Z katarem w przedszkolu

Lenka:
Płaszczyk/legginsy- Zara
Buty- TK MAxx
Maks:
Wszystko- Zara
Buty MM- Emu
Zdjęcia – Sony A77II
Wycieczka po zoo
Byliśmy w ZOO. W Warszawie. Po raz pierwszy.
Skuszeni pogodą, słońcem i 20-kilkoma stopniami.
Cóż.. Matka natura spłatała nam psikusa i zamiast błogiego ciepełka był rześki chłodek.
‘Stylizacja’ dzieciaków nazywa się więc ‘co tylko wzięliśmy ze sobą’, jako, że sprytna MM przygotowała ubrania jak na Hawaje, a nie polską jesień ;)
No i Lenka… Lenka miała katarek…
W hotelu, przed zaśnięciem przeglądałam facebookowy wall.
Odporność dzieci
Od razu natknęłam się na artykuł podlinkowany u Doroty Zawadzkiej “Przedszkole nie jest przechowalnią przeziębionych i chorych dzieci”. Temat – rzeka. Moja opinia jak zwykle różniąca się od większości. I tak zaczęłam się zastanawiać, poważnie i głęboko. Dlaczego moje krajanki nie chcą dać szansy… choć spróbować spojrzeć na sprawę inaczej. Przecież większość już raczej wie, jak bardzo różnią się nasze metody wychowawcze od tych na przykład skandynawskich czy amerykańskich. Dlaczego by nie spróbować przestawić swojego umysłu? Jeśli u nich to działa, jest taka opcja, że zadziała i u nas! Jeśli mamy świadomość, że to może pozytywnie wpłynąć na przyszły rozwój układu odpornościowego naszych dzieci dlaczego nie dać szansy tej teorii?!
Schemat polski wygląda mniej więcej tak: czapka od września, niezależnie od pogody. Każde kichnięcie czy kaszlnięcie jest doskonałym powodem do wzięcia zwolnienia i spędzenia z dzieckiem co najmniej tygodnia w domu. Jak się dowiedziałam z komentarzy pod linkiem z tekstem, mamy pozostają z dziećmi w domu od momentu pierwszych objawów, do .. uwaga… ostatnich oznak choroby, jeśli trzeba, nawet 30 dni!
Takie rzeczy dzieją się tylko w naszym kraju! A potem płacz, że o pracę ciężko…
Hartowanie dzieci
A proces jest bardzo złożony i zaczyna się od pierwszy dni, momentu w którym dziecko trafia do naszego domu.
Niby tyle mówi się o hartowaniu, tyle postów na forach, tylke elaboratów blogerek, programów w TV… jak grochem o ścianę. A problem ‘katarku w przedszkolu’ zaczyna się znacznie wcześniej, gdzieś tam głęboko w naszej świadomości nakarmionej naukami naszych babć. Czapeczka być musi. Obowiązkowo z uszkami. Trzy warstwy ubranka. Jak zimno to siedzieć w domu. Wychodzenie na deszcz równa się z posądzeniem o rzucanie uroków. Chore dziecko ma siedzieć w domu. Najlepiej od września po kwiecień…
A potem płacz i ogromne zdziwienie, że “tylko jeden dzień się w przedszkolu pokazał i już chory. To wina tych złych matek co puszczają do przedszkola dzieci z gilem”.
Otóż jest duża szansa, że to jednak nie ich wina.
Pomijam tu sytuacje patologiczne i dzieci naprawdę mocno chore, z temperaturą, wymiotami czy podobnymi. Mówię o maluchach z katarkami czy kaszlem będącym pozostałością po chorobie, lub wynikającym, po prostu z nadmiaru wydzieliny w nosie. Bo to nie jest choroba. “Osoba dorasta zakażona wirusem grypy może zakażać innych przez 3-5 dni od chwili pojawienia się objawów chorobowych”. Nie 30!
“Nie za zimno dziecku?”
“Patrzę sobie na biegające cały dzień po dworze dzieciaki w zaprzyjaźnionym czeskim leśnym przedszkolu. Jest pięć stopni, więc wszyscy mają czapki, kurtki, rękawiczki i kozaki, ale to wcale nie przeszkadza im w jedzeniu obiadu na świeżym powietrzu. Od rana ganiają po lesie, budują szałasy, strugają kije i obserwują ptaki, a w końcu zmęczone padają w śpiworach pod prowizorycznym dachem.
W zależności od przedszkola, dzieciom gwarantuje się różne zaplecze na wypadek wyjątkowej niepogody – czasem jest to stara leśniczówka, czasem ogrzewany namiot albo przyczepa. Założenie jest takie, aby minimum 80 proc. czasu maluchy spędzały na świeżym powietrzu. Badania przeprowadzone przez czeskie Ministerstwo Edukacji wskazuje, że w niektórych ośrodkach wskaźnik ten jest bliższy 95 proc.
Ogarnia mnie lekki dreszcz zimna. Rozumiem latem, ale zimą?
– Czy z tego nie ma ciągłych chorób, przeziębień? – pytam jedną z odważnych mam.
Okazuje się, że przeciwnie. Wirusy uwielbiają zamknięte pomieszczenia, ciepełko i oblizywane na okrągło zabawki. Tutaj, na dworze, zarazki są zwykle bezradne, a odporność dzieci z każdy chłodnym miesiącem wzrasta.” [dzieci.pl]
A w naszym kraju? Zakaz.. zakaz od rodziców, żeby dziecko nie wychodziło na dwór. Kiedy? Polskie dziecko jest zawsze przed chorobą, po chorobie lub w trakcie choroby. Sprowadza się to do tego, że wystarczy 4-5 takich rodziców i grupa kisi się cały sezon jesienno- wiosenny w salce. Tam spada odporność maluchów, co sprawia, że zarażają się często i czymkolwiek. Doprowadza to do sytuacji w której ZAWSZE któreś dziecko jest chore. Mimo, że objawy mogą być jeszcze niewidoczne! Czy to ma oznaczać, że na wszelki wypadek nasze maluchy nie powinny chodzić do placówki w ogóle? Bo albo potencjalnie same zarażają, albo już mogą zostać zarażone przez inne dziecko…?
Okiem rodziców z UK
Kilka komentarzy (pod linkiem pani Doroty) rodziców mieszkających za granicami naszego kraju:
“Mieszkam w UK tu nie ma to znaczenia ze dziecko jest przeziębione jeśli nie jest hospitalizowane ma przyjść do szkoły a jeśli młodsze do przedszkola” – Anna N.
“To dla odmiany cos z islandzkiego podwórka: nie ma gorączki to moze byc w przedszkolu. Dzis bylam z moja 2 letnia corka u pediatry. diagnoza poczatek zapalenia pluc. Antybiotyk. Zapytalam czy ma byc w domu. Lekarz odpowiedzial, ze jak nie ma goraczki to moze isc do przedszkola. Tu nikogo nie dziwia dzieci w przedszkolu z gilami po pas i kaszlace. Tyle w tym temacie.” – Agnieszka N.C.
Odporność po norwesku
“Mieszkam w Norwegii i tutaj dzieci od narodzin się hartuje, nie opatula w kurtki puchowe przy +10, przedszkole od początku wystawia zdrowie dzieci na uruchamianie autoodpornosci, pierwszy rok jest trudny ale potem juz dziecko zdrowe jak byk. Antybiotyki podaje się w ostatecznej ostateczności lub wcale. W Polsce spacerki tylko przy ładnej pogodzie w parach za rączkę… A potem dziwota, że dziecko zero-odporne. Jak, skoro organizm nie umie sie sam bronić bo od zawsze polegał na lekarstwach?” – Aneta K.
“Aneta K. to tak samo jak w Szwecji… córka ma 3,5 roku a 3 razy w życiu miała antybiotyk i to jak byliśmy w Polsce…” – Dorota S.M.
“Mój syn ma 4 a od 2 roku życia ma niezłą szkołę przetrwania w przedszkolu norweskim. Owszem, dzieci chodzą kaszlące i zasmarkane, ale organizm umie sam WALCZYĆ bo nie zmizerowany jest antybiotykami. Ktoś, kto nigdy na oczy nie widział jak bawią się dzieci w przedszkolu na dworze padłby trupem….Zlewa codzień a te po 3h w błocie i kałużach. Nie jeden już się opił takiego błotka i jakoś nie umarł. W Polsce musi być zero chmurki i najlepiej +25 zeby dziecku sweterka nie założyć. Masakra.” – Aneta K.
“mieszkamy w Irlandii,jak moja córka zaczęła chodzić do przedszkola to nauczycielka powtarzała katar to nic,pochoruje i się uodporni,pierwsze pół roku łapała wszystko teraz prawie nic,trochę zdrowego rozsądku potrzeba,ale jak dziecko ma siłę szaleć w domu to idzie do szkoły jak się źle czuje zostaje w domu”- Małgorzata G.N.
Ciągłe choroby
I jeszcze na koniec ciekawy komentarz:
“A ja się zastanawiam, czy to tylko nasz krajowy problem z tymi ciągłymi chorobami maluchów, czy może naszym lekkim przewrażliwieniem, że katar to choroba, na którą przez tydzień trzeba bezwzględnie leżeć w łóżku. Mnie bardzo się podoba szwedzkie podejście – dzieciaki śpią na dworze nawet przy -20, do przedszkola nie chodzą tylko z chorobami zakaźnymi, biegunką i gorączką, na zapalenie oskrzeli raczej nie dają antybiotyków. I jakoś wszyscy żyją. A u nas w przedszkolu przy + 23 na dworze dzieci w kurtkach i czapkach.
Ja jak rano przyprowadzam synka, to zabieram ze sobą jego kurtkę, żeby panie mu nie kazały jej w dzień na dwór ubrać, bo każą zakładać to co wisi w szatni niezależnie od temperatury. Jak na razie od 1 września 100% frekwencja (nie, chorego nie prowadzę), chyba jako jedyny. Ale u nas hartowanie i zimny chów od urodzenia.” Ewa Z.
Mogłabym tak wklejać bez końca… I zobaczmy, to są te same, polskie dzieci. Tyle, że wychowywane w innym kraju, z innym podejściem. I wiecie co?! Nie dość, że nic im się nie dzieje, kiedy chodzą z katarem na podwórko czy do placówki.. Nie dość, że nie umierają hurtowo na tych podwórkach, biegając z gilem po pas. One są zdrowsze niż te nasze wychuchane i wydmuchane chuchra. One po pierwszym czy drugiem roku mają odporność jak nasze, krajowe maluchy, nigdy.
Katar przedszkolu
No więc moje dzieci, niepopularnie chodziły do przedszkola z katarkiem. Nie z gorączką, nie osłabione i ewidentnie chore, nie. Z katarem tzw. ‘przedszkolnym’, który dzieci w 3-latkach mają generalnie przez cały rok. I wiecie co? Nigdy nie ‘wykluło’ się z tego coś niebezpiecznego. Nie miały zapaleń płuc, oskrzeli, uszu, oczu i innych części ciała, ze względu na fakt, że chodziły z gilem do placówki. Nigdy w tych sytuacjach nie brały antybiotyków.
Tyle, że ja ich nie ubierałam na 4 cebule i nie przetrzymywałam w domu, nigdy dłużej niż 1-2 dni. A i to zdarzyło się słownie ze 2 razy. Więcej, ten dzień ‘w domu’ spędzamy zawsze… na podwórku :). Jeśli tylko nie ma podwyższonej temperatury, chorujemy na dworze (tu <— możecie zobaczyć pierwszy, wagarowy- chorobowo dzień Lenki).
Moja pewność wzięła się z obserwacji. Pisałam już wielokrotnie, że opiekowałam się maluchami w Las Vegas, które to w 0C chodziły do szkoły w krótkim rękawku, a dziewczynki w sukieneczkach i bez rajstop. Z gilem – często. Chore? Nigdy. Bez antybiotyków, bez afer chorobowych, zwolnień i innych dramatów, które nałogowo dzieją się w naszym kraju.
A nauka idzie w las…
Do mnie przemawia chów norweski, który miałam okazję zobaczyć. I z którym się identyfikuję. Nie przegrzewam, nie podaję antybiotyków. Kieruję się rozsądkiem.
O tym się nie mówi, ale gdy mi przyszło kiedyś zachorować na egzotycznym cruisie i załapałam grypę, to diagnoza nie była przed lekarza na statku postawiona tylko na podstawie osłuchania klatki piersiowej i spojrzeniu w gardło.
GRYPA była zdiagnozowana na podstawie badania krwi, których w Polsce nie nie robi! Nie wiedząc dlaczego. Po kilku godzinach z laboratorium przyszły wyniki i okazało się, że mam grypę. Dostałam spersonalizowany lek i po 2 dniach nie było śladu infekcji.
W Polsce lekarze faszerowaliby nas milionem leków, antybiotyków na chybił trafił. A wystarczyłoby zrobić badania z krwi, które powiedziałyby co nam dolega.
Na własne życzenie i na życzenie sluzby zdrowia obnizamy odpornosc naszych dzieci: przegrzewajac je, podajac anytbiotyki, chowając je w sterylnych warunkach i za wszelką cenę unikajac kontaktu z infekcjami.
P.S. Marlena, skąd masz te genialne buty?
Oo, i lekarkę też mamy fajną – antybiotyku jeszcze nie podawaliśmy (Młody ma 2,5roku), , a p. dr zawsze powtarza – “jak katar, nie dzwonić! Szkoda Waszych pieniędzy i mojego czasu. Obserwować. Przeprowadzać higienę nosa. Niech dużo pije. Jak katar większy – psikać nasivin, a jak zaczyna kaszleć- to też nie od razu zapalenie płuc. Obserwować. Nauczyć się swojego dziecka. A dopóki nie ma gorączki – spacerować. W końcu ruch i świeże powietrze to zdrowie.”. I szczerze mówiąc wolę zapłacić p dr 150 zł 4 razy w roku, niż wydawać ponad stówę na leki, których zwykle potem Młodemu nie podajemy, bo kurka, antybiotyk do kataru? N, więc nie wszyscy lekarze :)
U mnie takie rzeczy były za darmo ;) i o dziwo cieszyłam się dużą popularnością ( ale wrogów też trochę było ” u niego na katar musi byc antybiotyk, bo zawsze dostaje”)
Moje dziecko super zdrowe, chowane po norwesku, mimo że alergik
Zresztą w domu go nie badam, ostatni raz słuchawkę mu przełożyłam jak miał ok. roku , katar miewa, kaszel miewa i tyle. Ma 6 lat i żal do życia, że słabo o niego dbam ” No mamooo, zbadaj mnie nooo”
A najbardziej rozwalają mnie matki, których dzieci chorują na okrągło , obrażone ,że nie chcę im podać nazwy tej cudownej szczepionki , bo to niemożliwe, żeby dzieciak non stop bez czapki chodził, ciagle na dworze , w kałużach , basenach, morzach i trawie i nie chorował
W Polsce lekarze faszerowaliby nas milionem leków, antybiotyków na chybił trafił. A wystarczyłoby zrobić badania z krwi, które powiedziałyby co nam dolega.
Zwariowałaś? Wiesz ile to kosztuje? Skąd NFZ weźmie kasę!
A tak na serio, to mnie szlag ostatnio chciał trafić. Dziecko ma wysypkę, temperaturę, jest sobota – jedziemy na pogotowie. Pani doktor mówi chyba szkarlatyna – wiadomo antybiotyk. Zapytaliśmy, czy przypadkiem nie potrzeba zrobić badani krwi, bo to dość poważne jest. Oczywiście, że nie trzeba! Jasne, tylko zamiast sprawdzić lepiej “profilaktycznie” dać antybiotyk i mieć z głowy. Gdyby nie to, że syn robi straszną histerię przy pobieraniu krwi, to sam bym kazał zrobić. Zresztą wyszedłem z założenia, że drugi złapie, ale dziwnie był oporny ;-)
Co do “katarku”, to przedszkole jeszcze ujdzie, ale żłobek… to dopiero była katastrofa…
Proszę nie obrażać wszystkich lekarzy takimi uogolnieniami …
http://lolokids.pl/home/475-emu.html – przeboskie <3
Wiadomo czemu się nie robi badania krwi – bo to kosztuje.
Raz pytałam o to pediatrę, powiedziała, że by trzeba czekać 4 dni na wyniki takiego badania, a tu nie ma czasu czekać. Kochany NFZ…
To ja dołączam do Ciebie…moje dzieci długo biegają bez czapki a w zeszłą ciepłą zimę ani razu nie miały pod spodniami rajstop. Kataru nie uzaję za chorobę chyba że widać że jest ropny i zielony. Zwykle po kilku dniach jesli taki stan się utrzymuje chodze do pediatry na kontrolne osłuchanie które też zwykle nic prócz kataru mnie wykazuje. Dzieciaki w takim stanie chodzą do żłobka i przedszkola i o dziwo jeszcze nikt o to do mnie nie miał pretensji bo Panie taki stan również uważaja za naturalny…pomijam że moje dzieciaki nie były karmione piersią, chodza do żłobka od 10 m. ż i należą do najzdrowszej grupy dzieciaków.
Muszę się zgodzić z wszystkim co napisałaś,tylko wysoka gorączka lub wtedy kiedy dziecko rzeczywiście źle się czuję,powinno zostać w domu.
Moja 2 latka od wczoraj ma katar i stan podgorączkowy,byłyśmy na dworzu wczoraj,dzisiaj też wyjdziemy….do przedszkola nie chodzi,ale wirusami możemy się zarazić wszędzie,wychodzimy więc w każdą pogodę i deszcz i mróz.
No, ale u nas już tak jest. I najgorsze, że potrafią Pani przedszkolanki zadzwonić, że dziecko jest chore i trzeba je odebrać, a ono ma tylko katar. I to taki, że jak się porządnie wysmarka, to go już nie będzie. Dlatego ja katar i kaszel, zawsze tłumaczę alergiami i mam w nosie to co inni powiedzą. I jakoś tak się składa, że moje dziecko choruje parę dni w roku albo wcale.
Za to pozaraza inne dzieci, które mogą przejść infekcję z prawdziwym tornadem. BRAWO!!!
A jak zdiecko ma zbudowac odpornośc nei przechodząc infekcji ?? gdzie się organizm “nauczy” ??
Chyba nie przeczytałaś uważnie mojego tekstu…
Chyba mam mieszane uczucia… Ten temat wraca jak bumerang, co roku, w sezonie wirusów i glutow po pas… Preferuję “zimny chów”, nie przegrzewam, nie faszeruję antybiotykami, a mimo to jestem w stanie zrozumieć to, ze dla jednego “katarek” to jest TYLKO katarek – równoznaczny wylacznie z upierdliwą koniecznością wysmarkiwania nosa, a dla kogoś innego ten tylko katarek, jest AŻ, i jest zazwyczaj początkiem znacznie poważniejszych powikłań i komplikacji zdrowotnych u dziecka. Sa dzieci, ktore maja upośledzoną odporność albo inne problemy zdrowotne, na ktore nie pomoże samo bieganie po trawie na bosaka. I widzę, ze cieżko jest to zrozumieć, dopóki samemu sie tego nie doświadczy….
Gorzej, że to właśnie wielu rodziców wymaga od “przedszkolanek” nie przyjmowania innych dzieci z katarkiem do przedszkola :/ i koło się kręci…
Miałam właśnie podobne spostrzeżenie napisać. Wzrok innych mam jak się przyprowadzi dziecko nawet z lekkim katarem lub kaszlem mówi, że jest się chodzącą zarazą ;-) Moja znajoma musiała brać zaświadczenie od pediatry, że jej córka pomimo pokasływania nie zaraża (miała problem z oskrzelami) bo mamy skarżyły się przedszkolance… Musiałaby się chyba zmienić cała nasza mentalność :-)
Po pierwsze nie przedszkolanka a nauczycielka. Po drugie katar to choroba. Idąc tokiem Pana myślenia – jeśli wydmucha wydzielinę z nosa, to nie będzie jej miało, przy katarze wydzielina cały czas będzie. Proszę poczytać co nie co o katarach. Alergiczny – to ten przezroczysty, zielony to bakteryjny, wirusowy, zaraźliwy. Jestem nauczycielką i już trzeci raz od września dziecko z “katarem alergicznym” wylądowało z zapaleniem płuc w szpitalu. Nie dzwonię, gdy nie ma potrzeby do rodzica, ale jak rano rodzic nafaszeruje dziecko przeciwgorączkowym, to z reguły około południa temperatura potrafi wzrosnąć do 38 i wtedy dzwonię. Lub jak dziecko dusi się kaszlem (oczywiście kaszle tylko w przedszkolu).
Mimo przyjmowania leków na odporność, zdrowego trybu życia, uprawiania sportów, spacerów z dziećmi (dwa razy dziennie jesteśmy na dworze), choruję bardzo często. Co jest przyczyną – myślę, że środowisko “dzieci alergicznych” (czytaj z katarami). Pozdrawiam!
“zielony to bakteryjny, wirusowy, zaraźliwy” – nie chciałabym być złośliwa, ale warto uzupełnić wiedzę.
Zielony= bakteryjny
Przezroczysty= wirusowy
Zaraża ten drugi.
I właśnie takie przemądrzałe i wywyższające się podejście przedszkolanek (nie myślałam, że takie określenie jest obraźliwe?) mnie przeraża – my tu o dzieciach z katarem i lekko kaszlących a Pani o wysokiej gorączce i duszeniu się kaszlem… Chyba Pani nie przeczytała tekstu ze zrozumieniem.
Super artykuł!!U mnie też uodparnianie od początku,zero czapek,syn prawie 5 lat nigdy nie potrzebował antybiotyku,wielokrotnie z katarem i kaszlem w przedszkolu,córka młodsza,ale też radzimy sobie z przeziębieniami bez specyfików,chodzi do przedszkola od września i tez tylko 3 dni w domu;bardzo dużo czasu spędzamy na dworze,mieszkamy na wsi,więc zawsze jest dużo pomysłów na zabawę;Byliśmy w ten weekend w Sopocie,pogoda pochmurna ,delikatny wiaterek i jako jedne z niewielu dzieci bez czapek i w delikatnych swetrach ,z nie w zimowych kurtkach…wygladalismy jak przybysze z kosmosu:)Pzdr.
Odnośnie ubranek czy będzie wpis o kurtkach na zimę? :) zaczęłam szukać idealnej i coś ciężko mi idzie
Wspaniale napisane!! Szacunek za odwagę :)
Czuje se trochę wrzucona do jednego worka z mamami które ubierają dzieci na cebulkę razem ze zmianą pory roku (nie pogody, patrz:ostatnie dni). Pamiętam słowa położnej na pierwszej wizycie: pierwsze dziecko w jej karierze które nie jest przegrzewane.
Córka dopóki nie poszła do przedszkola nigdy nie chorowała. Cóż, spodziewam się ze nas to nie ominie. Ale to nie jest jednoznaczne z akceptacja chorych dzieci w przedszkolu. Dla jednego dziecka to tylko katar, drugie zaraz ma zapalenie.
Pomijając (dla mnie oczywistego) – moja córka ma wadę serca, każda choroba zbliża ja do operacji, ponieważ obciąża to zbyt prace serca (nad związkiem jednego nad drugim nie będę się rozwodzić). Wiec pytam dlaczego mam akceptować chore dzieci w przedszkolu? Kto kogo ma izolować? Ja córkę by się nie zaraziła czy mama chorego dziecka swoje?
Powtarzam ze dla jednych to nic a dla innego spory uszczerbek na zdrowiu. Może czasem warto pomyśleć o innych
Podpisuję się pod każdym Pani słowem! Moje dziecko ma ciężką astmę. Złapany rano “katarek” jest wieczorem – w najlepszym razie – ciężkim zapaleniem oskrzeli, w najgorszym skończyło się karetką, która dojechała w ostatniej chwili. Nie przegrzewam, stosuję tzw. zimny chów, jestem normalna. I do szału mnie doprowadzają te wszytskie “alergiczne” zielone gluty wiszące do pasa w przedszkolu i lewe zaświadczenia. I zachodzę w głowę dlaczego moje dziecko ma siedzieć w domu dlatego, że zaziębione chodzą do przedszkola?!
ps. jestem na fb w grupie expackich mam warszawskich. Dziewczyny są z różnych stron świata, mają dzieci w różnym wieku, nie znają się na żywo. I jak bumerang powarac pytanie: “dlaczego w Polsce ludzie przyprowadzają do przedszkola chore dzieci?”
Moja córka akurat też jest astmatyczką. Nigdy chorej nie posyłałam do przedszkola, bo nawet nie chciałam aby zarażała inne dzieci. Niestety ona zarażała się od tych z gilem i zwykły katarek przekształcał się w zapalenie oskrzeli, na które chorowała kilka razy w roku…
Teraz mój syn poszedł do przedszkola , panie przedszkolanki skarżyły się, że pełno jest dzieci z gilem. W końcu i mój syn załapał tego “gila” który po tygodniu przekształcił się w wysoką gorączkę zapalenie oskrzeli…. Więc sorry, ale nie generalizujmy, bo nie wiem czy któraś mama byłaby zachwycona posyłając zdrowe dziecko do przedszkola a ono non stop zarażałoby się od tych chorych…
jak dziecko non stop zaraza sie od innych to należy zadbac o jego odpornosc a nie miec pretensje do rodziców którzy posyłaja dzieci z katarkiem
Proszę Państwa, każde z was ma swoje zdanie na dany temat ale chyba nie muszę przypominać, że w momencie gdy dziecko jest w przedszkolu to nauczyciel odpowiada za jego zdrowie, życie i bezpieczeństwo. Stąd nie ma przyzwolenia na pobyt chorych dzieci. Katar, na pozór nieszkodliwy, może być przyczyną rozwinięcia się poważniejszej choroby. Dlatego każdy rodzic powinien dbać o zdrowie swojego dziecka a nie mieć pretensje do rodziców dzieci o obniżonej odporności. Chodzi o zwykłą, ludzką uczciwość wobec siebie i innych. Dziękuję i pozdrawiam.
Poczytałam sobie dyskusje pod tym (? albo tegorocznym) postem na fb i nie mogę uwierzyć w to, że jest tyle matek, które wydają się nie przejmować tym, że ich chore dziecko zarazi kogoś o słabszej odporności w przedszkolu. I tylko, patrząc z góry, rzucają rady godne medyków. Nieprzyjemnie się to czyta, no ale podobno każdy Polak to lekarz. Szkoda tylko, że “każdy sobie rzepkę skrobie”:/
Ja również wolę być w gronie mam dbających o swoje dziecko. Niedoleczony katar będzie się ciągnął, narażamy inne dzieci, dzieci, które mogą chorobe wirusową przechodzić inaczej, mogą zarazić młodsze bezbronne rodzeństwo…. masakra. moje dziecko nigdy nie chodzi z katarem do przedszkola. Na szczęście umiem zapewnić atrakcje:)
Z osobistych doświadczeń mogę powiedzieć, że to nie jest tylko kwestia “zimnego chowu” czy leczenia tzw. przeziębień antybiotykami. Tak jak już tu w jednym z komentarzy padło – jedno dziecko ma katar a drugie się zarazi i dostanie zapalenia płuc albo odwrotnie – ten, który ma zapalenie płuc niekoniecznie spowoduje, że jego najbliżsi będą mieli tę samą chorobę czy choćby katarek. Każdy organizm jest inny. Warto by było wziąć pod uwagę więcej składowych: ogólną kondycję organizmu dziecka, geny czy np. wady rozwojowe, alergie, kwestię żywieniową itp.
Jesli Twoje dziecko nie może “pozwolić” sobie na chorobę, to ono powinno być izolowane. Chyba nie wymagasz od całej reszty dzieci i rodziców dostosowania się do Twojej sytuacji? Jesli społećzeństwo działałoby w ten sposób, to by NIE działało.
Współczuję Tobie i Twojemu dziecku ale taka jest prawda. Jeśli ktoś ma specjalne potrzeby, musi dostosować się do innych w takiej sytuacji.
Droga Olu,
Mam nadzieję, że Twój komentarz jest wielkim, kiepskim żartem.
Uważasz, że mam izolować dziecko dlatego, że ktoś inny nie szanuje jego praw? Mówisz poważnie, bo aż trudno uwierzyć, że dorosły człowiek może wpaść na taki pomysł. Wg Ciebie każdą osobę, która w jakiś sposób jest (niezakaźnie) chora należy izolować od społeczeństwa (wszystkich astmatyków, może jeszcze cukrzyków i innych)? Mam prawo tak jak i moje dziecko uczestniczyć w życiu społecznym.
Specjalnie dla Ciebie wklejam dwie definicje, może rozjaśnią Ci troszkę w głowie.
“Izolacja w medycynie” oznacza różne środki ochronne podejmowane, aby zapobiec przenoszeniu się biologicznych czynników chorobotwórczych wywołujących choroby zakaźne od osób chorych, zakażonych i podejrzanych o zakażenie na inne osoby.
“Choroby zakaźne, choroby infekcyjne” – grupa chorób roślin i zwierząt (w tym ludzi), będących następstwem zakażenia ustroju czynnikiem zakaźnym i złamania sił odpornościowych organizmu (lub w odwrotnej kolejności) lub obecności w organizmie bioaktywnych toksyn (jadów) drobnoustrojów.
Chciałam zaważyć, że wady serca nie mieszczą się w tych definicjach. Pomyśl 1000 razy zanim coś powiesz/ napiszesz publicznie.
I chciałam zauważyć, że szanowanie zdrowia innych to nie “specjalna potrzeba”. Prawo do zdrowia jest uznawane za jedno z fundamentalnych praw człowieka. Prawo do zdrowia po raz pierwszy zapisano w dokumentach ONZ w uchwalonej 10 grudnia 1948 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Przyprowadzając chore dziecko do przedszkola narażasz (a moze nawet łamiesz) jedno z podstawowych praw człowieka wobec innych dzieci i pracowników.
Ty chyba żartujesz????!!! Jeśli moje dziecko” nie może sobie pozwolić na chorobę” to ma być izolowane???? No chyba to chore powinno być izolowane aby nie zarażało innych!
swietnie napisane, brawo, co do katarku, czy to choroba? mimo chowania bez przegrzewania dwojki dzieci, jedno jest chorowitkiem u ktorego katar odczuwalnie dla mniematki zaczyna sie koncem sierpnia konczy w polowie maja…. czy mialabym w tym czasie wziac dla siebie i niego chorobowe? chodzi do przedszkola jak wiekszosc dzieci, wiadomo gdy rozlozy go na calego siedzi w domu, ale nie przesadzajmy, katar to normalne ryzyko zycia codziennego, w sklepie, autobusie czy przedszkolu….
Fajnie, że poruszyłaś ten temat. Dlatego nie znosiłam żłobka do którego chodził na 4h – tam każdy katar traktowany był jak choroba – a płacić ofc trzeba było ;) Przedszkole wybraliśmy za to genialn – pół dnia na dworze, dzieciaki uczą się samodzielności (przedszkole monetsoriańskie), a gile, to gile – dopóki dziecko nie jest chore, niech przychodzi, bo – HALO HALO – dla Malucha też jest ważny jakiś stały rytm życia ;) A czapki moja droga, mam wrażenie, że w Polsce nosi się cały rok ;)
Dostałam wczoraj maila z przedszkola o treści: “proszę nie przysyłać chorych i PODZIĘBIONYCH dzieci do przedszkola bo przedszkolanki choruję. Wściekła jestem do tej pory, a moje dziecko z katarem, który ma od początku września bez przerwy do przedszkola poszło.
Lekarka mi mówi: że najlepsze lekarstwo na katar to podwórko, i być z innymi dziećmi, w końcu nabierze odpornościowi, że mi zwolnienia nie da, bo katar się nie kwalifikuje.
No cóż będę do niej chodzić ze zdrowym, tylko zakatarzonym dzieckiem po zaświadczenia, że dziecko może iść do przedszkola, bo przychodnia w sezonie grypy to najlepsze miejsce dla przedszkolaka.
A tak przy okazji my byłyśmy w zoo wczoraj, wrocławskim, od jakiegoś czasu tez mamy pingwiny i nie muszę już jeździć na spotkanie z tymi sympatycznymi ptakami do warszawy albo Berlina.
Proszę Pani, posyłając dziecko przez cały miesiąc do przedszkola z katarem, naraząła pani inne dzieci na infekcje, które mogą przejść bardziej drastycznie i nie dała pani tym samym wyleczyć się swojemu dziecku. Gratulacje!!! Jak zwykle praca najważniejsza:)
Kobieto opamiętaj się. inne kraje już dawno wiedzą, że nie tak to działa. A ty ciągle myślisz, że coś wiesz. Każdy kto wyjechał kiedykolwiek z Polski zauważył, że w Polsce masowo kupuje się suplementy diety, antybiotyki i przegrzewa dzieci. Ciekawe ile jeszcze dzieci musi się urodzić, żeby ludzie wreszcie pojęli, że izolowanie dzieci to nie jest wyjście.
Powiedz mi, jak myslisz, za czasów paleolitu np. – myślisz, że matki zostawały z dziećmi z katarkiem w jaskiniach? Dzieko jadło co rodzice i chodziło gdzie rodzice, niezależnie od pogody. Tak nas skonstruowała natura, żebyśmy sobie tak żyli i byli zdrowi. Ale my jesteśmy mądrzejsi… Polska, polscy lekarze i NFZ wiedzą lepiej niż inni, tylko jakoś nasze dzieci chorują najczęściej. Co powiesz na to?
Czytam te wszystkie komentarze i śmiać mi się chce z tych matek co tak protestują w sprawie kataru. Są na świecie poważniejsze problemy, a wy z tego orbicie problem normalnie na skale światową. Czy jak dziecko kicha też ma być odizolowane ? Powoływanie się na WHO ? Paranoja, uwaga katar może zabić … Jeżeli nic się nie dzieje i jest zwykły katar to co na lekarza donieść bo zwolnienia dać nie chce na taką głupotę ? Ludzie w przedszkolu dzieci przechodzą takie rzeczy, aby później móc z tym walczyć. Okres jesienno zimowy powinien być taki, że zamykany szkoły, przedszkola nikt nie pracuje, bo a nóż widelec ktoś przyjdzie z katarem ! Ha ha ha. Radze lżej ubierać dzieci i nie przegrzewać, bo każdy się zaperza że on nie … A 90 procent dzieci opatulone lata.
Niestety moja droga nie sądzę, żeby coś się zmieniło w tej kwestii – przewrażliwione mamuśki stoją jak “ss-manki” w szatni badawczo spoglądając na dzieci czy które nie ma katarku a jak coś się pod nosem zaświeci to fru do dyrekcji, że wyrodni rodzice ciężko chore dzieci do przedszkola wysyłają. Kilka lat temu kiedy mój Kacper chodził do przedszkola miał alergię i wieczny katar i kaszel – musiałam dostarczyć dokumenty od alergologa. Ponadto podobno w niektórych przedszkolach rodzice dzieci alergicznych muszą raz w miesiącu dawać zaświadczenie o tym, że to przez alergię kaszel i katar – paranoja…
A dziwi się pani? Ja sama bym bez proszenia takowe zaświadczenia zaniosła, skoro dzicko miało wieczny katar i kaszel. U nas na przykład w domu złapanie wirusa wiąże się z deorganizacją całego życia. Jest płacz, wymioty, nieprzespane noce. Proszę zrozumieć, że często w domach przedszkolaków są nieodporne niemowlęta. Ja nie życzę sobie, by pracujące mamusie posyłałay do przedszkola dzieci chore. Ja podjęłam pracę domową, rezygnując z naprawdę czegoś fajnego, bo wiedziałam z czym przedszkole się wiąże. Z resztą, to chyba przy podpisywaniu umowy się ustala, czy dzieci prowadzi się zdrowe czy chore. Proszę zrozumieć te mamy ss-manki. Często mogą to być kobiety samotne, nawet bez samochodu, mogą mieć 3 dzieci. I jeśli każde coś złapie, to dochodzą jeszcze ogromne wydatki apteczne. Proszę nie myśleć tylko o swojej wygodzie.
Niech Pani nie przesadza. Ja mam trójkę dzieci i jestem mamą pracującą i moje dzieci latają do “placówek” z “gilem”. U starszej się sprawdziło – pierwszy rok to był dramat – co rusz katar, kaszel i l4. Teraz nie łapie praktycznie nic. Młodsze też sie przyzwyczają. Jeżeli lekarz mi mówi, że nic sie nie dzieje to dzieciaki w domu nie zostają BO NIE MA POWODU. Zresztą, czym ma Pani zamiar leczyć katar? Może bardziej należałoby się skupić na tym żeby do przedszkola nie puszczać np. dzieci z ospą, biegunką itp. a nie czepiać się kataru.
Tak, mój syn w zeszłym roku zaczął przedszkole, córka miała wtedy 9 miesięcy, on łapał katar co chwilę, raz go nie puściłam tydzień,wyleczyłam, a potem po tyg znów katar i trwał miesiąc, załapała go i córka , tak się to ciągnęła kilka razy i co miałam go miesiąc do przedszkola nie puszczać? Mieszkam w UK i gdybym miała tak robić miałabym opiekę społeczną nad głową, a gdyby dziecko chodziło do szkoły i z każdym katarem w domu zostawało musiałabym płacic karę pieniężną za to. W Anglii uważają, że katar to nie choroba, że od małego trzeba tego uczyć, bo gdy to dziecko dorośnie to później z byle powody l4 będzie brać. Także ja z artykułem zgadzam sie w 100%. Polskie społeczeństwo jest aż nadto przewrażliwione co do chorób.
Doświadczenia przedszkolnego jeszcze nie mam dlatego ciekawi mnie jedna kwestia. Już pomijając to czy dzieci zarażają się od siebie. Ale czy takie dziecko, które boli gardło i ledwo oddych bo ma zapchany nos, ma ochotę pójść do przedszkola/szkoły? Ja osobiście w takich sytuacjach czuję się na tyle fatalnie, że wolałabym z łóżka nie wstawać. Chodzi mi o ich samopoczucie…
No właśnie trzeba obserwować swoje dziecko, traktując go jak ‘normalnego człowieka’ a nie jak roślinkę pod ochroną ;)
Widzisz, ze słania się na nogach, jest obolałe i zmęczone- zostaje.
Tyle, że ja swoich nigdy w takim stanie nie widziałam.. Może czasami z temperaturą, wieczorem tak 30 minut do godziny ;).
A ‘marzy mi się’ dziecko jak w reklamie syropu- leżące pod kołdrą ;)
To masz szczęście. Ja widziałam moje dziecko jak przelewało się przez ręce. Nie życzę Ci takich doświadczeń. Być może po takich akcjach jeszcze bardziej chce się chronić swoje największe szczęście.
u nas Pani w przedszkolu zobaczyła jednego gila i już zebranie urządza o dzieciach chorych- ciekawe po co płacić za przedszkole skoro Pani przedszkolanka uważa, że dzieci przychodzące mają być 100% zdrowe . Niedługo może będą codziennie badać dziecko z krwi czy może nie mają jakichś zarazków juz w sobie. Paranoja . niedługo połowa dzieci nie będzie chodzić bo jeden gilek zauważony to proszę nie wracać aż żadnego nie będzie. po 14 czy 30 dniach pójdzie do przedszkola dziecko Pani weźmie na spacerek i pobawi w sali przy otwartym oknie. Następnego dnia znowu gilek i historia domowa od początku. A pani przedszkolanka ma fajnie bo nie ona tylko mama spełnia jej rolę o po co płacić za przedszkole? żeby powiedzieć znajomym , że dziecko chodzi do przedszkola. ale Pani nie chce maluchowi chusteczki podać i nie może go mama puścić i może wyjść na plac zabaw bawić z innymi dziećmi takimi jak on czy ona z gilkiem
Pani Marleno to mój pierwszy i mam nadzieje nie ostatni post na blogu. U nas pojawia się podobny problem, moja Karolina – 3 latka- jest raczy takim dzieckiem co łapie wirusy dość często. Ostatnio 2 tygodnie siedziała w domu po zapaleniu gardła i zapaleniu zatok. Jak pytałam lekarza kiedy mam puścić ją do przedszkola to powiedział że jak tylko nie ma gorączki i ma dobre samopoczucie to nawet z kaszlem i katarem puszczać. Cytuje dokładnie: ” Jak chce pani zdrowe dziecko puścić do przedszkola to może to w kwietniu nastąpi, a tak to hartować”. Dzisiaj znowu obudziła się z katarem ale cóż, już wszystkie metody wypróbowane teraz czas na prawdziwe uodpornienie dziecka. Dziękuję bardzo za ten artykuł bo dał mi wiele do zrozumienia, dobrze się słucha rad lekarza ale jak matka, matce coś przekaże to w moim przypadku szybciej się utwierdza:) Pozdrawiam
Tylko z tym hartowaniem mylimy pojęcia,inna odczuwalna temp jest w Polsce a inna w Norwegii,Szwecji,UK.Gdzie czesto dochodzą bardzo zimne wiatry.Owszem dzieci chodzą z katarem do przedszkola,siedzą na dworzu po 2-3h,ale litości w naszym przedszkolu dzieci nie biegaja rozebrane!!z reszta hasło jest nie ma złej pogody jest tylko nieodpowiednia odziez!Dzieciaki normalnie maja jesienne cienkie kombinezony czy cienkie czapki.
Mieszkamy w Niemczech, jesli dziecko nie ma goraczki przychodzi normalnie do przedszkola. Czy z katarem, czy z kaszlem obojetnie, nikogo to tautaj nie dziwi….
Dodam tylko , ze córka w grudniu skonczy 4lata, od dwóch lat chodzi do przedszkola i nigdy nie miala antybiotyku :) I oby tak zostalo :D
Z jednej strony zgadzam się w 100%! W placówkach montessoriańskich gdzie pracowałam przez kilka lat dzieci większą część dnia spędzają na podwórku. Nawet zimą dzieci są na zewnątrz przez długi czas. Wychodzi się do (-10) i nawet jeżeli pada deszcz lub śnieg. Często rodzicom to nie pasuje niestety… i są przerażeni kiedy dyrekcja informowała o tym na zebraniu. Wychodzimy z założenia, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie.
z drugiej strony przedszkole to wylegarnia zarazków. Praktycznie w każdym miesiącu byłam chora. Nie mowie o katarze, ale o anginach, grypach i żołądkowych plagach…
Prawda jest taka, że brakuje półśrodków. Albo rodzice puszczają z anginą, bo nie mogą pójść na l4 albo dziecko widzi się we wrześniu, a póżniej dopiero wiosną “bo non stop chore”.
A i dodam jeszcze tylko, ze tak samo jest wsród naszych znajomych :)
Jesli dziecko nie goraczkuje (ma “tylko” katar lub kaszel :D ) odwiedzamy sie normalnie :) Bez paniki ze dzieci sie pozarazaja od siebie :)
Natomiast moja bratowa przed kazda wizytą (w obawie o zdrowie i zycie wlasnego synka) najpierw pyta czy aby w domu wszyscy zdrowi?!
Tak wiec przeważnie moje dziecko ma katarek :D
Zgadzam się w 100%. Hartuję swoich od narodzin. Jeśli nie ma gorączki co dzień są na dworze, czy deszcz, czy śnieg, czy słońce. Jeszcze ani razu w życiu nie mieli antybiotyku, a katar trwał 3 dni góra. Najbardziej wkurzają mnie sytuacje gdy matka biega w krótkim rękawku a dziecko w kurtce i czapce.
Moim zdaniem kaszel czy katar to nie choroba. Dzieciaki zostają w domu gdy mają gorączkę czy też choróbsko typu ospa, biegunka, wymioty… Na szczęście nasz pediatra jest tego samego zdania i nawet jeżeli stosujemy antybiotyk np. przy zapaleniu ucha i robimy wolne od przedszkola to na spacer i tak idziemy.
Nie pochwalam jednak posyłania dziecka do przedszkola gdy się źle czuje – gorączka czy biegunka wpływają na samopoczucie i siły nawet osoby dorosłej a co dopiero dziecka. Oczywiście chodzi też o to aby nie zarażało innych. Dużo osób jednak nie troszczy się o zdrowie innych dzieci. Nie potrafię jednak zrozumieć, że w tym momencie nie myślą o swoim dziecku, jego samopoczuciu i zdrowiu. We wrześniu w przedszkolu córki chodziły dzieci z biegunką normalnie na zajęcia – w ciągu 2 tygodni praktycznie cała grupa przeszła biegunkę albo wymioty. Dzieciaki już od rana czuły się źle albo mówiły, że w nocy wymiotowały – i spędzały ponad 8 godzin w przedszkolu biegając co chwilę do łazienki. Nie potrafię tego zrozumieć…
Oooo…..temat na czasie. Ja toczę boje z przedszkolankami o moje dzieci z katarem. Ciągle mi gadają, że mam ich nie przyprowadzać do przedszkola, bo katar, bo kaszlą (to od spływającego kataru) i że zarażą inne dzieci. Cały czas tłumacze tym kobietom, że to jest bez sensu żeby dziecko tylko z katarem nie przychodziło do przedszkola i wyleczyło się na 100% w domu skoro przyjdzie do przedszkola i znów złapie katar. Załatwiłam nawet od lekarza zaświadczenie, że moje dzieciaki są ZDROWE. Już się czasem zastanawiam czy im to nie jest na rękę jak pół grupy nie przyjdzie i mają mniej roboty. Dzieciaki chodzą do przedszkola państwowego i grupa ma 24-25 osób.
Razem z moim M. stosujemy raczej zimny chów, bez przegrzewania, dużo świeżego powietrza, chłodne kąpiele, brak czapki przy +10 (co przyprawia moją mamę o ból głowy). Nasz pediatra całkowicie popiera nas w tych “działaniach” i nie przepisuje antybiotyku z byle powodu. Jak nie ma gorączki czy wysypki to u lekarza się mamy nie zjawiać, bo jak to zwykł mówić “przyjdziesz (do przychodni) z katarem, wyjdziesz ze sraczką”
Moja córka jest alergikiem i niestety cała jesień i wiosna jest z katarem a i czasem kaszlem z nadmiaru wydzieliny,także prawie w ogolę by nie chodziła do przedszkola,ja dziecko nie puszczam gdy ma gorączkę ,wymioty,biegunkę lub katar i kaszel ale taki który by jej przeszkadzał w normalnym funkcjonowaniu w przedszkolu.Jak wiadomo kaszel czasem towarzyszy jeszcze długo po chorobie ale niektóre mamusie w szatni jak dziecko kaszlnie to się patrzą na rodzi z oburzeniem.
To co piszesz wydaje się być słusznym. Tylko jest jedno ale. Mamusie, czyli babcie naszych pociech, które widząc, wiedząc, co my matki wyczyniamy (robiąc to, co opisałaś w artykule) uznałyby nas za wyrodne. Niestety nasze mamy wchodzą z takiego założenia. :(
Masz u mnie wino za ten tekst :)
My też z tych, co posyłają dzieci z katarkiem. Dopóki J.J. nie ma gorączki i nie czuje się źle, nic go nie boli, mięśnie nie dokuczają – chodzi. Choć prawdę mówiąc, głównie po to, żeby nie stracił niczego z programu, bo zasuwają jak osły :P Tak samo na podwórko, na plac zabaw. Ale walka z tymi karteczkami w przedszkolu trwa. W naszym wisi przy drzwiach, żeby nie przyprowadzać dzieci CHORYCH i ZAKATARZONYCH. Więc niby to oddzielają, a jednak… nie :O
A najciekawsze jest to, że dziecko wymiotujące czy z biegunką już takim “trędowatym” nie jest, jakby nikt nie miał świadomości rotawirusów. Tych to się Panie nie boją, ale jak mają wytrzeć dziecku nos – dramat.
Napiszę teraz jak to wygląda z mojej perspektywy mój syn urodził się w listopadzie po tyg byliśmy na pierwszym spacerze, chodziliśmy całą zimę mimo mrozu śniegu po pas :) zawsze ubrany do pogody no i przyszło przedszkole katar zapalenie uszu, oskrzeli, anginy z antybiotyku na antybiotyk ja już siwieję ze zmartwienia czemu przecież hartowany nieprzegrzewany i co jeden lekarz drugi i dzięki Bogu trafiła nam się super laryngolog i pediatra diagnoza 3 migdał powiększony w 3\4 powierzchni gardłowej jak najszybciej zabieg bo dziecko może mieć bezdechy też wszyscy mnie brali za jakąś nienormalną że latam z dzieciakiem po lekarzach ale uwierzcie to co przeżyłam przez półtora roku to moje (miewałam już najczarniejsze myśli) a córka łapała od małego wszystkie choroby ale całkiem inna odporność katar u niej może trwać całą zimę ale prócz kataru nic więcej jej nie jest. Na co nie może się patrzeć pani która mieszka koło naszego przedszkola że moje dzieci chodzą bez czapek porozbierane bo im wiecznie gorąco. A co do przedszkola to u nas było wielkie oburzenie gdy pani przedszkolanka poprosiła o zakupienie odpowiedniego obuwia i nieprzemakalnych spodni na jesienne i zimowe dni bo jak to przecież zaraz wszyscy będą chorzy niestety moja przyjaciółka też ma takie podejście że dziecko z katarem to już choroba młody jak dla mnie zawsze za grubo ubrany no i zawsze jest to u nas temat sporny.
No dobra a jak jest 0 stopni to same tez chodzicie w gołych nogach (bez rajstop czy spodni) i w krótkim rękawku? U nas w Gdańsku jak 0st i bardzo czesto jest wiatr to jest naprawdę zimno. Sama sobie czapkę bym załozyła a dziecku lepiej nie?
We wszystkim trzeba miec umiar i rozsądek.
W USa/UK panuje (IMO całkiem słuszne) przekonanie, że dzieci odczuwają temperaturę inaczej. Poza tym są w ciągłym ruchu.
to że dzieci odczuwają inaczej tmp. też zauważyłam bo mi wiecznie zimno (słabe krążenie ) a moje dziecko dziś 10 st bezrękawnik ściąga bo jej gorąco i w samej bluzie szła. A co do czapek mój syn nie rozstaje się z kaszkietem i czpaką engry bars lubi czapki na uszy ale to przez ciągłe infekcje uszu i pediatra nam powiedziała że jak chce to niech nosi a w takiej zimnej wodzie się kąpie że ja bym palca nie zamoczyła :)
Pewnie cos w tym jest. Katar to nie choroba. Ale niestety mojemu dziecku taki katar zamienia sie szybko w zielony i schodzi na gardlo… I jak mam sie zgodzic z tym ze z katarem czy kaszlem dzieci moga chodzic do przedszkola?
Dodam, ze moj synek wcale nie jest przegrzanym dzieckiem. Urodzil sie w listopadzie i od pierwszych dni zycia na dworze byl. W domu leeko ubrany a na dworze adekwatnie do pogody. Nie przesadzajmy skoro jest zima to chyba czapki sa wskazane. Bo mam wrazenie ze wszystkie dzieci rodzicow tu piszacych chodza bez kurtek nawet zima.
Ja Laurę od urodzenia oswajam z zimnem. Pierwszy spacer był w deszcz i dość silny wiatr gdy miała 6 dni (przy okazji wizyty kontrolnej po porodzie) Latem wystawialam ja w samym pampersie w wozku na dwor, cale dnie ta spedzala. Polozna mowila ze zawsze lepiej wychlodzic dziecko niz przegrzac. Laura dopiero ostatnio pierwszy raz spocila sie na dworzu, majac pololtora roku, bo przez ta zmienna pogode zle ubranka dobralam. Normalnie wraca zadowolona z podworka z czerwonym nosem i zarumienionymi policzkami. I zymnymi raczkami, ktore dla 90% osob oznaczaja, ze jest jej zimno. Nie miala nawet kataru do tej pory (no raz taki jednodniowy, bo miala sluzowke po basenie podrazniona). Teraz pojdzie do zlobka, juz mysle jak ja ubierac bo bylam i wiem ze maja tam cieplo…. i kombinuje jak zrobic zeby moje dziecko chodzilo w krotklim rekawku gdy inne widzialamm w bluzach juz pubierane. Mam nadzieje ze jak ogranicze liczbe dostepnych ubran na zmiane jakos to bedzie. Zima u nas w domu jest maks 20 stopni, LAura nie zna innych temperatur w pomieszczeniach. Nie raz jednak spotkalam rodzicow, ktorzy grzeja do 26 stopni zeby dziecko nie zmarzlo, albo dlatego ze ma katar (biedne maluchy nie wiem jak w takiej temp moga oddychac majac katar…) Rozni sa ludzie, kazdy ma swoje metody, niestety skutki odbijaja sie na wiekszej ilosci dzieci :(
Amen. Mój synek we wrześniu skończył 17 miesięcy i poszedł do żłobka. Na szczęście sama Ciocia powiedziała-katar to nie choroba. Jeśli dziecko nie jest obłożnie chore przyprowadzać bo jak na każdy katar będziemy zostawiać w domu to raz że nie przestanie chorować a dwa zwolnią nas z pracy. Ona wychodzi z dziećmi w każdą pogodę chociaż na trochę. Jej poprzednia grupa miała 100 % frekwencje. Nam też radziła hartować. Jak Ksawi był wozkowy to opatulałam się i na spacer – nawet w zawieję! Teraz jest rano w żłobku i po żłobku wciąż do wieczora na dworze. Czasem jedynie nie potrafię go zbyt lekko ubrać ale na boso po domu cały rok śmiga ;)
Dobrze że o tym napisałaś. Ja nie przegrzewam. Matylda z katarem już była w przedszkolu i żyje. Chodzi na dwór, bez czapki. Co do przedszkola. Wychodzenie na dwór tylko przy ładnej pogodzie więc popołudniu Matylda się wietrzy na placach zabaw i spacerach obowiązkowo. Dodatkowo, zawożąc ją do przedszkola rano zabieram z szatni kurtkę bo nie wiadomo w czym by poszła na dwór
Nasz pediatra kazał chodzić z gilem do przedszkola i nie rezygnować ze spacerów.
Mój mąż dalej wozi Małą do przedszkola na rowerze niezależnie od pogody i… gila właśnie. Po co zostawiać dziecko w domu, skoro potem wróci do przedszkola i znowu coś załapie? Poza tym, niby kto miałby z nią w tym domu zostać? Nasza robota się sama nie zrobi :(
A Mała dostaje leki tylko na noc, żeby spała. W ciągu dnia nie, bo za dnia gil sobie może wisieć nawet do kolan i nikt (a zwłaszcza ona) się tym nie przejmuje.
Osobiście przeraża mnie jak ludzie ubierają swoje dzieci. Rozumiem tych, którzy sami są zmarzlakami, siebie okutają i dziecko też, ale tych, co sami w tiszercie, a dziecko w polarze i czapce (nagminne), to za nic nie mogę zrozumieć – rozdwojenie jaźni?
Niech mi to ktoś wytłumaczy!
Życzę dużo zdrowia :)
A.
A ja myślę, że nie ma co przykładać jeden do jednego sytuacji w PL i np. w krajach skandynawskich, choćby z racji umiejscowienia geograficznego. U nas jesienią i wczesną wiosną jest pogoda “na flegmę”, czasami w powietrzu po prostu czuć bakterie. W krajach skandynawskich (ja mieszkałam jakiś czas w Szwecji) pogoda jest wyrazista, nawet jesienią powietrze jest ostre jak brzytwa i naprawdę wierzę, że żaden syf się nie uchowa. I tak, zostawiam czasami dziecko w domu z powodu kataru, kiedy np. nie spało całą noc, bo nie mogło oddychać nosem i kaszlało, bo mu wydzielina drażniła gardło. Piszesz, że matki siedzą z dziećmi po 30 dni, a ja w swoim otoczeniu widzę patologię w drugą stronę – rodzice rano dają dziecku leki p.bólowe, aby tylko zaprezentowało się dobrze “na wejściu” do przedszkola, po czym dosłownie uciekają stamtąd do pracy, o która wiadomo, że trzeba dbać.. Chciałabym też zaznaczyć, że moje przedszkolne dziecko (mam jeszcze w domu niemowlę), nigdy w swoim krótkim życiu nie brało antybiotyku i również jestem za uodparnianiem poprzez tzw. zimny chów, ale warto też czasami popatrzeć, czy dziecka zwykły katar i kaszel nie rozwala tak bardzo, że całodzienny pobyt w przedszkolu będzie dla niego mordęgą.
Mój maluszek chodził do żłobka od 7 miesiąca życia. Dwa pierwsze lata pod względem chorób to była tragedia……i mówię o chorobach (z gorączką, z bardzo złym samopoczuciem, wysypką z nad każeniem bakteryjnym potwierdzonym w badaniach itp.)…..nie o katarku….Po prostu tak już miał mimo, że ani go nie przegrzewałam (sama nie jestem zmarlźlakiem i pilnowałam, żeby dziecka nie przegrzewać) ani nie chroniłam przed dworem. Dobrze, że miałam pomoc mojej mamy….bo co by w pracy powiedzieli…. Na szczęście 3 rok już było ok tylko 2 zwolnienia lekarskie 5 dniowe. Teraz ma 3,5 roku i poszedł do przedszkola i odpukać na razie ok.
Jednak jak chodził do żłobka tez obserwowałam wśród rodziców tendencję w drugą stronę. Dziecko rano dostawało przeciwgorączkowe leki i byle wytrwać….a rodzic do pań mówił, że dzisiaj to dziecko odbierze wcześniej o 15…..
Oczywiście widzę też jak niektóre osoby przegrzewają dzieci..
Myślę, że nie można wpadać z jednej krańcowości w drugą….
W tym roku moja (prawie) 3-letnia córka poszła do przedszkola ( yupiii !!!) . Wrzesień szybko minął, bez chorób.. A tu październik.. i tak jak myślałam, zaczęło się ;P jakiś wirus (tylko gorączka), reszta cacy (ocena lekarza). Na szczęście załapało Małą na weekend. Nie wiem jak Ona by to przeżyła, gdy miała siedzieć np. kilka dni/tygodni w domu. Pomimo 39 stopni, skakała, jadła, krzyczała, śpiewała i tańczyła.. taka chora :D Poszła do przedszkola i zaczęły się gluty, kaszel (standardowo, a jakże). Ale nikt jej nie wygonił z placówki. Wręcz przeciwnie, Panie powiedziały, żeby przychodziła.. może dlatego, że na grupę 17-osobową było ich zaledwie siedmioro (i tak przez 2 tygodnie). A może dlatego, że Panie same wiedzą, że to nie choroba. Odbierałam ją zasmarkaną, pytałam się nawet czy oby się źle nie czuje i czy w domu chce zostać.. NIE!!!! JA CHCĘ DO PRZEDSZKOLA!!!! MAMO!!! Osobiście wychodzę z założenia, że jeśli dziecko nie jest apatyczne, ma energię i zachowuje się normalnie (pojęcie względne) , to chyba nie ma przeszkód, aby nawet zakatarzone szło do przedszkola. To nie żadna epidemia, żeby robić dziecku kwarantannę w domu przez X czasu.. Ja byłam pewna, że wraz z przekroczeniem przez moją panienkę progu przedszkola, będą choroby.. Kiedyś przecież muszą przyjść ;) Nie narzekam, nie chucham i nie dmucham…
Ja tez z tych niepopularnych ;) moje dzieci codziennie sa na dworze, spacerujemy nie tylko rano, ale i wieczorowa pora, wracajac do domu po ciemku. Odpowiednio ubrani codziennie wyruszamy na zakupy, spacer, podboj placow zabaw… Dzis np. Mlodsza w chuscie, a Starsza w kaloszach i z parasolka poszly ze mna w deszczu na spacer i po zakupy. Wakacje spedzamy czesto tygodniami w domku letniskowym nad jeziorem, gdzie Dzieciaki sa na swiezym powietrzu od otworzenia oczu rano po pozny wieczor… :) I wiesz co? Starsza corka nigdy nie byla chora. Lekow nie brala zadnych, kilka razy miala wodnisty katar. Ma ponad dwa lata… Mlodsza dopiero dwa miesiace, ale i ona hartuje sie od urodzenia :)
Trochę nie rozumiem. “Starsza ma ponad dwa lata,… młodsza dopiero dwa miesiące.”
Jak to możliwe, że “Wakacje spedzamy czesto tygodniami w domku letniskowym nad jeziorem, gdzie Dzieciaki sa na swiezym powietrzu od otworzenia oczu rano po pozny wieczor…” Coś się w rachunkach nie zgadza. Przecież wakacje skończyły się półtora miesiąca temu. To ile tych tygodni spędziła młodsza córka nad jeziorem?No chyba, że dzieci jest więcej, a o których nie wspomniałaś.I jak to się ma do puszczania dzieci z katarem do przedszkola?
Zdecydowanie popieram “zimny chów” jak to mówią moi rodzice, troszkę czasami zaniepokojeni mała ilością ubranek na Gałganku czy brakiem czapki. ale sprawdza się. Dopiero po miesiącu w żłobku musiałam pójść do lekarza, bo ewidentnie pojawiła się temperatura. Od zębów. Katar i kaszel też od zębów. Kilka dni wprawdzie na zwolnieniu, bo odporność spadła (3 zęby postanowiły wyjść na raz), ale już powrót do żłobka (w którym dzieci cały rok wychodzą na spacery), ja do pracy. I dużo świeżego powietrza! to zdecydowanie wychodzi na zdrowie! Pozdrawiam!
Post przesadzony, ale pewnie jak ma wpłynąć na czytające pewnie taki być musi. Przede wszystkim generalizujesz. Sama mam dwie córki jedna 3 druga 6 lat (w żłobkach i przedszkolach siedzą odkąd skończyły 9 miesięcy) i starsza miała antybiotyk raz w szpitalu i drugi po zbadaniu krwi lekarz jej przypisał, młodsza nie miała jeszcze nigdy. Wystarczy robić to o czym piszesz i znaleźć rozsądnego lekarza (my wzięliśmy ordynatora z patologii noworodków i do niego naprawdę z kaszlem kicha iść). Dzieci moje chodzą do państwowych instytucji (pół roku z gilem, bo kto ma gila ten nie chodzi głodny :P) i przerabiały wszystkie :żłobek, przedszkole, a teraz starsza szkoła i jeszcze nigdy żadna ciocia/opiekunka/pani nie zadzwoniła do mnie, żeby zabrać dziecko bo ma katar. Mi też nigdy to nie przyszło do głowy. Znam mnóstwo mam podchodzących tak samo, więc chyba nie ma co robić tragedii ;)
Pozdrawiam ciepło :)
linkaa
https://www.facebook.com/DorotaZawadzkaPsycholog?fref=ts – post z 11 października.. – wszystko stanie się jasne ;)
Zgadzam się, coraz więcej mam nie przegrzewa już swoich dzieci. Z czapkami na głowach chodzą głównie dzieci z babciami na spacery ;) Tak samo jak kiedyś przy gorączce dziecko kazali jeszcze opatulić, tak teraz każą rozebrać :) Ale nie ma co przeginać w drugą stronę, bo wszyscy dobrze wiedzą, że osłabiony organizm potrzebuje odpoczynku, a sam hałas w przedszkolu czy szkole bywa męczący.
Ja się dołączę do dyskusji. Mieszkam w Holandii i tu dzieci do przedszkola mogą iść nawet z gorączka, chyba ze przekracza ona 38 stopni… Od września wszystkie dzieci są zasmarkane i kaszla bo kaszel to gile spływające do gardła.. Dzieci nie maja jeszcze dobrze wykształconych dróg oddechowy i dlatego tak się dzieje. Trzeba być naprawdę niesamowicie chorym, żeby dostać antybiotyk..
Powiem Wam,ze byłam w maju w Polsce i mój tato poszedł na dwór z moimi córkami (4l i 15mcy, wtedy miała roczek) Moje dzieci nauczone jak fakiry bez butów na placu zabaw i w ogrodzie. Moj tato musiał walczyć z nieznana kobieta, która wręcz krzyczała żeby w tej chwili założył choć skarpetki. Pogoda “moi mili Państwo”była wręcz letnia. Przez te parę dni pobytu usłyszałam niezliczona ilość razy”gdzie to dziecko ma czapkę?!”. Rece opadają mi za każdym razem, kiedy widzę matki porozbierane do pępka a dzieci z czapkami z nausznikami. Kiedy moja córka chodziła do przedszkola była często zasmarkana. Teraz jest w szkole z jeszcze większa mieszanina dzieci i jeszcze się nie zdarzyło. Moim zdaniem to mentalność!! Kiedy moja córka miała w Polsce zapalenie ucha, zabrałam moja mamę ze sobą do lekarza aby wytłumaczył jej, ze zapalenie ucha to nie wiatr lub woda a bakterie a nie brak noszenia czapki!!!
Sie rozpisałam, ale za każdym razem irytuje się jak czytam o “ciężko chorych dzieciach z katarem”.
Mieszkamy w Londynie od 12 lat, nasz najstarszy syn pierwszy ” katarowy” antybiotyk dostał w Polsce właśnie i jak do tej pory obyło sie bez kolejnego, dwójka młodszych po jednym razie w życiu ale bynajmniej nie z powodu przeziebienia, cała trojka uczęszczała do angielskich przedszkoli, najstarszy obecnie gimnazjum, zawsze na dworze – wyjątek to ulewa, ktora wierzyć albo nie zdarza sie tu sporadycznie, za to wiatry i deszcze dość często ale nie mamy z tym problemu, weekend nad morzem gdy pada i wieje to u nas normalka, i nikogo to tu nie dziwi, a jak nasz najstarszy pojechał na obóz i spał w namiocie przy zaledwie kilku stopniach na plusie i deszczu to nawet nie pomyslałam ze wróci mi z zapaleniem płuc, za to jak wrócił to powiedział ze to był najlepszy obóz na jakim był . Czapki owszem ale u nas to głownie cześć stroju a nie ochrona, dzieci jesienią nam w morzu nogi moczą i nawet jak któreś katar ma to tak jak czkawka, przyjdzie i pójdzie – mowię Wam ileż szczęśliwsze dzieci i rodzice :) trzeba tylko chcieć i uwierzyć :) pozdrawiam
Nie rozumiem, jak można dziecko z początkiem kataru puszczać do przedszkola. Przecież zarazi połowę dzieciaków, żyjących w polskich realiach. I te dzieci mogą przechodzić tego wirusa inaczej – mogą być gorączki, przewlekły kaszel itp. Dziecko z gorączkom = bardzo często wymioty. U nas na szczęście w przedszkolu jak pani dyrektor widzi dzieci z katarem, odsyła do domu. Nie mają one prawa narażać innych. No ale to prywatne przedszkole. W państwowym wiadomo….
“Przecież zarazi połowę dzieciaków, żyjących w polskich realiach. I te dzieci mogą przechodzić tego wirusa inaczej ”
Rozumiem, że mamy które dbają o odporność dziecka, wychowują je na zdrowe, silne pociechy mają ulegać tym rodzicom którzy przegrzewają, chuchają i dmuchają.
Pokrętna logika.
Dbanie o odporność to nie jest posyłanie dziecka w siedlisko wirusów. Posyłanie dziecka z katarem i kaszlem to dla mnie brak empatii. Przecież to dziecko zaraża dzieciaki w przedszkolu i personel, który również ma swoje rodziny. Można zostawić dziecko w domu na dzień czy dwa póki czas zarażania nie minie. Niestety mamy skłonności do generalizowania. Jednemu katar nic nie zrobi a drugiej osobie zaszkodzi. Jeden nosi czapkę we wrześniu a drugi chodzi z gołą głową w trzaskający mróz. Każdy jest inny……
|Podoba mi się.
Nie znałam tego bloga ale brawo , że mówisz co myślisz – nie pochlebiasz każdemu kto zostawi nawet negatywny komentarz.
Brawo, bo to przywara blogów o dzieciach. Ja tez zawszę mówię co myślę, nawet jeśli to nie poprawne politycznie.
Sama teraz przechodziłam maraton chorobowy, córka zakażenie bakteryjne i zakażenie płuc – mały zapalenie wysiękowe obu uszu, oczywiście antybiotyki, oczywiście moje dzieci zawsze w czapkach, jak pogoda słaba to nie koniecznie lubią spacerować, ten miesiąc chorobowy spędziłam na dokształcaniu się.
Uczę się o tym jak działa nasz organizm, co wpływa na odporność, jakie organy za to odpowiadają – jak ja stymulować.
Tez niechętnie patrzyłam na zasmarkane maluchy i byłam zła – teraz wiem, że nie tu jest problem – nie walczmy z wirusami – budujmy odporność u dzieci.
Nawet Pasteur pod koniec życia stwierdził że to nie zarazki są wrogiem, tylko słaby grunt na który padają….
http://www.akademiawitalnosci.pl/ warto poczytać.
Nie chodzi o to żeby dziecko tylko łykało witaminy- są produkty które odporność zabierają i choćby piło ich litry – to i tak nic z tego nie będzie..nasz organizm to jedna całość – świetnie działająca maszyna z wieloma trybikami .ale to temat rzeka – kto szuka – znajdzie.
I Twój post dokładnie to potwierdza.
AM.
Boże , no ja zazwyczaj nie komentuje i raczej nie oceniam, każdy rodzic wie co dla jego dziecka najlepsze – ale większej głupoty to juz dawno nie słyszałam
Z góry przepraszam jeśli uraziłam
Moim zdaniem każda mama wie najlepiej co jest dobre dla jego dziecka. Nie mam sobie nic do zarzucenia. W domu mamy ok. 19 stopni C, je 4-5 porcji warzyw i owoców dziennie. Syn biega po kałużach, tak że mu wodę z kaloszy wylewam, siedzi tyłkiem w zimnej wodzie, którą leje sobie po bosych stopach z węża ogrodowego, siedzi cały dzień w zimnej (ok. 15 stopni C) wodzie w M. Bałtyckim, chodzi codziennie na spacery, nawet przy -20 stopniach C. Nigdy nie “przyniósł” nic z podwórka. Aż pewnego dnia poszedł do żłobka – pierwszy katar. Pomyślałam tak samo – uodporni się. Nie uodpornił się – katar przeszedł na oskrzela :/ pierwszy antybiotyk. Potem się już posypała choroba za chorobą. Co prawda katary, a nawet zapalenie oskrzeli nie przeszkodziło nam w spacerach (zapalenie oskrzeli syn przechodzi bez gorączki). Natomiast od tamtej pory z katarem nie prowadzę go do żłobka. Wolę kilka dni posiedzieć z nim w domu niż powtarzać kolejne dawki antybiotyku. Wniosek – każda mama zna swoje dziecko najlepiej. Nie oceniajmy uogólniając. Twoje dziecko ma lepszą odporność – zazdroszę. U mojego – musimy nad nią pracować.
Aha, badania krwi do zdiagnozowania choroby sa tu na porządku dziennym, nie trzeba sie o nie prosić, lekarz sam zleca, – a patrząc na nowo przyjezdne mamy albo te z krótszym okresem zycia na wyspach, no cóż, podejście maja takie jak to opisałaś – tyle ze tu do domu puka kurator jak dziecko do szkoły przez katarek nie chodzi :) a lekarz zwolnienia na katarek czy kaszelek nie daje i to jest kolejny szok dla takich mam
U mojego synka na szczęście lekarze tez robili badania krwi, ze by potwierdzić czy nie trzeba dać antybiotyku i wykluczać różne rodzaje chorób. Bo przy jego częstych infekcjach jakbym miała cały czas szprycować go antybiotykiem to dopiero by było….To wszystko zależy od lekarzy na jakich się na trafia…Nasza przychodnia, nasi pediatrzy, do których chodzimy starają się ograniczać ilość podawanych antybiotyków dzieciom. Zatem to nie tylko kwestia kraju….A tendencję przegrzewania to zauważyłam w pokoleniu babć. w szczególności jeśli chodzi o czapki i o uważanie na uszy bo wiatr nawet przy +24 stopniach…
A co podajecie dzieciom aby wzmocnić odporność?
Wyraziłam na forum kilka skrajnych opinii. Nie oznacza to jednak, że jestem hejterem. Myślę, że gdyby każdy miał taką samą opinię na dany temat, to komentarze byłyby zbędne. Lubię się dzielić swoją opinią. Podobnie, jak lubię oglądać sesje MM i obserwować jak rosną jej przeurocze dzieci.
Staram się od urodzenia stosować zimny chów, nie włączam w zimę kaloryfera, nie zakładam czapek od września, staram się, żeby nawet w zimę czy deszcze chociaż na chwilę wyjść na dwór. Ale, no właśnie ale. Dzieci biegają na dworze, a nie chodzą grzecznie za rączkę – przynajmniej moje żywe srebra :) I jak w październiku rano jest 5 stopni i ubiorę 1 warstwę więcej to Pani popołudniu jak jest 18 stopni też zakłada wszystko co wisi w szatni na haczykach! A że nie nosi czapki to z uporem maniaka szuka czapek zastępczych/ chustek, czegokolwiek, żeby jej na głowę założyć :( Chyba zacznę pisać na kartce instrukcję ubierania dzieci z podziałem na temperaturę :)
Moje dziecko, w przedszkolu dopiero zaczyna kariere, z zasmarkanym nosem i lekkim kaszlem od pierwszych dni wrzesnia chodzi do placòwki i nikt nawet krzywo nie spojrzy. Chodzi do państwowego przedszkola. Mimo wszystko w grupie frekfencja dopisuje. Gdybym posyłała dziecko do prywatnego przedszkola za tysiąc złotych, a nie za 230 jak tutaj, i by mi pani przedszkolanka kazała zabrać dziecko bo ma katar i kaszle, to bym ją zwymyślała i posłała do diabła. Nie po to płacę tyle za opiekę, bym musiała brać zwolnienia z byle powodu. Jak nie będę pracować to nie będzie mnie stać na syropki i nasiviny. Ot co!
Proszę Pani, do przedszkola prywatnego oddaje się dziecko by miało dobrą opiekę, by zadbano o to, by nie przychodziły dzieci chore. U nas podpisuje się umowę, z której wynika, że się dzieci przyprowadza zdrowe. I ja osobiście stoję jak ss w drzwiach i pilnuję by pracująca mamusia nie pozbywała sie swojego dziecia!!!
Co to znaczy pozbywała się? Dziecko z katarem to nie jest dziecko chore – żaden lekarz nie wystawi Pani zwolnienia na katar. Jeżeli lekarz mówi, że nie ma przeciwwskazań to kogo mam słuchać – pani przedszkolanki, której nie chce się dziecku nosa wytrzeć czy lekarza?
Pozbywała=oddawała dziecko do placówki, gdyż musi iść do pracy. Pani przedszkolanka nie jest od wycierania nosa i rozszerzania infekcji. Pani obowiązkiem jest wziąć zwolnienie, bo dziecko ma katar i zagraża zdrowiu innych dzieci.
Jak ma wziąć zwolnienie, skoro lekarz go nie wystawia z powodu kataru? Z moimi dzieciakami miałam podobnie, katar, kaszel a lekarz mówi, że osłuchowo czysto, nie ma podstaw do wystawienia zwolnienia.
Czy postawienie w sali pudełka z chustkami, żeby dzieciaki miały do niego swobodny dostęp to taki problem?
Kto w końcu diagnozuje dzieci, lekarz czy nauczyciel? Skoro lekarz mówi, że nie ma podstaw do zwolnienia to nie ma, a jak nauczycielka twierdzi inaczej, to niech pokaże dyplom z medycyny.
Ludzie, ze zwykłego kataru robicie tragedię!
hmmm, to ja wam zazdroszczę tak zdrowych dzieci. U mnie do 3 roku życia też było bez antybiotyku i wszystko fajnie, a potem to własciwie wiecej siedzenia w domu niż w przedszkolu. Nie należe do osób, które byle kichniecie traktują jako początek strasznej choroby, nie przegrzewam, snieg deszcz na spacer trzeba wyjsc, ale bez przesady katar ciągnacy sie przez miesiac, zakonczoby zapaleniem oskrzeli, przerwa 2 tygodnie i znowu to samo potrafi wyprowadzic z równowagi. (Jeszcze jak w domu niemowle 6 tygodniowe które niestety kończylo w szpitalu po takim niewinnym katarku 3 razy).
Rzeczywiscie lekarze przesadzaja z antybiotykami boli ucho – antybiotyk, cos slychac w plucach, oskrzelach – antybiotyk. Sto złotych co tydzien w aptece zostawione, antybiotyk na ogól nie działa, albo dziecko wymiotuje wszystko zaraz po połknieciu. Po jakims czasie dziecko wyleczone idzie z powrotem do przedszkola, cale szczęsliwe, przebiera się w szatni, a pare metrów dalej jakaś mamusia mówi – oj mój maly ma katarek i stan podgoraczkowy, ale dalam mu ibufen bo on tak bardzo chcial isc na teatrzyk w przedszkolu. Za tydzień powtórka z rozrywki. Do nas panie z przedszkola nie dzwonia z powodu kataru i kaszlu – ale to niesamowite w przedszkolu pustki, tylko czasami słychac odgłosy jak ze szpitala gruźlików. A można bylo dziecko przetrzymac dzień, dwa (miesiąc to chyba przesada), aby uniknąc takich sytuacji.
Pani Marlenko a szczepiła Pani dzieci szczepionkami dodatkowymi chodzi mi tutaj o pneumokoki i meningokoki.A może któraś z mama?
Ja szczepiłam syna po drugim roku życia szczepionką przeciw pneumokokom
Jestem świeżo upieczoną mamą. Mam 6m-cznego syna od samego początku syna wychowuje bez czapeczki, rękawiczek i śpiochów z weluru itp. powrót do domu ze szpitala, pierwsze godziny w domu dziecko przy otwartym balkonie spało. W sypialni zawsze otwarte okno. Kąpiel -uszy zanurzone i żadnej czapki na noc nie było i nie ma. Pierwszy spacer mówią 15min, a u Nas 3godziny i oczywiście bez nakrywania kocykiem a tym bardziej śpiworem z gondoli. Przyszło lato na ramiączkach bez czapeczki…gdzie wielokrotnie trzymając małego na rękach Panie zwracały mi uwagę “Pani założy czapeczke takie maleństwo-zimno mu”. A jak była już czapka to tylko z daszkiem stylóweczka ;) jeśli pada deszcz jesteśmy zawsze na balkonie, bo syn by się wściekł jakbym mu folie założyła. Jeśli spadnie grzechotka na chodnik, nie ma tak jak u innych rodziców że już dziecko zabawki nie dostaje. Bierze do buzi (i tak było od samego poczatku ze smoczkiem itp może dlatego nie było jeszcze pleśniawek) Mimo pierwszego katarku, który był miesiąc temu na dwór wychodziliśmy mimo że ciepło nie było, a drzemki były przy otwartym oknie. Ktoś powie szalona matka….ja powiem idę z postępem czasu i zdrowym rozsądkiem ;)
Czy słyszała Pani o szkodliwych chemikaliach, które mogły leżeć na chodniku gdy na niego spadała zabawka Pani dziecka??? Jak można takiemu małemu maleństwu dać coś z podłogi. Ręce opadają nad lenistwem niektórych matek….
hahaha dobre
Bez przesady. Mojemu synowi, który obecnie ma 19 miesięcy nigdy nie zabroniłam bawić się zabawką, która upadła na chodnik. Lizał grzechotki, które spadły, brał do buzi ubrudzone piaskiem ręce, zdarzało mu się przyssać do podłogi;) Nawet wtedy gdy wsadził rękę w kupę cudzego psa( chwila mojej nieuwagi) nie robiłam tragedii. Wystarczyły chusteczki nawilżane. Nie miał przez to chorób zakaźnych, nigdy nie miał pleśniawek i ogólnie wygląda na bardzo zadowolonego z życia. Mój chów nie wynika z lenistwa ale w taki sposób uodparniam dziecko, chronię przed alergiami itd dodam, że jestem lekarzem:)
Ps. sama byłam wychowana o chłodzie i czasem brudzie;) Antybiotyk nie pamiętam kiedy zażywałam.
Brrr… a później się dziwić skąd powszechność robali u dzieciaków!
Matko jedyna, czytam Pani komentarze i włos mi się na głowie jeży. Z choinki się Pani urwała czy co? Może jeszcze szczoteczką do zębów mam fugi czyścić i dziecko do krzesełka przyspawać żeby się nie ruszało bo się czegoś dotknie i zachoruje. Mam 3 dzieci i jakoś żadne jeszcze niczym sie nie zaraziło pakując do buzi coś podniesionego z ziemi.
Rozumiem, że Pani dziecko nie raczkowało, żeby czasem rączek nie pobrudzić… Średniowiecze jakieś..
Jeżeli dziecko ma katar, to owszem – ja swoje bym posłała a i posyłam. Jeżeli widzę, że dzieje się coś więcej niż tylko katar, no to zostawiam. Trzeba bacznie obserwować dziecko, i brać pod uwagę jego samopoczucie, zwłaszcza jeżeli chodzi o przedszkolaka który obowiązku uczyć się jeszcze nie ma.
Choć nie dziwię się niektórym opiniom, że dzieci z katarem powinny zostać w domu. Dolegliwości są różne, nie wiemy czy dziecko przechodzi tylko grypę, czy coś bardziej poważnego, przewlekłego i niebezpiecznego.
Tutaj zdania są podzielone, i tak na prawdę – NIE MA MOŻLIWOŚCI STWIERDZENIA KTO MA RACJE. Musimy uszanować cudze zdanie.
Na koniec napiszę: jeżeli chodzi o dzieci w uk – tam jest normalne że dzieci często chore i na antybiotyku trafiają do przedszkola. To już troszeczkę przesada, bo sami wiemy jak się czujemy gdy nas coś dopada i jak się męczymy z boleściami kości nawet bez gorączki, jak nas męczy katar. I to już nie chodzi o kiszenie dziecka w domu, ale o to że choć w takim momencie, dajmy mu tą swobodę by mogło sobie spokojnie się wychorować.
W UK nie podaje sie antybiotyków na “codzień” , sa jedynie przepisywane jeśli nie ma innego wyjścia , wiec dzieci na antybiotyku do przedszkola nie trafiają jak to Pani napisała, juz pisałam wcześniej, po 12 latach( 13 minie nam w styczniu) ani ja ani maz nie braliśmy jeszcze antybiotyku, a nasze dzieci ,najstarsze 13 lat raz ( w Polsce) młodsze 8 i 6 tez po jednym razie, nigdy tez nie prosiły o pozostanie w domu bo katarek, a jeszcze nie chorowały nam tak aby musiały leżeć w domu, wyjątkiem jeśli chodzi o szkoły sa wymioty, tu nie wolno posłać dziecka do szkoły przed upływem 48 godzin od ustąpienia objawów w niektórych szkołach nawet 72 godziny- taka sytuacja w ostatnich latach zdarzyła nam sie raz może dwa
no dobrze, nie chodzi o ten antybiotyk, ale nawet o sam fakt ze dzieci siedzą w przedszkolach ukichane po pas.
Ja nie jestem w stanie tego zrozumieć, Kaszel, katar taki nos zatkany, grypsko jak nic, dziecko mówi że wszystko je boli – ok. To tylko grypa, ale z drugiej strony, SZANUJMY SWOJE DZIECI, DBAJMY O NIE I MARTWMY SIĘ O NICH JAK O SIEBIE, DZIECI TO LUDZIE KTÓRZY TEŻ CZUJĄ I POTRZEBUJĄ WSPARCIA.
Pracuję w przedszkolu już parę dobrych lat i dokładnie jest jak jest :). Od kilku dni na dworze 23 stopnie , dzieci mają na wieszakach kurtki zimowe, zimowe czapki i uwierzcie (nie przesadzam) spróbowałabym nie ubrać tej czapki lub kurtki!!!! Oj oberwałoby mi się od rodziców. Moje dziecko 3-letnie dziś w przedszkolu biegało w krótkim rękawku, koleżanka córki w bluzie z polaru, kurtce zimowej (puchowej!!!) , rajstopy, a na to Panie miały przykazane ubrać na dwór jeszcze getry!!! Nie wspomnę już o czapce zimowej. Całą zimę nie wychodzimy z przedszkola ponieważ rodzice sobie tego nie życzą, każdy wirus jest zwalczany antybiotykiem, rekordzista 4-5 antybiotyków w ciągu miesiąca. Ubieramy więc wszystko co wisi na wieszakach bez względu na pogodę i wtedy wszyscy są zadowoleni, a co z dziećmi? Chorują na potęgę!!! Niestety tłumaczenia nie pomagają, ludzie swoje wiedzą!!!
Też w ostatni weekend notoroczynie widywałam dzieciaki ubrane, jakby temperatura spadła poniżej 0, a były w cieniu 22 stopnie, słońce grzało jak w lecie. A co drugie dziecko na ulicy gruba kurtka, czapeczka, buty za kostkę… Koszmar.
A co do szczepień dodatkowych jestem ich przeciwniczką. Jak zaszczepimy na wszystko co jest możliwe to jak ma dziecko mieć własną odporność? Cały układ immunologiczny mu psujemy. Ja szczepiłam swojego syna na obowiązkowe tylko płatne 5w1 by dziecka nie kłuć kilka razy. Rotawirus i tak po szczepieniu dzieci chorują….jeśli faktycznie by zachorowało podaje się dziecku kroplówke by się nie odwodniło. A na pneunokoki zaszczepie dziecko w wieku 3lat jak pójdzie do przedszkola wtedy jedna dawka a nie 4 czy tam 3. Takie jest moje i męża zdanie, by nie potrzebnie niszczyć dziecku układ immunologiczny. Oboje pracujemy w służbie zdrowia.
Na początku w kwestii technicznej, w Polsce o prace ciężko, nie ze względu na choroby dziecka i podejście matek do tychże.
Ja optuje za ” zimnym chowem” holenderskim. Moja ostatnio boso, w krótkich rękawach była ponoc ” gwiazda” na polskim placu zabaw a ja dostawałam co rusz dobre rady żeby może mala się obula bo się zaziębi.
W każdym razie przerazal mnie wtedy widok dzieci w kurteczkach i czapkach.
Natomiast czy to hartuje? Tego to ja nie wiem. Dzieci na całym swiecie tak do ok. 8 roku zycia chorują i wszędzie tak samo.
Roznica powinna być widoczna dopiero powiedzmy w okresie dojrzewania czy doroslosci , a tak po prawdzie nie widać za bardzo żeby polskie nastolatki były bardziej chore niż np. holenderskie. Roznica jest w podejściu do choroby ale nie w chorobach.
Wiec nie wiem czy to ahrtowanie czy tylko akceptacja nieuniknionego tj. chorob dzieci, które sa i sa raczej norma niż wyjątkiem.
Ja tak tylko na szybko. Ortodoksyjna nie jestem, puszczam czasem dziecko z katarem do żłobka, ale tak powiedzmy w dalszej fazie zasmarczenia – widze po małej na jakim jest etapie przeziębienia i wiem, że jak puszczę za wcześnie to rozchyrla mi się na całego, a tego chciałabym oszczędzić i jej (problemy chociażby ze spaniem) i innym dzieciakom. Sporo do gadania ma tu jednak wiedza na temat twojego dziecka i jego indywidualnego przechodzenia wirusówek- więc naprawdę nie ma co generalizować.
Inną rzecz chciałam zaznaczyć – porównuje się nasze podejście do dzieciaków z podejściem angielskim/skandynawskim. O skandynawskim się nie wypowiem, ale odnośnie Anglii – tam klimat jest łagodniejszy niż u nas. Z własnego i Lulkowego doświadczenia wiem, że nawet przy niskiej temperaturze, dużym wietrze i dżdżystej pogodzie Lulka może biegać hasać z rozpięta kurtką, bez czapki i nic jej nie będzie. Taka sama akcja przy analogicznych warunkach pogodowych w Krakowie kończy się zasmarkaniem. Przerabialiśmy to już co najmniej dwukrotnie, więc coś jest na rzeczy . Mało się mówi o tym, ze również jakość powietrza ma wpływ na częstość występowania infekcji górnych dróg oddechowych – im gorsza tym większa zachorowalność przede wszystkim właśnie dzieciarni i osób starszych. I żeby nie było – nie ja sobie to wymyśliłam tylko pewna pani alergolog.
Tu w UK jest bardzo podobnie. Nikogo nie dziwi, ze wysyłam dziecko do przedszkola z gilami do pasa. Panie przedszkolanki maja przygotowane pudło z chusteczkami i wycierają dzieciom noski. Te starsze same sobie świetnie radzą. W zeszłym tygodniu mój synek złapał jakiegoś wirusa. Wiadomo, ze przy takiej ilości dzieci wirusy roznoszone są droga ekspresowa. Zaczęło się od temperatury i wymiotów w przedszkolu. Panie przedszkolanki zadzwoniły do mnie z informacja i zapytaniem czy podać dziecku Calpol na zbicie gorączki. Poprosiłam dziadków o odbiór Kuby z przedszkola, bo sama nie chciałam robić problemów w pracy. Jak moja rodzinka w Polsce się dowiedziała o chorobie Kuby, to się zaczęło. Bo przecież jak ja tak mogę dziecko na pastwę losu u dziadków zostawiać, a sama wolnego w pracy sobie nie załatwię. No i przede wszystkim “Dlaczego ty go jeszcze do doktora nie wzięłaś?”. Tylko, ze ja wiem jak to w UK wygląda. Na lekki wirusik nie przepisują leków. Nie ma co liczyć na jakikolwiek antybiotyk jeśli dziecko nie jest chore ponad tydzień. Organizm sam potrafi go zwalczyć. Za namowa rodziny wzięłam to wolne, i zabrałam Kubę do lekarza. Co się okazało? Wirus! Jaki? Kij wie. Leków nie trzeba. Dziecko może wrócić do przedszkola. Po drodze z przedszkola poszliśmy wiec do parku. Tak, chorzy do parku. By the way. Kuba jest już zdrowy jak rybka.
No i tak właśnie jest w Pl ja mieszkam w irlandi i smarki z nosa nie są powodem żeby dziecko zostało w domu , jednego lata jak byłam w Pl Kolezanka mojej teściowej zapytała ojej a Tamara nie ma czapki?? – latem !!! Moja teściowa na to “takie czasy” bo znała sposób w jaki wychowuje dzieciaki, moje dzieci są hartowane na codzień, czasem zdąży im się katar ale to nie powód żeby od razu lecieć do lekarza tu chyba by mnie wyśmiali . Jakoś nie wierze w wypowiedzi Pl mam mieszkających w Pl ze hartują dzieci bo taki coś w Pl nie istnieje wszystkie mamy słuchają matek i babek które najlepiej cały rok by trzymały dzieciaki w domu albo ubrane na cebulkę bardzo ciekawy artykuł pozdrawiam
Ha ha Nie wszystkie?Ja co chwilę słucham ” a gdzie czapeczka?” Na co odpowiadam z uśmiechem ” w domu”. Przykład – moje dzieci 8 mięs., 5lat i8mies. w krótkich rękawkach( dziś starsza w letniej sukience) dzieci obok co najmniej w bluzach. No i akurat oboje z gluten. Starszą przyniosła, pewnie z przedszkola :-) i wszyscy mamy. Bez czapek, chyba że z daszkiem od słońca ? Więc nie wszystkie mamy w Pl ?Ale zgodzę się że niestety większość przegrzewa. A uwagi słyszę ciągle A propos czapek, skarpetek i ogólnie ubierania. Dzieci ubieram tak jak siebie, starszą nawet cieniej bo ciągle w ruchu. Niemowlakowi zawsze sprawdzam kark a nie nóżki i rączki. Staramy się wychodzić w każdą pogodę chociaż na chwilę. A babcie już się przyzwyczaiły że tak mamy. O dziwo moja babcia czyli prababcia moich dzieci nigdy tego nie skomentowała.
Ale wkurzają mnie rodzice którzy posyłają ewidentnie chore dzieci.
Ja też tak cwaniakowałam z tym hartowaniem itp.. Do czasu aż większość “katarków” u mojego dziecka zaczęła się kończyć poważnymi dusznościami i atakami astmy :/ Teraz jestem może i przewrażliwoną mamą z probabciowym podejściem i jestem zkurzona na prowadzanie chorych dzieci do przedszkola.. :/ Nie jest to normalne, ze moje dziecko po wyzdrowieniu i po tym jak tydzien bedac ze mna w domu, spotykajac sie z rowiesnikami bylo zdrowe a po pojsciu do pkola po 3 dniach zapalenie pluc i dusznosci, ktore skonczyly sie na pogotowiu. :/ Powinna pani się cieszyć że ma zdrowe dzieci, którym katary nie szkodzą i jakoś tam żyją, ale zrozumieć też rodziców, u których dzieci każdy katarek kończy się poważnymi komplikacjami i tygodniem w szpitalu :(
Hartowac, spacerować, nie faszerowac lekami zgoda ale… Zakatarzonym dzieciom mowię stanowcze NIE. Nie żyjemy pod kloszem, chodzimy do sklepów, na place zabaw, z pracy przynosiły rożne zarazy i to sa juz wystarczające okazje do walki z paskudztwami i wzmaganie odporności ale 1katar w grupie maluchów to zaraz 1/3 to samo łapie. Nie mam na to ochoty po prostu… Wzmacniajcie odporność swych dzieci, chodźcie z katarkami na spacery, do większych skupisk ludzi ale nie do tych paru metrów kwadratowych…. Choc wiem ze dla niektórych to wygodne…
Gdyby eM miał zostawać w domu zawsze wtedy, gdy w przedszkolu kaszlał i miał katar to… w ogóle by się tam nie pojawiał. Tylko jest właśnie różnica między dzieckiem z katarem, a dzieckiem z zielonym glutem do pasa ;) No i też trzeba pamiętać o tym, że bardzo chore dziecko po prostu będzie się w szkole czuło źle i czasem chociażby dlatego warto je zostawić w domu.
W punkt! No właśnie jest różnica w katarze. Bo z tego właśnie zielonego gluta przynajmniej u mojej zazwyczaj coś się wykluwa.
No nic tylko przeprowadzic sie do UK. Pierwsza odpornosc dziecko lapie w 6 roku zycia, chorowac bedzie do poki sie nie uodporni. A czy to jest kwestia zimnego chowu? Glut jest zawsze, byle by zachowac zdrowy rozsadek. Bo jak dziecko ma katar dluzej niz tydzien to moze z tego wyjsc przykra sprawa.
serio?
U nas chyba jest za mała kultura… Mnie trzęsie jak widzę dziecko z mega kaszlem słaniające się na nogach i tekstem mamy “no i widzę, że już się lepiej czujesz” i jazda do przedszkola. Fajnie i później pół przedszkola chore. Ja osobiście mam dość chorych dzieciaków w przedszkolach – moja córka ciągle coś o nim łapie.
Koszmar chcemy być tacy ‘zagraniczni’ że czasami zapominamy o zdrowym rozsądku.
Te same dzieci które chodzą chore do przedszkola prowadzane są do niego gdy na dworze w październiku 20 stopni w kurtce puchowej(!) i czapce -Czad. To się nazywa zimny chów po Polsku….
Haha, a moja Młoda właśnie do przedszkola z gilem i kaszlem biega – fakt brzmi nieciekawie ale lekarz po osłuchaniu stwierdził, że nic się nie dzieje. I co? Oczywiście pani w przedszkolu cała w pretensjach – czy my to jakoś leczymy bo inni rodzice będą narzekać !!!! A czym się leczy katar? Mam dziecko zamknąć w domu na tydzień bo ma katar? I jakie zdziwienie, że lekarz nie zabronił do przedszkola chodzić. Ehhh polskie przegrzewanie młodzieży …
Pewnie, że powinnaś leczyć, przecież nie od dziś wiadomo, że katar leczony trwa 7 dni, a nieleczony tydzień ;)
Pamiętajmy że kaszel czy katar to są również objawy alergii a tym nie zarazimy innych dzieci :)Gdy słyszymy w przedszkolu ze dziecko kaszle to lapiemy się za głowę co za rodzice gonią tylko za pieniądzem a dziecko chore posyłają do szkoły nie pomyślimy ze może to być alergia np na pleśn co czesto dzieje się jesienią .
Po pierwsze – przeziębienie i katar alergiczny zupełnie inaczej wyglądają. Przynajmniej w przypadku mojej rodziny. Ja zgadzam się z połową wpisu. Po pierwsze polskie dzieci są notorycznie przegrzewane. Dwa tygodnie temu na spacerze usłyszałam – no jak to tak bez rajstopek? A w zeszły weekend część dzieciaków w szalikach i puchówkach – no masakra. Dzieci z przeziębieniem powinno się wietrzyć, wyprowadzać na świeże powietrze obowiązkowo, nawet jak deszcz trochę pada nic im się nie stanie.
Mój synek chodzi od września do żłobka i niestety panie jeszcze ani razu dzieciaków nie wyprowadziły nawet na odnowiony za unijne pieniądze plac zabaw. Na szczęście synka o 15 odbiera babcia i idzie zbierać kasztany.
Jednak ja dziecka z gilem nie posyłam (co innego oczywiście alergia). Nie wiem, kiedy dziecko zaraża, a kiedy nie. Mały dodatkowo zwykle kaszle jak katarek mu spływa, a sam nosa wydmuchać nie umie. Panie muszą za dzieciakami latać i te noski podcierać, a jak nie zdążą to dziecko ręką to zrobi i dalej tą ręką łapie wspólne zabawki. Wydaje mi się to mega niehigieniczne i ja nie chcę, żeby mój synek dotykał smarków innych dzieci, więc sama z gilem go nie posyłam.
Inna sprawa, że odkąd poszedł do żłobka cały czas choruje, codziennie widzę tam dzieci kaszlące i kichające, a wcześniej bawił się na placu, chodził na zajęcia muzyczne (grupa ok. 8 dzieci) i na basen i przez 2 lata prawie w ogóle nie chorował. Wniosek – do żłobka chodzą dzieci chore, które zarażają inne m.in. moje.
Reasumując – czy posyłanie dziecka z katarem mu zaszkodzi? Mojemu już nie, ale innym może.
Większość z nas jednak zapomina że ponad 70% naszej odporności pochodzi z brzucha :) dlatego odpowiednio zbilansowana dieta dużo lepiej uodporni nasz dzieci przed różnymi choróbskami niż hartowanie, przegrzewanie, “osłonowanie” itp……
Zgadzam się z MałąMi. Ja także nie uważam, że dziecko, które ma katar musi siedzieć w domu. Jednak szanuje innych i nie posyłam przeziębionego dziecka do przedszkola by zarażało innych, nawet tym nieznaczącym katarem. Oczywiście w domu będąc ze mną nadal normalnie funkcjonuje, chodzi na spacery ect. Szczerze mówiąc jestem zła, kiedy mamy przyprowadzają do przedszkola chore dzieci i tak jak piszesz wymagają potem by z nim nie wychodzić. W naszym przedszkolu przez takie dzieciaki reszta nie wychodzi czasami nawet raz w tygodniu.
Jestem uczulona na przynoszenie kataru itp z przedszkola, ponieważ u mojego syna kończy się to potem wysoką gorączką, której nie da się zbić lekami. Koszmar!
Pozdrawiam dzieciaki i rodziców.
Bardzo mi przykro drogie Panie i Panowie, ale obawiam się, ze wszyscy macie rację (no może poza przypadkiem, który sugeruje aby izolować dzieci z astmą czy chorobami serca – taka mała hipokryzja, tu popieramy wychowanie skandynawskie, z katarem do przedszkola, a tu dzieci z daną chorobą izolujmy? Tam się bynajmniej takich rzeczy nie robi, a stymuluje je do normalnego, aktywnego życia).
Każde przeziębienie to indywidualny przypadek, każde dziecko jest inne. Złoty środek i zdrowy rozsądek to jedyne rozwiązanie. Będą zawsze nadwrażliwi rodzice, ale i tacy, których dzieciaczki ledwo co przeszły ciężką chorobę z powikłaniami i nie mogą patrzeć, jak w przedszkolu, gdzie przyprowadzili swoje zdrowe dziecko, wszystkie inne w koło wyglądają na totalnie rozłożone i zarażają. Będą tacy, którzy od jednego kichnięcia dziecko faszerują prochami i zamykają w domu i tacy, którzy będą patrzeć jak się czuje i na ile ma siły.
MM – w 100% popieram idee przebywania więcej na świeżym powietrzu z dziećmi i ubierania ich lżej, ale silnie kaszlące dziecko, czy takie któremu katar bez przerwy leci z nosa (bo to męczy), moim zdaniem lepiej jak wykuruje się w domu, tak doradziłabym też osobie dorosłej. A sam post bardzo ciekawy:-)
Brawo! Popieram .
Mieszkam w małej miejscowości gdzie moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola i już na pierwszym spotkaniu przed rozpoczęciem roku każdy z rodziców dostał rozpiskę na której widniały właśnie chusteczki higieniczne w razie kataru więc na szczęście nikt nie zwraca uwagi na moje dziecko które katar ma często ale nic poza tym. Chodzimy do dobrego pediatry który namawiał mnie do posłania dziecka do przedszkola bo sama wcześniej miałam wątpliwości czy to dobry pomysł więc nie bądźmy mądrzejsze niż większość lekarzy (patrząc po wpisach).
W przedszkolu są przestrzegane właściwie zasady higieny np. zamiast ręczników materiałowych – papierowe to też ma duże znaczenie w roznoszeniu zarazków.
Mój tata kiedyś powiedział takie słowa: “jakby każdy miał być non stop izolowany przy najmniejszej chorobie w domu to wystarczy że wyjdzie na 5 min do sklepu i dostanie zapalenia płuc bo organizm dostanie szoku” Oczywiście nie tylko przedszkola zarażają ale duże skupiska ludzi np. centra handlowe ale tam chodzicie ze swoimi dziećmi bez obaw.
Karmcie swoje dzieci piersią! Długo! Mój syn (2,5l) jest karmiony od urodzenia. Do żłobka chodził od skończenia 10m-ca a teraz zaczynamy przedszkole. Opuścił z powodu “choroby” 4 dni, bo miał wysoką gorączkę (okazało się że to ząbkowanie). Kataru nie uświadczyliśmy, nie mówiąc o poważniejszych sprawach. Karmię, pracuję i planuję kolejne dziecko! MOŻNA drogie mamy nie mieć wcale takich problemów ;)
Akurat mieszkam w USA i jak tu dziecko jest lekko przeziebione to przedszkole/szkola dzwoni od razu do rodzicow, zeby je zabrac do domu. Amerykanie sa bardzo wyczuleni na roznoszenie wirusow/bakterii. Dzis w lokalnych wiadomosciach nawet pokazywali jak ekipa dezynfekowala szkole, bo 1/3 uczniow byla ostatnio chora.
Może to trochę chamskie, ale mi się wydaje, że to też Panie przedszkolanki/żłobkolanki robią mini nagonkę. Rodzic przyprowadza “chore” dziecko i każą mu je zabrać do domu ew. rodzic jest informowany, że dziecko jest chore i ma siedzieć w domu. Dzieci w placówce mniej to i praca lżejsza, a kasa taka sama…
Trudno ja olewam jak patrzą na mnie jak na wyrodną Matkę, kiedy moje dziecko nie ma czapki na głowie (ja jestem zdania, że jeśli dziecku każe się nosić czapkę, to czemu sami nie nosimy? – hipokryzja lekka) lub przedwczoraj kiedy jakaś “mądra babcia” stwierdziła, że deszcz to nie pogoda dla dziecka. Jak to nie? Mój Synek kocha deszcz, łapie wodę rączkami, skacze w kałużach, ostatnio się w jednej przewrócił, miał całe mokre ubranie. W domu był przebrany w suche ciuszki, dostał herbatkę. Nie jest chory, zakatarzony no nic.
Ale taka sie odporność ma jaką chce się mieć, może to po prostu tak jak piszesz wygodne kiedy dziecko choruje :)
Do mnie też przemawia zimny wychów i taki stosuję, Mała miała w życiu tylko dwie infekcje, jedna po drugiej, trochę z mojej winy, bo ja z kolei odwrotnie niż panie trzymające dziecko 30 dni w domu wypuściłam ja do ludzi i do zabaw wszelkich trochę za wcześnie, dzień po trzydniówce ;) Muszę pochwalić nasza pediatrę, bo antybiotyków nie przepisała i nie widziała właściwie nic złego w tym, że chodzę na spacer z nie do końca zdrowym dzieckiem, podobnie po szczepionce poradziła iść na spacer i rozchodzić, na katar poradziła spacer na mrozie, dobrze znaleźć lekarza, który utwierdza człowieka w jego decyzjach;)
Moim zdaniem zawsze należy znaleźć złoty środek. Każde dziecko jest inne. Jedno rodzi się mega odporne, drugie, tak jak np. mój syn wcześniak, ma odporność poniżej normy i żadne wietrzenie, wymrażanie, chowanie w zimnie mu jej nie zbuduje na tyle, by bez konsekwencji mógł kontaktować się z zakatarzonymi i kaszlącymi dziećmi w żłobku. Najlepszym przykładem jest mój starszy syn, który jest przedszkolakiem i gdy tylko zaczyna mu się katar lub kaszel, zaraża tego młodszego, który po kilku dniach dostaje zapalenia oskrzeli, a czasem nawet płuc. Nam lekarz powiedział jedną, ważną rzecz. Katar – nie jest chorobą, kaszel – też nie, ale jeśli rodzic przegapi ten moment, w którym te dolegliwości zaczynają być symptomem czegoś większego i mimo wszystko prowadzi takie poważniej zainfekowane dziecko do przedszkola, wtedy problem ma nie tylko ono, ale i te, z którymi się kontaktują. Z drugiej strony, jak się przez te nasze przedszkolaki “przewalą” te wszystkie choroby wieku dziecięcego, to później są na tyle odporne, że narzekają, że inne dzieci chorują, a one muszą chodzić ciągle do szkoły :)
Prawda zawsze jest gdzieś pośrodku. Faktycznie katar nie jest niebezpieczny. Też z katarem chodzimy na dwór, bawimy się. Ale niestety w naszym przypadku katar to bardzo często początek czegoś “większego”. Zaczyna się niewinnym katarem, a kończy zapaleniem krtani z duszącym kaszlem. Ot taka skłonność osobnicza. Też hartowałam, nie przegrzewałam, na dworze przebywaliśmy całymi dniami bez względu na pogodę. I przed pójściem do przedszkola jakoś obywało się bez chorób. Sama już nie wiem czym to jest spowodowane, ale po przekroczeniu progu przedszkola mamy ciągłe przeziębienie. W rezultacie synek był we wrześniu 7 dni w przedszkola, W październiku jak na razie 2 dni. Moje wnioski są takie: Nie zawsze możemy w decydujący sposób wpłynąć na odporność dziecka, bo są dzieci bardziej skłonne do chorób i mniej skłonne. W rezultacie ten mocniejszy organizm złapie katar, a ten słabszy zaraz będzie miał do kompletu zapalenie oskrzeli.
bez przesady z tymi bakteriami, one sa wszedzie, a co by Pani zrobila gdyby np podczas pikniku(bo to chyba calkiem fajna sprawa) dziecko zamiast oprzec sie raczka o kocyk polozyloby reke na trawie????no bo myslac Pani tokiem to 5 minut wczesniej mogl tam nasikac jakis pies, wiec co by Pnai zrobila????wypadaloby chyba natychmiast zdesynfekowac raczke, tak???a jesli dziecko przewroci sie i wyladuje na chodniku???? tez dezynfekcja??? bo na takim chodniku same chemikalia i moze pozniej raczke do buzi dostawic???
ludzie obudzcie sie, nie zyjemy w sterylnym spoleczenstwie, bakterie sa wszedzie!!!!
acha, ten komentarz odnosi sie do wypowiedzi wyzej, pani Hanny…
Noszę przy sobie ZAWSZE chusteczki nawilżane. Oczywiście bez rakotwórczych parabemów!!! I ZAWSZE wycieram rączki przed posiłkiem. Nie trawię pań z piaskownicy, które w piasku częstują wszystkie dzieci biszkoptami. To jest zwyczajne lenistwo dorosłych i zaniedbanie, by dawać brudnymi rączkami jedzenie do buzi. W trawie mogą być nie tylko chemikalia, ale i odchody z pasożytami….brrrrrr. Po spacerku moje dzieci tak samo jak ja zmieniamy zestaw ciuchów na domowy i myjemy ręce. Jeśli pani nie przebiera dziecka, to chyba z lenistwa, co nie? Mamy pralki, suszarki. To nie średniowiecze. A to co na sobie przynosimy do domu to nawet nie chce mi się rozpisywać…po prostu pracuję w laboratorium i wiem co ludzie na sobie wynoszą….
Proszę nie wkładać do jednego wora bakterii z wirusami i chemikaliami. Proszę przeczytać coś fachowego na ten temat, najlepiej z zagranicznych pism medycznych, bo w kolorowych pismach typu Pani domu, często można wyczytać głupoty…
Nie wiem może ja jestem jakaś inna ale ja całe życie na wsi mieszkam i jako dziecko nikt a mną nie latał z chusteczkami nie latał i rąk nie wycierał i owoce prosto z krzaka czy drzewa się jadło przetarte o niezbyt czystą bluzkę i spodnie w rzece się człowiek kąpał i żyje. Dodam że kiedyś środki ochrony roślin były znacznie bardziej toksyczne bo i wiedza o nich i ich skutkach ubocznych wśród rolników była uboższa i nie było tyle norm jak w tym momencie a na ten temat wiem dużo z racji zawodu. Moje dzieci też szczęśliwe taplają się w błocie jedzą nie zawsze myte owoce marchewkę obtartą z ziemi bo akurat na polu smakuje najlepiej i nic im nie jest ja wyznaję zasadę dziecko brudne dziecko szczęśliwe bo przecież nie będę przerywać świetnej zabawy. Ręce myją po przyjściu do domu ubrania zazwyczaj też zmieniamy bo nie nadają się już do chodzenia po domu (są tak brudne ). Nie trzymajmy dzieci w takiej sterylności bez przesady
Marzę by mieszkać na wsi i nie mieć kontaktu z tym miastowym syfem…
Dla mnie jest to jeden z najlepszych = najmądrzejszych postów od dawna. Katarek, czy kaszel to, w większości przypadków, nie choroba.
Jeśli zaś jakaś mama obawia się zarazków, nie powinna posyłać dziecka do przedszkola, nie wychodzić na z dzieckiem na zakupy, ani do restauracji, nie chodzić do lekarza i kisić się we własnym sosie.
Ciekawa jestem ilu z nadopiekuńczych rodziców zostaje w domu (izoluje się od dziecka), kiedy samemu złapie katar (w pracy)? Rzadko kto bierze pod uwagę możliwość zarażenia kolegów, a przecież oni prawdopodobnie też mają dzieci i tak samo (pośrednio) “zagrażamy” zdrowiu najmłodszych… Bardzo łatwo można się zapętlić.
Ależ można wychodzić z własnym chorym dzieckiem, to wręcz wskazane. Ale po co zarażać inne?
Jeszcze w temacie, ale z innej beczki… Wszystkim mamom tym mniej i tym bardziej wrażliwym na katar polecam w razie potrzeby od razu robić dziecku inhalacje. Pomagają nawet te zwykłe z solą fizjologiczną, ale ja dodaję jeszcze parę kropli mgiełki solankowej Zabłockiej- działa rewelacyjnie :)
A ja powiem tak…kiedy byłam z córką u lekarza ostatnio z drobnym katarem i kaszlem(najpierw bardzo suchym potem bardzo mokrym) to lekarz powiedział, żeby do przedszkola nie puszczać…i nie dlatego aby nie zarazić innych dzieci ale żeby moja córka nie złapała czegoś gorszego…a potem dodała o ile się nie pogorszy to wychodzić na spacery…więc hartować “chore dziecko” można nie tylko w przedszkolu! w poszanowaniu i trosce nie tylko o inne dzieci ale przede wszystkim swoje! Dodam, że córka ma już prawie 4 lata i nigdy jeszcze nie brała antybiotyku i dopadały ją tylko drobne przeziębienia…ale jak była chora nawet z drobnym przeziębieniem to do przedszkola nie chodziła…i wkurza mnie kiedy widze rodziców przyprowadzających chore dzieci do przedszkola…i mimo, iż ja mojej chorej nie puszczam wcale nie ma przez to obniżonej odporności…
Brawo za tekst. Ale ja dalej nie potrafię wytłumaczyć mojej Kochanej Babci, że Maja nie musi być ubrana jak na srogą zimę w październiku, nie musi mieć czapki, a spacer z katarem to dla zdrowia ;) Daleko mi do nadopiekuńczej, kumkającej nad dzieckiem matki, jednak dla wielu ciepło (dla mnie zbyt ciepło) ubrane dziecko to oznaka dbania. Weź to wytłumacz babciom, one mnie terroryzują.
o ile pamietam Marlena wspominałaś kiedyś o końskim zdrowiu swego męża ,i swoim przypuszczaniu ze w duzym stopniu dzieci mogą miec genetycznie po nim dobrą odporność
mój mąż niestety cherlak .córka też
i nic nie dały codzienne spacery we niemowlectwie.przy każdej pogodzie.oczywiści do tak 2 lat to był okaz zdrowia ,a potem sie posypało i to okrutnie
KATAR z tym cholerstwem walczymy i niestety przegrywamy
córka ma go non stop .spływa do płuc i gotowe
badań mieliśmy już milion a przyczyny nie widać
głupi katar(ek),co nie?
druga sprawa to mnie naprawde trzęsie jak słysze ze ktoś posyła dziecko z gorączką.
ja jestem stara baba ,w pracy wiadomo róznie,NIESTETY nie mogę sobie pozwolić by odchorować swoje w domu. i nie raz trzeba zęby zagryźć i iść
i mnie tedy wuj strzela.bo czuje sie fatalnie.na wszystko jestem zła i tylko myśle by iść do domu
nie wiem jakim trzeba być sadystą by skazywać na to dziecko
dziecko chore jest marudne ,rozbite i potrzebuje opieki ,snsu a tu do pupy czopek i heja . dla mnie to po prostu nie do pojęcia
u Nas też katarek jest ale Nika od początku nie opuściła żadnego dnia w przedszkolu katarek ma czasem kaszle ale gorączki brak więc chodzi do przedszkola tylko że u niej w przedszkolu dzieci codziennie są na podwórku spacery plac zabaw itp. no chyba że pada to wtedy siedzą w przedszkolu
Jak najbardziej popieram :-).
A z walsnej obserwacji zawuazylam ze liczne grono mam uwaza, ze jak na termometrze wyskakuje 37.5 to juz Oznacza ze ma mega goraczke i trzeba dawac przeciwgoraczkowe , a najlepiej od razu leciec do lekarza po Antybiotyk
mój syn poszedł do przedszkola od września. od 3 września ma katar. non stop. już raz rozwinęło się z tego zapalenie oskrzeli i antybiotyk. w minionym tygodniu nie chodził do przedszkola, bo infekcja kataralna i lekarz polecił zostawić w domu. do przedszkola nie, na dwór tak, bo piękna pogoda. wczoraj katar jakby się nasilił. przyjechał lekarz i na zółtego gila przepisał antybiotyk. tak tak. antybiotyk na katar. płuca i oskrzela czyste, kaszel z wydzieliny. dodatkowo lekarz polecił wypisać dziecko z przedszkola, bo będzie nieustannie chorować i to nie ma sensu. Antybiotyku oczywiście nie wykupiłam, a dziecko pokazałam dziś innemu, nieprzypadkowemu lekarzowi. ten lekarz kazał kontynuować toaletę nosa – wszystko co robię jest ok. jeśli nie będzie temperatury, to marsz do przedszkola, bo to katar przedszkolny – nie minie do maja.
Z moimi dziećmi wychodzę od urodzenia na spacer codziennie. Jak byli mali spali w dzień na dworze po 3 godziny. Nie chodzą w czapkach przy 15 st na dworze, ubieramy się lekko albo na cebulkę, że można było się zawsze rozebrać . Dopóki córka nie poszła do przedszkola nie miała antybiotyku, katar miała czasem i też zawsze z nią w tym czasie wychodziliśmy, temperaturę miała najwyżej jeden dzień, żadnych poważnych chorób. Niektórzy mnie podziwiali, że mi się chce codziennie z dwójką dzieci wychodzić na 2 godziny na dwór nawet w mróz, inni pukali się w głowę. Bardzo byłam przemądrzała, bo moje dzieci nie chorowały, co najwyżej były zakatarzone i co? I córeczka poszła do przedszkola i złapała raz anginę, raz zapalenie krtani, raz jakiegoś wirusa i przez 5 dni gorączkowała, a mamy połowę października. I nie wiem co mam sobie myśleć.. Wydaję mi się, że w dużej mierze mają na to wszystko wpływ gen. I wiesz mi, że jak moje dzieci są chore od początku września co drugi tydzień to zwyczajnie staje się przewrażliwiona i raz założyłam córce czapkę przy 12 st mimo, że było dość przyjemnie na dworze.
Ciekawe ktora z was spala by na dworze przy minus 20…? Bez przesady, skoro ja zakladam sobie rajstopy i kurtkę to chyba dziecko tez potrzebuje…wystarczy spojrzec na siebie i tak tez ubrać malucha….a ja zauwazylam ze mama ma kurtkę a dziecko koszulkę bo przecież nie wolno przegrzewać…pierwszy rok to tragedia ale pewnego razu lekarz powiedzial-ma gila ale niech idzie do przedszkola!i co? Parę dni później przyniosla powazna chorobe oparta o szpital.., niestety jeśli dziecko ma zielony katar ,jest oslabione i idzie do przedszkola to roznie to sie kończy. Trzeba spojrzec obiektywnie-jeśli ja mam infekcje zatkany nos to ciezko wysiedzieć w pracy, sadze ze to samo czuje dzieciak. Ale oczywiście przewrażliwione mamy to druga strona medalu. Jednak spędzanie kilka godz przy minusowych temp uznaje za niezbyt mile…sama bym uciekla
Sonia “choruje” od połowy sierpnia. Tylko przez 4 dni nie było jej nic. Ma cieknący katar a co kilka dni przeraźliwy mokry kaszel. Do przedszkola chodzi. Opuściła jak dotąd 8 dni, 6 po zabraniu jej z temperaturą i teraz 2 dni po zwymiotowaniu. Jestem rocznik 83. mama mamę pielęgniarkę – jedno moje kichnięcie i miałam zastrzyk. W domu byłam masę czasu, potem było mi się bardzo trudno włączyć w grupę, bo były już inne wspomnienia dzieci – z tego co ja nie widziałam. Bańki i penicylina to były moje kumpele. A teraz? Kaszel, który brzmi, jakby dziecko miało sobie wypluć wnętrzności a pediatra (i to z 20-letnim doświadczeniem, w tym szpitalnym, zakaźnym) mówi – Pani nic nie podaje! Przyznaje wcisnęło mnie w fotel. Sonia jedzie na syropkach. Mam tez 6 miesięcznego Syna, który od Sonii łapie wszystko, ale 1-2 dni i mu przechodzi. Śmieję się, że przechoruje z nią a jak sam pójdzie do grupy – będzie najzdrowszy ;) Czemu chodzi z katarkiem? Bo nie jest jedynym chorym dzieckiem w grupie i wychowawczyni na to pozwala.
To jest jedna strona medalu….bo u nas w zlobku czesto jest tak ze dzieci naprawde sa chore dusza sie maja goraczke itp a i tak ida do zlobka dopiero jak panie reaguja i nie przyjmuja tylko zwracaja uwage zeby taka mamusia wybrala sie z dzieckiem do lekarza to ida a gdyby pani przyjela dziecko to by nie poszly…wiec ze skrajnosci w skrajnosc;(
Dzieciaki powinno się hartować (w ramach rozsądku oczywiście), ale często panuje przekonanie o nadludzkiej sile szczepionek..
Od jakiegoś czasu pracuje w przedszkolu jako pomoc nauczyciela. Moja 4 letnia córka drugi rok chodzi do przedszkola. Co się nachorowala to nie miara. Zawsze wizyta u pani doktor kończyła się słowami: to przyniosła z przedszkola. I ja się z tym zgadzam bo gdy widzę jak moje dziecko bawi się z koleżanką która zasmarkana na nią kicha i kaszle to mi wszystko się gotuje w środku bo wiem że zaraz ona to złapie.U mojej córki kaszel czy katar zawsze kończy się jakimś zapaleniem.
Ze swojego podwórka napisze o koleżance, która rok była w Danii…i tam jest tak jak piszesz…nie ma znaczenia pogoda, ważne jest odpowiednie ubranie. większośc czasu dzieci przebywały na dworze.młode są zahartowane, a katar to nie choroba – tylko naturalna obrona organizmu. jeśli się pojawia warto wzmocnic organizm – witiminą C lub polecam kaszę jaglaną…
Żałuje, że nasze przedszkola w tym temacie są daleko w tyle – przynajmniej u mnie. Pamiętam parę lat temu spotkanie w przedszkolu, gdzie Pani dyrektor pod naciskiem rodziców tlumaczyłą się, że jak będzie “brzydka” dzieci nigdzie nie będą wychodzic. Zapytałam co oznacza brzydka pogoda – bo Ja oprócz bardzo minusowych temperatur lub bardzo silnych wiatrów – zabieram dzieci na spacer. Niestety, wystarczył brak słońca a dzieci praktycznie całą jesień i zimę przesiadywały dusznych pomieszczeniach. I jak tu nie chorowac? Kiedy takie warunki są idealne do rozwoju zarazków.
I zgodze się z Tobą, ze punktem wyjścia jest wzmacnianie odporności dziecka…
Natomiast drugorzędowym wątkiem stał się problem w jakim stanie można posłąc dziecko do przedszkola. Ja patrzę na dobro dziecka. Jeśli ma dyskomfort z tytułu mocnego kaszlu, zielonego kataru i w dodatku dochodzą do tego leki – staram się zrobic wszystko aby zostało w domu pod moją opieką lub taty. Dwa dni w domu, i jesli nie ma gorączki – spacerek. Nie wspominam tu o gorączce – bo to dla mnie normalne, że zostaje w domu…I nie powiem, wkurzam się gdy po rekonwalescencji domowej wracał młody do przedszkola, a tam dzieciaki z kaszlem jakby płuca mieli wupluc…
Nie wiem jakie są obecnie zwyczaje w przedszkolach, ale jeśli np. częśc dzieci jest naprawdę chora to czy z zresztą Panie wychodzą na dwór, czy wszystkie kiszą się w salkach?
Oczywiście wychodzą na dwór. Ja też nie jestem za kieszenie dzieci w salach wręcz przeciwnie ale ostatnie słowo ma nauczyciel. Jakby to ode mnie zależało spacery codziennie jak najbardziej oprócz oczywiście jakiś ekstremalnych warunków pogodowych. Ja rozumiem zwykły katar czy lekki katarek ale to co widzę czasami w przedszkolu przechodzi wszelkie granice. Każdy rodzic w naszym przedszkolu podpisywał umowę w której było zawarte ze rodzic ma obowiązek przyprowadzać tylko i wyłącznie zdrowe dzieci.
Świetny artykuł. Zawsze uważałam że każdy katar to oznaka tego że organizm nie tyle walczy z zarazkami, ale tego że nie był na nie przygotowany:-) Tutaj właśnie pojawia się temat hartowania. Przecież nikt nie każe dzieciom kąpać się w przeręblu. Trochę ruchu na świeżym powietrzu, owoce, warzywa, do tego odpowiedni ubiór (nie za grubo, nie za cienko) i za jakiś czas dogonimy Skandynawię :-)
Dobry tekst!
Jeszcze przed ślubem, czyli 6 lat temu mieszkaliśmy w UK. Obserwując mamy i ich dzieci, tamtejszy pogląd i praktykę na to jak chować dzieciaki, Bez czapek, gołe stópki, lekko ubrane, nie faszerowanie dzieci dodatkowymi witaminami w postaci chemii farmaceutycznej, doszłam do wniosku, że moje dzieci będą wychowywane tak samo!
I wiecie co? U mnie w mieszkaniu są wiecznie otwarte okna-nawet zimą. 4 letnia córka Pola czapkę i rajstopy zakłada tylko zimą, 8 miesięczny syn Leon siedzi w wózku bez czapki w bluzie i bezrękawniku. Ludzie patrzą na nas i moje dzieci conajmniej dziwnie, wręcz pogardliwie, że jak to? Dlaczego takie małe dzieci nie są ubrane “adekwatnie” do pogody, dlaczego mają gołe głowy, dlaczego taki mały szkrab we wrześniu był bez skarpet? Bida? Nie! To mój i mojego męża zdrowy rozsądek, który bardzo plusuje! Hartujemy dzieci od pierwszych dni życia, Pola chodzi drugi rok do przedszkola-nie chorowała ani razu! Leon ma starszą siostrę przedszkolaka, jest zdrowy:) Nasze dzieci są okazem zdrowia, czemu wszyscy dookoła nas się dziwią. A ja jestem dumna z siebie, z nas, że nam się udało zahartować nasze szkraby!
Nie kumam mientalności Polaków. Im więcej tym lepiej! To jest chore!
Antybiotyk za antybiotykiem! Ale to już odrębny temat ;)
Pozdrawiam
oj tam katarek. Większość dzieciaków chodzi z nim do przedszkola. Uważam, że powinno się dzieci trochę hartować. Z drugiej strony teraz na wszystko można siebie i latorośle zaszczepić, ale nie jestem tego zwolenniczką.
Co do chorowania w przedszkolu. U mojej córki w przedszkolu okazało się ostatnio, że jedno z dzieci było chore na zapalenie opon mózgowych. Na szczęście moje słoneczko nie zachorowało.
Pzdr.
Do wszystkiego można dorobić ideologię “chartowania”. Z artykułu wynika, że córka autorki się przeziębiła. Sama Autorka napisała, że Mała była za cienko ubrana…więc nie wiem nad czym tu debatować. Trzeba uważać na dzieci – ubierać, nie przegrzewać i nie przeziebiać- macierzyństwo to sztuka, nikt nie powiedział, że będzie łatwo .
A co do chodzenia chorych dzieciaków do przedszkola. Rodzicu a czy ty czujesz się super w pracy gdy katar zalewa ci nos i gardło a na spuchnięte oczy nic nie widzisz i masz ochotę poleżeć w łóżku? Chore Dziecko to chory człowiek…czuje się tak samo jak MY.
Czytanie ze zrozumieniem, proszę.
Najpierw była chora, a potem ją (‘za’) lekko ubierałam.
Wyzdrowiała.
Bez leków :)
Sama złapałam przedszkolny katar od moich dzieci kilka razy i czułam się okropnie! Sama doświadczyłam, że katar to choroba i nigdy nie wysyłałam zakatarzonych dzieci do przedszkola. Zgadzam się, ze wietrzenie to najlepsza droga do zdrowia…tylko niestety nie w Krakowie, gdzie powietrze w okresie zimowym jest gorsze niż w zamkniętych pomieszczeniach…
To my też z serii tych “złych” rodziców… Grzybek od maleństwa żłobkowany – fakt sporo na początku żłobka chorował (startował w październiku), ale było to powiązane z silną niedokrwistością i ze zdiagnozowaną na końcu celiakią. I kolejne newralgiczne okresy wiosenny i jesienny poszły nam już znacznie lepiej. I do żłobka, a teraz do przedszkola synek chodzi jak ma katar – zgodnie z zasadą “katar to nie choroba”. A poza tym tak pokochał przedszkole, że pozostanie w domu to byłaby dla niego dodatkowa kara… Na dwór wychodzimy obowiązkowo, chyba, że pogoda naprawdę podła (chłodne powietrze obkurcza śluzówkę i dobrze wpływa na zakatarzony nos itd…). Gdy ma kaszel- to już zależy od stopnia jego nasilenia.
Gdy faktycznie jest źle – to zaraz po nim widać, pokłada się, wulkan energii nagle przygasa… Do lekarza chodzimy jak nie możemy poradzić sobie z katarem ponad tydzień i zaczyna nas coś niepokoić (jakieś szmery, męczący kaszel, temperatura). Nigdy nie puszczamy Grzybka do żłobka/przedszkola z temperaturą i rewolucjami żołądkowymi. Ani z zapaleniem oskrzeli, bo takie też się nam przytrafiało…
W przedszkolu większość rodziców chyba z tej drugiej frakcji: we wrześniu na 25 dzieci w grupie -obecnych było tylko 11… A z tych 11 wszyscy smarkający.
Niedawno robiliśmy też rozeznanie żłobkowe pod kątem Księżniczki. Logistycznie łatwiej byłoby nam gdyby chodziła do innego żłobka niż wcześniej Grzybek. Ale rozmowa z właścicielką zrewidowała ten pomysł: dzieci z katarem i kaszlem nie mogą przebywać w żłobku, chyba, że mam zaświadczenie od lekarza, że dziecko nie zaraża (a akurat u takich maluchów katar może być też wynikiem ząbkowania, o alergiach nie wspomnę). Po każdej nieobecności w żłobku muszę mieć zaświadczenie od lekarza, że dziecko jest zdrowe i może chodzić do żłobka. Wyszło nam, że prawdopodobnie więcej czasu mała byłaby w domu niż w żłobku, a ciągłe załatwianie zaświadczeń ( w naszej przychodni dostanie się do lekarza graniczy z cudem) byłoby wieelce męczące (chciałam użyć brzydszego słowa, ale nie będę się wyrażać).
I ostatnie słowo komentarza – nie zapomnę nigdy widoku duńskich przedszkolaków maszerujących w odblaskowych kamizelkach na spacer niezależnie od pogody ( a pogoda potrafiła być tam wielce paskudna). Nasze przedszkole jest dość wyjątkowe bo prawie codziennie dzieci są na ogródku (chyba, że pada lub wieje okrutnie). Wiem, że pomaganie w ubieraniu / ubieranie tylu dzieci w te wszystkie warstwy może dać w kość i można nieźle się zapocić, więc chwała za to naszym Paniom :-) Ale znam też takie przedszkola, w których od września dzieciaki wychodziły tylko w kilka tych najcieplejszych dni.
Uwielbiam Cię za ten tekst. W Polsce jest straszne przegięcie z tymi chorobami. Mój synuś w tym roku zaczął uczęszczać do przedszkola. Nigdy nie chorował na jakąś anginę, zapalenie oskrzeli czy grypę jak inne dzieci. Poszedł do przedszkole i nagle miał kaszel, z którym nie umiałam sobie dać rady. Co tydzień chodziłam do lekarki, a ona mi mówiła, że dziecko ma “czysto” i po prostu zmieniła tylko leki. Powiedziała żeby chodził nadal do przedszkola, więc chodził. Pewnego dnia przedszkolanka zwróciła mi uwagę, że syn strasznie kaszle i dała mi do zrozumienia, że zarazi inne dzieci itp. Tylko, że on nie chorował strasznie tylko miał kaszel i nic więcej. Dziecko w domu szalało, ale ze względu na przedszkolanki nie puszczałam go przez kilka dni, bo gadałyby. Normalnie codziennie wychodził na dwór, jeździł na rowerze, biegał i tak dalej. I nic mu się nie stało.Teraz ma katar i nadal go puszczam, bo musi mieć kontakt z innymi dziećmi, a nie tylko z mamą. Polska to chory kraj.
Ilość komentarzy świadczy o tym, że to naprawdę gorący temat, wzbudzający wiele kontrowersji. Nie dotrwałam do końca w ich prześledzeniu – bo opinie się przewijają. Fakt jest jeden – potrzeba zrównoważenia i obserwowania dziecka. Post bardzo dobry – wyciągam lekcję dla siebie – jeszcze więcej dworu. Dziękuję :)
Post rzeczywiście bardzo interesujący i budzący wiele kontrowersji – niestety z drobnymi nieścisłościami:
1. “Każde kichnięcie czy kaszlnięcie jest doskonałym powodem do wzięcia zwolnienia i spędzenia z dzieckiem co najmniej tygodnia w domu” – skąd wówczas tyle zainfekowanych dzieci w przedszkolach, skoro to jakiś polski standard????? jedno drugiego się nie trzyma ;) gdyby tak było faktycznie, nasze dzieci nie przynosiłyby żadnych infekcji :)
2. “mamy pozostają z dziećmi w domu od momentu pierwszych objawów, do .. uwaga… ostatnich oznak choroby, jeśli trzeba, nawet 30 dni” – i to mówi mama 24 h na dobę 365 dni w roku? te 30 dni na zwolnieniu to pikuś ;)
Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia!
To moze ja sie wypowiem z punktu widzenia przedzkolanek – u nas w przedzkolu dzieci wychodzą na dwór CODZIENNIE (tak, tak pracuje w polskim przedszkolu), chyba ze pogoda jest naprawde niekorzystna – temperatura bardzo minusowa lub ulewa. W innych przypadkach nie ma przebacz. I teraz lećmy dalej, przedszkole położone jest na górce, więc non stop są tam wiatry a nasze dzieciaki przewiane. Rodzice przyprowadzaja maluchy z kaszlem oskrzelowym, wstretnymi zielonymi gilami na pol twarzy, biegunką, ospą i Bóg wie czym jeszcze. I dzięki temu nie jedno dziecko jest chore, tylko wszystkie. I nie tylko dzieci a przedszkolanki na które te dzieci cały dzień kaszlą i kichają również. Moj lekarz powiedzial mi ostatnio ze dorośli od dzieci sie zarazają ale w drugą stronę niekoniecznie. Także chciałabym pogratulować tym wszystkim mądrym mamom, które dzieci z grypą żołądkową posyłają do przedszkola! Świetny pomysł – skoro moje dziecko jest chore to niech inne też będą bo czemu nie, prawda? Moja mama natomiast pracowała w norweskim przedzskolu, i też życzę powodzenia, wiele rzeczy niestety jest poza wzrokiem rodziców – w ciagu dnia kiedy tych rodzicow nie ma , dzieci też chodzą zasmarkane, nikt im nosów nie wyciera ani tego nie sugeruje, prychają sobie nawzajem do jedzenia, a jak ktores spadnie na twarz na dworze i rozwali nos – to nic, przeciez zyje. Zadnej dezynfekcji, zadnej troski. Gorączka poniżej 40 stopni to nie gorączka. Rodzice zostawiają maluchy z ANTYBIOTYKAMI (a jezeli w Norwegii jest przepisany antybiotyk to jest naprawde powazna choroba), zapaleniem ucha wewnętrznego, anginą, szkarlatyną… JEżeli moi drodzy, chcecie zeby wasze dzieci przebywaly na codzien w takich warunkach, to świetnie, bede trzymać kciuki za WASZE zdrowie bo przeciez te maluchy przynoszą te wszystkie choróbska i bakterie do domu…
A już myślałam, że z niesmakiem napiszę “katar to nie choroba”, ale nie. Nie ma niesmaku. Zatem napiszę z przyklaśnięciem “Katar to nie choroba”! Dobrze, że nie tylko ja to wiem!
Marlena dobrze piszesz. Ja jestem malo wiarygodna nie mieszkajac w PL bo jak komukolwiek tlumacze to mi wmawia ze “trafily ci sie taki dzieci i tam jest inny klimat ” – a guzik bo jak patrze w kolo co sie dzieje w PL to nie o klimat chodzi. A dzieci ktore chorowaly w PL – przyjezdzajac tutaj nie choruja wogule bo rodzice przestaja na nie chuchac i dmuchac i robic z igly widly. Po pierwszym szoku w stylu “o matko jedza owoce brudnymi rekami, o matko nie maja czaki a wiatr wieje, o matko sa cale przemoczone bo 1,5 godziny siedzialy w kaluzy ” – przychodzi okres kiedy zauwazaja ze od tego dzieci nie umieraja a co gorsza nawet nie choruja i cale zycie zyli w bledzie :) A w dalszym ciagu tak jak piszesz to te same polskie dzieci :) I jak widac w PL tez to zdaje egzamin. Najlepsze jest jak slysze teksty typu : a oni nie maja rajstop pod spodniami ? a zapalenia uszu nie dostana … ? O matko a gdzie szalik !! :P Moja babcia to mowi ze patrzec na nich nie moze bo jej sie zimno robi :) Pozdrawiam
Jeśli chodzi o ten “alergiczny” katar to jest w tym dużo prawdy – w moim domu nie ma ani jednego dywanu, wykładziny czy chodniczka i syn w domu nie kaszle i nie ma kataru. Niestety w przedszkolu jest wykładzina, która ma ze 100 lat i pełno w niej roztoczy i innego syfu, dlatego nie ma się co dziwić jak po przekroczeniu progu przedszkola zaczyna się katar i kaszel…
Zdaniem naszej alergolog w wakacje te dywany itd. powinny być dezynfekowane. No ale cóż, nie wiem nawet czy są prane…
Mam dokładnie takie samo zdanie, katar to nie choroba, szkoda tylko, że potrafili z przedszkola co chwilę dzwoni, ze dziecko CHORE i trzeba zabrać.
Wez przestań… Ja tu w krótkim rękawku, chłopaki moje (1,5 roku) w cienkich bluzkach z długim rekawem (jak zawiało to zimno było), a obok dziecko w długiej bluzce, bezrękawniku puchowym i robionej na drutach czapce… ręce opadają…
AAAA kocham kocham kocham ten artykuł!!!! w końcu ktoś mnie rozumie!!! ja to mam wrażenie że na naszym osiedlu dzieci to wogóle nie wychodzą od wrzesnia do maja na podwórko i to jest straszne i tak samo jest w przedszkolu panie mówią ze zimą większość rodziców prosi żeby nie wychodzili na dwór…a przecież nie ma nic lepszego niż rodzinny czas spędzony na świeżym powietrzu.jak pada to ubieramy kalosze , pelerynki i śmigamy na dwór :-) cieszę się że jest jeszcze ktoś taki jak ja.pozdrawiam serdecznie!!!
Moje dwuletnie dziecko odkąd poszło do żłobka więcej przebywa w domu niż w żłobku. Niestety jeżeli wystąpiła gorączka dziecko do żłobka nie idzie, a może do niego wrócić jeżeli przedstawie zaświadczenie od lekarza – regulamin żłobka pod tym względem jest czytelny. I teraz wierzcie mi lub nie ale żaden lekarz nie chce mi wystawiać tego zwolnienia jeżeli mały nie ma gorączki ale kaszle i ma katar w konsekwencji czego zostaje w domu na dwa tygodnie. Nie podoba mi się to, do pracy chodzę ale muszę kombinować, żeby zapewnić synowi opiekę. Podsumowując – fakt, że dziecko zostaje w domu z katarem nie zawsze jest zależne od nadopiekuńczej matki, która chce siedzieć z dzieckiem na zwolnieniu w domu.
Ustalmy coś,katar to nie choroba każdy lekarz to powie. Gdy moja córka zaczęła przedszkole,zaczęły się walki z katarem. tak moja córka chodzi z gilem do przedszkola. Jeśli nie goraczkuje, czuje sie dobrze,ma humor i energię to tak idzie do przedszkola. A ja odbieram maile,że “dziś dziecko miało katar. .. ” może dzieci mniej by się zarażały gdyby panie w przedszkolu wychodziły częściej na dwór?? Druga sprawa żaden lekarz nie da opieki na dziecko,które ma katar! Mam zostać z dzieckiem,które ma katarek w domu? Ok jak długo? Na początku roku szkolnego nie było miesiąca bez kataru. Tydzień spokoju to był max. I czym mam pokryć to wolne od pracy zawodowej? Bezpłatnym urlopem? Najważniejsze jest dla mnie dziecko i jego zdrowie,jeśli jest chore nie ma zmiłuj rzucam wszystko i zostaje w domu,ale chore a nie zasmarkane. Poza tym jest też kwestia higieny,córka wie ze smarkamy w chusteczki a później myjemy ręce koniec kropka. Mówię o zwykłym katarze niczym poważnym.
no nie wiem co napisać. zgadzam się z autorką i nie. Syn ostatnio nie kaszlał a wydzielina mu zalegała, okazało się zapalenie oskrzeli. chodzi do przedszkola i średnio co dwa tygodnie choruje. nie biegam z byle katarkiem do lekarza ale zawsze daje mu czas i na początku sama go kuruje, jak już nic nie pomaga i jest gorzej to wtedy idę. na spacer to też ubieramy się według pogody, zawsze mam cos pod ręką jeśli zrobi się chłodno, starm się nie przegrzewać ale też i nie przechładzać więc każdy robi jak uważa
Bardzo fajny artykuł, właśnie dlatego przestaje powoli przyjeżdzać do polski, za dużo mnie to nerwów kosztuje ( mieszkam w Szwecji ) tylko kurcze problem jest dużo bardziej złożony, bardzo wiele czynników wpływa na to ze jest jak jest, pierwsze co musi sie zmienić to mentalność a z tym to jeszcze trochę zejdzie, no i warunki mamy gorsze bo po pierwsze w Polsce szczepi sie w pierwszej dobie, po drugie mało kobiet karmi długo piersią, po trzecie jest nas więcej niż szwedow, po czwarte mamy gorsze jedzenie i bardzo złe nawyki żywieniowe i często zero wiedzy o tym jak budować odpornośc dziecka ( przynajmniej w moich okolicach) no i co najważniejsze my Polacy lubimy sie straszyć i przewidywać co najgorsze dlatego dzieci na katar dostają antybiotyk co by nic poważniejszego sie nie rozwinęło, zakłada sie czapkę zeby nie przewiało uszów i w ogóle najlepiej do pieca na trzy zdrowaski. Po komentarzach widać ze te osoby które mieszkają za granica nie maja podobnych problemów, bo właśnie tutaj tak jest. Wiele razy przychodzi do nas dwulatek z zielonym gilem, który mu wycieramy bo po prostu niesmacznie sie na to patrzy i nigdy jeszcze mój synek tym gilem sie nie zaraził ale jak raz owy dwulatek rano zwymiotował to sąsiadka tylko z daleka pomachała i dziecka do nas nie puściła bo nie wiadomo czy to nie jakiś wirus. Szwedzkie dzieci sa tak zahartowane ze czasem to aż mi sie zimno robi jak na nie patrzę, mój maz twierdził na wiosnę ze przegrzewam ( synek w sweterku a ja w kurtce) myśle sobie, pewnie ma racje, ale w maju byłam dwa tygodnie w Polsce. Synek w krótkim rękawku, ze mnie pot sie leje a córka koleżanki w rajstopach, spodniach, bodziaku, bluzce z długim rękawem polarze i czapce. Wtedy zwątpiłam. Swoją droga gdyby moje dziecko dostało kataru to nie zabierałbym go w większe skupiska ludzi, nie ze względu na innych tylko ze względu na nie samo, bo dla mnie to znak ze coś osłabiło jego odpornośc i muszę znaleść tego powód, wzmocnić organizm, bo wiadomo ze choroba atakuje osobniki słabsze. Wydaje mi sie ze wiele osób traktuje chorowanie jako coś super normalnego, a tak nie jest. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu tak jak na jakość powietrza, nie da sie uniknąć tez całej chemii ale jak widzę te wszystkie dzieci które od rana zapycha sie parówkami, białymi bułkami i niewyobrażalnymi ilościami cukru a potem słyszę ze juz trzeci antybiotyk w tym roku to wszystko mi opada. Nikt nie czyta etykiet na produktach, naturalne metody leczenia to średniowiecze a z apteki można wyjsć z dwoma siatkami syfiastych syropkow. Dziecko nie może normalnie przechorowac choroby tylko pierwszego dnia gorączki faszeruje sie go wszystkim czym sie da, lekarze widza wszędzie śmiertelne choroby i tak o. W Szwecji na wszystko jest paracetamol i nic innego w aptece nie dostaniesz i jakoś dzieci maja sie całkiem dobrze. Ale zeby tak było w Polsce to jeszcze trzeba poczekać…
w moim przedszkolu na zebraniu pani dyrektor wrecz rozkazala innym rodzicom zwracac uwage na to ze inne dziecko jest chore i rodzic ma zabrac je do domu. tak wiec zeby nie byc obrzucona obelgami moje dziecko po dwóch pierwszych dniach przedszkola zostalo w domu gdyz w moim przedszkolu nie preferują chorych dzieci co innego wychowawca zasmarkany przeciez dorosly nie zaraza dzieci wg pani dyr. i on nie powinien zostac w domu tylko dziecko ktore ma lekki katarek. jestem wrogiem takiego myslenia moje dziecko nigdy nie chorowało a teraz zostaje w domu bez mozliwosci wzmacniania odpornosci …
Witam,
Może w jakiejś liczbie przypadków jest tak jak pani opisuje. Ale mój syn jest przykładem na to, że to generalizacja. Ma trzy lata. W życiu przeziębiony był 3 razy (katar, kaszel), tylko raz miał gorączkę. Nie chorował, nawet wtedy gdy cały dom chorował. Pomiędzy ostatnimi przeziębieniami minęło ok. 1,5 roku. Nigdy nie dostawał antybiotyków, nigdy nie przegrzany. Na dworze do 8 godzin dziennie. Czy deszcz, czy już ciemno, czy wicher, czy mróz, czy śnieg wychodzimy na dwór. Jak powietrze jeszcze chłodne, ale świeci Słońce to bez czapki. Żadnych puchatych kurtek jesienią i wiosną. Nie raz cały przemókł na deszczu, ogrzany po powrocie do domu, nigdy po tym nie chorował. Poszedł do przedszkola i co? Chory po dwóch dniach – dwa tygodnie siedzenia w domu, po pierwszych trzech dniach w przedszkolu po chorobie znów chory. Jedyny powód takiego stanu rzeczy, to tylko zarazki, które przynoszą chore dzieci do przedszkola.
Hmmm… O jakich chorych dzieciach w przedszkolu jest mowa? O takich, które są ewidentnie chore (stwierdzone przez lekarza) i rodzice dla wygody, bądź z przymusu posyłają do przedszkola, czy takie jak moje, które od dwóch tygodni kaszle, ma lekki przezroczysty katar i po dwóch wizytach u lekarza stwierdzono brak choroby, nawet nie przeziębienie,a prawdopodobnie wynik suchego powietrza w przedszkolu i wysokiej temperatury (katar), a kaszel od kataru. Oczywiście dziecko do obserwacji, bo w takich warunkach podobno krótka droga do poważnego przeziębienia lub choroby. I co z mamami, które podważają opinię lekarza i twierdzą, że nie dbam o dziecko i powinnam się udać do lekarza, a jak mówię, że byłam tydzień temu patrzą jakbym je okłamywała :) Dodam, że kaszel po dwóch tyg. nie nasila się, a maleje. Niestety w domu zakaszle raz czy dwa, a w przedszkolu podobno często. Prowadzać czy nie?
Oczywiście ja prowadzam jeśli kaszel i katar nie jest wynikiem choroby (po konsultacji z lekarzem) i córka nie gorączkuje. (odp. na swój komentarz, ponieważ nie potrafię edytować wcześniejszego :)
Mój synuś jest chorowitym dzieckiem. Ma teraz 4 latka. Już od 6 miesiąca życia częstobył na antybiotyku. A wszystko zaczynało się, jak zwykle, od kataru :) Przeważnie z kataru były zapalenia oskrzeli. Myślałam, że jak będzie troszkę starszy to się to zmieni. Przechoruje swoje, potem pójdzie do przedszkola to z czasem przestanie chorować, ale w przedszkolu dopiero się zaczęło… Non stop na antybiotyku. Tera już drugi rok go posyłam. W czerwcu 2016 dostał antybiotyk, a latem wzięłam się za jego odporność. Ograniczyłam słodycze. Warzyw nie je, więc serwuję mu je w zupach ( codziennie zupa), 2 razy dziennie owoce, mięso ograniczyłam i mleko też ( ponoć zaflegmia dziecko). Obowiązkowo włączyłam do diety kaszę jaglaną. Staram się dawać zamiast kupnych soków herbatę ,wodę. I więcej jestem na dworzu. Latem byłam cały czas prawie i mały biegał bez czapeczki (tej co ma chronić głowę przed słońcem) chyba że było bardzo duże słońce. Przestała smarować go kremami z filtrami (zażywał więc kąpiele słoneczne z dużą porcją witaminy D). Dziecko, jak wspomniałam drugi rok uczęszcza do przedszkola, końcem listopada dostał dopiero antybiotyk na katar ropny. PIERWSZY W TYM ROKU PRZEDSZKOLNYM. A i tak żałuję, że nie spróbowałam przeczekać , spróbować mu bardziej rozrzedzać wydzielinę Wzięłam skierowanie też do laryngologa, która powiedziała mi , że mam stosować dobre odżywianie ( warzywa, owoce, mało słodyczy), ograniczać białko w jedzeniu i unikać chemii. Dowiedziałam się też, że katar ropny to niekoniecznie chore zatoki. Zaczęłam podawać wit D w kropelkach i krople probiotyczne, bo synuś nie je kiszonek (tak tak odporność jest w jelitach). Posłałam go zdrowego ( po antybiotyku) do przedszkola . Po tygodniu zaś katar ropny, ale w międzyczasie zjadł tonę słodyczy, bo był Mikołaj i podostawał, zaczął zaś pić mleko i kręcić nosem na zupy itd. No i też często siedział w domu( mało z nim wychodziłam na dwór( mój błąd), a w przedszkolu zimą nie wychodzą na podwórze , więc kiszą się w sali te dzieciaczki. No i poszłam po rozum do głowy. Dałam dziś probiotyk, ubrałam lekko i na dwie godziny na dwór ( ze stanem podgorączkowym poszłabym też). Mały wrócił, gorącą herbatę mu zaserwowałam, dostał na łyżce sok z cytryny, wygrzałam go, ściągnęłam mu mokre skarpety, gil poszedł z nosa, a wcześniej nic nie pomagało na ruszenie tego kataru ropnego z noska i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mały przestał smarkać ciągłe i ciągnąć wciąż nosem. Dalej ma coś w środku, ale jutro poślę go do przedszkola. Lekko ubiorę, podam sok z cytryny, wit. d i probiotyk. I będę obserwować go. Jak zacznie gorączkować , mocno kaszleć to na kontrole lekarską. Ale z pewnością rozejdzie się po kościach. Niestety, ale większość mam, tych co nie chuchają na dziecko, robi bardzo dobrze. Bez odporności nasze dzieci będą ciagle chorować i trzeba je posyłać do przedszkola i w miejsca gdzie dużo bakterii wirusów. Jak widać jeden dzień zmiany w moim podejściu do dziecka i mały oddycha lepiej, nie ma już takiego strasznego kataru ropnego. Dodam na koniec, ze leczyłam zęby niedawno i dostałam antybiotyk , który zażywałam prawie dwa tygodnie ( nie miałam wyjścia bo wdało mi się zapalenie okostnej więc musiałam, normalnie nie zażywam antybiotyków na kaszle katary goraczki i inne choroby . Robię to tylko przy zębach. Odporność potem miałam bardzo słabą i co chwila byłam chora. Na koniec zachorowałam na zatoki na 3 tygodnie. Brałam tylko probiotyk. Katar minął od tego czasu ani razu nie zachorowalam. Probiotyk= zdrowe jelita= odpornośc= brak chorób. Polecam zimny chów, duzo przebywania na świeżym powietrzu, dobrą dietę i zażywanie probiotyku dla dzieci oraz puszczanie maluchów w świat zarazków tych największych, czyli do przedszkola. Inaczej dziecko nie nabędzie odporności. Będzie ciągle chore. Katar jest czymś normalnym u dziecka i to właśnie przez te moje chuchanie w pierwszych latach życia synka ciągle mały chorował, a każdy katar zamieniał się w coś poważnego teraz jest inaczej. Antybiotykom mówię STANOWCZO nie, wspieraniu odporności tak.
Powiem tyle…mój 2letni syn chodzi do żłobka odkąd skończył 11 miesięcy. Nie posyłam go do żłobka z gorączką, napadowym kaszlem, biegunką itp czy jak widzę, że jest osłabiony. Katar to dla mnie nie jest powód do tego by zostawał w domu i chodzi do żłobka, dziś poszedł z katarkiem i odrywającym się kaszlem. Wczoraj byliśmy kontrolnie u pediatry i osłuchowo ok, ładnie się odrywa kaszel, gorączki brak…nie widzę naprawdę powodu, żeby takie dziecko trzymać w klatce. Mam wrażenie, że niektórzy rodzice najchętniej by tak zrobili. Uwierzcie mi, Wasze dzieci mogą “złapać” choróbska wszędzie – w autobusie, w sklepie, kościele czy Wy sami nieświadomie możecie im też coś przekazać, bo możecie akurat być nosicielami jakiegoś wirusa…mam wspaniałą pediatrę, która również powtarza, że jedynym przeciwskazaniem do wyjścia na dwór jest gorączka, chyba, że bardziej chore to ogromny mróz czy wiatrzysko. Nie przesadzajmy… i zaznaczam, mi nie chodzi oto, że muszę wziąć L4, mam o tyle komfortową sytuację, że mąż pracuje na zmiany i często może zostać z synem, mamy też na miejscu dwie babcie i dziadka. Myślę, że naprawdę należy się kierować zdrowym rozsądkiem. Nasz synek złapał coś w weekend, po prostu się przeziębił. Robiliśmy inhalacje, został w domu poniedziałek i wtorek i dziś (środa) poszedł do żłobka…jak muszę to naprawdę zostawiam małego, jak go coś pobiera to przetrzymuję parę dni na obserwacji, ale bez przesady. trzymajcie swoje dzieci pozamykane i odizolowane od reszty świata wtedy na pewno nabiorą odporności!
Ja jestem jak zwykle zwolenniczką wypośrodkowania. Da się, na prawdę :)
Jeśli chodzi zaś o komentarze i przykłady z zagranicy: nie wyobrażam sobie z chorobą typu angina chodzić do pracy, bo zwyczajnie nie mam wtedy na nic siły i w życiu nie posłałabym dziecka z anginą do przedszkola. Uważam, że przesada w każdą ze stron jest zła, a w tym przypadku wręcz szkodliwa.
Temat rzeka. Już widzę minę szefa jak matka poraz kolejny bierze wolne na katar dziecka.
No w końcu ktoś myślący. Popieram w 100 % ?
nie, sam katar to nie choroba, ale objaw, że coś w organizmie nie jest tak.