tak jak piszesz dokladnie cegielki co calego słodkiego tyg jest bez sensu, a po drugie wole zeby nie miał w ogole nawyku jedzenie czegos słodkiego np po obiedzie. narazie sie nie upomina wiec nie zamierzam nic zmieniac:) czasami tłumacze obie ze to tylko 3 lata i jak pojdzie do szkoly to juz pole manewru bedzie wieksze:) sniadanie z domu, obiad w domu wiec nie poszaleje;) ja nigdy nie byłam fanem sklepikow szkolnych, kupowalam tam raz na rok wiec mam nadzieje ze syn pojdzie po mnie i tez nie bedzie go ciagnac:) a i co najwazniejsze edukacja:))) moj dwulatek z teorii jest juz wycwiczony wiec które produkty sa “niedobre” i wie ze “pakyka jest supej zdjowa”, a maggii czy batonik fujjj bleeee:P
wiem ze jest mi latwiej bo dziecko mniejsze i jeszcze sporo przed nami, ale poki co jest ok i o ile przedszkole wszystkiego nie zepsuje to nie wyrosnie mi maniak snikersow:P
– Mamo – rzecze mój jeszcze wtedy przedszkolak – lubię placki ziemniaczane, ale w przedszkolu są lepsze niż twoje.
– Dlaczego?
– Bo tam sypią więcej cukru.
KURTYNA
O to, to, to!
skąd Ja to znam…
chcąc być “dobrą i troskliwą mamą” staję się mamą od nakazów, “zdrowego” ale nielubianego jedzenia, kreatywnych zabaw, choć dzieci wolałyby np. bajkę…to nic, że którąś z kolei bo u babci telewizor non-stop chodzi…
też mam ochotę czasem zrobić coś słodkiego na weekend, ale każde spotkanie u dziadków “musi się” skończyć tabunem słodyczy, a Ja jak ta wariatka pilnuje aby ich od nich nie zemdliło….za to Ja wieczorem zostaję z bólem brzuchem, zatwardzeniem lub sraczką…
wyznaczam granicę ale to i tak czasem szarpanina i pustosłowie szczególnie u teściowej…
Jestem mamą 7-miesięcznego synka i powiem Ci, że już mam problem ze znalezieniem bez-cukrowego jedzenia dla mojego szkraba. Chcąc wprowadzić do diety tak maleńkiego dziecka kaszkę spotykam w sklepach jedynie kaszki z dodatkiem cukrów i sztucznych aromatów, rozeznałam się nawet wcześniej wśród znajomych czy znają jakieś kaszki, żeby nie miały cukru i aromatów, ale niestety wszyscy dookoła podają kaszki O SMAKU bananowym, malinowym, itd. Znalazłam na szczęście na allegro sprzedawców, którzy mają w swoim asortymencie szwajcarskie kaszki i kleiki Holle, które nie zawierają cukru a kosztują mniej więcej tyle samo co sztuczne kaszki wielkich koncernów w marketach. Można? Można! :) Sama jestem przypadkiem złego żywienia od małego (tata odkąd pamiętam przysyłał tony słodyczy z usa) i w chwili obecnej jestem uzależniona od słodyczy i ciężko mi przychodzi ograniczanie cukru, więc odkąd urodził się synek wiem, jak ważne jest pilnowanie, żeby nie przyzwyczajać organizmu do nadmiernej ilości cukru. Mamy czytajcie etykiety, szukajcie w internecie, bo jak się chce, to można! :)
http://dzieci.pl/kat,1033629,title,Kaszki-marki-Holle-i-Lebenswert-wycofane-z-rynku,wid,17126264,wiadomosc.html?smgputicaid=614470
Też dawałam mojej młodej Holle, ale w grudniu właśnie rzucił mi się na oczy artykuł… Nie wiem czy to konkurencja ‘kaszkowa’ czy co, ale narazie nie daję, pomimo, tego, że je lubiła
Ja też dałam córce i omal zawału nie dostałam po tym artykule… wywaliłam wszystko co mieliśmy w domu z Holle, a niby takie “bio”… I komu tu wierzyć?
Wypróbuj kaszkę
kukurydzianą z bananem.
Sytuacja z wczoraj. Syn u teściów, po przedszkolu, nie chciał zjeść ani zupy, ani drugiego dania. Ok, nikt nie zmuszał, Po jakimś czasie mówi, że chce coś zjeść. Odpowiadam, że może dostać zupę albo mięsko z ziemniakami, bo zostało dla niego. Nie chce. Idę usypiać córkę, wracam do salonu i co widzę? Syn zajada sękacza. Babcia mu dała. Grrr!
Nie zabraniam mojemu dziecku jedzenia czegoś słodkiego. Jest jednak różnica zjeść raz na jakiś czas coś słodkiego a pakować cukier do każdego posiłku w ciągu dnia.
Zgadzam się z Tobą!
Ja miałam dość luźny stosunek do cukru, dopóki syn naszego kumpla nie zachorował na raka. Wcześniej miał na koncie w swoim życiu wizytę w szpitalu z powodu zatwardzenia od słodkości, bo dietę miał taką jakiej chciał, a jakiej diety chcą dzieci każdy wie…Może ten nadmiar cukru to tylko 1 z wielu przyczyn, ale jednak…
Sama mam w domu niejadka i boli mnie brzuch przed każdym jego posiłkiem. Bo kasza jaglana zamiast manny została w lot zidentyfikowana, bo mięso pod ziemniaczkiem wytknięte itd itp I wiem dobrze, że dziadkom nie da się wytłumaczyć, żeby nie dawali słodyczy, bo np nie zje obiadu.
??? a co ma cukier do raka? gdzies to naukowo ( jesli tak prosze o linki do tekstow naukowych lub badan niezaleznych instytucji) udowodniono?
To chyba nie od dziś wiadomo, że większość komórek rakowych odżywia się glukozą.
Książek Ci nie zeskanuję, ale internety są pomocne (pierwsze 3 linki jakie mi wyskoczyły):
http://www.vitanatural.pl/rak-zywi-sie-cukrem
http://paleosmak.pl/odzywianie/weglowodany/rak-zywi-sie-cukrem/
http://kontakt24.tvn24.pl/rak-zywi-sie-cukrem-nowa-dieta-antyrakowa,70584,ugc
A czym “odzywiaja” sie komorki nierakowe?
Komórki “nierakowe” odżywiają się krótko- i średniołańcuchowymi kwasami tłuszczowymi, glukozą i ketonami. Polecam http://paleosmak.pl/odzywianie/skad-organizm-czerpie-energie/ :)
Brawo!! Długo czekałam na taki tekst! Teraz trzeba go tylko udostępnić żłobkom, przedszkolom, szkołom, dziadkom, itd., itp. ;-)
Witam, to może jakaś rozmowa w przedszkolu by się przydała?
Była. Nie pomogła ;)
Generalnie się zgadzam, nadmiar cukru szkodzi. Ale MM lody z lodziarni czy słodkie bułeczki z innych postów też mają cukier. No chyba że to była lodziarnia- kawiarnia super zdrowa gdzie lody są o smaku soku z marchewki. Post brzmi trochę histerycznie.
PS. Nie jestem matką,która wpycha kijem do gardła cukierki swoim dzieciom. Wszystko z głową! :) pozdrawiam
Chyba nie przeczytałaś tego: “I być może ten rodzic sam chciałby wziąć kiedyś dziecko na lody. Może ma ochotę usmażyć mu (zdrowsze acz wciąż słodkie) racuszki i czy naleśniki. Może spędziłby sobotni poranek na pieczeniu a potem wspólnym zjadaniu, ciasta. Ale nie może… Społeczeństwo już się zatroszczyło o porządną dawkę cukru w diecie jego dziecka. Ty rodzicu musisz być złym policjantem, co wiecznie zabrania i zakazuje.”
cała prawda niestety. My nie wytrzymalismy, byla awantura z tesciami.. po tym jak babunia przyniosla cale pudlo lidlowskich cieplych lodow.. na jej oczach wywalonych od razu do kosza. mnie zastanawia jedno, dlaczego np babunie nie przynosza mandarynek, winogron, czeresni, malin…. koszt taki sam , tez slodkie, dziecko lubi, a o ile zdrowsze..
Powiedzmy jeszcze jedno: Polski (i Wschodnioeuropejski rynek) kocha cukier. Wiem, że np. jogurty ze sporawą zawartością cukru przeznaczone są właśnie na ten rynek, gdzie np. bogata Szwajcaria ma na sklepowych półkach przede wszystkim bezcukrowe naturalne. Można? Można!
Szwajcaria to w ogóle inna planeta- nie uświadczysz alejki ze słodkimi kaszkami, półki nie uginają się od soczków typu kubuś, a żeby aptekę znaleźć trzeba się naszukać, a Polsce na każdym kroku apteka stoi i ma rację bytu :P
Oj, ten temat bardzo mi leży na sercu. Niestety z mojego doświadczenia wynika, że mimo wszystko w wieku przedszkolnym mamy jako taką kontrolę. U nas dużo dały rozmowy z dyrekcją nt jadłospisu i “nagród” za zajęcia dodatkowe. Szczęśliwie większość rodziców jest dosyć świadoma.. Teraz po zajęciach dzieci w nagrodę dostają naklejki albo kolorowanki.
Tragedia zaczyna się za to w szkole. Szkolny sklepik spędza mi sen z powiek, mimo, że w szkole mojej córki asortyment nie jest z tych tragicznych. Niestety, pełno w nim słodyczy. Mogę tłumaczyć, prosić, nie dawać pieniędzy… Przecież ma swoje tygodniówki i zamiast zjeść owsiankę w domu woli napchać się słodyczami. Ręce opadają. Dziwie się, że tak wielu rodziców nie widzi nic złego w tych sklepikach. A właściciel sklepiku powiedział wprost, że nie wycofa słodyczy bo ma z nich najlepszy utarg :/
Wycofa, bo wchodzi w życie rozporządzenie, zgodnie z którym w sklepikach/stołówkach szkolnych będą dostępne tylko produkty z “listy” zatwierdzonej przez ministra zdrowia :) Byle do 1 września 2015 r!
Całkiem się zgadzam z tym co napisałaś. Co prawda moje dzieci znają smak lizaków, czekolady i kupnych ciasteczek, ale (!) zdecydowanie wolą owoce świeże lub suszone i płatki kukurydziane niesłodzone. Przedszkole do którego chodzą dzieciaki wybrałam również ze względu na podejście do żywienia dzieci. Jest to przedszkole, które jest bardzo nastawione na zdrowie i zdrowe żywienie. Dzieci mają na podwórku wydzielony ogródek gdzie uprawiają warzywka(marchew, rzodkiewka, pomidorki), większość napojów (herbata, kawa zbożowa) słodzonych jest miodem lub w przypadku herbaty również sokami owocowymi. W jadłospisie sporadycznie widać CUKIER. Mój największy sukces związany z ograniczaniem cukrów u dzieci, to nauczenie ich picia wody. Wyszłam z założenia, że kiedy nauczą się pić wodę to wypiją też inne napoje za to odwrotnie nie byłoby już tak kolorowo :/ Teraz kiedy mają już po kilka lat nawet jak się zdarzy, że piją np. colę to rozcieńczoną z wodą bo “za słodka”. Moja mama strasznie nad tym ubolewała, że nie daję dzieciakom soczków np. marchewkowych naładowanych cukrem.
Amen! Ja kontrolowałam to co je moje dziecko do jakiegoś 3 roku życia, a potem kiedy co raz częściej Młoda była pod opieką babci… no cóż chyba wiadomo o co chodzi :(
Oj rozumiem.. ja dziecku słodyczy nie zabraniam. Może zjeść lizaka ale nie od razu 2-3 jak u babci…;/ Też nie lubię opychać mojego syna nadmiarem słodyczy bo po ludzku potem nic normalnego nie zje bo się nie zmieści lub po prostu jest zapchany..
Albo niektóre mamy dają coś słodkiego na jeden głośniejszy pisk dziecka[kilka razy dziennie] a potem oj bo ten mój X lub ta moja Y nic nie chce jeść i wielkie żale.. Nie dziwię się, też bym nie była głodna po 2 lizakach, batonie, kilku cukierkach i po pół paczki paluszków
Moje dziecko póki nie poszło do przedszkola nie znało smaku cukierków,lizakow itp. Czekolada od święta i w gronie rodzinnym a nie jako nagroda albo próba przekupienia.dziwilly się matki w sklepie ze moje dziecie nie płacze nie wymaga i nie prosi o zakup czekoladki których tak wiele na stojakach przy kasie.
Ale poszło do przedszkola i dorosłe kobiety, wykształcone, mądre w gębie, w kieszeniach spodni noszą cukierki na pocieszenie, w nagrodę i w końcu na głód bo obiadu nie zjadł a przecież jeść coś musi… I mam problem bo komuś wydaje się że tak być musi, bo dziecku odmawiać nie wypada
Każdy to wie…ale przychodzi co do czego i obrywa się rodzicowi, który chce swoje dziecko odżywiać zdrowo. Ba nawet nieraz się slyszy, że jesteś złym rodzicem, bo zabraniasz dziecku słodyczy, niszczysz mu dzieciństwo i inne tego typu brednie. Często jest to walka z wiatrakami. Idzie się do lekarza a on daje dziecku cukiereczka w nagrodę.
U nas słodycze też są bardzo mocno ograniczone, w zasadzie coś zupełnie słodkiego syn dostaje raz na kilka dni, a czekoladkę samą w sobie może raz w miesiącu? Niemniej, kiedy patrzę, jak inni rodzice przesadzają i stosują słodycze jako “uspokajacz”, żeby dziecko ładnie oglądało bajeczkę, albo, żeby grzecznie siedziało w wózku, to mnie aż nosi. Ale cóż, nie moja sprawa.
Najważniejsze dla mnie jest zdrowie mojego dziecka, a nie próby walki z wiatrakami, by przekonywać innych rodziców o słuszności moich poglądów. Bo jeśli ktoś nie ma na tyle rozsądku, by podarować sobie faszerowanie niespełna rocznego dziecka czekoladkami kinder, to i tak, to co bym mówiła wleci jednym uchem i wyleci drugim.
Niestety u nas problem jest jedynie tego typu, że tatuś lubi kupować jakieś lubisie, czy inne badziewia, na szczęście raz na jakiś czas. Musze chyba być bardziej stanowcza.
Dlatego właśnie odpowiada mi tymczasowe mieszkanie w Norwegii. Tutaj w przedszkolach dzieci wogóle nie dostają słodkich posiłków, piją tylko wodę, jeden posiłek przygotowujemy my rodzice w lunchboxie i oczywiście jest zakaz władania czegokolwiek z cukrem, nie można dawać dziecku do przedszkola nawet soku. Gdy dziecko ma urodziny w naszym przedszkolu przynosi się tylko owoce.
U mnie rolę złego społeczeństwa przejął mąż, nic nie dociera, kompletnie!
przecież tak fajnie jest dać dzieciom coś słodkiego, jak się wraca z pracy, wtedy tatuś jest uwielbiany, a mama jak wieczny żandarm zabrania cały dzień wszystkiego ;-(
Dzięki za ten wpis, wysyłam link, ale czy choć trochę przemówi?
Gdy rok temu szukałam przedszkola dla córki, wielką uwagę zwracałam na jadłospis. W końcu udało mi się znaleźć fajne przedszkole, gdzie do każdego posiłku dziecko dostaje owoc lub warzywo, pije się tylko wodę, obiadki też są całkiem w porządku. Jakież było moje zdziwienie, gdy co jakiś czas inny rodzic zagadywał, czy nie uważam, że na podwieczorek zamiast np. mandarynki, czy jabłka, powinien być jakiś batonik, czy ciastko… Brak słów…
No to jest straszne masz rację a najgorsze że później nie ma się kontroli nad ilościĄ zjadanego cukru moje dziecko jest uczulone na jajka i ciastek ciasteczek biszkoptów. I herbatników nie jada na orzechy też więc sporo odpada No i.po czekoladzie go też wysypuje i też wszyscy nad nim się użalaja. Że jest biedny bo tak by już go zasypali tonem słodyczy a ja byłabym ta zła że nie pozwalam. …. Ja uważam nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło z alergii może wyrosnąć a ja póki co mam spokojną głowę, tylko co dalej przedszkole i wszystko pewnie się posypie. …..
Zgadzam się z Tobą w 100%! Cukier nie jest dobry – w szczególności dla dziecka. Oj zdenerwowałabym się srogo, gdyby ktoś na zajęciach dodatkowych nagradzał moje dziecko cukierkiem! Jest tyle sposobów na nagradzanie! Nasze małe przyjdzie na początku kwietnia, ale już od początku ciąży powtarzałam, że nie życzymy sobie przynoszenia dziecku słodyczy. Gdy chodzę do znajomych, to staram się przynieść coś pożywnego, albo zestaw do rysowania czy inne gadżety, bo nauczona jestem, że w gości nie idzie się z pustymi rękami.
Zgadzam sie z Toba calkowicie. U nas bylo tak, ze w pierwszym roku zycia Leosia maluch slodyczy nie jadl w ogole, pod koniec drugiego natomiast powolutku zaczelo sie. Dramatu jednak nie ma, co kilka dni po poludniu dostaje lizaka albo mala czekolade dla dzieci,a w weekend zdarza mi sie piec ciasto. Nie mniej jednak, jezeli w przedszkolu naszym slodkie bulki poganialyby kisielki, tez mialabym problem. Dziwie sie szczerze dlaczego w tak wielu przedszkolach, w ktorych pracuja poniekad pedagodzy, cos tak oczywistego jak zrowe odzywianie w przedszkolu nie jest na porzadku dziennym (nie maja tego na studiach?) Byc moze “zdrowe odzywianie” oznacza dla wielu ziemniaki z panierowanym kotletem i kisiel na podwieczorek. Trzymaj sie Marlena, mam nadzieje, ze uda Ci sie cos zdzialac. Nie wiedzialabym na Twoim miejscu co poczac w momencie jezeli rozmowy z dyrekcja nie przynosza skutku, ale a noz widelec co sie wydarzy.
Do trzeciego roku życia Sue nie dostała nic słodkiego. Była wojna z dziadkami a jakże. Teściowie jeszcze jakoś zaakceptowali, ale moja mama, kurczaki!!!!!!!! Toż to była wojna. Nie rozumiała nic. Kłótnią kończyła się każda Jej wizyta. Pomocny okazał się przypadkowy program o otyłych dzieciach wysyłanych na kolonie odchudzające. Właśnie wtedy się Jej zapytałam, czy woli wysłać Sue na obóz konny czy odchudzający, wiadomo co odpowiedziała, wtedy też zrozumiała. Sue ma lat 7. Słodycze mam mocno wydzielane, chipsa spróbowała pierwszego chyba z rok temu, coli i innych gazowanych nie piła do tej pory. Cały czas Jej tłumaczę czym grozi niezdrowe odżywianie, mówię o chorobach i otyłości. Na szczęście rozumie. Przymykam oczy podczas uroczystości, czasami odpust też się przydaje. A i jeszcze jedna fajna sprawa. Nauczycielka Sue nie pozwala przynosić do szkoły słodyczy z wyjątkiem środy, to tzw. dzień słodyczy. Wszyscy muszą się dostosować :). trzymam kciuki za walkę z cukrem :)
A w naszym przedszkolu ulubioną zupą dzieci jest…SELEROWA i wiele mam próbowało ją zrobić, ale żadna nie ugotowała tak dobrej jak Pani Monika :)
Właśnie mi uświadomiłaś, że te wszystkie babcie, ciocie i wujki, bale i wyjścia niszczą mi możliwość spokojnego oddania się z dziećmi domowym ciasteczkom czy możliwość przygotowania od czasu do czasu jakiejś małej słodkiej przyjemności z dzieckiem. Bo tak jest. Dziecko dostaje tyle cukru z zewnątrz, że my jako rodzice, mamy świadomość, że nie powinniśmy już dokładać. I kurczę, ta świadomość mnie wkurzyła.
Ale o czym tu mówić, jak już jedzenie dla niemowlaków naszpikowane jest cukrem, kaszki dla dzieci od czwartego miesiąca – z cukrem, soczki od 4 miesiąca – z cukrem. Biszkopciki dla niemowląt, herbatka granulowana na zaparcia – najdroższy cukier na świecie. A potem, tak jak piszesz – płatki, jogurciki, drożdżówki, białe bułki, kisiele , dżem 15 % owoców – to wszystko jest uznawane w większości domów za normalne zdrowe jedzenie. I słodzona herbata. A do tego oczywiście jeszcze jakaś nagroda od babci, bo dziecko tak ładnie zjadło na śniadanie płatki, to teraz musi przecież dostać czekoladkę. A i jogurcik owocowy zjadło tak chętnie, to w nagrodę – lizaczek. Masakra jakaś.
Mi w przedszkolno- żłobkowym (1.5-3 lata) menu najbardziej przeszkadza Danio.. Ale to nie przedszkole jest problemem.. Rodzice dwu latka dają mu czekoladowe cukierki bo ma urodziny, rodzice innego dwu latka przynoszą z tej okazji tort.. A Prezydent Miasta przychodzi jako Mikołaj z prezentami i.. Czterolatki dostają puzzle a żłobkowe dzieci m. in czekoladę mleczna z nadzieniem (o zgrozo) i princesse kokosową (czy mozna gorzej??)…
Znalazłam w tekście dramatyczne pytanie: “jakim prawem? Jakim prawem ktoś psuje co ja usilnie buduję? Jak to możliwe jakaś osoba uzurpuje sobie prawo do decydowania o zdrowiu mojego dziecka?”, a odpowiedź jest bardzo prosta – nikt niczego nie uzurpuje, bo sama Pani oddała dziecko do przedszkola, pozwalając innym osobom decydować, co robi ono przez większą część dnia, podpisując regulamin itd. Jeżeli przedszkole Pani nie odpowiada, można je zmienić bądź w ogóle nie posyłać do niego dziecka i samej zająć się jego wychowaniem zgodnie z zasadami wyznawanymi przez Panią, przygotowując zdrową żywność. W życiu musimy dokonywać wyborów i jeżeli Pani wyborem było zaufanie przedszkolu w opiece nad Pani dzieckiem, to trzeba liczyć się z konsekwencjami. Menu jest bardzo często dostępne na stronie internetowej, więc (mam nadzieję) nie dokonywała Pani tego wyboru w ciemno.
Przedszkole jest pikuś (poza wymienionymi przeze mnie słodkościami jest też masa zdrowych posiłków) i gdyby tu kończyło się ‘społeczne’ karmienie moich dzieci słodyczami to nie miałabym z tym problemu.
Jednak to kropla w morzu…
Racja. Trochę tych słodkości od społeczeństwa te nasze dzieci dostają za dużo. Ciotki, cioteczki, wujaszki, dziadziunie, babunie.. I tak w tydzień mam karton lizaków (których w ogóle młodemu nie daję), cukierków (yyy.. dla dwulatka wielkie cuksy do ssania? yyy), badziewnych czekoladek z nadzieniem o smaku chemii..
Z drugiej strony wkurzają mnie te wszystkie przesadne rodzicielskie postacie co bronią i już. Zero cukru, budyń nie przejdzie, kostka czekolady nie przejdzie, ciasto absolutnie.. Wkurzam się mocno wtedy, bo sama lubię raz na jakiś czas kupić “jajo” z niespodzianką. Na szczęście M. woli zabawkę, więc z calego jaja podkradam mu znaczną większość i tak sobie złapie kilka kawaleczków “na smaczek”.
Sama jako dziecko byłam autentycznie uzależniona od słodyczy.. Serio. Na mega głodzie, po KAŻDYM śniadaniu, CODZIENNIE musiałam wsunąć batonika czy cos. Jak nie było – lament wewnętrzny i smutek.
Dlatego nie ogarniczam M. zbyt mocno, ale staram się to trzymać w bezpiecznych granicach. Czasem idziemy gdzieś na jakiś urodziny, stół pełen – pozwalamy na ciut więcej. Od święta. On to docenia i rozumie, że następnego dnia co najwyżej dostanie jednego jelly beansa.
Chciałabym wierzyć, że w ciągu 3 lat coś się w tej sprawie zmieni i mojej córy już to nie będzie dotyczyło…
A SMS właśnie poszedł ;)
Czytam wszystko…nigdy nie komentuje, ale trafilas w samo sedno!Wyjęłaś mi z ust kazde slowo! I generalnie jak oglaszam moje poglady to mam wrazenie ze ludzie patrza na mnie jak na ufo. Jak moja mala podrosnie jeszcze troche to uzna ze ma wyrodna matke bo ja jej tez ograniczam cukier do zera skoro wszedzie jest nim faszerowana.
Slodycze to najszybszy i najprostszy prezent… a ja nie daje innym dzieciom prezentow w tej postaci – da sie!! trzeba chciec….
Pozdrawiam
Prawda! Nie mam własnych dzieci, ale za to trójkę chrześniaków. Bez słodyczy to właściwie nie ma wejścia do domu, od progu zawiedziona mina że ciocia nie przyniosła Kinder niespodzianki czy innej czekolady. Tutaj ogromną robotę robią reklamy dedykowane dzieciom i puszczane właściwie przed każdą jedną bajką. Dzieci są bardzo podatne na takie sugestie, a ja mimo, że jestem żywieniowcem i robię co mogę to niestety osiągam niewiele. BEZRADNOŚĆ straszna . Inni członkowie dalszej rodziny nie pomagaj niestety – nanoszą tony słodyczy, zero kreatywności żeby dziecku przynieść coś “nie do ciapania” .
Mnie kiedyś pani u fryzjera zapytała czy może 16-miesięczniemu dziecku dać lizaka. Całę szczęście, że zapytała, bo mogłam odmówić. U nas w żłobku nie jest tak źle, ale mogłoby być dużo lepiej. Synek (24 miesięcy) w domu je tylko chleb orkiszowy, żytni i grahamki. W żłobku w tym tygodniu na podwieczorek 4 razy są kanapki (3 x w porządku – pieczywo mieszane lub orkiszowe, ogóreczek, polędwica), raz angielka z żółtym serem i rzodkiewką, a raz chałka.
Problem jest bardzo ważny i nawet jak świata nie zmienimy, to ważne, że będziemy próbować. Na każdy protest na początku ludzie patrzyli sceptycznie. Nawet na prawa wyborcze dla kobiet. My jako rodzice mamy obowiązek dbać o zdrowie dzieci i tylko od nas powinno zależeć, co dzieci jedzą.
Ja musiałam wyedukować zarówno swoich rodziców jaki i teściów, co nie do końca było przyjemne . Zresztą do dziś wolę jak teściowie przyjeżdżają do nas, bo u nich po domu wala się stanowczo za dużo czekolady.
Również nie wszyscy rodzice uważają, że opisany przez Ciebie problem jest ważny. Koleżanka chciała na zakończenie przedszkola upiec muffiny na razowej mące i przygotować kanapki, ale inni rodzice ją zgasili mówiąc, żeby nie wychylała się przed szereg, bo wystarczy kupić galaretki i jakieś ciasteczka.
A tak swoją drogą dlaczego pytasz czytelniczki, z jakimi Twoimi poglądami nie zgadzają się? Przecież to chyba normalnie, a nawet ciekawe i fajne, że czasem mamy odmienne opinie :)
U nas jest dokładnie to samo… My walczymy o jedno, a dziadkowie robią drugie bo “wiedzą lepiej”. My jeszcze przygodę przedszkolną mamy przed sobą, ale chodzimy do żłobka. A w żłobku same zdrowe rzeczy, zdrowe przekąski (nawet na spotkaniach z rodzicami obok słodkości są warzywa i owoce), a do picia na sali stoi dystrybutor z wodą.
Trzeba zrobić wszystko, żeby nasze dzieci wyrosły na zdrowych dorosłych. Nawet jeśli trzeba walczyć przeciw całemu światu (chociaż czasami brak sił, bo ileż można być tym “złym”?).
Ha, z ciekawości zapytałam mamę, jak to jest z tymi podwieczorkami w jej przedszkolu i jestem w szoku, bo 50% rodziców przychodzi do Pani zajmującej się jadłospisem z pretensjami, ze na podwieczorek jest np serek wiejski z rzodkiewką, a nie z słodkim dżemem… albo pieczywo ciemne z hummusem zamiast bułeczki z nutellą… bo jak to mama usłyszala “dorosły by tego nie zjadł a co dopiero dziecko”… Myślę, że najpierw trzeba zmienić podejście rodziców…
a tak a pro po to przedszkola muszą spełnić wymagane w przepisach “dawki” cukrów, witamin, białka etc co do grama… i pewnie nadrabiają cukry przy podwieczorku…
Niestety nie zmienimy mentalności kilku pokoleń, czyli naszych dziadków, rodziców , a nawet wielu naszych rówieśników.
Dla starszego pokolenia ten “słodycz” jest symbolem dobrobytu, czegoś, co trzeba było dla dzieci zdobywać, kombinować, przywozić z kolorowej Europy.
Z tamtych czasów pochodzi też idiotyczne powiedzenie “cukier krzepi”, gdzie wiadomo, że jest to chwilowy skok węglowodanów, który pozornie dodaje energii na krótki czas.
Staram się zatem rozumieć rodziców, dziadków i jakoś znoszę ta słodyczofobię, ale jak przychodzi do mnie 30 letnia koleżanka, która sama ma małe dziecko i częstuje mojego roczniaka Mleczną Kanapka Kinder, to nie wiem, czy ona jest idiotką, czy może ja :/
Od mojego pokolenia oczekuję jakiejś refleksji w tym temacie i bardzo miło Marleno, że poruszyłaś ten temat, że wy blogerzy parentingowi nie zamiatacie tego pod dywan!
Mnie tez szlag na to trafia. A wiesz co zrobilam z dieta w przedszkolu: zostalam czlonkiem rady rodzicow i zaczelam krucjate; teraz dzieci nie dostaja zadnych slodyczy, a po poludniu na podwieczorek jedza warzywa (pomidory, ogorki, papryke) w ramach cwiczenia. Na szczescie dzieci nie wiedza czyja to mama zgotowala im ten podly los. Ale skoro placimy za przedszkole i nasze dzieci tam siedza kilka godzin, to musza dobrze jesc, a nie jakies smieci. O!
Fantastyczny tekst!. U nas koszmar się zaczął kiedy moja córeczka poszła do żłobka. Zaznaczam, że do dwóch lat nie znała smaku słodyczy, kochała warzywa i zdrową żywność, w ogóle nie chorowała. Rach ciach …… wszystko padło w momencie rozpoczęcia żłobka! Normalne…. choroby, czyli osłabienie organizmu, antybiotyk, czy słusznie, za pewne nie! do tego zła dieta! kakao, chrupki czekoladowe bo mamusiu w żłobku tak jemy…….. i się zaczęło, osłabienie organizmu, alergie, problemy z brzuszkiem, z jelitami, pasożyty, wysokie gorączki, bóle nóżek, ogólnie mówiąc organizm zainfekowany PASOŻYTAMI !!!! dziecko nerwowe, nadpobudliwe i to naprawdę wszystko od złej diety!!! Powiedzieliśmy nie! Po nie przespanych nocach na szperaniu po internecie, rozmowach z “mądrymi ludzmi”, zmieniliśmy dietę, drastycznie! ZERO CUKRU, ZERO GLUTENU, ZERO NABIAŁU ! Brzmi koszmarnie………. byłam załamana bo akurat urodziło mi się drugie dziecko. Ale po ciężkich trzech miesiącach…….. kiedy trzeba było przestawić się na inne gotownie….. zaczęly się cuda! dziecko spokojne, bez bóli, płaski brzuszek ( zawsze był bardzo wzdęty) bez rewolucji żołądkowych i bez większych infekcji, z których wychodzimy teraz po dwóch, trzech dobach! Wyniki krwi rewelacyjne! Moja córeczka teraz ma 4lata, do przedszkola noszę jedzenie, bo ….jest chora i nie może jeść cukru, glutenu i nabiału. Ale moje dziecko nie narzeka bo też ma pieczone przeze mnie ciastka, ciasta itd., Można wszystko jak się chce. Jest mnóstwo możliwości żeby gotować zdrowo i smacznie, nie zabierając dziecku przyjemności….. to jest kwestia przyzwyczajenia i pokazania prawidłowej drogi…. To my powinnismy od najmniejszego zaszczepiać w naszych pociechach to co najważniejsze…..a prawidłowe odżywianie ma wpływ na cale ich życie, samopoczucie i wszystkie życiowe sukcesy. A Ci co nas odwiedzają ze słodkościami …..zabierają je ze sobą :) a kolejnym razem wpadają z owocem lub książeczka :) albo z jajkiem niespodzianką…. moje dzieci wyciągają zabawki a czekoladę odkładają na bok jedna ma 4lata a druga 1,5 :) dziewczynki już wiedza co dobre :) a co im szkodzi :)
NIE WYTRZYMAM DŁUŻEJ !!!!!!!
Po dniu kiedy do domu z przedszkola mojej córki wróciłam z płaczem bo ręce mi opadają, brak mi już motywacji sił a przede wszystkim zdrowia. Wchodzę na stronę którą odwiedzać czasami lubię i taki artykuł…. i sama nie wiem czy powinnam się czuć lepiej czy rozryczeć po raz kolejny. Bo wiem już jedno czego u ludzi nie mogę strawić GŁUPOTY, LEKCEWAŻENIA INNYCH I RAZ JESZCZE GŁUPOTY. Walczę od trzech lat z firmą cateringową która dostarcza posiłki do mojego przedszkola, pominę te wszystkie mączno – słodkie posiłki ale napój o smaku pomarańczowym którego składem głównym jest woda, cukier a potem 1/3 tablicy Mendelejewa i tak każdego dnia po dwa plastikowe kubki przez trzy lata. Interwencja dosłownie wszędzie. Ostatnia w samej firmie cateringowej która była skłonna coś zmienić np wymienić owo badziewie na wodę. Dziś dowiaduje się, że szanowna Pani Dyrektor nie wyraziła zgody na zmianę bo owe świństwo dzieciom smakuje a to jest ponoć najważniejsze. Ponieważ od trzech lat czuje się bezsilna poprosiłam Panie w kuchni aby podawały mój przyniesiony z domu własny sok argumentując sprawę alergią i faktycznym problemem ze zdrowiem – Panie odmówiły bo wymyślam, dziecko musi pić to co inne lub zrezygnować z posiłku. Pani Dyrektor która dzieci nie posiada nie widzi potrzeby zmiany wręcz przeciwnie. Ale to jak piszesz droga Marleno to nie ona głupia kobieta nie śpi po nocach i nie ona zyskała siwe włosy kiedy dziecko było hospitalizowane dwukrotnie. Ryczeć się chce. Ale dziękuje za ten wpis. Bo właśnie dziś był mi potrzebny. Aby po raz kolejny uwierzyć, że to co robię ma sens nawet jeśli jestem w tym zupełnie sama.
DAGII
przeczytałam Twój wpis. Tobie się udało. Brawo. Mnie nie. spotkałam się nie tylko z totalnym brakiem zrozumienia, komentarzami typu (nikt nie będzie Pani dziecka obsługiwał) proszę mi wierzyć poruszyłam niebo i ziemię. Ale jako jedyna mama. Spotkałam się z niewybrednymi komentarzami rodziców, pani dyrektor etc.
Wszędzie “ściana”
Mam młodsze dziecko.
Zmieniam placówkę.
I nie będę pytać o pomoce dydaktyczne, dodatkowe zajęcia etc. Będę pytać o menu maluchów. Bo walcząc z obecną placówką o zdrowie nie tylko swojego dziecka ale dzieci w ogóle – sama swoje zdrowie straciłam:-)
http://www.zdrowojemy.info/program/opis-programu.html
Moj synek ma dopiero 9mc ale jestem tego samego zdania!
Co wiecej mowie o tym glosno wsrod czlonkow rodziny. Raz mama miala nocke z mlodym, mial straszna czkawke a ona co? dala mu wody z cukrem jakby to mialobyc lekarstwem – przyznala mi sie do tego ale tylko i wylacznie dlatego, ze mlody woda plul nie chcial jej ;)
wiem jakie szkody niesie za soba cukier, bylam niania 2 letniej dziewczynki gdzie pruchnica atakowala jej mleczne zabki… miala byc pod narkoza i usuwane zeby zeby nie zarazily tych stalych, na szczescie obylo sie bez, ale u dentysy musi sie stawiac bardzo czesto…
idealny wpis!! jejku jak tez mnie drazni nadmiar slodyczy wokolo, wszedzie, do tego slodyczy najmarniejszej jakosci. Ok, nie chce walczyc az tak bardzo z cukrem, ograniczam, ale uwazam, ze mozna przygotowac zdrowe slodkosci, ktore wnosza cos wiecej niz chwilowy nadmiar energii przechodzacy w spadek.
Wlasnie to co opisujes w pinkcie 1 odczuwam bardzo mocno u mojego dziecka.
Można próbować dawać dziecku coś słodkiego, co nie jest cukrem w tej postaci, np. owoce o słodkim smaku, miód, byle tylko zaspokoić potrzebę.
Taka jest niestety prawda. Wiele walk stoczyłam z moimi rodzicami i teściami o słodycze i inne potrawy, bo do momentu aż moje dziecko skończyło 1,5 roku nie podawałam żadnych produktów zawierających cukier, sól czy żywności przetworzonej (tych ostatnich nie podaję do dziś, a córka ma 26 miesięcy) . Przyznam, że smak czekolady poznało właśnie u mojej mamy. Pamiętam też jak moja babcia dziwiła się, że nie pozwalam córce zjeść czekolady od niej, a moja mama kręciła głową i mówiła “no widzisz”. Dziś jak to mówię “pozwalam mojemu dziecku być dzieckiem” i raz na jakiś czas dostanie kostkę czekolady,ciastko czy spróbuje lodów w upalny dzień, ale to wszystko z głową. Myślę, że społeczeństwo jest co raz bardziej uświadomione w tej kwestii, bo kiedyś obca kobieta spojrzała krzywym wzrokiem na moją córkę usmarowaną czekoladą i nawet wymamrotała coś pod nosem na ten temat :) Tak naprawdę to dziś wszystko szkodzi i z każdej strony czycha jakieś zagrożenie, myślę, że umiar wskazany jak najbardziej, ale wszystko z głową. Znam kilka dzieci, które w domu nie dostają słodkości, a poza domem obżerają się niemiłosiernie kiedy tylko mają okazję, więc nie wiem co gorsze. Pozdrawiam :)
http://www.haimka.pl
Ja zrobiłam sobie kiedyś cukrowy detoks. Kompletnie nic nie jadłam z cukrem, czytałam składy i już po tygodniu widziałam mega różnicę. Nie byłam senna, miałam więcej energii, organizm był jakiś bardziej wydolny, nie mówiąc o sprawach w toalecie. Wszystko ma to ogromne znaczenie nie tylko dla dorosłych, ale przede wszystkich dla naszych maluchów, bo są z każdej strony atakowani cukrem…
Ja kupuję zdrowe lizaki Mniam Mniam. W składzie nie mają cukrów, a Fiński ksylit i suszone owoce.
Jestem za tym aby ograniczać złe cukry ale są takie okazje jak urodziny dziecka i można pozwolić na chwilę rozkoszy ; )