Córeczkę mieć – #najlepiej!
Córka, córcia, córeczka.. Moje marzenie odkąd w mojej głowie pojawił się zalążek pomysłu na bycie mamą. To o niej myślałam, wizualizowałam będąc we wszystkich trzech ciążach. Za trzecim razem się udało. Spełnienie marzeń! Maleńka kobieta. Zachwyt, emocje, zalewająca radość. Choć była to ciężka ciąża i cudem pojawiła się na tym świecie dzięki matczynej intuicji (KLIK), każdego dnia upewnia mnie w przekonaniu, że było warto.
Jest coś magicznego w posiadaniu córki. Jej wrażliwość, gesty, pokłady emocji, bardzo szybko różnicują ją od równie cudownego, acz bardzo innego synka. Jest taki magiczny gest, który robią dziewczynki, który zmiękcza serce, mianowicie sposób w jaki odgarniają włosy z buźki. Wszystkie robią to urzekająco i cudownie. Ale od pieluch widać tę delikatność w ruchach, intensywność wybuchów emocji, zalewy miłości i błysk w oku.
Wydaje mi się, że ludzie upraszczają tę chęć posiadania dziewczynki do ‘strojenia i przebieranek’. Owszem, nie ukrywam, w przypadku małych kobietek pole do popisu w kwestii mody i ubierania jest większe. Jednak to promil, ułamek wszystkich darów jakie niesie ze sobą córka. Jest ona głównie nauczycielem. Prowadzi nas matki, przez świat, który po części już znałyśmy. My też byłyśmy córkami. Doświadczałyśmy więzi z naszymi mamami, lub jej braku. Odczarowujemy historię każdym słowem i gestem. Odwzorowujemy to co dobre, poprawiamy słabe wzorce. Odnajdujemy sobie pokłady spokoju lub złości. Każdego dnia pracujemy nad sobą i tą relacją. To jak darmowa psychoterapia.
Półtora roku temu napisałam Wam tak: “Na styku lata i jesieni roku 2014, Lenka po raz pierwszy wpadła w głęboki tunel nie radzenia sobie z własnymi emocjami zwany buntem 3-latka. Pierwsza scena czy histeria była spektakularna. Lenka krzyczała tak, że brakowało jej oddechu, wiła się po podłodze i waliła łapkami o ziemię. Potem wstawała, biegła przed siebie i padała znowu. I wtedy, kiedy po raz pierwszy obcowałam z takim zachowaniem mojego dziecka stała się rzecz dziwna. Poczułam jej ból. Wiem, brzmi to co najmniej dziwnie czy śmiesznie, ale ja naprawdę w chwili skumulowania się empatii niejako mogłam dotknąć jej cierpienia. Tak, cierpienia, związanego z faktem totalnego nie radzenia sobie z tym co się z nią w danej chwili działo. I ta sytuacja miała dla mnie wymiar tak głęboki, że kucnęłam obok niej i … czekałam. Bez grama złości, bez … nie wiem, wstydu? Tylko z ogromnym zalewem miłości i chęcią pomocy jej. Czekałam. Po kilku minutach Lenka podeszła i powiedziała “przytul mnie mamusiu”.
To wydarzenie wpłynęło na wszystkie inne podobne historie które zadziały się i dzieją się nadal w naszym domu. Uczę tego męża i rodziców oraz koleżanki. Dziecko w czasie ‚histerii’ nie robi nam na złość. Nie jest złe, niegrzeczne czy niedobrze wychowane. Ono najzwyczajniej w świecie nie umie opanować zalewu emocji danej chwili. Ono niejako cierpi (kobiety mogą sobie przypomnieć powódź emocji w czasie pms-owej kłótni z mężem… czy czujecie wtedy radość i satysfakcje czy raczej wewnętrzne katusze… a teraz pomnóżcie to raz 100, bo dziecko nie zna odpowiedzi na tyle pytań co Wy).
Nasze zadanie nie ma sprowadzać się do dania mu klapsa czy zamknięcia w pokoju, tylko do poradzenia sobie z emocjami – z żalem, złością, smutkiem. Czasami poprzez przeczekanie. Czasami przez przekierowanie (np agresji… w bezpieczne miejsce). Z ogromną dawką miłości i nienatarczywej bliskości (‘jestem obok, jeśli masz ochotę, mogę cię przytulić lub wziąć na ręce… albo porozmawiać o problemie).
Ta miłość i empatia pomoże Wam zachować spokój. Uwierzcie mi na słowo, większego pieniacza i krzykacza niż ja, to ze świecą szukać. Jednak w takich sytuacjach, bliżej mi nieznanym sposobem zachowuję spokój. Właśnie przez to współodczuwanie. Mam siłę znieść każde durne spojrzenie moherowej pani z warzywniaka. Mam siłę stać w centrum handlowym obok mojego krzyczącego i wijącego się dziecka i po porostu czekać. A ona już wie, że świat się nie zawali i to co w niej buzuje, minie. Dzięki temu sytuacje zaczęły znacznie się skracać i pojawiać co raz rzadziej. Wciąż tam są. Wciąż wiemy, że obcujemy z odpalonym dynamitem, jednak codzienność nauczyła nas i ją, że umiemy wybrnąć z trudnych sytuacji… Razem.” —> (cały Wpis “Bunt na pokładzie” TU)
Tak oto Leniusza stała się moim nauczycielem. Czasami mi się ten spokój wymyka. Staję wtedy z boku i obserwuję co się zadziało, że tracę opanowanie i radość z chwil spędzanych z nią. Zazwyczaj problem tkwi we mnie. Staram się wtedy więcej odpoczywać, dbać o relaks i czas spędzony z książką w kąpieli i idylla powraca.
Wracając jednak do mody. W tej dziewczęcych porywach emocji, Lenka uwielbia wyglądać tak jak mama. Piszczy z radości kiedy mamy takie same ubrania lub jakiś element garderoby czy biżuterii. Kiedy otrzymałyśmy od marki Coccodrillo produkty z nowej linii biżuterii – projektu Ani Kruk for Coccodrillo – z przyjemnością zgodziłyśmy się je Wam pokazać! Mamy kolekcję jaskółeczek, ja w wersji bransoletka + wisiorek i Lenka- bransoletka, łańcuszek + kolczyki (które przechwyciłam ja ;)). Takie małe drobiazgi, rzeczy tylko dla nas, jeszcze bardziej zbliżają nas do siebie.
Wszystkie ubranka jakie ma na sobie Lenka powyżej, są marki Cocodrillo :)
Nie tylko dla mam córeczek, mamy KONKURS!
Odpowiedzcie w komentarzu na pytanie: czego Was uczą Wasze dzieci każdego dnia i jak pomagają się Wam rozwijać? :)
Czekają na Was 3 bony po 100zł na zakupy do Coccodrillo!
Konkurs trwa do 04.11.2016, zaś wyniki na blogu pojawią się 06.11.2016 w tym wpisie.
NAGRODY OTRZYMUJĄ:
1. Katarzyna za komentarz:
“Witam! Jestem mamą 3 dzieci. Po raz pierwszy mamą zostałam mając 23 lata. Ciąża planowana, wszystko miało być jak z książki- jednak za nim urodziłam pierwszą córkę przeczytałam kilkanaście książek dotyczących macierzyństwa, dokupywałam również czasopisma poświęcone wychowaniu. Chciałam być przygotowana w 100% na przyjście córki, musiałam przecież być najlepszą mamą na świecie. Moje plany jednak i całe te przygotowanie poszło gdzieś w świat z chwilą, kiedy lekarka oświadczyła mi że ciąża jest zagrożona i natychmiast trzeba robić cesarkę. Miał być poród naturalny, a tu niespodziewanie coś takiego do tego, córeczka urodziła się z niską masą urodzeniową- dzięki Bogu, że była zdrowa, szybko nadrobiła wagę i nie trzeba było się przejmować. Córeczka nauczyła mnie, że przy dzieciach nie należy wychodzić z planami dalej niż o jeden dzień. I nie należy przejmować się drobnostkami, bowiem tak najbardziej w życiu liczy się rodzina i zdrowie. Po nie dłuższym czasie u córki stwierdzono poważną dysplazję biodra. Zaczęły się wyjazdy do specjalisty, męka dla dziecka podczas zakładania rozwórki Koszli czy poduszki, która miała doprowadzić panewkę na swoje miejsce. Miesiące płaczu, nieprzespane noce. Nauczyłam się doceniać noc za odrobinę snu, dzień za uśmiech córki, którą widziałam radosną obserwującą przyrodę leżącą w wózku. Cierpliwość i systematyczność, którą sobie wypracowaliśmy wspólnie zaprocentowała, że córka wyszła z tego i obyło się bez operacji. Pomimo jej buntu, robiliśmy wszystko co nakazał lekarz i udało się. Córeczka nauczyła mnie uważności, większego planowania i przykładania większej uwagi do czasu- co masz zrobić jutro zrób dziś wpisało mi się w krew. Za rok urodziłam kolejną córkę. Tu ciąża nieplanowana, ale dzięki wierze wszystko skończyło się dobrze. dziewczynki razem wzięte nauczyły mnie bacznej obserwacji sytuacji, dodały większego Powera w moje życie, pokazały, że macierzyństwo książkowe znacznie różni się od tego w rzeczywistości, bo każdy człowiek jest inny, dzieci są inne i z innym charakterem i do każdego dziecka trzeba podejść indywidualnie. Kiedy zaś pojawił się synek, brakowało mi czasu dosłownie na wszystko. Nie potrafiłam się ogarnąć. Doceniłam, co to znaczy mieć swoją mamę u boku i jej pomoc, bowiem na teściową nie bardzo mogłam i mogę liczyć. Mama to mama. Dzięki tym sytuacjom bardziej dbam o siebie i swoje zdrowie, aby móc w przyszłości służyć pomocą swoim dzieciom w im dorosłym życiu i pomóc przy wnukach, bo sama wiem, jak ciężko jest być zdaną tylko na siebie i swoje możliwości i siły.”
2. EwuniaG
“Moja córka pokazała mi, że nigdy, ale to nigdy nie można bać się wyrażać swoich uczuć. Ona potrafi w piękny i prosty sposób powiedzieć „kocham Cię”, „przytul mnie mamusiu”, „boję się”. Przychodzi jej to z taką naturalnością i otwartością, jakiej jej zazdroszczę. Ona pokazała mi, że bycie wrażliwym nie jest wadą, a zaletą, bo świadczy o naszym wewnętrznie pięknie. Basia ma swoje zdanie i umie je otwarcie wyrazić, co w języku dorosłych nazywa się asertywnością. Kiedy coś się jej nie podoba- mówi o tym otwarcie. Nie owija w bawełnę, nie gra po to, aby osiągnąć korzyści, jest szczera we wszystkim, co robi. Myślę, że gdybyśmy my, rodzice, zainspirowali się tokiem rozumowania swoich dzieci, nasze życie byłoby o wiele prostsze!”
3. joanna
“Mnie moja córeczka nauczyła… przepraszać. Miałam łatwe życie, wszystko na tacy, byłam najmłodszą i jedyną córka z czwórki dzieci. Dziś ktoś powie rozpieszczona dziewczyna.. tak!to byłam ja. Mogłam na podwórku broić ile chciałam bo starsi bracia nade mną zawsze czuwali i ratowali z opresji, czasem nie słusznie bo sama zaczepiałam dzieci na podwórku a potem udawałam ofiarę(masakra!), w domu też wiele nie musiałam robić bo jako najmłodsza miałam czas na takie zadania, także zmywanie podłóg, trzepanie dywanów i wynoszenie śmieci było mi obce.W związku z tą moja beztroska przepraszać nie umiałam.Aż do czasu kiedy na świecie pojawiła się moja córeczka, jedyna,wymarzona. I ona ta mała 3-letnia istotka, nauczyła mnie poprzez swoje zachowanie przepraszać, za najdrobniejsze rzeczy…oraz za te poważniejsze jak podniesiony głos.. krzyk.. za nie kontrolowane wybuchy emocji, które we mnie gdzieś siedzą…I taki maluch, który dopiero nauczył się mówić,który rozleje napój, pobrudzi ubranie,kiedy z niemożności krzyknie, podniesie głos- mówi: przepraszam mamusiu, poprawie się. Nie ma nic milszego <3”
Gratulacje! Proszę o kontakt na mail blog@makoweczki.pl do dnia 13.11.2016 z pełnymi danymi teleadresowymi.
Dokładnie mam takie same spostrzeżenia, nawet na moim blogu pisałam też o tym rok temu, wystarczy przeczekać, być przy dziecku a potem po prostu zapytać a może chcesz się przytulić. Potem mamy chwilę czasu aby porozmawiać o tym dlaczego, po co, jak. http://majciakombinuje.pl/rodzicielstwo-zrozumienia-o-potrzebie/
Zabrzmi to banalnie, ale obcowanie z Tosią uczy mnie przede wszystkim cierpliwości, bo bycie mamą to sprawa niełatwa. Ale uczy również patrzenia na świat z zachwytem, dostrzegania rzeczy, o których istnieniu zapomniałam. To dzięki niej w lesie szukam wyłącznie muchomorów, ale nie po to, żeby je jeść, tylko po to, żeby napawać się ich pięknem. To z nią zjeżdżam na wakacjach kilkanaście razy rynną saneczkową, bo po pierwsze ona to lubi, a po drugie, ja również lubię czuć wiatr we włosach. To z nią chodzę na przedstawienie dla dzieci tak piękne, że ona siedzi z otwartą buzią i chłonie je całą sobą, a ja, z zachwytu, ocieram łzy z oczu. Tak, tak, z dzieckiem odkrywa się świat na nowo. To dzięki niej odkryłam tysiące książek dla dzieci, o których istnieniu nie wiedziałabym, gdybym nie była jej mamą. I teraz czytam je jej w każde popołudnie i każdego wieczora, a kiedy ona idzie spać zabieram je z jej pokoju, siadam na kanapie i czytam je jeszcze raz sama dla siebie:)
Cóż powiedzieć, fajnie być mamą, bo choć zdarza się, że brakuje mi czasu dla siebie, to nie zmieniłabym żadnego fragmentu mojego życia:)
Tym razem piękne zdjęcia, ostre tam gdzie trzeba, śliczna jesienna obróbka :)
Ja mam dwie córki i chciałabym jeszcze jedną heheheh. Czego mnie nauczyły do tej pory?
Większej wrażliwości na otaczający świat ( potrafię się rozkleić, dawniej tak nie miałam), cierpliwości, asertywności ( dla dobra dzieci potrafię częściej mówić – nie).
A co do mody, moje dziewczynki – 5 i 2,5 roku uwielbiają się stroić, przebierać i doradzać również mi w moich odzieżowych wyborach heheheh.
Moja córka każdego dnia uczy mnie… bycia matką. Zdarzają się momenty, kiedy jako matka czuję się beznadziejnie. Żalę się własnej mamie, że jestem złą matką bo mam wrażenie, że nie wkładam wystarczającej pracy w rozwijanie ogromnego potencjału drzemiącego w mojej dwulatce. Moja mama uspokaja mnie, że prawdopodobnie każda matka miewa takie momenty. Dzięki przebywaniu z moją córeczką uswiadamiam sobie, że nie muszę spędzać godzin studiując przeróżne metody wychowawcze i edukacyjne i nie czyni to ze mnie złej matki. Obserwowanie Marysi, która chłonie jak gąbka WSZYSTKO co dzieje się wokół niej i w najbardziej zaskakujących sytuacjach uświadamia mi to, pozwoliło mi wyluzować. Napewno dobrze jest mieć wiedzę psychologiczną i pedagogiczną przy wychowaniu dziecka ale dzięki Marysi wiem, że dziecka się nie wychowuje, a daje się mu przykład. Fakt, że będąc jej mamą staram się być osobą taką jaką chciałabym żeby ona była, sprawia że jestem poprostu lepszym człowiekiem. Walczę z brakiem cierpliwości, wszelkiego rodzaju niemocą… a moja mała Papuga jest moim lustrzanym odbiciem. :)
Możliwość opowiedzenia na pytanie konkursowe była dla mnie przyjemnością i pretekstem do refleksji w istotnej kwestii. Dziękuję i pozdrawiam :)
Mnie Zosia uczy śmiać się z byle czego i cieszyć z najdrobniejszych, codziennych rzeczy jak żuczek na drodze, mrówka na schodach czy balonik który poleciał do nieba :-)
Mój syn ostatnio uczy mnie, że grawitacja nie istnieje. Jego stanie na głowie, wdrapywanie się jak kot po siatce, czy salta na łóżku sprawiają, że zaraz po tym jak stracę oddech ze strachu, przypominam sobie jak to jej być dzieckiem. Ba ! przecież ja byłam taka sama. Najpierw mój syn , od niedawna i córka uczą mnie organizacji każdego dnia. Dziwne jest to, że im więcej obowiązków mi dochodzi, tym bardziej jestem zorganizowana i mam więcej czasu.
Moja córka uczy mnie empatii. i jest moim lekiem na całe zło. Zdarzyło mi się porządnie podnieść głos, oczywiście niesłusznie. Po tym jak zauważyłam że Marcysia porządnie przeżywa to co się stało, powiedziałam że nawet gdy zdarzy mi się czasem podnieść głos choć będę próbowała to opanować to niech wie że Kocham ją najmocniej na świecie i nic tego nie zmieni. Teraz w każdej sytuacji gdzie ona coś przeskrobie i widzi że mrużę oczy i mam ochotę coś odburknąć to ona mówi z wielkim uśmiechem na ustach : “Mamo przecież nawet jak jesteś na mnie zła to i tak mnie Kochasz”. Wszelkie smutki i złości przechodzą w okamgnieniu :). Dzięki niej moje życie jest pełniejsze <3
Moje dzieciaki uczą mnie patrzeć na świat zupełnie inaczej. Gdy ja nalewam sobie kolejny kubek herbaty leżąc pod kocem i psiocząc na deszcz, oni krzyczą “mamo! są kałuże, idźmy na dwór po nich poskakać”. Kiedy ja myślę “kurde znowu idzie zima, mróz, odśnieżanie tarasu, skrobanie szyb”, oni cieszą się, że będzie tworzący śliczne wzory szron i zabawy w śniegu. Dzięki moim dzieciakom nie idę do przodu, tylko właśnie dzięki nim mogę się zatrzymać w tym na co dzień pędzącym świecie. I już na wiosnę nie ma tak, że pewnego dnia jadąc do pracy myślę sobie “ale zrobiło się zielono”, tylko na każdym spacerze obserwujemy jak tworzą się małe pąki. A więc dzieci pomagają mi rozwijać we mnie ciekawe świata dziecko, uczą mnie cieszyć się z porannej rosy na trawie. Czasami o tym zapominam, na szczęście nie na długo. Antek i Mania by mi na to nie pozwolili ;)
Moja Kamilka ma rok i 3 miesiaca i uczy mnie dostrzegać tego czego nie widzę poslugując sie jezykiem polskim ;). Ostatnio w ksiażeczce liczylysmy liście i spodobało jej się “trzy”, powtarzala i się śmiała. Poźniej poprosilam żeby trzymala zabawkę. A ona mowi trzy, trzy. Trzymaj i trzy są dla Kamci jednym tak jak “nie” i niedzwiedź.
Moja mała uczy mnie też patrzenia na rożne sprawy na wesoło, nie ma sensu zebym sie zlościla i podcinala jej skrzydła. Bardzo chce mi pomagać, tak bardzo, że wrzuca pranie do wc, a zabawki do kosza na śmieci. Poza tym naśladuje mnie we wszystkim i bardzo lubi perfumy… Czasem muszę damę popsikać, a smiechu jest przy tym mnóstwo. Dzieki Kamilce codziennie uczę sie czerpać radość z kazdej wspólnej, pozornie zwykłej czynności :)
Mój maluch jest ze mną dopiero 6 tygodni ale już zdążył nauczyć mnie wielu rzeczy;))) Przede wszystkim cierpliwości i wytrwałości;))))) ale także odpowiedzialności- teraz życie drugiego człowieka zależy ode mnie i to ja za niego odpowiadam. Dzięki temu także stałam się doroślejsza i dojrzalsza;))) Ale jak śmieje się moja mam dziecko nauczyło mnie także szybko jeść;))) Wcześniej lubiłam sobie długo i powolutku szamać, a teraz obiad wciągam w mgnieniu oka;)))
Ja dopiero przy drugiej córce zrozumiałam, że histeria to nie jest robienie na złość czy próba wymuszenia czegokolwiek. Może dlatego, że pierwsza miała może ze dwa ataki histerii, dopiero druga pokazała mi co to słowo znaczy. Może dlatego, że byłam młodą matką i zbyt dużo nasłuchałam się o tym, że nie można dziecku “dać wejść na głowę”. Nie wnikam, bo dzisiaj widzę to inaczej. Gdy moje córki szaleją, ja im po prostu na to pozwalam. Na tą złość, krzyki, nerwy. I staram się być obok, bo wiem, że ostatecznie zawsze będą potrzebowały wypłakać resztki na moim ramieniu :) Skoro dobrze im na mojej głowie – niech siedzą. Kiedyś zejdą, a ja za nimi włażącymi na tą moją głowę zatęsknię.
Czego uczą mnie dzieci? Głównie tego, że życie jest jedno. Ich, moje, nasze. Że nie można gonić ciągle za czymś, jeśli ucieka to co jest tu i teraz.
Jak pomagają się rozwijać? Po prostu SĄ – to jest największa motywacja :)
Bycie mamą małej Natalki uczy mnie, że warto inwestować w siebie. Chcę, żeby Córka była ze mnie dumna kiedy podrośnie, więc….niedługo wracam do pracy. Przed porodem dostałam lepsze stanowisko i pragnę się na nim spełniać. Natalka uczy mnie też samodyscypliny i bardzo mi się to przyda w pracy ;) Także wyrozumiałość w stosunku do Natalki sprawia, że podlegający mi ludzie już się cieszą, że nieco “zmięknę” ;)
Ja mam syna, o córce marzę po cichu, ale ciągle czekamy na kolejny dar życia.
Dziecko nauczyło mnie bardzo dużo, ale najważniejsze, że pomaga odkryć w sobie pokłady siły wewnętrznej, nie wiem jak wyrazić to w słowach, ale mam wrażenie, że jestem silniejszym człowiekiem, silniejszą kobietą. A wiele codziennych problemów to drobnostki, mi dziecko przypomniało jak życie jest piękne, jak ważny jest uśmiech i bliskość drugiego człowieka i jak piękny jest świat, gdy tylko otworzymy szeroko oczy, że można z podziwem patrzeć w niebo i przebiegającą mrówkę pod nogami.
Zdecydowanie co dzień Kasia uczy mnie cierpliwości;) Odszukiwania w sobie kolejnych jej pokładów, by podejmować trud każdego nowego dnia macierzyństwa. Choć jest to najwspanialsza rzecz życia, to jednak każda z mam powie, że są chwile kiedy zwyczajnie tej cierpliwości brakuje, kiedy zgrzytamy zębami i liczymy do 10…ale wystarczy 1 słodki uśmiech, jedno kosiam cie mamusiu! jedno przytulenie a wszystko mija, nowe pokłady cierpliwości biorą się chyba z kosmosu a my, my przepełniamy się miłością do tych naszych szkrabów;)
Córka uczy mnie cierpliwości i zrozumienia :) przyznam że przez te 7 miesięcy nauczyłam się bardzo dużo :D dodatkowo uczę się na nowo odkrywać świat razem z Gają <3
A ja mam ukochane aż 2 córcie :) starsza ma 3,1 lat a młodsza ma zaraz 10 miesięcy.
Czego uczą nas dzieci ?
– Na pewno mnóstwa miłości, ale nie takiej zwykłej miłości, chodzi o miłość bezwarunkową, tą prawdziwą i najczystrzą całe życie szczerze wyczekiwaną ! :) pokazują/uczą jak można kochać miłością płynącą prosto z serduszka :)
A czego uczą nas w sobie rozwijać ?
– Zdecydowanie budować w sobie ogromne pokłady cierpliwości oraz wyrozumiałości. Rozmawiając z nią i się bawiąc nauczyłam się w większości słów nie używać partykuły “nie” a zamieniać owe zdanie na równie zrozumiałe i bardziej interesujące :)
Mnie moja córeczka nauczyła… przepraszać. Miałam łatwe życie, wszystko na tacy, byłam najmłodszą i jedyną córka z czwórki dzieci. Dziś ktoś powie rozpieszczona dziewczyna.. tak!to byłam ja. Mogłam na podwórku broić ile chciałam bo starsi bracia nade mną zawsze czuwali i ratowali z opresji, czasem nie słusznie bo sama zaczepiałam dzieci na podwórku a potem udawałam ofiarę(masakra!), w domu też wiele nie musiałam robić bo jako najmłodsza miałam czas na takie zadania, także zmywanie podłóg, trzepanie dywanów i wynoszenie śmieci było mi obce.W związku z tą moja beztroska przepraszać nie umiałam.Aż do czasu kiedy na świecie pojawiła się moja córeczka, jedyna,wymarzona. I ona ta mała 3-letnia istotka, nauczyła mnie poprzez swoje zachowanie przepraszać, za najdrobniejsze rzeczy…oraz za te poważniejsze jak podniesiony głos.. krzyk.. za nie kontrolowane wybuchy emocji, które we mnie gdzieś siedzą…I taki maluch, który dopiero nauczył się mówić,który rozleje napój, pobrudzi ubranie,kiedy z niemożności krzyknie, podniesie głos- mówi: przepraszam mamusiu, poprawie się. Nie ma nic milszego <3
Syn nauczył mnie prawdziwie Kochać …
;). Mam dwóch synów, przecudownych, a trzecią Córcię przewspaniałą. Czego mnie uczy ten Mały człowieczek? Radości życia i otwarcia na świat. Uczy pokory i cierpliwości. Uczy cieszenia się z drobnostek. Uczy walki o swoje. Uczy mnie samej siebie, bo jest bardzo podobna charakterkiem i wyglądem do mamusi. Udowadnia mi, że nie zawsze to co mówię ma znaczenie i musi być tak jak ja chcę. Wskazuje na to, ze to Ona jest tu najważniejsza. Nie raz pokazała, że to Ona ma się wyspać, a nie ja. Że to Ona teraz pójdzie siusiu, albo to Ona zje teraz ten serek (czyt. mój serek, bo swój to już zjadła). Szybko wyprowadza mnie z błędu, tłumacząc, że to tą sukienkę dziś założy i te buciki, a nie te co mamcia sobie wybrała. Spacer jak najbardziej, ale w tę stronę, a nie w tamtą. A chlebek kupimy tu a nie tam. Telewizora to już nie oglądam, bo oblegany jest przez bajki. A ostatnio widząc post , w którym matka się chowa przed dzieckiem (które tam wygląda jak dinozaur), chcąc iść do toalety, bardzo się z nią zidentyfikowałam i wspieram ją mentalnie ;). No i tak codziennie uczę się żyć na nowo, z nowym Przewodnikiem :), ale jakże kochanym i cwanym mimo, ze dopiero ma 2,5 roczku ;). A i jeszcze coś, skoro jest taka jak Mamusia, to cóż mi pozostało? Tylko kochać i wielbić ;)
Dzięki mojemu Synkowi dostrzegam rzeczy ktòrych wcześniej nie zauważałam, które były dla mnie nieistotne. Synek pokazuje mi że warto się cieszyć nawet z najdrobniejszych rzeczy. Najcudowniejsze jest to że taki maluch nie potrafi kłamać, uważam że my dorośli powinniśmy się uczyć tej szczerości od naszych pociech. Ponad to zanim Syn pojawił się na świecie myślałam że wiem co to “miłość” i co to znaczy “kochać” bo przecież kocham rodziców, męża… Myliłam się, przekonałam się dopiero co to znaczy jak zobaczyłam na porodówce moje Dziecko.
Jestem furiatem, ekstrawertykiem, chodzącą energią. Moja córka, jest bardziej w tym temacie podobna do swojego Taty. Są sytuacje, gdy jest wycofana, bywa mocno nieśmiała, nowi ludzie to wyjście dla niej poza strefę komfortu. I mimo, że czasem chciałabym, żeby była bardziej podobna do mnie (baaa jej Tata też tego by chciał), bo takim ludziom energicznym, pewnym siebie jest po prostu łatwiej to uczę sie codziennie dzięki mojej córce akceptacji “inności”, tego, że Ona taka jest i że to jest piękne, pokazuje mi swoje mocne strony w zupełnie innych obszarach i uczy mnie większej uważności.
Druga rzecz jest może trochę bardziej przyziemna – co “wlejesz” w dzieci to zaaowocuje! Po 6,5 roku wspólnej rodzicielskiej przygody widzę jak rozmowa na argumenty, nazywanie uczuć, szacunek, wsparcie, zrozumienie, jak rodzicielstwo bliskości dużo daje. Nauczyłam się, że Ona niesamowicie chłonie, że jest naszym lustrem i dlatego bardzo często robię krok w tył, żeby obserwować, żeby nie reagować zbyt impulsywnie- bo to nie jest coś, czego chcę ją nauczyć! Bo każda moja reakcja, każdy krzyk ale też każde przytulenie są odbijane w Jej zachowaniach – ogromna nauka odpowiedzialności! Co z siebie dasz, to do Ciebie wróci.
Nasza córeczka Kaja uczy nas cieszenia się z drobnych rzeczy, spokoju, cierpliwości, bezwarunkowej miłości i doceniania dnia dzisiejszego. Pokazuje nam, że czas tak szybko ucieka i trzeba cieszyć się sobą tu i teraz. Zanim się pojawiła wszystko działo się w biegu, teraz staramy się poświęcić Jej jak najwięcej czasu i uwagi. Nawet zwykły spacer to okazja na odkrywanie czegoś nowego i patrzenie na radość dziecka, gdy zobaczy np. pływające kaczki po rzece, a tu kwiatek, tam motylek. Jeszcze dalej jakiś starszy pan kiwa nam zza płotu swojego ogródka z radosnym “dzień dobry!”, na widok naszego dziecka podglądającego co też ten Pan robi w tym ogrodzie? A my niby tacy dorośli ludzie, a przeżywamy z Nią te wszystkie radości i wołamy kwa kwa do tych dzikich kaczek, myślimy “o rzeczywiście piękne kwiaty”, “ubiegłego lata chyba nie było tyle motyli?”, “jaki serdeczny dziadek” i odpowiadamy “miłego dnia Panu rownież! :) “. I to są sytuacje z jednego spaceru, z jednej naszej ścieżki, a świat jest taki wielki i piękny. Czasami zastanawiam się, czy to my rodzice pokazujemy świat naszej córce, czy to bardziej Ona pokazuje nam go na nowo. Kochamy Cię Gwiazdeczko ❤️
Jestem mamą 5 letnich bliźniaków, szczęściarą bo chłopca i dziewczynki. Rodzicielstwo spadło na mnie jak grom z jasnego nieba i pomimo iż przeczytałam w ciąży wiele książek teraz widzę jakie błędy popełniłam. Za bardzo chciałam mieć wszystko wg planu, zasad i tak jak trzeba. Posiadanie min córki nauczyło mnie, że powinnam zamiast innych bardziej słuchać swojej intuicji i że czasem fajnie nie mieć planu tylko sobie razem być nie robiąc z pozoru nic. Że trzeba się zatrzymać porozmawiać o liściach, odpowiedzieć na milion ważnych pytań i znajdować w tym radość. Umieć poświęcić porządek i godz dłużej w kuchni bo to ona chce robić ciasto czy trzec marchewkę. A ostatnio uczę się tego, że ten mały człowiek może mieć swoje zdanie, wlasny”wysublimowany” gust i w pewnych sprawach wcale nie musi się ze mną zgadzać.
Mój dwuletni mężczyzna codzień uczy mnie ze to czy w naszym życiu świeci słońce zależy tylko od nas, że wystarczy kartka papieru i farbki żeby namalować obraz godny Picassa, że malutka dynia wycięta razem z tatą może być największym skarbem, a zwykła wieża z klocków daje uśmiech najpiekniejszy na świecie i że to wszystko cieszy tak niezmiernie i ma wartość większą niż wszystkie drogie zabawki razem wzięte. Ze to wszystko siedzi w naszej głowie i wystarczy się odblokować by nasze serce przejęło stery i uczyniło każdy dzień najpiękniejszym, a każdy problem wydaje się być bezsensu w obliczu tego malutkiego uśmiechu.
Moja trzyletnia córka nauczyła mnie że mam w sobie wiecej siły niż mi się wydawało ;) i przede wszystkim zagryzania zębów i parcia do przodu w każdej dziedzinie życia , nie użalania się nad sobą ;) po prostu jest moim mega cudem który pomógł mi dorosnąć. Jest jeszcze maleńka ale jest moją najlepszą przyjaciółką i świetnie się razem bawimy w oczekiwaniu na jej brata który do nas zawita w grudniu ;) Pozdrawiamy !! ;)
Czego uczy mnie moja dwuletnia córka? Odpowiedzią niech będzie opis sytuacji sprzed kilku dni:
Mąż pakuje się przed dwudniowym wyjazdem:
– Tatusiu co lobis?
– Pakuję się Kochanie, muszę wyjechać na kilka dni, popracować.
– Daleko?
– Troszkę daleko.
– Wlócis?
– Tak, za kilka dni wrócę. Przecież zawsze do was wracam.
– No dobzie, zgoda.
Córka żegna się z mężem, naciska mu przycisk windy. Ja, oczywiście (wiem – to mało pedagogiczne, powinnam być twarda, jak skała ble ble ble…) zalana łzami, jak przed każdym, nawet najkrótszym wyjazdem męża. Mąż wchodzi do windy. Zatrzaskuję za nim drzwi i staram się ogarnąć. Tu dochodzimy do sedna: moja córka rzuca mi się na szyję, całuje i głaszcze po głowie:
– Nie płac mamusiu, tatuś niedługo do nas wlóci. I wies co? Psywiezie Ci na pewno jakiś plezent.
Taka nauka…
Dlaczego powinnaś być twarda jak skała?
Płacz w chwili wzruszenia jest bardzo pedagogiczny. Uczy, że w życiu jest miejsce na każdą emocje, także taką, na skutek której popłyną łzy.
Mam synka 3,5 roku i roczną córcie. Tak naprawdę każde z nich, każdego dnia uczy mnie czegoś innego. Każde jest na innym etapie. Każde jest po prostu inne. Starszy synek uczy mnie cierpliwości, nikt tak jak on nie potrafi w ciągu chwili zmienić się w żółwia Ninja, żeby zaraz być Ryderem z psiego patrolu, po czym przeistoczyć się w Spidermana :) oczywiście chce bym uczestniczyła w tych zabawach i pomagała mu się przebierać, robiąc istny Armageddon, krzycząc, biegając i doprowadzając matkę do zawału. Aczkolwiek ten sam wulkan energii, jak nikt inny potrafi mnie zadziwić tak bardzo swoją mądrością, umiejętnością analizy sytuacji, wyciągania wniosków, swoją wrażliwością. To dzięki niemu zaczęłam realizować swoje marzenia, które drzemały we mnie od dziecka, o fotografii. Był bodźcem dzięki któremu zaczęłam się uczyć i zamierzam to robić dalej. Z kolei córcia, po Urodzeniu, kiedy najpierw miała okropne kolki, ciągle płakała, nauczyła mnie, że jesteśmy w stanie znieść wiele, potrafimy jeśli chcemy i musimy dostosować się do każdej sytuacji, że to od nas zależy czy będziemy siedzieć i płakać, czy przetrwamy coś z nadzieją na lepsze jutro. Bo to jutro przychodzi tak szybko i równie szybko staje się wczoraj. Przy nich czas tak szybko przemija, że uczę się cieszyć każdym dniem. Każdym ich uśmiechem i łzą. Doceniać drobnostki, zauważać je w codziennej gonitwie.
Moja Liwcia uczy mnie panowania nad własnymi emocjami. Bunt 3latka mamy za sobą,jednak zaraz rozpoczął się kolejny 5latka i to jest dopiero masakra!!! Jako,że jestem strasznym nerwusem szybko wybucham,więc wystarczyła iskierka,żebym wydarła się na własne dziecko. Przestałam radzić z wybuchami złości i swoimi i młodej. Bardzo,ale to bardzo pomogło nam spotkanie z Pania psycholog. Po analizie problemu znaleźliśmy najlepszy sposób radzenia sobie z gniewiem,a mianowicie:Przeczekanie,odczekanie,tłumaczenie. Te 3 zasady działają cuda. Córcia zaczyna rozumieć co złego jest w jej agresji,więc zdarza się to nie tak często jak wcześniej,jeśli już to nie tak intensywnie i co najważniejsze po ataku histerii potrafi określić co ją zezłościło. Mianowicie ja,jeśli już zdarzy mi się podnieść głos to w końcu nauczyłam się przeprosić,przyznać do winy i przytulać,aż córa ma dość. Może wydawać się,że nie nadaje się na matkę,ale niestety nie nauczono mnie takiej miłości. Byłam wychowywana twardą ręką,klapsy były normą,tak więc wyrażanie uczuć to dla mnie był problem. Teraz wiem,że trzeba dużo rozmawiać,o dobrym i złym,mowić Kocham,całować,przytulać i dawać z siebie 200% matczynej miłości.
Patrzeć (z powrotem ! ) na świat oczami dziecka.
Rozumowania otaczającej rzeczywistości w jasny, konkretny sposób. My dorośli tyle potrafimy utrudnić…
I najważniejsze: tego że miłość jest prosta i bezgraniczna.
Mnie córka nauczyła czegoś dokładnie odwrotnego. Spokojna byłam, bez wybuchów, które zawsze były ostro karcone a każda zdławiona wściekłość nagradzana. Szybko nauczyłam się tłumić emocje, zduszać i ściszać. Ale to, że one nie wybuchały wcale nie oznaczało, że ich nie było. Niejednokrotnie jako bardzo mała dziewczynka układałam poduszki rozkładanej kanapy nad głową i marzyłam, że podczas snu na mnie spadną i już się nie obudzę. Na złość rodzicom. Z tak “małym dużym” żalem nie umiałam sobie poradzić. I ONA też taka cichutka była. Od niemowlęctwa łkała a nie płakała, nie mówiąc o darciu się. Każdą złość usiłowała stłumić sama z siebie, nigdy nie protestować, zawsze się dostosować. O jakże ktoś inny mógłby być zadowolony z takiego łagodnego, nie absorbującego sobą dziecka. Ale ja, również w nieograniczonym oceanie empatii wiedziałam, że to nie jest dobre. I żeby miała wzorzec sama musiałam się otworzyć, nabrać odwagi do zaprzestania przesadnego kontrolowania emocji. Do płynięcia z prądem napływających uczuć czy to naiwnego entuzjazmu czy ataku nagłej wściekłości. Musiała zobaczyć, że ludzie nie przestają kochać tylko dlatego, że czasem ktoś wybuchnie, że jest szczery i otwarty choć impulsywny, i że znacznie łatwiej i szybciej jest poradzić sobie krótkim wybuchem niż długotrwałym duszeniem czarnych myśli. Bo dziecku można mówić bezskutecznie a wystarczy pokazać i rzeczy stają się oczywistością. Dzięki córce pozbyłam się ogromnego ciężaru, noszonego latami, mniej lub bardziej uświadomionego, żalu. To wielka ulga i niesamowita zmiana perspektywy. Przejrzałam się w niej jak w lustrze.
Wlasnie teraz, kiedy jedna noga usypiam 3miesieczna Kinge w kolysce, a druga reka klikam w tablet, wszystkimi swoimi myślami jestem z moja czterolatka w przedszkolu…i wiem ze jestem jedyna osoba która będzie mogła ja bronić i starać się zrozumieć…po tym jak rano gdy nie chciała wejść do sali, pani nauczycielka zagroziła jej ze dostanie czerwona buzke jeśli nie wejdzie zanim ta nie do liczy do 10. Szok. Czy to dziwne ze dziecko jeszcze bardziej się boi, czy strach ma być jej motywacja, czy rozstanie z mama jest ” niegrzeczne”… Zabralam ja, nigdy nie pozwalałam na sile odrywać…..ale juz w szatni postanowiła sama, ze wróci, i poszła. Wiem, ze musiała wykrzesac z siebie pokłady odwagi, odwagi “która jest w tobie” jak jej powtarzam. I sama przy tym siebie ucze tego samego.
Moje dziecko uczy mnie każdego dnia prawdy o mnie samej. Obnaża wszystkie wady, ale też pokazuje jakie mam pokłady dobra. Uczy mnie być jak dziecko: ufne, proste, nieoceniające..
Trudno napisać o wszystkim czego nauczyła mnie i uczy dalej Moja Córeczka. Już będąc w ciąży, wiedziałam, że czeka mnie niełatwy orzech do zgryzienia. Dodam, że Córeczka ma 2 latka a Synek niebawem skończy 5. Ciąża była wyczerpująca (w porównaniu z Synkiem), na początku zagrożona, potem już w zaawansowanej czułam się jak wielki balon, w którym rodzi się niesamowita historia. Czekałam cierpliwie… A jak się urodziła, wiedziałam, że od tego momentu cała moja rodzina “zwariuje” na Jej punkcie. Od urodzenia nazywamy ją Kierowniczką i wszyscy bacznie obserwujemy, jak umiejętnie manewruje zachowaniem wszystkich z którymi ma styczność. Każdy, ale to każdy robi dokładnie, to co Ona chce. Bez względu, czy jest to mama, tata, babcia, brat czy dzieci znajony, czy nowo poznane. Czyni to z niezamowitą gracją i gestykulacją. Gest odgarniania włosów to mistrzostwo, szczególnie u takiego maluszka. Jest niesamowita. Jej emocje, to jak się potrafi przytulić i rozwiać u mnie wszystkie “dorosłe problemy” w jednej chwili. Brata nauczyła już pokory i tego, że to ja jestem Małą Kobietką i proszę się mną opiekować. Mogłabym się na nią patrzeć całymi dniami i nocami. I teraz już wiem dlaczego mój tata zawsze mówił, że jego największym i spełnionym marzeniem było mieć Córkę …
– obiady dwudaniowe są passè, lepiej zjedzmy ulubione naleśniki
– Naczynia najłatwiej zostawić do umycia tacie, a my oddajmy się zabawie we fryzjera kub błogiemu lenistwu na sypialnianym łóżku.
– Jak wspaniale jest podnieść twarz w stronę padającego deszczu, łapać krople na język i naśmiewać się w co nas owa kropla uderzyła. Cudnie jest bez pośpiechu zjeść “duże śniadanie” i pochodzić w piżamie do południa i to też jest nauka mojej córki. To moja dziewczynka uczy mnie, że istnieją ważniejsze rzeczy niż porządek w domu. Czas razem jest cudny bez względu czy na komodzie jest kurz i czeka pranko do wyprasowania. Taki dziecięcy chill jest nam potrzebny w tej codziennej gonitwie.
Moja starsza córka-Zo uczy mnie bycia nieperfekcyjną panią domu.
– Odciąga mnie od sprzątania, rozwieszania prania wszakże ważniejsza jest wspólna zabawa
– obiady dwudaniowe są passè, lepiej zjedzmy ulubione naleśniki
– Naczynia najłatwiej zostawić do umycia tacie, a my oddajmy się zabawie we fryzjera kub błogiemu lenistwu na sypialnianym łóżku.
– Jak wspaniale jest podnieść twarz w stronę padającego deszczu, łapać krople na język i naśmiewać się w co nas owa kropla uderzyła. Cudnie jest bez pośpiechu zjeść “duże śniadanie” i pochodzić w piżamie do południa i to też jest nauka mojej córki. To moja dziewczynka uczy mnie, że istnieją ważniejsze rzeczy niż porządek w domu. Czas razem jest cudny bez względu czy na komodzie jest kurz i czeka pranko do wyprasowania. Taki dziecięcy chill jest nam potrzebny w tej codziennej gonitwie.
Marlena zapewne masz kolezanki, ktore nie maja dzieci?… Zauwazylas moze jak bardzo skupione sa na sobie? Na swoim rozwoju… jak poza czubkiem wlasnego nosa swiata nie widza itd. itd. … ja niestety zauwazylam… mnie moje dziecko nauczylo rownowagi… nie tylko ja jestem ta najwazniejsza… ono jest rownie wazne… czesto matki ida w ta druga strone i skupiaja sie bardziej na dziecku… ja szukam rownowagi… bo szczesliwa mama to szczesliwe dziecko i odwrotnie… wiec cieszymy sie soba i ta piekna chwila… kiedys nie potrafilam docenic momentow… teraz ide na spacer i jakos trawa jest bardziej zielona i zauwazam te wszystkie szczegoly na ktore kiedys nie mialam czasu…. to zabawne, ale ja dzieki dziecku znalazlam czas!! tak niby wszystkim sie wydaje ze bedac matka nie masz na nic czasu… ja ten czas znalazlam … razem ze swoim dzieckiem odkrywam swiat po raz drugi i jestem szczesliwa!!
Moja córka uczy mnie przede wszystkim okazywania uczuć – miłości. Może się to wydawać bardzo banalne, ale gdy człowiek nie wyniósł tego z domu to jest to dla niego zupełnie nowym doświadczeniem. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek usłyszała od swoich rodziców KOCHAM, choć dbali o mnie i o brata i nie można powiedzieć że nas nie kochali, ale równie ciężko powiedzieć że nas kochali skoro nigdy nam tego nie powiedzieli. Moja 3,5-letnia córcia wciąż powtarza KOCHAM CIĘ a takich słów nie można pozostawić bez odpowiedzi. Początkowo dziwnie się z tym czuła szczególnie w miejscu publicznym gdy wszyscy słyszeli bo wydawało mi się że takie słowa wypada mówić tylko w zaciszu domowym i to po cichu. Dzięki Amelce potrafię teraz wykrzyczeć w sklepi, na przystanku, na ulicy TEŻ CIĘ KOCHAM CÓRECZKO.
Gdy urodziłam starszą córkę oboje z Mężem jeszcze studiowaliśmy, moi Rodzice już nie żyli, Teściowie mieszkali daleko. Dziecko wychowywaliśmy trochę w biegu, na zmianę, w akademiku, a w czasie sesji wywoziliśmy do Dziadków. Wszyscy podziwiali samodzielność i rezolutność naszej córki. Dziś przygotowuje się do matury, jest taka rozsądna, zrównoważona, mądra, dorosła, że czasem aż tak bardzo odległa.
Gdy 16 lat później znowu zaszłam w ciążę pracowałam na dwóch etatach, dorabiałam przy projektach współfinansowanych przez Unię Europejską, moja kariera nabierała rozpędu i chociaż wiadomość o dzidziusiu ucieszyła mnie niesamowicie, byłam pewna, że szybko wrócę do pracy, są przecież żłobki, niańki, Babcia też obiecała pomóc.
Pracowałam przez pierwsze trzy miesiące ciąży. Później lekarz kazał wybrać: dziecko albo praca? Pierwsze tygodnie siedzenia w domu były koszmarne, mąż wychodził do pracy, córka do szkoły, a ja zostawałam sama…było ciężko, ale gdy urodziła się, wszystko zmieniło się, mogłam godzinami patrzeć jak śpi, przytulać ją, nosić na rękach. Po macierzyńskim jeszcze próbowałam wrócić do pracy – wytrzymałam miesiąc. Pomyślałam sobie, że do emerytury mam jeszcze z 20 lat, zdążę napracować się. A teraz muszę być z moją córeczką, patrzeć jak siada, stawia pierwsze kroczki, mówi pierwsze słowa, nic nie jest od tego ważniejsze. Dziś ważny jest dla mnie to każdy wspólny ranek, gdy budzimy się razem. Gdy córka ze śmiechem, w piżamce biega po mieszkaniu, chowa się za fotel, a ja ją znajduję, porywam w ramiona i przytulam tak mocno, mocno. Gdy razem jemy śniadanko. Gdy idziemy na plac zabaw, huśtamy się, zjeżdżamy ze zjeżdżalni śmiejąc się na całe podwórko. Gdy robimy zakupy w osiedlowym sklepiku, gdy czytam jej bajeczkę przed poobiednią drzemką.
Od mojej Starszej córki nauczyłam się wielu mądrych rzeczy, między innymi jak wysyłać e-maile. Moja Młodsza Córka codziennie uczy mnie rzeczy najprostszych: bliskości i bycia ze sobą tu i teraz.
Moja córka uczy mnie odwagi. Każdego dnia podejmuję więc szereg wyzwań – tych dużych i małych – na które nie byłoby mnie stać przed Jej narodzinami. Wcześniej ugrzeczniona, bardziej skoncentrowana na innych niż na sobie, nie potrafiłam zadbać o siebie i rzeczy dla mnie istotne. Dopiero dzięki narodzinom córki zaczęłam odkrywać w sobie pewną siebie kobietę, która potrafi być stanowcza, przebojowa, pragmatyczna. Ugrzecznioną, niepewną i mało asertywną dziewczynę zastąpiła odważna, szczęśliwa i świadoma kobieta. Matka.
Zawsze bardzo chcialam miec dziecko. Staralismy sie z mezem bardzo dlugo. Stracilismy dwie ciaze. Gdy okazalo sie po dlugim czasie, ze los dal nam kolejna szanse nie posiadalismy sie z radosci. Niestety, gdy bylam w polowie ciazy u mojego meza zdiagnozowano nowotwor zlosliwy w IV stadium. Z drugiej połowy ciąży nie pamiętam nic zza wyjątkiem szpitali, lekarzy, wielogodzinnego czuwania przy łóżku męża. Pamiętam też myśldo której wstyd się przyznać: zalowalam, że jestem w ciąży. Zalowalam, że dziecko przyjdzie na świat w takich okolicznościach.
Zalowalam, że nie będę mieć uwagi w 100% poświęconej dziecku.
Zalowalam, że przegapiliam pierwsze ruchy dziecka zapewne kręcąc się gdzieś po szpitalnych korytarzach.
Zalowalam, że ma tak kiepskie warunki do rozwoju w ciąży.
…
Moja córcia Mili skończyła dziś dwa tygodnie.
Jest cudowna, śliczna, urocza.
Mąż jest w niej zakochany. Mimo trudów chemioterapii dzielnie się nią zajmuje. Tuli, glaszcze, mówi do niej. Ma siłę, której nie widziałam u niego od wielu miesięcy. Ma uśmiech, w którym się zakochałam, a który nie gościł już od dawna na jego twarzy. No i ten błysk w oku…
Czego nauczyła mnie moja córka?
Że dwa i pół kilo małego człowieka może dac niesamowitą siłę.
I żeby nIczego pochopnie nie żałować.
Mój pięciomiesieczny synek odkąd się pojawił całkowicie przewartościował moje życie. Nauczył mnie odpowiedzialności, organizacji, pokazał, że nie ma słowa “nie da się” jest tylko kwestia lepszego rozplanowania dnia. Pokazał co to jest matczyna miłość i dzięki temu zrozumiałam jak wiele musiała poświęcić w wychowanie trójki dzieci moja mama, myślę że bez posiadania dziecka nikt nie jest w stanie tego zrozumieć. Dzięki dziecku stałam się silniejsza psychicznie i pewniejsza siebie. Uczy mnie każdego dnia, że warto inwestować w rodzinę, walutą jest wspólnie spędzony czas, oraz że szkoda marnować czasu na błahostki.
Moja roczna córka uczy mnie codziennie cierpliwości. Szczególnie przy wieczornym zasypianie, bo mamy z tym problem. Uczy mnie także tego, że muszę być konsekwentna w swych działaniach i nie pozwalać na wszystko czego chce, ale to wszystko dla jej dobra. Z każdym dniem jestem bogatsza o nowe doświadczenia, rozwijając w ten sposób swoją wiedzę o praktykę, która bardzo przyda się w mojej pracy (jestem opiekunką w żłobku).
Moja córka uczy mnie cierpliwości pomaga mi się rozwijać w byciu lepszym człowiekiem.
Jestem mama dwóch córek, 4lata i 10 miesiecy. Odpowiedz na to pytanie mogłoby być bardzo długie. Każda z moich córek jest inna, gdy urodziła sie młodsza myślałam ze juz coś wiem na temat wychowania, pielęgnacji i opieki nad dziećmi. Okazało sie ze od samego poczatku każda miala inne wymagania. Starsza jest bardzo opiekuńcza i od niej potrafię nauczyć sie jak sprawnie uspokoić młodsza siostrę. Obie uczą mnie i mojego męża cierpliwości przy usypianiu każdej. Ale dopiero teraz wiem jak dzieci potrafią nas szybko naśladować, a dla jest jest to mobilizacja do samodyscypliny i opanowania w najbardziej ekstremalnych sytuacjach.
Ja mam dwóch synów. Marzy mi się jeszcze córka :) Myślę, że to co napisałaś jest uniwersalne – w ogóle nie ma znaczenia tu płeć, dlatego dziwi mnie, że tak dużą wagę do tego przywiązałaś. Rozumiem, że u Ciebie to wlasnie córka sprawiła, że zaczęłaś inaczej patrzeć na histerię. U mnie spowodował to pierwszy syn – od pewnego czasu mam dokładnie takie samo podejście, zakochałam się w Rodzicielstwie Bliskości i jestem o wiele spokojniesza. świadomość czym tak naprawdę jest dziecięca histeria wyzwala.
Mieć córkę, to coś niesamowitego. Ciekawe czy dla mężczyzny posiadanie syna jest czymś podobnym… Moja córka jest wspaniała, uwielbiam ją i samo obserwowanie jej daje mi tyle radości, że nie sposób tego opisać. Nauczyła mnie wielu rzeczy nowych, wiele pozwoliła też odkryć ponownie. Najbardziej jestem jej wdzięczna za to, że każdego dnia uczy mnie samoakceptacji. Tylko ona potrafi przyjść do mnie kiedy np. sprzątam kuchnię mając na sobie najgorsze ciuchy, włosy w nieładzie w dodatku cała obsypana mąką, która akurat musiała wysypać się z szafki prosto na mnie i powiedzieć “mamusiu kocham cię, jesteś śliczna”. Tylko ona jest zdolna założyć na siebie buty nie od pary, sukienkę z milionem falbanek i około 25 różnych spinek na głowę, stanąć przed lustrem i zacząć tańczyć podśpiewując, że piękna z niej księżniczka. Grunt to dostrzegać wewnętrzne piękno i akceptować siebie a nie patrzeć na siebie oczami innych. Tego właśnie uczy mnie moja córka i za to ją kocham.
Czego uczy mnie moje dziecko? Przede wszystkim cierpliwości i spokoju. Z natury jestem dość wybuchowa i nerwowa. Szybko można mnie wyprowadzić z równowagi, jednak wiem, że przy maluszku nie mogę dać się ponieść emocjom i nerwom. Dziecko to czuje i samo jest niespokojne. Kolejną rzeczą jest pokonywanie własnych słabości i staranie się o to, by każdego dnia być jeszcze lepszą. Mam dla kogo się o to starać. Synek nauczył mnie też kochać w inny sposób, którego nie czułam. Jest to miłość szczera i bezinteresowna. Miłość matki do dziecka, której nie da się opisać słowami. A jak syn pomaga mi się rozwijać? Odkryłam dzięki niemu mój talent kulinarny. On uwielbia patrzeć jak mama gotuje. Potrafi siedzieć jak zaczarowany w krzesełku przez bite 2 godziny i patrzeć jak ja czaruję w kuchni. :) Więc żeby mieć chwile spokoju od zabaw z oseskiem gotuję i piekę. Robię pyszności dla rodziny jak i dla synka. Odkładam przepis na bok i daje się ponieść wyobraźni. Dopiero w wieku 24 lat doszło do mnie, że gotowanie to moja pasja, a ja mam do tego ogromny dryg – dziękuję Ci za to synku. :)
Mój półtoraroczny synek uczy mnie przede wszystkim CIERPLIWOŚCI , której szczerze brakowało mi bardzo ! ;) poprzez jego energiczny charakter byłam wystawiana na dużą próbę ;) teraz widzę różnicę jaka jestem teraz a jaka byłam kiedyś,mój synek pomaga rozwijać we mnie wiele innych zalet, które są niezbędne w macierzyństwie ,m.in 100% dawania siebie, poświęcanie czasu na wspólne zabawy, naukę :) nie boję się powiedzieć że synek jest moim nauczycielem który przygotował mnie do roli niedługo już TRÓJKI takich urwisków ;) bracia Hugusia pojawią się na świecie za 1 miesiąc więc dzisiaj mogę śmiało powiedzieć , jestem przygotowana do roli PRAWDZIWEJ matki Polki na 100%, kocham moje dzieci :* <3 <3 <3
Moja córeczka uczy mnie jak bezinteresownie kochać każdą cząstką mojego ciała i umysłu. Dzięki niej zmieniły mi się priorytety. Nawet nie sądziłam ile szczęścia może dać uśmiech dziecka. Czas spędzony z moją córcią rozwija mnie jako człowieka. Dostrzegamy potrzeby innych, jestem bardziej empatyczna.
Od momentu gdy tylko zapragnęłam być mamą nie miałam już innych marzeń … Nasze starania o upragnioną ciąże trwały ponad 2 lata, pierwsze dziecko straciliśmy..Już wtedy nasz aniołek uczył mnie cierpliwości. Gdy udało się z kolejną ciążą nasza radość byla ogromna. Przygotowania, plany- córeczka!zabierzemy naszą małą księżniczkę na koniec świata ! W 26 tygodniu ciąży mimo dotychczasowych idealnych wyników badań przerażająca diagnoza … Państwa córeczka ma guza, prawdopodobnie nowotwór. Kolejne tygodnie badań, rezonans, konsylium najlepszych profesorów w Polsce…Klara nie będzie samodzielnie oddychać, prawdopodobnie nie zdążycie jej przytulić po porodzie. Proszę przygotować się na najgorsze. Guz zajmuje przestrzeń barkowo-szyjną, wnika w całą klatkę piersiową okalając aortę i główne naczynia…Cala nasza rodzina bała się o zdrówko małej ale także moje.Bali się depresji, załamania- wiedzieli ,ze o niczym innym jak o byciu mamą nie marzyłam. Wiedzieli, ze jestem wrażliwa i delikatna. Ale ja…Nastawiłam się na walkę,Klara znalazła we mnie dotąd nieznane pokłady siły i energii.
Nasza córcia przyszła na świat drogami natury w 33 tygodniu ciąży. Jest cudem medycyny, płucka niuni rozprężyly sie mimo tak niewielkiej wolnej przestrzeni. Nie ma żadnej innej wady.Jest ideałem z pozostałością po anielskich skrzydełkach -tak mówimy o tym guzie…Z wczesniaczych objawów wyszła sprawnie, oddycha już samodzielnie. Niestety Guz rośnie razem z nią…Byłam przy niej każdego dnia od wschodu słońca do momentu aż wyprosili mnie z intensywnej terapii…Następnie na kolejnych oddziałach spałam na krześle, bo juz mogłam byc przy niej cała dobę.Nie pamietam bólu po porodzie. Płakałam tylko w ukryciu, Klara nie miała tego widzieć. Dziś jesteśmy już w domku. Klara ma 7 tygodni. Czeka nas bardzo długa droga, bardzo trudne operacje ale nie poddajemy się i zabierzemy księżniczkę na koniec świata ! Moja córka nauczyła mnie cierpliwości, odkryła niesamowite pokłady spokoju i siły. Każdego dnia wpatruje się w nasz cud i odkrywam nową siebie. Jestem dziś innym człowiekiem. Jestem mamą-mogę przenosić góry. Idąc przez szpitalne korytarze uśmiecham się do innych mam, tłumacze ze nie mogą płakać i się poddawać-wspieram je, mam energię której nie znałam. Będę walczyć o każdy kolejny dzień razem- tak jak ta mała istota zawalczyła o spełnienie naszych marzeń!
Mój synek uczy mnie każdego ale to każdego dnia CIERPLIWOŚCI, ale również cieszenia się z najprostszych rzeczy kompletnie nie materialnych oraz uśmiechu szczerego od ucha do ucha codziennie co jest najlepszą receptą na wszystko
Od kiedy zostałam mamą patrzę na świat zupełnie innymi oczyma,oczami mojego dziecka. Schylam się do poziomu na jakim on jest i dlatego,jakby mocniej czuję ten świat! I włąsnie tego nauczyło mnie moje dziecko. Doceniać małe rzeczy! Te najmniejsze,malutkie. Pokazało mi jak cieszyć się z małej mróweczki, jakim skarbem może byc biały kamyczek i że jeden buziak wart więcej niż wszystkie pieniądze świata! Niby oczywistośc,ale właśnie tego uczę się cały czas od dzieci. Cieszyć się tą daną chwilą, śmiać z byle czego i żyć pełną parą!
Moja córeczka Ola, uczy mnie… samej siebie. W relacji z nią staram się wyłapywać swoje negatywne zachowania i nieprzyjemne uczucia. Szukanie przyczyn i źródeł moich postaw i emocji pozwala na lepsze poznanie mojego najgłębszego ja, rozwija kobiecość i daje dojsć do głosu mojej duszy. Przepracowywanie tego jest ogromnie trudne i wyczerpujące, ale warto. Po to by być szczesliwą kobietą i na taką wychować swoją córeczkę. Tego życzę wszystkim Mamom :)
Moja córeczka uczy mnie pokory i bycia lepszym człowiekiem. Wszyscy na codzień jesteśmy zabiegani i tak naprawdę to Amelia przypomina mi o codziennym uśmiechu do innych ludzi i prostym słowie DZIEŃ DOBRY. Dzieci mają taki cudowny dar robienia tych rzeczy naturalnie a nam dorosłym przychodzi to dość trudno. Dlaczego?
Codziennie, od sześciu wyjątkowych miesięcy uczymy się z moim synkiem Jerzym głównie samych siebie i siebie nawzajem. Poznajemy się za pomocą języka niewerbalnego, by móc odpowiadać na swoje potrzeby. Zauważcie proszę, jak język niewerbalny ważny jest w naszym codziennym życiu, wydaje się, że znacznie ważniejszy niż werbalny. Zanim odezwiemy się do siebie słowem mówionym, czytamy się niewerbalnie przez gesty, mimikę, zapach. Myślę, że nic nie czyni lepszej praktyki nad tą roczną opiekę macierzyńską, której właśnie doświadczam :) Uwielbiam obserwować mojego syna, wyszukiwać gestów, mimiki… człowiek staje się niezwykle czuły na ten bezsłowny język, który przecież jest tak ważnym w naszym “dorosłym” życiu (i prywatnym i tym zawodowym)… chwilo trwaj :)
Moja córka ma energię, której mi brakuje. Uśmiech w najtrudniejszych momentach. Niekończącą się ciekawość świata. Jej ulubione słowo to: wiesz, mama? Wszystkich lubi, szybko wybacza. Łatwo się nie poddaje. Codziennie wstaje prawą nogą. Nigdy się nie zatrzymuje, nie zerka wstecz. Jest zawsze sobą. Moja córka jest jak poradnik dobrego humoru i najlepsza lekcja życia. ❤️
Dzieci nauczyły mnie przede wszystkim, że nie można planować:) i trzeba szybko podejmować decyzje np. kiedy rano okazuje się, że jest chore i trzeba z nim zostać w domu. Zarazem sztuki negocjacji z mężem, kto tym razem dzwoni do szefa z informacją, że się nie pojawi i na końcu radości i beztroski, by móc nie myśleć o niczym tylko oddać się całego siebie tej małej istotce z zakatarzonym nosem.
Jestem mamą osiemnastolatka. Tak, tak, takie też zaglądają do Makóweczek ;)
Mój syn nauczył mnie celebrowania każdej chwili. Pochylania się nad żukiem, ślimakiem, ba, nawet przenoszenia go przez kałużę. Nauczył mnie tego, jak trzeba pobudzić wyobraźnię, kiedy patyk jest konikiem polnym a z kamieni można igloo zbudować. Nauczył mnie cierpliwości – ile można stać i się na traktor patrzeć, asertywności, kiedy ktoś używał słów “bądź grzeczny” i dochowywania tajemnic. Mój syn nauczył mnie wiary w rzeczy niemożliwe, snucia planów i marzeń, które się spełniają. Mój syn pokazał mi, jak to wszystko, czego mnie uczył może zaowocować w moim życiu. Mój syn jest dowodem na to, że czas pędzi jak szalony, że nie warto kruszyć kopii o rzeczy nieistotne – brak czapki na głowie, kiedy wybiega ze szkoły, rozrzucone klocki, keczup na podłodze czy odciski palców na drzwiach tarasowych. Mój syn niedługo opuści dom rodzinny, by nowy dom założyć. Zatęsknię za wszystkim, za wszystkimi wspólnie spędzonymi chwilami, które mam w pamięci na zawsze. Które przeżywałam z nim świadomie. Które zbudowały nasze relacje, moim zdaniem bardzo dobre relacje.
A kiedy zobaczę żuka, ślimaka czy konika polnego, przeniosę go przez kałużę :)
Bycie mamą nauczyło mnie cieszenia się życiem i znajdowaniu w nim takiej prostej, szczerej j niewymuszonej radości. Syn pokazał mi, że to, jak definiuję swoje życie zależy tylko i wyłącznie ode mnie samej, od tego, jak patrzę na świat. Mogę wręcz śmiało przyznać, że to dopiero jego pojawienie się na świecie nauczyło mnie umiejętności doceniania każdej chwili! On to robi w tak piękny i prosty sposób- poświęcając swój czas i energię na przyjrzenie się spacerującej biedronce czy kołyszącym się na leśnym wietrze źdźble trawy. Na czerpaniu radości z bycia tu i teraz- w momencie,gdy bawi się na placu zabaw robi to całym sobą, pozwalając na to aby wszystkie emocje wzięły górę. To on uświadamia mi, że w ferworze codziennych spraw, zamiast pędzić,warto czasami zatrzymać się i zadumać nad tym, co nas otacza. Że na wszystko można patrzeć tak, jakby się to widziało pierwszy raz w życiu. Że zwykły spacer biedronki po leśnym krzaczku może dać wiele dziecięcej, a przez to szczerej radości. Że najpiękniejsze w życiu są te momenty, których nie planujemy. Że czasami trzeba po prostu wyskoczyć z życiowego rollercoastera, który chcąc nie chcąc, szaleńczo pędzi przed siebie i po prostu się skupić się na tym, co tu i teraz, bo wtedy można po prostu odetchnąć, wyciszyć się i nagle wszystko staje się prostsze!
Jestem młodą mamą od niedawna.. Kornelia ma 8 miesięcy a już pokazała mi jakie moje życie było puste dopóki się nie pojawiła.. dzięki mojej ukochanej córeczce widzę świat w całkiem innych kolorach to ona nauczyła mnie że nie wszystko jest takie jak nam się mogło na początku wydawać nie wszystko jest czarne lub białe dobre lub złe.. dzięki temu że zostałam mamą wiem teraz co to znaczy martwić sie o kogoś tęsknić bronić wybaczac i kochać bezgranicznie.. na malutka nie umiem się złość czy krzyczeć a tęsknię za nią nawet jak muszę zostawić ją z kimś chociażby na pół godziny.. nie znoszę żadnej krytyki dotyczącej mojej księżniczki stanę w jej obronie przeciwko wszystkim nie wyobrażam sobie że ktoś może ją skrzywdzić.. potrafię w nocy wstać i patrzeć jak śpi tylko dlatego że martwię się o nią a gdy się przeziebila zrozumiałam jaka jest krucha i delikatna.. nigdy o nikogo się tak nie martwilam..
Moja ukochany i baaaaardzo długo wyczekiwany syn nauczył mnie dużo cierpliwości jeszcze przed urodzeniem! A przede wszystkim nauczył mnie być mamą. Uczyliśmy się wszystkiego wspólnie.. Planowania: spania, wstawania, jedzenia, sprzątania i zabawy :) Nauczył mnie radości! Radości z najprostszych rzeczy, dzieciom sprawia radość każda pierdoła, każda najmniejsza, błaha rzecz. I to jest piękne! Nauczył mnie kochać bezwarunkowo.. Myślałam, że nie będzie możliwości pokochać kogoś tak mocno, jak kocham mojego męża, jednak miłość rodzicielska jest miłością największą! A najcudowniejsze jest to, że działa ona w obie strony.. Poczucia,że jest się dla tej małej istotki kimś najważniejszym. Kiedy patrzę na moje dziecko nie mam wątpliwości :) Ps. przekonałam się jeszcze,że 3 godzinki snu są dla mnie wystarczające :D Pozdrawiam wszystkie szczęśliwe mamy!
Moja córa uczy mnie doceniac moja mame. padam na kolanach w uklanach za jej trud bo Juz wiem czym jest poświęcenie swojej kariery na rzecz dzieci, juz wiem jak smakuje wstawanie w nocy, bezradne rozkladanie rąk na płacz, korzystanie z toalety w towarzystwie. Dzieki mojej corce na nowo nauczylam cieszyc sie zwyklym spacerem, czy siedzeniem na parapecie i oglądaniem przejeżdżających samochodow. Dzieki niej stalam sie mama, a to najlepsze co mnie w zyciu spotkalo <3
Ja to akurat mam dwóch synów :D Jeden trzylatek, a drugi skończył osiem tygodni…
I czasem zdarza mi się do kogoś powiedzieć, że nie wiem czy poradziłabym sobie z wychowaniem córki-bo boję się, że będzie rubaszną hałaśliwą babą taką jak ja :D
Wiecznie odstawałam od koleżanek w przedszkolu czy szkole…
W przedszkolu to w ogóle zasłynęłam z tego że dziewczynce która mnie zdenerwowała pokazałam goły tyłek… pewnie podejrzałam to gdzieś w kreskówkach, pamiętam że kopara pani przedszkolance opadła i ramach pokuty nie mogłam potem uczestniczyć w gimnastyce z innymi dziećmi….
Potem byłam znana z niewyparzonego języka, niewygodnych pytań i cytowania dowcipów z książeczek z dowcipami Masztalskiego….
Moja mama-bardzo spokojna,elegancka i skromna kobieta, cierpliwa i tolerancyjna, moje wybryki przyjmowała z godnością. Ubierała mnie w sukienki (sama je szyła) i rajstopki, a potem łatała dziury wydarte na płotach i drzewach. Ciągle znajdowała w moim pokoju słoiki z kijankami, mrówkami i traszkami. Gdy znikałam jej z pola widzenia, wiedziała że znajdzie mnie bawiącą się na budowie z chłopakami albo w “gajku” gdzie spędzaliśmy całe godziny siedząc na drzewach z małymi żółtymi śliweczkami, niezjadliwymi, ale były idealną amunicją do naszych proc!
Gdy byłam już bardziej samodzielna, zamiast fikać przed blokiem z dziewczynami układy taneczne do “New Kids On The Block” a potem “Just 5” :D jeździłam na rowerze nad Wisłę gdzie z kolegami eksplorowaliśmy stare bunkry.
Inne dziewczynki mnie drażniły. Piskliwe, obrażalskie,i wiecznie miały jakieś “sekrety” . Z chłopakami sprawa była prosta- “grasz z nami” albo “jedziesz z nami”… albo i nie. A dziewczyny codziennie zmieniały zdanie, obiekty sympatii,przyjaciółki i zasady zabaw. Do tego wszystkiego się bały- dotknąć jaszczurki, pogłaskać dużego psa, burzy…
Moje zdjęcia z letnich kolonii przedstawiają mnie z niezadowoloną miną, w wygodnym dresie, z kieszeniami wypchanymi szyszkami. Tymi szyszkami urządzaliśmy na plaży z chłopakami wojny i robiliśmy sobie dowcipy typu wypełnianie plecaków piachem czy podrzucaniem kamyków do butów. Dziewczyny z mojej grupy na takie dowcipy patrzyły mocno zniesmaczone. Również wtedy, gdy na dyskotekach, zamiast podpierać z nimi ścianę, podchodziłam do chłopaków prosząc ich jako pierwsza do tańca. Dla nich- nie do pomyślenia… No ale przecież jak komuś przywaliłam szyszką to już dobrze się znaliśmy, i łatwiej było zagadać, co nie? ;)
A teraz- jaki to ma wpływ na to, czego się nauczyłam, mając już własne dzieci?
Po pierwsze-ogromnego szacunku dla mojej mamy. Za to,że tolerowała mnie taką, jaką byłam, nie próbowała na siłę zrobić ze mnie dziewczyńskiej dziewczynki. Nie wymagała ode mnie nienagannego zachowania, nie karciła za szczeniackie wybryki. Kochała tego wiecznie umorusanego pyskatego urwisa na czarnym rowerze .Nie miała mi za złe, że zamiast zaplatać warkocze i bawić się w malowanie paznokci wariowałam gdzieś w błotnistych rowach bawiąc się w żołnierza, układałam klocki Lego Technic albo grałam w bijatyki na konsoli z braćmi i ich kolegami :) Ufała mi, akceptowała mnie, dzięki czemu jako nastolatka nie musiałam jej nigdy okłamywać i nie robiłam głupot. Sama wyznaczałam sobie granice. Pamiętam jak moja młodsza o rok kuzynka nieustannie oszukiwała rodziców. Ja mówiłam mamie wprost- jadę na sylwestra do wynajętych domków, tu i tu, z towarzystwem takim i takim, będę jak wrócę,nie martw się o mnie.Gdy wieczorami włóczyłam się po osiedlu, zawsze przechodząc obok zaglądałam do domu powiedzieć mamie że jeszcze nie wracam i że wszystko w porządku. Nie wymagała tego ode mnie- sama chciałam żeby się nie martwiła :)
I teraz po drugie-jak się rozwinęłam dzięki moim dzieciom?
Ano. Wreszcie odetchnęłam z ulgą. Nigdy tak dobrze nie czułam się we własnej skórze. W wygodnym ubraniu,płaskich butach, z rozwianym włosem. Z moimi chłopakami czuję się po prostu fantastycznie! Wcześniej czułam jakiś taki napór-wszystkie dziewczyny elegancko,w szpilkach,pomalowane paznokcie, drogie torebki. A ja,owszem, od wielkiej pompy uwielbiam sukienki, założę biżuterię, nawet jest opcja że użyję prostownicy :D Ale na co dzień preferuję wygodę i mini makijaż – o ile w ogóle. Zapach lakieru do włosów czy paznokci przyprawia mnie o mdłości, tak samo jak wszystkie te ładne a niewygodne ubrania. Albo te eleganckie zimowe , w których szczyrka się z zimna zębami ale wygląda się pięknie. I obowiązkowo goła głowa żeby ułożone włosy było widać. Brrrrr!
Ja ,to puchata kurtka i kolorowa czapa z wielkim pomponem :D
Dżinsy. Trampki. Albo softshellowe spodnie i kurtka w których wyglądam jak narciarz :D I co? I mój syn patrzy na mnie taką jak na ósmy cud świata :) Wkładamy razem kalosze i hasamy po kałużach. Po deszczu bierzemy wiaderko i idziemy ślimakom przeprowadzkę robić. Grzebię z nim w piaskownicy, zaczepiam i głaskam obce psy. Ładujemy się w samochód i jedziemy za miasto szwędać się po lesie. Latem zakładam szorty i japonki i w nosie mam to że teściowa twierdzi że nie wypada takich krótkich,że teraz to już tylko spódnica za kolano…. Totalnie przestałam się przejmować tym, co wypada, co ludzie powiedzą, w jakie trzeba się wpasować schematy. I tak samo nie dyktuję niczego moim dzieciom. Właściwie to narazie jednemu, ale już widzę ogromne różnice między nimi i mówię- trudno. Starszy – oaza spokoju,zrównoważony,cierpliwy (może to po mojej mamie? ;) ) a młodszy już dał mi się poznać jako wymagający i bardzo potrzebujący bliskości domagając się jej częstym głośnym krzykiem ;) Ale to nic. Niech każdy sobie będzie taki jaki jest, szczera akceptacja tego, to najlepszy prezent od rodzica jaki tylko można sobie wyobrazić.
Jestem mamą dwóch córeczek. Starsza ma 3,5 roku, młodsza rok i 9 miesięcy. Bycie mamą wiele mnie nauczyło i ciągle czegoś uczy. To oczywiście przede wszystkim cierpliwość, wytrwałość, stanowczość, miłość itp. Jednak o czymś innym chciałabym tu napisać. Dzięki córeczkom inaczej patrzę na życie. Bardziej doceniam jego wartość. Gdy byłam tylko córką, wnuczką, siostrą, czy już nawet żoną, nie miałam tak silnej woli życia. Odkąd pojawiły się dziewczynki bardziej zdaję sobie sprawę z kruchości naszego życia. Bardziej dbam o swoje zdrowie, od razu reaguję na jakiekolwiek dolegliwości i niedyspozycje. Nie bagatelizuje żadnych objawów choroby, choćby najmniejszej. Wyjeżdżając samochodem bez dzieci zawsze modlę się i myślę, żebym tylko szczęśliwie dotarła do celu i szczęśliwie wróciła do domu. Mam małe dzieci i gdy czasem pomyślę, że miałabym je zostawić serce mi się kroi. Chciałabym uczestniczyć w każdym dniu ich życia. Przeżywać z nimi radości, smutki, dobre chwile i te złe. Czasem nie ma się siły, ciężko sobie poradzić i wiem, że problemów wychowawczych będzie coraz więcej. Jednak chcę w nich uczestniczyć, być obecna przy córkach, czy stać gdzieś niedaleko z boku. Każdego dnia patrzę jak rosną, rozwijają się i zmieniają. I jest to dla mnie wielkim szczęściem. Chcę pokazać im jak najwięcej, chcę pomóc odkrywać im świat. Chcę być przy nich.
Chyba jakieś dwa lata temu (czas tak szybko leci, że czasem nie zdaję sobie sprawy że coś miało miejsce już tak dawno) umarła na raka młoda, znana polska aktorka pozostawiając na świecie trójkę małych dzieci. Strasznie ciężko zrobiło mi się na sercu. Walczyć z chorobą, leżeć w szpitalu i w końcu czuć, że to już koniec, ze świadomością, że nie zobaczy się jak dorastają własne dzieci. Nawet nie wyobrażam sobie tego bólu. Większego niż ten zadawany przez chorobę.
Dlatego moje dzieci nauczyły mnie szacunku do życia, doceniania jego wartości. Każdy dzień jest darem, który mogę dobrze zagospodarować. Tak chcę myśleć każdego dnia budząc się. Aby nowy dzień dał mi satysfakcję nawet z najdrobniejszego wydarzenia. Nawet gdy jestem zmęczona, rozdrażniona i brak mi sił, staram się pozytywnie myśleć. Jestem tu gdzie jestem. Mam wokół siebie ukochane osoby. Dla nich jestem wszystkim, one są dla mnie wszystkim.
Może gdy dzieci będą starsze, bardziej samodzielne, znów życie nabierze innego znaczenia. Chociaż jak już zostanie się matką to dzieci zawsze będą najważniejsze.
Ja nawet nie wiedziałam ile rzeczy mogę zrobić w tak krótkim czasie :-) Gdy dziecko uśnie na pół godziny to ja zdążę posprzątać w domu i ugotować obiad, gdzie kiedyś zajmowało mi to cały dzień :-) Do tego niedługo będę mogła założyć zespół i zostać wokalistą, bo w domu ciągle śpiewam i rozwijam swoje umiejętności wokalne, a moja córcia jest najlepszym i najsurowszym jury.
Moja córeczka zdumiewa mnie nieustannie tym, ile wciąż się uczę o sobie. Książki o samorozwoju, duchowych wędrówkach są niczym przy mym małym mistrze Yoda! Nauczyłam się, że:
– umiem osiągnąć momentalnie spokój zen i być oazą spokoju w stosunku do pierworodnej jak do nikogo innego, gdy córka rzuca się na podłogę w histerii w środku sklepu, czy kościele, choć jak mnie mąż zdenerwuje to rzucam w niego ścierką…
-że jednocześnie mogą rozpierać nawet mnie ambiwalentne odczucia: furia i niepohamowany śmiech…gdy dziecko wypaprze w kupce siebie, białą pościel na łóżku i czteromiesięcznego kuzyna pozostawionego pod opieką….ale samo zdjęło pampersa, zrobiło “sprawę” na nocniczku, ale potem….twórczy picasso….
-że zamiast pędzić, trzeba stanąć, rozejrzeć się w koło i wpaść w zachwyt nad kształtem listka, dźwiękiem wydawanym przez lokomotywę, wielkością kamyka, czy tego, że błoto tak fajnie plaska przy skakaniu…..zachwycić się światem….Dorosły mija to i biegnie obojętnie, a teraz jako mama staje i pół dnia przypatruję się z córeczką dźwigowi czy ptaszkom na drzewie…
-luzu…że obiad, czysty dom wcale nie są takie ważne…jak łaskotki, ganianie się czy wylizywanie miski po pysznym kremie
-że cieszą najbardziej proste przyjemności…
-że choć mam dwie ręce, to jednocześnie potrafię gotować obiad, rozmawiać przez telefon, bujac noga córeczkę na bujawce….
Moje dziecko uczy mnie codzien iscie Sokratejskiego podejscia do zycia a wiec “wiem, ze nic nie wiem”. Do momentu przyjscia na swiat mojego syna wydawalo mi sie, ze niektore rzeczy w zyciu mam juz opanowane, ze malo mnie zaskoczy i ze wszystkim dam sobie rade. Bylam niemal pewna, ze wiem o dzieciach juz bardzo wiele, ze je rozumiem i wiem czego sie po nich spodziewac az tu moj syn wyprowadzil mnie z bledu i udowodnil, ze chocbym byla matka rok, dwa, lat 10 czy 30, to nigdy nie bede wiedziala o swoim dziecku, jego wyobrazni i mozliwosciach wszystkiego, a bez wzgledu na swoj wiek zawsze bedzie umial mnie zaskoczyc. Z kazdym dniem dowiaduje sie o swoim dziecku nowych rzeczy, ale im wiecej o nim wiem, tym bardziej zdaje sobie sprawe jak bardzo tajemniczym jest czlowieczkiem i jak wiele talentow, umiejetnosci i niespodzianek jeszcze przede mna skrywa. Codziennie zadziwia mnie czyms innym, codziennie zaskakuje czyms o czym nawet bym nie pomyslala, dlatego tez dzieki niemu ucze sie zycia na nowo. Moj syn sprawil, ze nauczylam sie pokory, poznalam co to cierpliwosc i bezgraniczna milosc do drugiego czlowieka. Dzieki niemu rozwinelam swoje skrzydla i nauczylam sie cieszyc z pozornie błahych rzeczy, a takze smiac z tego, ze stlukl ulubiony kubeczek czy rozlal sok na podloge ktora mylam 5 minut wczesniej. Zrozumialam, ze niektore problemy wcale nimi nie sa a to co mogloby sie zdawac niewazne i marne, moze byc dla kogos ogromnym i niepoliczanym szczesciem. W zasadzie swojemu dziecku zawdzieczam swoj rozwoj – poznalam nowe pasje i znalazlam nowe hobby, swoja nowa zyciowa role – role mamy a takze to, ze swymi narodzinami wywrocil moj swiat do gory nogami, bo uwielbiam balagan jaki robi w moim zyciu.
Tutaj już chyba nie ważny jest konkurs. Dziękuję Ci za ten wpis. Sama przechodzę teraz (poraz pierwszy) bunt trzy latka i odbywa się na tej samej zasadzie co u Ciebie, może nawet bardziej. Moje dziecko potrafi w takich momemtach wzbudzać we mnie poczucie winy używając słów “dlaczego Ty mi to robisz?” To boli. Czasami już nie wiem jak sobie z tym radzić i sama płaczę razem z moją Polką. Z bezsilności
.. nie działa prośba, nie działa groźba, nie działa nawet mój spokój.
Z przyjemniejszych kwestii to moda, moja mała również szaleje z radości kiedy mamy na sobie takie same ubranka, ba szaleje nawet jak ma coś podobnego do taty :-)
Uśmiechnęłam się kiedy wspomniałaś o odgarnianiu włosków.
Pewnie to bardzo proste ale moje dziecko nauczyło mnie cierpliwości i opanowania. Kiedyś byłam bardzo wybuchowa i nerwowa, w tej chwili potrafię zapanować nad emocjami i nie tylko pod względem córki ale również innych osób.
Codziennie uczy mnie uśmiechu, nawet kiedy ma swój czas na bycie niegrzeczną i zdaje sobie sprawę z tego że mama zaczyna być zła, to albo strzeli minkę albo zaśpiewa “Oczy zielone” lub porostu powie “psecies Cie kocham, jesteś na mnie zła?” lub skacząc tak jak dzisiaj po łóżku zapyta: “Dlaczego nie mamy brata? Dlaczego nie mamy jakiegoś dziecka?” i chyba właśnie dzisiaj moja 3 latka nauczyła mnie tego najważniejszego, dała do myślenia :-)
Pozdrawiamy serdecznie :-)
Moja corcia jest jeszcze mała istotna -małą jeśli chodzi o wiek , ma zaledwie 7 miesięcy ale nauczyla mnie najważniejszego , spontaniczności i usmiech-pokazała że usmich daje uśmiech , radość oddaje radość, jest małym smykiem który w niemożliwy sposób nawet idąc ulicą “ściąga ludzi wzrokiem “-którzy oddają jej uśmiech i często mile słowo. Mając moja mała księżniczka nauczyłam się ze szczery uśmiech “naprawia “wszystko wkoło ,obcym ludziom poprawia humor a i nawet gdy jest brzydka pogoda , potrafimy z niej wyciągnąć sens-patrząc jak smakują kroplę , przecież wtedy Buzka się sama otwiera ;) czy też jak to jest dotknąć mokrego okna to wszystko jest radością o której my niestety często zapominamy ….jestem najszczesliwsza ze mam takiego cudownego nauczyciela:)
Starsza córka nauczyła mnie bliskości. Uwielbia sie tulić, smerać, drapać byle by byc jak najbliżej. A tego mi brakowało w relacji z moimi rodzicami.
Młodsza córcia uczy mnie pożądku. Mimo że ma niecałe dwa latka odkłada wszystko na miejsce za co jestem jej wdzięczna że pomaga mi gdy starsza córka nie potrafi się pozbierać. Obie uczą mnie wytrwałości, cierpliwości i pokazują jak kolorowa może być miłość.
Od mojej Asi nauczyłam bycia ‘ładną mamą’. Od małego byłam chlopczyca, więcej czasu spędzałam z chłopakami na boisku. Lubię luźny strój, a Asienka odkąd skończyła 2 lata lubi stroic się w sukienki i (o zgrozo) chce żeby mama też sukienki zakładała :) Więc ku jej uciesze coraz częściej (bez okazji ) wciskam się w jakąś :)
Nie biorę udziału w konkursie
Nie często komentuję, ale dziś po prostu muszę zadać to pytanie….a nie odpuszczę sobie jednak.Obawiam się, że nie dźwignię fali hejtu Pani fanek.
Jak zawsze bardzo ładne zdjęcia
Miłego dnia
Bezwarunkowej miłości, anielskiej cierpliwości, umiejętności cieszenia się z niczego, życia chwilą i wiele innych…a także ambiwalentnie strachu o los moich cudów ;)
Moja córcia od początku kiedy pojawiła się na świecie uczy mnie nieustannej cierpliwości. Z miesiąca na miesiąc jestem coraz bardziej już ostoją spokoju. Kiedyś kiedy skarbka nie było jeszcze w planach rzucałam się w wir pracy, od rana do wieczora siedziałam przy komputerze z dokumentami w dłoni , taki właśnie miałam charakter pracy. Często też byłam chaotyczna, niezorganizowana, niewypoczęta. Aktualnie wiem, że żyję po prostu. Nie wykonuje czynności automatycznie. Potrafię się bardziej zorganizować. To macierzyństwo uczy mnie wypracowywać te “dobre” cechy. Poza tym jestem już spełnioną kobieta w 100%, a co za tym idzie SZCZĘŚLIWĄ
Marlena, świetny kolor Twojej bluzki! jeszcze chyba w żadnym nie było Ci aż tak do twarzy! i powiem Ci, że dużo młodziej wyglądasz niż w tych długich sukienkach :)
Dzieci nauczyły mnie co to jest radość życia, wesołe śpiewanie, beztroska, jak cieszyć się każdą chwilą. Jak głośno się śmiać bez skrępowania, biegać i bawić się w chowanego, nie patrząc na innych. Jak ważne jest przytulanie, bliskość i mówienie Kocham Cię. Jak to fajnie oderwać głowę od wszystkiego i po prostu się bawić i spędzać czas razem. Co to znaczy brać z życia pełnymi garściami i żyć pełnią życia, jak wykorzystać maksymalnie każdy dzień, by pozostał na zawsze w sercu i we wspomnieniach jako najpiekniejsze chwile. Patrzeć pozytywnie na świat, być kreatywną i pomysłową. Nie poddawać się i umieć zawalczyć o swoje. Przy dzieciach rozwijam swoje zdolności plastyczne – malujemy, lepimy, wyklejamy. Kulinarne – wspólne gotowanie i piecznie oraz wymyślnie nowych potraw. Dbam także o pamięć, gdy śpiewamy i mówimy wierszyki. Grając w planszówki rozwijam swoje i dzieci planowanie, logikę i spostrzegawczość. Przy dzieciach nie stoje w miejscu i nie cofam się, zawsze coś się dzieje : kółko teatralne, wolontariat, schola, występy z Zespołem Ludowym. Przy dzieciach moje życie jest bogate i kolorowe.
Paradoks.
Syn nauczył mnie tego, że muszę być dla siebie ważna, muszę dbać o swoje zdrowie i samopoczucie. To powoduje, że jestem lepsza mamą. Mam siłę, energie i pokłady kreatywności, a syn wieczorem mnie mocno przytula i mówi, że lubi mnie najbardziej na świecie i że jestem taka fajna. To wielka nagroda.
Umęczona, styrana matka Polka to archetyp. Pora spojrzeć prawdzie w oczy, musimy o siebie dbać i umieć wygospodarować dla siebie czas!
Lenusza boska :).
Ehhh…mi trafił się bardzo temperamentny, wrażliwy egzemplarz, który obala wszelkie mity na temat rodzicielstwa typu ‘że rzuca się na podłogę to niewychowane’.Bardzo to sobie chwalę, ponieważ codziennie jest dla mnie wyzwaniem, moją największą przygodą. Moja córeczka uczy mnie, że moje czyny i słowa nie pozostają bez echa, że to co powiem i zrobię odbije się w Niej, jeśli nie teraz to kiedyś. Cieszy mnie ogromnie kiedy widzę te pozytywne lustrzane odbicia samej mnie, a te gorsze wyznaczają drogę dla mnie, to oczywiście nie jest takie proste zmienić się nagle, ale warto pracować nad sobą dla Niej. Pozdrawiam
Niestety nie mam jeszcze własnych dzieci, ale jestem wolontariuszem w jednej ze szkół. Przez prawie 2 lata pracowałam z jedną dziewczyną, a teraz będę się spotykać jako wolontariusz-logopeda z jej młodszą siostrą. Dziewczyny uświadomiły mi jak bardzo zatraciłam w sobie umiejętność patrzenia na świat z prostotą, oczami dziecka i tego, że można cieszyć się każdą chwilą. Codziennie dostaję od młodszej dziewczynki wiadomości, przesyła mi obrazki swojego autorstwa, dzwoni zapytać kiedy będziemy miały zajęcia. Pokazuje mi w ten sposób, że jestem dla niej ważna i mam realny wpływ na jej życie. Niesamowita jest świadomość, że poświęcenie swojego czasu i serca dla drugiej osoby nie jest obojętne i nie pozostaje bez odzewu z tej drugiej strony.
Chciałam podzielić się z Wami moim doświadczeniem, że wiele można się nauczyć nie tylko od własnych dzieci, że dla tych “obcych” też można być niesamowicie bliską i potrzebną osobą :)
Mam dwie córeczki i najbardziej uczą by pokonywać trudnosci i te małe i te duze. Maja niespozyta energię i nie poddają sie w zadnej sprawie, ich upór mi imponuje. Nie ma rzeczy niemożliwych-to nasze motto :-)
Moja Emilka uczy mnie żeby cieszyć sie każda trwająca chwilä, ta tu i teraz, aby przezyc nasze zycie radosnie, szczesliwie i lekko. Patrze na Nia, mojä maleńkå Kobietke i mysle jak tu sie nacieszyc, nslaoac, nawdychac tej trwajacej teraz wlasnie minuty sekundy bo ona juz nigdy sie niebpowtorzy…
moja Malenka Kobietka juz nie bedzie nigdy taka jak teraz, ten czas nie wroci i sie nie powtorzy.
Moja CÓRCIA UCZY MNIE SZACUNKU DO ŻYCIA, tu i teraz :)
Moja 5-letnia córeczka nauczyła mnie przyznawać się do błędów, niewłaściwych reakcji i przepraszać za nie… Przyznam szczerze, przychodziło mi to z wielkich trudem, mimo, iż zdawałam sobie sprawę, że zraniłam bliskich moim zachowaniem, nigdy nie było mnie stać na przeprosiny – dziękuję córeczko.
Natomiast rozwijam się poprzez codzienne odpowiadanie na pytanie “a dlaczego?”. Czasem szybciutko szukam odpowiedzi na zadane mi pytanie w internecie czy książce. Niesamowite ilu faktów człowiek jeszcze nie zna, a bez tych pytań nie miałby okazji poznać..
Moja nieco ponad 2-letnia córeczka uczy mnie każdego dnia, że warto się uśmiechać choćby męczył nas choćby na prawdę kiepski humor, a w życiu paliło się i waliło. Bezpośredniość i prawdziwość uśmiechu mojej córeczki nawet, a może w szczególności kiedy coś przeskrobie np. wyciśnie na siebie połowę tubki kremu do rąk powala mnie na kolana. W pierwszym momencie dopada mnie złość, że ciągle coś broi, ale patrząc na nią już po chwili mija złość i zastępuje ją uśmiech z uświadomienia sobie, że świat dziecka jest taki prosty i dzieciom niewiele potrzeba do uśmiechu, a my dorośli mamy zupełnie inaczej. Dlatego dziękuję mojej córce, że przypomina mi o tym, żeby częściej się uśmiechać mimo wszystko:)
A ja może odpowiem zbyt prosto, ale szczerze – moje dzieci uczą mnie przede wszystkim pozytywnego nastawienia do otoczenia. Tylko dzieci, które z natury nie mają jeszcze pojęcia o problemach, rozczarowaniach i kłopotach człowieka dorosłego, żyją w błogiej nieświadomości, przez co każdy dzień rozpoczynają z dobrym nastawieniem. Każdy mój problem, który dołuje mnie i powoduje złe samopoczucie zostaje rozwiązany z chwilą ujrzenia moich dzieci – ten uśmiech, ta pozytywna wibracja, miłość bezwarunkowa i zawsze optymistyczne podejście – nawet w chwilach choroby to, to czego każdego dnia uczę się od moich dzieci. Dzięki Nim rozwija się we mnie spokój, opanowanie, szczęście – nawet w chwilach kryzysowych. To dzieci wyciągnęły mnie z mojej depresji i codziennie nieświadomie dbają o to, że nigdy do niej nie powrócę. To moje skarby, których nigdy nie zawiodę, bo one nie zawiodą mnie :)
Macierzyństwo pozwala mi dziś być wbrew pozorom spokojniejszym, wreszcie spełnionym człowiekiem. Żyję teraz z cudowną świadomością, że starzenie sie to coś naturalnie nieuniknionego, ale nie niebezpiecznego. Przecież dzięki uplywowi czasu będę być może mamą dla żony mego syna, babcią dla ich wnuków. Moje życie ma sens, bo pełnię teraz i będę pełnić w nim jeszcze wiele ról. To mnie baaardzo cieszy i motywuje. Pustka, którą zawsze mialam gdzieś głęboko w sobie, została szczelnie wypełniona. Bezwarunkową miłością i spokojem.
Dzieci uczą mnie wytrwałości i determinacji w osiągnięciu zamierzonego celu. Byłam, i trochę jeszcze jestem, osobą, która dość łatwo się poddaje. Uważam, że szkoda zachodu i nawet nie podejmuję prób by osiągnąć to o czym marzę. Zbyt wiele rzeczy w życiu przegrałam walkoverem. Za to moje dzieci są wytrwałe do bólu – mojego zazwyczaj ;), ale uczę się tej trudnej sztuki właśnie od nich.
Jako, że nie wychowałam się pełnej rodzinie, a taką chciałam dać moim dzieciom, moje córeczki poprzez swoją obecność uczą mnie i przypominają mi każdego dnia, abym tworzyła DOM do którego chce się wracać każdego dnia, w którym jest ciepło, miłość, spokój i poczucie bezpieczeństwa
Moje dziecko uczy mnie cierpliwości
Uwielbiam, gdy na Jej buzi ciągła radość gości
Uczę się od Niej pozytywnego myślenia
Od lat nic w tej kwestii się u Niej nie zmienia
Patrzy tylko na pozytywy, cieszą Ją szczegóły
I to Ona ciągnie wszystkich do góry
Potrafi powiedzieć, że kocha, wciąż uczy mnie tego
Żebym nie blokowała uczuć, przyznawać się do dobrego
Dzięki Niej potrafię zatrzymać się, iść powoli
A nie jak do tej pory za wszystkim gonić
Nauczyła mnie dysponować czasem
Potrafię dzięki Niej cieszyć się lasem
Lubię spędzać czas na łące
Obserwować z Nią zające
Dzięki mojej Córce rozwijam się każdego dnia
Często liczy się tylko Ona, Mąż i ja
Mamy swoją enklawę, do której nikogo nie wpuszczamy
I właśnie wtedy najbardziej się kochamy
Gdy mamy czas dla siebie
Czujemy się jak w niebie
Córka pokazała mi jakie są priorytety
Choć nie zawsze o nich pamiętałam, niestety
Liczyła się praca oraz super dom
A przecież najważniejszy jest WSPÓLNY kąt
Córka to Nasz skarb wyśniony
Dzięki niej cały świat jest rozpromieniony
Sprawia, że często zapominam o mojej dorosłości
I w moim sercu dziecięca radość gości
Ale, kiedy trzeba jestem mamą z zasadami
I martwię się o moje dziecko dniami i nocami
Na tym polega rodzicielstwo
To jest odpowiedzialność, miłość, ale i kumpelstwo! :-)
Witam! Jestem mamą 3 dzieci. Po raz pierwszy mamą zostałam mając 23 lata. Ciąża planowana, wszystko miało być jak z książki- jednak za nim urodziłam pierwszą córkę przeczytałam kilkanaście książek dotyczących macierzyństwa, dokupywałam również czasopisma poświęcone wychowaniu. Chciałam być przygotowana w 100% na przyjście córki, musiałam przecież być najlepszą mamą na świecie. Moje plany jednak i całe te przygotowanie poszło gdzieś w świat z chwilą, kiedy lekarka oświadczyła mi że ciąża jest zagrożona i natychmiast trzeba robić cesarkę. Miał być poród naturalny, a tu niespodziewanie coś takiego do tego, córeczka urodziła się z niską masą urodzeniową- dzięki Bogu, że była zdrowa, szybko nadrobiła wagę i nie trzeba było się przejmować. Córeczka nauczyła mnie, że przy dzieciach nie należy wychodzić z planami dalej niż o jeden dzień. I nie należy przejmować się drobnostkami, bowiem tak najbardziej w życiu liczy się rodzina i zdrowie. Po nie dłuższym czasie u córki stwierdzono poważną dysplazję biodra. Zaczęły się wyjazdy do specjalisty, męka dla dziecka podczas zakładania rozwórki Koszli czy poduszki, która miała doprowadzić panewkę na swoje miejsce. Miesiące płaczu, nieprzespane noce. Nauczyłam się doceniać noc za odrobinę snu, dzień za uśmiech córki, którą widziałam radosną obserwującą przyrodę leżącą w wózku. Cierpliwość i systematyczność, którą sobie wypracowaliśmy wspólnie zaprocentowała, że córka wyszła z tego i obyło się bez operacji. Pomimo jej buntu, robiliśmy wszystko co nakazał lekarz i udało się. Córeczka nauczyła mnie uważności, większego planowania i przykładania większej uwagi do czasu- co masz zrobić jutro zrób dziś wpisało mi się w krew. Za rok urodziłam kolejną córkę. Tu ciąża nieplanowana, ale dzięki wierze wszystko skończyło się dobrze. dziewczynki razem wzięte nauczyły mnie bacznej obserwacji sytuacji, dodały większego Powera w moje życie, pokazały, że macierzyństwo książkowe znacznie różni się od tego w rzeczywistości, bo każdy człowiek jest inny, dzieci są inne i z innym charakterem i do każdego dziecka trzeba podejść indywidualnie. Kiedy zaś pojawił się synek, brakowało mi czasu dosłownie na wszystko. Nie potrafiłam się ogarnąć. Doceniłam, co to znaczy mieć swoją mamę u boku i jej pomoc, bowiem na teściową nie bardzo mogłam i mogę liczyć. Mama to mama. Dzięki tym sytuacjom bardziej dbam o siebie i swoje zdrowie, aby móc w przyszłości służyć pomocą swoim dzieciom w im dorosłym życiu i pomóc przy wnukach, bo sama wiem, jak ciężko jest być zdaną tylko na siebie i swoje możliwości i siły.
Mój syn mnie nie tylko uczy on mnie zmienia w kogoś kim sama nigdy bym się nie stała. Te cechy charakteru które do tej pory mnie blokował w różnych dziedzinach życia zniknęły począwszy od pierwszych dni jego życia. Zmienił się mój próg bólu nie boję się bólu fizycznego. Do tej pory balam się dentysty i pobierania krwi.W każdej sytuacji muszę być dzielna mój syn mi ufa i szybko wyczułby strach w moich oczach. Kiedyś w sytuacjach kryzysowych wpadałam w panikę i raczej nie kończyło się to zbyt dobrze. Nie przerażają mnie dwie godziny snu w nocy i perspektywa całego dnia w pracy. Bylam niedźwiedźiem polarnym w wolnych chwilach moglam tylko spać.Nie interesuje mnie co myślą o mnie inni gdy idziemy ulicą i sobie śpiewamy. Kiedyś ciagle tylko zastanawiałam się co sobie inni pomyślą. Nie ważne czy to piaskownica czy boisko czy też plaża zawsze poznajemy kogoś nowego z kim Kacper może się pobawić a ja porozmawiać. Kiedyś stroniłam bardzo od ludzi byłam bardzo nieśmiała. Cierpliwość wyrozumiałość i tolerancja kiedyś nie znałam tych słów. Mój syn mi uzmysłowił jak bardzo różni potrafimy być a zarazem jak podobni do siebie .I najważniejsze mamy jasne zasady co ułatwia nam bardzo wiele spraw. Jasne postawienie sprawy i określenie zasad eliminuje konflikty i w domu i w pracy. A gdy konflikt się pojawi uczy magicznego słowa “przepraszam” które do tej pory nie przechodziło mi przez gardło. Dziękuję Ci Kacperku za to że dałeś mi motywację do pracy nad sobą że dałeś mi siłę do tego by stać się lepszym człowiekiem.
Mój 6 letni synek uczy mnie przede wszystkim że czasami warto improwizować i wyrzucić tzw. plan do kosza .To dzięki niemu dostrzegłam jak fajnie można się bawić “na spontanie” ,niczego nie planując , nie zastanawiając się ile czasu nam to zajmie oraz co i gdzie będziemy robić. Kiedyś 15 minutowy spacer był dla mnie godziną ,dziś 60 minut spaceru jest dla mnie minutą. W jaki sposób pomaga się mi rozwijać? odpowiedź jest prosta ” mamo opowiedz mi bajkę” te słowa słyszy chyba każda z nas dla mnie za każdym razem jest to wyzwanie i rozwijanie swojej wyobraźni.
Mój synek uczy mnie każdego dnia podejścia do wielu spraw. My dorośli, szczególnie kobiety często komplikujemy sobie życie. Dziecko odbiera wszystko takie jakie jest a my wiążemy fakty, doszukujemy się podtekstów, sami sobie stwarzamy psychiczne problemy zadręczając się zbytecznie.
Ponadto ciągle uczę się cieszenia się z prostych rzeczy oraz absolutnej szczerości!!
Mój synek Arturek uczy mnie uśmiechu każdego dnia i , że można się cieszyć z każdego dnia :) . Ale przede wszystkim także cierpliwości i spokoju , gdy jestem zła ale jak przyjdzie i przytuli się i zobaczę uśmiech na jego twarzy od razu humor mi się poprawia . Nauczyłam się kreatywności jak to przy małym dziecku . Kocham go najbardziej na świecie .
Dziecko – mały człowiek, który dostrzega i zachwyca się rzeczami, których my – dorośli nie widzimy…
Ja od dziecka nauczyłam się dostrzegać piękno rozwijającej się róży, płynących po niebie chmur, które co nuż zmieniają swój kształt. Zaczęłam dostrzegać kolorowe motyle, małe ptaszki mieszkające gdzieś na drzewie i pijące wodę z pobliskiej kałuży.
Nauczyłam się uśmiechać do wszystkich napotykanych po drodze osób i z radością mówić im “dzień dobry, życzę miłego dnia”. Z radością przyjmować każdy dzień i nawet w ten najbardziej pochmurny i deszczowy dostrzegać… plusy takiej pogody – przecież zawsze można skakać po kałużach i spacerować w deszczu z kolorowym parasolem nad głową! W końcu od dziecka nauczyłam się… być bardziej kreatywną, pomysłową i trochę “zwariowaną” osobą! Ja zawsze ułożona, stateczna i poważna kobieta – dzięki dziecku – zaczęłam skakać na trampolinie i jeździć na rolkach, malować ogromne obrazy paluchami, urządzać teatrzyki w pokoju i robić różne postaci, nosić – na szczęście zmywalne – tatuaże, które robi mi Julka, nosić wymyślne fryzury (razem z córą), oraz śmiać się na całe gardło oglądając w kinie film lub bawiąc się w parku rozrywki :)
Dzięki dziecku tak naprawdę poznałam czym jest szczęście i życie pełne uśmiechów i radości :)
Moje dzieci nauczyły mnie cierpliwości, która codziennie wskakuje na wyższy poziom, nauczyły mnie dostrzegać piękno w otaczającym nas świecie, na które wcześniej nie zwracałam uwagi, a przede wszystkim nauczyły mnie kochać-tą cudowną dziecięcą miłością, która dla mnie jest niepowtarzalna. Dopiero teraz dzięki nim wiem co w moim życiu jest najważniejsze a na co nawet nie warto zwracać uwagi.
Mój syn uczy mnie innego spojrzenia na świat. Pokazuje mi rzeczy których do tej pory nie zauważałam. Ćwiczy też moją cierpliwość :) Nauczył mnie nie przejmować się drobnostkami i doceniać chwile spędzone razem.
Pierwsza córka nauczyła mnie pokory,kiedy w wieku 20 lat niespodziewanie zostaliśmy rodzicami i nie wiedzieliśmy co z czym się je jeśli chodzi o wychowanie.bardzo często byłam sfrustrowana i zdenerwowana właśnie chyba przez fakt, że zostałam mamą tak wcześnie. Druga córka nauczyła mnie pokory i dostrzegania samych pozytywów w byciu mamą. Obie córki natomiast uczą mnie radości z życia, radości z małych rzeczy.kiedy patrzę jak się rozwijają to moje serce robi podwójne salto i uśmiecham się nawet bez powodu, wystarczy ze spojrze na moje kochane dziewczynki. Chyba po prostu dorosłam do bycia mamą i teraz ucząc się od dziewczynek tego,ze życie składa się z radosnych chwil, próbuje te momenty łapać jak najczęściej i jak najwięcej.
Dzieci uczą mnie przede wszystkim kreatywności! :) Tylko one w figurze z trzech klocków potrafią zobaczyć traktor, w rysunku złożonym z kilku kresek wieloryba, a w kulce z plasteliny- rożek z lodami. Dzięki nim codziennie patrzę na świat inaczej i mój własny, szary świat kobiety dorosłej- jest pomalowany kolorami tęczy, które rozkwitają w mojej wyobraźni :)
Dzieci uczą mnie rozwijania wyobraźni. Przykład? Nie wiedziałam, że w moim domu znajduje się zamek z fosą, konie, czy nawet jaskinie ze skarbami i strzegącymi ich bestiami. Dzieciom wystarczy jedynie łóżko, poduszki, mopy, stoły i krzesła. Uwielbiam patrzeć, jak się bawią i czerpać z nich inspiracje. Ich pomysły wykorzystuję później w mojej pracy (praca z dziećmi).
Cierpliwości i konsekwencji – dwóch kluczowych cech niezbędnych, by osiągać różne cele, rozwijać się (także zawodowo) i spełniać marzenia. Synek uczy mnie też, iż krok po kroku, z dnia na dzień, dzięki uporowi charakterystycznemu dla dziecka, można dokonywać prawdziwych przełomów. Warto mieć więc w sobie coś z dziecka i nigdy się nie poddawać, a nasz cel osiągniemy w najmniej spodziewanym momencie :)
Mam dwie córeczki, chociaż zawsze jakoś podświadomie marzyłam o synku nie sądziłam, że cud który otrzymam to będą One. Wzruszeń, zdecydowanie mnie nauczyły, docieniać zdrowie, kochać tak mocno że wieczorem gdy kładę się spać już tęsknię do poranku aby je przytulić, cierpliwości – chociaż nad tym ciągle pracuje. Bycie ich mamą to najpiękniejsze co mnie spotkało, byle zdrowie pozwoliło wychować je na cudowne mamy.
M -Miłości
O – Odpowiedzialności
J – Jak żyć chwilą
E – Energii
D – Dojrzałości
Z – Zorganizowania
I – Intuicji
E – Empatii
C – Cierpliwości
K – Kreatywności
O – Opanowania
TEGO WSZYSTKIEGO UCZY MNIE MÓJ ROCZNY MICHAŚ.
I do tego jaką uroczą :D wyglądacie razem pięknie, rodzinka idealna można rzec :D
Moje córeczki każdego dnia uczą mnie jak mam być coraz lepszą wersją siebie, jak kochać i jak okazywać miłość, tak aby druga osoba odczuła to najmocniej jak tylko się da. gdy widzę ich szczęście czuję się spełniona i dumna. Moje córki uczą mnie jak dawać im miłość, ciepło, wrażliwość. Nie ma piękniejszego widoku jak ich uśmiech i okazywanie szacunku do ludzi.
Jestem mamą dwóch wspaniałych chłopaków, starszy 4,5 roku, młodszy 10 miesięcy… odkąd starszy syn pojawił się na świecie zapomniałam co to wolne wieczory, spontaniczny wypad do kina, czy wyjazd z paczką nad morze. Ale to nic, bo moje życie w końcu nabrało sensu- zaczęłam żyć dla kogoś dla kogo zawsze będe najważniejsza i dla kogoś kto zawsze o mnie pomyśli. Każdego dnia mam dla kogo wstać z łóżka, cała reszta zeszła na drugi plan. Dni nie są łatwe, często nerwowe, przez nocne pobudki, ale jednak mam w sobie tą siłe i wiem, że ktoś mnie potrzebuje. Codziennie na nowo uczę się cierpliwości przy moich łobuziakach, uczę się jak być dobrą mamą, kumplem i przyjacielem. Podziwiam dzieci za ich usilne dążenie do celu, mój maluszek właśnie uczy się chodzić, na każdym kroku napotyka trudności, przewraca się, jednak nie zraża i dalej idzie po swoje. A starszak zadaje tysiąc pytań na minute, chce wiedzieć dosłownie wszystko, pragnie się uczyć, interesuje się każdą rzeczą. A ja ich po cichaczu podpatruje, bo wiem, że gdybym posiadała w sobie tyle woli do nauki i nie zrażała trudnościami, życie byłoby łatwiejsze, łatwiejsze byloby dążenie do celu. Niektórzy mówią, że siedzenie w domu z dzieckiem, czy z dziećmi to żadna praca, ale mama musi być na posterunku 24/7 i dosłownie na każde zawołanie, musi być jednocześnie mamą, ale nie może zapomnieć także i o codziennych obowiązkach. Każdy dzień przynosi małe sukcesiki (pierwszy nieśmiały kroczek, pierwsze “papa, pochwała starszaka w przedszkolu, pierwszy samodzielny występ), co dodaje mi skrzydeł i mega dużo pewności siebie, bo wiem, że gdzieś tam jest mój malutki wkład w ich życie…
Te jaskółeczki i serduszka Ani Kruk są przesłodkie! Już się na nie czaję. Na Mikołaja albo i… bez okazji ;)
Fantastyczna jest rzecz w małych dziewczynkach -rzecz, która naprawdę bardzo przydaje się dorosłym kobietom. One mają w sobie tyle radości ze swoich małych ciałek i swojego wyglądu! Bawią się kolorami, fakturami, cieszą z tego, że się stroją.
Tak sobie myślę, że od kiedy jestem mamą, jakoś nauczyłam się znów nosić rzeczy kolorowe, mocną szminkę, biżuterię jako talizman – to, co mi się po prostu podoba. Po troszku zaczęłam znowu lubić patrzyć w lustro. Wiem, że kilogramów nie ubywa, a chociaż trądzik dawno znikł, to jego miejsce zastąpiły zmarszczki, ale… nastąpiło magiczne przekręcenie nastawienia. Jestem pewna, że to pod wpływem córki. Jest śliczna i taka się czuje. Dlaczego ja nie mogę wziąć z niej przykładu? Przecież po to dostajemy życie i ciało, żeby móc się nim cieszyć. Dopieszczona miłością córeczki i tym codziennym, naturalnym: ,,mamo, jesteś taaaaka śliczna!”, w końcu czuję, że to prawda. Komplement od faceta? Owszem cieszy. Ale nie ma tej magicznej mocy. Córcia – to jest mała nauczycielka wielkiego pozytywnego nastawienia!
Ja tam zawsze wolałam chłopaków :) Jestem dumna ze swojej trójki i nie zamieniłabym ich na nic innego! Również sporo się od nich ucze.
Czego uczy mnie mój syn każdego dnia?? Dobre pytanie. Myślę, że synek każdego dnia pokazuje mi jak stać się lepszym człowiekiem ponieważ lekiem na jego krzywdę jest całus mamy i uśmiech na buzi, że wszystko jest ok. Taki mały człowiek daje nam lekcje życia których nigdy od nikogo nie otrzymamy. Z małych rzeczy dziecko cieszy się najbardziej typu godzina zabawy z maluchem na podłodze a nie nowe zabawki, które za chwilę się znudzą. Dziecko mnie uczy iż nie należy się poddawać pomimo przeciwności losu. Wiadomo jak dziecko się uprze to koniec i tego nauczył mnie synek, że jak coś chcę osiągnąć to nie mam patrzeć na innych tylko przed siebie i dążyć do celu.
Jestem tatą dwóch, prawie dwuletnich dziewczynek – bliźniaczek, Małgosi i Natalii. Najprościej powiedzieć, że każdego dnia uczą mnie żyć. Inaczej niż wcześniej, pełniej, ciekawiej, bez nawet chwili na nudę. Odkrywam razem z nimi, każdego dnia, kolejną drobną część wielkiego świata, który wydawało mi się że znam. A każdego dnia zwracają mi uwagę, na coś czego nie zauważałem, na coś nad czym nie zastanawiałem się, że o czymś nie widziałem czy zapomniałem. Cierpliwie pomagam, pokazuję i tłumaczę – dostaję w zamian uśmiech, buziaka i czuję dumę, że się udało. Ja uczę je poznawać świat, one uczą mnie jak być coraz lepszym tatą. Umiemy wspólnie robić niezliczoną ilość rzeczy, drobnych i z pozoru błahych, które zebrane razem mają ogromną wartość, bo pokazują jak rozwijamy się, one i ja, od momentu kiedy się pojawiły. Tak jak one zaskakują mnie każdego dnia, bo uczą się i umieją więcej, tak ja staram się pokazać im coś nowego – kolejną drobną część świata, która czeka na odkrycie. I znów dostaję w zamian uśmiech buziaka i czuję dumę że się udało…
O, tak! Dziecko uczy!
Cierpliwości – kiedyś jej nie miałem, dziś jestem jej Oazą.
Miłości bez granic – nie zdawałem sobie sprawy, że można kochać tak mocno i bezkrytycznie.
Radości z małych rzeczy – cieszy się z drobiazgów tak, jak dorosły, który wygrał szóstkę w Totka.
Szerszego spojrzenia na życie – koniec z planami typu ,,Dziś idę z kumplami na piwo, a co będzie jutro to mało ważne”, a początek planów dalekosiężnych, mądrych, rodzicielskich.
I tak, rozwija mnie, bo szukam informacji na temat wychowania i prawidłowego rozwoju dzieci, czytam książki i blogi o… macierzyństwie. :-) Czasem zadaje trudne pytania i na nie muszę znaleźć odpowiedzi przy okazji ucząc się czegoś nowego.
Z rzeczy które nauczyło mnie bycie mama mojej córeczki, chociaż jest ich wiele, najbardziej doceniam to ze zaczęłam dostrzegać upływ czasu. Każdy dzien, każda godzine, każda minutę. Kiedys z mezem czekaliśmy do weekendu z myślą aby jak najszybciej przetrwać dni pomiędzy. Wiadomo jak to młodzi ludzie, troche telewizji troche telefonu zeby zabić czas. Miesiąc w ta czy w ta nie miał znaczenia. Odkąd jestem mama widze ze każdy dzien moze przynieść cos nowego. W każdej chwili dnia patrząc na moje dziecko dostrzegam ten nowy błysk w oku lub ze umie zrobic cos wiecej niż jeszcze umiała wczoraj czy dzisiaj rano! Dodatkowo wiem ze dane mi jest cos niezwykłego w tym ze moge byc jej mama i uczestniczyć w jej życiu. Nie chce tracić czasu na nic innego jesli moge poświecić go córeczce. Tak szybko rośnie a czas tak szybko płynie. Moja coreczka jest po operacji serca. To dodatkowo zmusiło mnie do celebrowania każdej chwili z nia bo wiem jak chwile mogą sie dłużyć lub pędzić jak szalone. Teraz nie czekam juz całego tygodnia na weekend. Czekam cały tydzien na kolejny tydzien z NIĄ.
Mój synuś dużo mnie nauczył i wciąż uczy. Przede wszystkim miłość i dzielenie się z nią innymi. Radość czerpania garściami z każdego dnia i z każdej chwili. Umiejętność cieszenia się z małych rzeczy, z tych których na co dzień nie doceniamy i traktujemy obojętnie. Zrozumiałam że rodzina i najbliższi sa najważniejsi, miłość która dajemy od siebie umacnia te relacje.
Dzieci uczą mnie rożnych rzeczy:
*najstarszy syn nauczył mnie szczerości i uczciwości kiedy to szukając swojego bidonu po zawodach miał okazje wziąć inny… kogoś innego… nie zrobił tego jednak bo “to by była kradzież ”
*średni syn uczy mnie cały czas cierpliwości, która jest niezbędna przy nauce z nim tabliczki mnożenia…
*najmłodszy natomiast nauczył mnie bezwzględnej miłości bez względu na wygląd, stan zdrowia czy stan społeczny
Uważam, że dzieci każdego dnia uczą mnie różnego spojrzenia, podejścia do rozmaitych spraw i sytuacji. Poprzez zachowania, komunikaty, wskazują odmienny punkt widzenia, który z refleksją uwzględniam, nie negując na wstępie. To niezwykle trudne, bowiem każdy ma jakieś doświadczenia, nawyki, stereotypy wpływające na sposób postrzegania świata. Właśnie dzięki temu, nieświadomie, pomagają mi się rozwijać, nie zamykając mnie tym samym w pułapce przyzwyczajeń, schematów i nakazów. Pozdrawiam.
Mam synka. Prawie rocznego. Czego mnie uczy? Dyscypliny, cierpliwości, uśmiechu nawet wtedy, gdy przypaliłam obiad, bo akurat biegałam za kotem, którego zepchnął do wanny, opanowania, gdy właśnie mój telefon bierze kąpiel w toalecie i uczy mnie najważniejszej rzeczy: sprowadza na ziemię, gdy myślę o kolejnych wydatkach, albo jakimś niepowodzeniu. Patrzę na niego i wiem, że to wszystko są bzdury, bo liczy się ta chwila, kiedy mam go w ramionach, czuję na buźce zapach oliwki, którą wieczorem ze śmiechem wcieraliśmy w ciałko i wiem, że takich chwil nie kupię za tysiąc pensji i nie wrócą, gdy stracę na nie szansę w pogoni za czymś nieistotnym. Dziecko uczy nieskończonej i niezłomnej miłości nie tylko do niego, ale do wszystkich dokoła.
Mój czteroletni Jaś jest bardzo wrażliwym dzieckiem. I jak każde dziecko ma lepsze i gorsze momenty w ciągu dnia. Przy nim uczę się lub tak naprawdę trenuję cierpliwość, wyrozumiałość i opanowanie. Jednak ostatnio mój Jasiek pokazał mi dwie bardzo ważne rzeczy. Pierwsza z nich to jak być dobrym słuchaczem. Jednego dnia Jaś wrócił z przedszkola i widział, że jestem zdenerwowana. Tego dnia miałam po prostu “nędze życia” (tak nazywamy z przyjaciółką dni, w których nic nam nie wychodzi). Jaś zapytał się dlaczego jestem taka zdenerwowana, a ja półsłówkami odpowiedziałam, że niby nic, że taki mam dzień itp. Jednak Jaś wziął mnie za rękę i poprowadził do pokoju, powiedział “mama siadaj i mów, ja Cię wysłucham, a jak ja Cię wysłucham to będzie Ci lepiej”. Słodziak niesamowity. Od razu lepiej mi się zrobiło. A druga rzecz to czerpanie radości z chwili, takiej ulotnej chwili. Jasiek patrzył przez okno i nagle spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Podeszłam żeby zobaczyć co tam za oknem takiego fajnego jest. Jasiu powiedział: ” Widzisz, zając”. Spytałam się “gdzie?”. A Jasiu odpowiedział, że na niebie i dodał “Tylko patrz szybko bo ucieka. To taki chwilkowy zając”. Uświadomił mi wtedy, że warto częściej zatrzymać się na takie “chwilkowe” momenty i delektować się nimi.
Moja córcia jak wszystkie dzieci nauczyła mnie cierpliwości ,bezgranicznej miłości,dziecięcej radości ,kreatywności ,zbudowania kosmicznego statku ze sreberka po czekoladzie.
Tego wszystkiego ale najbardziej nauczyła mnie siebie.
Poznałam słabe ale i te mocne strony swoich możliwości. Wiem że gdyby coś się stało będę silniejsza niż strongman ,ale gdy trzeba będę wrażliwa jak skrzydło motylka.
Wiem że z niczego można stworzyć wiele jeśli własnie twoje dziecko tego potrzebuje.
Nauczyłam się że słowa :za późno ,nie da się ,nie idzie -nie istnieje trochę twórczego myślenia i wszystko idzie ,na wszystko znajdzie się czas.
A najlepsze to to że ciągle się czegoś uczę i ciągle mnie czymś zaskakuje.
Moje dziecko nauczyło mnie, że zawsze, bez względu na okoliczności trzeba dążyć do bycia coraz lepszym. Wyzbywać się swoich ograniczeń, pokonywać przeszkody i działać, aby osiągnąć swój cel! To mój najlepszy motywator, który sprawił, że tuż po ciąży szybko wróciłam do siebie. Do tej pory ciężko mi było znaleźć motywację do tego, aby zacząć ćwiczyć. Nie pomagał widok obłędnych jeansów w szafie w mniejszym rozmiarze czy kupno nowych butów do biegania. Do czasu, gdy w moim życiu nie pojawił się syn. To on daje mi siłę do tego, aby codziennie wstać i dbać o siebie na 100%! Bez wymówek, bez sławnego “od jutra”.Pewnie zapytacie, jak to możliwe, że mały, ukazujący przy każdym słowie braki w uzębieniu człowiek może zmotywować do czegokolwiek. Ano może i jego siła rażenia jest ogromna! Kiedy patrzę na to, jak codziennie odkrywa świat, i mnie zaczyna się chcieć. W jego słowniku nie ma słów “nie dam rady”. Kiedy chce coś osiągnąć, wspina się na swoich malutkich paluszkach i w końcu to dostaje.Tak naprawdę dopiero obserwacja mojego dziecka podczas wspólnej zabawy uświadomiła mi, czym jest motywacja, dlaczego warto spełniać składane sobie obietnice i osiągać założone wcześniej cele. Przykład- ot, proszę- zwykła – niezwykła zabawa z klockami i budowaniem wieży. Tworząc ją, robi to z wielką wytrwałością, koncentrując się na celu, jakim jest powstanie wysokiej budowli. Nie zniechęca go ani upadający klocek, ani chwiejąca się od fundamentów konstrukcja. Klocek po klocku, wytrwale, dzień po dniu, swoimi małymi rączkami tworzy wielkie dzieło. Kiedy jest pochłonięty pasją tworzenia, nic nie jest w stanie go oderwać, nawet jeśli obok na talerzyku leży ulubiony serek waniliowy. Kiedy w końcu postawi ostatni klocek, jego twarz rozpromienia się, a w oczach widzę dumę,wynikającą z przezwyciężenia swoich słabości i tym samym osiągnięcia zamierzonego celu.
To on uświadomił mi, że z motywacją jest podobnie – ode mnie zależy, czy będę chaotycznie rozrzuconymi po salonie klockami czy raczej znajdę chęć,czas i siły, by stworzyć ze swojego ciała sensowną i solidną konstrukcję, na której oprę swoje idealne samopoczucie! Dlatego bez względu na pogodę,stan emocjonalny czy imieniny cioci z czeluści szafy wyciągam strój do biegania, zakładam buty i ruszam! W czasie, gdy mój syn doskonali swoje zdolności manualne na dywanie w pokoju w otoczeniu kolorowych kawałków plastiku, ja ścigam się parkowymi alejkami z lepszą wersją samej siebie!
Mikołaj ma 10 miesięcy i jest moim najlepszym nauczycielem, który uczy mnie miłości każdego dnia, jego zwyczajnie kochać się da. Gdy na niego patrzę, anioła widzę, swoich matczynych uczuć wcale się nie wstydzę. Uczy mnie empatii, ja dosłownie to samo co on czuję, mama-dziecka, a dziecko-mamy potrzebuje. Uczę się cierpliwości, gdyż ciągle na szafki wchodzi, szuflady otwierać chce, a ja mam ręce tylko dwie. Jest w wieku, w którym wszystko wokół go interesuje, ale ja wcale go nie zatrzymuje. Uczę się być przy nim, w odkryciach mu towarzyszyć, radość z tego czerpię, gdyż dziecko takie ciekawe jest świata, niech tej radości nie zabiją lata. Mikołaj uczy mnie tego, że to od moich emocji, jego nastroje zależą, pewne swojej wartości dzieci wyrastają, gdy mamy w nie wierzą. Od naprawdę moją radość przejmuje, jak czuć, jak się zachowywać to właśnie ja mu pokazuję. Uczucia mu pokazuje, gdy mama jest smutna, dziecko też takie się czuje. Potrafimy się na siebie wpatrywać bez słów, miłość wówczas wypełnia nas całych, nie potrafiłabym być spełniona, bez tych rączek, nóżek małych. Radość też po nim przejmuje, ja całym sercem swoje dziecko czuję. Troskliwość do mnie zapukała, jak ją wykorzystać pokazała mi ta istotka mała. Uczę się jak zdrowe posiłki komponować i jakich trików używać, by dziecku apetyt dopisywał każdego dnia, mama Iza wiele sposobów już ma. Gdy dziecko płaczę, przy nim jestem, że wszystko jest dobrze, swoim spokojem mu pokazuję, ja jego emocje szanuje. Nie mówię: nie płacz, nie wypada, a gdy nie wywieram na nim presji, sam szybko się uspokaja i zaraz się śmieje, w malutkim człowieczku tak wiele się dzieje. Mikołaj dzielenia się, mnie uczy, gdyż to o nim najpierw myślę na zakupach czy gdy śniadanie szykuję, ja odpowiedzialna za innych, dopiero jako mama się czuję. Uczę się spokoju, najpiękniejszym relaksem jest ten, gdy razem leżymy, ja w jego oddech się wsłuchuję, głowy, zbytecznymi myślami nie bombarduję. Uczy mnie słuchania, czy wiecie, że 10-miesięczne dziecko za pomocą sylab, ma tyle ciekawego, światu do przekazania. Mój syn uczy mnie, że życie jest cudowne i żeby te chwile doceniać, gdyż nie za zawsze je dostaliśmy, kiedyś chcielibyśmy z mężem powiedzieć, że dorastanie dzieci, najlepiej jak mogliśmy, wykorzystaliśmy. Mikołaj pokazuje mi, że mimo potknięć zawsze należy wstać i iść przed siebie, on czasami upada, jednak to go nie zraża wcale, gdybym potrafiła przenieść tę cechę do swojego życia, byłoby doskonale. Uczy mnie tego, jak należy patrzyć na innych, on nie widzi majątków, wykształcenia czy przekonań, on widzi drugiego człowieka, takim jak jest, bez tej zbędnej otoczki, którą widzą dorośli. Nauczyłam się także doceniać drobne przyjemności, Mikołaj jak być szczęśliwym, codziennie mi pokazuje, ja coraz częściej każdą piękną chwilą się delektuję. Pokazuje mi jak bez strachu żyć, bo on w głowie nie snuje czarnych scenariuszy, tylko chwilą żyje i o przyszłość się nie zamartwia, posiadanie dziecięcego umysłu, życie bardzo ułatwia. Pokazuje mi, że złość, smutek, radość, te wszystkie uczucia są naturalne, od dzieciństwa je mamy, a my dorośli, gdy tylko łza poleci z powiek, najchętniej przed całym światem się usprawiedliwiamy. Pokazał mi, że nie jestem sama, mnie z melancholii wyprowadza tak zwyczajne słowo: mama. Pokazał mi, że mogę być dla kogoś najważniejszą osobą na świecie i że jestem niezastąpiona: ja już teraz czuję się spełniona.
Syn uczy mnie, po co tak naprawdę to wszystko jest na świecie.
Na przykład kałuże są po to, żeby po nich skakać.
Liście, kasztany, kamienie – żeby je zbierać.
Psy i koty – żeby je głaskać.
Śmieciarki – żeby je oglądać i machać, jak odjeżdżają.
Misie – żeby dawać im buzi na dobranoc.
Kubki – żeby pić z nich kakao.
Moja córka pokazała mi, że nigdy, ale to nigdy nie można bać się wyrażać swoich uczuć. Ona potrafi w piękny i prosty sposób powiedzieć „kocham Cię”, „przytul mnie mamusiu”, „boję się”. Przychodzi jej to z taką naturalnością i otwartością, jakiej jej zazdroszczę. Ona pokazała mi, że bycie wrażliwym nie jest wadą, a zaletą, bo świadczy o naszym wewnętrznie pięknie. Basia ma swoje zdanie i umie je otwarcie wyrazić, co w języku dorosłych nazywa się asertywnością. Kiedy coś się jej nie podoba- mówi o tym otwarcie. Nie owija w bawełnę, nie gra po to, aby osiągnąć korzyści, jest szczera we wszystkim, co robi. Myślę, że gdybyśmy my, rodzice, zainspirowali się tokiem rozumowania swoich dzieci, nasze życie byłoby o wiele prostsze!
Moje 2 córki i syn nauczyły mnie korzystać z życia i cieszyć się każdą jego chwilą. Nie ma na co czekać, zdają się mówić niestrudzenie, popatrz tato, rośniemy, zmieniamy się i już nie ma nas takimi, jakimi zapamiętałeś nas dzień, miesiąc, rok temu… Dlatego uczestnicz w naszych wybornie beztroskich zabawach, w naszych mozolnych pracach, w naszych smutkach i naszych RADOŚCIACH. Wygrywaj życie codziennie :)
Mój 3 letni synek, jest dla mnie najwspanialszym darem od Boga jaki mogłam otrzymać. Pomimo wielu przeszkód i chorób, jest zdrowym, wspaniałym dzieckiem.
Moje dziecko nauczyło mnie bezwarunkowej miłości, miłości której kiedyś nie zaznałam, miłości takiej prawdziwej najprawdziwszej. Jest dzieckiem wspaniałym, mądrym, trochę zamkniętym ale za to niezły “gadeusz” z niego, buzia mu się nie zamyka:-) Ciągle ma coś do powiedzenia a te jego pytania są czymś nadzwyczajnym, nikt w życiu nie zadał mi tyle pytań co on:-) Kocham go i mam nadzieję, że kiedyś powie że miał najwspanialszą mamę na świecie.
Marzyłam wiele lat o rodzinie… wyglądającej jak z jakiegoś wypasionego katalogu. Nieduży domek, biały płot, wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha. Ale dziś już wiem, że to wszystko to nie to o czym powinnam marzyć.
Moja córeczka nie nauczyła mnie miłości, bo kochałam ją zanim się pojawiła. Nie nauczyła mnie też, czym jest cierpliwość, bo wychowałam się wśród niemal samych facetów, wiec pokłady cierpliwości zostały mi z młodzieńczych lat.
Nauczyła mnie czegoś o wiele cenniejszego. Dostrzegania drobnych rzeczy.
Kiedy pierwszy raz powiedziała “mama” płakałam, jak głupia. Co z tego, że na środku sklepu i co z tego, że wszyscy się na mnie gapili, jak na wariatkę.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam jak bawi się z innym dzieckiem miałam ochotę zatańczyć.
Kiedy pierwszy raz mogłam włączyć przy niej odkurzacz wydawał mi się najcudowniejsza symfonią na świecie.
Kiedy powiedziała “Kocham Cię” moje serce mocniej zabiło.
Bo kiedy wiele miesięcy wcześniej usłyszałam, że być może nigdy tego nie dokona… nie nauczy się mówić, nadwrażliwość słuchową sprawi, że wszystkie dźwięki domowych sprzętów będą ja przerażać, a nawiązywanie kontaktów społecznych nigdy się nie ziści, pomyślałam o tych wszystkich głupich marzeniach i planach, które wydawały się najważniejsze. I wiedziałam, że najważniejsze to, to czego na codzień zwyczajnie nie zauważam.
Moja Córka codziennie uczy mnie cierpliwości, jak również niezwykłej do świata miłości.
Ona kocha zwierzęta, świat poznawać lubi, ciągnie ją do innych, zwłaszcza do “małych ludzi”
Ola uczy mnie, że tego, żeby z innymi się dzielić, aby dzięki temu stali się weseli.
Dzięki niej się nie cofamy, to co piękne poznajemy, a przez to weselszymi ludźmi się stajemy.
I najważniejsze – przypominamy sobie szkolne lata i beztroskie podejście do otaczającego świata!
O tak rozwijam się co dziennie kiedy to moja malutka uczennica przyniesie kolejne “najdziwniejsze na świecie” zadanie domowe, więc uczę się od nowa kleić,malowac farbami, robić ekologiczne zabawki, ostatni nawet sukienkę, przypomniałem sobie że istnieje coś takiego jak papier kolorowy i zapoznałem się ze struktura bibuły(fajnie się nią farbuje blond loczki). I tak każdego dnia się rozwijam,chcąc nie chcąc,ale wiesz co-podoba mi się to!
Dziecko z pewnoscia uczy cierpliwości i miłości. Doswiadczy rodzica, ale i umożliwia zmiany na lepsze. Mój syn nauczył mnie przyznawać się do błędu. Mam dosyć ciężki charakter i przyznawanie sie do własnych błędów zawsze przychodziło mi z największym trudem. On to zmienił. Przez rok naszego wspólnego, nowego życia potrafiłam za każdym razem przyznać “to moja wina, przepraszam”. To napędziło mnie do większej szczerości , także przed samą sobą. Wierzę, że dzięki tej zmianie będę potrafiła zawsze szczerze spojrzeć na sytuację, nie zasłaniając się własnym ego a mając a względzie dobro mojego dziecka dla którego chce być lepszym człowiekiem.
Moje dziecko uczy mnie przede wszystkim cierpliwości, której wcześniej nie miałam. Każdego dnia pokazuje mi, że na wszystko potrzeba czasu i, że nie można szybko z niczego rezygnować, czy też poddawać się. Posiadanie małego “szkraba” w domu, poza cierpliwością rozwinęło we mnie również troskliwość i radość z dawania tego co najlepsze osobom, które kochamy :)
Jestem mamą dwóch córeczek Amelka ma 7 lat, Weronika 3 latka. To moje największe skarby :) Po ślubie chciałam od razu zostać mamą, gdy lekarz powiedział mi że będę mamą byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi ale moja radość nie trwała długo, niestety ciąża zakończyła się niepowodzeniem, był to bardzo ciężki dla mnie czas… Dopiero po 7 latach udało się i znów zaszłam w ciążę, urodziłam moją ukochaną księżniczkę Amelkę a za 4 lata przyszła na świat jej młodsza siostrzyczka :) Są moimi skarbami, starsza zachwyciła mnie swą opiekuńczością jak urodziła się młodsza miała zaledwie 4 latka a opiekowała się siostrą jakby miała conajmniej kilkanaście lat i tak jest do tej pory. Młodsza Weronika jest bardzo uczuciowa gdy tylko mam zły dzień przychodzi do mnie i mnie przytula i mówi “Mamo nie smuć się” i oddaje mi swoje ulubione słodycze albo zabawki:) Moje córeczki są bardzo wrażliwe na czyjąś krzywdę i ja choć jestem dorosła dużo się od nich uczę i jestem im bardzo wdzięczna i bardzo , bardzo je kocham :)
Bycie Mamą to dla mnie magia, coś co tak naprawdę bardzo trudno opisać słowami… Od kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą czuję się spełniona. To pragnienie kiełkowało w moim sercu latami, które poświęciłam na teoretyczne przygotowanie do roli życia bo w głębi serca zawsze czułam, że to moje powołanie. Wydłużyła mi się doba, noce stały się krótsze. Ubrania poplamione marchewką i jabłkiem na długo weszły w mój kanon mody domowej… Przestałam walczyć z bałaganem i perfekcjonizmem, córka nauczyła mnie odnajdować radość w rozsypanej na podłodze mące, we wspólnym skakaniu po kałużach i bieganiu boso po trawie za niedoścignionym motylem. Nauczyłam się, że nie ma większego bólu niż jej płacz. Że nie ma większej radości niż jej śmiech. Że nic nie może się równać z miłością, jaka łączy matkę z Córką. Przewartościowałam swoje życie, stałam się silna, pewna siebie i swojej wartości. Stałam się taka, jaka zawsze chciałam być – DLA NIEJ. Stawanie się matką było dla mnie czymś mistycznym, jak proces przejścia. Narodziła się Córka – narodziła się Mama… Narodziłam się na nowo. Nigdy nie czułam tyle mieszanych emocji co wtedy, dwa lata temu i… teraz, kiedy po raz drugi wstąpiłam na tę drogę. Znaną mi a tak nową. I znów tak samo cieszę się i boję i znów sięgam gwiazd… dla Nich, moich malych Coreczek I dla siebie. Wiem, ze beda szczesliwe tylko wtedy, kiedy pokaze im jak. Kiedy sama bede szczesliwa… :)
Podziwiam moją córcie za ogromną chęć poznawania świata i tego każdego dnia się od niej uczę. Do tego ta samodzielność, pokazywanie jak jest już duża, mądra i niezwykle spostrzegawcza. I jeszcze ta radość życia, coś o czym my dorośli z czasem zapominamy w codziennym biegu a co ogromnie pomaga być po prostu szczęśliwym.
Mój 5 letni syn Maciuś codziennie uczy nas dorosłych jak poprawnie się wypowiadać :) oto kilka lekcji Maciusia:
1. “nie mówi się dobra tylko dobrze”
2. “nie mówi się co tylko słucham”
3. “nie mówi się chałupa tylko dom”
4. “nie mówi się zechlam Cię tylko zjem Cię”
5. “nie mów do mnie Maciek dzieciaku tylko Maciuś synku :)”
Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość…a jak bym zapomniał jednego dnia, to następnego dnia wiem, że chodziło o ….CIERPLIWOŚĆ :)
Juleczku! synku najkochańszy. Dziękuję Ci, ze jesteś i że dzięki tobie staję się lepszym człowiekiem. KOCHAM CIĘ!!!
Ja przy moim synu nauczyłam się bawić:) Tak, bawić jak dziecko. Bo jak Bąbel się chuśta to i mama musi “mama choś buju buju”. Bo jak leci piosenka to muszę śpiewać i tańczyć “mama choś, misie pysie som”. Bo wieża z klocków się sama nie ułoży (a potem zdmuchnie), bo naklejki mama pomaga dopasować, bo oglądając “Księgę dżungli” trzeba mamie wszystko opowiadać…Itd. Bąbel nauczył mnie odpuszczać prasowanie, pedantyczne sprzątanie, układanie, wycieranie. Nauczył mnie żyć i cieszyć się każdą wspólną chwilą.
Czego uczy mnie moja mała zbuntowana dwuletnia córeczka?
Alfabetu dobrych cech!
A -ASERTYWNOŚĆ – Och! Trzeba się bardzo wiele nauczyć, żeby potrafić powiedzieć umiejętnie NIE swojemu dziecku, szczególnie na zakupach, gdy w koszyku mogłoby wylądować wszystko, co leży na wysokości oczu dziecka!
B – BRATERSTWO- Tego uczucia muszę się uczyć każdego dnia. Chcę żeby moje dziecko mi ufało, wiedziało, że ma we mnie wsparcie, że będę zawsze z nim, że łączy nas wspólny cel.
C -CIERPLIWOŚĆ – Ta cecha chyba nie wymaga komentarza. Każdy rodzić wie dobrze, o co chodzi z tą cierpliwością w rodzicielstwie !
D – DELIKATNOŚĆ – Jak czułość, jest niezbędna, aby zapewnić naszemu dziecku to, co w życiu jest najważniejsze!
E -EMPATIA – Jeśli nie postawimy się na miejscu naszego dziecka, jeśli nie spróbujemy zrozumieć, czego ono chce i potrzebuje, nigdy się z nim nie dogadamy!
F – FASCYNACJA – Nawet najdrobniejsze sukcesy naszego dziecka, są dla niego wielkimi osiągnięciami! To my jako rodzice mamy się nimi najbardziej fascynować, aby dziecko czuło że jest wspierane i dopingowane. Jestem zafascynowana moją córką, każdego dnia pokazuje mi ona, jak wiele potrafi i jak świetnie się rozwija!
G –GŁOWA NA KARKU! – Bycie Matką nauczyło mnie w życiu zaradności, rozsądku i trzeźwego myślenia, szczególnie w „sytuacjach kryzysowych!”
H – HOJNOŚĆ W UCZUCIACH – Widzę, jak wiele ciepła, czułości, miłości, potrzebuje moje dziecko…. Obym nigdy nie przestała być hojna w takich uczuciach!
I – INTELIGENCJA – Jak patrzę w przeszłość, to mi się wydaje, że zanim zostałam matką, byłam głupiutką dziewczynką! Dzieci uczą mądrości, uczą inteligentnego patrzenia na wszystkie otaczające nas sprawy.
J – JASNOŚĆ UMYSŁU – Tego uczy mnie moje dziecko w sytuacjach kryzysowych, gdy rozwali nogę, gdy jest smutne, gdy potrzebuje szybkiej interwencji. Pamiętam, gdy jako noworodek, Emilka zaczęła się krztusić mlekiem. Nie było czasu na atak paniki, histerię i „Nie wiem co mam robić!”. W takich sytuacjach ratuje nas tylko JASNY UMYSŁ.
K – KONSEKWENCJA – Dzieci są najcudowniejszym skarbem na świecie! Ale dzieci są też bardzo sprytne. Kiedyś nadchodzi taki czas, że zaczynają nas sprawdzać, wypróbowywać, badać nasze granice. Wtedy bez konsekwencji się nie obejdzie! Ile to razy byłam zmuszona do konsekwentnych decyzji.
L – LENIWEGO ODPOCZYNKU! – O tak, ja całe życie byłam pedantką. Kurz był wrogiem nr 1. Nierówno ułożone książki czy paproch na dywanie sprawiał, że nie mogłam usiedzieć na miejscu. I wtedy przyszła na świat Emilka… i w naszym domu zagościła zupa na ścianach, klocek pod łóżkiem, zlew pełen naczyń, kosz pełen prania, kaszka we włosach, wymioty na bluzce…. i ogólny rozgardiasz w całym domu… I co z tego?! Wolę czasem usiąść z dzieckiem nad kartką papieru i brudzącymi wszystko farbami, wyjść na spacer wybrudzić się w kałuży, zostawić odkurzanie i mycie naczyń na później, bo wiem, że czas spędzony z dzieckiem, czas poświęcony dziecku jest o wiele ważniejszy niż muzealne porządki w domu!
Ł – ŁAGODNOŚĆ – Tego mi brakowało. Dopiero moja córeczka nauczyła mnie patrzeć na niektóre sprawy (chociażby na wspomniany wyżej kreatywny bałagan) w sposób łagodny i wyrozumiały.
M – MIŁOŚĆ – Taka bezgraniczna, wrodzona, bezwarunkowa! Takiej MIŁOŚCI nauczyła mnie Emilka. Zawsze będę twierdzić, że dopiero po urodzeniu dziecka zrozumiałam, czym jest prawdziwa miłość. Miłości do męża się nauczyłam, MIŁOSĆ do dziecka narodziła się we mnie razem z nim, i nigdy się nie skończy!
N – NORMALNOŚĆ – Zawsze staram się być normalna wobec mojego dziecka. Chcę, aby widziała, że w życiu nie trzeba przybierać różnych twarzy, że wystarczy być sobą i być dobrym człowiekiem, aby być szczęśliwym. Dziecko rozpozna każdy fałsz, każdą obłudę, dlatego normalność to coś, co rozwija się we mnie każdego dnia i czego chcę nauczyć moje dziecko.
O – ODPOWIEDZIALNOŚĆ- Dopiero gdy mamy pod opieką czyjeś życie, wiemy co oznacza słowo „odpowiedzialność”. Wiem, że to ode mnie zależało życie i zdrowie mojego dziecka, gdy było jeszcze w brzuszku. To dzięki mnie przeżyło też chwile, gdy samo nie umiało wziąć sobie picia czy jedzenia. To ja je ubierałam, pielęgnowałam i uczyłam. To ja byłam za nie odpowiedzialna, i nadal jestem.
P – POMYSŁOWOŚĆ, KTÓRA NIE ZNA GRANIC! – Szczególnie, gdy są tzw. nudne dni. Trzeba mieć wielką wyobraźnię, by koc zamienić w namiot, a stos poduszek w statek kosmiczny!
R – RADOŚĆ …z każdej chwili spędzonej razem.
S – SZCZEROŚĆ! – Nigdy nie okłamuję dziecka! Zawsze staram się szczerze odpowiedzieć na każde, nawet trudne pytanie!
T – TROSKA – Troszczę się o moje dziecko. Chcę dać Emilce jak najwięcej ciepła i czułości, aby była szczęśliwa!
U – UWAGI PODZIELNEJ I DŁUGOTRWAŁEJ – jako rodzice musimy być trochę jak superbohaterowie, którzy zawsze czuwają i zawsze są gotowi do działania.
W – WIARA W SIEBIE! – Jestem Matką! Jestem walczącą lwicą! Mam pod swoimi skrzydłami cudowny skarb, który stworzyłam ja (po części)! Jestem dla kogoś, kimś najważniejszym, kimś bez kogo życie byłoby puste i smutne! Czyż trzeba więcej aby rozwinąć w sobie WIARĘ W SIEBIE?
Z – ZAUFANIE- Ufam mojemu dziecku! Chcę też, by Emilka zawsze miała zaufanie do mnie!
Mam prawie dwulatka – synka. Nadal pracuje w korpo i zarządzam – ale nauczył mnie że kasa i władza to rzeczy drugorzędne i za to dziękuję !
Czego uczą dzieci? Najpierw tego, że spać można… potem. ;)
Że bezcenne są godziny w samotności – chwile złote
w toalecie, pod prysznicem, w urzędzie w ogonku długim…
Później – że nie są istotne na szybach paluszków smugi,
pranie wiszące już tydzień na suszarce, tłusty koczek –
ważniejsze jest pilnowanie dziecięcych nóżek, rąk, oczek,
a patrzenie, jak się dziwi światu wokół ten człowieczek
mały, śliczny, doskonały, jest cudowne. Nie zaprzeczę.
Później maluch uczy, jak jest ważne cieszenie się chwilą,
detalami, drobiazgami, co mu nieraz czas umilą,
zmusza Cię, by być na czasie z techniką, bajek zastępem
i tym, co w dziecięcym świecie za faux pas jest dziś przyjęte. ;)
Pomaga odkryć na nowo urok baśni i kasztanów,
żeglowanie po kałużach w łódeczkach bez kapitanów,
przyjaźń z misiem – tym pluszowym – i ze strachem – tym spod łóżka.
I że najlepsza na świecie jest ta, nie inna poduszka!
Patrzenie na świat oczkami dziecka, branie pod uwagę
jego sposobu myślenia (a dzieciak – to mały agent)
to ćwiczenie jest z empatii i z wyobraźni na medal.
Kto go nigdy nie doświadczył, tego w życiu czeka bieda! :)
Dzięki córce zaczęłam wyraźniej widzieć sercem. I zdziwiłam się nie raz, że piękno całego świata w jednej sekundzie można dostrzec np. w malutkich nóżkach zwisających z łóżka…
Ona nauczyła mnie, że inny sens ma cierpliwość. Bo cierpliwość może być z potrzeby taka! Na nowo widzę dziś łąkę, żabę, jezioro, kanapkę z dżemem. I nigdy nie sądziłam, że rozłożenie dżemu na kanapce jest istotne. I to na tyle, że albo się ją zje, albo nie.
Ach i nauczyłam się też nowych sposobów rozwiązywania konfliktów. No bo przecież każdemu po równo nie ma sensu…:)
– Bo ja mam 5 lat, a ona tylko 3! (kuzyneczka córci). To jak ja zjem 3 cukierki i ona 3, to ona się naje, a ja będę głodna, bo jestem większa i mam większy żołądek. Bo żołądek ma się jak własną pięść, wiesz mamo? Zobacz, w jej pięści nie zmieszczą się te 3 cukierki, a w mojej zostanie tyleee miejsca.
Kto by pomyślał, że będę się uczyć ciągle czegoś nowego. :)
Wiktoria, o której marzyłam całe życie, już na samym początku pokazała mi, że warto marzyć bo Marzenia się spełniają. Ona jest tym spełnionym Marzeniem. A teraz ten 4 miesięczny Cud uczy mnie, że obojętnie co się dzieje i czy noc była przespana czy nie to należy cieszyć się na widok Kogoś bliskiego z tą samą czystą Miłością na buzi i w oczach.
Moja trzyletnia córka każdego dnia uczy mnie jak to jest znowu być dzieckiem…
a więc jak to jest:
– złościć się przez kilka minut tylko po to, by w sekundę doznać nawrotu nastroju o 180 stopni i skwitować to krótkim “tylko żartowałam, mamo” :)
– kiedy lekarstwem na wszystkie bolączki są PRZYTULAKI – katar ->przytulaki, zgubiony konik ->przytulaki, rozbite kolano ->przytulaki, poprzedszkolna tęsknota ->przytulaki, “Zuza-sprzątaj te zabawki!” ->”może przytulaki?” ;)
– kiedy cały świat rozpada się w gruzy, bo naleśnik miał być w trójkąt, nie w rulonik, bo pianotwór miał być pomarańczowy, a nie czerwony, bo klocek miał stać w innym miejscu, a ty miałaś to odczytać w myślach oraz ty miałaś być przecież tą złą księżniczką “nie rozumieś tego, mamo!!!!!?”
– kiedy wyobraźnia wchodzi na najwyższe obroty, tam gdzie nie ma żadnych granic, kiedy musisz nosić na rękach wyimaginowane kotki “tam mamo jeście biega jeden, nie widziśś?” oraz kiedy musisz uważać na każdy krok bo nigdy nie wiesz kto akurat biega pod twoimi nogami “żyrafa mamo, uważaj!!podebtałaś żyrafę” (i wtedy też świat na moment się rozpada;) )
– kiedy nie ma nic dziwnego w tym, że wchodzimy do rowu szukając żaby, która mieszka w przepuście oraz absolutnie nie zabijamy obrzydliwych pająków, tylko wyłapujemy je i wynosimy na strych “bo tam czeka na niego jego mamunia”!
-kiedy interesuje cię wszystko – od “co to jest wpust drogowy?” przez “czy smoki tańczą booggie?”do “co to są te białe dymy za samolotem?”
Moja trzyletnia córka uczy mnie, że każdy dzień – jeśli spojrzysz na niego oczami dziecka, z magicznej dziecięcej perspektywy – jest wyjątkowy i nie ma znaczenia czy to październikowy wtorek, drugi listopada czy majowa niedziela…
Mnie moja córeczka uczy aby się nie poddawać. Człowiek dorosły ma czasem ochotę popłakać, zrezygnować. A takie małe dziecko? To nic, że uderzy główką, to nic, że tak się chwieje na nóżkach, to nic, że na nocnik nie zdążyło. Ciągle próbuje, bo to coś nowego, ciekawego. Człowiek zapomina jak to było mieć tyle w sobie zapału, chęci i siły. Przy Niej odzyskuję wiarę w ten świat, obserwuję ją i wiem, że trzeba się od tych małych istot uczyć, przy Niej wiem, że jestem w stanie góry przenosić. A w jaki sposób pomaga mi się rozwijać? Wystarczy, że jest, wystarczy, że próbuje zdobyć kolejny kawałek świata, wystarczy, że się uśmiecha.
Od małego szkraba byłam przyzwyczajana do bycia obowiązkową, sumienną i samodzielną. Moje dzieciństwo przypadło na lata 80. Musiałam od najmłodszych lat wstawać rano do szkoły sama( z pomocą budzika), sprzątać w domu, nie tylko po sobie, zrobić kanapkę do szkoły. Miałam też dużo wolności, nikt nie siedział ze mną nad lekcjami, musiałam radzić sobie sama. Lubiłam książki,czytałam wszędzie, pod kołdrą, późną nocą też. Nikt nie biegał za mną z bananem i soczkiem. Chciałam to jadłam,jak nie to nie jadłam i nie było problemu. Mam dwie córki, bardzo niezależne osoby o mocnym charakterze. Starsza ma czternaście lat. Odwieczna wojna- nauka. Mogę powiedzieć wszystkim mamom,że szlabany, ograniczenia, wszelkie metody” inwazyjne”, to przeżytek. Nie działają. Jeśli, ktoś się zdecyduje na taką metodę, niech wie ,że nigdy nie zazna spokoju:). Ja przestałam się miotać, a dochodziło do scen, po każdej gorszej ocenie.Uświadomiłam sobie,że moje ambicje, nie są jej ambicjami.Najgorsze,” do strawienia” było, to że córka dostaje nie piątki, (nie mówiąc o szóstkach), ale tróje, czwórki i o zgrozo dwóje.Żeby nie było, nie jestem matką ignorantką:)- córka chodzi do szkoły językowej, ma korepetycje z przedmiotów ścisłych, tańczy jazz. Jest zadowolona z dodatkowych zajęć. Od niej , od mojej Dominiki nauczyłam się,że muszę odpuścić, uświadomiłam sobie,że nie będzie najlepsza. Pomyślałam,że zamiast tego może będzie szczęśliwsza, mając wspomnienie, nie rozwrzeszczanej matki, ale kochanej i dobrej mamy. Dzieci naprawdę rosną szybko, to chwila.Najfajniejsze w całej historii jest to ,że po tym jak odpuściłam , jej oceny nie pogorszyły się, a nawet dostała szóstkę z angielskiego:), i atmosfera w domu zdecydowanie na 6+. Mam jeszcze drugą córkę, czterolatkę. Określona w przedszkolu jako niejadek. Powiedziałam pani,że Hania to raczej “jadek”, taki , który je ,ale tylko ulubione rzeczy. Próbowałam różnych sposobów, na zachęcenie jej do spróbowania kanapki, ogórka, sałaty. Nic nie przyniosło skutku. Po raz kolejny odpuściłam. Dopóki je wszystkie owoce świata i pije tran, będzie zdrowa. I jest. Ma się doskonale, a w przedszkolu, dostaje zamiast kanapki kromkę chleba, na obiad zjada rzadką zupkę, czasem podwieczorek. Moje dzieci nauczyły mnie jak kochać je takimi jakie są, jak odpuszczać i godzić się na rzeczywistość. Pytam się czasem siebie, dlaczego zależy mi tak bardzo na tym aby moje dzieci dopasować do swoich wyobrażeń? Dopóki ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, mogę spać spokojnie. Pogodzona z tym co dostałam od losu:)
Moja córeczka nauczyła mnie miłości, tak olbrzymiej że jeszcze kilka lat temu nigdy nie pomyślałabym że można aż tak mocno kochać. Każdego dnia przechodzimy razem przez wiele różnych sytuacji. Nauczyła mnie cierpliwości, dystansu do siebie. Nauczyla mnie radości z życia, z każdego nowego dnia.Mam ją i nic więcej nie potrzeba mi już.
Moja córka uczy mnie codziennej radości, Tego jak można z małych rzeczy czerpać radość, tego że wspólnie spędzony czas jest cenniejszy niż cokolwiek innego.Tego, że rzeczy najprostsze są najfajniejsze a ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia.
Moje córki uczą mnie każdego dnia …. radzenia sobie w awaryjnych sytuacjach i spokoju. Kiedyś bardzo się denerwowałam, gdy coś nie szło zgodnie z moimi planami. Dzięki dziewczynom nieprzewidziane zdarzenia nie wyprowadzają mnie już tak z równowagi, po prostu wrzucam na “luzzzz” i wprowadzam w życie plan B, C, D, albo i E. Czasem bywa to mega trudne, ale wtedy myślę sobie, że nie warto wpadać w nerwy, bo dzieci przejmują te negatywne emocje i uczą się ode mnie nie tego czego bym chciała.
….spontaniczności…dzieci nie przejmują się zazwyczaj tym co wypada, a co nie :) Dzięki córkom pozwalam sobie na łamanie reguł. W końcu nie wszyscy i wszystko musi być poukładane zawsze i wszędzie. Czasem zjadamy deser przed obiadem, a czasami deser zamiast obiadu …i nie zadręczają mnie z tego powodu wyrzuty sumienia.
…..koncentrowania się na chwili. Często łapię się na tym, że bawiąc się z córkami moje myśli po jakimś czasie są już gdzieś w przyszłości, w innym miejscu. Dziewczynki pokazują mi, że liczy się tu i teraz i powinniśmy się koncentrować na teraźniejszości, bo tylko ona należy do nas.
Dzięki córkom nauczyłam się, że w życiu zawsze warto być sobą i warto “żyć po swojemu” (jak w reklamie popularnego sklepu). Natomiast nie warto dopasowywać się do innych tylko po to, by kogoś zadowolić i nie warto udawać kogoś kim się nie jest. Prawda jest tylko jedna i najważniejsza.Warto być “plawdziwym” i “doblym” ludziem jak to mówi moja młodsza pociecha.
Dzięki dziewczynom jestem dużo fajniejszym człowiekiem, dużo fajniejszą kobietą, dużo fajniejszą mamą i żoną.
Moja cudowna córka codziennie od dwóch lat uczy mnie spontaniczności, kreatywności, daje mi siłę do pokonywania własnych słabości, nauczyła mnie bycia kobietą. Dzięki niej z szarej myszki narodziłam się nowa ja – asertywna, zadbana, pewna siebie i swojej wartości kobieta. Ostatnio słuchając piosenki o mamie powiedziała: ja mam mamę. Niby takie oczywiste, ale gdyby nie zrządzenie losu nasze drogi mogłyby się nigdy nie przeciąć. Mój Adoptowany Skarb mógłby mieć inną nową mamę, a może nadal byłby sam? Moja córka ma dwie mamy. Jedną biologiczną, która jest nieobecna ciałem, a drugą kochającą całą sobą, niedoskonałą, ułomną mamę adoptowaną. Tak naprawdę to ona musiała adoptować mnie by nasza rodzina stała się jednością, to ona musiała zaufać mnie, by poczuć się bezpiecznie. To dzięki niej wyszłam z depresji i stałam się tą osobą, którą jestem teraz. moja córka ma więc mamę, a ja mam najcudowniejszą na świecie córkę. Dobrze mamą być…
Siedzi z nami przy stole Kordian- lat 11. Przy śniadaniu żywo dyskutujemy, każdy dodaje coś od siebie. O sytuacji na świecie, o problemach finansowych, o babci i o dziadku…
Po 10 minutach mój syn pyta o coś, o czym dyskutowaliśmy przed chwilą i sprawia wrażenie jakby go z nami nie było. Uczy mnie w ten sposób CIERPLIWOŚCi. Mówię że przecież rozmawialiśmy przed chwilą, a on na to że zapomniał.
Proszę żeby wyrzucił śmieci,mówi jak wiele dzieci, że już za chwileczkę, tylko:….zaniesie torbę, przebierze się, podłączy komórkę, da świeżej wody kotom, nakarmi głodujących i ocali przed zagładą planetę Ziemia. A śmieci sobie stoją i stoją…..CIERPLIWOŚĆ…
Kiedy bierze prysznic, a woda się leje i leje. 60 litrów spływa sobie do kanalizacji, a rodzicom zostaje tylko zimna woda. CIERPLIWOŚĆ…..
Lód w sercu topnieje, kiedy w CIERPLIWOŚĆ się już uzbroję i wchodzę pod zimny prysznic, a na szybie napis paluszkiem napisany w oparach gorącej wody powstały…Kocham Cię mamusiu…
I tak syn uczy mnie MIŁOŚCI bezwzględnej.
Przeczytałam pytanie konkursowe i chcą na nie odpowiedzieć zamknęłam oczy. W mej głowie przeleciały wszystkie chwile od momentu, kiedy dowiedziałam się, że będę mamą aż do teraz, kiedy córka ma już 15 miesięcy (albo dopiero), czyli cały macierzyński staż.
W ciąży z całą pewnością nauczyła mnie wytrwałości i tego, że dzieci lubią zaskakiwać nawet w brzuchu, oczywiście jestem pewna, że nie świadomie, ale tego tak naprawdę nikt nie wie. Jak mnie zaskoczyła (w sumie to nie mnie tylko całą rodzinę) wszyscy lekarze twierdzili, że będzie chłopak a tu w 28 tygodniu jednak nie dziewczynka. Na szczęście miałam kupionych tylko kilka sztuk ciuszków, ale niespodzianka była. Pod koniec ciąży, która w moim wypadku trwała 36 tygodni, moje szczęście układało się w taki sposób, że nie mogłam ruszać jedną nogą, bardzo często na spacerach, i tak idąc i popłakując z niewładności jednej nogi w głębi duszy i w kącikach ust pojawiał się uśmiech, nie przeszkadzało mi to bardzo, cieszyłam się, że mojej kruszynce jest wygodnie w takiej pozycji i wiedziałam, że muszę to wytrwać.
Jak się urodziła to nauczyła mnie dużo małych i wielkich rzeczy a też wiele rzeczy przypomniała.
1. Nauczyła mnie, że noc jest piękną porą dnia, i gwiazdy są piękne i nie zawsze trzeba spać i jak się nie może to czasami wystarczy odciągnąć zasłonę, podciągnąć rolety i po prostu popatrzeć w niebo wtulając się w siebie.
2. Nauczyła mnie mrużenia oczu jak wieje wiatr lub świeci słońce.
3. Nauczyła mnie śmiechu z najbardziej banalnych sytuacji, takiego śmiechu, którego trzeba nauczyć się na nowo, szczerego 100 % śmiechu.
4. Nauczyła mnie, że bałagan poczeka i ze musimy być dla siebie wtedy, kiedy mamy na to ochotę.
5. Nauczyła mnie tego, że każdy przedmiot, który ma przypisaną funkcję bardzo szybko może ją zmienić. Jak garnek może stać się perkusją, karton samochodem a kosz na pranie kryjówką? •6. Nauczyła mnie myślenia takiego po prostu, nie kombinowania tylko jak chcesz to zrób to! Może to nie myślenie a spontaniczność. Oczywiście wszystko ma swój umiar.
7. Nauczyła mnie zwracać uwagę na samoloty, na kwiaty, na zwierzęta.
8. Nauczyła mnie stałości, jeżeli chodzi o plan dnia tak żeby ona czuła się komfortowo i ja. Oczywiście czasami ta stała jest zmieniana.
9. Nauczyła mnie tańczyć… Jak tylko usłyszy muzykę to musimy poszaleć.
10. Nauczyła mnie szczęścia takiego, które nie ma żadnych przyczyn po prostu jest.
Jak pomaga mi się rozwijać?
Tym, że jest. Codziennie. Tak pomaga mi się rozwijać codziennością. Od robienia domowych przetworów, czego nigdy nie robiłam a ona uwielbia owoce, warzywa do powrotu do malowania i na studia. To dzięki niej chce mi się każdego dnia coś udoskonalać. Rozwijać intelektualnie, zawodowo ciągle uczyć. Doszkolić angielski, rozwijać swoje pasję i spełniać marzenia. Cały czas coś robię dzięki niej. Maluje, uczę się, doszkalam zawodowo. Pomagam mi tym, że jest i jak patrzy na świat.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jeszcze wiele lekcji mnie czeka i nie wszystkie będą tak przyjemne jak do tej pory, ale nauka nie zawsze jest przyjemna, za to wiedza zdobyta w trakcie nauki staje się bezcenna.
Dzieci codziennie uczą nas “starych byków” nowych rzeczy. Uczą cierpliwości, którą potem wykorzystujemy w pracy. Uczą cieszyć się z małych rzeczy, które z czasem zaczynamy doceniać. Uczą jak się szczerze uśmiechać, robiąc to nasze życie staje się lepsze. Uczą nas wykorzystywać każdą wspólną chwilę, wtedy nasza rodzina staje się jednością. Dzieci są najlepszym co może spotkać nas w naszym szarym szyciu. Dzięki nim przestajemy gonić za rzeczami materialnymi, a zaczynamy częściej okazywać uczucia. Dzieci kolorują nasz świat, zmieniają nas na lepsze.
Dzieci codziennie uczą nas “starych byków” nowych rzeczy. Uczą bycia cierpliwym, co potem wykorzystujemy w pracy. Uczą cieszyć się z małych rzeczy, które z czasem zaczynamy doceniać. Uczą jak się szczerze uśmiechać, robiąc to nasze życie staje się lepsze. Uczą nas wykorzystywać każdą wspólną chwilę, wtedy nasza rodzina staje się jednością. Dzieci są najlepszym co może spotkać nas w naszym szarym szyciu. Dzięki nim przestajemy gonić za rzeczami materialnymi, a zaczynamy częściej okazywać uczucia. Dzieci kolorują nasz świat, zmieniają nas na lepsze.
Moja mama zawsze mówiła, trochę bez sensu, ale tak mówiła, że na córkę trzeba sobie “zasłużyć”. Miała oczywiście na myśli właśnie tę wyjątkowość. Ja sobie widocznie zasłużyłam i jako mama posiadająca i syna i córkę też podzielam twoją opinię, że jest w tym coś magicznego, coś czego ja nie umiem dokładnie opisać, żeby nie brzmiało tak, że przedkładam miłość córki nad miłość do syna. Kocham syna bardzo, jest moim pierworodnym słoneczkiem, ale tego co się czuje do córki nie zrozumie ktoś kto córki nie ma :)
Od trzech lat jestem pełnoetatowym tatą, który zrezygnował ze służbowych szkoleń, pracy po godzinach, weekendowych spotkań z kumplami na rzecz słodkiej dziecięcej rutyny z dodatkiem bezustannie upaćkanych rączek, wysmarowanej czekoladą buźki i stópek wykąpanych w rosole. I wiecie co ? Jest wspaniale! To córka uczy mnie każdego dnia zjadać ryż ciesząc się każdym ziarenkiem z osobna, na stole obserwować jak powstają wieże z kanapek z miasteczkami z zielonej trawy (czyt. szczypiorku :)), jak namalować na zapiekance ładne wzorki używając ketchupu, jak zbudować lokomotywę z parówek…bez zwracania uwagi na to jak odbija się to na naszym poziomie czystości :)) To ona nauczyła mnie patrzeć na świat swoimi oczami i dostrzegać z pozoru naturalne codzienne zdarzenia, które widywałem wokół siebie tysiące razy, na nowo dostrzegając w nich piękno i radość: kolorowe liście drzew spadające na ziemię jesienią, ćwierkające ptaszki, deszcz stukający rytmicznie o szybę – to sprawia, że nie przechodzę obok tych rzeczy obojętnie i potrafię cieszyć się chwilą! Córcia uczy mnie jak być lepszym człowiekiem, otwartym na nowe znajomości, odpowiedzialnym i szczęśliwym tatą!! Bo tak niewiele potrzeba by zmienić swój punkt widzenia i znów poczuć tą dziecięcą radość skrywaną w sercu…a optymizm w życiu jest przecież tak bardzo ważny :)
Moje dzieci uczą mnie cierpliwości! Tak! Jestem a raczej byłam straszną zołzą, nerwową, z którą mój ukochany mąż nie miał łatwo! Jestem a raczej byłam typem nerwusa, który wszystko musiał mieć na już, a najlepiej by było wszystko zaplanowanie (nie daj licho by coś poszło nie po mojej myśli). No i tak właśnie najpierw pojawiła się córcia, potem bliźniaki -dwóch synków! Każdego dnia uczą mnie CIERPLIWOŚCI i zrozumienia! Dają mi siłę, i pozwalają cieszyć się drobnostakmi. To właśnie one pomagają mi dostrzegać PLUSY w niepowodzeniach. Do niedawna bym się zdołowała. Dziś? Mam dla kogo żyć, ma mnie kto zmieniać. Moje dzieci choć małe,to uczą mnie na nowo poznawać swoje potrzeby i swoją osobowość .
Dzieci to największe szczęście jakie mnie w życiu spotkało! Dzięki nim coś w rodzaju METAMORFOZY we mnie powstało. Dawna zołza zmieniła się w kochającą żonę i mamę, i dawna szalona dziewczyna znalazła spokój w zaciuszu swego domu! To właśnie dzieci każdego dnia uczą mnie miłości, bezinteresownego zainteresowania i czegoś więcej, uczą mnie bycia SZCZĘŚLIWĄ! To właśnie one pokazały mi czym jest największe szczęście! To dzięki nim zrozumiałam, że liczy się to co w sercu, a nie to co powiedzą inni. Jestem dumna ze swoich dzieci, jestem dumna, że podjęłam taką a nie inną decyzję !
Dzieci to najlepsi nauczyciele,
że moi najlepsi-rzec się ośmiele!
Przygotowani do każdej lekcji wyśmienice,
budzą mnie codziennie tuż o świcie!
Swoim zachowaniem sprawdzają,
czy pracę domową odrobiłam, i rację mają!
Uczą mnie szczęścia z błahostek i radości,
to właśnie dzięki nim nauczyłam się miłości!
Nie zamieniłabym ich na żadne skarby świata !
Kocham je nad życie! Kocham! Kocham ! Kocham!
Moja córka nauczyła mnie, że kredki nie służą tylko do malowania, że materac może okazać się znakomitą zjeżdżalnią, koszyk może okazać się pięknym nakryciem głowy, a buty równie wygodnie nosi się na rękach. I może nie rozwija to mojej wyobraźni, ale codziennie znakomicie przypomina jak cudownie mieć małą księżniczkę.
Moje dzieci, moje skarby, moi nauczyciele,
każdego dnia, w każdej godzinie uczą mnie tak wiele.
Cały ALFABET z nimi przestudiowałam i się nauczyłam,
że wszystko da się zdobyć jeśli sie chce,ja w to wierzyłam.
Dzieci nauczyły mnie,że SZANSA NA SUKCES jest jedyna,
i od PIEWSZEJ MIŁOŚCI się wszystko zaczyna.
DLACZEGO JA? miałabym realizować swoje marzenia?
UKRYTA PRAWDA jest taka, że każdy ma swoje pragnienia!
Dzieci nauczyły mnie że MODA NA SUKCES w sercu gości,
i dla lenistwa i wymówek nie ma żadnej litości.
Pokazały, że wiek nie zna granic i można być SUPERMENEM,
mimo dzieci spełniać się zawodowo i być dżentelmenem !
Każdego dnia uczą mnie że jak KEVIN SAM W DOMU można sobie radzić,
i na każdą, nawet najgorszą sytuację coś wymyślić i zaradzić!
Uczą mnie kreatywnego myślenia i spontaniczności,
dlatego tak je kocham, z pełnią wzajemności !
Moja historia z còrką toczy się już 15 lat, a jej obecność ciągle wnosi w moje życie coś nowego :) Nauczyła mnie po pierwsze co to jest bezwarunkowa miłość, bezgraniczna duma i niekończąca się radość. Nauczyła także, że choćby nie wiem jak okrutny wydawał się świat to zawsze trzeba wstać z łóżka i zrobić śniadanie ;) Uświadomiła mi, że każde dziecko kocha swojego ojca, nawet jeśli ten się wcale nim nie interesuje. To ona nauczyła mnie, że po każdym upadku należy czym prędzej wstać i brnąć dalej. Pokazała że samodzielność i kreatywność mogą przynieść więcej korzyści niż nabyta wiedza. Nauczyła, że zawsze trzeba sięgać po marzenia i niepotrzebnie nie komplikować. Nauczyła mnie też całkiem prozaicznych rzeczy, np. jak zrobić dobre zdjęcia przednią kamerką czy najlepsze spagetti na świecie :) Ale przede wszystkim nauczyła mnie, że czas spędzony z rodziną nie jest nigdy stracony. Że dla najbliższych warto wszystko.
Mój 10-cio letni przystojniak nauczył mnie cierpliwości i konsekwencji. Od pierwszych dni życia nauczył mnie przede wszystkim logistycznego podejścia do życia – jak kontroler lotów, dziś idealnie potrafię zaplanować codzienność, połączyć w nienaganny sposób życie prywatne z zawodowym, dosłownie każdą sprawę ułożyć tak by nie kolidowała z inną a nasze życie rodzinne było po prostu nieskomplikowane, ułożone i szczęśliwe. Dziś wiem, co znaczy być mamą, kochającą ale i odpowiedzialną mamą i kobietą, żoną i partnerką, przyjaciółką i towarzyszem dla członków mojej rodziny. to dzieci nadają naszemu życiu sens, uczą nas życia i odpowiedzialności za nie, nasze pociechy nakreślają ten właściwy kurs w osiągnięciu życiowego sukcesu.
Mój synek, choć am zaledwie ukończone 11 miesięcy od pierwszy dni życia uczy mnie cierpliwości, która jest dla mnie wielkim wyzwaniem. Pierwsze próby miały miejsce jeszcze przed porodem, podczas ciąży kiedy miałam ostre bóle brzucha, które samoistnie przechodziły.
Na co dzień mam dzięki niemu styczność z wielką miłością i potrzebą drugiego człowieka, który się nim zajmuje (czyli ja, jego mamuśka).
Kiedy widzę, jego radość, te dwie iskrzące się niczym żar żaróweczki w oczkach, wielkich jak moje paczydła, i jego niczym białe jak śnieg ząbki wystające do połowy z dziąsełek – odpływam i czuję, że jestem jego najlepszą i najbardziej pewną osoba w życiu, dzięki której czuje się bezpieczny i kochany.
Dzięki tej małej gwiazdce w mym domu, zrozumiałam co to jest na prawdę szczęście, radość bez konieczności płacenia za to, czy ponoszenia większych kosztów.
Mój maluszek nauczył mnie cierpliwości, dystansu, pokazywania światu, że zawsze może być gorzej, że jest dobrze i musimy cieszyć się chwilą, nawet jak mamy tylko drobnostki – cieszmy się z nich! To one dają tyle radości i szczęścia z życia! Niektórzy nie mają tego przywileju i od lat starają się o dziecko z wynikiem negatywnym..
Mnie mój kochany robaczek nauczył, że nieważne jakbym źle się czuła, jakbym była niewyspana i zmęczona – uśmiechnij się! A na pewno poprawi Ci się stan serca, dokrwienie organizmu i stan całego ciała i duszy.
Mój malec chociaż jest zmęczony czy spiący – uśmiechnie się, krócej niż zwykle ale to zrobi. Nie wali fochów, że nie i koniec. Czerpie radość z życia pełnymi garściami. I kto by pomyślał, że dzięki takiemu kwiatuszkowi ja taka bystra i niezależna nauczyłam się więcej, niż wyniosłam ze suchej teorii z poprzednich lat.
Dla niego wywalenie ciuchów z szafek, szuflad czy umazanie podłogi jedzeniem, zamoczenie paluszków w jedzeniu i upaćkaniu sobie buźki, umazanie sobie rączek w kremie, złapanie miotły, czy rzucanie butelki z mlekiem daje radość tak wielką, że moje serce jest kruche i nie potrafi się pozbierać.. a dodam, że jestem silną babką i byle co mnie nie rusza, więc nauka czułości od takiego maleństwa to jest to co najlepsze!
Gdyby jakiś rok temu ktoś mi powiedział, że mój syn będzie moim nauczycielem, kazałbym mu się postykać po głowie :) No oszalał, czy co. Teraz wiem, że jest inaczej! Mój syn, każdego dnia uczy mnie ŻYĆ CHWILĄ i uczy mnie bawić się! Tak! Ja , dorosły człowiek, uczę się bawić! Uczę się nie planować, i żyć tym,co wynika samo. Mój mały Szkrab jest największym nauczycielem! Dzięki niemu odkrywam własną kreatywność, dzięki niemu już się tak nie stresuję! Wiem, że po powrocie z pracy, czeka mnie lekcja życia z małym urwisem. To właśnie on uczy mnie, że cieszyć się można z każdej drobnostki, że można próbować szczęścia wszędzie, i dążyć nawet do tego co nieosiągalne! A nóż , widelec się uda!
Moje życie po narodzinach odmieniło się radykalnie! Dziecko już od pierwszych dni uczyło mnie odpowiedzialności i myślenia nie “ja” tylko “my”. Uczy mnie każdego dnia, że mam dla kogo i po co żyć! Daje mi radość, bezwarunkową! Taką, jak w dzieciństwe! Pozwala mi ją odzyskać! To niesamowite i bezcenne! W sklepie się tego nie kupi .
Też mam córeczkę, Lidia ma pięć lat i ma w sobie tak niesamowite pokłady empatii, że niejednokrotnie było mi w środku tak po prostu wstyd, że to nie może być dzięki mnie bo mimo całej mojej uczuciowości nie mam takich zapasów jak ona. Lidia uczy przede wszystkim żeby się zastanawiać nad tym co ważne, kiedy ja jęczę jak mi źle, że kredyt hipoteczny i samochód się psuje ona zauważa, ptaszka i już myśli jaki ona biedny bo już tak zimno i czy przypadkiem nie jest głodny. Popłakała się ostatnio z powodu żebraczki, która poprosiła przy wejściu do marketu o 2 zł na chleb. Zazwyczaj się odmawia bo niestety było czuć, że być może nie przeznaczy ich na chleb. Lidia już w sklepie ze łzami w oczach zapytała czy my też kiedyś nie będziemy miały pieniążków na chlebek. Poczułam się jakbym dostała w pysk. Ostatecznie kobieta przyjęła od Lidki bułki i konserwę. Moje dziecko ma jakąś niesamowitą moc wyczuwania smutku, wystarczy, że poczuję się źle dostaję wesoły obrazek na poprawę humorku. Moja córka uczy mnie być dobrym człowiekiem.
Choć jestem facetem to zawsze chciałem mieć córkę…Bóg okazał się tak łaskawy, że obdarzył mnie dwiema. Na dodatek obie są zodiakalnymi Baranami i staczają między sobą nieustane walki. Każdy dzień zaczyna się u nas wyścigiem…kto pierwszy się ubierze, kto pierwszy zje kanapkę, kto pierwszy pościeli łóżko itd. Oczywiście przegrany zanosi się płaczem, który budzi całe piętro w bloku. Chcąc nie chcąc od kilku lat codziennie robię za negocjatora. Nauczyłem się już nawet opanowywać swoje emocje, choć z natury jestem wybuchowy :) Moje córki sprawiły, że już niewiele rzeczy potrafi mnie wyprowadzić z równowagi :) Ta umiejętność przydaje mi się zwłaszcza w pracy :)
Nie mogę nie wspomnieć też o tym, że moje dziewczyny uwielbiają “gadać”. Z tym akurat wrodziły się do mojej cudownej małżonki :) Potrafią nawijać bez przerwy. Nie przejąłem od nich niestety swobody wypowiedzi, ale za to nauczyły mnie aktywnego SŁUCHANIA. Nie zdawałem sobie kiedyś sprawy, że często nie koncentrujemy się na tym co do nas mówi druga osoba i udajemy tylko zainteresowanie tym co chce nam przekazać. Dzięki dzieciom już wiem, że słuchanie to podstawa jeśli chce się zrozumieć drugiego człowieka, i tego małego, i tego dużego.
Poza tym miliony buziaków, które wylądowały na mojej twarzy sprawiły, że z łatwością ( kiedyś mi nie znaną) wyrażam teraz swoje uczucia w stosunku do najbliższych. Córki skruszyły jakąś niewidzialną skorupę i uwolniły tkwiące we mnie pokłady czułości, o które nawet sam siebie nie podejrzewałem.
Dzięki wrażliwości dziewczynek stałem się też bardziej otwarty na ludzi i bardziej empatyczny. A na dodatek lepiej znam się na modzie, choć kolorów nadal jeszcze nie rozróżniam tyle co one :)
Moje dzieci codziennie uczą mnie multifunkcyjności w działaniu :). Odkąd pojawiły się na świecie, każdego dnia uczę się codziennie szybciej wykonywać różne rzeczy. Jednocześnie gotuję obiad, sprzątam, zabawiam młodszego niemowlaka i pomagam kolorować rysunek starszemu, jednym okiem zerkając na wiadomości, a drugim w książkę :). Jak każda mama, mam super moc, dzięki moim dzieciom mogę wszystko i mogę wszystko naraz!
krótko bez owijania… :) moje dzieci codziennie uczą mnie jak być zorganizowaną, cierpliwą, zabawną, nie pędzącą, szczęśliwą, uśmiechniętą!!
Moja mała córka nauczyła mnie cierpliwości i nadal tego uczy, opanowania, racjonalnego podejścia do wielu spraw, uśmiechu i umiejętności cieszenia się z najmniejszych drobiazgów w życiu, z bycia razem. Jest dla mnie największym “motywatorem”, który rozbudza mnie każdego ranka i powoduje, że dzień jest ciekawszy, pełen niespodzianek. Od chwili narodzin wywróciła mój świat do góry nogami, wszystko jest inne i za żadne skarby tego świata bym tego nie zmieniła. Jest tyle wspaniałych chwil i momentów każdego dnia, które sprawiają, że jestem szczęśliwa. Promieniuję, kiedy córka podchodzi do mnie i przytula się swoimi rączkami wokół mojej szyi. Uwielbiam chwile razem spędzone, jej uśmiech na twarzy, każdy gest i lubię obserwować, jak odkrywa otaczający ją świat. Zaskakuje mnie swoim uporem. Ma tyle siły i chęci, do niepoddawania się, do zdobycia tego, czego zapragnie. Zaskakuje mnie ona swą radością, okazywaniem uczuć, śmiechem z całego serca, nieskrywanymi emocjami pełnymi miłości. I to są chwile, dla których warto żyć. Córka pochłania cały mój czas, jej wychowywanie i codzienne problemy z tym związane, dodają mi siły, bo wiem, że dla niej jestem całym światem. Inaczej patrzę na świat, staram się patrzeć oczami dziecka, by bardziej zrozumieć potrzeby córki. Tego wszystkiego uczy mnie córka, rozwijać się i stawać się lepszym człowiekiem.
Dzięki mojej córce jestem lepszym człowiekiem! Mam w sobie dużo więcej empatii, chęci niesienia pomocy, dobroci serca i patrzenia na świat przez pryzmat różowych okularów…! Bo to właśnie moja maleńka córeczka pokazała mi co tak naprawdę w życiu jest ważne – w parku karmiąc gołębie, na placu zabaw dzieląc się zabawkami z dziećmi, które ich nie mają, na spacerze uśmiechając się do nieznajomych, w przedszkolu olewania tego co myślą o niej inne dzieci, tolerancji i sięgania, ba! gonienia za marzeniami, które są na wyciągnięcie ręki :) Dzięki niej znalazłam odwagę by rozwijać swoją pasję do malowania, do pokazania jaka tak naprawdę jestem – po prostu bycia sobą!
Moje dziecko każdego dnia uczy mnie życia…tu i teraz. Kiedy zaczynamy się bawić, znikają wszystkie troski i zmartwienia, problemy uciekają w zapomnienie. Nie myślę o liście zakupach, o tym, co ugotować i co jeszcze zostało do posprzątania. Nie myślę o wczoraj, nie myślę o jutrze. Jesteśmy tylko my i żyjemy chwilą. Czasem jest to krótka, 10-minutowa chwila, czasem to są 2-3 godziny wybuchów radości, spontanicznego śmiechu i zabawy. Nieważne ile trwa, ładuje mnie energią i endorfinami. Wydaje mi się, że podczas beztroskich zabaw z moim synkiem, bez spoglądania na zegarek, bez smartfona, nie tylko budujemy bliskość, ale również ja ładuję swoje akumulatorki, dzięki którym mam moc pracować i organizować dom i życie rodzinne. Przed zajściem w ciążę żyłam według listy zadań, planowałam czas, który poświęcę na każde z nich. W pracy projekty, w domu czynności związane ze sprzątaniem, gotowaniem, samorozwojem. Macierzyństwo nauczyło mnie odpuszczać, przestałam żyć zadaniowo i – o dziwo – nic się nie zawaliło. Czasem nie ma obiadu, czasem jemy poza domem, czasem kładziemy się spać, a naczynie nie umyte czekają w zlewie. Ale każdego dnia spędzam czas z dzieckiem i to jest TYLKO nasz czas.
Moje dziecko uczy mnie każdego dnia, że:
– wazon może zbić się sam
– ślimak bez skorupy może być najlepszym przyjacielem człowieka, brrr
– najlepsze placki robi się z błota, a nie z ziemniaków
– żółta bluzka idealnie pasuje do fioletowych spodni i czerwonych butów
– zwykły patyk może zmienić się w miecz świetlny
– siedzenie 10 min bez ruchu to zadanie niewykonalne, a skakanie 3 godz. na trampolinie to bułka z masłem:)
Kocham cię Synku, za to, że jesteś!
Moje dwie córcie nauczyły mnie, że kto ma rodzinę, codzienne gotowanie, herbatę w kubku, miękkie łóżko i kapcie rzucone gdzie bądź, ten nawet nie wie, że w niejednych oczach ma wszystko, ma cały świat.
Czuję się z Nimi, jak król Wszechświata… oby jak najdłużej. :)
Choć bywało różnie… dwie dziewczynki okładające się mieczami plastikowymi (skąd te zabawki?) po głowach. I ja z rękami w mięsie mielonym… zanim ręce umyłem i dobiegłem, już jedna podsadzała drugą na półkę z telewizorem.
One nauczyły mnie, że słowa, gesty, czyny w domu rodzinnym nie wyparowują w przestworza otwartym na oścież oknem. Wszystko wsiąka w małego człowieka…
A swoją drogą, to jeszcze dodam, że psotne moje córcie uczą mnie, że zdecydowanie łatwiej chcieć, jak nie trzeba musieć! ;-)
Mój syn uczy mnie rozpoczynania każdego dnia od uśmiechu – takiego szczerego i spontanicznego i nie wywołanego niczym specjalnym, ot takiego idącego od serca, jasności i poczucia radości, szczęścia i beztroski w głowie. Mimo wszelkich spraw i trosk ten uśmiech uzmysłowił mi, że wszystko staję się o niebo lepsze. Zaś swoim zamiłowaniem do malowania, składania wszelakich budowli czy robotów z papieru oraz układania statków kosmicznych pomaga mi rozwijać pamięć i wyobraźnię przestrzenną oraz aktywny tryb życia. Syn uwielbia spacery, rower, pływanie, deskorolkę a ja idąc za jego potrzebami staję się aktywniejsza i lepiej wysportowana.
cierpliwości
wytrwałości
odwagi
zaufania
ciepła
oddania
patrzenia na świat z innej perspektywy
nie przejmowania się
życia chwilą i zabawą:)
Jestem przeszczęśliwą (no dobra, nie zawsze ;) mamą 5-letniego chłopca. Jednak nie od początku było różowo. Gdy dowiedziałam się, że będę mieć chłopca przeżyłam ponad 2 tygodnie jakiegoś potwornego załamania (tak, wiem, nie bijcie, nieważne co, ważne , że zdrowe…) W mojej rodzinie są same dziewczyny, siostry, kuzynki, siostry cioteczne, sama też jestem kobietą i nie potrafiłam sobie wyobrazić jak to w ogóle możliwe mieć synka. Co ja będę z nim robić? Bez lalek, domków, przebieranek? Oczywiście wszystkie te smuteczki, złe myśli i wątpliwości rozwiały się w pierwszych dniach naszego wspólnego życia. Od małego synek był aniołem -spokojny, spał, jadł, był bezproblemowy, zostawał z babciami na noc, takie cygańskie dziecko. Co prawda wywrócił mój świat do góry nogami, ale zyskałam dzięki niemu naukę – życia nie da się w 100% zaplanować. Ba, czasem nawet w 1%! Ja, osoba poukładana, uporządkowana, wszystko robiąca niemal według harmonogramu musiałam się nauczyć, ze czasem najlepszy plan się nie powiedzieć, bo … dziecko dostanie gorączki. na przykład. Ale stopniowo, z roku na rok sama odpuszczałam, uczyłam się tego nowego porządku. Powiem więcej – uczę się do tej pory. Oczywiście jeśli już mowa o tym, czego uczymy się od dzieci to nie mogę nie wspomnieć o mojej jakże poszerzonej wiedzy… maszyna ze śmigłami na górze to NIE SAMOLOT (mamo!) tylko HELIKOPTER, a spycharka to co innego niż spycharko-ładowarka ;)
15 miesięcy temu moje życie stało się bardziej różowe… I to dosłownie;) Urodziła się nam bowiem córeczka. Ach, wymarzona, ukochana! Ale, ale! Co to za hardkor był na początku! Okazało się, że mój synuś ukochany był aniołem do potęgi, zaś ona małą diablicą. Non stop na piersi (teraz za to niejadek niereformowalny!), nie śpiący (kto to widział noworodka, który sypia może ze 2 razy w dzień po 15 minut…), krzykliwy. Ma ponad rok, a temperamentna, że strach się bać. Porównując ich dwoje aż nie dowierzam jak są różni. Tak więc moje drugie dziecko nauczyło mnie, że nie ma co zakładać jakichś sposobów wychowania, zasad, reguł. Ja, kładąca wielki nacisk na zdrowe odżywianie moich dzieci, mojej rocznej córce wtykam frytki, gdy tylko ma je ktoś na talerzu! I gdzie tu zasady? Gdzie to moje poprzednie “bez cukru, bez soli, niesmażone, niekupne, bez chemii”?? Ano nigdzie. Jeśli dziecko jest permanentnym niejadkiem, jeśli wciąż walczę o podniesienie jej wagi, to w tym momencie takie zasady idą w zapomnienie. Ważne byle coś… Jest też jeszcze inna rzecz, która ich różni, której może nie tyle się uczę od córci, co czerpię z tego przeogromną radość, a w przyszłości wiem, że będę czerpać od niej jeszcze więcej. To jej wrażliwość. Całkiem inna, taka wylewna, czuła. Ona uwielbia się przytulać, robi to setki razy dziennie, zarzucając zamaszystym gestem obie rączki mi na szyję. Całuje mnie, cmoka, często przy mnie leży. Pokazuje mi jak ważny jest dla niej ten kontakt, dotyk, a ja później tak samo tulę synka. Dzięki niej, jeszcze mocniej uczę i jego, że kontakt, przytulanie to coś naturalnego, że w naszym domu pokazujemy tak sobie miłość i otwartość.
Moje dzieci uczą mnie każdego dnia wielu rzeczy. Stawiają mnie do pionu, uczą jak pozbyć się nieśmiałości i w końcu być sobą. Ponadto uczą mnie;
MIŁOŚCI , już po pierwszej chwili, wiem, że miłość do nich jest bezgraniczna, że wskoczyłbym za nimi w ogień, że zrobiłbym dla nich wszystko.
CIERPLIWOŚCI , gdy pytają po raz setny “dlaczego niebo jest niebieskie?” a ja z równym jak zawsze spokojem i uśmiechem tłumaczę,
PRĘDKOŚCI , gdy widzę jak zbliżają się do ulicy a tam pędzący samochód, bądź w kuchni, gdy dochodzą do świeżo naostrzonego noża,
KREATYWNOŚCI – bo który rodzic nie zdecyduje się na śpiewanie,mimo że nie ma do tego predyspozycji, bądź nie wymyśli choć jednej równie szalonej zabawy co dziecko?
Moje dzieci uczą mnie SIEBIE! Tak! Uczą mnie jak być wspaniałym tatą, jak cieszyć się z ich wychowania i opieki! To one uczą mnie gospodarowania czasem i pozwalają rozwijać talent malarski (bo i one uwielbiają babać się w farbach , kredkach i innych). Moje dzieci-moje skarby-moje przeznaczenie=kocham je nad życie. Tata :)
Córka uczy mnie, żeby się nie śpieszyć i cieszyć się każdą chwilą. Często rano praktycznie biegniemy do przedszkola, bo za chwilę spóźnię się do pracy. Córcia potrafi się zatrzymać i zachwycać się pięknym ptaszkiem, kolorami jesiennych liści czy kamykiem w zabawnym kształcie. My – dorośli często nie zauważamy takich szczegółów. Mimo, że czasem jestem zła, bo sytuacje nie są odpowiednimi chwilami do kontemplowania natury, cieszę się że takie drobnostki sprawiają córce radość. My też powinniśmy zacząć je dostrzegać.
Moja córeczka Lilianka nauczyła mnie przede wszystkim miłości. Zanim urodziłam Lili myślałam, że wiem czym jest miłość, ale myliłam się. Nie zdawałam sobie sprawy że w jedym momencie pokocham nad życie drugiego człowieczka. Dzięki niej moje życie nabrało nowego sensu. Nie myślałam, że nadejdzie w moim życiu taki moment że przestanę marzyć. Ale przestałam i to dlatego iż wiem że wszystkie skryte pragnienia nie dadzą mi przenigdy takiego szczęścia jakim jest moje dziecko. Moja córka sprawiła że jestem z siebie dumna, jestem dumna z bycia mamą!
W domu trzylatek i pięciolatka
Co dzisiaj zmalują to jest zagadka
Klocki są w zlewie, lalka w łazience
W salonie czeka nas jeszcze więcej…
Kanapa w kropki, stół ubrudzony
Pies nawet pomógł – podarł zasłony
Matka zmęczona, z nóg już dziś pada
Jednak nie sprzątać jej nie wypada…
Bierze więc mopa, lecz po trzech obrotach
Prawie na nią spadła z książkami gablota
Wzięła więc ścierkę bo sprzątnąć trzeba,
Przynajmniej pies jej pomaga – zjadł okruszki z chleba!
I tak mijają dni, godziny, miesiące…
Mama od sprzątania ma już chyba gorączkę…
Lecz czy to magia, czy to czary?
Dla super mamy grajcie fanfary!
Wyczyściła bowiem wszystkie plamy…
Odznakę czystości jej za to damy!
Bo Matka tak kocha swoje pociechy…
Że zawszy po nich posprząta, niestety… :D
W ciągu ostatnich 3 lat nauczyłam się dużo więcej ważnych rzeczy niż przez 25 lata życia “przed dzieckiem”. Mogłabym tu wymieniać bez końca, skupię się na 2 najważniejszych dla mnie rzeczach. Przede wszystkim Zuza nauczyła mnie zwolnić, wyhamować. Jak większość ludzi żyłam ciągle w biegu, z zegarkiem w ręku. Już w ciąży, kiedy powiększałam się z miesiąca na miesiąc moje tempo przede wszystkim poruszania się zmniejszało się. Próbowałam pędzić, szybko iść np. do sklepu, a tu wielki brzuch pozwalał tylko na spacery w żółwim tempie. Po urodzeniu znów mała mnie nauczyła, robić wszystko przy niej powoli, zatrzymać się. Powoli zakładać pampersa, bo krzywo założony szybko skutkuje tym, że trzeba mokrego malca przebrać z góry do dołu. Te godziny karmienia, a w głowie początkowo myśli muszę jeszcze to, muszę tamto, szybciej mała szybciej. Pierwsze spacery bez wózka…początkowo oczywiście moja natura i głos w głowie ” no dalej, szybciej, musimy jeszcze zakupy zrobić, zdążyć tu i tam”, szybko się nauczyłam, że ważniejsze od zakupów jest policzenie kropek biedronce, zbieranie kamyczków. I pomimo, że z dzieckiem obowiązków przybywa to ja wbrew pozorom przy dziecku zwolniłam.Drugą ważną rzeczą, którą dała mi Zuza jest pewność siebie. Zawsze byłam chorobliwie nieśmiała, odkąd dowiedziałam się o ciąży wstąpiła we mnie odwaga i pewność siebie.Dla niej muszę walczyć o swoje (czyli jej dobro), nie przejmując się krzywymi spojrzeniami. Dla niej jestem codziennie przykładem i wiem , że gdybym sama w siebie nie wierzyła ona nie wierzyłaby we mnie.
Oto czego nauczyło mnie dziecko…
bezgranicznej miłości
cierpliwości
spontaniczności
bycia sobą
cieszyć się bez powodu
domagać się ze wszystkich sił tego, czego się pragnie
być ciągle czymś zajętym
marzyć
bliskości
patrzenia na świat z innej perspektywy niż dotychczas
odpowiedzialności
otwartości na innych ludzi
wytrwałości
nie przejmowania się błahostkami
szczerości
umiejętności zabawy zawsze i wszędzie
zachwycania się zwyczajnymi rzeczami
nie przejmowania się tym co mówią inni
życia tu i teraz
nie przejmowania się bałaganem
odnajdywania nowych zastosowań przedmiotów codziennego użytku
bycia egocentrykiem
domagania się o swoje
niezamartwianiem się o to, co będzie
kreatywności
życia chwilą
bezpośredniości
prostoty w postępowaniu
akceptowania siebie
pełnego angażowania się w wykonywaną czynność
elastyczności emocjonalnej
wyrażania swoich potrzeb
okazywania uczuć
sprawiania sobie drobnych przyjemności
pomysłowości
że noc wcale nie służy tylko do spania
że miejsce „ojojane” i „ochuchane” mniej boli
beztroskości
że po upadku trzeba się podnieść i próbować iść dalej
że bez snu można funkcjonować długie miesiące
że pokój to pole bitwy
dopytywać jeśli się czegoś nie wie
mówienia prosto z mostu
pogody ducha
obrażania się na minutkę
pozytywnego nastawienia do otaczającego świata
że każdy dzień jest nową niezapisaną kartką
że nie warto przywiązywać się do rzeczy materialnych
że „zburzony zamek z piasku” można odbudować
ciekawości
braku zbytniego i często zbędnego analizowania sytuacji
nierobienia czegoś na siłę
asertywności
wyobraźni
jedzenia wtedy, gdy jest się głodnym, a nie kiedy wypada
niepilnowania się zegarka podczas codziennych czynności
przebaczania
że nie wszystko da się kontrolować
że nie ma ludzi i rzeczy idealnych
mówienia „nie”
że punktualność to zbędny wynalazek ludzi
że warto się rozwijać i dążyć do doskonalenia się
nie poddawać się i jeśli trzeba powtórzyć daną czynność sto razy
braku strachu przed porażką
że przytulenie i całus są lekarstwem na całe zło tego świata
że rodzina jest najważniejsza
że wyobraźnia jest naszym jedynym ograniczeniem!
i wiele wiele innych! :)
Tak więc wbrew pozorom dziecko jest naszym doskonałym nauczycielem, ale i motorem do rozwoju! Często obserwując swoją pociechę można dowiedzieć się bardzo dużo o sobie samym!
Ja rozwijam się każdego dnia spędzając czas z dzieckiem i ucząc się tego, co powyżej wymieniłam. Każdy dzień wspólnie spędzony z moim Skarbem stawia przede mną nowe wyzwania. Rozwijam się jako Mama, ale też jako lepszy człowiek po prostu… :)
I z pewnością można nazwać to rozwijaniem się gdyż rzeczy i sytuacje, które dla innych wydają się niewykonalne, dla wielu Mam są codzienną czynnością :)
Mam jedną wielką wadę. Minus siedem. Dioptrii.
To była moja odwieczna wymówka. Chciałabym, ale…
I tak mijały dzień za dniem, a ja bardziej żyłam kolorowymi marzeniami jak szarawą prozą życia.
Aż tu nagle pojawił się On.
Mały Kosmita, co postanowił zabrać mnie do swojego Wszechświata…
Przystanęłam. Zapatrzyłam się. Zdumiałam.
I tak w tym stanie wiecznego “to tak można?” tkwię do dziś.
Choć synek ma dopiero dwa latka, próbuje, przewraca się, próbuje, przewraca się, próbuje…
I co z tego, że czasem spadnie jakaś łza?
Co z tego, że dziś się nie uda?
Co z tego, że ktoś może dostrzec naszą “porażkę”?
Co z tego, że pada/buty niewygodne/nie wyspałem się itp., jeśli… chcę, to mogę!
**
Dalej mam te swoje minus siedem na nosie.
Ale gdzieś po drodze zgubiłam swoje uprzedzenia.
Odświeżyłam listę marzeń i…
Nie ma, że to, że tamto.
Chcę = mogę!
W końcu… ktoś musi nadążać za nadaktywnym dwulatkiem, który wciąż działa na naładowanych do pełna akumulatorkach ;)
A mnie synek uczy…języka angielskiego. No cóż, chodziłam do szkoły w czasach, kiedy obowiązkowym językiem był rosyjski (który zresztą opanowałam z łatwością a dziś już praktycznie nic nie pamiętam i nie jest mi kompletnie do niczego potrzebny) zaś nauka języka angielskiego (czywiście prywatnie) była wtedy jakimś luksusem albo,dziwnie to brzmi jakimś wymysłem ;) Wracając jednak do sedna,aktualnie dzieci uczą się języka angielskiego od przedszkola, lekcje prywatne też są w zasięgu ręki i bardzo dobrze,bo często podróżując naprawdę widzę, jak bez znajomości języka obcego jest trudno.Mieszkamy w dużym mieście, nastawionym na turystykę i często w pracy jest mi bardzo potrzebny.Synuś uczy się języka angielskiego w szkole a potem doszkala mamusię ;) Lepiej późno niż wcale :)
Nasza córeczka Amelka uczy nas każdego dnia jak ważna uwaga i wyrozumiałość. Są to dla nas dwie bardzo istotne kwestie w rozwoju naszego dziecka, ponieważ każdym swoim gestem dziecko skłania nas do zwrócenia na siebie uwagi. To za pomocą różnych zachowań, gestów i reakcji dziecko pokazuje nam swoje emocje- radość, smutek czy złość. W momencie gdy zaczynamy popadać w rutynę, wir pracy i pęd życia Nasz Aniołek sprowadza nas na ziemię i pokazuje jak ważna jest chwila wytchnienia, uwagi.
Ami ostatnim czasem przeżywa ciężki okres- szybko się denerwuje i płacze. Jest to naturalna reakcja dziecka na zwrócenie na siebie uwagi, na chęć pokazania że ona też czegoś od nas oczekuje. Stąd też bardzo istotna jest uwaga i sposób w jaki poświęcamy czas dziecku. Nie wystarczy włączyć bajkę i zająć się domem, należy wręcz zając się dzieckiem-jego emocjami i potrzebami. Wyrozumiałość- potrzeba nam bardzo dużo zrozumienia dziecka i odkrycia jego oczekiwań. Amelka rozwijając się przechodzi różne okresy-dlatego musimy ją wspierać, pomagać ale i jednocześnie motywować . Jeśli Niunia się złości- dajemy jej czas dla siebie, słuchamy żalenia się i staramy się tłumaczyć. Staramy się nie popadać w złości, gdy sytuacja jest podbramkowa- lecz być opanowanym, cierpliwym.
Dzięki naszemu Aniołkowi my sami rozwijamy się dalej. Zwracamy większą uwagę na potrzeby innych ludzi, staramy sie ich słuchać a nie traktować jednostkowo. Zwalniamy tempo i dostrzegamy inne rzeczy, innych ludzi, zjawiska które wcześniej trudno było nam dostrzec. Stajemy się lepsi dla siebie -rodziny ale i dla innych w otaczających nas świecie !!!
Dzieci to anioły sprowadzające nas na ziemię <3 :)
Dawno temu Paulo Coelho napisał ,że “dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się – ze wszystkich sił – tego, czego pragnie”. Ja chyba dodam do tej listy altruizm – ale w takiej naprawdę czystej postaci. Dlaczego? Otóż każdy uczy dziecko pomagania ludziom, zwierzętom ale generalnie mówimy o tym, dając mały przykład. A moje dziecko codziennie jadąc do szkoły wyobraża sobie, co by zrobiła gdyby np. spotkała kotka ze złamaną nóżką, żabkę na środku drogi, czy jeża który nie ma mamy. I tak naprawdę zawsze chcemy pomagać ale tym przypadkom, które znamy a moje dziecko nauczyło mnie altruizmu na zapas, tzn. że od razu jak widzę chore zwierzątko myślę o naszej rozmowie i myślę, co by wtedy zrobiła moja córka :) ?
My jeszcze przed buntami… Ciekawe jak to bedzie?:)
Co to za fajne małe zwierzątka na zdjęciach?
Większość lekcji, które dają nam dzieci jest uniwersalna. Docenianie drobiazgów, przypominanie o pięknie wokół nas- tego nauczy uważną matkę również chłopiec. Co wyjątkowego wnosi do życia kobiety mała dziewczynka? Córka nauczyła mnie miłości do kobiet- w tym do mnie samej.
Ehhh ;/