Bez dzieci, bez męża… i to w Paryżu!

Mój obecny lifestyle jest mocno uporządkowany. Jestem mamą dwójki dzieci, żoną, posiadaczką uroczego domu, na wsi w centum miasta. Pracuję z salonu, dużo i intensywnie jednak w konkretnych, ustalonych przez siebie ramach. Czasami mam wyjazdy, główne jednodniowe i do stolicy. Nic nader angażującego. Choć do Perfekcyjnej Pani Domu w koczku i fartuszku mi daleko, nasze życie ma spokojne koleiny, które wszyscy lubimy i czujemy się w nich komfortowo. Ja czuję się w tym komfortowo.
Nie zawsze tak było…
Kiedyś potrafiłam wziąć plecak, pomachać ręką i wyjechać na inny kontynent. Do tej pory się zastanawiam jak ja tam nie zginęłam. Pierwsza taka podroż, pierwszy w życiu lot, samodzielna przesiadka we Francji. Potem szkolenie w Nowym Jorku, gdzie już nikt nie mówił po polsku. Następnie dostałam w rękę bilet do Las Vegas, znowu z przesiadką gdzieś tam i o północy zawitałam do obcego miasta, czekając na zupełnie obcych ludzi. Z łamanym angielskim, bez telefonu i ze stówką dolarów w kieszeni. Postanowiłam, że opowiem Wam jednak tę historię,pewnie podzieloną na części, zachęcona przez Segrittę. Choć wciąż korci mnie, czy nie zatrzymać jej na wydanie papierowe. Może…
Ale jeszcze nie dziś… Nie teraz.
Wspomnienia wracają zawsze kiedy podróżuję w stylu innym, niż lot czarterowany z dokładnym planem wycieczkowym, gdzie nie ma miejsca na niewiedzę, zmuszającą do podpytywania, nie ma możliwości gubienia w przebajecznych uliczkach i rozmowach z tubylcami. W opcji all in brakuje też jedzenia w lokalsowych knajpkach, poznawania smaków, faktur, ludzi. Z tym wiecznym dreszczykiem emocji, obolałymi nogami i debetem na karcie lub dziurą w kieszeni. Przekraczaniem swoich granic, wstydu, bólu, odwagi, umiejętności lingwistycznych, bycia sobie własnym google mapsem. I na końcu duma, zachwyt i defragmentacja mózgu, aby równiutko poukładać te wspomnienia.
Wszystkie te przemyślenia powróciły dzięki ekipie poniżej.
Moim głównym kompanem była Małgosia, dzięki której w ciągu trzech dni śmiałam się tyle razy, że obawiałam się o spadek szczęk z zawiasów. Albo mi znikała (dosłownie i w przenośni) albo rzucała takimi przemyśleniami, że po minucie milczenia, patrząc sobie w oczy, wybuchałyśmy śmiechem zagłuszają oklaski w samolocie. Złota dziewczynka z którą można pogadać o drugiej w nocy, dobrze się wyspać (bo nie chrapie i nawet się nie turla po łóżku ;)), ale też przejść 20 km. po Paryżu, choć co rano będzie upierała się, żeby nałożyć szpile na 12 cm obcasie. Ma główną zaletę – brak ciśnień, parcia, obgadywania, porównywania i innych nieprzyjemnych cech od których aż gęsto w blogosferze.
No i jak nikt inny wygląda z wyrzynarką w dłoni —> TU, przyznajcie same.
Sam event Efluent5, po raz pierwszy w międzynarodowym składzie miał kilka mocnych stron. Po pierwsze prestiż – wybrano tylko kilka osób z naszego kraju i kilkaset z całej Europy. Po drugie – Paryż. Cokolwiek by tam od nas nie wymagali to był Paryż i nic tego nie zmieni. Po trzecie – bezdzietny, biznesowy wypad z koleżankami – bezcenne. Po 4 – 5* hotel, targi, impreza na łodzi pływającej po Sekwanie, międzynarodowe towarzystwo to miła odmiana dla dresu przez komputerem w domu.
Wracając jednak do ekipy. Jak to rzekła Seg “nie sądziłam, że będę bawiła się z Wami aż tak dobrze”. Też nie byłam tego pewna, jednak tuż po tym jak obcasy zamieniłam na eskimoskie sneakersy, lody puściły i stałyśmy się najlepszą ekipą turystyczno – zwiedzającą. Przeszłyśmy z tysiąc kilometrów, robiłyśmy zakupy, rozmawiałyśmy przy grzanym winie, po raz pierwszy i drugi i zupełnie niechcący, trzeci, aż każda podzieliła się jakąś historią ze swojego życia. Rozmowa, ludzie, zapach baru, pęd miasta i oddech Paryża, to wszystko sprawiło, że drugi dzień mam depresję poprzyjazdową. Próbowałam się ratować wcześniejszym odebraniem dzieci z placówek, wegańskim obiadem i oglądaniem ‘Trudnych spraw” pod mięciutkim kocem, ale nie pomogło. Szczęśliwie za 2 tygodnie lecimy na wakacje!
CDN…
super płaszcz! gdzie kupiłąs?
Zara
Ach! Do twarzy Ci z Paryżem! <3
Ach ten Paryz!! Bylam kilka razy, ale zawsze bedzie mi sie kojarzyl z tym pierwszym razem, kiedy jako mlode dziewcze bedac w uk bezgranicznie zakochalam sie w pewnym Franzucie i to on porwal mnie do Paryza.
A z tym samodzielnym wyjazdem do usa rozumiem Cie doskonale, bo jako 19latka wyjechalam do uk, bez jezyka ang zupelnie, w nieznane, do obcych ludzi, ktorych pierwszy jezyk tez nie byl angielski i ten kilku miesieczny wyjazd byl dla mnie prawdziwym wyzwaniem, ale dzieki niemu opanowalam ang w ciagu 5 mcy:) Btw teraz Anglia dla mnie to jak drugi dom, mimo ze dawno juz tam nie mieszkam.
A ze stanami tez przezylam wielka przygode, bo tuz po obronieniu magisterki wsiadlam w samolot do NY, z przesiadka w Lisbonie, gdzie okazalo sie byl strajk na lotnisku i samolot opozniony o 9h! (jedyny plus zwiedzilam Lisbone). Caly plan docelowego dojazdu (Connecticut) legl w gruzach, gdyz ladowanie na JFK bylo po polnocy. Po odprawie terminal opustoszal, jedyni ludzie jakich poznalam podczas lotu z Polski (dwoch mlodych POlakow) sie zmyli, nie zainteresowalo ich czy bede ok. Na szczescie z pomoca przyszedl poznany na pokladzie mlody Francuz, mial zabukowany hotel na Manhattanie i z dusza na ramieniu pojechalam z nim w nieznane. Na szczescie wszystko sie dobrze skonczylo, moja intuicja jak zwykle mnie nie zawiodla, a na drugi dzien wsiadlam do greyhounda (juz w srodku doznalam szoku patrzac sie na wspolpasazerow, kto jezdzil ten wie o co chodzi;)) i pojechalam w kolejna podroz, podroz mojego zycia, poniewaz gdzies tam jak sie okazalo byl juz moj przyszly maz, o ktorego istnieniu nie mialam wtedy pojecia:))
:):) Jak się cieszę, że opowiesz o swojej historii z podróżą do USA. Podziwiam już za odwagę… – Twoich rodziców!;) Fajnie się Ciebie ogląda na łamach bloga!:)
Bajeczna relacja <3 Dobrze, że już jesteś. Egoistka ze mnie :)
Ja byłam kilkakrotnie przed narodzinami córki (ma 2,5 prawie) i tęsknię. zazdroszczę babskiego wypadu i zakupów i przedświątecznego klimatu w Pari. Nigdy w tym okresie nie byłam. Cudne miejsce. Szczęśliwie mamy tam znajomych wiec w końcu wrócimy.
Na opis Twojego pobytu w USA czekam od dawna, porównanie sposobów wychowywania tam dzieci.
Piękny ten Paryż na Twoich zdjęciach.
MM, wyglądasz tak … zupełnie inaczej na tych fotach z Paryża :) Tak.. jak nie mama :) Na zdjęciach z dziećmi też świetnie wyglądasz, ale tu wymiatasz :) Całkowita naturalność, super !!
Piękna gra słońcem i atmosferą kafejek/ulic Paryża.
Zdjęcia zachęcają do odwiedzin…a ja pospacerowałam
sobie trochę po tym magicznym mieście.Dzięki.
Rewelacyjnie spędzony czas w rewelacyjnym towarzystwie!
Piękne masz te zdjęcia zza szyby:)
Achhh ten Paryż … Tylko pozazdrościć …
super Paryż super Ty :-) Skąd sukienka?
Jestes bardzo fotogeniczna.Jakim aparatem robisz zdjecia?