Wszystko w swoim czasie – na przykładzie rozwoju mowy dziecka
Kiedy dwa miesiące temu szukałam szkoły dla Lenki, jednym z moich głównych zmartwień był fakt, że szkoły nie mają zajęć logopedycznych w cenie, jak to jest w naszym przedszkolu. Potencjalnie mogło się to stać potężnym kosztem, bo Lenka zaczynająca mówić dopiero ‘sz’ i ‘cz’, nie mówiąca ‘r’, w wieku lat 5-6, musiałaby uczęszczać na takie zajęcia co najmniej kilka razy w tygodniu. Sprawa jednak rozwiązała się sama. Ale po kolei.
Logopeda dla dwulatka
Maks był dzieckiem wyjątkowym od pierwszych dni. W wieku dwóch lat mówił już wszystko, zdaniami ze wszelkimi ‘szelestami’ i trochę francusko – angielskim, ‘r’. Nie miał wersji przejściowej zamieniającej ‘k’ na ‘t’ czy ‘r’ na ‘l’. Nie mówił jak dzieci ‘śłonik, totet, myśta’. Mówił od razu normalnie. Mam nagrania jak skacząc na kanapie śpiewa i recytuje Inwokację dosłownie. Nooo, może trochę przesadzam, ale rozumiecie przesłanie.
Z jego mową nader wczesną powstał jednak jeden problem. Aparat mowy nie był przystosowany to takiego poziomu gadki i nie ogarniał dwóch tematów, a mianowicie, wspomnianego wyżej ‘r’, które wymawiał jak francuz czy angol, oraz… spłaszczania głosek (poprawcie mnie panie logopedki jak źle to nazywam) powodującym po prostu straszne seplenienie. Coś za coś, jak to w życiu.
Kiedy Maks był malutki te świsty wydawały się być normalne, jednak kiedy sytuacja zaczęła się przedłużać, a pół języka lądowało na brodzie w wymowie ‘s’ czy ‘c’, zaczęła się nasza przygoda z logopedą.
Seplenienie u dzieci
Seplenienie jest wyjątkowo nieestetyczną i nieakceptowalną wadą dla rodzin w którym nie występowała taka wada, nigdy. Cała rodzina, oraz znajomi zwracali uwagę na wymowę Maksa i wcale się im nie dziwiłam. Wyglądało i brzmiało to po prostu źle. Z jednej strony mogłam to zaakceptować, ale z drugiej, za każdym razem jak widziałam wystąpienia premiera Tuska, byłam gotowa pędzić z dzieckiem i zamieszkać u logopedy ;). Dorosły nauczyciel czy biznesmen sepleniący traci na powadze czy.. inteligencji wręcz. Nie chcę robić przykrości nikomu kto ma taką wadę, jednak naprawdę, jeśli się z nią nie obcuje za często, to jest niemały szok dla słuchającego (w zależności od nasilenia wady, a ta u Maksa była poważna) i utrudnia skupianie się na przekazie.
W każdy razie, po przemyśleniu nie byłam w stanie zaakceptować tej wady. Zaczęły się więc wizyty u logopedy. Na początku 2x w tygodniu, potem już 5x w tygodniu (tak, to była desperacja). Wizyty były jeszcze wtedy płatne, jednak zawzięłam się, zagryzłam zęby i płaciłam. Po roku okazało się, że postępy są marne i musimy ćwiczyć także w domu. Następny rok stał pod znakiem ciągłych ćwiczeń logopedycznych i setek złotych wydawanych na logopedę. Całe wakacje ćwiczyliśmy wiersze, szelesty i świsty zza zębów. W aucie potrafiliśmy się bawić godzinami. I.. w wieku lat 6-ciu zaskoczyło! Po dwóch latach chodzenia do logopedy i tonach ćwiczeń w domu. Czułam się jakbym wygrała w totka ;)
Logopeda dla pięciolatka
Kiedy więc Lenka od początku mówiła znacznie słabiej, wolniej i z całym pakietem zamienników i dziecięcej mowy, kupiłam to radośnie i nie poprawiałam jej. To była chyba druga, aż nadmierna skrajność, bo nagle obudziliśmy się, że Lenka mając lat 5 i miesiąc, a rocznikowo 6 (mogłaby iść w starej wersji za pół roku do szkoły), mówi jak statystyczny 3-latek. Uczęszczała do logopedy przedszkolnego (za jej czasów był już nieodpłatny) jednak przez 2 lata – jak u Maksa- postępy były niewidoczne.
Dlatego bardzo ważne jest aby mamy dzieci uczęszczających na zajęcia logopedyczne nie zniechęcały się jeśli efektów nie widać od razu ani nawet po kilku miesiącach, czy roku. Mózg nadpisuje umiejętności i objawi je po prostu… kiedy bedzie gotowy aparat mowy albo.. dziecko.
Zajęcia logopedyczne
Kiedy więc szukałam szkoły dla Lenki, a w naszej wybranej zajęcia – prócz czesnego – okazały się dodatkowo płatne, a miałam świadomość, że dwie godziny w tygodniu to minimum, przeraziłam się dodatkowymi kosztami. Jednak Lenka postanowiła tuż po 5-tych urodzinach, w roku 2017 nauczyć się – choć źle piszę, ona umiała od dawna, bo było to wyuczone u logopedy i u babci – jednak postanowiła zacząć używać ‘szlestów’ na codzień. Ot tak, z dnia na dzień. Wiedzieliśmy także, że aparat mowy jest już w stanie wymówić ‘r’, ponieważ kilka razy przypadkowo się jej to zdarzyło. I nagle tuż po ‘sz’ i ‘cz’ pewnego pięknego weekendu pojawiło się ‘r’… i tak z nami zostało :)
Wszystko w swoim czasie… Oczywiście z pomocą logopedy kiedy jest to konieczne. Wiem, że część z Was powie, że Wasze dzieci zaczęły mówić później, bez pomocy specjalisty i jest ok, jednak ilość dzieci szkolnych z wadami wymowy, sprawia, że wolałam nie ryzykować. Mowę mamy na całe lata – artykulację, wymowę, słownictwo. Będzie ona, po części miała wpływ na późniejsze uczenie się języków obcych. Dla mnie było jasne, że sprawa jest na chwilę i trzeba ją dobrze poprowadzić. Stymulować mowę w zabawie, korzystać z pomocy specjalistów, rozwijać.
Maks wszedł na wyższy level mowy – czyli budowanie słownictwa. Dzięki temu, że czyta nie mniej niż 5-10 książek tygodniowo, zasób słów ma nieporównywalny z żadnym 8-latkiem. Poprawna dykcja, wymowa + bogate słownictwo sprawiają, że zyskuje na starcie. To inwestycja która procentuje latami czy to w szkole, na studiach czy w życiu dorosłym.
W swoim czasie…
chodziliście z dzieckiem 5 razy w tygodniu do logopedy i jeszcze robiliście ćwiczenia logopedyczne w domu…? przypomina mi się inne powiedzonko: co za dużo, to…
Nigdzie nie chodziliśmy :) Kłania się czytanie ze zrozumieniem.
‘”Po dwóch latach chodzenia do logopedy i tonach ćwiczeń w domu. Czułam się jakbym wygrała w totka ;)”To chyba ktoś inny ten tekst pisał bo to zdanie z tekstu … Więc czemu od razu kłaniać się ma czytanie ze zrozumieniem..? :-P
W przypadku wad wymowy nie istnieje “co za dużo to niezdrowo”. Praca w domu to podstawa!!!
ok, ale co w takim robi logopeda z dzieckiem – codziennie – jeśli nie ćwiczy? rozumiem, że komuś się nie chce ćwiczyć z dzieckiem codziennie i “zleca” to logopedzie. rozumiem, że ktoś chodzi z dzieckiem do logopedy raz lub kilka razy w miesiącu i sam z nim codziennie ćwiczy. ale codziennych wizyt (domyślam się, że ok. godziny) i do tego jeszcze ćwiczeń to już nie rozumiem. dziecko na samą myśl o ćwiczeniach musi się chować do szafy. tak, wiem,w formie zabawy, ale mimo wszystko…
Dziecko do logopedy chodziło w przedszkolu, jak to wynika z tekstu. Pewnie 30 min. dziennie, w okolicach południa. Kiedy o 17-20 przećwiczyliśmy kilka razy teksty czy wierszyki, naprawdę nie chowało się nam po szafach, a sam szukał ćwiczeń i przynosił, bo je uwielbiał (w przeciwieństwie do mnie :P)
Same ćwiczenia prowadzone przez logopedę, nawet jakby były codzienne, nawet jakby trwały godzinę, nie przyniosą takich efektów, jak ćwiczenia powtarzane w domu. Ile razy dziennie dziecko uczy się stawiać pierwsze kroki? Wiele razy po kilka kroczków, aż w końcu się nauczy. Robi to w sposób naturalny, powoli, ale często. Na tej samej zasadzie im więcej krótkich, mniej męczących ćwiczeń logopedycznych, tym lepszy efekt niż jednorazowe pół godziny czy godzina spędzone na wykonywaniu tych samych czynności. Codzienne zajęcia z logopedą to jest rzadkość, zazwyczaj dziecko ma spotkanie ze specjalistą raz w tygodniu, wiele razy zdarza się, że ćwiczenia są nawet rzadziej. Jestem logopedą. Naprawdę skuteczność terapii w dużej mierze zależy od systematyczności w pracy z dzieckiem. Wbrew pozorom dzieci bardzo lubią ćwiczenia, zarówno oddechowe, narządów artykulacyjnych, jak i później opowiadanie śmiesznych wierszyków. Rodzic nie zajmuje się wywołaniem głoski, jego rolą jest przede wszystkim wspieranie dziecka podczas ćwiczeń oddechu i usprawniania narządów mowy, a w dalszym toku terapii utrwalanie nowej głoski w wymowie. Zdarzają się dzieci, które u logopedy mówią wszystko pięknie, a w domu po swojemu – stąd konieczne jest, aby płaszczyzna poprawnej wymowy nie ograniczała się do gabinetu.
cwiczenia u logopedy to dla dziecka forma dobrej zabawy… to fajne gry, wymyslanie ier slownych.,.ot tak ale pod pewnym katem, ktory logopeda steruje…bardo przydatne i godne polecenia dla laika…
Każdy rodzic ma prawo uczestniczyć w zajęciach logopedycznych swojego dziecka i pytać o wszystko, aby rozwiać swoje wątpliwości. Logopeda powinien przygotowywać opis ćwiczeń, które trzeba wykonywać w domu – jeśli rodzic nie wie jak je wykonać, może poprosić o zaprezentowanie, wyjaśnienie, a także spróbować zrealizować je pod okiem specjalisty, aby mieć pewność, że robi to dobrze. Gwarantuję, że logopeda wyjaśni i pokaże rodzicom prawidłowy sposób wykonania zadania i nie zleci do robienia w domu czegoś, czego nie potrafią, np. wywoływania głoski. :)
U nas było podobnie. Córka ma 5 lat i z dnia na dzień zaczęła używać “sz”, “cz”, “dż” itd. Miała zajęcia z logopedą raz w tygodniu za darmo i też przez cały rok nie widziałam większej poprawy. Wiedziała jak mówić, wiersz recytowała perfekcyjnie, ale jakby zapominała o tym przy codziennym mówieniu. W końcu zaskoczyło. My akurat nie mamy już problemu, ale widzę, co dzieje się w przedszkolu, w jej grupie. Na teatrzykach i innych występach nie przesadzę, jeśli powiem, że 95% dzieci ma problemy z wymową – większe albo mniejsze, ale ma. Niektórych dzieci nie idzie zrozumieć a przecież zaraz będą w zerówce. Nie chce nikogo urazić, ale te 5 lat to chyba odpowiedni czas, żeby zainteresować się wymową dziecka tak na serio i w razie potrzeby mu pomóc. Pozdrawiam
Jeżeli przy artykulacji głosek szeregu syczącego [s], [z], [c] i [dz] język wędrował na brodę, to był sygmatyzm międzyzębowy. Dziwi mnie to, co Pani napisała, że dopiero po roku spotkań z logopedą zostały zlecone ćwiczenia w domu – to jest podstawa, żeby efekty terapii były widoczne. Jeśli rodzic nie będzie pracował z dzieckiem w domu, na zasadzie krótkich ćwiczeń wiele razy w ciągu dnia, to same spotkania z logopedą, nawet codziennie, niewiele zmienią. Miała Pani okazję to zaobserwować w przypadku swojego synka. Czas trwania terapii w dużej mierze zależy od dziecka i od rodzaju zaburzenia, jakie u niego występuje. Zdarzają się dzieci, które po kilku wizytach “załapią” i można zacząć utrwalać prawidłową wymowę, a bywają terapie wieloletnie. Im później były rozpoczęte działania terapeutyczne (wiek szkolny i starszy), tym trudniej wypracować prawidłową wymowę, ponieważ dziecko przez x lat utrwala dany wzorzec wymowy, np. mówiąc [fianek] zamiast wianek czy [safa] lub [śafa] zamiast szafa. Dlatego dobrze, że zareagowała Pani szybko i zaczęła szukać pomocy – dzięki temu Maks i Lenka będą jeszcze lepiej funkcjonować w swoim życiu. Pozdrawiam :)
u mnie jest podobnie: pierwszy syn od początku mówił “normalnie”. W wieku dwóch lat mówił “wszystko”, pełnymi zdaniami, a zakresem słownictwa zadziwił panie w przedszkolu (“o bakłażan!”). Wymawiał wszystkie głoski poprawnie, teraz w wieku 4-5 lat zaczęły być problemy z “r”. Na szczęście logopedka jest p-lu, monitoruje sprawę na bieżąco i oceniła sytuację na “normalną, w normie”. Drugi syn zupełnie inaczej rozpoczyna przygodę z mówieniem. Zobaczymy co będzie :)
Czy mogłabyś polecić jakiegoś logopedę albo poradnię w Białymstoku? Dziekuje. i pozdrawiam
Ćwiczenia w domu to podstawa. Myślę, że obecnie dużo dzieci ma wadę wymowy, ponieważ dostają długo jedzenia w postaci ,,papek” i mają słabo rozwinięte mięśnie jamy ustnej.
ja mam troche inne doswiadczenia – wszedzie wokolo slyszalam, ze moje dziecko jeszcze moze seplenic, ze wyrosnie, ze logopeda niepotrzebny itd. R piekne bylo od poczatku ale sz i cz moje dziecko nie potrafilo wymowic do 6stego roku zycia. Mialam dalej czekac? Ostatecznie sama sie doksztalcilam w cwiczeniach logopedycznych i zaczelam cwiczyc z dzieckiem. Ale tutaj kluczowe sa checi dziecka i zobaczenie problemu przez dziecko. Taki trzylatek nie wie w ogole o co chodzi. Szkolne dziecko zaczyna juz zauwazac, a jak samo nie zauwazy do konca, to mu zlosliwi koledzy pomoga. Tak bylo u nas i szybko sie uporalismy z problemem. Ale to przede wszystkim dziecko musi chciec.
Pewnie masz racje, dojrzalosc to jedno, z dojrzaloscia zwiazana jest tez wspolpraca dziecka i checi do zmiany tego co wygodnie funkcjonowalo to tej pory. Czsto nie warto walczyc o cos przez dwa lata z czym mozna sie uporac w krotkim czasie w odpowiednim momencie.
Mysle jednak, ze wielu rodzicow boi sie przegapic ten moment i zaczyna “walke” zbyt wczesnie. Stad opinie – dwa lata zajelo nam osiagniecie czegos tam. A moze zajeloby 2 tygodnie gdyby po prostu zaczac dwa lata pozniej? A moze zajeloby to kolejne dwa lata ale dwa lata pozniej? Nie zawsze da sie ocenic, przewidziec.
Najlepszym logopedą jest ktoś “życzliwy” z bliskiego kręgu. On wyłapie wszystkie błędy i odstępstwa od “normy” i na pewno dzięki takim osobom często przyspieszamy coś, czego czas jeszcze naturalnie sam nadejdzie.
Każde dziecko rozwija się inaczej. Starsza córka mając 2 latka ogarnia£a mowę bez błędnie nie licząc r. R pojawiło się samo przed 3 urodzinami. Taka jej uroda, że słownictwo szybko opanowała. We wszystkim musi być umiar jak coś nas nie pokoi to lepiej iść do specjalisty, z drugiej strony znam ludzi, którzy chcą aby ich dzieci we wszystkim były najlepsze i lataja z dziećmi do każdego specjalisty aby tylko przyspieszył mowę, chodzenie itd.
choc, niestety czesto :( , moje posty ot tak blokujesz, to z nadzieja i doswiadczeniem, podpisujac sie obydowam raczkami;), podpisuje sie pod kazdym slowem i doswiadczeniem z wlasnymi potomkami
Oczywiście, że każde dziecko rozwija się w innym tempie i nie chcemy żyć w ciągłej niepewności. Ale z drugiej strony wczesne wykrycie zaburzeń rozwoju to połowa sukcesu w późniejszej pracy z dzieckiem. A któż inny jak matka lepiej dostrzeże odchyły od normy u swojego dziecka…
Trzeba na pewno równowagi w tym temacie;)