Lifestyle

Wygrałeś 5 tysięcy na opłaty! Gratulacje :)

Wygrałeś 5 tysięcy na opłaty! Gratulacje :) 01

Dylemat był wielki, a Wasze #lifehacki to niesamowity zbiór pomysłowości i sprytu. Dylemat z wyborem był nie lada wyzwaniem. Ostatecznie wygrały komentarze –  historie. Osoby pokazały, że trochę mnie znają i wiedzą, że stanowczo nie dla mnie myślniki i wierszyki, a przemówi do mnie opowieść, emocje, puenta. Mam nadzieję, że i Wam przypadną do gustu.

A więc tak.

Niespełna 5 tysięcy złotych na opłacenie rachunków za media przez platformę MAM otrzymują:

1. Kasiula

Miałam może 8, może 9 lat. Wracaliśmy od babci z pełnym bagażnikiem jabłek, które sama razem z siostrą zbierałam w babcinym sadzie. Później samodzielnie odważałyśmy te jabłka w reklamówki po 2 kg i zawoziłyśmy wózkiem od lalek pod pobliski sklep spożywczy. Sprzedawałyśmy te jabłka dzielnie, a kiedy wracałyśmy do domu buzia uśmiechała się z dumy. Zarobione pieniądze odkładałam i choć już dziś nie pamiętam na co je wydawałam, dobrze wiem, że nauczyło mnie to, że pieniądze biorą się z pracy, wysiłku i wyrzeczeń, a nie z kieszeni rodziców.

W naszym domu nigdy się nie przelewało, ale może właśnie dzięki temu rodzice nauczyli nas tak wiele rzeczy, dzięki którym zawsze sobie radziłam. Sprzedawałam książki w wakacje na kocu rozłożonym na targu, zbierałam z tatą jagody, a z koleżanką grzyby, na które chodziłyśmy o 5 rano przed szkołą. Najczęściej pieniądze dawałam rodzicom, albo kupowałam sobie buty, czy ubrania.

Do dzisiaj też dziękuję mamie, że zaufała mi na tyle, że kiedy miałam 12 lat oddawała w kopercie swoją wypłatę i mówiła, że muszę utrzymać za to naszą rodzinę. Oczywiście nadzorowała mnie i podpowiadała jak to robić, ale dzięki temu wiedziałam, że najpierw muszę opłacić rachunki, później szukać tańszych sklepów a na koniec mogę kupić nam lody jak coś zostanie :)

Wspominam te wszystkie starania moich rodziców z ogromnym sentymentem i wiem, że oszczędzanie buduje się od małego. I tak naprawdę właśnie tak staram się teraz uczyć swoje dzieci. Nie jakiś wzniosłych wielkich planów oszczędnościowych, bo wiem, że na to nie zawsze są środki. Ale codziennymi wyborami i zaufaniem.

Często rozmawiamy w domu o tym, skąd mama i tata mają pieniążki na to, czy na tamto. Swoim stylem życia nauczyliśmy dzieci, że jeśli chcą kupić nową zabawkę, najpierw muszą sprzedać starą. To nie jest tak, że sami nie kupujemy im zabawek. Ale uczymy je planowania i głęboko wierzę, że to kiedyś zaprocentuje. Takie małe ziarenka siane dzień po dniu.

Tak jak my, dziewczynki też mają swoje skarbonki. I na przekór wszystkim uważamy, że powinny być otwierane, a nie do tłuczenia. Dzięki temu uczymy dzieci, że decyzje mają swoje konsekwencje. Jeśli początkowo chciały zbierać na lalkę, ale w trakcie otworzyły i wydały na inne zachcianki, same widzą, że to poważna sprawa i wymaga konsekwencji. idzie im to różnie,a le to jest właśnie element uczenia.

My do swoich skarbonek wrzucamy 2 i 5 zł, jakie zostają nam na koniec tygodnia. Przez rok uzbiera nam się ok 1000 zł, które dokładamy na wakacje. Chciałabym, żeby moje córki za 20 lat też miały fajne wspomnienia, które nie tylko wzruszają, ale też uczą.

Dlatego teraz uczę je jak gotować, bo to zaoszczędza pieniążki, robimy razem domowe słodycze, przetwory.

jak to mówią, „ziarno do ziarnka, a zbierze się miarka” :)

2.Elżbieta

Chętnie zaglądam na bloga “Makóweczki” ponieważ moje wnuki są w podobnym wieku. Kocham też podróże. Typowa córka kolejarza. Już w wieku 14 lat zrozumiałam, że jeśli chcę poznać świat (czytaj tylko Polskę) muszę oprócz zniżki 80% na pociągi mieć własne pieniądze. W lipcu zbierałam leśne jagody i sprzedawałam w skupie a w sierpniu mogłam już podróżować. Jak byłam starsza to pracowałam przy zalesianiu oraz pielęgnacji szkółek.

Nigdy nie byłam pracoholikiem więc najpierw liczyłam ile mi potrzeba i pracowałam tylko tyle dni i ani godziny dłużej. Po maturze od razu podjęłam pracę. Pracowałam i podróżowałam. To był okres fascynacji górami. Wyszłam za mąż. Zamieszkaliśmy na wsi. Mąż pracował w pasiece. W tym czasie urodziłam 3 synów. Jeden z nich jest niepełnosprawny. Walka o jego życie trwała 6 tygodni,a o jego godne życie następne 30 lat. Nie wróciłam do pracy.

Rehabilitacja i choroby wysysały każdą złotówkę. Buty ortopedyczne kosztowały tyle co wypłata męża. Własnej stacji paliw też nie mieliśmy. Mogliśmy liczyć na pomoc rodziny. Uprawiałam ogród. Zbierałam grzyby. Hodowałam kury, kaczki, gęsi a nawet kozy. Miód z pasieki i owoce mojej pracy otwierały całodobowy dostęp do lekarzy. Zapasy na zimę to 300 słoików przetworów. Bigosy myśliwskie ,kaczki w galarecie pasztety oraz owoce i warzywa na “1000 sposobów”. Wciąż marzyłam o podróżach. Jak chłopcy mieli 5 do 7,5 roku wyruszyliśmy w pierwszą podróż nad morze. Zachwyciła nas Mierzeja Wiślana. Dzikie szerokie plaże Mikoszewa, leśne dukty Jantara oraz gwar Stegny i Krynicy Morskiej. Żeby wyjechać każdego miesiąca oszczędzałam 25zł. Tyle płaciłam za 1 dzień w domku letniskowym. Jak synowie podrośli założyłam im książeczki oszczędnościowe w BS. Wpłacali co miesiąc kieszonkowe ode mnie i od dziadków.

Potem na poczcie w Stegnie z dumą podchodzili do okienka kasowego. Moi synowie założyli własne rodziny. Dużo podróżują. A ja jak każda matka martwię się kiedy wyjeżdżają i cieszę się, kiedy wracają. Niestety stan zdrowia nie pozwala mi na dalekie podróże. Wschody i zachody słońca na bałtyckich plażach wciąż nas zachwycają. Nawyk oszczędzania pozostał. Buty kupuję rzadko, ale zawsze skórzane i dobrej jakości. W moim wieku klasyczne spódnice,garsonki czy sukienki noszę przez kilka lat. Mam działkę więc nadal robię przetwory. Dzisiaj kupiłam farbę. Mój mąż ,,złota rączka” sprawi że za kilka dni będę miała odnowiony salon. Na co dzień jestem oszczędna, ale dla wnuków niezmiennie rozrzutna. Chętnie obdarzam innych uśmiechem bo uważam, że dzień bez uśmiechu to jak plaża bez słońca.

3. Surajmukhi

Od najmłodszych lat obserwowałam, jak istotną rolę w życiu odgrywają oszczędności. Ten sekretny dochód, wyciągnięty niby magiczną różdżką właśnie wtedy, gdy najmocniej go potrzebujemy. Moi rodzice do dziś są mistrzami w tym fachu. Ich niemalże mrówcza zdolność do odkładania środków była dla mnie wzorem – do niedawna niedoścignionym. W dorosłym, od jakiegoś czasu już małżeńskim budżecie ciężko było o „zbędny” grosz.

Oboje z mężem mamy raczej lekką rękę do wydawania pieniędzy, niezależnie od ich ilości, a kredyt hipoteczny to dodatkowy minusowy bonus na start. Brakuje nam barier, wyraźnego znaku STOP, który przestrzegałby przed brakiem kontroli nad płatnościami, przez co wydawało się, że zwyczajnie nie ma z czego odkładać. Przy szarej codzienności nie jest to mocno kłopotliwe. Problem zaczyna się przy nieprzewidzianych (a rzadko przewidujemy) i nagłych wypadkach, zbliżających się wakacjach czy też planach na przyszłość. Kropką nad „i” okazało się jednak wydarzenie, które rzeczywiście mocno nadszarpnęło nam kieszenie. W głowie pojawił się upragniony znak i wizja oszczędności, której rodzice, mimo prób, nie byli w stanie mnie nauczyć.

Znając swoje możliwości i ograniczenia, wiedziałam, że systematyczne odkładanie określonej kwoty czy też planowanie budżetu sprawdzi się u mnie na krótko, po czym dalej wrócę do poprzednich nawyków. Potrzebowałam więc czegoś, co pozwoli mi oszczędzać mimochodem i bez bólu. I tak oto z pomocną dłonią nadszedł mój bank, któremu wierna jestem od samego początku, co opłaciło się z nawiązką. Propozycja oszczędzania przy okazji wydawania brzmiała kusząco, chociaż pozornie mało dochodowo. Od czegoś jednak zacząć trzeba, więc ochoczo wypełniłam stosowne rubryczki i określiłam sposób odkładania środków, stając się posiadaczką subkonta oszczędnościowego. Pokrzepiona tym pierwszym krokiem ku dobremu, oświadczyłam ślubnemu, że zaczynamy zbierać pięciozłotówki, aby napełnić kurzącą się w szafce skarbonkę.

Przyszykowałam osobną przegródkę w portfelu i… o dziwo się nie poddałam ? Tym systemem działaliśmy przez mniej więcej rok. Mąż gdzieś po drodze nieco poddał się z uzupełnianiem piątek, przypominając sobie o tym co jakiś czas, co i tak było dość sporym sukcesem. Wielkimi krokami zbliżały się wakacje, a nam jak zwykle zaczęło się palić pod nogami. Gdzie by tu uszczknąć, na czym oszczędzić i z czego zrezygnować, aby odpocząć w wymarzonym miejscu? Analizując wszystkie możliwości, sięgnęłam ciekawie do obu koszyków, do których przez ten czas dorzucałam. Moje zdziwienie i ekscytacja były jednak nie do opisania, kiedy okazało się, że po przeliczeniu kwoty ze skarbonki i dołożeniu jej do środków oszczędzonych na subkoncie, możemy zafundować sobie tygodniowe wakacje bez dodatkowych wyrzeczeń w skali najbliższych miesięcy. W czym tkwił sukces?

Oszczędzanie mimochodem było dla nas strzałem w dziesiątkę, bo robiliśmy to w pełni nieświadomi tego, jak dużo pieniędzy marnowaliśmy do tej pory na zbędne rzeczy. Dzięki tej metodzie, zaokrąglenie z każdej dokonanej płatności automatycznie stawało się naszą małą cegiełką oszczędności. Również wolny bilon kusił zawsze do nieplanowanych „mikrowydatków” w postaci przekąsek czy drobnych, a niepotrzebnych przyjemności konsumpcyjnych. A jak wiadomo, pieniądz mnoży pieniądz. Ten nieoczekiwany kop, zmotywował nas do dalszego poszukiwania atrakcyjnych dla nas form oszczędzania. Dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że sobie radzimy. Nie jesteśmy ekspertami, ale wciąż się rozwijamy i wdrażamy nowe idee, zachowując przy tym te, które sprawdziły się na początku naszej trudnej drogi.

Dzięki dodatkowym środkom, możemy inwestować w inne, równie przyjazne oszczędzaniu (nie tylko pieniędzy, ale i czasu) rozwiązania, takie jak energooszczędny sprzęt lepszej jakości, korzystanie z wyprzedaży, zamiast kupowania wtedy, kiedy akurat są pieniądze czy też planowanie wakacji z wyprzedzeniem umożliwiającym skorzystanie z większego wachlarza cen noclegów. O dziwo, oszczędzanie, które wydawało się nam zawsze nieosiągalnym luksusem, pozwala nam teraz na spełnianie marzeń o podróżowaniu, na dodatek bez wyraźnych wyrzeczeń.

Prawdziwym hitem okazał się też nasz ostatni zakup – wielofunkcyjne urządzenie kuchenne, z którym codzienne wydatki na jedzenie stały się jeszcze bardziej racjonalne, bo planujemy menu i wykorzystujemy wszystkie resztki. Niepokojące myśli o marnowaniu i wyrzucaniu jedzenia już nas opuściły, a dodatkowym atutem poza spokojem ducha jest również zdrowe ciało, karmione efektywnie, pożywnie i z rozwagą. Jak widać, dopiero zaczynamy się rozkręcać, jestem więc bardzo ciekawa, jakie pomysły spłyną na nas w kolejnych latach ?

Wygrywających proszę o kontakt z przedstawicielem platformy MAM pod adresem email: diana.stachera@freebee.pl w celu dopełnienia formalności. Macie na to 5 dni, ale im szybciej, tym lepiej.

Jeszcze raz gratuluję!

„Informujemy, że administratorem Twoich danych osobowych, zebranych dla potrzeb weryfikacji wyników Konkursu „Finansowe lifehacki” jest New Media Ventures Sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie (02-675), przy ul. Wołoskiej 18 (dalej jako: „NMV”). Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez NMV w celu weryfikacji spełnienia przez Ciebie warunków Konkursu oraz dla celów marketingowych, kontaktowych, archiwizacyjnych i reklamacyjnych. Dane osobowe mogą zostać udostępnione wyłącznie podmiotom upoważnionym na podstawie przepisów prawa, w tym m.in. w przypadku takiego żądania podmiotu uprawnionego lub gdy wyrazisz na takie udostępnienie zgodę. Przysługuje Ci prawo do dostępu i poprawiania Twoich danych. „