Z dzieckiem w restauracji

Temat obecności najmilszych w restauracji był ostatnio szeroko analizowany we wszystkich mediach. Miliony słów poszło w eter. Czy powinno się w ogóle wychodzić z bachorzętami? Restauracja to dobre miejsce? Czy matkom wolno więcej? Co kupa ma wspólnego z posiłkiem? I kto jest świętszą krową?
Dziecko w restauracji – 10 zasad
Postanowiłam więc przygotować krótki i prosty poradnik dla rodziców “jak (nie) zachowywać się w restauracji, kiedy przybyliśmy tam z młodziakami”. 100% skuteczności! Testowano… na dzieciach.
1. Nie przewijaj dziecka na stole ani w jego pobliżu. Po prostu tego nie rób! Szczególnie, kiedy na horyzoncie widzisz jakiś dziennikarzy z amerykańskimi znajomymi.
Kupa i jedzenie to dwie, wykluczające się skrajności. Nie naginaj tej reguły. Po prostu, don’t!
2. Nie ubieraj dziecka w cokolwiek czego mógłbyś żałować. Warunki restauracyjne są podstępne. Nie dosuniesz malucha właściwie, on sam nie sięgnie do talerza.
A w przeciwieństwie do sytuacji domowej, nie obłożysz dziecia śliniakami, serwetkami, lub w sytuacji krytycznej, nie wydrzesz się nań skwapliwie. Przez całe wyjście będzie ci pękać w oku żyłka, a szczękościsk od fałszywego uśmieszku może pozostać na twej facjacie, trwale.
3. Nie zamawiaj nowych posiłków. Jeśli dziecko nie je brokuła w domu, jest aż nader prawdopodobne, że nie zje go w restauracji. Tylko (możesz być tego pewna) zakomunikuje ci to całym sobą, od wrzasku przez rzut warzywem.
4. Nie przyprowadzaj do restauracji dzieci silnie wygłodniałych. One nie kumają hipsteryzmu i zarąbistości, długiego oczekiwania na dobry żer. “Czekać” to pojęcie abstrakcyjne, kiedy odzywają się instynkty pierwotne. One chcą już, teraz, za minutę (która jest sekundą)! I uwierz mi… usłyszy to sam ‘Le Chef’.
Napoje z posiłkiem
5. Poproś o przyniesienie napojów słodkich razem z posiłkiem. Jeśli tego nie uczynisz, dzieci wypiją wszystko do ostatniej kropli zanim przyjdzie danie. A spróbuj im tylko przeszkodzić…
Lepiej w ogóle zamawiaj tylko wodę.
6. To nie jest czas na naukę posługiwania się nożem i widelcem.. Mimo, że twoje dziecko może być lekko podniecone faktem, że dostało pełny komplet sztućców. Jeśli nie umie się nimi posługiwać, zostaw naukę na łaskawsze okoliczności. Jeśli poniesie cię wyobraźnia, jest spora szansa, że danie znajdzie się na całym stole i podłodze. A i dziecko może nie być zadowolone ze swoich osiągnięć, czego oczywiście nie omieszka zakomunikować. Głośno.
7. Jeśli twoje dziecko otrzyma kartkę i kredki, miej się na baczności. Ta pozorna iluzja sielanki rozproszy twoją uwagę. A to zazwyczaj zakończy się pokolorowanym obrusem lub.. rodzeństwem.
8. Zaufaj sprzętom. Weź co się da. To twoja jedyna nadzieja. W sytuacji krytycznej telefon czy ipad uratują ci posiłek/życie. To działa zawsze i wszędzie. Jednak nie ‘wypstrykaj się’ z amunicji już na samym początku. Używaj swoich asów tylko w sytuacji krytycznej.
Specjalna rada dla blogerek
9. Specjalny punkt dla mam blogerek. Jeśli przyszłaś do restauracji, strzelić kilka sweet foci na blogasek swojemu aniołkowi, postaraj się nie zrobić zbyt dużego zamieszania. Ogranicz cyrk do minimum. Nie wyciągaj lamp, statywów.. Nie proś 3x o zmianę stolika “bo tam jest lepsze światło”. No chyba, że zostałaś poproszona o zrobienie zdjęć. W każdym innym wypadku, jesteś tam gościem jak każdy inny. Postaraj się nie robić nam złej sławy ;)
10. Zawsze miej plan B (C, D…Z). W krytycznej sytuacji totalnej histerii, lub wręcz odwrotnie, zbyt dobrej zabawy (kosztem innych, spożywających) musisz być w stanie właściwie zareagować (czasami po prostu opuścić lokal). Rodzic to nie święta krowa. I mimo, że jestem za maksymalnym, parentingowym luzem, nie pozwalam wchodzić mojemu dziecku nader brutalnie w przestrzeń życiową innych ludzi.
Szacunek ponad wszystko. Cause karma is a …. ;)
Sukienka/tunika Lenki- Mamatu
Sukienka/tunika MM- Medicine
Wyjście z dziećmi do restauracji wiąże się z umiejętnością bycia w trzech różnych miejscach naraz, organizacji czasu kiedy my jemy ( dzieciom często się nie chce a po wyjściu z restauracji głód nagle przychodzi) i stalowych nerwów!!!! jednym słowem – WYŻSZA SZKOŁA JAZDY! Pozdrawiam
I zawsze człowiek naiwnie myśli, że “tym razem będzie lepiej” ;)
Pani Mileno,
Jest Pani przepiękną kobietą. Czy mogłaby Pani zdradzić, ile ma Pani lat?
30.. rocznikowo. Uh….
W sumie to jeszcze 29 ;)
Marlena !!! jaka Ty jesteś piękna !! :) :*
zawstydzacie mnie zawsze.. :*
O, to my jesteśmy rówieśniczkami;) A co “przykazań”. Dobre!
Dodałabym, żeby tuż po wejściu zapytać gdzie jest toaleta. Just in case. Kiedyś Lilka krzyknęła “2” i leciałyśmy 3 piętra do góry. To były najszybciej pokonane schody w moim życiu.
A no i my zawsze prosimy żeby kelner przyniósł jej jedzenie jak tylko będzie gotowe, a nie czekał na wszystko.
Ja też! ’85! Ale błagam- powiedzcie, że nie tylko ja się czuję jak gówniara! Maximum 25
Rozważałam dziś zakup superstarów :P także teges…
Najlepsze są restauracje z placem zabaw dla dzieci.
Tak, jeden rodzic siedzi w sali zabaw , a drugi na Instagramie przy stoliku.
Ja tam zawsze udaję, ze to nie moje ;)
Ale czasami brudzą lodami inne dzieci :P
O, jakie empatyczne:) Pewnie rodzice im nie dali;)
29 lat, 2ka dzieci, wspaniały mąż, dom prawie na wykończeniu i SUKCES! Kochana trzymaj tak dalej i powodzenia pięknoto !!! :) :*
(głowa w piasku ;))
Fajne rady :) Czasem trzeba się nagimnastykować, żeby ujarzmić malucha, ale mama jest czarodziejką, która ogarnia cały bałagan :)
kurcze muszę pochwalić publicznie moje dziecko… my nigdy nie mieliśmy problemów w restauracji. Teraz ma 2,5 latka i jest niebywale grzeczny, a ostatnio jak Pan przyniósł kredki to powiedział “nie chce rysować, tutaj będę jeść” ;|
w kąciku zabaw (o ile taki jest) zasiada dopiero po posiłku. Ani ja ani mój mąż nie uczyliśmy go dobrego wychowania w takich miejscach, syn zdecydowanie działa instynktownie .. doprawdy nie wiem skąd się tego nauczył. Może dlatego, że posiłki w domu celebrujemy a moje dziecko jest smakoszem ;p i zabawa przy jedzeniu po prostu nie przystoi :)
Są takie dzieci, które jak posadzisz w miejscu.. tak siedzą.
To są stanowczo NIE MOJE dzieci ;)
Super, zgadzam sie z wieloma punktami. Uwazam tez, ze rodzice niektorzy zapominaja gdzie z dzieckiem mozna przyjsc. Sa kawiarnie i restauracje rodzinne, przyjazne dzieciom, ale jak ostatnio o 20.30 w drogiej restauracji usiadla kolo nas para z glosna dwulatka i od razu poszly w ruch flesze na dzidzie w paleczkami to sie zezloscilam. Jestem matka trojaczkow (zapraszam tez na bloga dagaend.blogspot.com) i jak od Swieta wychodze z mezem poznym wieczorem na kolacje to ostatnie co chce slyszec to placz i grymasy dziecka obok. Litosci!
A ja z innej beczki trochę. Ostatnio jestem na etapie poszukiwania jakiegoś nosidelka dla mojego drugiego, które jest w drodze dopiero. I przy szukaniu chust natknęłam się na pewną stronę z owieczką. Czy to mama makowa tak ładnie tam się ze zdjęć uśmiecha?
ps. Może było o tym, ale ze mnie marny regularny czytelnik ;-)
Raz zdecydowałam się na spotkanie w restauracji razem z dziećmi.
No i? Byłam po prostu zazdrosna, że synek koleżanki spokojnie siedzi jej na kolanach a Natalia jest wszędzie tylko nie w krzesełku do karmienia. A jak łaskawie przez chwilę tam siedziała to goście wokół nie mieli życia bo ciągle waliła łyżką w blat… Jeszcze się porządnie nie rozsiedliśmy a już musieliśmy wychodzić.
W końcu trzeba dbać też o innych rodziców :)
Ja na dzien dzisiejszy nie zaryzykowala bym wyjscia z moim 2l do restauracji ;-)
Super podloga w tym lokalu :D
Moje maluchy zdecydowanie do ułożonych i cierpliwych tez nie nalezą, a w dodatku od kiedy jedzą normalne posiłki robią to w 100% samodzielnie. Chciałoby sie takiego, co to jak mama zaproponuje ‘pomogę’ to jeszcze buzie podstawia, a moje wtedy wrzeszczą “zostaw, to moje, ja sama”.
Moja Lenka ma 3 lata i w restauracji potrafi mi zwrócić uwagę: “mamo przeszkadzasz mi, jesteś nagoliwa” (w tłumaczeniu nadgorliwa)
My mamy nasza ulubiona restauracje sushi, dzwonimy wcześniej rezerwujemy ‘nasz’ stolik, zamawiamy co lubimy, dzięki temu nie czekamy.
W nowych miejscach z góry uprzedzamy ze nasze dzieci jedzą samodzielnie co sie wiąże z bałaganem i czy nie sprawimy problemu? Promiennie sie uśmiechając bo Pani jeszcze nie wie co ja czeka.
Informujemy tez ze oczywiście rozrzutnosc dzieci będziemy sie starać minimalizować. Kelnerka czuje sie po takim wstępie czesto w obowiązku upewnić nas ze to nie problem i ona posprząta. A od kiedy wychodzimy z maluchami do restauracji to mój maż przyjął zasadę jaki bałagan taki napiwek :)
Ps. Zadam pytanie z innej beczki a jest to jednocześnie prośba.
Chodzi mi o wizerunek Twoich dzieci? O ewentualne możliwości wykorzystania go przez osóby postronne, przeróbki zdjeć itp. Ale przede wszystkim jak to wpływa wpłynie w przyszłości na Twoje maluchy psychicznie, związane z tym problemy. Przeczytałam wiele Twoich wpisów i wiem ze dzieci to caly Twój najważniejszy świat, wiec proszę napisz jak Ty to widzisz ale tez jak wpływa to na świat i relacje koleżeńskie Twoich dzieci. Taki osobny artykuł dla nas tych wszystkich którzy Ci kibicują :)
Kochana, obecnie nie wpływa w żaden sposób. Moje dzieci nie mają pojęcia o istnieniu bloga. A przyszłość.. cóż. dowiem się za 10 lat ;)
Tak w mniej miłym tonie —> https://makoweczki.pl/haters-know-better/ ;)
My często wracając z Teatru Małego Widza (warszawa) wchodzimy gdzieś na obiad i powiem, że coraz lepiej moje dziecię się w tych knajpach zachowuje – ogłady nabrało :)) Ale rady dobre – pomimo bycia mamą, niezmiernie wkurzają mnie dzieci, na których zachowania (ściąganie obrusów, wsadzanie łapek do mojego talerza) rodzice nie reagują – “bo to tylko dziecko”. Ja też mam dziecko i jakoś takich sytuacji nie mam :)) Jesteś fajną mamą :)
Ja mam pytanie z innen beczki, wiem ze mieliscie biegowke wishbone czy moglabys ja polecic jako pierwsza dla roczniaka albo jakas inna? Nasza pociecha za miesiac konczy rok i chcielibysmy z tej okazji kupic jeden pozadny prezent, mloda jeszcze sama nie chodzi, ale myslimy ze to lada nastapi.
p.s. fajnie sie was czyta, a ja jeste twoja wierna czytelniczka juz od Stanów i fotobloga, takze sporo lat… pozdrawiam cieplo, Kamila
Przydatny tekst, fajne zdjęcia, ale te filtry! Pani Marleno po co? Niektóre zdjęcia wyglądają fatalnie przez nieumiejętnie nałożony filtr, aż ciężko się patrzy, a szkoda, bo kadry same w sobie fajne.
zabawa filtrami trwa… może kiedyś dojdę do wprawy :)
jeszcze mi się przypomniało.. gdybyś zobaczyła zdjęcia w oryginale (te lampy są mega żółte i żadne ustawienia tego nie mogły zmienić) to i tak cud, że tyle z nich wykrzesałam :)
Fajny klimat na zdjeciach <3
to ja chyba jestem wyrodną matką, bo zdecydowanie wolę zostawić swój offspring z: 1. Tatusiem, 2. Ciocią, 3. Babcią, 4. babcią i Dziadkiem, 5. Kotem (niektórzy pamiętają może filmik z jakże walecznym kotem domowym)… niż zabierać je do restauracji, jadłodajni czy innego kramu z żywnością. po prostu nie. do lasu mogę wywieźć – przynajmniej będę pewna, że niczego nie zepsuje, nie zakłóci zbytnio spokoju, a i nie odstraszę innych użytkowników zawartością pieluchy ;)
dlatego podziwiam i chylę czoła za Wasze powodzenie akcji :)
a na wjazdach jak to robicie? zabieracie ze soba pol rodziny, glodni zostaja a wyim donosicie w pudelku?
Pani Marleno, to co z ta biegowka, kupowac czy cos innego Pani poleca? Tak napastuje bo musze zamowic a wsrod znajomych Nie mial tej konketnej… A Nie chce pieniedzy w bloto wywalac…
Marleno są osoby, które próbują przewijać dziecko na blacie stołu w restauracji???? Ło matko i Córko to szok dla mnie, no ale skoro przed tym ostrzegasz, to chyba ktoś tak kiedyś próbował hehehe. No chyba, że to ostrze satyry ;)
Cały tekst bardzo lekki i pełen humoru, ale Ty Makowa Mamo….wyglądasz naturalnie i pięknie.
Hmmm nie rozumiem o co chodzi z tym aby nie dawać np. soczków wcześniej od jedzenie?:)
Wypiją 3.. i orzekną, że nie są głodni ;)
dokładnie :)
No to ja również muszę pochwalić publicznie mojego syna – obecnie 6 lat z groszem, ale od 6 miesiąca życia stały bywalec restauracji. Zawsze zachowywał się wzorowo, cierpliwy ponad normę, nigdy nie sprawiał kłopotów i nie spacerował po lokalu. ;) Oby i córka była jak starszy brat. Takie mam pobożne życzenie, hehe.
Dziękuje za odesłanie :) jakoś przegapiłam.
Szczegolnie punkt drugi rozświetlił mi o jak wielu kwestiach związanymi z dziećmi decydujemy, a nie znamy ich konsekwencji.
Swietnie masz to wszystko przemyślane i poukładane, jednocześnie ze wsparciem męża. Naprawdę podziwiam.
To i ja podzielę się swoim ryzykownym doświadczeniem. Będąc w Krakowie byliśmy całą rodzinką (2+3) u Wierzynka. Zaznaczę że moje dzieci do najspokojniejszych nie należą, a wnętrza były gustowne :) Zaprowadzono nas do ostatniej sali, abyśmy nikomu nie przeszkadzali, na naszą prośbę zabrano wszystkie 10 wielgachnych kieliszków i inne zbędne rzeczy ze stołu, a Jasiek dostał antyczne krzesełko do karmienia :) Na zakończenie na podłodze było tylko trochę okruchów. Oczekiwanie na jedzonko wypełniliśmy sobie oglądaniem pięknych klasycznych wnętrz i wielgachnych obrazów, przez co nie było zbyt wiele czasu na psocenie. Według mnie sukces będzie wtedy gdy dobrze rozpoznamy teren i wykorzystamy wszystkie atrybuty danego miejsca.
To tym razem pozostając w temacie :)
Zdażyło mi sie przewinąć czteromiesięczna córeczkę na stole w restauracji bo….
W toalecie restauracyjnej brak miejsca dla mamy z dzieckiem, a na uprzejme pytanie obsługi czy może jest gdzieś jakieś ustronne miejsce do tego typu wypadku usłyszałam (bardzo niemiłym tonem) “nie, nie ma, musi sobie Pani jakoś poradzić” i odwrót na pięcie. Na usprawiedliwienie dodam, ze o ubraniu, zapakowaniu w wozek nie było mowy, niespodzianka dotykała pupy, a dziecko dusiło sie płaczem.
I co miałam za wybór DOBRO MOJEGO DZIECKA czy OBCYCH osób?
nie pojmuje tego…. jesli toaleta byla i dorosli sie w niej miescili to czemu z niemowlakiem nie da sie wejsc? Ja doszlam do wprawy w przewijaniu w powietrzu, a jak sie jest w dwie dorosle osoby to luzik. Upaprany tylek dzieciecy po prostu wstawialam pod kran – tak jak w domu, 4 mies. dziecko to akurat wiek na cos takiego.
Do glowy by mi nie przyszlo przewijanie na stole w restauracji.
A ja napisałam tekst o tym dlaczego się czasem nie da NIE przewinąć dziecka w restauracji (bez przewijaka) :) Bo jednak z dwojga złego zamiast klopa wybieram krzesło. Pozdrawiam :) Z. http://zuzanna-bloguje.blogspot.com/2015/01/dlaczego-przewijaam-dziecko-w.html?showComment=1421837189749#c7962621781195767033
Jestem mamą dwóch dziewczyn, jedna ma 4,5 roku a druga 4 miesiące. Ze starszą bywaliśmy w restauracjach i przyznaję rację wszystko zależy od dziecka. Nasze dziecię uwielbia restauracje w związku z tym nie ma z nią najmniejszego kłopotu. Czeka, siedzi grzecznie, je itp. stąd ominął mnie stres związany z wyjściem. Nie wiem jak będzie z drugą. Do tej pory byliśmy z obiema dwa trzy razy i młodsza przespała ten czas. Bardzo dobrze rozumiem jednak to, że nie ze wszystkimi dziećmi da się pójść w takie miejsce. Myślę, że grunt to odpowiedzialność za swoje dziecko i zadbanie o to by nie zawładnęło całej przestrzeni. Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia karmienia piersią w restauracji, bo i tu są zdania podzielone.
Chyba Ciocia Aga zrobiła Leni taką plecionkę? Wygląda uroczo… Trafiony txt z przytupem:). Jestem za zabieraniem dzieci w różne miejsca, również do restauracji, ale zabierać- nie znaczy pozwalać na wszystko. Byłam świadkiem kiedyś zabawy dziecka w wydłubywaniu widelcem ziemi z donicy i rozrzucaniu jej po podłodze..Rodzice zajęci sobą. Robienie kulek z ciasta pizzy i pstrykanie w ludzi..Przecież to my rodzice musimy uczyć kultury i szacunku. Dziecko musi znać granice.
Moje dziecko (1, 3) zabieram w przeróżne miejsca- koncert jazzu, przedstawienia teatralne, ostatnio przegląd kolęd. Fakt- z natury jest grzeczniutka, więc dosłownie wszędzie mogę z nią pójść. A dzieciom ‘trudniejszym’ trzeba dobierać odpowiedniejsze dla nich miejsca i pokazywać co wolno, a czego nie.
Niestety punkt 5 musze stosowac tez sama do siebie ;)
Nie wiem czy już widziałaś..
http://www.popularnie.pl/moda-dziecieca/
aaa genialne rady! ja mam to szczęście (póki co..), że M. jest grzecznym nadwyraz dwulatkiem. wyjścia z nim to prawie zawsze cud miód i stresu brak. oby mu tak zostało!!
Najgorzej jak Malec jest po prostu zmęczony, a nie ma gdzie/jak/kiedy się zdrzemnąć. Aczkolwiek dla mnie punkt odnośnie przewijania jest trochę kontrowersyjny (jak cały ten temat). Sama wyznaję zasadę, że gdy nie ma gdzie, czyli absolutnie jest to niemożliwe w łazience (nie będę dziecka wyginać nad kranem, halo!) to zgłaszam się do obsługi restauracji o udostępnienie miejsca. Jeśli oni nie mają pomysłu, to zrobię to chociażby na krześle i NIC mnie nie obchodzi ciekawski wzrok wszystkich obok. Całość trwa nie więcej niż minutę, nic nie widać (nikt nie każe się wgapiać w jędrny zadek mojego Malucha), a dziecko zamiast narzekać kolejną godzinę, będzie w miarę spokojne. A potem nawet mogę Go nakarmić piersią i to też jest naturalne. Dziękuję, koniec, pozdrawiam
Powiem tylko tyle , zabieranie dzieci ze sobą do restauracji to totalny masochizm. Jak można sobie cos takie zrobić? Ani spokojnie nie zjesz, ani nie zrelaksujesz się. W dodatku jeszcze Twoje dziecko najprawdopodobniej zakłóci odpoczynek innym. Wyjdziesz jeszcze bardzie wk… niż weszłaś. Mam prawie trzyletniego syna, raczej z tych bardziej ruchliwych i ciekawych świata. Po kilku wizytach w restauracjach na różnych etapach rozwoju mojego dziecka + kilkudziesięciu obiadkach w knajpkach podczas wakacji ustaliłam sobie dwie reguły których się trzymam –
NIE BIERZ DZIECKA DO KNAJPY JESLI NIE MUSISZ (od czego masz nianię/babcię?)
jeśli jestes na wakacjach uśpij dziecko (jeśli się jeszcze da to zrobić w wozku) i dopiero idź coś zjeść lub zamów żarcie do pokoju.
Ha ha, fajny wpis, tablet + kilka bajek w sytuacji awaryjnej jest niezastąpiony. Ja w ogóle myślę, że tablety wykupują głównie matki małych dzieci ;)
Piąte zdjęcie – nawet pozy takie same! Cudowne kobietki z Was :)
Taki dekalog powinien zawisnąć w ramce w każdej restauracji, może otworzyłoby to oczy niektórym niesfornym rodzicom.. A co z karmieniem piersią w tego typu miejscu publicznym? Też strasznie ciężki temat, ile zwolenników tyle przeciwników.
U nas wyjścia do restauracji zawsze są jakieś takie bezproblemowe. Chodzimy do takich, w których są przewijaki, więc problem ukrywania się przed dziennikarzami i zagranicznymi znajomymi odpada ;)
Człowiek nam się trafił jakiś taki zgrabnie jedzący (przynajmniej w przestrzeni publicznej), nie robiący awantur (zbyt wielkich) i plam na ubraniach (zbyt wielkich). Za to otwarty i kradnący cudze serca. Faktycznie czasami po 2 minutach nieuwagi lokalizuję go ucinającego sobie przechadzkę z szefem kuchni po jego rewirach, ale nigdy nie myślałam o wyjściu z dzieckiem do restauracji w kategorii horroru. Może mam po prostu jakiś kompatybilny z gastro-kulturą egzemplarz.
Dla mnie przy wyborze restauracji liczy się to, czy jest plac zabaw dla dzieciaków :)