Parenting

Szczepienia? Na zdrowie!

Szczepienia? Na zdrowie! 01


Kiedy zostałam mama po raz pierwszy, świat macierzyństwa wyglądał zupełnie inaczej. Sama się uśmiecham pisząc to, jako, że minęło zaledwie 10, nie 20, czy 50 lat. Jednak kiedy wchodziłam na matczyne drogi, nie istniało wiele obecnie modnych i oczywistych pojęć. Na przykład nie było blogów parentingowych ;). Wiedzę czerpało się od mamy, z książek i for internetowych. Nie istniała większość firm hand- made, które obecne są w Waszych szafach. Synka ubierałam w sieciówkach, a szczytem stylu był outfit z Next’a. Nie trzeba było jeszcze karmić BIO i BLW, ale ja już starałam się ograniczać mu cukier, choć wiem, że popełniłam wiele błędów. Większość mam jeździło wózkami, ale rodził się już silny nurt chustonoszeniaków. Nie było także super silnej fobii społecznej na temat szczepionek… Więc i tu nie miałam dylematu. Więcej! Rodzice zachęcani byli, do stosowania szczepionek 5 lub 6 w 1, żeby oszczędzić bólu dziecku oraz do dodatkowych płatnych, jeśli tylko rodzica na to stać.

Jak to było z Maksem

 

Maks został zaszczepiony szczepionkami 5w1, na rotawirusy oraz pneumokoki. Szczepienia znosił na luzie, nigdy nie zagorączkował. Rozwijał się pięknie, a jego zdrowie… Sami wiecie, jako, że bloguję więcej niż pół jego życia, że to dziecko o odporności kosmicznej! Nigdy nie zaliczył – prócz ospy – żadnej choroby z którą musiałabym iść do lekarza. Nigdy nie brał leków, antybiotyków i tym podobnych. Końskie zdrowie, super inteligencja… No dziecko ideał.

Natomiast z Lenką…

 

Kiedy więc pojawiła się Lenka chciałam iść tą samą drogą, aby stworzyć Maksia 2.0 w wydaniu żeńskim. Miałam tylko poprawiać po samej sobie. Na przykład dłużej karmić piersią, lub rozszerzać dietę metodą BLW. Niestety nie wszystko szło po mojej myśli. Lenka była wcześniakiem, a nastroje społeczne szły w kierunku silnej paniki szczepionkowej. I przyznaję, że – jako troskliwa mama, bio, eko, pro natura – uległam nastrojom. Kiedy moje dziecko zapłakało po doustnej szczepionce na rotawirusy, byłam pewna, że to reakcja poszczepienna i już prawie jechałam z nią na pogotowie. Wiedza jest wspaniała, ale w sytuacji kiedy masz na rękach nowe, maleńkie życie, sprawia, że rodzi się przeogromny strach i panika.

Postanowiłam załatwić Lence u neurologa zaświadczenie o rozdzieleniu szczepionek na pojedyncze oraz opóźnieniu cyklu szczepiennego. Mało rzeczy w życiu tak żałuję… Kułam tego dzieciaka praktycznie co 2 tygodnie, non stop! Co się nachodziłam do przychodni to moje. Co nasłuchałam krzyków Lenki… to moje. I Jej. Ciągnęły się te szczepienia pół Jej życia, bo non stop mieliśmy coś zaległe.

W końcu Lenka, mając ok rok, zachorowała na zapalenie ucha. Byłam strasznie zbita z topu. Moje dziecko 2.0, chore?! Przecież wszystko robiłam tylko lepiej. Karmiłam piersią na żądanie, warzywami bio ze straganu, nosiłam w chuście.. Co poszło nie tak? Lenka dostała antybiotyk. Był to dla mnie wielki szok, choć tabletki były całe 3, ale traktowałam to jak jakąś porażkę rodzicielską. Po trzech miesiącach uszko znowu zaczęło boleć. Ręce mi opadły, poszłam do lekarza, a tam.. przechodzone zapalenie płuc.

Pamiętam jak szłam z Lenką ulicą i beczałam… I wtedy mi się przypomniało.. Lenka wciąż nie była zaszczepiona na pneumokoki! Postanowiłam wyleczyć ją i jak najszybciej podać szczepienie. Oczywiście to mogło być coś zupełnie innego. Ale tak sobie wmówiłam i jak tylko Lenka wyzdrowiałą zaszczepiłam ją – za darmo, jako, że była wcześniakiem – na pneumokoki.

I wtedy stał się cud. Moje dziecko całkowicie przestało chorować. Od czasu szczepienia nigdy nie miała już zapalenia ucha, płuc lub poważniejszego zapalenia gardła. Nigdy nie brała antybiotyków, lub poważniejszych leków. W obecnym sezonie, tak jak w poprzednim nie opuściła ani jednego dnia zw. na choroby.

Wnioski?

 

Wnioski? Czy podziałała szczepionka? Nie wiem, same oceńcie. Jaka jest szansa, że to przypadek? Gdybym nie przeszła tej historii na własnej skórze, to i mi trudno było by uwierzyć. Ale wiecie co mówią badania kliniczne i obserwacyjne? Wykazały, że wśród dzieci, które przeszły kompletne szczepienie szczepionkami skoniugowanymi doszło do zmniejszenia częstości zachorowań na inwazyjną chorobę pneumokokową, zapalenie płuc, zapalenie ucha środkowego, a także zmniejszenia częstości nosicielstwa pneumokoków w jamie nosowo-gardłowej. Dokładnie jakby opisywano nasz przypadek.

Problem zapobiegania zakażeniom pneumokokowym został dostrzeżony przez Ministerstwo Zdrowia w 2016 roku. Decyzją resortu postanowiono włączyć do kalendarza szczepień obowiązkowych od początku 2017 roku szczepienie przeciwko pneumokokom dla wszystkich dzieci, nie tylko wcześniaków. Każdemu dziecku urodzonemu po 31 grudnia 2016 przysługuje bezpłatna szczepionka. Niestety resort nie zdecydował się zaoferować w ramach refundacji najskuteczniejszej zdaniem wielu ekspertów szczepionki, która chroni przed zakażeniem 13 szczepami (fachowo zwanymi serotypami) pneumokoków. Wybrano preparat 10-walentny, chroniący przed 10 szczepami. Jak wyjaśnia np. Profesor Ewa Bernatowska z Centrum Zdrowia Dziecka, przewaga szczepionki 13-walentnej nad szczepionką sanepidowską (10-walentną) polega na tym, że chroni ona dodatkowo przed szczepami: 3, 6 i 19A, z których pierwszy i trzeci odpowiadają za największą liczbę zgonów w naszym kraju. Dodatkowo szczep 19A charakteryzuje się wyjątkową odpornością na antybiotyki, co czyni z niego bardzo trudnego przeciwnika dla współczesnej medycyny. Obowiązku szczepienia można oczywiście dopełnić szczepionką 13-walentną, ale trzeba za nią zapłacić z własnej kieszeni.

Przed zaszczepieniem dziecka warto porozmawiać z lekarzem-pediatrą prowadzącym dziecko. Ma on obowiązek poinformować o przebiegu szczepienia, możliwych powikłaniach a także preparatach, za pomocą których można zaszczepić dziecko.

Więc kiedy wielokrotnie pytałyście mnie o szczepienia dodatkowe, odpowiadałam zgodnie z prawdą – moje dzieci są zaszczepione i szczepienia mogę Wam tylko polecić, szczególnie po historii, którą przeszłam z Lenką.