Lifestyle, Psychologia

Wszystkie fakty na temat przyjaźni jakie powinna znać dorosła kobieta

Dorosła przyjaźń to temat społecznie najbardziej pomijany. Przyjaźń kojarzy się nam z latami szkolnymi, studiami lub amerykańskimi serialami typu ‘The Bold Type’ czyli absolutnie wyidealizowaną wizją relacji partnerskich będących ponad wszystkimi innymi. Trzeba jednak zauważyć, że na tym społeczny obraz dorosłej przyjaźni się kończy i naprawdę sporadycznie mówi się o niej w życiu dorosłym.

Z setek moich rozmów z Wami wynika, że mimo wszystko jest o czym mówić. 30-latki (+), mężatki, (ewentualnie) matki, często czują się zagubione w tych dorosłych relacjach pozamałżeńskich. Bo nikt nie daje poradników, jak z okresu studiów, imprez, erasmusów, wolności, wspólnych wakacji, przejść do relacji w której mimo wszystko, centrum wszechświata zostało zamienione na relację z mężem, dziećmi… i nie do końca wiadomo co pozostało.

Ostatni rok boleśnie dużo nauczył mnie w temacie relacji przyjacielskich. To był jakiś cały wielki, ciężki i wielopłaszczyznowy proces. I muszę powiedzieć, że z szacunku do siebie i moich (także ex) przyjaciół nie będzie to wpis personalnie wycelowany w kogokolwiek. To raczej zbiór moich przemyśleń.

 

Wchodzenie w przyjaźń

Może się tak zdarzyć, że mając lat 30+ będziemy wchodzić w nową relację. Odbywa się to zupełnie inaczej niż w latach szkolnych. Nie pytamy się “ej będziesz od dziś moją przyjaciółką?” (prawie jak “będziesz ze mną chodzić?” ;)), natomiast powoli badamy teren.

 

1. Co Was łączy?

Jako, że przyjaźnie mogą być przeróżne, warto ustalić, co tak naprawdę Was łączy. Co ma być bazą przyjaźni. Na czym będą koncentrować się Wasze rozmowy i czy obu stronom to odpowiada. Czy na obopólnym narzekaniu? Czy to przyjaźń bardziej na imprezę 2x w roku, lub całkowicie o podłożu zawodowym. Czy też głęboka relacja, więź, która przetrwa latami.

W ogóle samo słowo ‘przyjaźń’ ma dla każdego inne znaczenie. Amerykańskie ‘friend’ nie znaczy absolutnie niczego. Amerykanie mówią tak o ludziach, których nawet średnio lubią. Więc zakradło się to także do naszego kraju. Ale w sumie może i dobrze, relacje są ważne. Póki każda ze stron ma w stosunku do siebie takie same ustalone potrzeby. O czym warto rozmawiać.
Czego oczekujemy od danej, głębszej relacji? Pewnie połowa z Was czuje się a) sparaliżowana na myśl o takiej rozmowie b) podśmiewa się w duchu, że na takie tematy nie trzeba rozmawiać. Ale jeśli głębiej przemyślimy sprawę, to komunikacja w relacji jest absolutnie nadrzędna. W świecie, który nie stawia na ludzi, kontakty i stosunki międzyludzkie, wszystkiego trzeba uczyć się niejako od nowa.

Nasze babcie nie miały takiego dylematu. Wyszły sobie przed dom z kubkiem mleka, albo włóczką. Razem śpiewały, rozmawiały, chłopów obgadały. Nie było dylematu “jak zagaić rozmowę”. Nasze pokolenie błądzi we mgle w tylu “oczywistych” tematach…

 

2. Analiza psychologiczna potencjalnego przyjaciela

Fajnie jest wchodzić w relację będąc rozgarniętym w schematach psychologicznych. Szybko można zrozumieć jakie są potrzeby (i braki) potencjalnego przyjaciela. Gdzieś tu na początku można sobie ustalić jak silną relację można zbudować z danym osobnikiem.
Super by było, gdyby druga strona także przepracowała swoje schematy z przeszłości. Wtedy byłaby szansa, na świetny partnerski związek.

Niestety świat raczej tak nie wygląda (to tylko ułuda Makowej ;)). Jednak czasami od razu widać w co się nie pakować. Jeśli na przeciwko nas stoi człowiek poraniony jako dziecko, zagubiony w dorosłości, który z niczym nie pracuje (bo nie widzi potrzeby), to można założyć, że bierzemy go sobie na plecy. I tak jak w młodości możemy mieć zapał do ratowania ludzi i świata, tak już po 30-tce powinnyśmy być świadome, że nikogo nie uratujemy. Ludzie ratuję się – tylko i wyłącznie – sami.

 

Ja, szczęśliwie, mam możliwość doświadczać ostatnio relacji z osobą (nazwijmy ją X), która jest po kilku latach psychoterapii. Przyjaźniłyśmy się już kiedyś, jednak trochę jak dzieci we mgle. Teraz to, co się dzieje między nami jest tak dojrzałe i piękne. Przyrzekam Wam, że doznaję orgazmu mentalnego obserwując jaki kawał roboty wykonała ona i jaką pracę odwaliłam ja. To jest takie dobre, równe, dorosłe.

 

Kiedy przyjaźń już istnieje

Wiele z Was pisało mi o relacjach, które już istnieją, ale z biegiem lat osłabiają się lub – tak naprawdę wcale już Was nie cieszą, ale toczą się, bo są stare i bezpieczne. Mimo wszystko zachęcam Was do odwagi w zmianach. Owszem, są bolesne, nie mogę kłamać. Ale uwierzcie mi, że po drugiej stronie jest naprawdę jaśniej. Miejcie odwagę!


3. Stosunek dawania i brania

To był mój wielki proces (także na innych płaszczyznach życia). Pracowałam z tym tematem i na ustawieniach i na warsztatach i z psychologiem. Ogólne założenie życia mówi nam jedno: schemat dawania i brania powinien być jak fale – dawanie, później branie, następnie dawanie i kolejne branie (od przyjaciela, od życia, w firmie, w relacji z mężczyzną). Każda zaburzona relacja dawania i brania zakończy się konfliktem.

W relacji samego brania mogliśmy być jedynie, jako dzieci w stosunku do swoich rodziców. I jeśli tam nie dostaliśmy wystarczająco, to możemy chcieć wziąć za dużo od innych. Istnieje też schemat patologicznych ‘dawaczy’ – “będę dużo dawał to ktoś mnie nie odrzuci”. Obydwa schematy to pewna klęska. Dlatego musimy nauczyć się być braczami i dawaczami i tego samego oczekiwać od wszystkich relacji w życiu.

I tu muszę powiedzieć, że uczyłam się wszystkiego. Dawania (w konkretnych sprawach) oraz odmawiania dawania (stanowczo jestem (a raczej byłam) energetycznie, patologicznym dawaczem). Uczyłam się także brania bez poczucia winy i prostej wdzięczności.

A teraz bardziej łopatologicznie. Każdy z nas miał przyjaciela, który brał od nas ile damy, do samego dna i jeszcze wylizał spód ;). Nigdy nie miał kasy, ale chętnie pożyczał (na wieczne nieoddanie), takiego, który grzał się w blasku naszych sukcesów, podpytywał o wiedzę, korzystał z naszych relacji z ludźmi czy w biznesie. Takiego, który czerpał z naszej witalności, energii i pomysłowości. A w zamian było niewiele.

I – teraz uwaga! – jest super ważne, aby uświadomić sobie, że to jest ‘problem’ Was obojga. Obydwoje weszliście w tę relację (z jakiegoś powodu, ale to już dłuższa pogadanka) właśnie na takich warunkach. I jeśli się obudzicie, że Wam to nie służy (a nie służy na pewno żadnej ze stron) możecie w każdym momencie powiedzieć o tym głośno. Musicie być jednak świadomi, że – być może – obudziliście się sami, a druga strona chce pozostać w letargu i nierównowadze. I tu przyjaźń może się zakończyć.

To baaaardzo trudne. Ale też wyzwalające.

W ostatnim czasie umarła tak jedna z moich przyjaźni (która nawet na dobre się nie zaczęła). Osoba – z wyboru – wolała tkwić w roli dziecka (którym, fakt, nie była jak był na to czas). Jednak każdego dnia wciąż dokonuje wyboru, żeby być dzieckiem i żyć – jako dorosły człowiek – w schemacie niewyczerpalnego pragnienia brania. Nie było najmniejszych szans na dorosłą relację.

 

4. Dbanie o czas (i jakość czasu) spędzanego razem

Kiedy większość z podpunktów powyżej mimo wszystko wypada pozytywnie, jesteście sobie bliscy, macie wspólne pasje, tematy do rozmów są niewyczerpywalne, stosunek dawania i brania jest właściwy zostaje jedno. Co także może wykończyć przyjaźń, a jest to – dbanie o relację.

To jest super ciężki temat, szczególnie dla osób które mają rodzinę. Bo o rodzinę właśnie nauczono nas dbać. Mąż i dzieci szybko stają się centrum wszechświata. I bądźmy poważni, w XXI wieku, kiedy każdy z nas poświęca na pracę 8-10 godzin (lub więcej) nie zostaje zbyt wiele czasu na relacje międzyludzkie. Więc logicznym jest, że to co zostaje dajemy tym, którzy są obecni z nami w domu.

Jednak to, czego nikt nam nie powiedział, to fakt, że o przyjaźń trzeba dbać tak samo jak o małżeństwo. Dosłownie wykradać czas na wspólne spotkania, wyjazdy, zakupy, czy choć szybki wypad na kawę. Pieniądze na drobne prezenty, pomysłowość, za zaskakiwanie przyjaciela. Trzeba mieć też cierpliwość, wyrozumiałość i umiejętność wybaczania. Zobaczcie ile mamy tych cech w stosunku do naszych mężów. Ile razy w życiu pomyślałyśmy, żeby rzucić ich w diabły, spakować węzełek i wyjechać na Hawaje, aby oddawać się uciechom życia jako uchodźca na plaży w namiocie. Tysiące razy… w tygodniu!

Boże, naprawdę mówię poważnie, że gdyby małżeństwo nie miało takiej rangi przed Bogiem, roli w społeczeństwie, ustaleń prawnych, to ani mój mąż ze mną, ani ja z nim byśmy nie wytrzymali już dawno ;). Ale, że została mu nadana wysoka ranga to zagryzamy zęby, wybaczamy (a oni nam), chodzimy do psychoterapeutów, szukamy pomocy jak się wali, płaczemy razem, kłócimy się, żeby drugiego dnia namiętnie godzić. A w przyjaźni? Często wystarczy głupota, zaniedbanie, brak czasu, niefortunna wymiana zdań i pozamiatane.

Bo nikt nie powiedział nam, że o przyjaźń też warto tak intensywnie dbać. Bo relacje przyjacielskie w dorosłym życiu są niezwykle ważne, potrzebne, budują naszą świadomość, są odskocznią od zmęczenia dziećmi, mężem, byciem idealną żoną, córką, bizneswomen. Są niezwykle potrzebne!

Z całego tego procesu pełnego strat żałuję właśnie tej przyjaźni (z, nazwijmy ją Y), która umarła poprzez ten punkt. I tą osobę nieodmiennie kocham, jak tylko kochać można. Jej strata bolała tak, jak cierpiałam tylko raz, kiedy byłam nastolatką i porzucił mnie ‘ten jedyny’ (a wiecie jaka to drama kiedy ma się 19 lat;)). I nigdy więcej potem.

Zaniedbanie z obu stron. Lost in translation. I jeszcze jedna rzecz…

 

5. Kiedy zmieniacie się z biegiem czasu

A zmienia się każdy. Szczególnie takie Wróblewskie, które uparły się grzebać we wnętrzu, organ po organie, komórka po komórce, aby dojść do sedna, sensu, praprzyczyny ;). Wiecie jak to ze mną jest. Grzebię może aż za bardzo. Ale póki czuję taką potrzebę to nie przestanę.

A to grzebanie mnie niestety zmienia.

Zaczęłam bloga 7,5 roku temu. Nie jestem już tą osobą, którą poznałyście kiedyś. Nie jestem tą samą osobą dla siebie, dla przyjaciół, dla męża. Zmieniłam się na tylu płaszczyznach, że sama ledwie poznają tą dziewczynę sprzed lat. Mam bardzo poukładane w głowie, wbrew zamętowi, który czasem, przez nadmiar energii, sieję. Kilka puzzli brakuje mi do domknięcia, spełnienia i całości. Umiem brać i dawać. Jestem przekochana (dla osób które kocham), ale także mądrze wymagająca. Jestem 100x lepszą wersją siebie!

Żeby poznać się na nowo trzeba czasu i chęci. I w pewnym momencie trzeba uznać, czy ten (inny) człowiek, jest dla nas. Trochę ciężej odbywa się to w małżeństwie, kiedy zmienimy się na ludzi, którzy mają ze sobą niewiele wspólnego. Tu jednak mniejsza ranga przyjaźni wygrywa, można się rozejść w poczuciu braku straty.

Jednak może też odkryć się na nowo, jak udało mi się to z X. I wtedy ta relacja to sam miodeczek. Szczerze życzę sobie tego, żeby tak odżyła moja przyjaźń z Y. Taka energia mojej miłości przecież a) jest jak magnez b) nie może pójść w gwizdek. Prawda? ;)